Społeczeństwo niewiedzy
FreeYourMind, czw., 10/09/2009 - 20:31
Przeczytałem sobie dziś futurologiczny i dość pesymistyczny artykuł E. Bendyka, i tak sobie pomyślałem, że jest w tym tekście jakieś ziarno prawdy, ale zarazem istota problemu leży gdzie indziej. Mroczna wizja Bendyka, który, jak wiemy, pasjonuje się wpływem nowoczesnych technologii na społeczeństwo, dotyczy naszego pięknego kraju. Publicysta usiłuje zarysować scenariusz dający się określić, jak to z Polską będzie źle po 20 latach trwania w strukturach unijnych.
Tekst jest dość obszerny, więc zainteresowanych odsyłam do lektury, pozwolę sobie jedynie zacytować ostatnich parę fragmentów. Z jednej strony bowiem Bendyk prorokuje, że wszystkiemu będą winni politycy (nie jest to oczywiście dalekie od prawdy), z drugiej dodaje:
„Do najważniejszych zaniechań ostatniej dekady na pewno należy brak konsekwencji w reformowaniu systemu wiedzy. Kosmetyczne zmiany nie zmieniły faktu, że polska nauka oddala się coraz bardziej od światowego peletonu. Niestety, nie poprawia się jakość pozostałych na rynku uczelni, bo i jak może się poprawić, skoro nie polepsza się jakość badań naukowych, które powinny stać u podstaw akademickiego kształcenia.
Politykom zabrakło determinacji, żeby przekształcić system nauki i szkolnictwa w fundament gospodarki opartej na wiedzy, czyli w źródło innowacyjnych rozwiązań i technologii, które mogłyby przyczynić się do zwiększenia konkurencyjności polskich przedsiębiorstw w sytuacji wzrostu kosztów ich działania z powodów wymienianych już powyżej. Politykom zabrakło determinacji, bo spotkali się z dużym oporem znacznej części środowiska. Reformatorskiej determinacji zabrakło również dlatego, że ze wspomnianych sondaży wynikało zawsze jasno, jak niewielki jest stopień społecznego poparcia dla jakichkolwiek głębszych reform.
Mija 20 lat obecności Polski w Unii Europejskiej. W połowie tego okresu nie dostrzegliśmy, że kończy się najlepszy czas, jaki można było wykorzystać na inwestycje w przyszłość. Zadowoliliśmy się chwilową prosperity nie rozumiejąc, że była ona wynikiem szczęśliwego splotu dobrej koniunktury zewnętrznej i wykorzystania prostych rezerw produkcyjnych w kraju, jak tania praca i tania energia. Kolejny już rok polska gospodarka spowalnia, zmierzając do stagnacji.
Przed masowym bezrobociem i kryzysem społecznym chroni nas zarobkowa emigracja, lecz niska aktywność zawodowa w Polsce i słabnące wyniki gospodarcze powodują, że maleją dochody budżetu, a jego zobowiązania rosną, co zmusza do zwiększania obciążeń podatkowych. W efekcie koszty pracy dalej rosną. Jednocześnie powiększa się luka technologiczna. Utrzymuje się jednak ciągle dobra koniunktura zewnętrzna.
Jesteśmy od 20 lat członkiem Unii Europejskiej, która odbudowuje swoje miejsce w globalnym systemie gospodarczym, konsekwentnie realizując program "zielonej transformacji", dzięki któremu wiele krajów europejskich stało się światowymi liderami rozwoju nowych proekologicznych technologii. Mamy szczęście, że należymy do tego ekskluzywnego klubu, choć sami skazaliśmy się na pozycję na marginesie. Tak jednak nie musi być, bo choć jest późno, to jednak nie jest zbyt późno na zmiany.”
W tych opisach mroków kryzysu, który nas czekałby za 20 lat (czemu aż tyle musielibyśmy czekać, skoro nie wiadomo, czy w przyszłym roku nasze państwo nie klęknie finansowo jak Islandia?, no ale mniejsza z tym) padają dwa cenne sformułowania: „system wiedzy” i „gospodarka oparta na wiedzy”. Bendyk – tak jak i wielu obserwatorów naszej rzeczywistości – sprawia wrażenie, jakby historia zaczęła się w 1989 r., czyli jakby cały system edukacji i cała struktura nauki polskiej nie została odziedziczona po złotej epoce komunizmu. Co więcej, zdaje się kiepską kondycję tychże obszarów kulturowych w okresie postkomunizmu łączyć jedynie z brakiem determinacji establishmentu w dążeniu do poprawy sytuacji i oporem społecznym wobec „głębszych zmian”, choć zarazem nie wyjaśnia, jak te zmiany miałyby wyglądać. Czyżby chodziło o wyłącznie o większe „nakłady na edukację, naukę itd.”?
Tak jak nie przyszywa się nowej łaty do starego sukna, tak gigantyczne pieniądze na „system wiedzy” nie były, nie są (i nie byłyby) w stanie zmienić jego dysfunkcjonalności i patologiczności. Jeśli bowiem odziedziczyliśmy nie tylko „bieda-uczelnie” wymagające dofinansowania, remontów, rozbudowy infrastruktury, ale i „bieda-uczonych”, z których wielu otrzymało tytuły naukowe za wierną służbę systemowi opresji nie zaś za osiągnięcia w takich czy innych dyscyplinach – to trzeba by niezłego magika, by z tego wszystkiego zrobić profesjonalny, zachodni, nowoczesny, innowacyjny i kompatybilny z rozwijającą się gospodarką „system wiedzy”. Już pomijam kwestię polskiej gospodarki i jej „zaplecza biznesowego”, którego korzenie też sięgają poprzedniej epoki. Warto zresztą dodać, że „bieda-uczeni” w warunkach postkomunistycznych świetnie sobie poradzili, powołując do życia rozmaite „akademie”, „uniwersytety” itd., w których rozkręcił się „byznes edukacyjny”, że heja.
Czemu jednak akurat tej „wiedzy” się czepiłem? Pomyślałem sobie właśnie, że te apokaliptyczne rozważania Bendyka mają się nijak do naszej rzeczywistości właśnie z tego powodu, iż po „obaleniu komunizmu” dbano właśnie o to, by żadne „społeczeństwo wiedzy” w Polsce się nie ukonstytuowało. Pilnowano, by mgłą niewiedzy spowiła się polska historia, by Polacy nie wiedzieli na jakim świecie żyją, by niewiadomą było, jaki właściwie mamy ustrój, by w nie dawało się ustalić, czy ktoś winny jest zbrodni komunistycznych, czy nie, by tajemnicami okryte były procesy uwłaszczania nomenklatury i procesy wyprzedaży majątku narodowego, by nie było wiadomo, kto agent, kto nie itd. itd. Niewiedza dotycząca tego co istotne była (i jest) z kolei przykrywana za pomocą pseudowiedzy przekazywanej nam dzień w dzień przez jazgoczące media. Serwuje nam się z detalami pseudowiedzę o rozwodach polityków, o pogrzebach gwiazd, o powiększanych piersiach aktorek, o poglądach Skiby czy innego kontestatora z Bożej łaski, o tym, co Ziutek z partii czerwonej powiedział na korytarzu Mańkowi z partii różowej, a co jemu Maniek odpowiedział i jak to skomentował Wiesio z partii rolnej – i dopiero jak ktoś w ukryciu nagra zakulisowe rozmowy „graczy” (jak sławetne taśmy Gudzowatego z Oleksym), to nabywamy jakiejś rzeczywistej (choć bardzo szczątkowej) wiedzy o tym, co się za kulisami dzieje. Większość naszych rodaków chyba zresztą nawet nie wie już, że to, co widzą co dzień na ekranach telewizorów jest tylko maskaradą.
http://polskatimes.pl/opinie/160378,scenariusz-slabnacego-rozwoju,id,t.html#material_3
Tekst jest dość obszerny, więc zainteresowanych odsyłam do lektury, pozwolę sobie jedynie zacytować ostatnich parę fragmentów. Z jednej strony bowiem Bendyk prorokuje, że wszystkiemu będą winni politycy (nie jest to oczywiście dalekie od prawdy), z drugiej dodaje:
„Do najważniejszych zaniechań ostatniej dekady na pewno należy brak konsekwencji w reformowaniu systemu wiedzy. Kosmetyczne zmiany nie zmieniły faktu, że polska nauka oddala się coraz bardziej od światowego peletonu. Niestety, nie poprawia się jakość pozostałych na rynku uczelni, bo i jak może się poprawić, skoro nie polepsza się jakość badań naukowych, które powinny stać u podstaw akademickiego kształcenia.
Politykom zabrakło determinacji, żeby przekształcić system nauki i szkolnictwa w fundament gospodarki opartej na wiedzy, czyli w źródło innowacyjnych rozwiązań i technologii, które mogłyby przyczynić się do zwiększenia konkurencyjności polskich przedsiębiorstw w sytuacji wzrostu kosztów ich działania z powodów wymienianych już powyżej. Politykom zabrakło determinacji, bo spotkali się z dużym oporem znacznej części środowiska. Reformatorskiej determinacji zabrakło również dlatego, że ze wspomnianych sondaży wynikało zawsze jasno, jak niewielki jest stopień społecznego poparcia dla jakichkolwiek głębszych reform.
Mija 20 lat obecności Polski w Unii Europejskiej. W połowie tego okresu nie dostrzegliśmy, że kończy się najlepszy czas, jaki można było wykorzystać na inwestycje w przyszłość. Zadowoliliśmy się chwilową prosperity nie rozumiejąc, że była ona wynikiem szczęśliwego splotu dobrej koniunktury zewnętrznej i wykorzystania prostych rezerw produkcyjnych w kraju, jak tania praca i tania energia. Kolejny już rok polska gospodarka spowalnia, zmierzając do stagnacji.
Przed masowym bezrobociem i kryzysem społecznym chroni nas zarobkowa emigracja, lecz niska aktywność zawodowa w Polsce i słabnące wyniki gospodarcze powodują, że maleją dochody budżetu, a jego zobowiązania rosną, co zmusza do zwiększania obciążeń podatkowych. W efekcie koszty pracy dalej rosną. Jednocześnie powiększa się luka technologiczna. Utrzymuje się jednak ciągle dobra koniunktura zewnętrzna.
Jesteśmy od 20 lat członkiem Unii Europejskiej, która odbudowuje swoje miejsce w globalnym systemie gospodarczym, konsekwentnie realizując program "zielonej transformacji", dzięki któremu wiele krajów europejskich stało się światowymi liderami rozwoju nowych proekologicznych technologii. Mamy szczęście, że należymy do tego ekskluzywnego klubu, choć sami skazaliśmy się na pozycję na marginesie. Tak jednak nie musi być, bo choć jest późno, to jednak nie jest zbyt późno na zmiany.”
W tych opisach mroków kryzysu, który nas czekałby za 20 lat (czemu aż tyle musielibyśmy czekać, skoro nie wiadomo, czy w przyszłym roku nasze państwo nie klęknie finansowo jak Islandia?, no ale mniejsza z tym) padają dwa cenne sformułowania: „system wiedzy” i „gospodarka oparta na wiedzy”. Bendyk – tak jak i wielu obserwatorów naszej rzeczywistości – sprawia wrażenie, jakby historia zaczęła się w 1989 r., czyli jakby cały system edukacji i cała struktura nauki polskiej nie została odziedziczona po złotej epoce komunizmu. Co więcej, zdaje się kiepską kondycję tychże obszarów kulturowych w okresie postkomunizmu łączyć jedynie z brakiem determinacji establishmentu w dążeniu do poprawy sytuacji i oporem społecznym wobec „głębszych zmian”, choć zarazem nie wyjaśnia, jak te zmiany miałyby wyglądać. Czyżby chodziło o wyłącznie o większe „nakłady na edukację, naukę itd.”?
Tak jak nie przyszywa się nowej łaty do starego sukna, tak gigantyczne pieniądze na „system wiedzy” nie były, nie są (i nie byłyby) w stanie zmienić jego dysfunkcjonalności i patologiczności. Jeśli bowiem odziedziczyliśmy nie tylko „bieda-uczelnie” wymagające dofinansowania, remontów, rozbudowy infrastruktury, ale i „bieda-uczonych”, z których wielu otrzymało tytuły naukowe za wierną służbę systemowi opresji nie zaś za osiągnięcia w takich czy innych dyscyplinach – to trzeba by niezłego magika, by z tego wszystkiego zrobić profesjonalny, zachodni, nowoczesny, innowacyjny i kompatybilny z rozwijającą się gospodarką „system wiedzy”. Już pomijam kwestię polskiej gospodarki i jej „zaplecza biznesowego”, którego korzenie też sięgają poprzedniej epoki. Warto zresztą dodać, że „bieda-uczeni” w warunkach postkomunistycznych świetnie sobie poradzili, powołując do życia rozmaite „akademie”, „uniwersytety” itd., w których rozkręcił się „byznes edukacyjny”, że heja.
Czemu jednak akurat tej „wiedzy” się czepiłem? Pomyślałem sobie właśnie, że te apokaliptyczne rozważania Bendyka mają się nijak do naszej rzeczywistości właśnie z tego powodu, iż po „obaleniu komunizmu” dbano właśnie o to, by żadne „społeczeństwo wiedzy” w Polsce się nie ukonstytuowało. Pilnowano, by mgłą niewiedzy spowiła się polska historia, by Polacy nie wiedzieli na jakim świecie żyją, by niewiadomą było, jaki właściwie mamy ustrój, by w nie dawało się ustalić, czy ktoś winny jest zbrodni komunistycznych, czy nie, by tajemnicami okryte były procesy uwłaszczania nomenklatury i procesy wyprzedaży majątku narodowego, by nie było wiadomo, kto agent, kto nie itd. itd. Niewiedza dotycząca tego co istotne była (i jest) z kolei przykrywana za pomocą pseudowiedzy przekazywanej nam dzień w dzień przez jazgoczące media. Serwuje nam się z detalami pseudowiedzę o rozwodach polityków, o pogrzebach gwiazd, o powiększanych piersiach aktorek, o poglądach Skiby czy innego kontestatora z Bożej łaski, o tym, co Ziutek z partii czerwonej powiedział na korytarzu Mańkowi z partii różowej, a co jemu Maniek odpowiedział i jak to skomentował Wiesio z partii rolnej – i dopiero jak ktoś w ukryciu nagra zakulisowe rozmowy „graczy” (jak sławetne taśmy Gudzowatego z Oleksym), to nabywamy jakiejś rzeczywistej (choć bardzo szczątkowej) wiedzy o tym, co się za kulisami dzieje. Większość naszych rodaków chyba zresztą nawet nie wie już, że to, co widzą co dzień na ekranach telewizorów jest tylko maskaradą.
http://polskatimes.pl/opinie/160378,scenariusz-slabnacego-rozwoju,id,t.html#material_3
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. FYM-ie,
jerry
2. Gorąco polecam do wysłuchania- prof. Szaniawski o rządzie Mazowi
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
3. Społeczeństwo niewiedzy
4. FYM - Celem szkoły nie jest przygotowanie do studiów
Niektóre sformułowania wywołują u mnie gonitwę myśli. Na przykład użyte przez tego Bendyka: "system wiedzy" i "gospodarka oparta na wiedzy". Brzmi jak "grabie oparte o ścianę". A najsprawniej zorganizowany "system wiedzy" jest w Google. Wcale nie chodzi o to, czy i ile wiedzy ktoś komuś wtłoczy do głowy. Zawsze będzie za mało, zawsze znajdzie się taki rozum, który przyłapie kogoś na jakieś kompromitującej niewiedzy. Ktoś nie wie, że szukanie porozumienia, to procedury koncyliacyjne, a nie konsyliacyjne, że prąd się wyłącza, a nie wyłancza, albo że DNA to dwie helisy kwasu dezoksyrybonukleinowego. Po co to komu. Klikam w Google i mam.
Chodzi o nauczenie ludzi umiejętności samodzielnego posługiwania się własnym umysłem. Jest takie angielskie wezwanie, które bardzo mi odpowiada: - Free Your Mind! To nie jest aluzja ani żart. Chodzi o to, aby ludzie uwolnili, czy otworzyli swoje umysły, aby rozumieli rzeczywistość, aby próbowali ją zrozumieć, aby potrafili samodzielnie ją interpretować, aby zachowali ciekawość. Chodzi o wyposażenie umysłu w narzędzia rozumowania, wyciągania wniosków, stawiania pytań, poszukiwania odpowiedzi oraz w umiejętność rozwiazywania problemów. Wiedza, jest jedynie osnową dla samodzielnej myśli, "nie można myśleć, gdy w głowie pusto". Ale to jest osnowa, nie fundament.
Może wiek XIX był stuleciem wiedzy. Z pewnością wiek XX był stuleciem totalitaryzmu. Ale wiek XXI musi być stuleciem rozwiązywania problemów, bo inaczej nasza cywilizacja nie przetrwa.
W tym sensie tragiczny jest pan rozum, który zamiast cieszyć się, że student ma pytanie, i przyszedł z tym pytaniem do niego, do swojego nauczyciela akademickiego, wścieka się, że student czegoś nie wie. Przepraszam, studenci po to przychodzą do szkoły, aby się czegoś nauczyć. A on jest od tego, by ich nauczać. Jeśli studenci czegoś nie wiedzą, albo co gorsza nie rozumieją, to znaczy, że nauczyciel jest do diupy.
Tragiczna jest też sytuacja tego studenta, który staje w świecie prawa w rozmontowanej na detale rzeczywistości, w której musi "wiedzieć wszystko osobno", a jego ciekawość jest tłamszona. Fatalny będzie wynik kształcenia tego studenta, który musi tylko wiedzieć, a nikt nie nauczy go tego, jak do tej wiedzy dochodzić, jak rozumieć funkcje i rolę dokumentu administracyjnego, jak taki dokument działa w "kontekście swojego istnienia" i dlaczego muszą być w nim takie albo inne elementy. Jeśli już student nie ma prawa samodzielnie myśleć, to niech chociaż rozumie zdarzenia kontekstowo.
Nic z tego, musi wyrypać na pamięć: "Lorneta wojskowa składa się z muszli ocznej, obiektywa, korpusa, okulara i podziałki dioptryjnej oznakowanej co pięć, a opisanej co dziesięć dioptra, a wszystko po dwa. Znaczy dwie muszle oczne, dwie okulary, i wszystko po dwie, a pokrętło regulacyjne jedno jest" - Do czego służy lorneta wojskowa? - A tego w regulaminie nie uwzględniono.
To jest gospodarka oparta na wiedzy. Założę się, drugi raz ten student, do rozumu już nie przyjdzie. Chwała rozumowi. Tyle gonitwy myśli na temat celu szkoły. Jeśli szkoła spełni swój cel, to uczeń już nie będzie potrzebował przygotowania do studiów. Da sobie radę. I o to chodzi.
michael
5. Eniac, artykuł Bendyka
6. Michaelu, "nie można myśleć, gdy w głowie pusto".