Udałem się na urodziny Gazety Wyborczej. Zawsze wierzyłem w zapewnienia płynące z ust redaktorów tej redakcji na temat ich woli obrony wolności słowa. Na tą okazję napisałem tekst pt. „20 lat centrowej gazety z wielkim ego” i skserowawszy go odpowiednio wiele razy, zdecydowałem się cichcem, jakby od niechcenia rozkolportować na uroczystości.

Skierowałem go do liberalnych czytelników, starając się pokazać że nawet dla nich GW nie powinna wiele znaczyć. Z dystrybuowaniem ulotki nie było problemu. Obleciałem dużą salę, ludzie wyrywali z rąk i czytali. Po jakiejś godzinie zauważyłem że z boku w salce są też jacyś ludzie przed telebimem, bez moich ulotek.

Tymczasem tu w pierwszym rzędzie siedział jakiś niemiły Pan w kremowym garniaku, który zechciał grozić mi wezwaniem szefa ochrony, i poszedł o to poprosić strażnika. Kazał się wynosić. A gdy się pytałem o wolność słowa, wolność wypowiedzi, to odpowiedzi nie dał. „Walczyliście” z komuną, a teraz uciekacie się do identycznych metod, gdy ktoś ośmiela się sądzić inaczej niż wy. Sądzę że hipokryzja tych ludzi jest wprost proporcjonalna do ich ignorancji.

Oto mój tekst z ulotki:

Czasy, gdy Gazeta Wyborcza istotnie coś
zmieniała i znaczyła, była jakąś awangardą, to
rozdział zamknięty. Jest przykre, że ci ludzie
dalej pi-arowsko kreują siebie na obrońców
demokracji, podczas gdy nie mają o tym
pojęcia. Przecież w rankingach demokratyzacji
wśród krajów UE niższy wskaźnik od Polski ma
tylko Bułgaria i Rumunia. Jesteśmy krajem
„zwichniętej” demokracji. O czym „obrońcy
demokracji” z GW możliwe że i nie słyszeli- ich
ignorancja jest wielka.

Organizowaliśmy debatę o tym, czy w Polsce
jest demokracja, przy systemie finansowania 4
wielkich partii z budżetu. System ten wręcz
uniemożliwia rozwój mniejszym ruchom, nawet
mała partia kosztuje jakieś 400- 600 tys. PLN
rocznie. System ten też skazuje nowe partie na
rolę kotleta, jakiejś przystawki do koalicji, wobec
czego w polskiej polityce panuje mechanizm
kooptacji. Rzeczywistą władzę w kraju dzierży
kilku oligarchów którzy mają kontrolę nad
publicznymi pieniędzmi na dofinansowanie
partii. W Polsce to nie struktury partii podejmują
decyzje, a uchwała koła czy regionu danego
ugrupowania niemal nic nie znaczy wobec
zdania oligarchów. Znajomy ekonomista
stwierdził że o tym czy w Polsce należy
wprowadzić Euro rozmawia dwóch oligarchów, a
jeśli chciałby on działać tak jak w kraju
demokratycznym- przekonywać do swojego
stanowiska koło po kole, to w fasadowej polskiej
demokracji nie ma to celu.

Koncern Agora nie ma jakiegokolwiek poczucia
długu, nie mówiąc już o wynagrodzeniu
problemów jakie przyczynił liberalnym
mieszkańcom tego kraju. Afera Rywina (bo
koncern Agora chciał koncesję) która
zakończyła poprzedni ustrój jednocześnie
zmiotła ze sceny lewą stronę spektrum
politycznego. Od paru lat zionie pustką, a ci
ludzie nawet nie zadali pytania, dlaczego tak
jest. Interesuje ich tylko interes własny i ich
koncernu, a to po zmianie politycznej całe
mniejszości (np. palacze marihuany) są wręcz
prześladowane przez policję, przeszukiwane,
zatrzymywane na 48 godzin w izolatce czy
karane wg najsurowszego prawa w Europie,
tych ludzi nie interesuje. Ci ludzie pieprzą o
demokracji, a wielokrotnie ocenzurowali
największą w Polsce manifestację młodych ludzi
którzy w wielotysięcznym tłumie rokrocznie
protestują przeciwko polskiej polityce
narkotykowej karającej palaczy marihuany na
równi z narkotykami twardymi. Piszą o
rastafarianach nazywając nas „lobby”.

Tymczasem zaraz pod reklamą państwowych
(wciąż) linii lotniczych LOT, zbankrutowanego
zombie, zachwalają nową trasę do Pekinu (urwała
się po bodaj kilku pustych kursach). Chwalą
państwowy monopol PKP, który na przykład w
przypadku przewozów towarowych jest takim
samym zombie z miliardem strat rocznie, podczas
gdy te same przewozy prywatne koleje wykonują
z zyskiem. Ci ludzie jeśli piszą o gospodarce to
głównie bronią różne państwowe monopole przed
prywatyzacją czy wprowadzeniem konkurencji. Ta
gazeta wygląda jakby pisały w niej ręce lobbystów
różnych branż. Czy to monopoli energetycznych,
gazowych czy kolejowych. Ci ludzie (A. Michnik i
R. Kalukin) raz nazwali siebie na swoich łamach
„liberalną inteligencją”, ale zapewne nie wiedzieli
że istotą liberalizmu jest sprzeciw wobec
monopoli. Albo sprawa biurokracji- dziś chciałem
zapłacić grafikowi i księgowe powiedziały że ma
przynieść zaświadczenie o wysokości zarobków
ze swojej drugiej pracy aby mogły mu zapłacić.
Takie są przepisy, podobnych bzdetów jest
miliony, a dla tych ludzi z wielkim ego nie mieści
się w głowie że w innych krajach nikt o takie
świstki nie pyta.

Demokracja w ustach tych ludzi odnosi się do (już
posiwiałych) członków ich własnego pokolenia,
których znają i wciąż promują. To bardzo
hermetyczne i zamknięte środowisko nienaszego
pokolenia. Ci ludzie chyba nawet nie rozumieją że
dziś ktoś może być liberalny zarówno obyczajowo
i ekonomicznie, i nijak nie jest to tożsame z jakąś
polityczną „centrowością” i „chadeckością” tych
ludzi. Mimo to oni używają na określenie swojej
ideologii terminów które ty rezerwujesz dla swojej.
Za demokrację masz system taki jak w RFN czy
Holandii, a nie fasadę w Polsce. Jeśli mowa o
liberalizmie tych panów, to A. Michnik przez lata
głosił ideę że „nie należy wywabiać z jaskini
niedźwiedzia polskiej nietolerancji, i wg słów
szefowej Zielonych, przez lata blokował ideową
modernizację polskiego społeczeństwa.
Fufu

 

http://rasfufu.salon24.pl/104469,skandal-na-20-urodzinach-gazety-wyborczej