Dlaczego postkomuniści i komuniści nie mają rodziców (Grudeq)
Maryla, sob., 13/06/2009 - 15:20
Abel i Kain byli synami Adama i Ewy. Bolesław Chrobry był synem Mieszka I i księżniczki czeskiej Dąbrówki. Z kolei Władysław Wygnaniec i Kazimierz Sprawiedliwy byli jednymi z synów Bolesława Krzywoustego. Wacław III był synem Wacława II. A Zygmunt Stary miał syna Zygmunta Augusta. Józef Piłsudski był synem Józefa Wincentego. Nawet bracia Kaczyńscy mają ojca – Romualda Kaczyńskiego. Dotychczas w dziejach ludzkich każda z postaci historycznych miała swoich rodziców. Większość z postaci historycznych była także rodzicami dla swoich dzieci. Nikomu to nie przeszkadzało. Część rodziców dobrze przygotowywała swoje dzieci do życiowego startu. Część zdecydowanie gorzej. Jak to w życiu bywa, nie było żadnej reguły. Jednak nikt nie kwestionował tego, że ktoś może mieć rodziców.
Tak to wszystko toczyło się ładnie przez całe tysiąclecia cywilizacji ludzkiej, aż nadeszła era poprawności politycznej, era postkomunizmu a na salonie24 era administratora Ephorosa.. i tu nagle okazało się, że część polskich dziennikarzy i polityków nie ma rodziców. Najzwyczajniej w świecie pozbawiono ich możliwości posiadania własnych rodziców. W dużej polityce nikt nie zajmował się kim byli rodzice Aleksandra Kwaśniewskiego, czym się zajmowali, jakie wartości w wychowaniu przekazali młodemu Olkowi. Podobnie w dziennikarstwie nikt nie zajmował się tym kim byli rodzice Moniki Olejnik. Po prostu: Polscy postkomuniści, te osoby dla których III Rzeczpospolita okazała się najłaskawsza rodziców nie mają.
A rodzice to jednak ważna rzecz. Nawet w polityce. Udowodnimy to metodą historyczną. Socjologowie pewnie skupiliby się na badaniach dowodzących, że dzieci bardzo w większości przypadków przejmują pozycję swoich rodziców. Ekonomiści zwróciliby uwagę, na to że istnieją takie rzeczy jak firmy rodzinne, gdzie talent jak i dany zakład pracy przechodzi z ojca na syna. Antropolodzy i biolodzy potwierdziliby te przypuszczania teorią genów i o tym jak rodzice przekazują swoje geny dzieciom. Zresztą nawet my oglądając zdjęcia rodzinne często mówimy o, a ten jaki podobny do taty albo dziadka. Czy słyszymy komentarze na spotkaniach rodzinnych: a ten zachowuje się,/jest zupełnie jak jego ojciec/dziadek/stryjek. Tak to wygląda w normalnym świecie. W salonie24 zostałoby to nazwane „używaniem argumentów rodzinnych”. Nie wolno!
Troszkę odeszliśmy od metody historycznej. Państwo zawsze było kontynuacją. To tylko w Polsce wymyślono mit budowania państwa od nowa. W PRL zawsze budowaliśmy drugą Polskę – pierwszą drugą tuż po wojnie, drugą drugą już za Gierka, a trzecią drugą za czasów stanu wojennego. Obecnie budujemy zaś II Irlandię. I faktycznie w niektórych umysłach mogło zrodzić się przekonanie, że można zacząć coś od zera, i to co było za poprzednika, poprzedników nie ma już żadnego absolutnie znaczenia. Prawda jest jednak absolutnie przeciwna. Bo oto Bolesław Krzywousty ma szczęście, że jego ojcem jest Mieszko I. Oddaje go za młodu jako zakładnika na dwór cesarski – mały Bolesław widzi z bliska jak wygląda średniowieczna polityka europejska. Sam Mieszko umacnia na wszelkie możliwe sposoby granice naszego państwa. Pod koniec życia zaś w dokumencie Dagome Iudex oddaje wszystko pod opiekę papieża. I taki Chrobry ma już start zdecydowanie ułatwiony. Ma silne państwo, scentralizowane. Zaprawionych w bojach wojów. Można ruszać na wojnę.
Jak to w historii jednak bywa wszystko zmienne jest. Bo już syn Chrobrego – Mieszko II po Tatusiu wcale tak dobrze nie dziedziczy. Chrobry prowadził wojny ze wszystkim sąsiadami. Wszystkich upokorzył. Niemców pokojem w Budziszynie. Czechów oślepieniem Bolesława Rudobrodego. Rusinów – gwałtem w Kijowie. Wszyscy więc dyszą chęcią rewanżu. Oczywiście nikt na wojnę nie ruszy póty Bolesław żyje, ale gdy umiera i na tron wstępuje Mieszko II. Nie pomogło Mieszkowi II nawet staranne wykształcenie, i wielce sympatyczna żona. Czy to była jego wina? Gdyby udało mu się odziedziczyć brawurę Chrobrego, ale przecież dziedziczenie jest zawsze loterią, i nie można odziedziczyć tego co byśmy chcieli. Może więc Chrobry nie powinien był prowadzić tak awanturystycznej polityki?
Widzą państwo jak na najbanalniejszym przykładzie z pradawnej, prasłowiańskiej i prapiastowskiej historii naszego kraju możemy sobie toczyć debatę o rodzicach i dzieciach i wpływach rodzinnych. Oczywiście wiemy i wyobrażamy sobie, że gdyby oto nagle administrator Ephoros dzięki magicznej maszynie przeniósł się w czasie do wieku XI albo XII i stał się nagle, dajmy na to, Gallem Anonimem o takich rozważaniach nie napisałby ani jednego łacińskiego zdania. Taki Kronikarz Ephoros wierny nie używaniu argumentów rodzinnych i nie zastanawianiu się nad tym jak rodzice wpływają na swoje dzieci i odwrotnie skupił by się tylko na życiu danego władcy: od urodzenia, do śmierci. Może tylko wewzmiankowałby o rodzicach opisywanego władcy i jego dzieciach. Ale to tylko dla statystyki.
Dostałem właśnie łacińskiego olśnienia. Administrator Ephoros, wybaczy mi. Ale właśnie przenoszę go maszyną czasu w piękny wiek XVIII, do Wiednia. Czy Administrator Ephoros widzi już tą łacińską maksymę: Bella gerant alii, tu, felix Austria, nube?(niech inni prowadzą wojny, Ty, szczęśliwa Austrio zaślubiaj”). Krzyknijmy razem: to niesamowite! Ależ ta Austria, ci wredni Habsburgowie relacje dzieci i rodziców najjawniej wykorzystała do prowadzenia polityki! Szykujmy czym prędzej zimny kompres dla pana administratora. Bo czeka go za chwilę jeszcze więcej rewelacji! To I wojna śląska prowadzona także o to aby Maria Teresa mogła przejąć władztwo po swoich rodzicach, bo Tato niezbyt dobrze zabezpieczył interesy córki. Pretekst zaś do wojny był taki, że niegdyś jakiś śląski książę zmarł bezpotomnie a obowiązywał go układ o przeżyciu z elektorami brandenburskimi i teraz Fryderyk Wielki sobie o tym przypomniał. Czy to nie jest używanie argumentów rodzinnych? A może skok o kolejne sto lat. Wiek XIX. Franciszek Józef wysyła swojego brata Maksymiliana do Meksyku by tam objął cesarski tron. Uważa, że każdy z jego braci powinien mieć tytuł co najmniej królewski. Czy to znów nie jest sięganie po argumenty rodzinne?
Każdy ma swoich rodziców. Oczywiście z zastrzeżeniem postkomunistów. Rodzice człowieka kształtują, uczą. Jest to i tak zawsze loteria, bo nie ma reguły na wychowanie dzieci. A jeżeli taką regułę ktoś znalazł, to zawsze znajduję ją na łożu śmierci, kiedy wie co zrobił dobrze, a co mógł zrobić lepiej, i nie ma po prostu czasu na jej przekazanie. Nie ma reguły, bo zbyt dużo rzeczy decyduje o kształcie, psychice człowieka. Rodzice mogą dziecko wychowywać bezstresowo, i są takie same szanse, że wyjdzie nam rozpieszczony huligan, jak i na to, że będzie to bardzo miły i rzetelny człowiek. I odwrotnie: można dziecko trzymać krótko i też może nam wyjść huligan jak i bardzo dobrze ułożony człowiek. No nie ma reguły. Co oczywiście nie oznacza, że na te relacje w domu rodzinnym nie należy patrzeć. Bo tam jest klucz do psychiki.
Ciekawi mnie teraz czy na przykład sięganie do spraw spadkowych, będzie również sięganiem do argumentów rodzinnych? Przecież to ma przeogromny wpływ na życie każdego człowieka. Można po rodzicach odziedziczyć olbrzymi majątek, i co z tego wówczas, że jest się leniem i nierobem jak na koszt zmarłych rodziców można żyć i hulać. Ale równie dobrze po rodzicach można odziedziczyć długi i wtedy jest to mistrzostwo aby z takich długów wyjść. I czy takie dwie banalne sytuacje nie mają przełożenia na życie: oto polityk, dziedziczący po rodzicach olbrzymi majątek. Ma pewność siebie, nie idzie do polityki dla pieniędzy, jest bardziej niezależny, może sobie pozwolić na głoszenie własnego zdania. I oto drugi polityk, który ma olbrzymi długi do spłacenia po zmarłych rodzicach. Jego głównym zadaniem jest utrzymywanie się przy stanowisku. Jest bardziej skłonny do kompromisów, nie będzie się starał narażać, tym od których zależy jego pozycja…. No przecież to są najprostsze frazesy, które każdy logicznie myślący człowiek powinien dojrzeć. Frazesy których nie można zamknąć teorią o „argumentach rodzinnych” bo dzięki temu mamy wypaczone myślenie o polityce.
Nic na tym świecie nie zaczęło się dzisiaj. Nawet demokracja. Ktoś krzyknie: nikt wcześniej nie miał internetu! Ale internet jest tylko narzędziem komunikacji, a ludzie komunikują się ze sobą odkąd istnieją. Jest takie coś jak sztafeta pokoleń. I ta przekazywana pałeczka nie jest czystą kartą. Jest już na niej bardzo dużo zapisane. To, że administrator Ephoros nie potrafi tej sztafetowej pałeczki odczytać. OK. bywa. Ale nie można wmawiać, że tej pałeczki nie ma. Bo jest. Bo jest na niej zapisane, że Monika O jak córka Pułkownika O chodzi do przedszkola w centrum Warszawy, do liceum ma dwa przystanki tramwajem, a na Uniwersytet chodzi na piechotę albo podwozi ją Tatuś. Jest na niej zapisane, że Tata małego Aleksandra wieczorami wracał z przesłuchań, a mały Olek słuchał historii o zaplutych karłach reakcji i bał się aby te karły nie zrobiły krzywdy jego tatusiowi. Jest też zapisane, że mały Tomek S rodzi się w Bieszczadach, do szkoły ma 10 km, na studia nie może pójść bo musie się opiekować gospodarstwem zapuszczonym przez Tatę alkoholika. I jemu będzie potrzeba bardzo dużo szczęścia w życiu by coś do tej pałeczki dopisać. Monika O ma zdecydowanie większe szanse. Jakby była ta Tabula Rasa to każdy i Monika i Tomek mieli by do szkoły albo 10 km albo dwa przystanki tramwajem. Ale białej karty nie ma, jest pałeczka przekazywana przez rodziców i do niej coś dopisujemy.
Przepraszając administratora Ephorosa za rzucanie go przez wiry historii, pozwolę się jednak zwrócić z prośbą do administracji o to abyśmy w naszej sztafecie nie dopisywali teorii „argumentów rodzinnych”, bo to do niczego nie prowadzi. I przywrócili blog Witka abyśmy lepiej widzieli co do przekazania mają poprzednie pokolenia.
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. Tekst miodzio