Prezydent RP – polityk wielkiej czy pośledniej klasy? (Paweł Paliwoda)

avatar użytkownika Maryla

Znaleźliśmy się obecnie w momencie dziejowo doniosłym, z czego niewielu Polaków zdaje sobie sprawę. Odmawiając podpisania Traktatu z Lizbony, Lech Kaczyński przeszedłby do historii naszego kraju jako postać wybitna, jako człowiek nieugięty, którego własna kariera polityczna nie ma znaczenia w obliczu dobra całej wspólnoty narodowej.

 

Szanowni Czytelnicy! Znamy już wyniki irlandzkiego referendum w sprawie przyjęcia traktatu z Lizbony. W skutek cynicznej i szalbierczej gry wielu czołowych polityków Unii Europejskiej oraz wielu polityków jej krajów członkowskich, ich produkt, neobolszewicka Konstytucja, której nie udało się wprowadzić, ma teraz zostać zastąpiona tzw. traktatem z Lizbony. Jeszcze gorszą, jeszcze bardziej socjalistyczną wersją Konstytucji. Chytrze, prawnymi i medialnymi sztuczkami zmuszono Irlandczyków do ponownego głosowania nad jego przyjęciem. I udało się! Dlaczego Irlandczycy zagłosowali za traktatem? Dlatego, że miesiącami atakowano ich informacjami, że tylko przyjęcie tego dokumentu, przekształcającego zbiór odrębnych, niepodległych i samostanowiących o sobie państw w jedno państwo konfederacyjne, zapewni Irlandii wyjście z obecnego kryzysu gospodarczego i powrót do niedawnego dobrobytu. Jest to oczywisty nonsens. Nie dzięki pomocy UE Irlandia wysunęła się na czoło krajów europejskich pod względem dochodu narodowego, ale dzięki prawdziwie wolnorynkowym zmianom legislacyjnym i ich konsekwentnej realizacji. I tylko w ten sam sposób kraj ten może odzyskać utraconą pozycję.

Dla Polski, tak jak i dla większości mniejszych od Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii państw,  przyjęcie i podpisanie przez prezydenta RP (i prezydenta Czech) traktatu z Lizbony oznacza w znacznej mierze utratę suwerenności. Nasz kraj i naród staną się pionkiem w grze nieformalnych porozumień i konstelacji interesów. Ci wszyscy oszuści – albo po prostu durnie – którzy wmawiają nam ekonomiczne korzyści płynące z Traktatu, okłamują nas. W kwestiach ekonomicznych nic on nam nie da. Sprawi natomiast, że rządzić i stanowić prawo będzie się za naszymi plecami. Pierwsze skrzypce w legislacji tego kołchozu, w który przekształcić ma się UE, graliby wedle wszelkich prognoz Niemcy. RFN bardzo sprytnie przygotowała się do ukołchozowienia dotychczasowych partnerów z Unii. Przeprowadzono tam zawczasu zmiany w prawie – na podstawie wyroku niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego przygotowano i uchwalono tzw. ustawę „kompetencyjną” w sprawach europejskich. Ustawa ta stanowi, że prawo stanowione w ramach UE znajdzie zastosowanie na terenie RFN, o ile zgodzą się na to Bundestag i Bundesrat (Ustawa o przejęciu odpowiedzialności przez Bundestag i Bundesrat za integrację w sprawach Unii Europejskiej). To niebywały skandal, że w przypadku ratyfikacji Traktatu, Niemcy – mający największe wpływy w  UE – będą mogli w istotny sposób wpływać na tworzenie prawa niekorzystnego dla innych krajów, sami zaś prawem tym objęci nie będą!!! I to nie Francja, Wielka Brytania czy Włochy będą stratne na podobnych rozwiązaniach. Decyzje w Unii Europejskiej, co jest bez cienia wątpliwości wiadome od dawna, są podejmowane na spotkaniach liderów najsilniejszych krajów UE. Komisja Europejska jest instytucją fasadową, która już dzisiaj właściwie o niczym nie decyduje, będąc jedynie maszynką do wykonywania instrukcji zakulisowego lobby.

Szczególnymi pieszczochami eurokratów już są – i to znajdzie jeszcze bardziej dobitne odzwierciedlenie w unijnym prawie – rozmaite mniejszości, a ogólnie mówiąc, kwestie ideologiczne. Spodziewajmy się najgorszego w kwestiach tzw. aborcji czy eutanazji. Naciski na Polskę, kraj któremu gębę ciemnogrodu przyprawiają przede wszystkim niemieckie media, ale i niektórzy tamtejsi politycy, większość których – zgodnie z niemieckimi, a nie polskimi interesami – nie znosi polskiej prawicy, która Niemcom nie pozwala w polityce zagranicznej na wszystko (szczególnie niebezpieczne są tu niemal braterskie relacje RFN z postsowiecką Rosją), zwiększą się niepomiernie. Ufam, że prezydent  Lech Kaczyński dobrze pamięta wypowiedzi wielu czołowych niemieckich mediów i polityków na swój temat. A to właśnie Niemcy w głównej mierze zdominują Biuro Polityczne KC Unii Europejskiej.

Cenię i szanuję politykę prowadzoną przez obecnego prezydenta RP. Podziwiam jego odwagę w podejmowaniu trudnych decyzji w sytuacji, gdy prowadzona jest przeciw niemu – nie waham się użyć tego określenia – podła polityka gremiów przywódczych Platformy Obywatelskiej oraz mediów, które w większości są opanowane przez ludzi obciążonych – w ten czy inny sposób – spuścizną komunizmu. Zdaję sobie dobrze sprawę z tego, że na prezydenta wywierana jest i będzie gigantyczna presja, aby Traktat podpisał. Na domiar złego sam Lech Kaczyński to obiecał, o ile Irlandczycy powiedzą Lizbonie „tak”.

Tymczasem jesteśmy w momencie dziejowo doniosłym, z czego niewielu Polaków zdaje sobie sprawę. Odmawiając podpisania Traktatu z Lizbony, Lech Kaczyński przeszedłby do historii naszego kraju jako postać wybitna, jako człowiek nieugięty, którego własna kariera polityczna nie ma znaczenia w obliczu dobra całej narodowej wspólnoty. Polskiej wspólnoty, a nie polskojęzycznej grupy, która w istotnej mierze zdominowała centra kształtowania opinii publicznej i której opcja kosmopolityczna stwarza najbardziej komfortowe warunki rozwoju.

Powiem wprost: Jeżeli prezydent Lech Kaczyński podpisze Traktat – choć do ostatka wierzę, że chęć niezrażania sobie mediów przed wyborami prezydenckimi nie przeważy nad niewątpliwym patriotyzmem prezydenta – już przez polski parlament przyjęty w 2008 roku (głównie głosami lewicowców z PO, PSL i SLD – ufam, że nawet ci politycy uczynili to bez wiedzy, co czynią), nie głosujmy na niego w wyborach prezydenckich! Warto, aby Pan Prezydent uświadomił sobie, że podpisując wybitnie niekorzystny dla Polski dokument, nie tylko nieco złagodzi zmasowany atak medialny na swoją osobę, ale może także stracić setki tysięcy, a może miliony głosów Polaków opowiadających się przeciw Traktatowi z Lizbony!

W przypadku złożenia podpisu pod tym dokumentem przez prezydenta RP, ja swoje poparcie dla jego osoby wycofuję. Zakładajmy wreszcie nową partię! Partię narodową, konserwatywno-liberalną. Chroniącą interesy Polaków, a nie karierowiczów, politycznych graczy i czerwonej pajęczyny.   Oczyśćmy naszą Ojczyznę  z progenitury stalinowskich łotrów i oprawców (którzy także zawsze stawiali na “internacjonalizm”), która sabotuje działania IPN, stara się ośmieszyć próby prowadzenia przez Polskę polityki historycznej i na wszelkie sposoby osłabić Kościół rzymski, który – nie od dziś ani nie od wczoraj – jest przedmiotem jej zapiekłej i nieprzezwyciężalnej nienawiści.
Paweł Paliwoda

P.S. Proszę uprzejmie, zerknijcie Państwo na tej stronie na tekst o postawie prezydenta Czech Vaclava Klausa wobec traktatu i jego pisemne wobec tego dokumentu zastrzeżenia. Polecam także znakomity tekst Tomasza Wróblewskiego na ten temat: „Czy Irlandia kupi Lizbonę” http://www.rp.pl/artykul/9157,371562_Wroblewski__Czy_Irlandia__kupi_Lizbone_.html

 


Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Morsik

1. Poparcie wycofałem dawno...

... w dniu, kiedy Prezydent obiecał niezwłoczne podpisanie traktatu po ponownej hucpie w Irlandii. Te hucpę zaakceptował i tą obietnicą pokazał, jak słabym jest politykiem. Jedynym wyjściem, honorowym wyjściem - wyjściem z twarzą, jest natychmiastowe złożenie urzędu podczas "kontroli" takiego podpisu przez nadzorców z Brukseli (podobno jutro ma to nastąpić).

Ciekawe, jak Prezydent spojrzy w oczy ludziom na Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ "Solidarność" (15-16 X w Białymstoku), jeśli w sobotę traktat podpisze?

Z drugiej strony - jaki upadek wartości zaistniał w kręgach przywódczych NSZZ "Solidarność", jeśli gościem w drugim dniu KZD w Białymstoku ma być Jerzy Buzek! Delegaci powinni manifestacyjnie opuścić salę, tylko... "cóz wart jest ten naród, który tyle krzywd znosi a nie buntuje się?" (cytat z Lenina).

 Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...