Nie minęło nawet kilka dni od informacji o aferze hazardowej, a już złowrogie CBA zastawiło na pana premiera kolejną "pułapkę", donosząc o następnej aferze w szeregach rządowych - aferze "stoczniowej".

Tym razem w roli agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zadaniowanych na uderzenie w Donalda Tuska, występują ministrowie Grad i Szejnfeld, którzy - jeśli wierzyć medialnym spekulacjom - mieli wyprowadzać pieniądze ze stojących na progu upadłości stoczni. W tej sytuacji należy chyba zadać pytanie o postawę pana premiera, który jeszcze jesienią ubiegłego roku jechał do Brukseli "walczyć" niczym lew o polskie stocznie, by po krótkiej chwili dobrodusznie wzruszyć ramionami, oświadczając, że się jednak nie udało.

Jeśli bowiem pan premier zdawał sobie sprawę z działalności swoich bliskich współpracowników na odcinku stoczniowym, to jego zapewnienia o "walce" o przemysł stoczniowy były standardową osłoną przestępczych działań. Jeśli jednak pan premier jechał do Brukseli z naiwną wiarą w ocalenie stoczni, to jego współtowarzysze wiary tej, jak widać, nie podzielali, bo za jego plecami rozkradali ze stoczniowego majątku, co się jeszcze da, zanim na teren zakładu wkroczy syndyk. To trochę tak jak z senatorem Misiakiem, który w trakcie zażartej "walki" pana premiera o utrzymanie bytu polskich stoczni, przepychał przez parlament ustawę, która miała mu zapewnić korzyści z powodu ich... upadku.

Wprawdzie z punktu widzenia pana premiera, żadna z powyższych alternatyw nie jest korzystna, bo pierwsza stawia go na równi z gangsterami z jego partii, zaś druga robi z niego bezwolnego figuranta mafii (i dotyczy to także afery hazardowej), ale przecież nie sposób pominąć dzisiejszej wypowiedzi pana ministra Grasia, który oświadczył z marsową miną, że CBA - uderzając przy pomocy swoich głęboko zakonspirowanych agentów  w premiera Tuska - "wypowiedziało wojnę państwu polskiemu", co oznacza, iż primo kolejna "pułapka"zastawiona na pana premiera, okazała się skuteczna, tj. że ma on udział w aferze, secundo Donalda Tuska oraz sitwę za nim stojącą, dotyczy słynna maksyma Ludwika XIV "państwo to ja".

Idąc tym interesującym tropem, można stwierdzić, że alarmowanie o aferach jest nie tylko "zastawianiem pułapek" na mężów stanu, ale i działaniem przeciwko państu, które owi mężowie uosabiają.

Aby wytrzymać ten natłok nowej wiedzy z zakresu etyki oraz nie czynić wyłomu w tej żelaznej logice Partii (ściganie afer = wojna z państwem, aferałowie = państwo), winniśmy, jak gdyby nigdy nic uznać, że Platforma Obywatelska realizuje swój rzeczywisty program polityczny, który określiła ongiś posłanka Beata Sawicka (również agentka CBA), w rozmowie ze swoim kompanem Tomkiem, mianem "kręcenia lodów".