Z punktu widzenia wyzwolicieli
FreeYourMind, śr., 16/09/2009 - 09:05
Co kraj to obyczaj, dlatego też zarówno Niemcy, jak i Rosjanie podchodzą do swoich kłamstw po swojemu. Ci pierwsi na przykład z pozoru odnoszą się do naszego kraju jako niezależnego, wolnego, samodzielnego, godnego szacunku, partnerskiego, „unijnego” itd., a przez rozmaitych pożytecznych matołów nazywani są w naszym kraju „najlepszymi adwokatami Polski w UE” - co jednocześnie tymże Niemcom zupełnie nie przeszkadza we wspieraniu ludzi pokroju Stienbach (i wizji politycznej, którą ona głosi), zamykaniu rynku pracy dla Polaków, niepoczuwaniu się do żadnych poważnych odszkodowań za zniszczenia wywołane II wojną światową, a także nieprzyznawaniu naszym rodakom zamieszkującym Niemcy statusu mniejszości narodowej. Ci drudzy, czyli Rosjanie, (w przeciwieństwie do Niemców) nie kryją swoich imperialnych tradycji i zamiarów, do Polski odnoszą się protekcjonalnie, jak do starej sowieckiej prowincji, z uporem powtarzając swoją wersję historii, wizję, w której od dawna dezinformacja i propaganda wyparły prawdę.
Ani Niemcom, ani Rosjanom się nie należy dziwić, wszak Polska stanowi obszar tranzytowy, który dwaj sąsiedzi o mocarstwowej polityce, od wieków starają się zagospodarować. Z różnymi skutkami. W. Tretiakow, z którym wywiad publikuje „Rz”, zachowuje postawę taką, jakby wygłaszał przemówienie do narodu polskiego z pierwszomajowej trybuny honorowej, toteż nie można mieć do niego pretensji, że koncentruje się na sprawach rudymentarnych (np. antyrosyjskie fobie nad Wisłą), niepotrzebne szczegóły pomijając. I tak w obrazie armii czerwonej rysuje wyłącznie ten motyw z „wyzwalaniem”, rzecz jasna nie wchodząc w kwestie łupienia wyzwalanych ziem i dokonywanych gwałtów, a już na pewno nie rozbrajania i brania do niewoli lub rozwałki oficerów oraz żołnierzy polskiego podziemia. Nie ma zatem ataków krasnoarmiejsców na Kresach już w 1918 r. (i wlewania się bolszewickiej rewolucji na nasze ziemie, co opisywała choćby Z. Kossak-Szczucka w „Pożodze”), nie ma ofensywy bolszewickiej na Polskę w 1920 r. i planów stworzenia „Polskiej Republiki Rad”, nie ma też akcji eksterminacyjnej, zsyłek, tortur, więzień etc. (połączonych z tworzeniem na przyszłość komunistycznych przyczółków czerwonej inteligencji) zaraz po „wyzwolicielskim” wejściu na Kresy 17 września 1939 r. Nie ma też, bo i nie może być, tworzenia przez Rosjan (z prosowieckiej agentury) alternatywnych wobec legalnych polskich władz na obczyźnie – struktur „rządowo-parlamentarnych”, które wraz z czasem „wyzwolenia” zostaną przez armię czerwoną osadzone do rządzenia satelickim wobec Rosji, czyli okupowanym przez armię czerwoną, państwem.
Tretiakow pomniejsza współpracę sowiecko-hitlerowską, pomijając taki nieistotny drobiazg, jak tworzenie z inspiracji sowieckiej w latach międzywojnia „antyfaszystowskiego ruchu” (frontu ludowego), skupiającego najpożyteczniejszych matołów z wielu krajów. Szczegóły tej historii opisuje choćby Herbert R. Lottman w „Lewym brzegu. Od frontu ludowego do zimnej wojny” (Warszawa 1997) (najciekawsze, rzecz jasna, są intelektualne wygibasy lewaków na gwałtowny zwrot Moskwy z opcji „antyfaszystowskiej” na profaszystowską). Innymi słowy, to, że kraj stojący na czele walki z faszyzmem nagle zawiera z tymże faszyzmem sojusz polityczno-wojskowy, uchodzi uwadze wybitnego posowieckiego politologa, choć przyznaje on, że „podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow przez Stalina było prawidłowym (z punktu widzenia interesów Rosji) operacyjno-taktycznym krokiem (chociaż nie bez negatywnych konsekwencji). I nie ma się czego wstydzić. I to nie Polska, Wielka Brytania czy Francja są państwami, które mogą nam cokolwiek wyrzucać”. Ależ gdzieżby ktoś chciał Rosji cokolwiek wyrzucać? Rozmawiamy przecież, jak dżentelmeni z czerwonoarmistami.
Tretiakow, całkiem słusznie, uważa, że imperium nie musi się z niczego tłumaczyć. Święcie oburzony przyznaje się nawet do aktu żalu za to, że armia sowiecka w ogóle wyzwalała polskie ziemie („niepotrzebnie was, u diabła, ratowaliśmy”). Akurat w tym momencie jestem całkowicie zgodny z Tretiakowem. Gdyby wyzwalała nas armia amerykańska, dzieje naszego państwa potoczyłyby się inaczej, a przedstawiciele „rządu lubelskiego”, o ile w ogóle ostaliby się nad Wisłą, to jedynie na drzewach zamiast liści, a nie w charakterze uzurpatorów z sowieckiego nadania władających „wyzwoloną Polską”. No ale nie o to chodzi. Wybitny posowiecki politolog zapomina też przecież, jak to niepokonana krasnaja armia padła na kolana podczas niemieckiej ofensywy latem 1941 r. i (a propos geniusza) jak Stalin trząsł wtedy portkami, zaskoczony kompletnie atakiem Niemców i obawiający się wojskowego zamachu stanu w Moskwie. Ta właśnie niepokonana krasnaja armia zostałaby starta w proch, gdyby nie podpisane przez Rosjan w lipcu i sierpniu 1941 układy z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi, zapewniające sowietom olbrzymią pomoc.
O ile Tretiakow ze swoim kultem rosyjskiego imperium jest zapewne szczery (ach ta rosyjska dusza), o tyle z tym widzeniem Polski niemalże jako mrówki u stóp słonia (niedźwiedzia?), to chyba nieco przesadza. Gdyby Polska stanowiła dla wschodniego sąsiada jedynie wypierdek mamuta, to nie tylko Rosja nie mocowałaby się z nami przez tyle wieków, ale i nie wspominałaby z taką trwogą roku 1612 r., gdy Polacy zabalowali na Kremlu w najlepsze. Tak jak Niemcy nie mogą wyrzucić z podświadomości Hołdu Pruskiego, tak Rosja z jednej strony jest imperium jak diabli, jak pandemonium, jak jasna cholera, ale z drugiej „polskich panów” wciąż wspomina w narodowym święcie, bo, jak słusznie powiada Tretiakow, historia się nie skończyła.
http://www.rp.pl/artykul/363874_Niepotrzebnie_was__u_diabla__ratowalismy.html
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/najlepszy-polski-film-lub-serial-o-ii-wojnie-swiatowej,43415,1
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Cóż tu pisać jeszcze.?
2. Szczere aż do bólu wypowiedzi
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A .K "Andruch"
http://andruch.blogspot.com