Dziś dalszy ciąg rozwiązywania zagadki jasnogórskiej. Dałem dziennikarce "GW" czas na udzielenie odpowiedzi na kilkanaście pytań, które postawiłem jej w związku z bójką pod Jasną Górą i sposobie opisania przez nią incydentu. Nie odpisała. W związku z tym przedstawiam swoją wersję wydarzeń, którą opracowałem po rozmowach ze świadkami i wnikliwej lekturze zarówno tekstów w "Gazecie" jak i krytykującej ją "Frondzie".

1.) Akcja pod Jasną Górą rozpoczęła się z inicjatywy Rafała Maszkowskiego, blogera, który prowadzi krytyczną wobec rozgłośni stronę internetową. Maszkowski wydrukował pewną ilość ulotek, w którym zarzucał Tadeuszowi Rydzykowi notoryczne kłamanie oraz antysemityzm.

2.) Bloger wybrał jako dzień akcji sobotę 20 czerwca, a jako jej miejsce plac przez Jasną Górą, gdzie odbywała się pielgrzymka młodych Radia Maryja. Poinformował o tym Aro Korola, reżysera, który robi film o stacji Rydzyka. Odpowiadając na moje własne pytanie: Aro Korol na swojej stronie na facebooku ma zdjęcie z koloratką na szyi i "Playboyem" w ręku. Sugeruje ono, że jest osobą "zaangażowaną" emocjonalnie w opisywaną tematykę. Ma to w całej sprawie znaczenie drugorzędne i raczej pomaga zrozumieć jej kontekst.

3.) Oprócz Korola, Maszkowski próbował sprowadzić na miejsce happeningu dziennikarzy. Przyszła Dorota Steinhagen z "Gazety Wyborczej" i jej fotograf Piotr Deska. Nic nie wiem o udziale jakiegokolwiek innego medium w ustawce. Ze słów Maszkowskiego (wywiad dla "Frondy") wynika, że co najmniej jedna telewizja odmówiła.

4.) Około 19:30 jeden z uczestników pielgrzymki sprowadza na miejsce ojca Piotra Andrukiewicza. Między oboma mężczyznami dochodzi do sporu. Andrukiewicz chwyta mikrofon Maszkowskiego i mu go wyrywa. Twierdzi, że wcześniej prosił go o wyłączenie apartatury i deklarował, że nie zgadza się na nagrywanie.

6.) W relacjach "GW" o. Andrukiewicz "nie przebiera w słowach" (tj. używa słownictwa wulgarnego lub obraźliwego) i "rzuca się z pięściami" na blogera (tj. próbuje go uderzyć lub pobić). Tego fragmentu publikacji "GW" nie potwierdza ani Maszkowski (nie mówi nic o biciu, a jedynym zwrotem Andrukiewicza jest groźba sprowadzenia policji), ani żaden ze świadków. Momentu nie widać też - według słów rzecznika TVN - na filmie, który jednocześnie kręciła ekipa Korola. Zdjęcia, które są w moim posiadaniu i które publikuję na swoim blogu na redakcji.pl sugerują, że zanim doszło do przepychanki obaj mężczyźni spokojnie ze sobą rozmawiali.

7.) Gazeta wspomina też o "obstawie" Andrukiewicza, która miała rozganiać fotoreporterów. Obstawa Andrukiewicza to po prostu radiomaryjni gapie, którzy włączyli się do akcji po stronie swojego oraz ponad 60-letni mężczyzna, który twierdzi, że go przyprowadził. Na zjęciach nie widać żadnej zorganizowanej grupy ludzi towarzyszących duchownemu. W ostatnim tekście gazeta odstępuje od użycia słowa "obstawa".

8.) Andrukiewicz bądź towarzysząca mu osoba niszczy mikrofon należący do brytyjskiej telewizji. Zniszczenie mikrofonu (Andrukiewicz twierdzi, że to Maszkowski szarpnął, Maszkowski, że aparat wyrwał mu Andrukiewicz) jest jedynym udokumentowanym faktem z zajścia.

9.) Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Dorota Steinhagen towarzyszy cały czas Maszkowskiemu, zostaje z nim również po zakończeniu incydentu. Razem idą na komisariat, gdzie bloger składa skargę na Andrukiewicza. Maszkowski dziękuje jej potem w wywiadzie dla Frondy.pl mówiąc, że bardzo mu pomogła. Później bloger, dziennikarka i ekipa Aro Korola wspólnie idą do ogródka piwnego, gdzie są widziani późnym wieczorem. Maszkowski też się do tego przyznaje. 

11.) Nie ma jakichkolwiek śladów, by którykolwiek z dziennikarzy "Gazety"  zadzwonił do ojca Andrukiewicza celem uzyskania komentarza. Jednocześnie "Gazeta" asymetrycznie nie tylko wielokrotnie cytowała Maszkowskiego, ale również zamieściła na swoich stronach in extenso jego zawiadomienie o przestępstwie.

12.) Bardzo kontrowersyjna i bulwersująca jest sprawa użycia gazu wobec pielgrzyma. Początkowo mówił o tym Tadeusz Rydzyk, wówczas "GW" zaprzeczała incydentowi. Sam wziąłem jej stronę i nie dałem wiary zarzutom duchownego. W czwartek "Fronda" opublikowała jednak materiał na którym:

- jej rozmówca, 63-letni pielgrzym, twierdzi, że to on został psiknięty gazem w twarz
- przyznaje przy tym, że stało się to, gdy próbował złapać jednego z fotoreporterów za obiektyw, a więc że to on sprowokował incydent
- relację mężczyzny potwierdza wymieniona z imienia i nazwiska pielęgniarka, która wówczas pełniła dyżur i udzielała mu pomocy.
- mężczyzna twierdzi, że to on jest człowiekiem z niebieską chustą przedstawionym na zdjęciu w "Gazecie Wyborczej", na którym widać, że biegnie w kierunku robiącego je fotoreportera

Nie mam podstaw, aby podważać jego relację, tym bardziej, że mężczyzna nie zataił swojej roli w sprowokowaniu fotografa i nie wskazuje bezpośrednio kto był sprawcą ataku.

Nie mam też podstaw by wskazywać domniemanego sprawcę. Nawet na zdjęciach widać, że aparat mają w ręku co najmniej trzy osoby.

- Maszkowski twierdzi, że zaatakowaną osobą był fotoreporter "GW" Piotr Deska. Jednocześnie zaprzecza użyciu przezeń gazu.
- Piotr Deska również zaprzecza jakoby go użył.

Sprawy tej - z racji zasady domniemania niewinności - nie jestem w stanie rozstrzygnąć.

Podkreślam jednak, że "Gazeta" przemilczała te zarzuty i relacje świadków. Również w piątkowym tekście, który ukazał się już po publikacji we "Frondzie". O publikacji tej dziennikarze "GW" musieli wiedzieć, ponieważ w tekście jest krótka rozmowa z Piotrem Deską i próba dotarcia do p. Steinhagen (która odmawia komentarza). Na zdjęciach widać, że akcja rozgrywa się na tak niewielkim terenie, że jest bardzo niewielka szansa, że tego typu incydent - o ile miał miejsce - umknął uwadze dziennikarki.

Zwracam też uwagę na przeinaczenie. 21 czerwca portal gazeta.pl opisał sprawę następująco: "Swojego podopiecznego już podczas mszy bronił o. Tadeusz Rydzyk. Stwierdził, że dziennikarze wraz z Maszkowskim przeprowadzili wobec o. Piotra prowokację i popsikali go gazem pieprzowym. Maszkowski: - Nie miałem żadnego gazu i nie widziałem, żeby ktoś go używał. To jakieś wierutne bzdury". Rydzyk mówił tymczasem o ataku na lubelskiego pielgrzyma, a nie ojca Andrukiewicza. Zadałem sobie trud, żeby go nawet odsłuchać. Przy okazji on również przeinaczał, bo twierdził, że Steinhagen brała udział w rozdawaniu ulotek. Steinhagen ulotek nie rozdawała.

>> Ustawka jasnogórska - czekam na odpowiedź "GW"

Moja opinia:

a.) akcja pod Jasną Górą stanowiła przykład rażącego nadużycia dziennikarskiego. Nazywam ją "ustawką jasnogórską" i cieszę się, że to sformułowanie bywa zapożyczane.

b.) Technika, w której zastosowaniu uczestniczyła Dorota Steinhagen jest tak naprawdę polowaniem na ludzi. Tą techniką można wykonać dowolną prowokację. Można wejść na zjazd Żydów-ortodoksów i rozdawać na nim "Protokoły mędrców Syjonu", można stanąć na berlińskim Alexanderplatz z wielką planszą "Niemcy zapłaćcie za zburzone polskie miasta", można prowokować uczestników manifestacji gejowskich, przechodniów na ulicy, a nawet redaktorów "Gazety Wyborczej". Jest wielce prawdopodobne, że przy takich próbach zawsze natrafi się na kogoś agresywnego lub obdarzonego mniejszą cierpliwością. Dziennikarz nie jest Boratem. Zajmuje się opisywaniem rzeczywistości, a nie jej kreowaniem bądź współkreowaniem. Do tego ostatniego ma prawo wyłącznie w imię ważnego interesu społecznego. Nie widzę żadnego interesu społecznego w sprowokowaniu jakiegoś księdza.

c.) Dziennikarka "Gazety" przekroczyła granicę zaangażowania w opisywaną sprawę. W swoich tekstach nie tylko faworyzowała jedną stronę nie dając prawa do głosu drugiej, ale używała zabiegów propagandowych takich jak: imputowanie jednej ze stron zachowań stawiających ją w złym świetle (poruszanie się z obstawą przez księdza, "nie przebieranie" przezeń w słowach, rzucanie się z pięściami), podkreślanie cech fizycznych jednej ze stron sporu (tego typu zabiegi jak zwracanie uwagi kto jest "tlenioną blondynką" są dla dziennikarza dopuszczalne jedynie wówczas, gdy ma to znaczenie dla sprawy).

d.) Dorota Steinhagen (piszę tylko o niej, ponieważ drugiego autora tekstów - Marcina Kowalskiego - nikt ze świadków pod Jasną Górą nie widział) otrzymała pełną możliwość obrony przed zarzutami. Nie odpisała na mojego maila, odmawiała też rozmów z portalem Fronda.pl. W piątek, a więc już w czasie, gdy opisane powyżej zarzuty były znane, wspólnie z drugim autorem tekstów, powtórzyła niemal wszystko co pisała do tej pory. Bez ustosunkowywania się do jakichkolwiek wątpliwości. Uważam to za wyjątkowy przejaw dziennikarskiej arogancji.
 

Czytaj również:

>> Ustawka jasnogórska - są zdjęcia!

>> Bójka pod Jasną Górą - żądam upublicznienia filmu

>> Polska nie jest dobrą ojczyzną dla dziennikarza