Kuriozum. (dodam)

avatar użytkownika Maryla
Profesora socjologii Ireneusza Krzemińskiego zaprosił do swojego niedzielnego programu w TVP-I Jacek Karnowski. Gość przedstawił się nam jako niezależny, po czym usłyszeliśmy wszystkie absurdy, którymi intensywnie faszeruje ostatnio swoich czytelników Gazeta Wyborcza „w temacie” afer: począwszy od „pułapki zastawionej przez Kamińskiego na Premiera” w aferze dotyczącej gier losowych poprzez kwestionowanie afery stoczniowej po straszenie „brudnymi gierkami PiSu” (echo narracji stosowanej w przypadku afery Sawickiej) i redukowania odpowiedzialności PO do poziomu „pewnych zaniedbań”.

Wszystkie te „argumenty” zostały tu na salonie24 zmiażdżone wielokrotnie przez różnych blogerów, nie ma potrzeby do nich wracać. Jeśli ktoś oglądał program, mógł zobaczyć, jak profesor Krzemiński w swojej gorliwej obronie PO bez zmrużenia oka łamie elementarne zasady logiki. Prześcignął nie tylko magistra Tuska, ale nawet innego, jeszcze „mądrzejszego” profesora, Niesiołowskiego. Mógłby śmiało konkurować nawet ze słynnym z "bystrości" redaktorem Żakowskim, któremu jak wiemy już dawno „coś pękło, coś się skończyło”. Wysyłanie komunikatów sprzecznych wewnętrznie w jednym wystąpieniu to nie żarty, to więcej niż manipulacja goebbelsowska,to wprowadzenie w życie idei Ministerstwa Prawdy Orwella.

W poprzednim wpisie skomentowałem przyznanie nagrody Nobla Obamie, zwracając uwagę na tkwienie środowisk opiniotwórczych w wirtualnym, sztucznym świecie przez siebie stworzonym. Takie perpetuum mobile myśli: wysyłają sygnały, które odbierają z własnego otoczenia, i tak w kółko. Od czasu do czasu z tego cyklotronu wyskoczy poza instalację dziwoląg, n.p. Nobel dla Obamy i Świat nie może przez dłuższy czas wyjść z podziwu... albo marksizm i leninizm..., albo globalne ocieplenie..., albo prawa homo do wychowywania dzieci..., albo wyzwolenie kobiet przez zabijanie dzieci..., albo miękkie narkotyki dla każdego, albo..., itd, itd.

Postawiłem hipotezę, zgodnie z którą grupą społeczną najbardziej podatną na propagandę, manipulację, pranie mózgów nie są prości ludzie ze wsi, małych miasteczek, mieszkańcy slamsów, farmerzy, itp., a ludzie o ponadprzeciętnej inteligencji środowisk oiniotórczych oraz pozostająca pod ich wpływem inteligencja pracująca miast i wsi, zwłaszcza miast, zwłaszcza wielkich.

Ku miłemu zaskoczeniu, zareagował pan Sadurski* antybohater mojego wpisu, zwracając uwagę na duży entuzjazm „mieszkańców slamsów, farmerów, ludzi o poniżej-przeciętnej inteligencji, niskim wykształceniu etc...” dla takich deprecjonujących opinii.

Od ponad roku mieszkam na wsi. Powoli odnajduję się we wspólnocie, której w mieście być nie mogło. Ludzie są różni. Bardziej i mniej mądrzy. Bardziej i mniej przyzwoici. Nie są jednak anonimowi. Wszyscy wiedzą, kto od kogo jest mądrzejszy,  kto przyzwoity, a kto zwykłą szmatą. Każdy dba o swoją pozycję i stara się ją poprawić.

Wewnętrznie sprzecznych bzdur, które po lekturze Gazety Wyborczej z łatwością wydalili poprzez swoje otwory gębowe profesor Niesiołowski i profesor Krzemiński na mojej wiosce nie przyjąłby najgłupszy Jaś. Tu wszyscy chodzą po ziemi. Jeśli ktoś już czegoś nie rozumie, słucha mądrzejszego. Jeśli „mądrzejszy” popłynie, przestanie być tym mądrzejszym. Proste.

W świecie wirtualnym można pleść dowolne androny latami i dalej jest się zapraszanym przez dziennikarzy, można być szemranym premierem uwikłanym w zdradę państwa, w najbrudniejsze interesy jak L. Miller i być stałym gościem wielu programów publicystycznych. Świat wirtualny ma swoje prawa, ma swoich idoli. Wiruje w nim inna od ziemskiej materia.

Pan Sadurski musi wiedzieć, że ludzie nie wierzą jak kiedyś w profesorów tylko dlatego, że są profesorami. Dziś profesorem trzeba BYĆ na co dzień, stawać się ciągle na nowo. Uczciwością, przestrzeganiem zasad, mądrym działaniem, kulturą, umiejętnością prostego tłumaczenia rzeczy skomplikowanych, a przede wszystkim rozumieniem i akceptacją społeczności, której jest się cząstką we wszystkich skalach od lokalnej po państwową. Przynajmniej wśród ludzi chodzących po ziemi.

Profesor Krzemiński zajmuje się zawodowo na trzech uniwersytetach** interakcjami społecznymi, mową o innych i odmiennych. Co profesor Krzemiński wie o rzeczywistych więzach społecznych i naturalnej strukturze społecznej tych innych spoza uniwersytetu? Czy kiedykolwiek próbował zintegrować się? Czy umiałby rozmawiać bez odgradzania się tytułami naukowymi? Czy zdaje sobie sprawę, że na mojej wsi tego, co w telewizyjnym studiu w ostatnią niedzielę powiedzieć nie mógłby? Zostałby wygwizdany, albo obrzucony czymś. Ludzie chodzący po ziemi nie lubią, gdy ktoś przeczy elementarnym prawdom i rozumowi.

Dajmy już spokój Krzmińskiemu. Pozostaje pytanie, dlaczego Wojciech Sadurski jest tak źle nastawiony do ludzi chodzących po ziemi... A może nie jest?
 

* tytuł profesora użyty w kontekście publicznych wynurzeń profesorów Niesiołowskiego i Krzemińskiego brzmiałby jak obelga, dlatego pozwoliłem sobie opuścić.

** http://nauka-polska.pl/dhtml/raporty/ludzieNauki?rtype=opis&lang=pl&objectId=55940

http://dodam.salon24.pl/131086,kuriozum
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz