Uwaga, debile na górze
Wydaje się, że postkomunizm charakteryzuje się porównywalną skalą debilizmu w stosunku do komunizmu. Oczywiście debilizm społeczny w postkomunizmie wynika w wielu wypadkach z życiorysowej ciągłości wielu przedstawicieli administracji państwowej, którzy z gumofilców przedzierzgnęli się w błyszczące parlamentarne lakierki, ale przecież „nowy ustrój” sam stwarza doskonałe warunki do swobodnej, destrukcyjnej twórczości,
choćby w ten sposób, że uniemożliwia jakiekolwiek pociągnięcie do odpowiedzialności urzędników pracujących na ministerialnych stanowiskach czy tzw. posłów, mimo że działają świadomie i z pełną determinacją na szkodę obywateli. Poczucie bezkarności zaś pozwala „ludziom polityki” na robienie dosłownie wszystkiego, od złodziejstwa do trwałego psucia państwa, ponieważ nikt tymże ludziom nie jest w stanie zagrozić.
Najnowszym przykładem debilizmu jest oczywiście ustawa dot. edukacji, forsowana z maniackim uporem i w końcu przeforsowana na siłę, mimo oporu rodziców czy środowisk nauczycielsko-pedagogicznych, ku uciesze cepów. Słusznie przedstawiciele tego spontanicznego, broniącego dzieci, ruchu oporu chcą opublikować listę tych cepów, którzy tę ustawę przepchnęli, choć przecież zawartość personalna tej listy nie jest bynajmniej trudna do przewidzenia, to wszak cepy z PO, PSL i SLD, czyli establishment postkomunistyczny, czerpiący od lat profity z systematycznego bałaganienia państwa. Im większy bajzel, tym większe profity – rok za rokiem. Coś tak jak na wojnie – im mniejsza kontrola cywilno-wojskowa nad obszarem, tym większa jego penetracja ze strony maruderów i rzezimieszków. Publikowanie list i postulowane przez rodziców maluchów niegłosowanie na cepów w kolejnych wyborach, to oczywiście mądra decyzja, ale należy pamiętać, iż nie po to sobie cepy skonstruowały republikę bananową, by ona nagle przestała być ich żerowiskiem. Zauważmy też ponadto, że politycy-cepy nie biorą się znikąd. Ktoś ich przecież w głosowaniach przepycha coraz wyżej. Ktoś takiego Gleba Chlebowskiego, co nawet wójtem nie powinien był zostawać, dopchał jednak do parlamentu. Że o Olejniczaku czy innych mędrcach tego postkomunistycznego świata nie wspomnę. Niewykluczone zresztą, że wypychani są oni celowo przez tych obywateli, którzy polskie państwo mają za nic i chcą innym obywatelom zostawić w spadku jeszcze większy bajzel. Rezultat jest taki, że głupota tyranizuje nas zewsząd. Głupcy natomiast, nie mając możliwości przekonania obywateli do swoich idiotycznych, szaleńczych pomysłów, forsują swoje rozwiązania na siłę, wiedząc, że i tak nie zostaną z tego rozliczeni, bo przecież skorumpowane sądownictwo i prokuratura prędzej wsadzą za kratki tych, co protestują przeciwko bezprawiu aniżeli jakichkolwiek beneficjentów bezprawia.
Gdy jakiś debil nie potrafi zamknąć drzwi normalnie, to w nie kopie, po prostu. Do skutku. Jak inny debil nie może się dodzwonić z budki telefonicznej, to zwyczajnie rozwala aparat. I tak to przecież działa w świecie naszej polityki. Debil debila debilem pogania i dobrze im się wiedzie. Smutną jednak prawdą jest to, że ktoś tych cepów na stanowiskach sadza. Musimy więc mieć świadomość, że spora część Polaków to także debile. Nie bójmy się tego określenia. Dzień w dzień na przykład spotykamy mnóstwo z nich na drogach. Wyróżniają się oni jazdą bez kierunkowskazów, slalomem między autami w korku, pruciem pod prąd („z drogi śledzie”) – sam kiedyś wracając z Gdańska do Warszawy omal nie zderzyłem się czołowo z burakiem, który swoją beemką po prostu ruszył z przeciwległego pasa ni stąd ni zowąd pod prąd jednopasmówki, bo nie mógł wytrzymać wolnego tempa w sznurze aut), zwyczajnym chamstwem, z którym oswoiliśmy się tak, jak z dziurawymi jezdniami, po których się rozbijamy dzień w dzień. Zresztą, tak jak fatalne nawierzchnie były wizytówką peerelu, tak są nią i dzisiaj, czyli w postpeerelu, postęp mamy więc jak diabli, no ale to normalne w bantustanie. Co w sytuacji istnienia fatalnych dróg robią debile pracujący przy rozmaitych „pracach legislacyjnych”? Ustalają coraz ostrzejsze kary dla kierowców, wprowadzając system zwiększonego monitoringu dróg itp., no bo przecież nie są w stanie zbudować szerszych, bezpieczniejszych i o dobrej nawierzchni szlaków komunikacji, gdyż takie rozwiązanie przerasta pojęcie jakiegokolwiek debila na porządnym, państwowym stanowisku. Te wszystkie udogodnienia mają to do siebie właśnie, że są forsowane „za wszelką cenę” – ma tak być i koniec. Dokładnie jak za komuny. Forsują je zresztą debile wyznający zasadę, że są reprezentantami społeczeństwa, w związku z tym, to, co oni wymyślają w parkosyzmach swojej tępoty, jest jakimś wyrazem zbiorowej mądrości. Innymi słowy, my wszyscy jesteśmy kooperantami coraz to głupszych pomysłów na polską rzeczywistość.
Żywioł głupoty jest potworny i zarazem skala zniszczeń, jakie on przynosi, jest właściwie nie do przewidzenia, choćby z tego powodu, że głupota działa na ślepo na zasadzie takiej, jak małpa z brzytwą. Nie wiadomo, w którą stronę uderzy i kogo zaatakuje. Niedawno wyczytałem w „Newsweeku” o projekcie „ministerstwa zdrowia” zmierzającym do schowania papierosów przed kupującymi:
„Newsweek.pl dotarł do projektu nowelizacji ustawy antynikotynowej, opracowanego w resorcie Ewy Kopacz. Zakłada on wprowadzenie zakazu „informacji o wyrobach tytoniowych”. - Wejście w życie nowych rozwiązań będzie w praktyce oznaczało konieczność usunięcia sprzedawanych papierosów z widocznych miejsc. (…)To bardzo dobre rozwiązanie ze względów społecznych - dodaje (…) Damian Raczkowski (PO). - Widoczne w sklepach kolorowe paczki papierosów nie będą kusiły. Celem nowelizowanej ustawy jest przecież zniechęcenie, zwłaszcza młodych ludzi, do palenia. (…)
Mało tego, w myśl opracowanych przepisów handlowiec nie będzie mógł powiedzieć klientowi, jakie papierosy ma w ofercie. Jeśli więc palacz nie przypomni sobie nazwy ulubionej marki, nie kupi tego, czego szuka. Zostanie za to uświadomiony, jak groźny jest nałóg, któremu się oddaje - nowela przewiduje bowiem obowiązek umieszczania w punktach sprzedaży papierosów specjalnych tablic z napisami o szkodliwości palenia.”
Pomysł nie mniej debilny, jak reforma K. Hall, ale przecież nie pierwszy i nie ostatni w ramach swobodnego postkomunistycznego marszu przez instytucje. Czemu na przykład nie mają zniknąć z wystaw i salonów sprzedaży pisma pornograficzne i erotyczne, a akurat papierosy, choć w przypadku tych pierwszych pokusa zwłaszcza w przypadku „młodych ludzi” jest jeszcze większa, zaś skutki społeczne rozpowszechniania pornografii także mogą być katastrofalne? No tak, ale przecież głupcom nie chodzi o to, żeby innym ludziom było lepiej. Na tym właśnie polega głupota, że dobra nie potrafi za cholerę rozpoznać.
Człek mądry (nawet nie musi być specjalnie wykształcony – w dzisiejszych, zdominowanych u nas przez postmarksistów uczelniach, więcej ludzie się nie dowiedzą niż dowiedzą) charakteryzuje się umiejętnością rozpoznawania dobra, głupi nie wie, co to dobro. Już Sokrates zwracał na to uwagę, jak bardzo głupota ludzka spokrewniona jest z moralnym złem. Sporo na temat głupoty i głupców mówi Biblia. Warto jednak pamiętać, że głupota ma to do siebie, że jest sama dla siebie niewidzialna. Głupiec nie powie o sobie, że jest głupi, tak jak i tępak nie przyzna się do swojej tępoty. To prędzej człowiek rozgarnięty puknie się w czoło i powie „jakiż ja byłem głupi, robiąc to a to”. Głupiec, postępując głupio, będzie twierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku. „Tak ma być i już”. Jeśli rozwali aparat telefoniczny, to zapytany, dlaczego to zrobił, powie, że nie mógł się dodzwonić. Jeśli rozwali system edukacji, to powie, że „należało reformować”. Jeśli doprowadzi do drenażu kieszeni podatników, to będzie się tłumaczył „niezbędnymi kosztami reformy” – i tak bez końca.
Debila charakteryzuje głównie to, że nie ma on oporów. Żadnych. Moralnych, intelektualnych itd. Człek rozsądny, gdy stawia się go przed jakimś zadaniem nie związanym z jego kompetencjami, powie: „lepiej, żeby to zrobił ekspert w takiej a takiej dziedzinie, ja się nie czuję tu osobą nadającą się do działania” i ewentualnie wskaże takiego eksperta. Debil natomiast nie zraża się w ogóle tego rodzaju trudnościami. Swoją niekompetencję, ignorancję traktuje bowiem jako atut (!) w działaniu. „Nie będę przynajmniej przesądny, nie będę działał jak dogmatyk”, myśli sobie z zadowoleniem debil. No i oczywiście w tym, że on akurat nadaje się do działania w danym obszarze spraw publicznych, utwierdzają go inni debile, którzy są w podobnej życiowej i intelektualnej sytuacji, tzn. trafiły im się posady, na których nie wiedzą oni, co robić, ale przynajmniej porządnie się zarabia.
W związku z tym wszystkim pojawia się poważny dylemat. Jak się uporać ze zjawiskiem społecznego debilizmu, który skutkuje cyklami wyłaniania „reprezentantów” społeczeństwa czy narodu, którzy to zjawisko podtrzymują? Nie wiem, czy ludzie rozsądni nie są na przegranej pozycji. Problem bowiem w tym, że to, co dzieje się na terenie Polski jest zarazem częścią szerszego procesu ogłupiania społecznego, który wprowadzany jest z równie maniacką determinacją na terenie UE. Podnosząc więc rękę na matolstwo w naszym kraju (vel regionie), narazić się możemy na to, że któregoś dnia usłyszymy u drzwi pukanie, a potem zapytanie: „Was ist das?”
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/spoleczenstwo/papierosy-tylko-spod-lady,37554,1
http://www.dziennik.pl/swiat/article212463/Papierosy_znikna_ze_sklepow.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. I tak ustawicznie pukaja nam w ściany - a płemieł co i raz
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
2. Free! Trafiłeś w sedno.