Folwark?
FreeYourMind, sob., 30/05/2009 - 20:50
Jakoś zawsze się wzdragam przed powiedzeniem, że Polacy są tacy lub siacy. Wynika to z paru podstawowych względów. Po pierwsze: nie wiem, w jaki sposób można poznać, jacy Polacy są. Nie sposób tego się dowiedzieć z – powiedzmy sobie szczerze – niezbyt miarodajnych badań socjologicznych czy psychospołecznych, nie sposób też się dowiedzieć tego na gruncie własnego, dość wąskiego doświadczenia. Ilekroć zresztą ktoś pisze: Polacy są tacy a tacy, to ja mam wrażenie, że porusza się w obrębie jakiegoś stereotypu, nie zaś jakiegoś weryfikowalnego opisu rzeczywistości. Mając zaś świadomość, że jakiś czas temu wyszliśmy wszyscy (mam na myśli to pokolenie, które żyło w peerelu i dobrze go pamięta) z obozu koncentracyjnego, zwyczajnie jakoś wzbraniam się przed stawianiem zarzutu: dlaczego jesteście tacy osłabieni? Dlaczego jesteście tacy słabi?
Owszem, możemy stawiać sobie przed oczy pokolenie przedwojenne – pytanie tylko, czy przybliża nas tego rodzaju zabieg do prawdy o nas samych? Czy mając wciąż w pamięci hekatombę, jaka dotknęła naszych przodków, nie pozostaje nam nic innego, jak żyć z poczuciem winy, że jesteśmy jakimiś wybrakowanymi Polakami i że na wolne, niepodległe, normalne, silne państwo zwyczajnie nie zasługujemy, bo jesteśmy za ciency? Tego rodzaju myślenie mimowolnie nasuwa mi skojarzenia właśnie z peerelem, kiedy to sprowadzano społeczeństwo do stanu bydlęcego, do zwykłej, codziennej walki o podstawowe produkty (od żywnościowych po higieniczne) i gdy cały czas dawano Polakom do zrozumienia, że tak już będzie zawsze i tak naprawdę na inny los zwyczajnie nie zasługują.
Piszę te uwagi w kontekście eseju R. Ziemkiewicza, który z jednej strony zdaje się głosić nam gorzką prawdę, z drugiej jednak widzi skutki, lecz nie dostrzega wszystkich, jak sądzę, przyczyn. Byłem dzisiaj z rodziną w multikinie i tak wychodząc z niego, i patrząc na auta, pomyślałem, może przesadzam z tym pesymizmem, co do III RP, przecież ludzie mają te o niebo lepsze samochody aniżeli przed dwudziestu laty, coraz lepiej się ubierają, krążą po tych hipermarketach załadowując wózki po brzegi, wyjeżdżają na wakacje za granicę. Zaraz jednak wytacza się człowiek na drogę pełną dziur i krzywo osadzonych studzienek, zaraz słyszy w radiu polityków, którzy są matołami, zaraz też przypomina sobie przywoływane niedawno w radiu statystyki dotyczące higieny naszych rodaków i może ich nie będę przytaczał, bo przecież wystarczy przejść się do publicznych toalet, zajrzeć na Dworzec Wschodni w Warszawie lub na Pragę, zwiedzić Kraków nie od strony rynku tylko nieco się oddalić od śródmieścia, wystarczy pojechać do małych miasteczek i do mieścin, by pojąć jedną, ponurą rzecz, tj. tę, że współczesna Polska jest po prostu wielką potiomkinowską wsią. Fasada wygląda całkiem nieźle i podejrzewam, że robi wielkie wrażenie na obcokrajowcach pamiętających zapewne filmy dokumentalne choćby z Polski za czasów Jaruzela, ale jeśli się zajrzy za fasadę, to nasz kraj nadwiślański w niczym nie zasługuje na miano państwa XXI wieku. Symbolem tych dysproporcji między enklawami nowoczesności (np. stołeczne centra handlowe, zamknięte i strzeżone osiedla), a poszarzałą, zaniedbaną prowincją jest dom z sypiącym się tynkiem i anteną satelitarną umocowaną przy oknie lub balkonie. Wielu bowiem Polakom pozostało już wyłącznie życie iluzją.
Kiedy jednak czytam Ziemkiewicza, to wydaje mi się, że to, co głosi jest tylko z pozoru prawdą.
„Dla większości Polaków państwo, w którym żyją, to wciąż taki folwark, z tą dziwną cechą szczególną, że oto pozwolono im samym wybierać dziedzica – z czego korzystają, kierując się chęcią, by mieć dziedzica takiego, który mało goni do roboty, dużo rozdaje i łatwo pozwala się oszukiwać. Profesor Wilczyński opisał to formułą „wrogiego państwa opiekuńczego”, co jest bardzo celne. Państwo polskie nie jest przez ogół Polaków postrzegane jako emanacja wspólnej woli, wspólne dobro, a zwłaszcza jako struktura wobec nich służebna. Przeciwnie, zawsze było i pozostaje strukturą wrogą, obcą, którą należy oszukiwać, co zupełnie nie przeszkadza wymagać od niej rozmaitych świadczeń i form opieki.
Tatiana Zasławska nazwała człowieka wychowanego przez realny socjalizm „cwanym niewolnikiem”. Ta formuła także doskonale pasuje do postsowieckich Polaków – główną cnotą niewolnika nie jest odwaga czy innego rodzaju zadziorność, bo za to, jak nauczyło go doświadczenie, można tylko jeszcze bardziej dostać w d…, główną cnotą niewolnika jest chytrość.”
To bowiem, że Polacy czują się jak na folwarku (trzymając się tej obrazowej stylistyki publicysty „Rz”) może wynikać z tego, że chcą by tak było i nie potrafią tego zmienić (i np. jest im z tym dziadowaniem dobrze), jak i z tego, że do takiego stanu zostali doprowadzeni. A jest zasadnicza różnica między dziadowaniem dobrowolnym a przymusowym. Poza tym nikt nie ma chyba wątpliwości, że Polska po wielu dziesiątkach lat zaborów dokonała w ciągu dwudziestu lat niebywałego skoku cywilizacyjnego i kulturowego, powstrzymanego, rzecz jasna, przez hitlerowskiego i sowieckiego okupanta, natomiast po „obaleniu komunizmu” nie ma nawet porządnych dróg (o gospodarce nie wspomnę). Na ten paradoks można patrzeć przez pryzmat „polskiego nieudacznictwa”, ale też można patrzeć przez pryzmat nieudacznictwa establishmentu, który zrobił wszystko – dosłownie wszystko (poczynając od uwłaszczenia nomenklatury, poprzez procesy pseudoprywatyzacyjne, na kapitalizmie politycznym kończąc), by przeciętny obywatel żył na poziomie postkolonialnym. O tym, że Polacy potrafią świetnie, ofiarnie, rzetelnie pracować za godziwe pieniądze, wiedzą wszyscy, którzy widzieli naszych rodaków w akcji za granicą. Nad Wisłą natomiast, jak też wiemy, nie udało się (przez 20 lat!) stworzyć takich warunków gospodarczych, by sukces ekonomiczny był dostępny większości obywateli, a nie mniejszości.
No i znowu można za to winić naszych rodaków, lecz mi wydaje się, że zostali oni w swej większości wystawieni do wiatru przez niemal całą klasę polityczną, która sprawowała rządy w tymże 20-leciu. Skoro więc jak frajerów potraktowała ich „konstruktywna opozycja”, to nic dziwnego, że powróciło w społeczeństwie widzenie państwa jako okupanta, którego – zgodnie ze strategią przetrwania (w ekstremalnych, złodziejskich warunkach) - trzeba oszukiwać. Gdy jeszcze najrozmaitsze reformy (gospodarcze, służby zdrowia, edukacji, administracji etc.) zamiast wyrugować kierat wyłącznie go powiększyły, stanowiąc okrutne szyderstwo ze zdrowego rozsądku, to nic dziwnego, że z czasem Polacy zaczęli patrzeć na rozmaite instytucje jako wrogie.
Pojawia się jednak pytanie: dlaczego tak się stało? Ten folwark przecież ktoś powołał do istnienia. Co więcej, gdy „obalano komunizm”, to mówiono o „naszym domu”, nie zaś o folwarku. Potem zaś mówiono już o „zaciskaniu pasa”, a potem się okazało, że „pierwszy milion trzeba ukraść”, choć nie każdy miał okazję, by sobie taką kwotę podprowadzić. Później zaś, gdy zaczęły się ujawniać chore dysproporcje między płacami nie tylko przeciętnego Polaka a innego Europejczyka, ale między średnią pensją krajową a pensjami najrozmaitszych „menedżerów” i innych wszystkich świętych, to Polakom kazano już tylko płacić podatki, wrzucać kartki do urn i nie pyskować. Na koniec okazało się, że może jest nie najlepiej z naszym doganianiem Zachodu, ale wejście do UE spowoduje, że zaleją nas kolosalne pieniądze i w mgnieniu oka będziemy przypominać Hiszpanię. Dziś z tych wszystkich wizji pozostały wyłącznie wióry, choć w międzyczasie wyrosła nam całkiem nieźle odżywiona, nieźle stołująca się, nieustannie zadowolona z siebie i uśmiechnięta w świetle fleszy, klasa próżniacza. Co więcej, znowu słyszymy hasło o zaciskaniu pasa. Po 20 latach.
Oczywiście, o części przyczyn tego stanu rzeczy Ziemkiewicz wspomina, czyli o tych wszystkich haniebnych zaniechaniach politycznych oraz o spektakularnych propagandowych sztuczkach Ministerstwa Michnika, ale czyni to raczej z takim podtekstem (tak przynajmniej ja to odczytuję), że „swój na swego trafił”. Przypomina wszak jedno ze swych większych rozczarowań z lat 90.:
„gdy się okazało, że większość Polaków zakochana jest w Aleksandrze Kwaśniewskim, wspomina z rozczuleniem, jak dobrze było za Gierka i w kółko ogląda „Czterech pancernych” i Klossa.”
Pytanie jednak, czy Polacy sami sobie zafundowali wielki renesans peerelu, czy też ten renesans był wpisany w wielką akcję zacierania ostrej granicy między Polską po 1989 r., a tym, co było przed? Czy należy przypominać, co środowiska „konstruktywnej opozycji” wyrabiały wobec prób wywrócenia sojuszu zawartego przy „okrągłym stole”? Czy antykomunizmu nie ukazywano jako większego zagrożenia dla porządku publicznego aniżeli samych komunistów przefarbowanych na „socjaldemokratów” (i to w zachodnim stylu)? Niemożliwe, żeby Ziemkiewicz o tym nie wiedział. Jeżeli jednak o tym wie, to powinien mieć zarazem świadomość, do jakiego stopnia fałszywą rzeczywistość kulturową wytworzono po 1989 r. i powinien rozumieć, dlaczego tylu Polaków ją odrzuca albo w sposób czynny (np. działając w szarej strefie lub wspierając inicjatywy zmierzające do unieważnienia „historycznego kompromisu”), albo bierny – nie uczestnicząc w wyborach czy referendach. Można więc powiedzieć tak: ta historia się jeszcze nie zakończyła i – jak mi się wydaje – Polacy jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Droga jednak do, by tak rzec, odnowienia polskiej świadomości obywatelskiej jest długa i mozolna, gdyż najpierw trzeba odkłamać otaczającą nas rzeczywistość, to zaś jest proces na lata.
http://www.rp.pl/artykul/2,313051_Ziemkiewicz__Wolnosc_na_folwarku.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
8 komentarzy
1. FYM
2. FYM
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
3. Stan35
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
4. Przemo ;))
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. stan35
6. Przemo
7. Jeżeli Ziemkiewicz nie
janekk
8. janekk