Technologia władzy w Polsce

avatar użytkownika FreeYourMind

 

 


Zastanawiające jest to, że od pewnego czasu zaczyna się w polskich mediach zachwalać formułę sprawowania władzy za pomocą fikcji i grania na ludzkich nastrojach. W sposób nieco nieśmiały pojawiało się to zachwalanie już w parę miesięcy po przejęciu władzy przez koalicję postkomunistyczną z której część stanowi „rząd” (PO i PSL), a część udaje opozycję (esk-PZPR czyli SLD), kiedy to rozmaici komentatorzy mówili wprost, że od premiera Tuska i jego gabinetu oczekuje się wyłącznie „administrowania”, nie zaś realizowania jakichkolwiek przedwyborczych obietnic, czyli realnego zmieniania Polski. Dodawano też, że najważniejsze jest to, iż w kraju „nie ma awantur”, że nie ma tej „mrocznej atmosfery”, która panowała za czasów PiS-u. Wynikało z takiego stawiania sprawy to, iż komentatorzy albo świadomie podtrzymują mit, że Polska jest krajem normalnym (na wzór zachodnioeuropejskich) i nie ma żadnych poważnych społecznych i ekonomicznych problemów do rozwiązywania, albo usypiają czujność zadufanych w sobie peokratów, licząc na to, że po jakimś czasie po raz kolejny „w glorii chwały” wróci do władzy ugrupowanie komunistyczne z hasłem „odsunięcia nieudolnej prawicy” od rządów oraz dania szansy „fachowcom” (tak jak L. Miller szedł do władzy po paru latach katastrofalnej polityki AWS-u).

Te głosy zachwalające „technologię władzy” formułował wiele razy także E. Mistewicz, specjalista od „fikcjonalizacji” życia politycznego, przeciwstawiający skuteczność PO w graniu na społecznych nastrojach i „opowiadaniu historii” - nieskuteczności PiS-u. Niedawno jednak do chwalców „rządzenia za pomocą fikcji” dołączył także M. Karnowski, a jakby i tego było mało, to wprost J. Lewandowski, było nie było, jeden z czołowych „transformersów” i zarazem beneficjentów „transformacji”, powiedział:

„Liczy się reakcja opinii publicznej. Trzeba obserwować słupki zaufania, by je wykorzystać w lepszej sprawie. To jest kanon postpolityki w całej Europie. bo premier rzeczywiście potrafi politykować w rytmie ludzkich emocji. Jeżeli w danym momencie, tuż po jakiejś tragedii, rośnie fala negatywnych emocji wobec pedofilii, to on ją najlepiej wyraża… A że potem społeczna uwaga gaśnie, nie śledzi się dalszych kroków, to i nie ma przymusu konkretnego projektu, konieczności, by np. temat kastracji pedofilów, jak to mawia Jan Krzysztof Bielecki, "operacjonalizować".”

Lewandowski dodał zresztą:

„Tusk jest porównywalnie plastyczny, gdy chodzi o kształtowanie politycznej tożsamości. Potrafi, nie gorzej niż Sarkozy, podrzucać wątki i tematy, które TVN 24 wyniesie do rangi wydarzenia politycznego, o którym się później dyskutuje przez tydzień.”

Można by się zdumiewać tym, że jeden z czołowych polityków III RP (od najwcześniejszych jej lat) otwartym tekstem przyznaje, iż sposobem sprawowania władzy jest wyłącznie technologia zarządzania pewnymi treściami funkcjonującymi w obiegu publicznym, ale wygląda na to, że ludzie establishmentu są do tego stopnia pewni „opanowania sytuacji” (tzn. że nie powtórzy się wariant z 2005 r. z przejęciem rządów przez przeciwników „okrągłego stołu”), że mogą sobie pozwolić na nonszalancję tego typu. „Tak to robimy”, mówią bez cienia wstydu, „tacy jesteśmy skuteczni”. Albo inaczej: „w taki sposób osiągnęliśmy i utrzymujemy władzę”.

Co więcej, w kręgach dziennikarskich pojawia się – niejako na zasadzie lustrzanego odbicia – postawa adoracji, którą znakomicie wyraża Karnowski, twierdząc, że Tuska charakteryzuje „dobry słuch społeczny, swoisty radar, pozwalający wyczuwać szanse i zagrożenia. Czasem nawet wbrew swoim ludziom.” Karnowski porównuje Tuska do Blaira (a raczej odwrotnie :)), nie zauważając w tym żadnej śmieszności. Nie tylko chodzi o dość krótki żywot PO w stosunku do żywotu brytyjskiej Partii Pracy, ale przede wszystkim o kolosalną różnicę między Wielką Brytanią i jej militarno-ekonomiczną potęgą, a porażającą mizerotą III RP. O ile więc Blair – już pomijam to, że podejmował poważne decyzje, jak choćby włączenie się UK w akcje zbrojne w Zatoce Perskiej, a nie tylko „występował przed kamerami”, jak Tusk – mógł sobie pozwolić na „politykę sondażową” (z tego choćby względu, że brytyjska gospodarka zupełnie nieźle się miała za jego czasów), o tyle tego rodzaju technologia władzy w warunkach polskich jest podtrzymywaniem stanu bałaganu, tudzież zwyczajną, tchórzliwą ucieczką od rozwiązywania realnych problemów. Gdyby w Polsce była ekonomia i obronność na takim poziomie, jak na Wyspach, to ja nie miałbym nic przeciwko „polityce sondażowej” a la PO, ba, nawet oczekiwałbym niemieszania się polityków do gospodarki. Jeśli jednak mamy kraj, mówiąc oględnie „wciąż i wciąż na dorobku”, jeśli mamy tak wielkie dysproporcje płacowe, rosnące bezrobocie (częstokroć strukturalne), recesję, spadek produkcji, zadłużenie, wysokie podatki, nie mówiąc o stanie polskiej obronności, opieki medycznej, nauki etc., no to szczytem idiotyzmu jest właśnie uprawianie „polityki sondażowej”, zaś zachwalanie tego rodzaju technologii władzy świadczy o poważnym zaćmieniu umysłu oraz o ślepocie na bieżące sprawy naszego kraju.


Niedawno w Rosji chwalono się dmuchanymi makietami sprzętu wojskowego, które mogłyby wprowadzać w błąd szpiegowskie satelity oraz inny sprzęt przeciwnika. Polska za czasów Tuska i jego gabinetu może się chwalić dmuchaną gospodarką (o naszej obronności to nawet nie warto mówić). Może dla kogoś jest to sytuacja OK, ale w ten sposób nasz kraj nigdy się nie podźwignie. Dla Niemców czy Rosjan taki scenariusz byłby znakomity. Dla nas niekoniecznie.


Sprawa jednak jest o wiele poważniejsza niż tylko cyrk uprawiany przez gabinet ciemniaków i zachwalany przez młodych, beztroskich dziennikarzy jako efektywna technologia władzy. Chodzi bowiem o to, że spada w ten sposób realny wpływ obywateli na władzę. W świecie fikcji nie ma wszak realnych decyzji politycznych, a jedynie pląsy ludzi udających polityków. Obywatel może ich jedynie podziwiać, jak gwiazdy tańczące na lodzie – niczego innego zresztą politycy nie oczekują, a już na pewno nie rozliczania z tego, co do tej pory dokonali. Jeżeli jednak to się już zaczyna podobać dziennikarzom, to znaczy, że oni też już zakorzenili się w świecie fikcji do tego stopnia, iż nie wiedzą, gdzie toczy się realne życie. Obywatel w takiej sytuacji zostaje jak ten ostatni frajer, który liczył, że może przynajmniej ludzie mediów zaczną coraz ostrzej naciskać na rząd, by nareszcie zaczął coś w Polsce robić, a nie bawić się władzą.


http://mona11.salon24.pl/104897,ale-o-co-chodzi

http://www.tvn24.pl/0,1596061,0,1,dmuchana-armia-oszuka-wrogow-rosji,wiadomosc.html

M. Karnowski „Tusk-Blair. Jedna władzy technologia”, „Dziennik” 11.05.2009, s. 14-15.
Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. FYM

poprawiłam ;) pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika FreeYourMind

2. Maryla

dzięki :)
avatar użytkownika Przemo

3. FYM

Celny wpis. Matrix - coraz bliżej, albo już. :)

Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

avatar użytkownika FreeYourMind

4. Przemo

dzięki :)