Pan Warzecha aspirant do godności „Sprawiedliwego...”
Jan Kalemba, ndz., 26/07/2009 - 14:25
Chodzi o talmudyczną godność, a nie tę nadawaną przez Yad Vashem, co na wstępie solennie podkreślam, aby nie było nieporozumień. Chociaż, gdy rzecz idzie o polemikę z tak wyróżniającą się personą mediów wszelakich, bez nieporozumień pewno się nie obejdzie, ale mniejsza o to...
W piątek 24-go pan Łukasz Warzecha był tak uprzejmy podnieść larum na Salonie24 w kwestii wolności dziennikarskiej. Otóż nie wykonał był tego dnia zakontraktowanego przeglądu prasy w TVP Info, bo jak sam podkreślił nie pozwolono mu zawczasu na nachalną promocję gazety
Fakt, w której jest zatrudniony, to jest z góry zapowiedziano, że nie wykona się zbliżenia strony tytułowej tego jakże szlachetnego i rzetelnego pisma. Tego dnia wypełniona ona była słynnym zdjęciem niejakiego Piotra Farfała, wyciągającego prawicę w geście tradycyjnego, rzymskiego pozdrowienia...
Nasz aspirant do godności „Sprawiedliwego...” sugeruje na swoim blogu w S24, że wymachiwanie ową fotografią ze strony tytułowej Faktu uniemożliwili mu pracownicy TVP ze strachu przed swoim przełożonym, póki co Prezesem Zarządu Telewizji Polskiej S.A. Zdaje się też sugerować, że jego upór w dążeniu do eksponowania tego wizerunku klasycznej pozy szlachetnych Rzymian, nie ma nic wspólnego z obawami przed gniewem swojego pracodawcy z Faktu – jak można się domyślać – mogącego być niezadowolonym z powodu zaprzepaszczenia takiej okazji do wbicia się w pamięć gawiedzi...
Pan Łukasz Warzecha zaiste szlachetnym i sprawiedliwym mężem jest, co miałem okazję odczuć na własne skórze w ubiegłym roku. Był tak łaskaw pomieścić wówczas na swoim blogu w S24 wpis składający się z wklejki z jakiegoś angielskojęzycznego pisma, przyozdobionej komentarzem po polsku. Ponieważ nie władam szlachetnym językiem Szekspira, poprosiłem grzecznie w swoim komentarzu, aby szanowny autor przetłumaczył to na polski, a w przypadku gdy tego nie lubi, na niemiecki lub rosyjski – znane mi ze szkół – lub ewentualnie na francuski, którego trochę załapałem...
Z pełnym zrozumieniem przyjąłem fakt wykasowania mojego wzmiankowanego komentarza i w żadnej mierze nie mieszam tego z wolnością słowa. Przecież Gospodarz Blogu pomieścił w nim regulamin, wedle którego natychmiast kasowane są tam komentarze zawierające – „Chamstwo, wulgarność, obrażanie kogokolwiek, w tym gospodarza blogu”...
- Jan Kalemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
10 komentarzy
1. @Autor
2. @Jlv2
3. Sommer kontra Warzecha: Czy
Sommer kontra Warzecha: Czy Morawiecki popełnił błąd? [FOTO]
Odpowiedź, jakiej podczas swojego pobytu w Niemczech,
udzielił dziennikarzowi premier Morawiecki, wzbudziła ogromne
kontrowersje i dyskusje. Spór dyplomatyczny Polski z Izraelem rozgorzał z
nową mocą. Krytycznie nastawiony do polityki PiS, publicysta Łukasz
Warzecha stwierdził, że Morawiecki popełnił błąd. Jego słowa spotkały
się z reakcją Tomasza Sommera.
Należy przypomnieć, że premier został zapytany przez żydowskiego
dziennikarza, czy będzie mu wolno mówić o historii swojej rodziny, która
miała być wydana przez Polaków w ręce Gestapo.
Morawiecki zaprzeczył, stwierdzając, że nowelizacja ustawy o IPN nie
zabrania mówienia o takich wydarzeniach. Przypomniał również, iż do
grona zbrodniarzy i donosicieli należeli również Żydzi, Rosjanie i
przedstawiciele innych narodowości.
Zdaniem Warzechy, Morawiecki wspominając o żydowskich sprawcach,
popełnił ogromny błąd, który pogrąży wizerunkowo Polskę. Stwierdził
również, że premier powinien był odpowiedzieć w inny bardziej
dyplomatyczny sposób.
Na argumenty publicysty zareagował Tomasz Sommer, redaktor naczelny „Najwyższego Czasu”, który zapytał na Twitterze Warzechę: Czy
chodzi ci o to, że polska dyplomacja ma polegać na przyjmowaniu na
klatę wszelkich obelg, a żydowska na umiejętnym ich plasowaniu na tej
klacie. Że takie są reguły gry i koniec?
W odpowiedzi Warzecha stwierdził, że mówi wyłącznie o sytuacji, do której doszło w Monachium. Napisał także:
I w tej sytuacji istniało tysiąc innych możliwych odpowiedzi.
Staraliśmy się o deeskalację sporu, pytanie zadawał dziennikarz, nie
urzędnik państwa izraelskiego. Więc po co? Ta odpowiedź nie ma
uzasadnienia.
Stanowisko prezentowane przez publicystę spotyka się z krytyką w
mediach społecznościowych. Chodzi m.in. o fakt, że w debacie publicznej
dozwolone jest mówienie o polskich szmalcownikach, czy ludziach
współpracujących z okupantem. Zupełnie niedopuszczalne jest choćby
wspominanie o fakcie, że wielu Żydów także pracowało dla Niemców i
dopuszczało się różnych zbrodni.
Nie rozumiem @lkwarzecha.
Czy chodzi ci o to, że polska dyplomacja ma polegać na przyjmowaniu na
klatę wszelkich obelg, a żydowska na umiejętnym ich plasowaniu na tej
klacie. Że takie są reguły gry i koniec?
— Tomasz Sommer (@1972tomek) 18 lutego 2018
Źródło: twitter/FB
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. nie lubię Warzechy ,nie lubie i już
i jest TO Fakt,a z Faktami jak mówią i piszą się nie dyskutuje, Koniec-Kropka
szanowny Autorze:)
kolejny raz muszę się przyznać,ze co raz częściej pan Warzecha nie tylko bulwersuje ale i zdumiewa
serdeczne pozdrowienia z trudnej drogi do Naprawy /i warunek,bez Warzechy/ :)
gość z drogi
5. "błąd premiera "?
a może ordynarna prowokacja i wściekły atak na Prawdę ?
gość z drogi
6. i jeszcze Jedno
jakim cudem ten młody żydowski dziennikarz,został urodzony przez
rzekomo prześladowaną przez Polaków Żydówkę ,coś mi się TU nie zgadza ani logicznie ani czasowo , ciekawe ile lat ma jego matka?
/klasyczna PROWOKACJA/
pełny szacunek dla Premiera
gość z drogi
7. "Wulgarne napisy na bramie ambasady w Telawiwie"
ot czego doczekała się Polska "Polska,która była Ofiarą Niemieckich bandytów i najeżdzców
gość z drogi
8. Tego doczekaliśmy się milcząc przez 45 lat
o zbrodniach żydowskich oprawców na Polakach po 1945 roku. Rozpuścili się jak furmańskiie bicze.
Kiedy prof.Norman Finkelstein pisał swoje dzieło "Przedsiębiorstwo Holokaust" nie wsparliśmy Go, nie zaprosiliśmy do Polski a trzeba było od razu zrobić spotkanie między profesorami N.Finkelsteinem, J.R.Nowakiem i J.Chodakiewiczem.
I zapłacić za to spotkanie - zamiast fundować p.Sznepfowi "dotację dla niepracującej żony". Nawiasem, ciekawam czy już wyegzekwowano od syna Maksymiliana Sznepfa zawłaszczone przed niego 45 tysięcy złotych polskich.
Dzisiaj prof.N.Finkelstein jest bezrobotny /nazywa się to ładnie "niezależny naukowiec"/ i dalej ciepło wyraża się o narodzie polskim oraz bez ogródek piętnuje złodziejską międzynarodówkę żydowską.
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
9. Prof. Gliński do Warzechy:
Prof. Gliński do Warzechy: "Rzeczowa krytyka” nie polega na inwektywach i przemilczaniu podstawowych faktów
sprawczości, chciałem nieśmiało zauważyć, że „rzeczowa krytyka” nie
polega na inwektywach i przemilczaniu podstawowych dla oceny danej
sprawy faktów. To tyle w kwestii rzetelności i rzeczowości.Szef resortu kultury i dziedzictwa narodowego odniósł się w ten sposób
do kolejnych publikacji, w których Łukasz Warzecha ostro krytykował
działania ministerstwa i Glińskiego.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Łukasz Warzecha, Kamila
Łukasz Warzecha, Kamila Baranowska i konserwatyzm. Czy naprawdę można mówić wszystko, cokolwiek ślina na język przyniesie?
„Piotr
Semka w swoim ‘Liście Konserwatysty Zmiany do Konserwatysty Umiaru’” –
pisze Kamila Baranowska w tekście „Ludzie chcieli zmiany” w „Do Rzeczy” –
„pierwszy raz zdefiniował pewien spór, różnicę zdań, która na prawicy
majaczy już od dawna”.
Majaczenie się bynajmniej nie
kończy, bo red. Baranowska pisze dalej, cytując obficie tekst Semki:
Konserwatyści Zmiany, to „ci Polacy, którzy uważają, że podwójna wygrana
PiS w 2015 roku, to trudna do przecenienia okazja do konserwatywnej
rewolucji”, w przeciwieństwie do Konserwatystów Umiaru, „którzy mają
własną wizję tego, jak powinna wyglądać polityka, akcje podejmowane
przez obecny rząd do ich obrazu państwa nie przystają, stąd ich
niechętny stosunek do PiS i ich działań”. Toteż „zmiany, wedle Klubu
Jagiellońskiego, powinny się zacząć od wprowadzenia nowych zasad gry:
wzmacniania instytucji, walki z klientelizmem, zwiększenia
transparentności życia publicznego, poprawy procesów legislacyjnych,
przeciwdziałaniu pęknięciu na >dwa narody<”.
Czytając
ten komentarz, jedyne co przychodzi do głowy, to określenie księdza
Benedykta Chmielowskiego: „śledź z czekoladą, wszystko jest jadalne”.
A przecież nie jest.
Zamieszanie, jakie wprowadzają nasi
koledzy w swoich tekstach jest tak wielkie, że nie wiadomo od czego
zacząć. Demokrację myli się tu z konserwatyzmem, republikanizm z ideą
sanacji państwa, i ta kompletna nonszalancja w zestawianiu
wszystkiego ze wszystkim!
Wiadomo, że nasze dyskusje nt.
demokracji czy konserwatyzmu jeszcze wiele lat będą obciążone niewiedzą,
jako skutki 45 lat obecności komunizmu plus 30 lat nie wiadomo czego.
Że dopiero od kilku lat w polskiej publicystyce widać próby
zdefiniowania konserwatyzmu, ale wciąż jest to sytuacja „pijanych
dzieci we mgle”.
Dopiero od kilku lat zaczęło się mówić
o „wrażliwości konserwatywnej”, w przeciwieństwie od „wrażliwości
lewicowo-liberalnej”, a od bardzo niedawna trwają próby obrony tej wizji
rzeczywistości. Jednym słowem, zaczęliśmy zadawać sobie pytanie,
co to jest konserwatyzm i jakie wartości do życia jednostki czy
społeczeństwa wnosi?
Jakimś dzikim paradoksem losu konserwatyzm –
tak bliski myśleniu Polaków – od początku nie miał u nas wielu szans.
Ze względu na tzw. okoliczności zewnętrzne. Pierwszy rozbiór nastąpił
przecież w 1772 roku i do 1918 roku Polska nie uczestniczyła
w europejskim obiegu intelektualnym.
Byliśmy tak mocno
zaangażowani w odzyskiwanie niepodległości państwa, obronę języka,
religii i kultury, fizycznego przetrwania, że uczestnictwo w europejskim
obiegu idei to był luksus, na który nie mogliśmy sobie pozwolić.
Tak,
wspaniałym wykwitem polskiej myśli była Konstytucja 3 maja z 1791 roku,
ale potem nad Polską zapadła ciemność zaborów. A przecież właśnie wtedy
konserwatyzm rodził się i definiował, jako kierunek, ideologia,
program partyjny.
Zatem aby określić „dziś”, trzeba sięgnąć do „wczoraj”.
Najkrótsza,
encyklopedyczna definicja konserwatyzmu to „orientacja, która bazuje
na hasłach obrony porządku społeczno-gospodarczego oraz zachowaniu
i umacnianiu tradycyjnych wartości jak naród, religia, rodzina,
państwo”. A więc jest to system filozoficzno-światopoglądowy inny niż
lewicowo-liberalny, inne spojrzenie na państwo, prawo, religię,
jednostkę i jej udział w życiu zbiorowości. Inny stosunek
do rzeczywistości, realizm w przeciwieństwie do skłonności do utopii,
szacunek dla faktów miast naginania ich do własnych teorii, prawda jako
podstawowy punkt odniesienia czy akcent na ciągłość i kontynuację.
Narodził
się – to nie przypadek - na przełomie XVIII i XIX wieku jako próba
wyhamowania myśli oświeceniowej oraz reakcja na krwawe wydarzenia
rewolucji francuskiej. I choć szeroko się twierdzi, że ojcem
konserwatyzmu jest francuski pisarz Francois Rene de Chateaubriand
ze swoim pismem „Konserwatysta” z 1820 roku, w istocie system został
sformułowany - a jakże! – w Wielkiej Brytanii.
To tutaj
w 1790 roku Edmund Burke, filozof i publicysta, nazywany ojcem
chrzestnym konserwatyzmu w swoim dziele „Rozważania o Rewolucji
we Francji” sformułował jego podstawy.
I tak pisał:
I konserwatyzm do dziś drogę
do rozwoju państwa, społeczeństwa upatruje w zmianach stopniowych,
ewolucyjnych. Już w 1790 roku Burke twierdził, że francuskie wizje
polityczne są „zbyt abstrakcyjne, wykalkulowane i pełne pogardy dla
człowieka, i dlatego skazane są na niepowodzenie”. Już wtedy zarysował
podstawową dychotomię między dzisiejszym konserwatyzmem i liberalizmem.
Czy nie podobne argumenty podnoszą dziś polscy konserwatyści, zarzucając
środowisku „Gazety Wyborczej” kult elit, oczywiście
lewicowo-liberalnych, pogardę dla społeczeństwa (wystarczy posłuchać
bajdurzenia ich europosłów, zbuntowanych sędziów czy opozycji totalnej),
manipulowanie umysłami młodych, zapędy autorytarne – w tym próby
wypchnięcia konserwatystów z debaty publicznej i medialnej.
Inna
aktualna refleksja Burke’a: „bowiem to, co dla jednego społeczeństwa
może być słuszne – pisał ponad 200 lat temu – może nie
pasować do innego”.
Tłumacząc na język aktualności, żaden kraj
jak Rosja czy Niemcy, ani struktura jak Unia Europejska nie ma prawa
narzucać innym swoich wzorców. Jak widać, konserwatyści do dziś
pozostali przeciwnikami rozwiązań „jedynie słusznych”. Burke pisał
jeszcze, że społeczeństwu nie można narzucać rozwiązań zasadniczo
zmieniających struktury instytucjonalne i zasady życia społecznego,
bo oznacza to chaos i destrukcję, a „dążenie do naprawy zła kończy się
zwykle złem jeszcze większym, bowiem gwałtowne zmiany niszczą naturalne
więzi, co z kolei rodzi przemoc”. Wystarczy spojrzeć na kolejne wersje
rewolucji spod znaku sierpa i młota, sowiecką, meksykańską, kubańską,
chińską czy khmerską, żeby się zorientować jak prorocze były słowa
Edmunda Burke’a.
Słowem, Konserwatyzm Zmiany czy Umiaru, to zawracanie głowy, skutek kompletnego pomieszania pojęć.
Ciekawy może być jednak wątek ewolucji konserwatyzmu jako programu
partyjnego na polskim i brytyjskim przykładzie. I jeden i drugi uległ
w ostatnich latach modyfikacji, typowej dla ugrupowań
konserwatywnych w Europie.
Najpierw zanotowano fenomen „wędrówki
elementów programowych”. W 1997 roku premier Tony Blair, w poszukiwaniu
nowego elektoratu, bowiem siła robotnicza zanikała, sięgnął do programu
torysów. A następnie, w 2010 roku konserwatysta David Cameron –
obserwując przemiany bazy społecznej – zaczerpnął to i owo z manifestu
socjalistycznej Labour Party.
A więc w tej chwili nie ma na świecie partii konserwatywnej, która nie posiadałaby sporego segmentu socjalnego. Tak jest w Europie, w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy Australii.
Tak
więc PiS, wie o tym czy nie wie, znalazł się w mainstreamie przemian
programowych – tyle, że w przeciwieństwie do konserwatywnych ugrupowań
na Zachodzie, nie wymienił wartości konserwatywnych
na lewicowo-liberalne, tylko pozostawił je w pakiecie. Oglądając się
na tradycję chrześcijańską, wzmocnioną ostatnio przez naukę moralną
i społeczną Jana Pawła II i hasła Solidarności - no i takie były
oczekiwania społeczne.
Dalej w swoim materiale „Ludzie chcieli
zmiany” Kamila Baranowska cytuje z kolei Łukasza Warzechę, który pisze –
jakże słusznie, w kontrze do Piotra Semki – że nie ma sensu mówić dziś
o rewolucji, bo ta zawsze „wiąże się z brakiem namysłu,
niesprawiedliwością, stosowaniem drastycznych działań i populistycznych
podziałów, brakiem szacunku dla instytucji, toteż dziś w roku 2018
pojęcie >konserwatywnej rewolucji< nie powinno mieć racji bytu”.
Przecież to, co się dziś w Polsce dzieje, nie ma nic wspólnego z rewolucją!
To raczej
przypominanie i przywracanie nieobecnych przez ponad 70 lat wartości
konserwatywnych i mozolne odbudowywanie państwa i społeczeństwa wedle
reguł demokracji. Rewolucje, które znamy – francuska, meksykańska,
sowiecka, hiszpańska wojna domowa - zawsze były krwawą rzezią
i stosowaniem rozwiązań siłowych. Zresztą krwawe przewroty,
to specjalność lewicy. Także dziś, jeśli ktoś w Polsce używa przemocy –
patrz: Marek Rosiak, bicie i popychanie zwolenników PiS podczas
zgromadzeń ulicznych czy spotkań wyborczych - to przecież totalna
opozycja, a więc znowu „czerwony trop”. Ponadto rewolucja, próba
przewrotu z użyciem siły, aplikowana jest zwykle przez mniejszość
większości, wtedy, kiedy nie może liczyć na skuteczność rozwiązań
demokratycznych. A dzisiejsze reformy są realizowane przez wyrazicieli
większości, po konsultacjach społecznych / program wyborczy PiS,
na który ludzie zagłosowali / i niejako uzgodnieniu, które segmenty mają
podlegać reformom. W tym sensie PiS jest więc tylko wyrazicielem
i wykonawcą woli narodu, czy też większości narodu.
Jeśli więc
zamierzamy pisać o sprawach tak dla nas obcych/ zapomnianych jak
konserwatyzm i demokracja, należy sięgnąć do historii, do przykładów
ze świata, jak one pracują i ewoluują, i raczej do wiedzy, niż
do intuicji, bo ta jak widać bywa zwodnicza. Inaczej rezultat jest
jeden, „śledź z czekoladą, wszystko jest jadalne”. A przecież nie jest.
Elżbieta Królikowska-Avis
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl