Zakneblowani przez własna głupotę

avatar użytkownika kokos26
Wydawałoby się, że po orzeczeniu Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Niemiec, które krótko mówiąc, zmusza naszych sąsiadów do uchwalenia ustawy kompetencyjnej gwarantującej suwerenność Niemiec, nasze elity pójdą po rozum do głowy i wykorzystają zaistniałą sytuację do kontynuowania dyskusji nad podobną ustawą u nas. Domagał się jej Prezydent RP Lech Kaczyński podczas helskich rozmów z Donaldem Tuskiem. Jakie mamy dzisiaj w Polsce elity, wystarczy było posłuchać rano Bronisława Komorowskiego w programie I Polskiego Radia: - "Rzeczywiście, jest pewien kłopot. Jeśli Traktat Lizboński nie wejdzie w życie, to mogą wystąpić problemy w sprawie komisarza dla Polski. Traktat Nicejski nie przewidywał, bowiem zwiększenia liczby komisarzy zasiadający w Komisji Europejskiej. Oby to wszystko nie dotknęło Polski. Cały problem kosztuje przecież tylko pół minuty podpisu prezydenta." Suwerenność Polski nie jest w III RP na politycznej wokandzie, a naciski na głowę państwa trwają. Jeszcze nie tak dawno było: podpisz i zwiększ szanse Buzka na dekoracyjne stanowisko sprawowane przez dwa i pół roku.Dzisiaj jest: podpisz, przecież to pół minuty roboty i będziemy mieli komisarza jak się patrzy. W zasadzie chciałem dzisiaj o czymś innym, ale temat również ściśle wiąże się z degrengoladą naszych „elit” Było takie wydarzenie u naszych zachodnich sąsiadów, które nie odbiło się zbyt szerokim echem w „polskich” mediach z bardzo zrozumiałych powodów. Jeżeli cokolwiek docierało do polskiej opinii publicznej to tylko dzięki konkurencji i walki „der Dziennika” z „Gazeta Wyborczą”. W 2006 roku brytyjska spółka Mecom przejęła niemiecki dziennik "Berliner Zeitung". Patrząc z polskiej perspektywa to temat, nad którym nie warto byłoby się zatrzymywać. W Niemczech jednak zawrzało. Buntowali się dziennikarze, protestowali intelektualiści. Alarmowały niemieckie elity. Działo się to w kraju, w którym udział obcego kapitału w rynku medialnym porównując z Polską jest śladowy, a gazeta, o którą wytoczono wojnę miała nakład około 200 tys. egzemplarzy. Poważne kraje strzegą zazdrośnie własnych rynków medialnych i nie pozwalają, aby „obcy” zdominowali tak ważną przestrzeń kształtującą opinie publiczną. Słowa o „niemieckiej gazecie” czy „niemieckim radiu”, jakie wypowiedział Jarosław Kaczyński to w porównaniu z niemiecką histerią po przejęciu "Berliner Zeitung" zaledwie ukłucie natrętnego komara naprzeciw klapnięcia paszczą gigantycznego krokodyla. Różnica polega jednak na tym, że nasi sąsiedzi bronili niemieckości swojej gazety, a u nas rodzimi „europejczycy” przejechali się po Kaczyńskim jak po łysej kobyle. Obecnie jesteśmy w sytuacji zupełnego zdominowania rynku prasowego przez kapitał niemiecki, a jedyny ogólnopolski dziennik ze 100% rodzimym kapitałem zawdzięczamy wrażemu redemptoryście z Torunia. Co robi poważny naród, któremu Anglicy zdmuchnęli raptem jedną gazetę codzienną o niezbyt dużej sile oddziaływania? Ano elity, dziennikarze i opinia społeczna robią takie larum, że w styczniu bieżącego roku gazeta wróciła w ręce Niemców. A w Polsce? Wystarczy skoncentrować się tylko na blogach w s24. Polacy kibicują likwidacji jedynych polskich mediów i biorą udział w nagonce na „Nasz Dziennik”, „Rado Maryja” i TV Trwam. Polscy dziennikarze w większości wiedzą, z której strony jest chleb posmarowany, więc milczą z kilkoma chlubnymi wyjątkami. Co tu mówić o strajkach i protestach w obronie polskiego interesu skoro nie potrafią nawet się wstawić za poniewieranym przez służby kolegą. Politycy poza takimi „oszołomami” jak Kaczyński czy Macierewicz wolą siedzieć cicho i nie narażać się na medialny obcy walec, który może ich rozjechać. Kłania nam się brak lustracji w tym środowisku, powodujący zaprzaństwo i zdradę interesów narodowych. Bez przesady można powiedzieć, że media dzisiaj to jest sektor strategiczny. Oddaliśmy go jakimś postkomunistom, agentom ich służb i obcym, głównie Niemcom. Jakąż pogardę muszą budzić u naszych zachodnich sąsiadów poklepywani po plecach w świetle fleszy nasi rodzimi „europejczycy - dziennikarze” i „europejczycy-politycy”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że te „nasze elity” dziennikarskie i polityczne biorą aktywny i czynny udział w niszczeniu ostatnich polskich medialnych bastionów z przylaskiem dużej części opinii publicznej. Jeżeli czytam blogera Jarosława Jot-Drużyckiego, który pisze „słuchacze praczomózgowej rozgłośni Pierwszego Biznesmena Najjaśniejszej"albo "słucham owej polskojęzycznej rozgłośni już od ponad dekady, więc kojarzę tę grypserę",to nie wiem już czy mam się śmiać czy płakać.Kiedy zaś głos zabierają obrońcy jedynego polskiego przyczółka medialnego czytają w odpowiedzi „Nie podejrzewałem, że frustracja wirtualnych pretorianów ojca dyrektora jest tak wielka.” Wygląda to tak jakbyśmy dysponowali w obliczu natarcia czołgów jednym jedynym działkiem przeciwpancernym nie pierwszej młodości i nie najlepszej jakości, a rodacy podpuszczani przez „autorytety” apelowaliby, aby zamiast strzelać w obronie,oddać je jakiejś obcej firmie na złom, bo to obciach nad obciachy. Apeluję do rodaków o rozsądek i niech przykładem tu będzie historia niemieckiego"Berliner Zeitung". Nie dajmy się znieczulić „polskim mediom” oddanym lekkomyślnie w obce ręce i wmawianiu nam, że jest to normalna sytuacja. Wszystkie poważne państwa strzegą zazdrośnie własnych medialnych rynków i żaden z nich nie pozwolił sobie na taką głupotę jak Polacy. Jako przykład podam Francję gdzie udział zagranicznego kapitału wynosi 20%, Portugalię 10%, nie mówiąc już o Niemczech czy Kanadzie z niemal zerowym udziałem obcego kapitału. Nawet Węgrzy nie dorównali nam w głupocie oddając tylko 40% rynku. Myślę, że my obrońcy polskich mediów doskonale widzimy ich wady, słabości i niedociągnięcia, ale na Boga bierzmy przykład z innych i nie przykładajmy ręki do likwidacji tego, co jeszcze polskie. Czy nie rozumiecie, o co toczy się ta wojna z geotermią, Radiem Maryja, Naszym Dziennikiem, TV Trwam i ostatnio telefonia komórkową? Czy marzy wam się znowu „Polska powielaczowa”?
Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika basket

1. Marszał Jamajka..

Tak wygląda finezyjna kalkulacja polityczna marszałka sejmu RP: suwerenność Polski za stołeczek komisarza dla pp Huebner czy Lewandowskiego! I to tylko pół minuty! I nawet mu nie wstyd pieprzyć takich idiotyzmów do setek tysięcy słuchaczy - jeszcze chyba Polskiego Radia.

basket

avatar użytkownika Krzysztofjaw

2. @kokos

Witam Nic dodac, nic ująć. Tragedia i chyba nawet moje apele do dziennikarzy nic nie pomoga. Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika Winston

3. "Polska powielaczowa" już istnieje.

Dziś drugim obiegiem jest internet i niezależne w nim fora. I tak jak niegdyś drugi obieg powielaczowy, tak i dziś ten internetowy jest zwalczany przez funkcjonariuszy pilnujących politycznego porządku. Jednym z akordów była akcja przeciw katarynie, w istocie będąca akcją zastraszania wszystkich blogerów i osób wpływających na niezależny polityczny dyskurs. I - jeszcze jedna analogia - jak za PRLu, tak i teraz działających aktywnie, niezależnych i patriotycznych osób jest w skali statystycznej niewiele. Lecz o ileż trudniej przejąć cały ten ruch niż niegdysiejszą Solidarność!