Ten wpis miał być pochwałą "Gazety Wyborczej". Za refleksję, przyznanie się do błędu i próbę jego naprawy. Artykuł Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego o incydencie jasnogórskim zaczyna się jak porządny dziennikarski tekst. Ale to nie będzie pochwała, ale kolejne oskarżenie - koledzy, dokonaliście czegoś paskudnego. Brzydzę się tym.

Tekst mogą państwo przeczytać w dzisiejszym "Dużym Formacie", jednym z najlepszych agorowskich produktów, który - podobnie jak "Magazyn" "Dziennika" należy do tych form, które z chęcią zabieram ze sobą do pociągu.

Tym razem zaczyna się wszystko po dziennikarsku i nawet zawiera zdanie, że z faktami, które towarzyszyły incydentowi pod Jasną Górą "są kłopoty".

Maszkowski przedstawia jeszcze raz swoją wersję i precyzuje wreszcie, że słowa, w których - jak pisała "Gazeta" - "nie przebierał" Andrukiewicz to: "Wynoś się pan!". Ale wypowiada się również Andrukiewicz, którego wywiad dla Fronda.pl zostaje przytoczony zgodnie z zasadą cytowania. Przedstawiony zostaje in extenso przedmiot sprawy czyli ulotka Maszkowskiego i pokazane sylwetki obu uczestników zajścia.

 

CO DOKŁADNIE POWIEDZIAŁ RYDZYK?

Tekst jest wyważony, a wszelkie niedoważenia mieszczą się w limicie, do którego dziennikarz ma prawo. I wtedy, na samym końcu tekstu, przytrafia się to:

Ostatni akapit: "Podczas wieczornej mszy kończącej pielgrzymkę młodzieży Radia Maryja ojciec Rydzyk nawiązał do popołudniowego incydentu pod murem: "Tu jeden człowiek został skrzywdzony bardzo ... Ktoś prowadzący portal internetowy rozdawał ulotki ... Oczywiście kłamstwa tu były na nas ... Ojcze Piotrze! Tutaj, na świętym placu! Tak to wygląda ta przemoc medialna, terroryzm medialny".

Drodzy czytelnicy - przeczytajcie sobie ten fragment trzy razy zanim przejdziecie do dalszej części tekstu.

O czym mówi Rydzyk według "Gazety Wyborczej"? Odpowiedź jest chyba jasna: o tym, że rozdawanie ulotek przez Maszkowskiego to terroryzm medialny.

Gdyby tak było, natychmiast bym zaprotestował. Rozdawanie ulotek NIE JEST terroryzmem medialnym! Każdy z nas się z tym zgodzi, a wypowiedź Rydzyka w tym kontekście staje się śmieszna.

Zauważyliście jednak na pewno wykropkowane miejsca w tym tekście.

Ja pozwolę sobie przytoczyć te słowa w całości (fragmenty opuszczone przez "GW" pogrubiłem, a przekręcone - piszę majuskulą):

"Tu jeden człowiek został skrzywdzonybardzo. Otóż jakaś telewizja - nawet przypuszczamy która, ale nie powiemy teraz, wy się możecie domyślać - i przedstawiciele jakiejś gazety, która ma ogromny nakład w Polsce, i jeszcze ktoś prowadzący, tam, portal internetowy ROZDAWALI ulotki. Tytuł: "Dlaczego Radio Maryja jest atakowane". Oni rozdawali te ulotki i filmowali, jak ludzie reagują. Oczywiście kłamstwa tu były na nas. I jeden z panów, organizatorów pielgrzymki z Lublina, zaczął z nimi rozmawiać: "Co wy robicie?!". I co oni z nim zrobili? Ojcze Piotrze!Jakim to gazem? Gazem pieprzowym go uraczyli. Tutaj, na tym świętym placu. Dlaczego to mówię? Bo tak wygląda ta przemoc medialna, terroryzm medialny."

Cała mowa Rydzyka została nagrana i opublikowana na stronie Radia Maryja w wersji audio i w postaci skryptu. Spisałem ją dokładnie tak jak mówi Rydzyk, łącznie z błędami językowymi. Dziennikarz ma prawo do skrótów, ale nie do takich, które przeinaczają wypowiedź.

Mam podstawy przypuszczać, że dziennikarze widzieli ten skrypt - świadczy o tym fakt, że w nieocenzurowanym fragmencie cytują Rydzyka litera w literę. Mam podstawy przypuszczać, że odsłuchali audio (zwrot "Ojcze Piotrze!" nie znalazł się w skrypcie i słychać go tylko na nagraniu).

O czym mówi Rydzyk? Odpowiedź jest jedna: mówi o ataku gazem pieprzowym na jednego z pielgrzymów.

Przeinacza - to fakt. Sam zaatakowany 63-letni Czesław z Lublina powiedział potem Frondzie.pl, że nie ograniczył się do powiedzenia "Co wy robicie?" ale dodatkowo złapał jednego z fotoreporterów za aparat. Dokonał w ten sposób fizycznego ataku, do którego nie miał prawa.

 

ŻĄDAM ŚLEDZTWA W SPRAWIE GAZU

Dla mnie punktem odniesienia nie jest pan Czesław, którego zachowanie oceniam jednoznacznie negatywnie.

Dla mnie punktem odniesienia są koledzy po fachu. "Gazeta Wyborcza" miała prawo opisać cały incydent i wziąć w obronę fotografa udowadniając, że działał w samoobronie, miała też prawo udowadniać, że pan Czesław kłamie. Miała prawo udowadniać, że kłamie Rydzyk.

Ona jednak wybrała inną linię - najpierw przytaczając Maszkowskiego zaprzeczała użyciu przez kogokolwiek gazu (vide ostatni akapit), a z ocenzurowania tego fragmentu wynika, że teraz próbuje udawać, że w ogóle nie było takiej kwestii.

Co gorsza dla obu autorów tekstu - zdjęcie, którym opatrzono ich artykuł przedstawia - według sporego prawdopodobieństwa - właśnie tegoż "pana Czesława".

W rozmowie z Fronda.pl organizator pielgrzymki z Lublina potwierdził, że mężczyzna z chustą to on.

Redaktorzy "GW" czytali Frondę, bo powołują się na jeden z jej materiałów. Nie mam podstaw by przypuszczać, że nie przejrzeli wszystkich materiałów na temat, który opisują.

Mieli też wszelkie możliwości, by odszukać pana Czesława i sprawdzić, czy człowiek na zdjęciu i on, to ta sama osoba. Byłem szefem działu krajowego dużej gazety i dobremu dziennikarzowi z mojego działu zajęłoby to nie więcej niż półtorej godziny pracy. A przecież "GW" jest podobno lepsza od "Dziennika". Na dodatek ma korespondentkę w Lublinie.

Ja - podkreślam - nie postawiłem żadnego oskarżenia w sprawie gazu. Tam było co najmniej trzech ludzi z aparatami. Jestem przekonany, że gdyby wyszło kto to zrobił zaraz byłaby ostra dyskusja gdzie są granice zachowań dziennikarza i fotoreportera i czy została zachowana granica obrony koniecznej.

Mam jednak prawo - jako dziennikarz i przedstawiciel tego zawodu - żądać od koncernu Agora wszczęcia wewnętrznego dochodzenia na temat tego kto i w jakich okolicznościach potraktował gazem tego człowieka. I czynię to. Koledzy, inaczej brniecie coraz bardziej.

 

WYTRZYMAĆ SALWĘ ŚMIECHU

Tak na zakończenie, bo wielu z Was może myśleć, że toczę wojnę z "Wyborczą" z pobudek ideologicznych czy osobistych. Odrzucam te oskarżenia. Moje poglądy polityczne są moją prywatną sprawą. Jeden z najpiękniejszych okresów w mojej karierze spędziłem w "Przekroju", który światopoglądowo jest akurat stosunkowo bliski "GW".

Potem, już w "Dzienniku" pracowałem z ludźmi, którzy mieli przeszłość od "Naszego Dziennika" aż po "Trybunę" i nikt z tego powodu do nikogo nie skakał.

Nigdy nie ubiegałem się o żadną pracę w Agorze. Pracuje tam pewna osoba, którą do dziś uważam za swojego mistrza i kilka innych, których uważam za przyjaciół. Co ciekawe, nikt z nich nie napisał do mnie maila z bluzgami. Nic też nie wiem, by ktokolwiek ze związanych z "GW" blogerów zarzucił mi "podłość", "kłamstwo" itp.

Po co robię tę akcję? Widzicie, kiedyś pewna znana dziennikarka, związana zresztą z "Gazetą" opowiedziała mi o wykładzie, który prowadziła dla młodych dziennikarzy w pewnym kraju na wschodzie. Zapytała ich, co ich zdaniem jest dla człowieka mediów najważniejszą rzeczą? Głupie pytanie, nie? Po czym cyrylicą napisała na tablicy "PRAWDA".

I wiecie co? Nawet wytrzymała wybuch śmiechu.

 

Czytaj również:

>> Odpowiadam na pytania w sprawie ustawki jasnogórskiej

>> Ustawka jasnogórska - są zdjęcia!

>> Bójka pod Jasną Górą - żądam upublicznienia filmu

>> Polska nie jest dobrą ojczyzną dla dziennikarza