Czas... Zatrzymania...

avatar użytkownika intix

 

 

 

W kolejnym… naszego życia… roku…

Kolejna… Środa Popielcowa

rozpoczęła

Czas… Wielkiego Postu…

Kolejna… szansa dla człowieka

by pójść… Bożą Drogą…

Światłem Prawdy rozświetloną,

 Miłości Bożej Płomieniem…

Spadającym do ludzkich serc

na Ziemię…

 

„pamiętaj człowiecze…

prochem jesteś… i w proch się obrócisz”...

 

Kolejny raz przypomnienie…

że bez Pana Boga żyjąc

człowiek sam…  niewiele znaczy…

Posypany popiół na głowę

o tym świadczy…

 

Świadczy o tym,

że przez Pana Boga jesteśmy stworzeni...

Dnia każdego… pamiętać o tym

w sposób szczególny

powinniśmy my…

Sakramentem Świętym… Ochrzczeni…

 

Wielki Post…

Kolejny… z całego życia Rachunek Sumienia…

W wielkiej pokorze… pokutne milczenie…

Wielki Post…

Modlitwy… pokorne prośby o grzechów wybaczenie…

Wspomnieniem…

zadanych Chrystusowi chłost…

zadanego Mu… Wielkiego Cierpienia…

Wielkich Męk na Krzyżu…

za człowieka… za nas…

dla naszego… zbawienia…

 

Wielki Post…

Czas… Zatrzymania…

by zgodnie z Wolną Wolą, daną od Boga...

dać sobie szansę…

By przemyśleć…

by… poprawić swoje postępowanie…

By kolejne Rany…

nie były Chrystusowi… przez nas zadawane...

by kolejne gwoździe

nie były wbijane…

 

Wielki Post…

Czas… Wyciszenia…

Czas… Męki Pańskiej rozważania…

Czas… Drogą Krzyżową… podążania

z otwartym dla Chrystusa sercem…

z wielką Czcią i Pokorą przed Panem Bogiem…

z pokutą… na kolanach…

 

+

„Któryś za nas Cierpiał Rany…

Jezu Chryste… zmiłuj się nad nami…

I Ty… Któraś Współcierpiała…

Matko Bolesna…

Przyczyń się za nami…”

 

+ + +

 

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

„ Czas… Zatrzymania…” – J.B.K. – 05.02.2013r./

 

 

52 komentarzy

avatar użytkownika intix

1. Homilia: Benedykt XVI, Popielec, Rzym, 22.02.2012

Wspomnienie 2012r. ...
Procesja pokutna oraz Msza Święta na rozpoczęcie Wielkiego Postu pod przewodnictwem Ojca Świętego Benedykta XVI.  >>> CAŁOŚĆ ...

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Intix,

Szanowna Pani Joanno,

Kolejny przepiękny wiersz w slicznej szacie graficznej.

To :
memento mori

„pamiętaj człowiecze…

prochem jesteś… i w proch się obrócisz”...

Wyrazy szacunku

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Pelargonia

3. Intix - jakże pięknie to napisałaś!

Prochem jesteśmy
i w proch się obrócimy.
Ale tylko nasze ciała,
nie dusze,
które trafią tam, gdzie ich Bóg skieruje.
Niebo, Czyściec lub piekło.
Wszak Bóg stworzył człowieka
na obraz i podobieństwo Swoje,
zaprogramował mu czas i miejsce,
aby po śmierci go rozliczyć.
Kiedy Bóg wciśnie "ENTER"
staniemy przed Jego obliczem
aby zdać relację z realizacji naszych celów.

Pozdrawiam serdecznie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika intix

4. Droga Pelargonio... Panie Michale...

Dziękuję Wam za wspólne zatrzymanie...
Zapraszam... także Wszystkich zainteresowanych...
Tradycyjnie już... na Rekolekcje...
Już niebawem wystartują Internetowe Rekolekcje Wielkopostne z cyklu 360 sekund. Tym razem poprowadzi je >>>ks. dr Krzysztof Napora SCJ.
Już dziś zobacz o czym będą!
Wyjdź na pustynię, "tam gdzie Bóg i tylko Bóg jest przewodnikiem"!

>>>360 sekund na pustyni
(video)

Z Panem Bogiem...

avatar użytkownika intix

5. Słowo Boże na dziś: Was posyłam...

Czwartek, 14 lutego 2013 roku
Świętych Cyryla i Metodego
Patronów Europy

Łukasz 10,1-9
Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi! Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże.


Jezus posyła do mnie człowieka, zanim sam przyjdzie. W ten sposób poznaje, czy chcemy Go przyjąć. Przyjęcie drugiego, zrobienie mu miejsca w swoim domu, a przede wszystkim w sercu, gościnność, przyjęcie z tym, z czym przychodzi, przygotowuje serce na przyjęcie Pana. Sposób potraktowania człowieka otwiera nas lub zamyka na przyjęcie Pana.


Uczniowie idą "po dwóch". Są dla siebie oparciem na chwile trudnych doświadczeń. Mogą się uzupełniać, dzielić wiarą, a przez to wzrastać w niej. Ich prawdziwość głoszenia Ewangelii zależna jest, między innymi, od sposobu traktowania jeden drugiego. Ważne jest to, co mają do powiedzenia, jakie słowa noszą w sercu. Jednak równie istotne jest to, kim oni są dla siebie. Ich braterstwo, wzajemne zrozumienie jest warunkiem zrozumienia i przyjęcia przez innych słowa Bożego.


"Posyłam was, jak jagnięta między wilki". Co oznaczają te słowa? Jagnię jest bezbronne wobec wilka, słabsze, nie posiadające chytrości i przezorności, jaka jest udziałem wilka, pozbawione umiejętności obrony. Uczniowie Jezusa w swej bezbronności i słabości, są wyłącznie mocni mocą Tego, który ich posyła. Są zdani na Niego. Muszą być przygotowani na to, że ich słowa będą poddane krytyce, a oni sami ośmieszeni, zlekceważeni, atakowani fałszywymi oskarżeniami. Istotna w takich chwilach jest świadomość ucznia – "Pan mnie posyła". On chroni i broni. On nie pozwoli wystawiać na próbę ponad miarę. To Jezus przeprowadza przez próbę, której nigdy sami sprostać nie możemy.

Ks.Józef Pierzchalski SAC

avatar użytkownika intix

6. Słowo Boże na dziś: Zabiorą im pana młodego ...

Piątek, 15 lutego 2013 roku
Bł. Michała Sopoćki
Mateusz 9,14-15


Wtedy podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: "Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?" Jezus im rzekł: "Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.


Post jest związany z żalem i upokorzeniem się. Jest on oczekiwaniem Boga wobec grzechów ludzi. Post jest odpowiadaniem na grzeszność, jest drogą ekspiacji Bogu za niewierność.
Człowieka, jego życie, życie narodów niszczy grzech.
Chcąc odwrócić zniszczenie, Bóg daje sposób będący przeciwdziałaniem jemu, praktykę postu.


Im dalej jesteśmy od postu, w tym większym stopniu odczuwamy, że nie interesują nas sprawy Boga, Jego nauczanie.
Poznajemy, że odeszliśmy od życia sakramentalnego w Kościele, będącego miejscem wyznawania miłości, przez brak przemiany serca.
Post jest znakiem, aktem serca, że powracam do Tego, którego zostawiłem przez własną swą winę.


Upadek moralny skłania do oczyszczenia z wszystkiego, co jest niewiernością Bogu. Odejście od Niego należy rozumieć jako równoczesne współdziałanie człowieka z osobowym złem. Nie ma pustki w ludzkim sercu.
Człowiek zawsze jest prowadzony albo przez Boga, albo przez diabła.
Innej możliwości nie ma. Post jest przeciwstawianiem się Złemu duchowi.
Post jest skutecznym środkiem w walce z pokusami, nieumiejętnością radzenia sobie z namiętnościami, siłą w pokonywaniu uzależnień.


Post jest postawą wyrażającą "zasmucenie duszy". Serce modli się, a człowiek na zewnątrz nie daje poznać, że przeżywa post. O moim poście powinien wiedzieć Bóg. Jestem widziany przez Niego, a nie przez ludzi. Dążę do podobania się Bogu, nie ludziom. Jezus wyraźnie rozróżnia postawę wewnętrzną i postawę zewnętrzną w poście: "Gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6,17-18).

Ks.Józef Pierzchalski SAC


Bóg zapłać...

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

7. Do Pani Intix

Szanowna Pani Joanno,

Ja nie neguje roli świętych Misjonarzy Cyryla i Metodego.
Ale moim zdaniem, nasz Kościół rzymskokatolicki powstał na świętym człowieku, Słowianinie z Libic świętym Wojciechu.
Jego brat Radzim, zostanie pierwszym polskim arcybiskupem.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika intix

8. Szanowny Panie Michale

Ma Pan rację...
Święty Wojciech... Święty Stanisław...
O którym... i o Kościele > Karol Wojtyła wiersz napisał...
Ja tutaj... Słowo Boże na czwartek przytoczyłam...
Ks. Józef Pierzchalski podaje imiona Świętych, gdy tak w danym dniu przypada... tak już wcześniej zauważyłam...
15-go... akurat przypadało Świętych, Cyryla i Metodego...
Zastanowiłam się także... dzień Patronów Europy, tuż po  "Odchodzę" Ojca Świętego...
I Słowo Boże na ten dzień... niosące jakże ważne przesłanie...
W dniu Cyryla i Metodego... pomyślałam, że kolejny raz... > to nie jest przypadek...
Postępujmy tak, jak głosi Słowo Boże...
Módlmy się... także o wsparcie... do św. Patronów Europy...
Takie są moje odczucia... wszystko w jedną całość się łączy...
Panie Michale...
W rozmowie z Panem, pozwolę sobie zaprosić Wszystkich zainteresowanych
Na... Spotkania na pustyni...
Nie będą to sześciotygodniowe wakacje na ciepłym piasku pustyni. Ale czas "szeptania Boga do Twojego serca". Dlaczego na pustyni? Bo ta jest miejsce, gdzie życie spotyka się ze śmiercią... Wyjdź na pustynię, by spotkać Dawcę Życia! Zapraszamy na pierwsze pustynne spotkanie!
>>>360 sekund na pustyni - spotkanie 1 (video)
***
I Niedziela Wielkiego Postu to moment, w którym przeżywamy to wszystko, co stało się udziałem Jezusa na pustyni. Zapraszamy na drugie spotkanie i kolejne 360 sekund, w których Bóg chce mówić do naszego serca.
>>>360 sekund na pustyni - spotkanie 2 (video)

***
Bardzo dziękuję za wymianę refleksji...
Z Panem Bogiem...


 

avatar użytkownika intix

9. Słowo Boże na dziś...

Niedziela, 17 lutego 2013 roku
I Niedziela Wielkiego Postu
Łukasz 4,1-13
Nie będziesz wystawiał na próbę Boga swego

Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu [Świętym] na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem. Odpowiedział mu Jezus: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek. Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje. Lecz Jezus mu odrzekł: Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół! Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Lecz Jezus mu odparł: Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.


Jezus pokazuje skuteczną metodę walki z szatanem.
Na każdą propozycję Złego ducha odpowiada słowami Pisma świętego.
Szatan nie komentuje tych słow, nie wchodzi w polemikę, nie podważa ich znaczenia. Przechodzi do kolejnego kuszenia. Słowa Pisma są pełne mocy, mądrości i miłości Ducha Świętego, którym nikt nie jest w stanie się oprzeć.


Odpowiadając słowem Bożym, przy kolejnym kuszeniu, Jezus ostrzega szatana, iż usiłuje wystawić na próbę Pana, swego Boga. To Bóg posiada realną władzę nad diabłem. On jest jego Panem. Kusiciel nie mógłby przystąpić do Jezusa, gdyby Mu na to Bóg nie pozwolił.


Szatan jest przeciwnikiem Boga i człowieka.
Jego kuszenie jest usiłowaniem pokazania tego, że najważniejszy jest chleb, to, czym możemy napełnić żołądek, nasycić się, a przez to uwolnić od bólu głodu.
Jesteśmy w stawie bardzo wiele uczynić dla chleba.
Nie przewidujemy tego, że może rozpaść się małżeństwo i rodzina.
Pomijamy fakt, że mając wiele, chcemy mieć jeszcze więcej.
Nie obchodzi nas jakość relacji międzyludzkich, lecz to, co możemy mieć, zdobyć. Szatan kusi człowieka posługując się jego pragnieniami, potrzebami, oczekiwaniami, głodami. Narzuca myślenie, że w chwili, w której jesteś głodny, bezwzględnie musisz zaspokoić głód, masz do tego prawo i nikt, ani też nic nie może stanąć na przeszkodzie.


Jesteśmy kuszeni do tego, aby inni dawali nam to, czego teraz bardzo pragniemy, potrzebujemy, wydaje się nam, że nie możemy się bez tego obejść.
Gdy nie otrzymujemy twierdzimy, że nikt o nas nie dba, o nasze potrzeby.
Nie jest najważniejszy człowiek. Szatan kusząc nie mówi jednak o bardzo ważnej sprawie – za jaką cenę dokona się realizacja naszych pragnień?


Można być sytym, będąc równocześnie posłusznym Bogu.
Można też wejść w złudne odczucie zaspokojenia głodu słuchając Złego ducha. Nakłaniając swe ucho na kuszenie, nigdy nie zaspokoimy głodu serca, ducha, sumienia.
Na głód należy patrzeć uwzględniając wszystkie ludzkie potrzeby i głody.
Wśród nich jest potrzeba poznania prawdy (głód prawdy), potrzeby uczuciowe (głód miłości), potrzeba zmiany życia na lepsze (głód nadziei), potrzeba wzmocnienia sił fizycznych (głód chleba), potrzeby duchowe (głód Boga).


W kuszeniu szatan skłania do zawężonego patrzenia na człowieka, biorąc pod uwagę wyłącznie jego ciało, zmysły, namiętności, żądze, ambicje, oczekiwania sprowadzające się do życia na Ziemi.


Szokujące jest to, że Zły duch staje przed Jezusem jako ten, który ma, posiada i może dać. Kreuje się na wszechmocnego. Jest to znamię pychy.
"Co masz, czego byś nie otrzymał, a jeśliś otrzymał, to czemu się wynosisz, jakbyś nie otrzymał?"


To, co pochodzi od diabła sprawia, że spożywamy a jesteśmy głodni; usiłujemy zrobić na innych wrażenie, wprawić ich w podziw swoją osobą, a oni i tak nas nie szanują, nie jesteśmy dla nich autorytetem; pozyskujemy jak najwięcej dóbr tego świata w sposób nieuczciwy, przekupny, bazując na ludzkiej krzywdzie, a i tak odczuwamy, że nic nas nie cieszy z tego, co posiadamy w nadmiarze.


Jesteśmy i będziemy kuszeni. Idziemy drogą Jezusa.
Kuszenie jest próbą prowadzącą do poznania Boga i samego siebie.
To czas, w którym zbliżamy się do Boga, jeśli nasze odpowiedzi naznaczone są słowem Bożym.
Zwyciężamy w Słowie i przez Słowo.
Ono jest naszą obroną przed Złym duchem, siłą w walce, pomocą w trudnościach, jasnością w zamęcie, mądrością w bezradności.

Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...



 

avatar użytkownika intix

11. Słowo Boże na dziś: Panie, kiedy widzieliśmy Cię?

Poniedziałek, 18 lutego 2013 roku
Mateusz 25,31-46
Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie".
Wówczas zapytają sprawiedliwi: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?" A Król im odpowie: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie." Wówczas zapytają i ci: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?" Wtedy odpowie im: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego".


Słowo "świętość" kojarzy się nam z czystością, z idealnością.
Dlatego też chrześcijanie, zwłaszcza młodzi, na pytanie czy chcą iść do nieba odpowiadają "tak". Ale gdy się zapytamy czy dziś, jak spotka ich śmierć, dokąd pójdą? Odpowiadają do czyśćca. A dlaczego nie do nieba?
Bo my nie zasługujemy, jesteśmy zbyt brudni, niedoskonali. W Starym Testamencie Bóg mówi: "Świętymi bądźcie jak Ja święty jestem". Świętość to hebrajskie "kadosz". Słowo to po przetłumaczeniu brzmi "inny".


Dlaczego Bóg jest "kadosz – inny"?
Izraelici tłumaczyli w ten sposób: wokół nas wszystkie ludy mają bogów (rzeźbionych, malowanych, odlewanych, nazywano bogiem góry, drzewa, itd.), ale nasz Bóg jest "inny". I to całkowicie "inny".
Nie można Go narysować, odlać w złocie (np. jako cielca). Nie można Go zobaczyć. Można Go usłyszeć, doświadczyć i zobaczyć Jego moc. Nasz Bóg jest osobowy i duchowy zarazem. Izraelici byli jedynym narodem, który miał takiego Boga. Tę "inność" zawsze podkreślali.


Co to znaczy być świętym? To znaczy, że powinienem być "innym" niż świat.
Czym powinniśmy się wyróżniać?
"Po tym poznają żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie".
Być świętym to być człowiekiem miłości. Na tyle jestem święty na ile jestem człowiekiem miłości. "Byłem nagi, a odzialiście Mnie, byłem głodny, a nakarmiliście Mnie". Bóg zapyta na sądzie ostatecznym o czyny miłości.
One są naszą świętością.

W miłości nie powinno być kalkulacji. Każda miłość skierowana do człowieka, ostatecznie znajduje swój cel w Bogu. Bycie uczniem Jezusa oznacza okazywanie troski potrzebującym. Okazywanie troski jest istotą wiary.

Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

13. Słowo Boże na dziś: Ojcze nasz

Wtorek, 19 lutego 2013 roku
Mateusz 6,7-15
Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień.


Istota modlitwy, to uświadomienie sobie miłości Boga do mnie i moja odpowiedź
w całkowitym poddaniu się tej miłości.
Kiedy wypełnia mnie uwielbienie Boga, osiągam najwyższe spełnienie.
Dopóki chcę coś osiągnąć moją modlitwą, dopóty będę przeżywać rozczarowania.
Na pewnym etapie nie dostrzegam pożytku modlitwy i wtedy mam pokusę, aby z niej zrezygnować. Modlitwy nie można oceniać w kategoriach jej "przydatności".
Można ją rozumieć jedynie jako całkowite poddanie się bez chęci "osiągnięcia czegokolwiek z jej pomocą".


Nadejdzie czas, kiedy poczuję, że Bóg nie słucha mojej modlitwy. Nadejdzie czas, kiedy wydawać mi się będzie, że moja modlitwa to całkowita strata czasu, kiedy nie znajdę w niej żadnego upodobania, żadnego odczucia spełnienia. Wtedy mogę odczuć pokusę, aby zamienić modlitwę na półgodzinną lekturę lub spacer. Nadejdzie czas, kiedy modlitwa przestanie przynosić ukojenie, będzie pochłaniać siły i uświadomi mi własną słabość.


Modlitwa to strata czasu; to marnowanie samego siebie. Strata czasu to autentyczny
i bardzo potrzebny symbol dużo większej straty i poddania się, które występują podczas każdej prawdziwej modlitwy. "Ten, kto stracił swoje życie, znajdzie je" – to istota prawdziwej modlitwy. Przyjaźń może nieść z sobą wiele "korzyści", lecz jeśli one stanowią jedyny jej cel, to znaczy, że przyjaźni w ogóle nie ma.
"Posługiwanie się Bogiem, to zabijanie Go" (Mistrz Eckhart).


Modlitwa, to kąpanie się w słońcu Bożej miłości, dopóki nie poczuję jej w moim sercu. Modlitwa oznacza, że czujemy się całkowicie bezpieczni przed Bogiem.
Nie może zatem ona być próbą wpłynięcia na Boga, aby zmienił swoje zdanie. Modlitwa, to poddanie się miłości Bożej, porzucenie samego siebie i wypowiedzenie z całego serca i bez lęku "Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja".


Modlitwa skupia się na Osobie Jezusa.
Oznacza to, że próbuję poznać Chrystusa lepiej, kochać Go bardziej i iść Jego śladami.
"Modlę się o trzy rzeczy: abym widział Cię wyraźniej, abym bardziej Cię ukochał, zbliżał się z każdym dniem coraz bardziej do Ciebie, Panie".
Potrzeba być blisko z Jezusem, aby zrodził się owoc w postaci głębokiej więzi z Nim.


Modlitwa to również czekanie w ciemności i nadziei.
Modlitwa nigdy nie może stanowić część mojego życia, nie może też być próbą przekupienia Boga. Nie mogę się modlić, o ile nie zaangażuję się całkowicie. Trudności związane z modlitwą wynikają najczęściej z tego, że człowiek nie chce się w nią zaangażować. Jeśli nie poddamy się całkowicie Bogu, nasza modlitwa nie będzie prawdziwa. Nie może ona zastąpić daru z samego siebie.
"To nie modlitwa jest w czasie, lecz czas w modlitwie – odwracanie tego stosunku,
to obalanie rzeczywistości" (Buber). Dwadzieścia cztery godziny będące darem Boga dla mnie mają swoje korzenie w modlitwie.


Modlitwa przemienia mnie w chleb. Staję się dla innych osiągalny w sposób mnie samemu nie znany. Muszę żyć w taki sposób, abym mógł się modlić.
Trudności w modlitwie są często nieprawdziwe. Prawdziwa trudność jest nie tyle związana z samym modleniem się, ile ze sposobem, w jaki żyję.


Modlitwa nie powoduje napięcia. To mój sposób życia rozmija się z moją modlitwą. Kiedy nie daję Bogu całkowitego dostępu do siebie, kiedy odmawiam spełniania Jego poleceń, wtedy modlitwa moja jest jałowa, pusta i czyni mnie nieszczęśliwym.
Nie mogę powiedzieć "Bądź wola Twoja". Zamiast odprężenia czuję napięcie i strach. Modlitwa może stać się dla mnie pewnym osiągnięciem, czymś, co wiernie spełniam każdego dnia. Taka modlitwa nie jest prawdziwa. Jest złudzeniem.
Modlitwa ta przypomina pobożną świętość, a w rzeczywistości jest to coś, co osiągamy, lecz czego nie przeżywamy. "Niestety prawdą jest, iż fałszywe życie wewnętrzne pozwoliło pobożnym mężczyznom i kobietom zachować twarz, przez co uchronili się od uznania własnej nicości" (T. Merton). Osoby takie krzywdzą tych, którzy naprawdę chcą nauczyć się modlić. Odbierają im chęć do modlitwy.
"Jeżeli to jest modlitwa, nie chcę jej". Dlaczego?
Dlatego, że ich modlitwa pozbawiona jest prawdziwości.

Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

14. 360 sekund...

Zapraszamy na kolejny pasjonujący odcinek rekolekcyjnej wędrówki. Tym razem 360 sekund o Izraelu, który wyszedł z niewoli, o trudach wędrówki i o głodzie jako podstawowym doświadczeniu pustyni!

>>>360 sekund na pustyni - spotkanie 3 (video)


avatar użytkownika intix

15. DROGA KRZYŻOWA

Kiedy w dniu dzisiejszym znalazłam te rozważania... pomyślałam, że mogą być skierowane nie tylko do ...PRACOWNIKÓW PIÓRA... że rozważania Kardynała Wyszyńskiego mogą być skierowane do wszystkich Ludzi...

STEFAN KARDYNAŁ WYSZYŃSKI
ROZWAŻANIA W CZASIE NABOŻEŃSTWA DROGI KRZYŻOWEJ DLA PRACOWNIKÓW PIÓRA

Wstęp
NAJMILSZE DZIECI!
Przypomnijmy sobie najpierw na tej drodze krzyżowej słowa Chrystusa Pana, który pierwszy odbył Drogę Krzyżową :
"Jeśli kto chce iść za mną, niech weźmie krzyż swój, a naśladuje mnie".
Kto z nasz nie chciałby iść za Nim ? Każdy z nas ma to poczucie, że musi przejść drogę Chrystusa, bo kto z Nim współcierpi, ten z nim uwielbiony będzie.
Wielkość człowieka zależy też i od wielkości jego przeżyć. Przeżycia tworzą duchową sylwetkę ; im są głębsze, tym bardziej człowiek zbliża się do obrazu Boga. Bóg, przez wielką miłość ku man, wypisał na naszej duszy swoje oblicze. Pracą i cierpieniem pogłębiamy nasz duchowy związek z Bogiem i wtedy odbija się pełne światło oblicza Bożego na naszych duszach, na twarzach, na całym życiu.
 A więc bierzmy swój krzyż na ramiona, krzyż naszych codziennych obowiązków, i chodźmy z Nim.


STACJA I - JEZUS SKAZANY NA ŚMIERĆ
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Jezus skazany na śmierć przed trybunałem Piłata. To było zdarzenie historyczne, ale ono wciąż się powtarza. Zanim doszło do wyroku, Chrystus Pan był pytany, kim jest. Odpowiedział: "Jam jest Prawda". Obudził wątpliwości: Cóż to jest Prawda?
Ale wątpliwość była retoryczna, bez nadziei otrzymania odpowiedzi, bez wysiłku poznania.
Cóż to jest Prawda? Gdyby człowiek na to pytanie rzetelnie odpowiedział, nie wydałby wyroku śmierci na Syna Bożego, na Słowo Przedwieczne, na Nauczyciela Prawdy, na Dobrą Nowinę.
Zawsze sumienie moje powiedziałoby mi: "Ja żadnej winy w Nim nie znajduję". Odrobina myśli, odrobina refleksji - i odpowiedź gotowa.
Postawię sobie pytanie: Cóż to jest Prawda? Dołożę wysiłków, by nie wydać wyroku na Boga bez rzetelnej odpowiedzi nato pytanie. Nie umiem odpowiedzieć - podejmę trud, który nakazany jest każdemu umysłowi; dopiero wtedy mogę wyrokować, kiedy już wiem, co to jest Prawda.
Uczynię postanowienie, aby w mych myślach, słowach, uczuciach, pismach, nie było zuchwałej odpowiedzi i zuchwałego wyroku na Chrystusa. Uczynię wszystko,
aby poznać Prawdę.

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA II - JEZUS BIERZE KRZYŻ NA RAMIONA SWOJE
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Nie chcę myśleć, że to był krzyż z drzewa. Owszem, pomyślę, że to był ciężar świata, ciężar człowieczeństwa, że to był i ten ciężar, który w pewnej cząstce na mnie spada. A więc mój krzyż i mój ciężar.
"Położył Pan na ramiona Jego nieprawość nas wszystkich". Niesie więc i moją nieprawość. Ale nie tylko! On niesie moje zadania życiowe, albowiem sam ich udźwignąć nie mogę. Może niekiedy myślę, że nie podołam, bom niemocny, słaby. Będę pamiętać i o tym, że w przeciwnościach jest moc doświadczeń i że wystarczy mi Łaska, której Bóg mi udziela.
Może wydaje mi się, że jestem niezdolny do wielu zadań i trudów, do wyznania wiary, do zajęcia własnego stanowiska. Pomyślę: Nie idę sam, mój krzyż niesie mój Bóg. Jest nas dwóch: On i ja. Chrześcijanin nigdy nie jest samotny, jest z nim Chrystus.
Idą razem.
W trudzie codziennym specjalnie pamiętać będę o tym: jesteś przy mnie, podsuwasz Twoje ramię pod mój krzyż. Idziemy więc razem.

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...


STACJA III - JEZUS PIERWSZY RAZ UPADA POD KRZYŻEM
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Wiem, że tylko Bóg mógł odkupić świat, ale Bóg, który przyoblekł ciało ludzkie.
Czy jest prawdziwym człowiekiem? Bóg nie upada, więc skoro upadł - jest
i człowiekiem, bo ludzką rzeczą jest upadać, chociaż szatańską - trwać w upadku, poddać się zwątpieniu i myśleć, że nie jesteśmy zdolni już powstać, że nie ma siły, która mogłaby nas podźwignąć.
A więc: prawdziwy Bóg, który nie upada, i prawdziwy człowiek, który upada.
Jestem spokrewniony z Nim przez moje człowieczeństwo, które wraz z Nim upada; ale On wspiera mnie przez swoje Bóstwo, które nieustannie podnosi i dźwiga moje człowieczeństwo.
W upadającym człowieku spostrzegam towarzysza mojej drogi życia; w dźwigającym się - dostrzegam Boga, który mnie podnosi i dźwiga. W Nim widzę mój obowiązek podnoszenia się i dźwigania.
Przyzywam Cię na pomoc we wszystkich moich upadkach, być Ty mnie podźwignął.

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA IV - JEZUS SPOTYKA MATKĘ SWOJĄ
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Nawet Jezus, choć był Bogiem, na tej ziemi musiał mieć pomoc Matki. Nawet człowiek mocny, pełen charakteru, siły, samodzielności niezwykłej, pewny siebie, musi dostrzec przy sobie taką siłę, delikatną, macierzyńską, której niekiedy usłuchać trzeba, warto, należy.
I Jezus więc, doskonały Człowiek - esse Homo - na drodze swego trudu kalwaryjskiego spotkał tę delikatną, subtelną siłę, która obecnością swoją doń przemawiała.
Wystarczyło, że przeszła, że stanęła. I że spojrzała...
Jakże często w naszym zuchwałym stylu życiowym odrzucamy od siebie wszystko, co zda się być uosobieniem miękkości. Jakże dobrze robimy, gdy zaufamy temu, co macierzyńskie, temu, co z matki, temu, co w duszy naszej z tej duchowej głębi serca.
Boć macierzyństwo to jest serce. Matka - to serce. W trudzie krzyża trzeba też odrobiny serca. Chrystus spotykając Matkę Swoją pokazuje nam, że nie trzeba gardzić sercem, że trzeba się odwoływać do serca. I oto spotyka się serce z sercem. Serce Dziecka z sercem Matki.
Tak jest w moim życiu osobistym. Tak jest też w dziejach ludzkości, tak jest w dziejach Kościoła, tak jest w codziennym moim obowiązku.
Szukam serca, szukam matki. Jaka to wielka radość, że to jest Matka Najświętsza, Matka Boga Żywego, Matka Słowa Wcielonego. Zabiegnę i ja drogę tej Matce i złączę swoje życie z Jej życiem, kroki mej drogi - z Jej drogą.

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany...

STACJA V - SZYMON Z CYRENY POMAGA DŹWIGAĆ KRZYŻ JEZUSOWI
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Był przymuszony, zapewne przez żołnierzy, bo podaje Ewangelia: "angariaverunt eum". A więc wywarli na niego presję, by chciał pomagać w dźwiganiu Krzyża.
Ale to nie był tylko przymus żołnierski, to był jakiś delikatny wpływ Boga, który niósł krzyż ludzkości. On też przymuszał człowieka, aby niósł krzyż ludzkości razem z Bogiem. W tej świętej wspólnocie zbawiania świata potrzebny był Bogu człowiek.
Świat nie może być zbawiony jedynie przez Boga, bez udziału naszego.
I człowiek nie może być zbawiony bez własnego udziału.
W mojej duszy nic się nie odmieni bez osobistego wysiłku, bez współdziałania
z Łaską Bożą. Człowiek więc musi dźwigać krzyż odkupienia. Nie możemy się zwolnić od tego obowiązku. Nie możemy stać z boku, jako rzesza widzów.
Musimy wziąć czynny udział w trudzie Boga zbawiającego świat.
Jakże to jest wysoce ludzkie, że człowiek nie zawdzięcza wszystkiego Bogu, że musi brać udział osobisty w trudzie - zbawiającego świat - Boga. To jest szacunek dla człowieka, dla mnie, dla każdego z nas. Ale zarazem jest to wskazanie, jak bardzo jesteśmy wszyscy Bogu i Kościołowi potrzebni w dziele Bożym na ziemi i w dziele Kościoła.
Biorę więc Krzyż Jezusowy, nie tylko mój, ale krzyż dzieła odmiany świata.
Biorę krzyż Kościoła na swoje ramiona i niosę go z Chrystusem żyjącym w Kościele.
 
Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA VI - WERONIKA OCIERA TWARZ JEZUSOWI
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Podanie  pobożne zapisało nam to zdarzenie i przekazało wiekom. Oblicze Chrystusa, przez które przebija wielka godność Boga, zostało zniekształcone i zbrudzone przez samo życie. To, co najpiękniejsze, okryte zostało procesem ludzkiego życia i owocem "alchemii ludzkiej" tego świata.
Czyż miałoby tak pozostać? Czyż Bóg może pozwolić, aby oblicze człowieka, stworzone na obraz i podobieństwo Boże, miało być zniekształcone?
Bóg nie pozwoli zniszczyć swoich planów. Nasze oblicze ma odbijać na sobie  światło oblicza Bożego. Jeżeli życie ludzkie zniekształciło oblicze Boże na naszym życiu, jeżeli nie oszczędziło nawet oblicza Jezusa, to ktoś musi się przyczynić do tego, żeby temu obliczu przywrócić obraz Boży.
I oto na drodze Jezusa stanął człowiek, aby obliczu jego przywrócić światło Boże. Odtąd Weronika stała się symbolem i wzorem.
To nasze zadanie - ocierać oblicza ludzkie, omywać z nich trud i pot życia, przywracać człowiekowi właściwy obraz Boży, przywracać mu radość, piękno nadane przez Boga, uczłowieczać człowieka, dźwigać go a nie spychać, podnosić i podtrzymywać.
Jakże to wspaniałe zadanie dla każdego z nas!
Jeśli moje oblicze duchowe będzie czyste, to w mej duchowości, jak w przecudnym jakimś roztworze odmładzającym, będę maczać swoje pióro, którym odczyszczę każdą twarz. Czyż słowo wypowiedziane i napisane nie jest zdolne omywać ludzkość
i każdego człowieka? Czyż niekiedy nie rozpogodzi się serce, czytając myśl podniosłą i dźwigającą wzwyż? Czyż w mojej pracy i w moim trudzie pisarskim nie mogę być naśladowcą tej niewiasty, która, według podania, zabiegła drogę Chrystusowi, ażeby omyć Jego oblicze?
Spojrzę na moich braci, którzy utrudzeni idą drogą życia. To jest Chrystus idący po kalwaryjskiej drodze, uznojony, umęczony. Podejdę do Niego i otrę Jego twarz, aby znowu była ludzką i - Bożą.

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...


STACJA VII - JEZUS DRUGI RAZ UPADA POD KRZYŻEM
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Gdy patrzę, jak Chrystus wdeptany jest w błoto ziemi, przypominają mi się te przedziwne procesy myśli, akty woli ludzkiej - to wszystko, co spycha Go w błoto. Leży w tym błocie Człowiek, o którym już prorok mówił, że jest "robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgarda pospólstwa".
Ale ten Człowiek w błocie jest jak ziarno pszeniczne, które musi wpaść w błoto
i obumrzeć, bo jeśli obumrze - owoc stokrotny przynosi, a jeśli nie obumrze - samo pozostaje. Cóż po pełnych spichlerzach pszenicznego ziarna? Ziarno musi być rozrzucone, musi pójść do błota i dopiero, gdy w błoto wpadnie, rozmiękczone wydobywa ze swego serca siły żywotne, aby je ukształtować w złoty kłos. Wydaje owoc stokrotny ze swojej męki, z pokory i ze swego cierpienia. Tym się, dopiero żywi głodne dusze. Ileż trzeba mojej osobistej męki, osobistego trudu, pokory, aby móc karmić! Nie jest więc najboleśniejszą rzeczą, że nawet Bóg leży w błocie, bylebyśmy tylko dostrzegli w Nim Boga.
I mój upadek nie może uczynić mnie błotem. Chrystus się podniósł. Tyle razy
w dziejach wepchnięto Go w błoto i tyle razy powstawał, otrząsał się z błota, żywił
i prowadził rzesze do Życia. Tak uczynił Chrystus po drugim upadku, tak czyni każde jego dziecko: powstaje i idzie naprzód. 
Ludzka rzecz upadać - szatańska trwać w upadku. A więc i ja powstanę i choćbym był brudny od błota, wiem, że przez pokorę i przez wyznanie win wydam owoc stukrotny.
 
Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA VIII - JEZUS POCIESZA PŁACZĄCE NIEWIASTY
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Nie płaczcie nade mną, płaczcie nad sobą i nad synami waszymi. Chrystus na Drodze Krzyżowej nie przestaje myśleć o innych. Jego myśl jest skierowana ku tym, których trzeba pocieszać. Cierpienie nie zamyka Mu oczu na dolę ludzką. On nadal jest człowiekiem i bratem cierpiących, uczestnikiem człowieczeństwa i braterstwa. Dostrzega płaczące niewiasty.
Ale czyż płacz ich pomoże Jezusowi? Czy zdołają zawrócić Go z drogi na Kalwarię? Nie. Tego nawet Jego Matka nie próbowała. Idzie o to, ażeby człowiek współczujący Bogu pamiętał, że najbardziej pomaga wtedy, gdy wchodzi w siebie i odmienia samego siebie. Ten Chrystus, nad którym płaczę, jest moją siłą. On mi przypomina mnie samego, obowiązki moje i moich synów.
A właśnie na tych synach świat dopełnia swych praktyk. Chrystus to zielone drzewo; jeśli na zielonym drzewie to czynią, cóż będą czynić na suchym?
Nie płaczcie więc nade mną! Mają katolicy zwyczaj współczucia nieustannego
z Kościołem. I poprzestają często na współczuciu łez i narzekań. A tymczasem nie
o to idzie. Siła kościoła nie polega na łzach jego dzieci. Siła Kościoła polega na tym, ażeby Chrystus idący drogą przemówił do mnie, ażebym głos jego usłyszał, żeby dotarł do mej duszy, poruszył ją i odmienił, przez Łaskę z Bogiem zjednoczył.
Przez to wzrasta Chrystus, przez to też rośnie siła Kościoła.
Nie płaczcie więc nad Kościołem! Płaczcie nad sobą i synami swoimi.
Jesteście odpowiedzialni za siebie i za synów waszych.
Chrystus widzi ciebie, mój bracie, widzi twój płacz. Niech będzie owocny, niech będzie skuteczny...
 
Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...


STACJA IX - JEZUS UPADA POD KRZYŻEM PO RAZ TRZECI
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Na Drodze Krzyżowej wspominamy trzy upadki Chrystusa. A ile ich było - któż to policzy - gdy wspinał się na górę po ostrych kamieniach stromego wzgórza Kalwaryjskiego?
Ile jest upadków w moim życiu, gdy po zboczach codziennego wysiłku wspinam się wzwyż? Ile razy upadam, ile razy opuszczam ręce? Ile razy dochodzę do wniosku,
że już się nie warto podnosić, że i tak już jestem upadłym człowiekiem, a moja pierwotna niewinność nie wróci. I tak już ludzie znają mnie i niełatwo zapomną, niełatwo odmienią sąd o mnie. Cóż więc jest wart mój wysiłek i trud?
A jednak, gdy przeglądam historię nawróceń, widzę, że wojowanie z Bogiem przez całe życie skończyło się dla wielu pisarzy zbawiennym doświadczeniem ostatniego momentu, z krzyża, z bólu, z męki choroby: "Dziś jeszcze będziesz ze mną w raju".
U ludzi żyjących w twórczości, gdy śmierć zamyka ich oczy na twórczość i życie, rodzi się zazwyczaj tak gorące pragnienie życia i dalszej twórczości, iż łatwiej wtedy dostrzegają Boga Życia i prędzej Go rozumieją aniżeli w pysze swego twórczego żywota.
Niejeden może wspomni: pozostały po mnie tomy, które sławy mi nie przyniosą. Najważniejszy jest ten ostatni tom - ostatnia kartka, ten finis i epilog życia. Chociażbym był jako owca zjedzony i pozostały ze mnie tylko kości, wstanę, jak te suche kości na polu Ezechielowym. Choćby wszyscy wątpili, azali ożyją te kości, usłyszę: "prorokuj, synu człowieczy, prorokuj do tych kości, albowiem ożyją, podźwigną się i żyć będą".
Chociażbym w tej chwili miał najgorsze wyobrażenie o moich słuchaczach, chociażbyście popełnili wszystkie grzechy całego świata, o których nawet się nie wie, nic to! Bo każdy grzech, chociażby pracował w konkretnej materii, jest tylko brakiem bytu i doskonałości. Dopiero cnota jest bytem. Tyle człowiek wniesie do życia wiecznego, ile weźmie miłości ku Temu, który nie umiera.
Nie wiem, czy trzeci raz upadłeś, ale choćbyś upadł raz trzydziesty trzeci, wstań i chodź prosto!

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...


STACJA X - JEZUS Z SZAT OBNAŻONY I ŻÓŁCIĄ NAPAWANY
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Przygodziło się to Bogu, który przyodziewa cały świat. Przygodziło się to Temu, który nikogo nie potępił, każdemu powiedział: "Idź w pokoju, nie grzesz więcej".
A jednak świat nie podarował Mu jedynej szaty, całodzianej, którą otrzymał od swej Niepokalanej Matki. Świat zdarł ją z Jezusa. Chciał ujrzeć Boga w całej prawdzie - Boga nagiego.
Świat nie chce Boga nieznanego. Tylko Grecy czcili nieznanego Boga. Świat chce znać Boga, jak Tomasz, i palce swoje włożyć w Jego bok. I ma do tego prawo.
Bo to jest Bóg zbliżający się do nas, Bóg, który karmi, który żywi, który się daje spożyć, zjeść. Błogosławiony, który Bogiem żyje, który się Nim karmi, który ogląda całą Jego nagą Prawdę.
Odsłonił ci się Bóg, a ty chciałbyś przejść przez życie nie obnażony?
Chciałbyś ukryć twoje prywatne sprawy? Nie masz prywatnego życia. Twoje najbardziej osobiste sprawy są własnością wspólną, społeczną i przynoszą społeczeństwu dobro lub zło: zależy to od tego, co ukrywasz i czym jesteś. Świat chce poznać całą, nawet bolesną prawdę twoją. Po twoim życiu, jak po życiu ludzi, które
w historii literatury studiujesz, będą wydobywać okruchy pozostałe po tobie, będą badać i zbierać listy, notatki, zapiski. Niekiedy są one tak straszne, że nawet najbardziej cyniczni ludzie mówią: - Nie, nie godzi się tego publikować, nie godzi się tego drukować; to już stanowczo za dużo. Nie myśleliśmy, że aż tak wygląda jego prawda.
Oby się to nie powtórzyło za kilka, czy kilkanaście lat, na mnie. Oby nie wstydzono się obnażyć mnie aż do końca. Oby w życiu moim nie było nic takiego, czego ludzie baliby się dotknąć, obnażyć i odsłonić. Niech poznają całą moją prawdę. By ta prawda była jednak pożywna, niechże i praca moja nad jej kształtowaniem będzie rzetelna, by w przyszłości ludzie nie musieli się wstydzić, odsłaniając jej nagość.

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA XI - JEZUS DO KRZYŻA PRZYBITY
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Dłonie, które błogosławiły, już nie mogą błogosławić... Błogosławione stopy, które nosiły Dobrą Nowinę, są przebite, aby już nie mogły jej nieść.
Człowiek uwięziony na krzyżu! Człowiek niewolnikiem twardego, bezdusznego drzewska. Człowiek, który chce dobrze czynić, a nie zdoła!
I cóż wtedy pozostaje? Czy to jest czas stracony? Czy już wszystek umarłem?
Czy już nie mam nic do zrobienia?
Pozostaje jeszcze duży. Jeszcze można wsłuchiwać się w słowa Tego, który przeszedł dobrze czyniąc, a teraz już nie może dobrze czynić, błogosławić, uzdrawiać, leczyć, mnożyć chlebów, karmić głodnych, pocieszać matek. Już nic nie może, ale jeszcze może rozmawiać z Bogiem: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?"
Ale jeszcze może wołać: "Ojcze w ręce Twoje oddaje ducha mego". 
Czy to nie najwspanialsza rzecz w życiu człowieka, gdy już nic czynić nie mogąc, może jeszcze oddawać i oddaje Bogu ducha? Potrzebne są człowiekowi, takie chwile ogólnej niemożności działania, aby miał przynajmniej możność oddać Bogu, co Boże, i ducha swego skierować ku Niemu.
Rozważamy życie tylu ludzi, którym pozostało już tylko to jedno. A jednak w takiej właśnie okoliczności zdziałali najwięcej.
Nawet krzyż mój, do którego jestem przybity, przyjmę z pełnym zaufaniem, bo jeszcze mogę na nim rozmawiać z moim Bogiem. Jeszcze mogę Mu oddać to, co mam najszlachetniejsze - ducha mego; Ojcze, w ręce Twoje...

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...


STACJA XII - JEZUS NA KRZYŻU UMIERA
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez Krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
"A ja, gdy będę podwyższony od ziemi, pociągnę wszystkich ku sobie..."

Gdy Jezus umiera - życie daje. Śpiewamy w hymnie paschalnym: "Mors et vita duello conflixere mirando". "Dux vitae mortuus, regnat vivus" - Wódz Żywota umarły, króluje żyw. Bóg zwycięża wtedy, gdy zda się umierać. Bo ciemności - dla niego - są jeszcze światłością. Pozostały przy Nim, gdy umierał, najwspanialsze duchy: Maryja, Matka Słowa Wcielonego, i Jan, autor prologu o Logosie, o Słowie: "In principio erat Verbum" - "Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo". Słowo - Bogiem było. 
B o g i e m - Słowo. 
Czy rozumiem, że Słowo jest tak wielką tajemnicą, iż Bogiem jest nazwane?
Jakże muszę docenić tę tajemnicę! By ją docenić, trzeba było wielkiego ducha Jana. On, Ewangelista Słowa, został pod Krzyżem i tam zrozumiał tajemnicę Słowa.
Pozostało więc pod Krzyżem to, co najszlachetniejsze: Maryja, Matka Słowa Wcielonego, i Jan, twórca Ewangelii o Logosie, o Słowie.
Pod Krzyżem wytrwać mogą wielkie duchy. Błogosławieni ci, którzy wytrwali...

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany ...


STACJA XIII - JEZUS Z KRZYŻA ZDJĘTY
I NA RAMIONACH SWEJ MATKI ZŁOŻONY

Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Przypomnę sobie rzeźbę "Piety" - Michała Anioła Buanarroti.
Dwie twarze: młodzieńcza twarz Maryi i pełna uśmiechu twarz Jezusa.
Jednak kończy się nawet krzyż. Nie jest on największym prawem tej ziemi. Dla krzyża jest tylko jeden Wielki Piątek na ziemi. Przyjdzie potem nadzieja Wielkiej Soboty. Przyjdzie triumf Wielkiej Niedzieli.
Jak dobrze jest pamiętać o tym w męce i w trudzie.
W Tobiem, Panie, zaufał! Najwyższym bowiem prawem nie jest krzyż, lecz życie.
A największym zadaniem świata jest przywracać życie, niecić je, budzić, miłować. Jesteśmy synami życia, powołanymi do życia wiecznego.
"Życie jest światłością ludzi".
Ilekroć krzyż mnie udręczy, wspomnę, że jestem powołany ze śmierci do żywota.
Gdy trud pracy mnie zgnębi, pamiętać będą: skończy się praca, kartki papieru wyjdą, atrament wyschnie, pot z czoła obetrę, zapalę słońce Boże nad głową.
A jednak jestem dzieckiem życia. Krzyż pozostał za mną.
Przede mną - Życie!

Ojcze nasz ...

Któryś za nas cierpiał rany ...

STACJA XIV - JEZUS ZŁOŻONY W GROBIE
Przyklęknijmy, Wielbimy Cię i błogosławimy, Chryste, żeś przez krzyż Twój święty świat odkupić raczył.
Jezusowy grób. I mój grób. Długo pozostał w nim?
"Trzeciego dnia zmartwychwstał".
I mój grób pozostanie za mną. Pójdę do Ojca. Wspominam przeszłość, ale ważniejsza jest przyszłość. Badam historię, jednakże ważniejsze jest życie. W okresie "Milenium" ważniejsze jest to tysiąclecie, które nadchodzi, niż to, które mija. Nie będę długo siedział przy grobie i płakał, choćby to był grób najsławniejszy. Idę w przyszłość.
Już dziś pracuję dla życia, które przede mną, dla pokoleń, które idą, nadchodzą,
dla zadań, które są do wykonania.
Dziś żyję jutrem. A chociaż ono do mnie nie należy, bo najważniejsze zadanie człowieka sprowadza się do chwili obecnej, to jednak pamiętać będę o tym, że przyszłość buduję dziś. Jaka praca dziś, taka jutro przyszłość. Jakie słowo produkuję dziś, takie będzie czytane jutro. Jakie myśli przekażę dziś, takie będą kształtowały pokolenia idące jutro. Wychowuję dziś tych, którzy jeszcze nie żyją.
Sam się wychowałem na literaturze tych, którzy dawno pomarli, a ja żyję ich duchem, Moim duchem i moim słowem żyć będą ci, którzy po mnie przyjdą.
Zostawiam więc grób, tak jak Kościół zostawił poganom nawet Chrystusowy grób. "Dozwól umarłym grzebać umarłe swoje, a ty idź i głoś Królestwo Boże".
Wstaję i idę za Panem i Ojcem Życia, za Ojcem przyszłego wieku.

Ojcze nasz ...
Któryś za nas cierpiał rany...
+ † +
Mapa miejsc Męki Panskiej
+ † +
WYDAWNICTWO "ZNAK" KRAKÓW 1959 .
+ † +

http://youtu.be/m4Bo_-OuLh4
+ † +
„Któryś za nas Cierpiał Rany…
Jezu Chryste… zmiłuj się nad nami…
I Ty… Któraś Współcierpiała…
Matko Bolesna…
Przyczyń się za nami…”

avatar użytkownika intix

16. Słowo Boże na dziś: Kochajcie

Sobota, 23 lutego 2013 roku
Mateusz 5,43-48
Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.


Nieprzyjaciel nie chce nas przyjąć takimi, jacy jesteśmy. Nie uznaje nas i tego, co ze sobą niesiemy. Nie chce nam sprzyjać.


Miłość przywraca człowieka człowiekowi i człowieka Bogu.
Kiedy miłujemy nieprzyjaciela, odnosimy zwycięstwo nad sobą. Najtrudniejsze
w relacji z nieprzyjacielem, z człowiekiem nienawidzącym nas są emocje, uczucia, które budzi w naszym sercu, przez to wszystko, co on niesie w swoim sercu.


Razem z naszym prześladowcą zbliżamy do naśladowania Jezusa. Jest bardzo cienka granica między prześladowcą a naśladowcą Boga, podobnie jak cienka jest ona między miłością a nienawiścią. Miłując nieprzyjaciół stajemy się synami Ojca. Jezus przez miłość nieprzyjaciół, staje się ich bratem. Przez miłość stajemy się braćmi z innymi.


Prześladowca potrzebuje oszołomienia miłością, która otwiera serce na to, czego on "bardzo pragnie i bardzo potrzebuje".


"Doskonały" człowiek to ten, który doszedł w czymś do perfekcji. On czegoś wielkiego i pięknego dokonał. Mówiąc o człowieku doskonałym Jezus mówi o tym, który osiągnął cel (rozwoju); osiągnął pełnię (w swoim rodzaju). To osoba w pełni rozwinięta, dojrzała, dorosła. Ale też doskonały to ten, który jest wtajemniczony, uświęcony. Bóg wprowadza człowieka w swoją doskonałość przez wyjaśnianie Mu tajemnic zawartych w Jego Słowie.

Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...


 

avatar użytkownika intix

17. 360 sekund...

Bardzo przepraszam Zainteresowanych, że zamieszczam z opóźnieniem...
Pozostaję z nadzieją... że jeszcze nic straconego...
Zapraszam...
>>>360 sekund na pustyni - spotkanie 4 (video) ...

***
Jeszcze z II Niedzieli Wielkiego Postu, C

Tabor
W dzisiejszym słowie, które Kościół daje nam na tę II niedzielę Wielkiego Postu, otrzymujemy zaproszenie od samego Chrystusa, by udać się na górę Tabor – górę przemienienia. I może nic w tym nie byłoby niezwykłego, gdyby nie to, że zostaliśmy przez chrzest wybrani jak trzej Apostołowie, Piotr, Jakub i Jan, by pójść z Jezusem na górę przemieniania, górę objawienia się samego Boga nam – ludziom, których On ukochał.
(Łk 9, 28b-36)
Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe.
A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy [tamci] weszli w obłok.
A z obłoku odezwał się głos: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie! W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli.


1. Tabor
Dlatego pragnę prosić was o otwarte serca na słowo, byśmy mogli ujrzeć przemienionego Chrystusa, ujrzeć nasz osobisty Tabor i w końcu zobaczyć naszych Eliasza i Mojżesza.
Czy zatem możliwe jest dzisiaj, w tym XXI wieku, udać się na górę Tabor, czy jest możliwe spotkać tam proroków na nasze czasy, usłyszeć głos samego Boga i w konsekwencji uwierzyć, że Jezus Chrystus jest jedynym Panem naszego życia, że tylko On może nam dać szczęście i radość życia? To pytanie stawiam przed wami kochani bardzo świadomie, bowiem chcę byśmy sobie uświadomili, że każdy chrześcijanin, ja, ty, twoi krewni, znajomi, mają w swoim życiu własną górę przemienienia, otrzymują osobiste zaproszenie by na nią wejść. Jedni z tego zaproszenia korzystają, inni nie!
A jak jest z tobą, czy masz świadomość siostro i bracie, że Chrystus wzywa cię do odszukania i wejścia na górę twojego przemienienia. On dzisiaj staje przed Tobą, patrzy ci głęboko w oczy i prosi, wejdź ze Mną na tę górę, gdyż chcę ci się objawić jako twój Bóg miłości.


2. Czas Taboru
Niejednokrotnie to poszukiwanie Taboru trwa wiele lat, może nieraz całe życie, by na jego końcu, już na granicy życia i śmierci w tym ostatnim westchnieniu „Jezu przebacz, Jezu ulituj się, Jezu ufam Tobie”, zdobyć łaskę przebywania z Bogiem na zawsze.
Niedawno obejrzałem ponownie film o bł. ks. Jerzym Popiełuszko. Przejmująca historia młodego księdza, który za prawdę i za drugiego człowieka oddał życie.
To trudna historia i trudny film. Ale nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Dlaczego, gdyż tam właśnie ukazany jest doskonale czas Taboru. Czas proroków
i czas głośnego wołania Boga, „to jest mój Syn umiłowany Jego słuchajcie”. Mieliśmy swój Tabor jako Ojczyzna i naród te dwadzieścia kilka lat temu. Mieliśmy
w tamtym czasie swoich Eliasza i Mojżesza w postaci Jana Pawła II, kard. Stefana Wyszyńskiego i męczenników jak ksiądz Jerzy i wielu ludzi, którzy za naszą wolność oddali w tamtym okresie życie. I trzeba byśmy postawili sobie pytanie, co więcej, zrobili rachunek sumienia, co z tego zostało? Gdzie jest historia tego Taboru, dlaczego już niewielu pamięta o tych dramatycznych czasach, gdzie pomimo prześladowań Polska była mocna mocą Taboru.


3. Obrona
Gdzie jest dzisiaj Tabor walki o prawdę? Gdzie Tabor walki o godność? Gdzie dzisiaj pamięć o przesłaniu tamtych czasów, o tym by zło dobrem zwyciężać?
Dlaczego tak łatwo zeszliśmy z tej góry naszego przemienienia i zapomnieliśmy
o tych wartościach naszych ojców, budowanych na Ewangelii przez lata i pokolenia. Dlaczego dzisiaj już na nikim nie robi wrażenia Bóg, honor, Ojczyzna, dlaczego
w codziennym zabieganiu, pozwalamy, by tę resztkę Taboru niszczono w naszych dzieciach, naszych rodzinach i w naszych sercach. Musimy dzisiaj, zachęceni Ewangelią Przemienienia stanąć na nowo w obronie Taboru, w obronie góry przemienienia, w obronie tego co normalne, byśmy mogli obłokiem Bożego Słowa i sakramentów otoczyć troską życie społeczne w Polsce!
Stańmy więc z mocą do walki przeciwko wszystkiemu co nie pozwala nam na wejście na górę przemienienia. Udajmy się tam z radością, choć trudno czasem, choć marsz pod górę sprawia ból i niesie konieczność wyrzeczeń, stańmy odważnie w obronie naszych rodzin i naszych środowisk codziennego życia, byśmy mogli wejść na górę Tabor i zapałać pragnieniem postawienia namiotów dla Jezusa i proroków naszych czasów.

Ks. Michał Olszewski SCJ
Słowo codziennie Boże >>>www.slowopana.com

***
Polecam też >>> Lectio Divina, II Niedziela Wielkiego Postu


 

avatar użytkownika intix

19. Słowo Boże na dziś: Posiądziemy jego dziedzictwo

Piątek, 1 marca 2013 roku
Mateusz 21,33-43.45-46
Posłuchajcie innej przypowieści! Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją
w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: "To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo". Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami?» Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze». Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła.
Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach. Dlatego powiadam wam:
Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce
.
Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka.


Winnicą jest Królestwo Boże. Jesteśmy, żyjemy, poruszamy się w winnicy Jezusa Chrystusa. On jest krzewem winnym, my zaś latoroślami. To On nas zabezpiecza
i chroni. Wyrazem wielkiej troski Boga jest mur okalający winnicę, powstrzymujący napór sił wrogich człowiekowi. Mury wskazywały na fakt, że ludzie tam mieszkający nie wędrowali, lecz żyli razem w zgodzie i pokoju.


Bóg jest zainteresowany rozwojem człowieka. Wszechstronny jego rozwój miał być również radością Boga. Ludzie szybko zapominają o tym który jest Dawcą wszystkiego, a to co posiadają, jest darem danym w użytkowanie. Bóg posyła do swojego ludu proroków, którzy upominają go, aby żył według Przymierza które zawarł. Wysłannicy Boga byli lekceważeni, poniżani a nawet zabijani, gdy nawoływali do wierności wobec przyjętych zobowiązań.


Wierność jest zagrożona, między innymi tam, gdzie człowiek usiłuje przypisać sobie to, co do niego nie należy, co nie jest jego własnością. Konieczne jest oddanie Bogu tego, co należy do Niego. Faryzeusze bardzo szybko zorientowali się, że Jezus mówi o sobie, przedstawiając sytuację syna posłanego przez gospodarza winnicy. Jako Osobę dla nich bardzo niewygodną poczęli Go odrzucać, a w konsekwencji zmierzać do zabicia Syna Bożego. Człowiek nie mając argumentów racjonalnych, jest w stanie posługiwać się emocjami, których celem jest niszczenie osoby inaczej myślącej.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Polecam też - Słowo codziennie Boże .>>>www.slowopana.com


avatar użytkownika intix

20. Dom Ojca...

Sobota, II Tydzień Wielkiego Postu (Łk 15,1-3.11-32)


W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: Powiedział też: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedzał ojcu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. Lecz on mu odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się.


Przez długi czas, przypowieść ta była kojarzona z „marnotrawnym synem”.
Dzisiaj kładziemy akcent na Miłosiernego Ojca. Jednak dla mnie jakimś wielkim wydarzeniem pozostaje nie tyle przyjęcie owego syna na nowo do domu przez Ojca, ale sam fakt nawrócenia tego biedaka. Musiało się ono dokonać na bazie jakiegoś wielkiego przekonania o miłości Ojca. Syn wiedział, że w sercu Ojca, są takie pokłady miłości, które pokonają jego słabość.
Gdyby w naszych sercach, było to samo przekonanie o miłości Pana Boga, moglibyśmy wyjść z niejednej słabości i pokonać każdy grzech.
Czego sobie i wam życzę! Z błogosławieństwem +, ks. Michał scj.


Amen
Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

21. Słowo Boże na dziś: Czas na owocowanie

Niedziela, 3 marca 2013 roku
III Niedziela Wielkiego Postu
Łukasz 13,1-9
W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. I opowiedział im następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: "Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?" Lecz on mu odpowiedział: "Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć".


Drzewem figowym nie przynoszącym owocu jest człowiek. Wzruszająca jest postawa ogrodnika (Jezusa), który broni drzewa figowego (człowieka) przed właścicielem winnicy (Bogiem Ojcem), aby nie zostało wycięte. Jezus okazuje człowiekowi współczucie, zrozumienie dla stanu, w którym się znalazł. Liczba trzy (lata) wskazuje na to, że po jej przekroczeniu powinien dokonać się przełom, zmiana. Tymczasem nie jest ona widoczna.


Oczekiwania Boga są słuszne. Podobnie jak drzewo, które nie przynosi owocu, wyjaławia ziemię, tak również człowiek lekceważący zasady, wartości, zadania,
do których przestrzegania zobowiązał się, osłabia w innych motywację do rozwoju, wysiłku, walki. Możemy poznać siebie po naszych czynach, po prawdzie i pięknie. Człowiek jest taki, jakie jest jego postępowanie, czyli jaki owoc przynosi. Oczekiwanie Boga na owoc jest równoznaczne z pragnieniem rozwoju człowieka, jego dojrzałości. Oczekiwania stymulują rozwój. Jeśli inni nie mają od nas, w miarę naszych możliwości, większych oczekiwań, może to oznaczać, że nie zależy im na naszym rozwoju.


Równocześnie przypowieść ta mówi o kryzysie człowieka. Bóg skłania się do decyzji radykalnej. Człowiek musi ponieść konsekwencje swojej postawy. Taka jest logika sprawiedliwości. W tym jednak pojawia się to, co jest naszą nadzieją w odniesieniu
do Boga, a mianowicie, Jego miłosierdzie. Bóg zawsze jest po stronie człowieka.
Nie zniechęca się ludzką słabością, ociężałością, a nawet lekceważeniem Jego słowa. Cierpliwie czeka. Stąd słowa: „Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc”.


„Rok” jest szansą dla człowieka do wyjścia z kryzysu. W tym okresie dokona się okopanie drzewa. Co to znaczy okopać? Okopać, to znaczy spulchnić, odgarnąć ziemię wokół drzewa poprzez kopanie w ziemi. To zająć się w szczególny, wyjątkowy sposób tym jednym drzewem. Okopać, to również ranić ziemię wokół drzewa. Zranienie uczuć bardzo często postrzegamy, jako zło. Tymczasem, to może być czynnik odradzający ludzkie serce, budzący je z ospałości, lenistwa, połowiczności życia.


„Obłożę nawozem”. Ogrodnik zamierza zgnoić ziemię wokół drzewa, która wcześniej została poraniona, okopana. Pojawia się skojarzenie, że często człowiek zraniony
i zgnojony, wchodzi na drogę mądrości. Jest to obraz niezwykle drastyczny. Jesteśmy ziemią, która co jakiś czas potrzebuje doświadczenia ran (okopania) i upokorzeń (zgnojenia, a tym samym nawożenia), aby przyniosła owoc. Wiele różnych doświadczeń uznajemy w naszym życiu za niepotrzebne. Nie rozumiemy Boga, dlaczego dopuszcza do kryzysów i strat. Może tekst Ewangelii, którą medytujemy,
jest odpowiedzią na pytanie, które się często pojawia. Tak trudną i bolesną może być droga odzyskiwania zdolności do owocowania w winnicy Pana.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

22. Słowo Boże na dziś: Syn Człowieczy przyjdzie

Poniedziałek, 4 marca 2013 roku
>>>Św. Kazimierza królewicza <<< i >>>TU

Łukasz 12,35-40
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy bądźcie podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie".


Poszukiwanie mądrości oznacza szukanie umiejętności życia. Stary Testament zachęca by nią nie gardzić, pokochać ją i cenić. Zawsze łączono mądrość ze świątynią w Izraelu. Ten, który jej szuka, winien ku niej skłaniać swe ucho. Mądrym staje się człowiek, który chce słuchać. Mądrości należy okazać posłuszeństwo.


Wprowadzając mądrość w codzienne postępowanie odczujemy w sobie gorliwość wobec wszystkie, co dobre. Troska o dobro nigdy nie zawstydza, nie staje się złą inwestycją człowieka. Mądrość wymaga walki. Zasadniczy opór przed przyjęciem i zdążaniem drogami mądrości człowiek znajduje w sobie samym. Znakiem kierowania się nią, jest wierność Bogu, Jego słowu.


Miejscem nabywania mądrości jest modlitwa. Stąd czytamy, "ręce wyciągałem w górę". Zależność od Boga jest uczeniem się dróg mądrego życia. On oświeca, oczyszcza i jednoczy nas ze sobą w modlitwie. Modlitwa, to jeden wymiar życia w mądrości, a drugi, to skrucha, żal, uznanie swojej winy przed Bogiem. Nie może być mądry ten, kto nie jest prawdziwy (pokorny) przed Nim. Bóg zna nasze serca.


Szukać i znaleźć mądrość może ten, kto troszczy się o czystość własnego serca. Czystość pozwala więcej widzieć w tym, co Bóg pokazuje; serce odczuwa to, co Pan mówi; uszy zdolne są do słuchania z radością. Czystość serca uwalnia od tych namiętności, które mogłyby zakłócić zdolność przyjmowania i rozumienia Słowa Bożego. Nie ma mądrości Bożej w sercu człowieka pozbawionego czystości. Czystość jest darem nieba. Nieczystość tym, co człowiek przyjmuje ze świata, ze strony własnej natury, a także od złego ducha.


Ci, którzy należą do Jezusa, powinni być wierni. Są oni sługami wspólnoty. Sługę Pana poznajemy po jego wierności. Jego powołaniem jest czuwanie, aby światło docierało do tych, którym służy, z którymi przebywa, rozmawia, pracuje. Sługę poznajemy po ty, jak czeka na Pana. Powinien nasłuchiwać pukania. Słysząc je powinien natychmiast otworzyć drzwi. Tak postawa czyni go szczęśliwym człowiekiem. Samo czekanie na Pana daje odczucie szczęścia, pokoju i radości. Czuwanie jest myśleniem o Panu, radowaniem się tym, że nadejdzie, zobaczę go, On spojrzy na mnie, usłyszę słowo skierowane do mnie i z myślą o mnie.


Pan, którego oczekujemy jest Sługą. "Przyszedł nie po to, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu". Jezus służył swoim uczniom w Wieczerniku, na co zareagowali oni konsternacją, a Piotr nie chciał, aby Nauczyciel umysł mu nogi. Jezus nas służy, gdy nas karmi, w Eucharystii. Jezus służy, obmywając nasze serca Sakramencie Pokuty. Służy, gdy mówi. Stół słowa zastawia obficie. To wszystko, co uczynił Pan, zmierzało do oddania życia za nas. Służymy, gdy kochamy. Ponieważ kochamy, dlatego służymy. Służba jest naszą radością i upodobnieniem do Jezusa.


Służąc tracimy to, o co świat zabiega. Nie szukamy dla siebie pierwszych miejsc, nie trąbimy dając jałmużnę, nie rozgłaszamy dobra, jakie uczyniliśmy. "Sługami nieużytecznymi jesteśmy. Zrobiliśmy to, co powinniśmy zrobić".
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Polecam też Zainteresowanym:

>>>360 sekund na pustyni - spotkanie 6 (video)

Oraz >>> "Oto jestem …" LD na III Nd. Wlk. Postu
Proszę o wybaczenie małego opóźnienia...
I jeszcze na dzisiaj >>>Pragnienie kochania...

avatar użytkownika intix

23. Słowo Boże na dziś: Miej cierpliwość nade mną

Wtorek, 5 marca 2013 roku
Mateusz 18,21-35
Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: "Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?" Jezus mu odrzekł: "Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam". Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!" Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: "Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie". On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: "Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?"
I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy
z serca swemu bratu".


Żeby braterstwo mogło być kontynuowane potrzebne jest nieustanne przebaczanie.
W taki sposób budowana jest jedność, miłość między tym, który zawinił, a tym, który przebacza. Przebaczanie siedemdziesiąt siedem razy, czyli ciągle, zawsze jest konieczne aby uwielbić Boga, ale też, aby wyrazić swój osobisty, najgłębszy sprzeciw wobec szatana. Dramatyczne jest to, że człowiek nie uczy się dobroci, miłosierdzia od tych, którzy mu ją okazali. Prosił króla o cierpliwość, o czas dla siebie. Otrzymał więcej niż prosił. Niczego się nie nauczył. Dobroć jest bezcenna. Nie jest prawdą,
że ten, który doświadczył przebaczenia, sam chętnie przebacza. Strach nie zawsze uczy tego, co dobre.


Wszystko zostało mu darowane. Czy gdyby poczuł wdzięczność do króla za darowanie długu, odczułby w sercu współczucie do swojego dłużnika? Może pomyślał, że bardzo mu się udało, a to za mało, żeby okazać to samo swojemu dłużnikowi. Bóg nam przebacza, a my nie przebaczamy ludziom. Gdy nie ma w nas przebaczenia, jest w nas stan wewnętrznego zniewolenia. Dla sługi, który otrzymał darowanie tak wielkiego długu niewola wewnętrzna przełożyła się na stan niewoli zewnętrznej. Gdy kogoś w udrękę wprowadzam, udręka mnie dosięgnie. Jak drugiego traktuję, tak sam się czuję. Może nie w tej chwili, ale za czas jakiś.


Przebaczanie to cecha ludzi wielkich duchem, wolnych wewnętrznie, bezinteresownych, szlachetnych. Gdy potrafi nas jeszcze wzruszać człowiek proszący, gdy potrafimy przebaczać, gdy, pomimo braku pieniędzy patrzymy na innych
z życzliwością – nie straciliśmy swojego człowieczeństwa. Przebaczenie jest aktem miłości bezinteresownej. Przebaczając, staję się podobny nie tylko do króla, lecz więcej, do samego Boga.


Przebaczenie nie posiada górnej granicy. Przebaczać trzeba przez całe życie. Wszystkim. Zawsze. Mogę naśladować miłosierdzie Ojca. Nie jest ciężarem, lecz wyzwoleniem. Nie jest obowiązkiem, lecz darem. Przebaczenie, to możliwość poszerzenia własnego serca na okazywanie miłosierdzia. Życiem chrześcijanina powinna kierować Ewangelia, a nie drobiazgowa i sucha księgowość. Trzeba wyjść poza liczby. Przebaczenie nie jest sprawą rachunków, ciężaru, miary, lecz serca, które doświadczyło miłosierdzia. 
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Polecam również >>> Przebaczenie...
Pod tym dzisiejszym Słowem Bożym znajdziemy wczorajsze... podałam wczoraj link
 ">>>Pragnienie kochania... " i nie byłam świadoma, że nie ma możliwości odczytania... teraz to zauważyłam...
Przepraszam najmocniej...
***
Z Panem Bogiem...

 

avatar użytkownika intix

24. Słowo Boże na dziś: Nadać pełnię

Środa, 6 marca 2013 roku
Mateusz 5,17-19
Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim.


"Nie przyszedłem znieść, lecz nadać pełnię" (tłum. żydowskie). Żydowscy nauczyciele twierdzili, że człowiek "znosił" Prawo, okazując brak posłuszeństwa wobec jego przykazań, bowiem w ten sposób odrzucał jego autorytet. Tymczasem Jezusowi postawiono zarzut o ogromnej sile rażenia; otwarcie przekonywał, że Prawo nie ma już mocy obowiązującej. Nie było to intencją Nauczyciela. Jego troską była właściwa interpretacja Prawa, nie zaś jego znoszenie. Spotykał się często z faktem, że Prawo było błędnie interpretowane przez uczonych w Piśmie i faryzeuszów.


"Ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie". Nauczyciele żydowscy mówili, że Prawo jest święte i nikt nie może jakiejś jego części uznać za nieistotną, a więc i nie wartą przestrzegania.


Jezus przyszedł, aby nadać pełny sens Prawu i Prorokom. "Nadać pełnię" tłumaczy się "napełnić". Jezus przyszedł, aby nadać pełnię naszemu rozumieniu Prawa i Proroków tak, abyśmy mogli z lepszym skutkiem starać się być tym i czynić to, co oni nakazują. Naszym zadaniem jest wypełnić Prawo i Proroków w taki sposób, aby doprowadzić do doskonałości fundament, na którym ma się następnie budować.


Jezus przypomina, że sprawiedliwość tych, którzy Jemu uwierzyli powinna być większa od sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów. Uczeni w Piśmie byli specjalistami w dziedzinie Prawa. Podkreślali w interpretacji przepisów Prawa znaczenie właściwych intencji serca. Jezus nie krytykuje ich nauki, lecz ich serca, intencje, którymi się kierują, ponieważ uważają się za ludzi religijnych. Tymczasem uczeni w Piśmie i faryzeusze, oraz wspólnoty religijne, którymi oni kierowali były wrogo nastawione do chrześcijan żydowskiego pochodzenia.


Człowiek sprawiedliwy jest prawy, prostolinijny, czyniący to, co słuszne, jest także prawdomówny i wierny.
Ludzie sprawiedliwi często doświadczają wielkiego bólu i straty. Niczym nie zasłużyli sobie na takie przeżycia. Kiedy spotyka ich niesprawiedliwość dalecy są od posądzania Boga o postępowanie niesprawiedliwe wobec nich.
Wierzą oni, zgodnie z Pismem świętym, że Bóg jest sprawiedliwy i postępuje sprawiedliwie.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Oraz >>>Prawo...

avatar użytkownika intix

25. Słowo Boże na dziś: Wyrzucam złe duchy

Czwartek, 7 marca 2013 roku
Łukasz 11,14-23
Raz wyrzucał złego ducha u tego, który był niemy. A gdy zły duch wyszedł, niemy zaczął mówić i tłumy były zdumione. Lecz niektórzy z nich rzekli: "Przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy". Inni zaś, chcąc Go wystawić na próbę, domagali się od Niego znaku z nieba. On jednak, znając ich myśli, rzekł do nich: "Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali. Jeśli więc i szatan z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo? Mówicie bowiem, że Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy. Lecz jeśli Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy, to przez kogo je wyrzucają wasi synowie? Dlatego oni będą waszymi sędziami. A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże. Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda.
Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza.


Zbyt słabym dla niektórych i nieprzekonywującym do Jezusa znakiem, było wyrzucenie przez Niego szatana. Jest On oskarżany o współpracę ze złym duchem. Ewidentne dobro można wyjaśniać na niekorzyść czyniącego je. Paradoksalną jest taka sytuacja, kiedy człowiek czyniący dobro, musi tłumaczyć się, że nie jestem demonem.


Czyn był dobry, lecz ten, który go wykonał, jak podejrzewano, mógł działać w porozumieniu z Belzebubem. W taki sposób, wielu dobrych ludzi, oddanych Bożej sprawie i Kościołowi, na przestrzeni dziejów, bardzo cierpiało. Podejrzliwość, nieufność, oczekiwanie na coś więcej, co może innych zaskoczyć, to metoda działania złego ducha. Patrzący na czyny Jezusa ujawniają swoje skłócone wnętrze, niepokój, który nie pozwala im "w Duchu i Prawdzie" odnieść się do cudu. Dobroć Boga jest wystawiona na wielką próbę. Tak się traktuje tego, któremu się niedowierza, czasem dlatego, że w czymś mi podpadł, lub go nie lubię. Jezus pozwala się człowiekowi źle traktować, osądzać.


Nie widzenie tego, co wydaje się być oczywiste, ujawnia wewnętrzny konflikt, w jakim się człowiek znajduje. Konflikt, którego on nie stara się uzdrowić prawdą, pustoszy go wewnętrznie. Będąc skłóconym z samym sobą, a także z Bogiem, człowiek rozwija w sobie myślenie, które utrudnia zobaczenie dobra i prawdy, w wydarzeniach, które doświadcza. Szatan jest źródłem ludzkiego skłócenia. W człowieku działają również wrogie siły. Słowa i czyny Jezusa, w takim stanie ducha, w jakim znajdowali się zwolennicy intrygi, nie były dla nich przekonywujące.


Człowiek wyrzuca ze swojego mieszkania to, co zbędne, dokonując stosownych porządków, zmiany wystroju. Przekładając tę rzeczywistość na ludzkie wnętrze, uświadamiamy sobie, że duch nieczysty może człowieka opuścić, ale może też do niego powrócić. Szatan zna nasze słabości i je zapamiętuje. Dobrze zna nasze grzechy i nam je przypomina: ich uwodzące piękno, zwodniczą wolność i pozorne pocieszenie. Szatan nie odwodzi wprost człowieka, od realizacji planów Boga. Chce on przede wszystkim tego, aby człowiek dążył do tego, czego oczekuje od niego Bóg, lecz by to zrobił według pomysłu kusiciela.


W tej sytuacji, Jezus nie prowadzi dialogu z szatanem, lecz go wyrzuca. Patrzący na to, co Chrystus czynił, patrząc, nie widzieli. Tylko obecność Ducha Świętego pozwala ocenić w prawdzie to, na co człowiek patrzy. Przyglądający się znakom, które dokonywały się na ich oczach, byli zamknięci na zrozumienie, wyjaśnienie, które odnaleźć się mogą wyłącznie w otwartym umyśle i sercu człowieka. Dlaczego odrzucili Chrystusa? Ponieważ nie stosował przepisów Prawa tak, jak oni to czynili. Czyżby zemsta? A może ich "logiczne" wnioskowanie, jedynie takie, na jakie było ich w tym momencie stać, wynikające z zaślepienia.


Jeśli człowiek nie popełnia grzechów w określonym przedziale czasu, które odwracałyby całą jego uwagę od Boga, ale serce ma puste, nie ma w nim żywej wiary, religijność jego ma wyłącznie charakter zewnętrzny, sformalizowany, wystawia się na niebezpieczeństwo opanowania przez złe duchy. Szatan wykorzystuje koncentrację człowieka na samym sobie. Podpowiada mu zachowania, które są dążeniem jedynie do zewnętrznej wierności i poprawności, która rodzi podziw u innych.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Oraz kolejne
>>>360 sekund na pustyni - spotkanie 7 (video)


 

avatar użytkownika intix

26. Słowo Boże na dziś: Miłować Go całym sercem

Piątek, 8 marca 2013 roku
Marek 12,28b-34
"Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?" Jezus odpowiedział: "Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych". Rzekł Mu uczony w Piśmie: "Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznie powiedziałeś, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary". Jezus widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: "Niedaleko jesteś od królestwa Bożego". I nikt już nie odważył się więcej Go pytać.


Kiedy Jezus mówi o największym przykazaniu, to – zanim powie: "Będziesz miłował" – najpierw mówi: "Słuchaj". Najważniejszą i pierwszą ze wszystkich rzeczą jest SŁUCHANIE. Słuchanie to otwieranie się na przyjmowanie. Słucham, aby poznać. Poznaję, aby więcej kochać. Słuchanie otwiera na poznawanie, a poznaję nie dla wiedzy, ale dla miłości. I Boga, i drugiego człowieka poznaję nie dla wiedzy, ale dla pokochania.


Słuchać, to znaczy też poszukiwać. Gdy kogoś słucham, to jednocześnie sercem go poszukuję, odkrywam, poznaję. Nie można głęboko i trwale pokochać, jeżeli wcześniej nie nastąpi poznanie. Słuchanie umożliwia poznanie, dlatego pierwszym, najważniejszym przykazaniem jest: słuchać. Dopiero potem Jezus mówi o miłowaniu.


Miłowanie bez poznania nie jest możliwe. Im bardziej poznajemy, wsłuchując się w Boga i człowieka (nie tylko w jego słowa, ale i uczucia, gesty, postawy, historię życia, radości i rany), tym głębiej wchodzimy w relację, w intymną, osobową więź. Jezus mówi, aby kochać Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem, czyli – kochać całym swoim jestestwem. Co to znaczy? Kochać całym swoim jestestwem to nie tylko przyjmować w siebie życie drugiego (Boga i człowieka), ale także objawiać siebie. Kochać Boga całym sercem – to objawiać Bogu całą rzeczywistość serca, odkrywać przed Nim wszystkie obszary. Pragnieniem miłości jest być poznanym DO KOŃCA, totalnie.


Żaden obszar mojego człowieczeństwa nie powinien być wyłączony z miłowania. Kochać Boga całym sercem, to kochać Go tym wszystkim, co jest w moim sercu, wszystko w nim jest ważne i wszystko "nadaje się" do kochania, wszystko w nim chce uczestniczyć w miłości. Kochać całym sercem, to kochać tym, co jest w nim piękne, szlachetne, dobre, ale także tym, co jest w nim słabe, poranione, obolałe. Wszystko oddawać Bogu – to jest miłość. Miłość to nie tylko przyjmowanie, to również oddawanie, powierzanie siebie. Kochać całym sercem – to oddawać siebie CAŁEGO, także z moją nieporadnością, ograniczonością, z tym wszystkim, co we mnie jest słabe, małe. Kochać CAŁYM sercem, a więc także bólem.


"Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego" – pokochanie siebie jest warunkiem miłości bliźniego. Tak jak traktujemy siebie, tak też będziemy traktować innych. Aby pokochać siebie, trzeba najpierw SŁUCHAĆ – słuchać swego serca, swoich pragnień i tęsknot. Słuchać, aby poznać. Kochać, to znaczy przyjmować to wszystko, co w sobie odkrywam, bez oceniania i bez odrzucania. Przyjmować to wszystko, co w sobie odkrywam, co we mnie jest, także to, co wydaje się wstydliwe czy upokarzające – moje duchowe czy emocjonalne kalectwa. Uczenie się miłości do siebie jest procesem, przygodą, trudną droga przyjmowania i akceptowania. Konsekwencją prawdy, którą odkrywam i przyjmuję, jest wolność.
W prawdzie możliwa jest miłość. Ten, kto prawdziwie kocha siebie, SIEBIE, a nie obraz siebie, jest piękny, jest wolny, otwarty, szczery, przejrzysty i bardzo pokorny. Jest też zdolny do przyjmowania drugiego takim jakim on jest. Czy drugi człowiek może czuć się przy mnie bezpiecznie? To znaczy – czy może pokazać mi swoje serce bez obawy, że zostanie oceniony, osądzony? Najpierw trzeba przyjąć siebie samego, aby móc przyjąć drugiego człowieka.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

27. Droga Krzyżowa odprawiona 6.06.2009 na Jasnej Górze

OGÓLNOPOLSKA PIELGRZYMKA KLUBÓW INTELIGENCJI KATOLICKIEJ
Teksty rozważań: Kazimierz Wiszniowski
Wybór modlitw Stacji: ks. Jerzy Popiełuszko

Jesteśmy na Jasnej Górze po to, aby głębiej i z wiarą spojrzeć na sens naszego życia, sens naszego posługiwania drugiemu człowiekowi, człowiekowi cierpiącemu, który przez chorobę, przez cierpienie jest najbliższy Chrystusa. Mamy tu zaczerpnąć ze zdroju Bożej łaski, ze zdroju, który przepływa przez ręce Maryi. Aby ten strumień Bożej łaski i Bożej siły spłynął na nas i nas umocnił, musimy ustawić fale naszego serca na Boże wyzwanie. Musimy wyciszyć się i pozwolić Bogu mówić, musimy, choć na krótki czas odsunąć od siebie zakłócenia z szarej codzienności, aby móc z Bogiem rozmawiać. To jest bardzo ważne.


STACJA I - JEZUS SKAZANY NA ŚMIERĆ

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył.
Rozważanie:
Czy zdajesz sobie sprawę, że uczestniczysz w ostatniej drodze Skazańca? Taką drogę ukrywa się ze wstydem w cywilizowanym świecie. Postaraj się nie być tylko widzem tego, co nastąpi. Chrystus jest tu cudownym podmiotem naszego odkupienia. Dał się skazać na śmierć. Słucha wyroku odczytywanego przez przedstawiciela władzy. To nie mieści się w ustalonym ludzkim porządku. Żołnierz trzymający koniec krępującego sznura zdaje się nie bardzo być obecnym w dziele. Może myśli, co zrobi, gdy skończy pracę? Kogut już skończył po raz trzeci piać. Piotr usiłuje uciec przed swoim zaparciem się Jezusa. Już umknął.
Popatrz między drzewa. Czy ten uciekinier nie przypomina ci postaci oglądanej na co dzień w lustrze? Piłat też już umył ręce.
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Nasze cierpienia, nasze krzyże możemy ciągle łączyć z Chrystusem, bo proces nad Chrystusem trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach. Bo aktorzy dramatu i procesu Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze, zmieniły się daty i miejsca ich urodzin. Zmieniły się metody, ale sam proces nad Chrystusem trwa. Uczestniczą w nim Ci wszyscy, którzy zadają ból i cierpienie braciom swoim, ci, którzy walczą z tym, za co Chrystus umarł na krzyżu. Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy usiłują budować na kłamstwie, fałszu i półprawdach, którzy poniżają godność ludzką, godność dziecka Bożego, którzy zabierają współrodakom wartość tak bardzo szanowaną przez samego Boga, zabierają i ograniczają wolność i życie."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA II - JEZUS BIERZE KRZYŻ NA SWOJE RAMIONA


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoja świat odkupić raczył
Rozważanie:

Pierwszy moment zetknięcia z kanciastą belką. Chrystus zostaje sam z ciężarem. Ty zostajesz sam ze swoim obowiązkiem. Jak go spełniasz?
Czy wysiłek pracy jest ulgą dla Twego sumienia? Czy wierzysz, że Chrystus podejmuje z Tobą wysiłek niesienia krzyża na co dzień? Uwierz w to. Idziecie razem, mimo rozdzielenia czasem i wielkością bytu. On i ty. Możesz Go spotkać. Popatrz chwilę ponad figury, może właśnie w mieście, może dalej czeka tam na ciebie, a może w zakłopotaniu najbliżej stającego uczestnika tej Drogi?
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Pamiętajmy, że mocny jest lud, gdy w swoim życiu i w swojej Ojczyźnie buduje na prawdzie, miłości i solidarności serc i umysłów, w modlitewnym zjednoczeniu ze źródłem tych wartości, Ojcem ludów i narodów - Bogiem przedwiecznym."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA III - JEZUS PO RAZ PIERWSZY UPADA POD KRZYŻEM


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył
Rozważanie:

Zaczęło się. Chrystus idzie pod górę. Ciężko się idzie pod górę z Krzyżem. Upadek pod ciężarem Krzyża. Oprawca jest rozwścieczony. Dokąd to będzie trwało? Im prędzej się skończy, tym lepiej. Oprawca szarpie za włosy, zaraz uderzy sznurem. Chrystus stale idzie pod górę. Czy nasza droga jest drogą pod górę? Czy ma cel, dalszy, trudny do zrealizowania? Jeżeli tak, to idź w jego kierunku. Upadek nie przekreśla celu. Oddala jego realizację. W wysiłku powstania jest piękno ludzkiego działania. Tego działania, w którym jest wysiłek mocy Chrystusa wstającego z upadku, by iść dalej.
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Są więzienia niewidzialne, jest ich bardzo wiele. Są więzienia, w których ludzie rodzą się i umierają. Są więzienia systemów i ustrojów. Te więzienia nie tylko niszczą ciała, ale sięgają dalej, sięgają duszy, sięgają w głąb prawdziwej wolności ...
Bądźmy silni miłością, modląc się za braci błądzących, nie potępiając nikogo, ale piętnując i demaskując zło."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA IV - JEZUS SPOTYKA MATKĘ SWOJĄ


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył
Rozważanie:

Maria nie jest sama. Podtrzymuje Ją wierny Jan. Może w tym spojrzeniu Mistrza jest prośba o opiekę nad Matką, prośba do Matki o usynowienie Jana, tylko teraz bez słów. Może w tych zastygłych figurach jawi się droga życia naszej zaginionej rodziny?
Na chwilę zatrzymaj wzrok i słuchaj ciszy tej sceny.

Może przyjdzie do ciebie głębia przestrzeni duchowej, jaka tam trwa?
Zabierz ją ze sobą. Przybliży się. Wbudujesz ją w płytką przestrzeń między kuchnię, sypialnię, telewizor i łazienkę. Niech tam trwa, rozjaśniając szarość codziennej gonitwy, światłem niewidzialnej Miłości. Weź Ją z tej stacji, jak najpiękniejszą pamiątkę.
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘZAJ
"Nasze troski, radości, kłopoty kierujemy do Boga za pośrednictwem Matki Bożej. Dobrze się zatem stało, że tu u stóp Pani Jasnogórskiej znaleźliśmy się w Dniu Matki.
Bo Ona jest wzorem wszystkich matek, naszych ziemskich matek, których wartość nie zawsze dostrzegamy za życia, ale tak jak utracony skarb zaczynamy doceniać, gdy go zabraknie."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA V - CYRENEJCZYK POMAGA DŻWIGAĆ KRZYŻ CHRYSTUSOWI


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył
Rozważanie:

Dalej pod górę idą razem. Bóg i człowiek. Solidarni. Przymuszeni do wysiłku. Solidarni w trudzie. Bóg - człowiek - krzyżem razem złączeni.
Ci, którzy chcą oddalić cię od Boga, odrzucają Krzyż. Czy jesteś jeszcze świadomy, że Krzyż jest znakiem twojej wiary, tej codziennej, sprawdzonej w twej postawie wobec zła, wobec przemocy, wobec obojętności?
Niesie Go w twoim imieniu Szymon Cyrenejczyk. Ilu tak, jak on, wzięło Krzyż z Chrystusem najpierw z niechęcią, a potem dostrzegło w podźwigniętym krzyżu narzędzie swojego Zbawienia. Odpowiedz tu na wałach Jasnej Góry, czy stacja "Dźwiganie Krzyża z Chrystusem" jest dla ciebie li tylko rzeźbą oddzieloną głęboką fosą, na dnie której jest jakaś droga?
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Życie jest drogą krzyżową. Idziemy od jednego zmartwienia do drugiego, upadamy, podnosimy się. Spotykamy ludzi, którzy nam pomagają: Szymonów z Cyreny, ale też i tych, którzy nas smagają złością, językiem, obmową, krzywdą. Czasami jest to ktoś najbliższy w domu, w pracy i wtedy najbardziej boli."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

Przechodzisz nad ulicą, łączącą parking z Jasną Górą. Zatrzymaj się koło herbu papieża z napisem TOTUS TUUS. Popatrz w dół. Idą ludzie do Maryi i od Maryi. Za kilkanaście minut będziesz jednym z nich. Co zawieziesz do domu? Jaką pamiątkę nie zakupioną na straganie czy w sklepie. Czy Ty, który stąd wyjedziesz, będziesz przemieniony?
Pomódl się o łaskę od Tej, której nie widzisz, bo obraz Jej jest zasłonięty, ale Ona jest, czeka na Ciebie, na Twoją prośbę o Jej wstawiennictwo, na Twoją przemianę.


STACJA VI - ŚWIĘTA WERONIKA OCIERA TWARZ JEZUSOWI


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył.
Rozważanie:

Szymon Cyrenejczyk wrócił do swoich spraw. Weronika - kobiecy odruch otarcia twarzy. Na chuście zostaje obraz. Weronika zdaje się być zaskoczona tym wydarzeniem. Trzyma w ręku odbitą na chuście twarz Zbawiciela. Wyrwać się z tłumu, który niedawno krzyczał z wściekłością "Ukrzyżuj go", trzeba odwagi! Jest teraz między tłumem, a skazanym. Chrystus idzie dalej. Weronika nie jest już sama, uzyskała Twarz Boga, posiada ja blisko. Ma Jego Znak.
Czy potrafisz postąpić na przekór tłumowi, twemu środowisku głoszącemu religię dorabiania się, lub inną ideologię?
Czy potrafisz wystąpić z szeregu i postawić swoiste veto? Nie pozwalam! Spróbuj. Może cię nie zniszczą, może gest odwagi ich zaskoczy? A Chrystus patrzący na Weronikę przeniesie swój wzrok na ciebie. I ty będziesz miał chustę z jego wizerunkiem.
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Polaków nie zdobywa się groźbą, ale sercem. A męstwo nie polega na noszeniu broni, bo męstwo nie trzyma się żelaza, tylko serca."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA VII - JEZUS PO RAZ DRUGI UPADA POD KRZYŻEM


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył.
Rozważanie:

Może się potknął. Krzyż nie ułatwia chodzenia. Nie jest plecakiem z wygodnym stelażem. Krzyża nie wykonano po to, by był przedmiotem ułatwiającym poruszanie się. Nim stanie w pozycji pionowej, obciążony skazańcem, ma Go po drodze niszczyć, odbierać Mu siły - krok po kroku. Ziemia udziela Chrystusowi oparcia. Przywarł do niej Swym ciałem, przez moment odpoczywa. Siepacz coraz bardziej zniecierpliwiony. Ciągnie Jezusa za płaszcz, przywołuje Skazańca do porządku.
Czy droga, którą ty wybrałeś dla swego życia, jest właściwa?
Czy mapa, z której wybrałeś, zawiera wszystkie drogi? Może trudniejsze zostały dyskretnie skreślone? Może mówisz sobie "Tyle lat jakoś leci, mam teraz zmieniać wszystko? Przyzwyczaiłem się. Czasem coś zrobię nie tak, ale w sumie nie jestem taki zły."
A może szukasz drogi, jeszcze jej nie wybrałeś?
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Bóg nigdy nie zrezygnuje ze swoich dzieci, nawet z takich, które stoją od Niego plecami. I dlatego każdy ma szansę. Choćbyś po ludzku przegrał całkowicie, choćbyś zatracił swoją godność i całkiem się zaprzedał, jeszcze masz czas. Zbierz się, ogarnij, dźwignij. Zacznij od nowa. Spróbuj budować na tym, co w Tobie jest z Boga. Spróbuj."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany Jezu Chryste, zmiłuj się za nami...

STACJA VIII - JEZUS NAPOMINA PŁACZĄCE KOBIETY


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył.
Rozważanie:

Podniósł się i idzie dalej. Spotyka płaczące niewiasty. Mówi do nich. Już uspokojone, słuchają w skupieniu - ta zajęta sobą, ta samotna i ta z dzieckiem trzymanym za rączkę. Czy pójdą za Nim? Pójść za Chrystusem, to niekoniecznie musi być klasztor czy stan duchowny. Możesz iść za swoim powołaniem, uciążliwą codzienną trasą, w domu i poza nim. I czynić dobrze. Jak wielka jest treściowa pojemność tego - CZYNIĆ DOBRZE. Może tu przy tej stacji usłyszysz, jak masz czynić, by to było naprawdę dobre. Prawa, wyciągnięta ręka Chrystusa wskazuje kierunek. Czy nie jest to miejsce obrazu Czarnej Madonny na Jasnej Górze? Może to coś oznacza?
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Zadaniem Kościoła jest nie tylko teoretyczne głoszenie świętości życia, prawa do życia nienarodzonych, lecz także praktyczna obrona tego prawa. Istnieje pilna potrzeba podejmowania konkretnych inicjatyw mających na celu udzielanie pomocy samotnym matkom, dziewczętom w ciąży, które wahają się czy urodzić dziecko."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA IX - JEZUS UPADA POD KRZYŻEM PO RAZ TRZECI


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył.
Rozważanie:

Sił coraz mniej. Nogi odmawiają posłuszeństwa. Tym razem upadek sprawił, że Chrystus znajduje ulgę w narzędziu kaźni. Krzyż staje się jakby łożem. Gdyby nie postacie na Nim, moglibyśmy pomyśleć, że odpoczywa na łożu boleści. Oprawcy czuwają jednak. Jeden położył rękę na płaszczu skazańca, jakby chciał wyczuć stopień zmęczenia spoczywających tam mięsni. Patrzy na drugiego, który bada wzrokiem, czy ten Nazarejczyk jest w stanie dojść na górę. Chwila odpoczynku - Jezus poruszył się - powoli wstaje.
Nie odczuwamy fizycznego upadku, uderzenia. Nie ma przy nas drewnianej belki krzyża. Zupełnie inna rzeczywistość. A przecież nie zawsze jesteśmy pewni, czy miejsce zajmowane w hierarchii życiowej jest właściwie takie, jakie być powinno. Czy sytuacja, w której ci przyszło być, jest już na zawsze stała? Czy to już kres twoich możliwości w podejmowaniu odpowiedzialności? A może coś zmienić? Gdy tego sobie nie uświadomisz, będziesz upadał. Nie pod drewnianym krzyżem, lecz pod ciężarem własnego ja, samotnego i dalekiego od Boga. Będziesz widział zło, ale ono będzie coraz bardziej wsiąkać w ciebie, zamiast znikać pod działaniem dobra.
Moc w słabości się rodzi.

Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘZAJ
"My, którzy jesteśmy uczniami Chrystusa, mamy wydawać owoce królestwa Bożego. Owocami naszymi ma być życie w prawdzie, w sprawiedliwości i miłości. Jeżeli nie czujemy się odpowiedzialni za te wartości w naszym życiu osobistym i rodzinnym, zawodowym i społecznym, nie zasługujemy na miano dobrych chrześcijan."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA X - JEZUS Z SZAT OBNAŻONY


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył
Rozważanie:

Co za przemiana! Chrystus stoi przed tobą. Przymknął oczy, ale cię widzi. Nawet oprawcy schowali się za Niego. Stoisz przed Chrystusem. Co mu chcesz powiedzieć? Czeka na ciebie, na twoje TAK. Czeka dzisiaj, zawsze w EUCHARYSTII. Pomyśl, czy czerwona lampka przed tabernakulum nie jest dla ciebie symbolem zakazu. Winna być zachętą - znakiem, że chcesz skończyć z czasem, w którym Chrystusa nie chciałeś przyjąć. Znakiem odjeżdżającego w przeszłość pociągu. Teraz chcesz, pragniesz.
Cały czas z tobą rozmawiał. Za sobą masz przecież JEGO MATKĘ. Stale ci towarzyszy. Pojawia się w Cudownej Ikonie, czasem obok Syna na stacjach Drogi Krzyżowej. Zmierzając do następnej stacji, staraj się iść razem z NIĄ.
Musicie być z Chrystusem. Zbliża się ukrzyżowanie.

Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Planowana ateizacja, walka z Bogiem i tym, co Boże, jest jednocześnie walką z wielkością i godnością człowieka, bo wielki jest człowiek dlatego, że nosi w sobie godność dziecka Bożego."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA XI - JEZUS DO KRZYŻA PRZYBITY


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoja świat odkupić raczył.
Rozważanie:
Oprawcy wykonali część swoich obowiązków - przybili do Krzyża ręce i nogi Chrystusa. Teraz oni się męczą. Muszą unieść Krzyż razem z Bogiem - Człowiekiem. Jak wielkiego wysiłku to wymaga. Cierpi Chrystus, cierpi człowiek. Jesteśmy oddzieleni od rzeźb nie tylko przestrzenią, ale świadomością, że to tylko wytwór ludzki, artystyczne wyobrażenie wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat. Cierpienie pozostaje. Nie jest sztucznym tworem. Jest wśród nas, w nas samych i obok tych, którzy idą niedaleko od nas Drogą Krzyżową.
Czy potrafisz się z nim pogodzić, jeśli przyjdzie w chorobie, kłopotach, przeciwnościach? Patrz na ludzi podnoszących krzyż, podnoszących po to, by - w ich mniemaniu - nadać mu piętno hańby, hańby dla ukrzyżowanego człowieka. Krzyż powoli idzie w górę popychany mięśniami ludzi. Już stoi. Ludzie zmaleli. Chrystus ukrzyżowany.
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Krzyż to brak prawdy. Prawda ma w sobie znamię trwania i wychodzenia na światło dzienne, nawet gdyby starano się ją skrupulatnie i planowo ukrywać. Kłamstwo zawsze kona szybka śmiercią. Prawda zawsze jest zwięzła, a kłamstwo owija się wielomówstwem. Korzeniem wszelkich kryzysów jest brak prawdy."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA XII - JEZUS UMIERA NA KRZYŻU


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył.
Rozważanie:

Przy Krzyżu Matka, pragnąca być jak najbliżej Swego Ukochanego Syna.
Pochylony święty Jan. "Niewiasto, oto Syn Twój, Synu oto Matka Twoja." Zostaną razem. Orzeł - symbol Ewangelisty Jana - z piórem w dziobie. Znak; że wszystkie wydarzenia z Golgoty będą spisane i przekazane potomnym, Orzeł - bliski nam symbol - tuż przy Krzyżu.
Orzeł i Krzyż, Krzyż i Orzeł. "Ojczyzna Bogiem silna". W nas, w którym z nas ta moc ma się narodzić. Wtedy to się stanie, gdy Krzyż nie będzie przedmiotem łatwego przyzwyczajenia.
Krzyż - jako Znak. Krzyż, na którym Jezus Chrystus cierpi.
Krzyż czyniony ręka na piersi. Nie może być pustym przedmiotem, łatwym gestem. Musi byś - według słów poety - BRAMĄ, prowadzącą do nowej drogi, drogi trudnej, wymagającej wysiłku. Żebyśmy nie byli wierzącymi z nazwy, z tradycji, z okazji, od czasu do czasu. Apostołowie byli tak blisko Chrystusa, a gdy Go pojmano, rozpierzchli się. Pamiętamy koguta z pierwszej stacji?

Oby czwarty raz nie zapiał dla ciebie.
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"W znaku Krzyża ujmujemy dziś to, co najbardziej piękne i wartościowe w człowieku. Przez krzyż idzie się do zmartwychwstania. Innej drogi nie ma. I dlatego krzyże naszej Ojczyzny, krzyże nasze osobiste, krzyże naszych rodzin muszą doprowadzić do zwycięstwa - do zmartwychwstania, jeżeli łączymy je z Chrystusem, który Krzyż pokonał."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA XIII - JEZUS Z KRZYŻA ZDJĘTY


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył.
Rozważanie:

Dokonało się. Józef z Arymatei, cichy uczeń Chrystusa, zdjął Ciało z Krzyża.
Matka modli się. Rozpoczyna się wypełnianie Nowego Testamentu. Uczniowie tyle czasu przebywali ze swoim Mistrzem, a teraz są w rozsypce. Wydawało się, że są z Nim na śmierć i życie. Krzyż zostanie pusty, drabinę ktoś odstawi, sznur porwie wiatr.
A ty Pielgrzymie Jasnogórski. który przybyłeś w prawie dwa tysiące lat po tym wszystkim, o czym myślisz patrząc na pusty Krzyż, na bezwładne ciało trzymane na kolanach do niedawna niezbyt odważnego ucznia, na modlącą się Matkę?

Czy jest to tylko obrazek z historii, która się wydarzyła i za chwilę stanie się przeszłością jak wiele innych?
Czy martwa postać to twój Zbawiciel?
Modląca się - to NAJŚWIĘTSZA PANNA MARIA, która właśnie Jasną Górę Sobie upodobała, jako jeden ze swych domów? A ten niezbyt odważny uczeń - może to ty sam - wierzący. Gdy nie jest to wygodne, wolisz jednak przyjść do Mistrza niezauważony nocą?

Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy Matki, Matki, która wszystko zrozumie, która otrze wszelką łzę i ukoi wszelki ból, która nie pozwoli utracić nadziei. A tak często nasza nadzieja słabnie, widząc bezkarne panoszenie się księcia zła po naszej polskiej ziemi."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

STACJA XIV - JEZUS ZŁOŻONY W GROBIE


Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył.
Rozważanie:

Napis na Krzyżu: WSZYSTKIE NARODOWE PRZYJDĄ A POKŁONIĄ SIĘ PRZED TOBĄ PANIE. Płaskorzeźba z postaciami obok martwego JEZUSA CHRYSTUSA. Przyjrzyj się. Jest tam Matka na półomdlała, Maria Magdalena klęcząca, Józef z Arymatei i w pełnej rzeźbie - zapewne pasterz owczarni - Piotr. Wszystkiego strzegą rycerze, ogromni i mocno uzbrojeni. Grób. Choćby był najwspanialszy, jest tylko grobem. Ten nim już nie jest. Stoi pusty, bo PAN ZMARTWYCHWSTAŁ. A postacie z płaskorzeźby zeszły podwójnymi schodami w dół: Najświętsza Panna Maria, święty Piotr, Maria Magdalena, Józef z Arymatei, dołączyła święta Weronika z chustą, może Szymon z Cyreny i wielu, wielu innych.
Idą tą drogą, u początku której jest Zmartwychwstanie, jest Kościół.

Ty idziesz z nimi. A Maryja tu na wzgórzu JASNOGÓRSKIM dzielnie trzyma straż, byś z tej drogi wiodącej do Chrystusa, królującego w jedności z Duchem Świętym i Bogiem Ojcem, nigdy nie zboczył, nigdy nie zboczyła.
Modlitwa: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ
"Pomiędzy Środą Popielcową i Zmartwychwstaniem są jeszcze dwie tajemnice, których nie można pominąć. To spotkanie z Chrystusem, który dotyka człowieka i mówi: "Odpuszczają ci się grzechy", i spotkanie z tajemnicą Ciała i Krwi Chrystusa, albowiem było to jedyna Ciało, które nie rozsypało się w proch.
Dlatego my z tym Chrystusowym Ciałem [Eucharystią] musimy zawrzeć nierozerwalne przymierze, gdyż Ono jest, jak mówi święty Paweł, ziarnem naszej nieśmiertelności i zarazem naszego zmartwychwstania."

 ks. Jerzy Popiełuszko
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się za nami...

+ † +

A na zakończenie, stojąc pod pomnikiem Sługi Bożego Ojca świętego Jana Pawła II, przypomnijmy słowa, które wypowiedział do Polaków żegnając się w czerwcu 1999 roku z Jasną Górą:

"Przybywam na Jasną Górę jako pielgrzym, aby złożyć pokłon Maryi, Matce Chrystusa, aby się do Niej modlić i z Nią się modlić.
Pragnę Jej podziękować za opiekę w tych dniach mojej pasterskiej posługi Kościołowi w Ojczyźnie. Na całej trasie tej pielgrzymki Maryja była obecna z nami, wypraszając nam u swego Syna duchowe dary, abyśmy {czynili to wszystko, co On nam powie}.
Dziękuję Jej za każde dobro duchowe i materialne, które się dokonuje na polskiej ziemi.
Zawierzam macierzyńskiej opiece Pani Jasnogórskiej siebie {samego}. Kościół, wszystkich moich Rodaków, nie wyłączając nikogo. Zawierzam Jej każde polskie serce, każdy dom i każda rodzinę. Wszyscy jesteśmy Jej dziećmi. Niech Maryja będzie przykładem i przewodniczką w naszej codziennej i szarej pracy. Niech wszystkim pomaga wzrastać w miłości Boga i miłości ludzi, budować wspólne dobro Ojczyzny, wprowadzać i umacniać sprawiedliwy pokój w naszych sercach i środowiskach.
Proszę Cię, Matko Jasnogórska, Królowo Polski, abyś cały mój naród ogarnęła Twoim macierzyńskim sercem. Dodawaj mu odwagi i siły ducha, aby mógł sprostać wielkiej odpowiedzialności, jaka przed nim stoi. Niech z wiarą, nadzieją i miłością przekroczy próg trzeciego tysiąclecia i jeszcze mocniej przylgnie do Twojego Syna Jezusa Chrystusa i do Jego Kościoła zbudowanego na fundamencie Apostołów.
Matko nasza Jasnogórska, módl się za nami i prowadź nas, abyśmy mogli dawać świadectwo Chrystusowi - Odkupicielowi każdego człowieka.
{Miej w opiece naród cały,
Który żyje dla Twej chwały,
Niech rozwija się wspaniały,
 Maryjo!}" 

Amen


avatar użytkownika intix

28. Słowo Boże na dziś: Miej litość dla mnie, grzesznika!

Sobota, 9 marca 2013 roku
Łukasz 18,9-14
Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: "Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam". Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: "Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!" Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.


"Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni…" – dziękczynienie faryzeusza wypływa z porównywania się z innymi. Nie patrzy w serce Boga, patrzy na swoje czyny i na zasługach opiera swoją wartość. Fizycznie jest blisko Boga, przystępuje do Niego ze śmiałością (to celnik "stał z daleka"), ale sercem jest w tym, co tylko zewnętrzne. Jego serce jest rozproszone, zalęknione. Pozorne jest jego uporządkowanie przejawiające się w zewnętrznej poprawności. Tak naprawdę jego serce jest niespokojne, niepewne, ciągle szukające potwierdzenia. Faryzeusz nie patrzy w serce Boga. Nie interesuje go poznanie serca Boga, ale badanie poziomu własnej doskonałości i czerpanie satysfakcji z tego, że "nie jest taki jak inni". Owszem, "nie jest taki jak inni", ale nie jest też sobą, nie odkrył swojej prawdziwej tożsamości, nie przeżył spotkania z Miłością. Wciąż tkwi w przekonaniu, że na miłość trzeba zasłużyć. Wylicza przed Panem swoje czyny, swoje zasługi i nie pozwala napełnić serca. Cieszy się, że nie jest "tym gorszym" i nie przeczuwa, że Bóg właśnie w tym "gorszym" ma upodobanie…


Można być bardzo poprawnym, a mimo to – daleko od Boga. Można do końca życia postępować poprawnie, zgodnie z zasadami, z prawem, i nie poznać Boga żywego, nie doświadczyć spotkania, nie przeżyć przygody z Miłością, która nie jest "zapracowana", ale ofiarowana.


Faryzeusz niczego nie potrzebuje. Kto nie potrzebuje, niczego też nie otrzymuje. Bóg jest dla niego "obiektem kultu", ale nie jest Osobą, nie jest partnerem. Nie otwiera serca, więc nie doświadczy dotyku, ciepła, czułości serca Boga.


Celnik zaś przychodzi jako człowiek biedny, jako ten, który POTRZEBUJE. "Stał z daleka" – jego sposób postępowania pozostawiał – w oczach innych – wiele do życzenia. "Stał z daleka", a więc zaklasyfikował siebie do "tych gorszych". Nie miał zasług jak faryzeusz. Nie był poprawny jak tamten. "Nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu" – jest w nim onieśmielenie, jakby zażenowanie. Jego postawa wskazuje na odniesienie do Osoby. On nie tyle przyszedł oddać hołd Bogu czy wypełnić religijny obowiązek, ile spotkać się z Osobą.


"Boże, bądź miłosierny dla mnie, grzesznika"… "Bądź miłosierny" – prosi. Prosi o dotknięcie miłością, troskliwością, opieką. Prosi o miłość. "Bądź miłosierny DLA MNIE" – uznaje, że to on właśnie potrzebuje miłosierdzia, nie inni, nie ci "gorsi", ale on. Nie porównuje się z innymi, nie czyha tym samym na błędy innych. Swoją tożsamość opiera na miłości Pana. Nie musi się z nikim porównywać, nie musi szukać zasług, aby odnaleźć swoją wartość. Nie ogląda się na innych. Patrzy w serce Boga. Wpatrywanie się w serce Boga jest przyjmowaniem Jego miłości. Celnik zrozumiał, że nie warto swojej wartości poszukiwać w akceptacji ze strony innych. Oparł swoją tożsamość na miłości Boga. "I odszedł usprawiedliwiony…".
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

29. Słowo Boże na dziś: Skrucha czyni bogatym przed Bogiem

Niedziela, 10 marca 2013 roku
IV Niedziela Wielkiego Postu
Łukasz 15,1-3.11-32
Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. Lecz on mu odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się.


„Roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie”. Po czasie trwonienia, bezmyślnego życia, pojawia się czas pustki, zniesmaczenia, odkrycia popełnionych błędów. Rozrzutność nie odnosi się jedynie do pieniędzy. Największy dramat rozrzutności polega na odejściu od kogoś, kto nas kocha.


Młodszy syn postępował tak, jakby nie miał ojca, jakby nie był przez ojca kochany. Okazuje się, że można tak żyć, jakby Boga nie było, jakby Bóg mnie nie kochał.


Co jest największym dramatem życia? Odejście od tego, który nadaje sens życiu, który jest jego największym bogactwem, smakiem istnienia.


Z człowieka duchowo bogatego można stać się duchowym nędzarzem. Nie posiadając duchowego bogactwa sięgamy po to, co jest naszym upodleniem, co prowadzi do zaspokajania jedynie najniższych instynktów. Świnia była symbolem najgłębszej nieczystości i odniesienia do działania złego ducha.


W ludzkim trwonieniu tego, co duchowe, swój udział ma szatan. Kiedy zwodzi człowieka do wejścia w nieczystość serca, zdobywa nam nim władzę.


Refleksja nad życie pojawia się wtedy, kiedy zaczyna nam brakować tego, co niezbędne. Syn marnotrawny nie pomyślał najpierw o swoim ojcu, o jego bólu, czekaniu. Najpierw pomyślał o swoim głodzie, o obfitości chleba w domu rodzinnym. Przez głód, do skruchy serca. Od potrzeby pokarmu, do potrzeby uznania swojej winy.


Jaki jest ojciec? On czeka, wygląda syna, tęskni za nim. Wzrusza się powracającym dzieckiem, wybiega naprzeciw niego, długo go całuje. Taki jest Bóg. Dla syna, przyczyną powrotu do domu jest głód. Dla ojca, przyczyną radości jest syn, który się odnalazł. Ojciec daje synowi to, co najlepsze bez wypominania, bez oskarżania, bez pouczania o poniesionych stratach.


Jaki jest starszy syn? Nie dzielący się z ojcem pragnieniami swojego serca. Można być blisko ojca fizycznie, a sercem, z powodu braku szczerości, bardzo daleko. Bogu należy mówić o wszystkim, czym żyję w sercu.


Odkrywamy dzisiaj jedną z istotnych prawd wiary: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy”. To bycie starszego syna przy ojcu było złudzeniem, nieprawdą. Starszy syn nie korzystał z tego, co było w domu, choć mógł to czynić. Największym bólem, jaki zadajemy Bogu, jest nieprzyjmowanie tego, co nam daje; nie korzystanie z tego, do czego mamy prawo.


Tymczasem syn marnotrawny przyjął od ojca najpierw część majątku, którą roztrwonił. Po powrocie przyjął pierścień, sandały, szatę i ucztę. Jeśli nie przyjmujemy od Boga tego, co nam daje, nigdy nie zrozumiemy Jego miłości.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Kolejne >>>360 sekund na pustyni - spotkanie 8 (video)

Oraz >>>Miłosierny ojciec... LD na IV Nd. Wlk. Postu


avatar użytkownika intix

30. Słowo Boże na dziś: Syn twój żyje

Poniedziałek, 11 marca 2013 roku
Jan 4,43-54
Po dwóch dniach wyszedł stamtąd do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie. Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto. Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający. Jezus rzekł do niego: «Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie». Powiedział do Niego urzędnik królewski: «Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko». Rzekł do niego Jezus: «Idź, syn twój żyje». Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem. A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: «Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka». Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: «Syn twój żyje». I uwierzył on sam i cała jego rodzina. Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.


Ojcostwo ojca przejawia się między innymi w mądrej, czyli zdrowej, racjonalnej, uzasadnionej trosce o dziecko. Do niego należy poznanie dziecka: w jakim kierunku zmierza jego rozwój, a także co jego dziecku realnie zagraża, lub zagrażać może. Mamy na uwadze choroby zarówno ciała, jak i duszy. Ojciec winien szukać kogoś, kto dziecku pomoże, a nie zaszkodzi. Ojcostwo, lub macierzyństwo, to takie staranie o człowieka, gdzie może on z różnych chorób wychodzić. Wychodzić, a nie w nich trwać, czy nowych nabywać. Ojcostwo i macierzyństwo jawne się staje, gdy pomagamy drugiemu, by on żył jako zdrowy, w szerokim tego słowa znaczeniu.


Ojciec: "Usłyszał, że Jezus przybył" To przybycie Jezusa jest zachętą, żeby przybyć do Niego. Nie usłyszał o Nim przez przypadek. Był cały nastawiony na ratowanie syna, który był już umierający. W wewnętrznej trosce o człowieka, dochodzą do nas wieści, które jak światło, pokazują sposób rozwiązania problemu. Kochając syna, wyrusza w drogę. Dla osoby, którą kochamy, każdy trud, nie jest za ciężki. Trzeba kochać człowieka, by w trosce o niego, dotrzeć do Boga samego. Bez troski o człowieka, bez miłości do kogoś żyjącego na ziemi, nie zdecydujemy się na miłość do Pana. Dla wielu osób miłość, rozumiana jako troska o drugą osobę, która w danej chwili jest w potrzebie, jest rzeczywistością obcą.


Jezus stawia ojca w obliczu próby, zanim uzdrowi jego syna. Każdy dar, o który prosimy Boga, jest poprzedzony próbą. Niekiedy nie otrzymujemy, bo próbą się zniechęcamy. Próba na jaką jesteśmy wystawieni ma oczyścić nasze intencje, ale także odsłonić stan naszej wiary i miłości. "Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie". Moglibyśmy powiedzieć, że temuż ojcu nie zależy na zobaczeniu spraw nadzwyczajnych, lecz jedynie aby syn był zdrowy. Każdą próbę można pomyślnie przejść, jeśli spełnimy jeden warunek – kogoś kochamy. Przyznać należy, że słowo kochać, niekiedy budzi w człowieku lęk. Miłość do człowieka, otwiera serce Jezusa na udzielanie się człowiekowi. Miłość do człowieka sprawia, że wierzymy wiarą, która umożliwia otrzymanie tego, o co szczerze prosimy. Gdzie miłość, tam i wiara niezbędna, aby Bóg mógł czynić to, co sam zamierzył.


Ojciec nie prosi o znak, lecz o przyjście Jezusa do jego domu: "Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko!" Wierzy, że pojawienie się Jezusa w jego domu, uzdrowi syna.


"Idź, syn twój żyje". Słowo Jezusa wstrzymuje proces umierania, co więcej, uzdrawia. Słowo Boże dane nam jest w życiu zakonnym do codziennego rozważania, byśmy byli zdrowi. Człowiek rozważający słowo Jezusa uczestniczy w wydarzeniach, które postrzega, jako znaki i cuda. Jakość rozważania tego słowa jest możliwa do oglądu i rozeznania po stanie zdrowia duchowego, moralnego, ale również psychicznego.


Ojciec jest posłany do zobaczenia cudu. Tak Bóg nagradza człowieka za wiarę – radością z uzdrowienia osoby którą kocha. Uzdrowienie zdaje się również być zależne od tego, jaka jest wiara proszącego i jego miłość do tego, za którym prosi. Szedł do Jezusa, jako ufający, wracał od Niego jako wierzący, jako ten, który uwierzył samemu słowu.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

31. Słowo Boże na dziś: Wstań!

Wtorek, 12 marca 2013 roku
>KONKLAWE
Jan 5,1-3a.5-16
Potem nastąpiło święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: "Czy chcesz stać się zdrowym?" Odpowiedział Mu chory: "Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną". Rzekł do niego Jezus: "Wstań, weź swoje łoże i chodź!" Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc Żydzi do uzdrowionego: "Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża". On im odpowiedział: "Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź". Pytali go więc: "Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź?" Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu. Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: "Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło". Człowiek ów odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat.


Jesteśmy chorzy. Dolegliwości natury fizycznej, duchowej, moralnej i psychicznej dotykają nas w różnym stopniu. Osiąganie zarówno dojrzałości psychicznej jak
i duchowej łączy się w sposób nierozdzielny z cierpieniem. Możemy odnieść wrażenie, że postrzegamy zarówno siebie jak i innych w jedynej, możliwej dla nas prawdzie. Natłok oczekiwań wobec innych i ich niespełnienie powoduje mnóstwo konfliktów, na których upływa życie. Najczęściej nasza choroba w wymiarze moralnym, duchowym i emocjonalnym odnosi się do ślepoty i paraliżu.


Paralityk czuje się pokrzywdzony, ponieważ inni czują się dobrze, inni zdrowieją, mają przyjaciół, którzy pomagają, są dla nich oparciem. Przy nim nie ma nikogo. Dlaczego nie jest dostrzeżony? Dlaczego nie może tej sytuacji sam zaradzić? Dlaczego jego sytuacja jest zła? Nie chcemy chorować, nie chcemy doświadczać braków, biedy i strat.


Chcemy wszystkim pomóc, ale nie dostrzegamy, że to nam najbardziej potrzebna jest pomoc. Usiłujemy wypełniać marzenia innych, a o własnych marzeniach zapominamy, nie mówiąc o nich tym, którzy nas kochają. Jesteśmy w każdej chwili do dyspozycji, gdy trzeba komuś coś załatwić, przynieść, przy kimś posiedzieć, lecz w tym wszystkim doświadczamy, że nie spełniamy się. To dobro, które wykonujemy nie daje nam oczekiwanej satysfakcji. Nosimy w sobie problemy innych, a własnych choćby jednym palcem nie dotykamy. Stąd nigdzie nie czujemy się na swoim miejscu. Odczuwamy obcość, nudę i stratę czasu wobec realizowanego stylu życia.


Jest w nas paraliżujące odczuwanie niespełnienia. Dobro wykonywane budzi podziw
u znajomych i przyjaciół, a my odczuwamy frustrację i znudzenie. Czy to wszystko ma sens? A jeśli tak to, jaki? Mamy potrzebę zobaczenia wartości i znaczenia dla innych tego, co robimy. Jesteśmy wszędzie potrzebni, zapraszani, podziwiani. W pewnej chwili rodzi się w nas myśl o tym, czy nie jesteśmy manipulowani, wykorzystywani,
a nawet wyzyskiwani. To, czego bardzo chcemy i za czym tęskni nasze serce, to odnalezienie tego, co naprawdę ważne, istotne i pierwsze. Pragnienie pozostawania
ze sobą, z własnymi myślami i odczuciami, w odosobnieniu, aby przyszedł ktoś, kto dostrzeże nas, jako nas, i nie tyle będzie znowu czegoś chciał, ale wejdzie w nas czas ze swoim pokojem serca. Chcemy drugiego, by jego obecność i wysłuchanie mogły nas uzdrowić.


Zgromadzeni nad sadzawką Betesdą przebywali w Domu Miłosierdzia. Ludzkie niewidzenie, paraliż, namiętności przeobrażające się w nałogi objęte są Bożą litością, Jego współczuciem. Nie dostrzegamy Boga, który przyszedł na ziemię dla słabych, chorych i źle się mających. Mamy wielkie aspiracje. Chcielibyśmy być wydajni, atrakcyjni, poszukiwani przez innych, oczekiwani, po prostu tymi, których inni się radzą, słuchają, o których zawsze życzliwie i z uznaniem mówią. Tymczasem nie spełniają się nasze rozbudowane do przesady oczekiwania, a w ich miejsce pojawia się samotność, poczucie odizolowania, tęsknota za człowiekiem i przyjaźnią, stałym związkiem z odpowiednią dla mnie osobą. Stan taki potęguje pojawiająca się nuda, uczucie pustki i przygnębienia, a ponadto głębokie poczucie własnej bezużyteczności.


Moralne i duchowe ubóstwo najpełniej obrazuje stan ludzi posiadających bogactwo, szukających uznania, pędzących za sukcesem, popularnością i władzą. Nie mam na myśli władzy w znaczeniu struktur samorządowych czy państwowych, lecz o władzy nad innymi w małżeństwie, rodzinie, w środowisku pracy, we wspólnocie kapłańskiej czy zakonnej. Potrafimy chorować z powodu bolesnego braku znaczenia własnej osoby. Problemy moralne i duchowe zostawiamy na uboczu starając się przede wszystkim rozwinąć sprawy bieżące, które według nas, nie powinny czekać.
W sytuacji osamotnienia nie zauważamy, gdy wpadamy w rygory męczących przyjaźni i zaborczych objęć. Wydaje się nam, że istnieje możliwość życia bez cierpienia, relacji z innymi, które będą pozbawiały bólu, niepewności i frustrujących rozczarowań. Relacje, w których oczekujemy powrotu odczuwania pokoju bardzo szybko kończą się wprowadzając nas w głębszy niż dotychczas niepokój. Cierpimy, gdyż nie chcemy uznać, że świat, o jakim myślimy, czyli bez bólu, bez cierpienia, osamotnienia, doświadczania niepokoju i konfliktów nie istnieje.


Wchodzimy w stan wewnętrznego paraliżu, ponieważ mąż czy żona, dzieci lub przyjaciele, wspólnota, znajomi nie są w stanie spełnić naszych pragnień, byśmy mogli doświadczać niezamąconej niczym jedności. Nakładamy na innych własne, pobożne życzenia, nie będąc do końca świadomymi. Tym samym uniemożliwiamy narodziny przyjaźni. W niej nie może być miejsca na przylgnięcie do siebie. Miłość i przyjaźń potrzebują wolności tych, którzy w nie wchodzą. Ujawnia ona swą obecność przez to, że jesteśmy zbliżać do siebie i od siebie oddalać.


Pozbawiamy się świadomie tego, co cenimy sobie w życiu, aby innym dotrzymać kroku. Chodzi o tych, którzy wybrali życie jałowe, letnie, bez wyrazu. Nie potrafimy wyrwać się z zaklętego koła uzależnienia od innych. Pojawia się w nas tendencja równania w dół, a nie w górę. Troska o własny rozwój bywa źle widziana przez osoby nam bliskie. Pojawiają się zarzuty o chęci wyróżnienia się, bycia ponad, próbie zdominowania innych. Odczuwamy uzależnienie od człowieka w tak wielkim stopniu, jakbyśmy byli czyjąś własnością. Gdy kogoś potrzebujemy, nie znajdujemy oparcia. Nie mamy człowieka, który by współczuł nam, doprowadził do lekarza, zrobił herbatę, kupił świeże pieczywo.


Usiłujemy oskarżać się za nasze ograniczenia, nieumiejętność, nie radzenie sobie. Potrzebujemy zrozumienia, że przeżywanie różnych sprzeczności, kryzysów, osamotnienia jest stanem właściwym i potrzebnym człowiekowi. Bojąc się mniej tego, co nas spotkało, umożliwiamy Jezusowi zbliżenie się do nas, do prawdy o nas. Wyrzeczenie się złudzeń powoduje cierpienie, prawdziwe wewnętrzne rozdarcie, żałobę, bardzo głębokie oderwanie. Pierwszym złudzeniem jest stworzony przez nas samych wyidealizowany obraz własnej osoby, za którym podążamy i którego w żadnym wypadku nie chcemy utracić. Uważaliśmy, że mamy przyjaciół, którzy nie opuszczą nas w biedzie. Tyle razy zapewniali nas o własnej przyjaźni. Przyszedł czas, kiedy trzeba skonfrontować się z deklaracjami innych. Ta konfrontacja owocuje w nas bólem i smutkiem. Coś musi człowieku pęknąć, ulec rozdarciu, doprowadzić do strat, których się nie spodziewał, aby mógł żyć naprawdę.


Wydaje się nam, że stanowimy dla innych tak wielką wartość, iż bez nas sobie nie poradzą. Oni nas potrzebują, wiec nie mogą nas opuścić. Ludzkie znajomości, przyjaźnie, nawet miłość drugiego była zawodna. Coś się kończy, ktoś odchodzi. Pozostajemy sami bez możliwości „wejścia do wody”, czyli rozpoczęcia życia na nowo. Czujemy się sparaliżowani, odebrano nam możliwości normalnego poruszania się w myśleniu i odczuwaniu. Już nie wiemy, „kto jest, kto” i „co jest, co”. Zatraciliśmy zdolność oceny tego, na kogo naprawdę możemy liczyć. To, co naszym zdaniem wydarzyć się nie powinno jest naszym dobrem. Ustawiliśmy życie po swojemu. Tak miało być. Czuliśmy, że jesteśmy panami samych siebie, naszych planów, wizji, a nawet ludzi nas otaczających.


Konieczne jest odejście bliskich nam osób, aby zobaczyć, że nasze budowanie dokonywało się na piasku. Odeszli ludzie, którzy tak naprawdę nigdy z człowiekiem znad sadzawki Betesdy nie byli. Przyjaciele nie odchodzą, choć doznają swoich słabości i upadków. Odchodzą ci, którzy nigdy nimi nie byli. Często nie chcemy,
aby były blisko osoby mające problemy ze sobą. Usiłujemy dobierać sobie przyjaciół, którzy byliby naszą dumą, którymi moglibyśmy się pochwalić przed innymi. Kiedy potrzebujemy przyjaciół, nikt przy nas nie pozostaje, ponieważ jednych wyróżnialiśmy, a innymi wzgardziliśmy.


Mamy idealną wizję małżeństwa, rodziny, wspólnoty. Rozwijamy w sobie marzenia dystansując się do rzeczywistości, a nawet ją odrzucając. Możemy zostać uwięzieni
w ideałach, które sami sobie tworzymy. Nie chcemy uznać, że nie mamy mocy stwarzania, lecz jesteśmy powołani, do przeżywania takiej rzeczywistości, jaką ona jest. Trzeba zgodzić się na to, że nasza sprawność, umiejętność poruszania się po ścieżkach życia duchowego czy moralnego jest ograniczona. Paralityk był nad sadzawką, lecz nie mógł do niej wejść. Nie mogli pomóc mu inni, ponieważ ich przy nim nie było.
Był natomiast Jezus. Liczymy na człowieka, a przychodzi Bóg.


Nie umiemy przeżywać słabości, niepowodzeń, strat. Rozczarowanie może być straszliwym przeżyciem, z którego wychodzimy zgorzkniali, sfrustrowani, niezdolni do okazywania zaufania. Ale może także stać się okazją do wewnętrznego pogłębienia, dojrzewania. Nie możemy zostać pozbawionymi rozczarowań.
Jest to jeden z istotnych czynników kształtujących naszą dojrzałość i moc wiary.
Te i podobne doświadczenia wyzwalają w nas potrzebę, czy nawet konieczność skierowania się w inną stronę, na drodze poszukiwania rozwiązań.
Skoro sparaliżowany nie mógł otrzymać pomocy ze strony ludzi, chętnie przyjmuje ofertę do bycia zdrowym od Jezusa.
Nasze rozczarowania mogą nas doprowadzić do Boga.


Chcemy mieć to, co posiada drugi człowiek. Pragniemy być tym, kim jest ten, którego podziwiamy i który budzi uznanie w oczach innych. Nie można chcieć być doskonałych „za każdą cenę”. Ona bowiem nie oznacza wolności od ograniczeń, postępowanie bezinteresowne wobec najbliższym nam osób. Trzeba nauczyć się żyć 
z własnymi ograniczeniami. Wielu ludzi stawia pytanie, w jaki sposób uwolnić się od praktyki onanizmu. Przez rozwój życia wewnętrznego, higienę psychiczną i dobre relacje z inni. Jeśli to nie pomaga, trzeba nauczyć się żyć z onanizmem. Nie można myśleć przede wszystkim o tym, że zawsze i we wszystkim moje wysiłki duchowe
i moralne powinny zostać zwieńczone sukcesem. To, czego zmienić nie możemy, staramy się tak postępować, aby nasze istnienie emanowało radością, pięknem, świeżością, nie zaś wegetacją.


Słabość, nałóg, chorobę, zdradę osoby bliskiej, straty duchowe i moralne należy przeżywać. Wychodzi to nam raz lepiej, innym razem gorzej. Rzecz nie w tym,
aby nam zawsze się podobało nasze życie i postępowanie. To jest ciągłe dążenie do postawy, w której chcemy się podobać Bogu.
Miłymi Jemu stajemy się przez to, że postępujemy w prawdzie, w pokorze i prostocie serca. Trzeba przyjąć siebie z własnym paraliżem i nie szukać za wszelką cenę wsparcia i obecności innych osób. Idziemy w życie z „bagażem” większym lub mniejszym, które budzi w nas określone emocje.


Rezygnując z bycia „wszechmocnymi” wobec własnych uzależnień dajemy Wszechmocnemu przystęp do siebie.
Wszystko jest darem Boga. O dar prosimy i cierpliwie oczekujemy,
lecz najważniejszym darem jest On sam, Jego bliskość, Miłość, Jego Słowo.
Gdy przywracamy Bogu właściwe Jemu miejsce w naszym życiu, stajemy się zdrowi. Nie leżymy ugorem, gdyż tym, który sieje, podlewa i zbiera plon obfity jest Duch Święty.


Naszym dramatem jest próba obycia się bez Boga, albo próba stanięcia na miejscu należącym do Niego. Tracąc dary Boga, doznajemy paraliżu i osamotnienia.


Konieczne jest zaakceptowanie przeszłości. Dokonuje się to, między innymi, przez rezygnację z jakiegokolwiek usprawiedliwiania siebie oraz innych.
Chcieliśmy dobrze, mieliśmy ideały i pragnienie doskonalenia się, przyszło w tym wszystkim doświadczenie rozbicia wewnętrznego i do tego trzeba przyznać się przed sobą samym.
Nie należy szukać przyczyn własnych upadków u innych.
Usiłujemy wmawiać kobietom, dziewczętom to, że gdyby nas nie pociągały, „prowokowały”, wówczas nie mielibyśmy określonych problemów.
Jest to próba przeniesienia własnej winy na drugą osobę.
Nie mamy odwagi uznać, że mamy problem z samym sobą, nie zaś one.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

32. Słowo Boże na dziś: Ojciec mnie posłał

Czwartek, 14 marca 2013 roku
Jan 5,31-47
Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. Jest przecież ktoś inny, kto wydaje sąd o Mnie; a wiem, że sąd, który o Mnie wydaje, jest prawdziwy. Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli zbawieni. On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się krótki czas jego światłem. Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał. Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza; nie macie także słowa Jego, trwającego w was, bo wyście nie uwierzyli w Tego, którego On posłał. Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. Nie odbieram chwały od ludzi, ale wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga. Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli. Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga? Nie mniemajcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał. Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakżeż moim słowom będziecie wierzyli?"


Bez względu na to, co inni o nas mówią: korzystnie czy nie korzystnie, prawdziwie, czy też nie – rzecz w tym, aby się nie opierać na zdaniu drugiego człowieka. Najważniejsze jest to, jakie jest świadectwo Boga o mnie, który "przenika i zna mnie całego". Jeśli moje czyny prowadzą do zbawienia, Jezus daje świadectwo o mnie, że jest i działa we mnie i ze mną.


Chrystus raduje się tym, że Ojciec świadczy o Nim. Będąc zagubionymi, zdezorientowanymi, pytajmy tego, który nas powołał i nieustannie posyła do wychodzenia ze śmierci do życia: "Panie, gdzie jesteś?" Bolesną jest skarga Jezusa, który twierdzi, że nie chcemy przyjść do Niego, nie chcemy Jego życia. W czym się to wyraża, taka nasza postawa? Otóż, nie wierzymy Jezusowi, a tym samym, nie idziemy do Niego, ponieważ szukamy własnej wielkości u człowieka, z którym żyjemy.
"Jakże możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę". Opieramy się na zdaniu innych, choć odczuwamy, że sumienie mówi inaczej: ostrzega, zapala się czerwone światło, że takie myślenie prowadzi mnie do utraty wolności.


Zależy nam niekiedy, w większym stopniu na wielkości w oczach ludzi, niż to, aby być wielkimi w oczach Boga. Kto jest wielki przed Panem? Ten, który ufa Jemu, wbrew nadziei, wbrew ludzkiemu rozsądkowi, wbrew ludzkiej logice. "Nie szukacie chwały (wielkości, pokory, prostoty), która pochodzi od samego Boga". Żalenie się Chrystusa najdobitniej wyrażają słowa: "Nie macie w sobie miłości Boga". Co zatem czynić, by do niej powrócić?


Nie zważać, na miejscu pierwszym, co ludzie powiedzą o moim życiu. Te opinie bywają tak zmienne, jak zmienny jest człowiek i zawodne jest jego serce. Słuchać Jezusa, który daje o mnie świadectwo. Ten, który mnie powołał i posłał mnie, zna mnie. Zna – ponieważ mnie miłuje. Chcieć przychodzić do Jezusa. Zerwać z postawą "najemnika", przymuszonego w sprawach wiary i moralności. Z dystansem podchodzić do słów karcenia, czy uznania ze strony ludzi. Badać, co jest miłe Bogu.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Kolejne >>>360 sekund na pustyni - spotkanie 9 (video)


avatar użytkownika intix

33. Słowo Boże na dziś: Wiecie, skąd jestem

Piątek, 15 marca 2013 roku
Jan 7,1-2.10.25-30
Potem Jezus obchodził Galileę. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić. A zbliżało się żydowskie Święto Namiotów. Kiedy zaś bracia Jego udali się na święto, wówczas poszedł i On, jednakże nie jawnie, lecz skrycie. Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: "Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest". A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: "I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał". Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.


"Mieli zamiar Go zabić". Niezwykła jest miłość, która robi swoje nie zrażając się nieustannym odrzucaniem. Znał ich zamiary. Był świadomy tego, że słowa ich nie przekonają o miłości, z którą przyszedł. Potrzeba czegoś więcej – oddania życia. Wszedł w ich zamiar. Nie opierał się, choć doznawał lęku i trwogi. Wszystko dlatego, aby poznali miłość, jaką Bóg umiłował. Wielu nie wierzy słowom Jezusa o miłości. Potrzeba największej ceny. Wielu mieszkańców Jerozolimy wiedziało o spisku na życie Nauczyciela z Nazaretu. Powtarzali o tym z ust do ust, ale nic nie zrobili, aby powstrzymać spiskujących.


Jak wielki jest lęk w człowieku, jak wielka w nim ciemność, gdy decyduje on o zabiciu Miłości. Mieszkańcy Jerozolimy zachowują się tak, jakby uczestniczyli w polowaniu na Jezusa ("Jawnie przemawia i nic Mu nie mówią"). Zaistniał podział na tych, którzy nie wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem i na tych, którzy wierzyli, że przyszedł z nieba. Jezus do końca mówi o Ojcu, który Go posłał. Nie znajduje oparcia w uczniach. Już zaznacza się Jego osamotnienie wśród swoich. Ci, do których mówił, zachowywali się tak, jakby Go nie słyszeli. Oni już posiadali swoją teorię o Jego pochodzeniu. Jezus doświadcza ogromnej bezradności, a nawet bezsilności. Przestali Go słuchać. Nie wierzą w to, co mówi. Jezus doświadcza bolesnego odrzucenia. Cierpi czekając na "godzinę", która nadchodzi.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Jeszcze... na wczoraj... i na każdy dzień...: >>>Dzieła...



avatar użytkownika intix

34. Słowo Boże na dziś...

Nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia

Sobota, 16 marca 2013 roku
Jan 7,40-53
A wśród słuchających Go tłumów odezwały się głosy: "Ten prawdziwie jest prorokiem". Inni mówili: "To jest Mesjasz". "Ale – mówili drudzy – czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem?" I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki. Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich: "Czemuście Go nie pojmali?" Strażnicy odpowiedzieli: "Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia". Odpowiedzieli im faryzeusze: "Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty". Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: "Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni?" Odpowiedzieli mu: "Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei". I rozeszli się – każdy do swego domu.


Czy Chrystus wprowadza rozdwojenie? Wydaje się, że przychodząc w Swoim słowie jedynie pokazuje, że w człowieku jest rozdwojenie, podział, niezdecydowanie, rozdarcie wewnętrzne, doświadczanie niejasności w odniesieniu do Jego Osoby.


Do czego prowadzi rozdwojenie w człowieku? Do chęci użycia siły, do presji wobec drugiego, do przemocy: "chcieli Go nawet pojmać". A równocześnie widzimy, że człowiek rozdwojony, rozdarty w sobie, nie do końca mający jasność pewnych spraw, które dzieją się w nim, czy wokół niego, jest osobą słabą, a nawet tchórzliwą. Zabiera głos, jest – jak się może wydawać – zdecydowany, wie czego chce. Lecz gdy trzeba przełożyć deklaracje na wykonanie: "nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki".


Osoby wewnętrznie rozdwojone, podzielone, tworzą koalicję z podobnymi sobie. Równocześnie, będąc w takim stanie ducha, można odczuwać czyjąś niezwykłość, niepowtarzalność. Możemy doświadczać chwil, w których jesteśmy pod wrażeniem słów Jezusa, będąc wewnętrznie rozdartymi, podzielonymi.


Kim byli ci, którzy odkryli niezwykłe piękno w tym, co mówił Jezus?
Byli strażnikami. Nie byli to przywódcy duchowi narodu, ludzie wykształceni w Pismach Świętych, czy w Prawie Mojżeszowym. Posiadali oni umiejętność spontanicznego reagowania na wielkość drugiego człowieka, w tym, co mówił.
Umieć zobaczyć wielkość drugiego, choćby przeciw niemu było wielu.
Zobaczyć i uznać wielkość drugiego człowieka, choćby podziw dla niego, był niekorzystny w oczach innych. Nawet gdyby prowadził mnie do odrzucenia przez tych, którzy są powszechnie szanowanymi i uznawanymi za ludzi, którzy mają zawsze rację. W słowach, które mówimy, jest zapisana nasza wielkość lub małość.
Jest nasz strach, lub odwaga, pogłębiające się rozdwojenie wewnętrzne lub zwiastun zapowiadający powrót równowagi i łagodności.


Może warto odpowiedzieć na pytanie: "Czy i wy daliście się zwieść?"
W życiu człowieka nie jest najważniejsze to, kto pyta, lecz – o co pyta.
Podobnie, nie jest tak ważne kto mówi, lecz – co mówi. Czy komuś dałem się zwieść? Gdy na to przyzwolimy, możemy popaść w rozdwojenie. Faryzeusze, którzy wypowiadali szybkie sądy, oceny, w które nie wolno było wątpić – czyż nie są żałośni. Zwiedzeni przez swój lęk, przez strach o własne znaczenie w oczach innych.
Pojawił się ktoś, kto "przemawia tak, jak nikt inny dotąd nie przemawiał".
Jest w tym bardzo dobry, odnosi sukces, inni za nim idą, są zachwyceni. Dla nich ta sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Trzeba atakować.
Czyż pycha, nie jest podstawą, źródłem powstającego w człowieku rozdwojenia?
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Także >>>Siły...

oraz >>>Kim On jest?


 

avatar użytkownika intix

35. Słowo Boże na dziś: Ja cię nie potępiam

Niedziela, 17 marca 2013 roku
V Niedziela Wielkiego Postu
Jan 8,1-11
Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!.


Żydzi stawiają kobietę cudzołożną na środku. Nieczystość stawiają w centrum, bowiem angażują się w nią bardziej, niż w sytuację, jaka czeka kobietę. Nie interesują się jej przyszłością, jak nie obchodziła ich jej przeszłość. Nie dociekają, dlaczego w taki sposób zarabiała na życie. Nie jest ważny człowiek, ważny jest problem moralny.


Czystość (Jezus) z nieczystością (kobieta cudzołożna) stają razem, na środku. Jezus staje razem z nią, na środku. Nie jest obecny w szeregu razem z tymi, którzy przyszli ją ukamienować.


Kobieta cudzołożna boi się. Strach jest powodowany najczęściej uczynkami nieczystymi. Wprawia człowieka w wewnętrzne drżenie, namiętny niepokój. Sama by nie przyszła do Jezusa; nie stanęłaby pośrodku. To miejsce w pewnych sytuacjach było wyróżnieniem, zaznaczeniem ważności osoby, która tam stała. Trzeba stanąć na środku z tym, co człowiek w sobie nosi, kim jest, ze swoją nieczystością. Pozwolić się zobaczyć Jezusowi. Niezwykłe jest to, że w obecności faryzeuszów i uczonych w Piśmie, kobieta milczy. Oni by jej nie zrozumieli. Sami źle przeżywali swoją nieczystość, dlatego nie mieli serca dla tej, której czyny nieczyste stały się jawne. Byli bez serca, czyli zrozumienia dla siebie. Liczyło się Prawo, nie zaś zrozumienie. Rozumiejący, co mówi Bóg, spotykają Boga. Rozumienie drugiego, jest najgłębszą formą spotkania się z człowiekiem.


Nieczystość tej kobiety, posłużyła Żydom do wystawienia Chrystusa na próbę. Boga można kusić, prowokować słabością innego człowieka. Można się gorszyć drugim. Gorszą się ci, którzy nie widzą i nie słyszą. Faryzeusze i uczeni w Piśmie nie widzieli swojej nieczystości. Jezus mówiąc im o niej, otwiera im oczy, otwiera ich uszy. Nie Pan trzymał kamień w ręce, lecz ci, którzy kobietę przyprowadzili. Dopóki człowiek nie pozna stanu swojej duszy i swojego serca, chętnie bierze do ręki kamień i trzyma go, aby rzucić w drugiego. Poznanie swojego wnętrza sprawia otwarcie dłoni i wypuszczenie kamienia. Człowiek przestaje być zarozumiały, pewny siebie. Dociera do niego właściwy ogląd życia, gdy Jezus pokazuje to, czym żyje w sercu: „Kto z was jest bez grzechu?”


Jezus mógł dotrzeć do ich umysłu i serca, ponieważ „W dalszym ciągu Go pytali”. Możemy zobaczyć siebie we właściwym świetle, patrząc na nasz stosunek, nasze odniesienie do człowieka, który uczynił zło. Stosunek człowieka do czyniącego zło, objawia nasz stosunek do Boga, podobieństwo do Nauczyciela, lub jego brak.


Nieczystość jest nagłaśniana. Człowiek jest ośmieszany. Bycie w centrum, bycie nieczystym prowadzi do tego, że „Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca pośrodku”. Człowiek stoi na środku, będąc nieczysty, ale też stoi na środku, będąc czystym. Zostaje przymuszonym do stania na środku, lub sam decyduje o tym, gdyż chce wypowiedzieć swoją winę Bogu. Niewiasta cudzołożna zapewne nie zamierzała robić jakikolwiek rozrachunek ze swoim życiem. Spotkanie z Jezusem stało się chwilą dobrą na dokonanie zwrotu, powrotu do czegoś, co jest w nas niewinnością dziecka.


Faryzeusze i uczeni w Piśmie musieli odejść, by Jezus mógł podnieść niewiastę. Nieczystość i samotność. Nieczystość, samotność, odejście od ludzi w celu odnalezienia Kogoś, kto nie potępia. Za bardzo trzymamy się tych, którzy potępiają, sądzą, oczerniają, kopią dołki. Nie mamy przekonania do pozostania sam na sam z Mistrzem.


Oni odeszli, aby mogła wejść w dialog z Panem. Ta jej nieczystość, w pewnym sensie, umożliwiła jej spotkanie z Jezusem. Może nigdy by się przy Nim nie zatrzymała, żeby Go posłuchać. Człowiek nieczysty, przez swe czyny, bywa doprowadzony do sytuacji krańcowej wytrzymałości, aby zostawić ludzi, a wówczas spotkać i posłuchać Boga.


Faryzeusze i uczeni w Piśmie nie dojrzeli do rozumienia nie potępiania, nie rozumieli przebaczania człowiekowi grzeszącemu. Byli na etapie gorszenia się. Ten, kto się gorszy, jeszcze nie umie przebaczać. Człowiek za nieczystość chce potępiać, Bóg przebaczać. Człowiek, będąc grzesznikiem, nie umiejący żyć ze świadomością tego, jest jak pies gończy za grzesznikami. Niekiedy wygląda to tak, jakby sytuacja słabości innych ekscytowało go. Człowiek trzyma się Prawa. Nie odczuwa, co może dokonywać się w sercu osaczonej kobiety. Prawo mogą zachować ci, którzy umieją kochać, których pokochano. Jesteśmy nieczyści, ponieważ nie umiemy kochać.


Spotkanie kobiety z Jezusem stało się najważniejszym wydarzeniem jej życia, lekcją miłości, odkryciem, że jest dla kogoś ważna jako człowiek, jako kobieta. Lekcja, w której doszło do odkrycia, że nie oczekuje się od niej, by dała swoje ciało, lecz by nauczyła się kochać. Uczymy się miłości, gdy odchodzimy od ranienia miłości Pana. „Nie potępiam”, jest siłą dla „nie grzesz więcej”.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Także:
- >>>Cudzołożnica...
- >>>Grzesznica w środku - Lectio Divina
- >>>360 sekund na pustyni - spotkanie 10 (video)

***
Polecam też >>>Niewygodna Ewangelia, czyli - Kobieta nie jest grzechem


avatar użytkownika intix

36. Słowo Boże na dziś: Jestem Światłością świata

Poniedziałek, 18 marca 2013 roku
Jan 8,12-20
A oto znów przemówił do nich Jezus tymi słowami: "Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia". Rzekli do Niego faryzeusze: "Ty sam o sobie wydajesz świadectwo. Świadectwo Twoje nie jest prawdziwe". W odpowiedzi rzekł do nich Jezus: "Nawet jeżeli Ja sam o sobie wydaję świadectwo, świadectwo moje jest prawdziwe, bo wiem skąd przyszedłem i dokąd idę. Wy zaś nie wiecie, ani skąd przychodzę, ani dokąd idę.
Wy wydajecie sąd według zasad tylko ludzkich. Ja nie sądzę nikogo. A jeśli nawet będę sądził, to sąd mój jest prawdziwy, ponieważ Ja nie jestem sam, lecz Ja i Ten, który Mnie posłał. Także w waszym Prawie jest napisane, że świadectwo dwóch ludzi jest prawdziwe. Oto Ja sam wydaję świadectwo o sobie samym oraz świadczy o Mnie Ojciec, który Mnie posłał". Na to powiedzieli Mu: "Gdzie jest Twój Ojciec?" Jezus odpowiedział: "Nie znacie ani Mnie, ani Ojca mego. Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca mego". Słowa te wypowiedział przy skarbcu, kiedy uczył
w świątyni. Mimo to nikt Go nie pojmał, gdyż godzina Jego jeszcze nie nadeszła
.


Przyjście Jezusa spowodowało podział ludzkości na tych, którzy "zbliżają się do światła" i na tych, którzy z powodu "złych uczynków" wolą przebywać w ciemności. Człowiek chodzący w ciemności uległ zgorszeniu, zszedł z właściwej drogi. Przyjęcie Światłości oznacza powrót na Jego drogę. Jezus jako Światłość oświecająca człowieka doprowadza do ujawnienia się w człowieku tego, kim on naprawdę jest w swoim wnętrzu.


Chodzić za Jezusem, to chodzić w świetle. To jest styl życia, sposób myślenia, to są relacje, jakie utrzymujemy z innymi, ich jakość, ich głębia. Światło emanujące z człowieka pociąga do Boga. Idziemy w stronę światła, podobnie jak idziemy w stronę świadka. Dobrze się czujemy przy kimś, kto wie, skąd przychodzi i dokąd zdąża. Ze świadka emanuje na nas nadzieja. Spodziewamy się nie tego, co człowiek może nad dać, lecz to, że przejmiemy i przeżyjemy wartości wskazujące na to, kim on jest.


Żydzi nie poznali Jezusa, ponieważ nie poznali Jego Ojca. Drogą prowadzącą do bycia świadkiem Boga, jest Jego poznanie. Z nim łączy się przeżywanie Boga: miłość, uwielbienie, pełnienie Jego woli, wierność, pragnienie podobania się Jemu, słuchanie, czynienie tego, co podoba się Bogu. Świadek, to osoba przekonana do tego, o czym świadczy, zdolna do oddania życia za sprawy, o których daje świadectwo. "Nauczyciele nauczają, a świadkowie pociągają". W świadkach wiary jest coś nie z tej ziemi. Przeniknięci są tak wielką miłością, że nie lękają się utraty życia, ośmieszenia, pozbawienia tego, co doczesne, upokorzeń. Są zależni przez miłość od tego, o kim dają świadectwo. Zależność od Boga, czyni nas naprawdę wolnymi. Zatem świadek, to osoba doświadczająca zarówno wolności jak i miłości. Jezus daje świadectwo "trwając w Ojcu, a Ojciec w Nim". Siła wewnętrzna świadka ma swój początek we wspólnocie pragnień z tym, o którym daje świadectwo.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Polecam też >>>Słowo Pana

avatar użytkownika intix

37. Słowo Boże na dziś...

Powinienem być w tym, co należy do mego Ojca 

Wtorek, 19 marca 2013 roku
>>>>Św. Józefa <<<
Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny
Łukasz 2,41-51a
Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany.


Rodzice Jezusa chodzili razem z Synem do miasta świętego, świętowali razem, trzymali się razem. Ich życie można opisać zwrotem "chodzili razem". Mieli potrzebę przebywania ze sobą, towarzyszenia sobie wzajemnie. W taki sposób tworzyła się między nimi silna więź uczuciowa, duchowa. Ponieważ "chodzili razem", zdążali w tym samym kierunku, pragnąc osiągnięcia tego samego celu. W znacznym stopniu czas "chodzenia razem" wypełniał ich życie. Ich powołanie wyrażało się w byciu pielgrzymami "do domu Ojca".


Chodząc razem byli dla siebie wsparciem, służyli sobie radą, słuchaniem wzajemnym. Byli szczęśliwi ze sobą. Ludzie, którzy źle się czują ze sobą, nie chodzą razem, lecz trzymają się oddzielnie. Przez taką obecność, bliskość można poznać siebie i drugiego. Z takie poznania rodzi się potrzeba przebywania z drugim, lub dokonujemy odkrycia, że nie odpowiadamy sobie, czujemy się przytłoczeni obecnością drugiego.


Bóg nie chce, żeby mężczyzna był sam. Na drodze Józefa postawił Maryję. Ale i odwrotnie parząc, można powiedzieć, że Bóg nie chce, aby kobieta była sama, stąd na drodze Maryi stawia Józefa. On i ona stanowią całość. Oddzielnie są jedynie połową, częścią tęskniącą za relacją, za wspólnym wędrowaniem.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Polecam też >>>Oblubieniec...



avatar użytkownika intix

38. Słowo Boże na dziś: Będziecie moimi uczniami

Środa, 20 marca 2013 roku
Jan 8,31-42
Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: "Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli". Odpowiedzieli Mu: "Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakżeż Ty możesz mówić: "Wolni będziecie?"" Odpowiedział im Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu. A niewolnik nie przebywa w domu na zawsze, lecz Syn przebywa na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni. Wiem, że jesteście potomstwem Abrahama, ale wy usiłujecie Mnie zabić, bo nie przyjmujecie mojej nauki. Głoszę to, co widziałem u mego Ojca, wy czynicie to, coście słyszeli od waszego ojca". W odpowiedzi rzekli do Niego: "Ojcem naszym jest Abraham". Rzekł do nich Jezus: "Gdybyście byli dziećmi Abrahama, to byście pełnili czyny Abrahama. Teraz usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga. Tego Abraham nie czynił. Wy pełnicie czyny ojca waszego". Rzekli do Niego: "Myśmy się nie urodzili z nierządu, jednego mamy Ojca – Boga". Rzekł do nich Jezus: "Gdyby Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał.


Co to znaczy wierzyć? Każdy człowiek posiada w swoim wnętrzu słowa, które nim kierują. Wierzyć Jezusowi, to pozwolić na to, aby kierowały nami Jego słowa, które wyjaśniają nam rzeczywistość. Chcąc rozumieć co się dzieje z nami i wokół nas, trzeba mieć klucz do tej rzeczywistości. Jest nią słowo Pana. Trwanie w słowach Jezusa, rozważanie ich, noszenie w sercu prowadzi do poznania prawdy, do życia w prawdzie. Uwierzyć, to pozwolić się Bogu przebudzić i pozwolić na to, aby On mi pokazał rzeczywistość, która mnie otacza taką, jaką On ją postrzega, jaką On tworzy.


Jednym z najpiękniejszych zwrotów w Biblii jest ten, "Prawda was wyzwoli". Prawda nie oznacza słów, w które trzeba uwierzyć, lecz pokazuje rzeczywistość tworzoną przez Boga, którą trzeba przyjąć. Prawda Boża pokazuje mi, jakim jestem. Dzięki tej prawdzie, wyjaśnia mi się moje życie, to, co dotychczas wprowadzało mnie w stan gniewu, buntu, żalu czy rozgoryczenia. To jest wolność. Polega ona na tym, że człowiek, który poznaje Jezusa i przez Niego widzi życie jakie otrzymał, ten jest wolny od pozorów jakimi żyje i karmi się świat.


W takim klimacie rozumienia wolności zobaczmy grzech. Nie oznacza on przekroczenia nakazów Prawa, lecz przywiązanie się człowieka do pozorów, do udawania, przywiązanie do powierzchownych zjawisk, jest odmową otwarcia się na prawdę, odmowę wiary w Jezusa. Żyjąc w świecie pozorów, człowiek staje się niewolnikiem, którym rządzi to, co zewnętrzne. Nie ma łączności z samym sobą. Być wolnym, to zawsze być w domu Ojca, zawsze być z Ojcem.


Trwać w nauce Jezusa znaczy – przestrzegać tego, co On mówi. Szacunek do Boga, wyraża się w postępowaniu określonym przez Słowo Boże. Tym, co czyni nas ludźmi wolnymi jest prawda. Bóg sam jest Prawdą. Jest nią to, co On mówi i czyni. Przez życie według prawdy zamieszkujemy w Nim i znamy Jego pragnienia. Stają się one nie tylko Jego, lecz i nasze. Pełnić wolę Bożą, to uznać za własne pragnienia Jezusa i pozwolić im w sobie przynieść owoc.


Jesteśmy zniewoleni przez pragnienia, które uniemożliwiają poznanie prawdy, dobre postępowanie, ale i przeżywanie brzydoty w ocenie moralnej, jako rzeczywistość piękną. Jezus otwiera nam oczy naprawdę, którą On głosi i którą On sam jest. Jest jeszcze prawda tego świata. Jej autorem jest szatan, ten, który zwodzi, nie dopowiada, półprawdy przedstawia, jako całą prawdę. Zasłuchanie się w Jezusa umożliwia przenikanie naszych serc, umysłów, naszej duszy przez prawdę. To jest droga medytacji i kontemplacji Bożego Słowa. Zbliżamy się do prawdy będąc otwartymi na słuchanie i posłuchanie Boga. Słowo Jego rozstrzyga w ludzkim sercu o tym, co jest prawdą, a co nią nie jest.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

39. Słowo Boże na dziś...

Kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki
Czwartek, 21 marca 2013 roku
Jan 8,51-59
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki». Rzekli do Niego Żydzi: «Teraz wiemy, że jesteś opętany. Abraham umarł i prorocy – a Ty mówisz: Jeśli kto zachowa moją naukę, ten śmierci nie zazna na wieki. Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Abrahama, który przecież umarł? I prorocy pomarli. Kim Ty siebie czynisz?» Odpowiedział Jezus: «Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest niczym. Ale jest Ojciec mój, który Mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie: "Jest naszym Bogiem", ale wy Go nie znacie. Ja Go jednak znam. Gdybym powiedział, że Go nie znam, byłbym podobnie jak wy – kłamcą. Ale Ja Go znam i słowa Jego zachowuję. Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień – ujrzał [go] i ucieszył się». Na to rzekli do Niego Żydzi: «Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś?»
Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Zanim Abraham stał się, JA JESTEM». Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego. Jezus jednak ukrył się i wyszedł ze świątyni.


Żydzi podnieśli kamienie, by ukamienować Jezusa. Kamień, to rzeczywistość pozbawiona życia. Postawa nie przyjmowania słów Jezusa była konsekwencją ich "serc kamiennych". Kamienie, które wzięli do rąk, były świadectwem przeciwko nim. Cała rozmowa Jezusa z Żydami zwieńczona jest symbolem kamienia. Ich serca pozostały twarde i nieczułe na słowa Pana. Kamienie podniesione z ziemi, miały stać się siłą niszczącą Jezusa. To ważne, co człowiek chce, co może, a co powinien zachować. "Jeśli kto zachowa moją naukę". To, co zachowujemy, tym się kierujemy. Słowa, obrazy, przeżycia, wstrząs, jakiego doznaliśmy, staje się światłem lub pogrążaniem w ciemności. Nauka Jezusa uchroni człowieka przed utratą tego wszystkiego, co jest w nim szlachetne, dobre i czyste. Można powiedzieć, że zachowanie nauki Pana, uwolni człowieka od głodu na wieczność. Śmierć była identyfikowana z głodem. Mówimy o wiecznym głodzie miłości. Życie słowem Jezusa uniemożliwia śmierci dostęp do człowieka na wieczność.


Mówienie o Bogu nie oznacza, że znam Boga. Mówię o Nim tak, jak mnie nauczono, natomiast dramatem moim jest fakt, że nie spotkałem Go jeszcze osobiście, przez wiarę i miłość. "Wy Go nie znacie" Jezus zna Ojca, zna Abrahama, jest wieczny. Żydzi nie byli w stanie Go przyjąć, ponieważ patrzyli na Niego, jak na każdego innego śmiertelnika. Słuchanie Jezusa w taki sposób, jak słuchamy i poznajemy człowieka, może uniemożliwiać Jego poznanie. A przecież do Niego należy czas i wieczność. On jest Alfa i Omega, Początek i Koniec. Żydzi nie tyle nie mogli, ile nie chcieli przekroczyć granic własnego myślenia, słuchając Jezusa. Nie byli zdolni spojrzeć na Tego, który stał przed Nimi, jak na Wielbionego Boga. Nieumiejętność wyjścia czy niechęć do przekraczania granic swojego myślenia, by wejść w myślenie Jezusa doprowadziło do tego, że "porwali kamienie, aby je rzucić na Niego". Gdzie nie ma argumentów, a za wielką cenę człowiek chce mieć rację, może pojawić się agresja, przemoc, chęć niszczenia kogoś, kogo nie rozumiem, lub nie chcę przyjąć za prawdę tego, co mówi.


Usiłowano Jezusa ukamienować, jak cudzołożną kobietę. To, co On mówił, uznali za bluźnierstwo, nieczystość. Jezus burzył ich dotychczasowe myślenie, proponując rozumienie Jego Osoby, Jego przyjścia. Bóg ukrywający się przed człowiekiem. Bóg nie stosujący przemocy, "cichy i pokorny", nie narzucający się, nie atakujący. Kamienie, które Żydzi wzięli z ziemi, by ukamienować Jezusa, wskazują na to, że są pozbawieni życia w sobie. Kamień jest zimy i twardy. On jest świadkiem nie do przyjęcia przez nich, nauki Jezusa. Serce z kamienia, to serce zamknięte na słowo Jezusa. Jezus nie pozwolił na ukamienowanie siebie. Znakiem było to, że nie rzucono kamieniami w Jezusa, lecz zatrzymanie go w swojej dłoni. Można się opamiętać. Biblia mówi też, że Jezus jest kamieniem. Kto potknie się o ten kamień, upadnie na własną swą zgubę. Na Sądzie Ostatecznym Chrystus – "kamień odrzucony przez budujących", doprowadzi do skruszenia swoich "wrogów". Teraz, w czasie oczekiwania na powtórne przyjście Pana, Jezus jest "kamieniem upadku i skałą zgorszenia" i "znakiem, któremu sprzeciwiać się będą". Trzymając w dłoni kamień, jeszcze mam czas na podjęcie decyzji, opamiętanie się, może już ostatnie, zanim nie będzie za późno.

Gdy pojawia się wiara i miłość w sercu człowieka, staje się on żywym kamieniem.

Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Także >>>Rozradowani z Abrahamem...
Również kolejne:
>>>360 sekund na pustyni - spotkanie 11 (video)



avatar użytkownika intix

40. Słowo Boże na dziś: Uważasz siebie za Boga

Piątek, 22 marca 2013 roku
Jan 10,31-42
I znowu Żydzi porwali kamienie, aby Go ukamienować. Odpowiedział im Jezus: "Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować?" Odpowiedzieli Mu Żydzi: "Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga". Odpowiedział im Jezus: "Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: Bogami jesteście? Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże – a Pisma nie można odrzucić – to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: "Bluźnisz", dlatego że powiedziałem: "Jestem Synem Bożym?" Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie! Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu". I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał. Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło.

Człowiek będąc blisko kamienia może być blisko Boga. Mając "serce z kamienia" jest zdolny prowadzić dialog z Bogiem. Próba ukamienowania Jezusa świadczy o bezradności tych, którzy nie posiadali żadnych argumentów na to wszystko, co widzieli i słyszeli ze strony Nauczyciela z Nazaretu. Jezus budzi emocje, zmusza do zajęcia postawy, jasnego opowiedzenia się za lub przeciw Jego słowu. Kamienie w rękach Żydów to znak tego, czego było w nich w nadmiarze: sprzeciw, odrzucenie słowa, odcięcie się od słów usłyszanych, obawa przed słowem. Czyż nie dlatego zginął Jan Chrzciciel, że Herodiada bała się tego, co może wyniknąć ze słów proroka znad rzeki Jordan? Gdy pojawia się opór na zmiany, przychodzi czas na próbę zniszczenia tego, co nowe, niezrozumiałe, wiążące się z ryzykiem, koniecznością uwierzenia komuś, z odwagą, zaufaniem.

Cuda, jakie Jezus czynił, nie przekonały Żydów o Jego boskim pochodzeniu. A przecież dobra nie może czynić zły człowiek, tak jak złe czyny, nie pochodzą z serca człowieka dobrego. Dobroć, objawia dobrego. Jaka mowa, takie i serce; jakie dzieła, postępowanie, takie i zakorzenienie. Jezus oczekuje wiary. Jego nie można inaczej poznać, pokochać, naśladować, jak tylko w wierze. Chcąc zbliżyć się do Niego, należy uważnie patrzeć na to wszystko, co nas otacza. O Nim mówi zarówno kamień, jak i wschód słońca. O Bogu mówi wszystko, co istnieje. Uwierzenie jest progiem, po przekroczeniu, którego widzimy, słyszymy i dotykamy dzieła Boże. "Wszystko jest możliwe dla tego, który wierzy". Żydzi nie byli obojętni na Jezusa. To, co mówił budziło ich niepokój. Czyż wiary człowieka nie poprzedzają chwile, niekiedy lata poszukiwań i nurtującego, twórczego niepokoju? Pojawia się zżymanie na tych, którzy wierzą, a przy tym cyniczne określanie ich postaw religijnych, a nawet drastyczne odrzucanie. Jezus daje człowiekowi czas na uwierzenie: daje czas na odrzucenie Jego i Jego nauki, a potem na powrót do niej.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

***
Także >>>Kamienowanie...

avatar użytkownika intix

41. Słowo Boże na dziś: Postanowili Go zabić

Sobota, 23 marca 2013 roku
Jan 11,45-57
Wielu, więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił. Wobec tego arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: "Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród". Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: "Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród". Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Tego więc dnia postanowili Go zabić. Odtąd Jezus już nie występował wśród Żydów publicznie, tylko odszedł stamtąd do krainy w pobliżu pustyni, do miasteczka, zwanego Efraim, i tam przebywał ze swymi uczniami. A była blisko Pascha żydowska. Wielu przed Paschą udawało się z tej okolicy do Jerozolimy, aby się oczyścić. Oni więc szukali Jezusa i gdy stanęli w świątyni, mówili jeden do drugiego: "Cóż wam się zdaje? Czyżby nie miał przyjść na święto?" Arcykapłani zaś i faryzeusze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, aby Go można było pojmać.


Żydzi nie analizują znaków, które Jezus czynił, lecz widzą w nich przede wszystkim zagrożenie dla siebie. Pod płaszczykiem zagrożenia dla narodu i religii, tak naprawdę myślą o sobie i swoich interesach. Dlaczego Jezus ma umrzeć? "By rozproszone dzieci Boże, zgromadzić w jedno". Tam jest rozproszenie, gdzie człowiek odczuwa zagrożenie. Rozpraszamy się wewnętrznie przez pojawiające się uczucia zagrożenia i strachu.


Śmierć Jezusa, jest tęsknotą, wołaniem za spotkaniem. Kto ma się spotkać? Człowiek z Bogiem i człowiek z człowiekiem. Jedność jest tam, gdzie zrozumienie i przebaczenie. Zrozumienie dla ludzkiej biedy i niemożności zaradzenia jej dokonało się w śmierci Pana. Przebaczenie sprowadza jedność. To, co boli (krzyż) – jednoczy.


To, co boli, wychowuje do jednoczenia.


Jest taki czas, kiedy wyjaśniamy swoje racje drugiemu. Gdy ich nie przyjmuje, wychodzimy w milczeniu i cierpimy. Jezus przekonywał do czasu, potem pozwolił się ukrzyżować. Jedno i drugie przemawia. Słowa bez ofiary nic by nie wyjaśniały. A jeśli nie wyjaśniają, to i nie objawiają miłości Boga.


"Odszedł do krainy, w pobliżu pustyni (ze swoimi uczniami)". Może dlatego aby powrócić do przeżyć podczas swojego pierwszego pobytu w tym miejscu. Do czegoś, do kogoś wracamy. Może po to, aby być w pobliżu. Dobre przeżycia, przez które przeszliśmy potrafią wzmacniać w chwilach zagubienia. Dobrze jest odwołać się do przeszłości, w której byliśmy mocni duchem. Gdy jestem nierozumiany, najprościej byłoby się wycofać. Brak zrozumienia, to wstęp do bardziej bolesnego doświadczenia i trzeba się na nie przygotować.


Pustynia: Bóg, szatan, ale i uczniowie. Jezus jest "bogatszy" o swoich uczniów. W kogo, lub w co jestem bogatszy, od doświadczenia wywołanego przez moją samotność, zdradę osoby bliskiej, grzech, który napełnił mnie bólem i smutkiem?

Ks.Józef Pierzchalski SAC


Bóg zapłać...
***
Na ostatnie dni Wielkiego Postu polecam również:
>>>ROZWAŻANIE MĘKI PAŃSKIEJ -  Modlitwa Jezusowa odsłania tajemnicę Jego Osoby ...

Oraz inne, które pod podanym linkiem można znaleźć...


 

avatar użytkownika intix

42. Kolejne...


>>>360 sekund na pustyni - spotkanie 12, ostatnie! (video)

Serdeczne Bóg zapłać... Redakcji Profeto za tę wspólną wędrówkę przez pustynię...

avatar użytkownika intix

43. Słowo Boże na dziś...

Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał

Niedziela, 24 marca 2013 roku
>>>Niedziela Palmowa Męki Pańskiej<<<
Łukasz 22,14-23,56
A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: «Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę, aż się spełni w królestwie Bożym». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie rzekł: «Weźcie go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże». Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: «To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!» Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana. Lecz oto ręka mojego zdrajcy jest ze Mną na stole. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi według tego, jak jest postanowione, lecz biada temu człowiekowi, przez którego będzie wydany». A oni zaczęli wypytywać jeden drugiego, kto by mógł spośród nich to uczynić. Powstał również spór między nimi o to, który z nich zdaje się być największy. Lecz On rzekł do nich: «Królowie narodów panują nad nimi, a ich władcy przyjmują nazwę dobroczyńców. Wy zaś nie tak [macie postępować]. Lecz największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa! Któż bowiem jest większy? Czy ten, kto siedzi za stołem, czy ten, kto służy? Czyż nie ten, kto siedzi za stołem? Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy. Wyście wytrwali przy Mnie w moich przeciwnościach. Dlatego i Ja przekazuję wam królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec: abyście w królestwie moim jedli i pili przy moim stole oraz żebyście zasiadali na tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci». On zaś rzekł: «Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć». Lecz Jezus odrzekł: «Powiadam ci, Piotrze, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że Mnie znasz». I rzekł do nich: «Czy brak wam było czego, kiedy was posyłałem bez trzosa, bez torby i bez sandałów?» Oni odpowiedzieli: «Niczego». «Lecz teraz - mówił dalej - kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz! Albowiem powiadam wam: to, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców. To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu». Oni rzekli: «Panie, tu są dwa miecze». Odpowiedział im: «Wystarczy». Potem wyszedł i udał się, według zwyczaju, na Górę Oliwną: towarzyszyli Mu także uczniowie. Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do nich: «Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie». A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: «Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię. Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku. Rzekł do nich: «Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie». Gdy On jeszcze mówił, oto zjawił się tłum. A jeden z Dwunastu, imieniem Judasz, szedł na ich czele i zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować. Jezus mu rzekł: «Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?» Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: «Panie, czy mamy uderzyć mieczem?» I któryś z nich uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Lecz Jezus odpowiedział: «Przestańcie, dosyć!» I dotknąwszy ucha, uzdrowił go. Do arcykapłanów zaś, dowódcy straży świątynnej i starszych, którzy wyszli przeciw Niemu, Jezus rzekł: «Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy codziennie bywałem u was w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności». Schwycili Go więc, poprowadzili i zawiedli do domu najwyższego kapłana. A Piotr szedł z daleka. Gdy rozniecili ogień na środku dziedzińca i zasiedli wkoło, Piotr usiadł także między nimi. A jakaś służąca, zobaczywszy go siedzącego przy ogniu, przyjrzała mu się uważnie i rzekła: «I ten był razem z Nim». Lecz on zaprzeczył temu, mówiąc: «Nie znam Go, kobieto». Po chwili zobaczył go ktoś inny i rzekł: «I ty jesteś jednym z nich». Piotr odrzekł: «Człowieku, nie jestem». Po upływie prawie godziny jeszcze ktoś inny począł zawzięcie twierdzić: «Na pewno i ten był razem z Nim; jest przecież Galilejczykiem». Piotr zaś rzekł: «Człowieku, nie wiem, co mówisz». I w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: «Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał. Tymczasem ludzie, którzy pilnowali Jezusa, naigrawali się z Niego i bili Go. Zasłaniali Mu oczy i pytali: «Prorokuj, kto Cię uderzył». Wiele też innych obelg miotali przeciw Niemu. Skoro dzień nastał, zebrała się starszyzna ludu, arcykapłani i uczeni w Piśmie i kazali przyprowadzić Go przed swoją Radę. Rzekli: «Jeśli Ty jesteś Mesjasz, powiedz nam!» On im odrzekł: «Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi. Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej». Zawołali wszyscy: «Więc Ty jesteś Synem Bożym?» Odpowiedział im: «Tak. Jestem Nim». A oni zawołali: «Na co nam jeszcze potrzeba świadectwa? Sami przecież słyszeliśmy z ust Jego».


Kielich, którym Jezus dzieli się z nami, to smutki i radości życia. Tajemnicą życia z Bogiem jest smakowanie zarówno w radościach, jak i smutkach tego, co jest w nich z głębi, z pełni, z Jego uświęcenia dla naszego przemienienia. Przeżywać kielich własnego życia bez względu na to, co ono przyniesie. Kiedy patrzymy w dalszą czy bliższą przeszłość dostrzegamy wiele bólu, niepokoju i niesprawiedliwości zarówno tej uczynionej nam, jak i tej, którą my sprawiliśmy innym.


Życie z maksimum przyjemności, a minimum bólu jest nieprawdziwe. To nie jest kielich, który podaje do wypicia Jezus. To nie jest spotkanie z własnym człowieczeństwem. Ono powinno być przeżywane z przyjemnością i bólem. Nie my ustalamy proporcje. Nie określamy czasu, kiedy takie czy inne doznanie się pojawi. Nie czekamy na ból, nie chcemy go. Obawiamy się, że nie będziemy w stanie go znieść. Odczuwamy paraliżujący lęk. To są chwile, a później przychodzi przebudzenie. Nie istnieje radość bez doznawania smutku i przyjemność bez wejścia w ból.


Dzisiaj szukam odpowiedzi na pytanie, dlaczego krzywdziłem i dlaczego spotykała mnie krzywda? Poniosę ból codzienności, jeśli będzie mi towarzyszyła świadomość, że takie jest moje życie dane do przeżywania.


Smutek pojawia się jako konsekwencja niespełnionych pragnień, zawiedzionych oczekiwań. Prosiłem Boga o pokój serca, a pojawił się niepokój. Prosiłem o opanowanie, a nadeszła fala.
 
Ks.Józef Pierzchalski SAC

+ † +

>>>Lectio Divina na Niedzielę Palmową

+ † +

JAN PAWEŁ II
>>>
OBY KAMIENIE NIE ZAWSTYDZAŁY ŻYWYCH LUDZI
Homilia na Mszy św. w Niedzielę Palmową - 30 III 1980





avatar użytkownika intix

45. Słowo Boże na dziś: Namaściła Jezusowi nogi

Poniedziałek, 25 marca 2013 roku
PONIEDZIAŁEK WIELKIEGO TYGODNIA
Jan 12,1-11
Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. Na to Jezus powiedział: Zostaw ją! Przechowała to, aby [Mnie namaścić] na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie. Wielki tłum Żydów dowiedział się, że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z martwych. Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza, gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w Jezusa.


Można patrzeć na Jezusa i odkrywać Jego pragnienia, chwile, które nadejdą i być bardzo blisko Niego w tym, co trudne, przerażające, napełniające lękiem. Taką osobą jest Maria namaszczająca nogi Jezusa. Tym gestem Maria wchodzi razem z Jezusem w przeżywanie Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. Prosty gest będący miłością, troską, wyrazem oddania wszystkiego, czyli siebie. Kochający widzi więcej, dalej, głębiej. On odczuwa, przewiduje. Wydaje się, że Maria nie wiedziała, co czyni. Nie miała świadomości, że to namaszczenie jest przygotowaniem na mękę i śmierć. Wyczuwała jednak, że to jest szczególny czas Pana.


Maria jest skupiona na Osobie Jezusa; Judasz na tym, co mógłby zdobyć – na ewentualnych pieniądzach ze sprzedaży olejku. Skupienie się na pieniądzach sprawia, że można przegapić to, co najważniejsze. Można słuchać i nie usłyszeć Boga.


Wycierając włosami stopy Jezusa, Maria powierza swoje piękno, moc, życie. Jezus ją broni przed Fałszywą troską Judasza o ludzi biednych. Dając Panu swoje piękno wchodzi w obszar Jego troski, czuwania nad nią i nad tym, co dla niej dobre. Okazanie dobra przez Marię doprowadza do ujawnienia się tego, co uczeń Pana skrywał w sercu. Kiedy pojawia się dobro, w pobliżu zawsze jest obecne zło, jako alternatywa przekonywująca, logicznie uzasadniona troską o dobro innych. Niezwykle istotne jest rozeznawanie i dokonywanie wyboru między dobrem (Maria) a pozornym oczekiwaniem na dobro (Judasz).


„Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie”. Nie ma w świecie równowagi w posiadaniu dóbr materialnych. Ubodzy, czyli cierpiący z powodu niezaspokojonych potrzeb i niesprawiedliwości. Ludzie ubodzy są ofiarą chciwości innych, żądzy władzy i naginania prawa. Mogą oni szukać jedynie skutecznej pomocy i wsparcia u Boga. Jakie jest uzasadnienie dla namaszczenia stóp Jezusa? Zbliżająca się chwila odejścia z tej ziemi przez mękę i śmierć. To jest czas świętowania, ostatnich chwil radości w takiej wspólnocie. Maria przeżywa ból i radość. Te dwie rzeczywistości zawsze się w życiu przenikają, wychowują człowieka i są składowymi jego szczęścia.


Jezus jest ubogim. Oddał całego siebie Ojcu. Jest też ubogi przez niezrozumienie, którego doznaje ze strony osób najbliższych. Mówi im o swojej męce i zbliżającej się śmierci, a oni patrzą na cenę olejku, jakim Maria namaszcza Jego nogi. Fizycznie są blisko, z Nim, natomiast sercem, rozumieniem nieobecni. Wielka samotność i osamotnienie, a tym samym najgłębsze doznanie ubóstwa. Najboleśniejsze nie jest to, że czegoś nie mamy z dóbr materialnych. Najbardziej boli nie odczuwanie z nami tych, dla których żyjemy, których kochamy, za których oddajemy nasze życie.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

+ † +

Także
>>>Wielki Poniedziałek

+ † +




avatar użytkownika intix

47. Słowo Boże na dziś: Czy nie ja, Rabbi?

Środa, 27 marca 2013 roku
ŚRODA WIELKIEGO TYGODNIA
Mateusz 26,14-25
Wtedy jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: „Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam”. A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać. W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: „Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia?” On odrzekł: „Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: „Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami”„. Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu . A gdy jedli, rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi”. Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: „Chyba nie ja, Panie?” On zaś odpowiedział: „Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: „Czy nie ja, Rabbi?” Odpowiedział mu: „Tak jest, ty”.


Judasz chciał mieć. Nie było dla niego ważne, nie myślał o tym, jakim człowiekiem się stanie przez takie posiadanie. Gdy człowiek chce mieć przede wszystkim, a nie myśli o tym, aby przede wszystkim być, zaczyna błądzić. Uczeń chciał poza Jezusem, nie zaś z Nim i dla Niego. To posiadanie, które łączy człowieka z Bogiem jest posiadaniem ubogacającym, to zaś, które oddziela człowieka od Boga jest posiadaniem, które człowieka pozbawia życia. Posiadanie może mącić umysł. Może stać się żądzą, która sprawia, że człowiek innym jest wewnętrznie a innym na zewnątrz. Im więcej człowiek posiada rzeczy, w tym większym stopniu rzeczy posiadają człowieka. Koncentracja na tym co materialne może prowadzić człowieka do tego, że zapomina o tym co istotne, na byciu człowiekiem.


Judasz jest skupiony na tym jak zdradzić, aby posiąść srebrniki. Wydawać by się może rozumiał posiadanie jako sposób na stanie się szczęśliwym. Pokusa pokazuje człowiekowi piękno, radość, moc, mądrość posiadania. Człowiek może posiadać rzeczy gdy wie, skąd przychodzi i dokąd zdąża. Judasz będąc z Jezusem, nie był z Nim wewnętrznie, nie był oddanym Jemu. Można chcieć należeć do osoby, przez miłość, ale nigdy nie można chcieć należeć do rzeczy. Judasza posiadły pieniądze.


Nawet będąc na Ostatniej Wieczerzy nie był obecny w Wieczerniku, lecz w swoim sercu w którym zalegały ciemności zdrady i namiętność posiadania. Czy Judasz łatwo wyszedł z Wieczernika? Czy Jezus mógł go zatrzymać? Chleb umoczony w winie był znakiem walki Jezusa o swojego ucznia. Trudno się opamiętać, gdy człowiek daleko zaszedł. Zawsze jednak jest blisko Pan, który mówi: "Tak jest, ty" jesteś człowiekiem, który za chwilę może mnie zdradzić. Nie pomógł Judaszowi smutek wspólnoty uczniów. Nie odebrał ich bólu, ostrzeżenia, ostrego sygnału do wycofania się z układu z arcykapłanami. Dramatyczne jest to, że można być tak blisko Jezusa, a równocześnie tak daleko. Można widzieć wyciągniętą rękę Pana, która chce ratować gdy tonę, a nie pozwolić sobie pomóc.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

+ † +

Także:
>>>Trzy dni z Piotrem - Uwierzyć słowu Jezusa, cz. 1/3 (audio) .
>>>Trzy dni z Piotrem - Uwierzyć w Jezusa, cz. 2/3 (audio) .

>>>Nieprzyjaciel...
( ks. Michał Olszewski, SCJ)

+ † +
Oraz
>>>REKOLEKCJE AKO 2013- ks. prof. Paweł Bortkiewicz, duszpasterz AKO

+ † +





avatar użytkownika intix

48. Słowo Boże na dziś...

Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną

Czwartek, 28 marca 2013 roku
WIELKI CZWARTEK
Jan 13,1-15
Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?” Jezus mu odpowiedział: „Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział”. Rzekł do Niego Piotr: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał”. Odpowiedział mu Jezus: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną”. Rzekł do Niego Szymon Piotr: „Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę!”. Powiedział do niego Jezus: „Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy”. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: „Nie wszyscy jesteście czyści”. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie „Nauczycielem” i „Panem” i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.


Umycie moich nóg przez Jezusa jest warunkiem stania się Jego uczniem, przyjacielem. Umycie nóg jest równocześnie znakiem wprowadzenia do Królestwa niebieskiego. Brak zgody na umycie jest równoznaczne z zerwaniem relacji z Jezusem. Potem trzeba już odejść. Zgoda na to, aby Jezus umył uczniom nogi nie jest sprawą dowolności, ale warunkiem stania się Jego przyjacielem i nawiązania z Nim nowej, głębokiej więzi.


Umywanie nóg jest drogą miłości Jezusa do człowieka. Taką drogę pokazał Mu Ojciec. Taką drogę przechodzi Pan i ci, którzy uwierzyli w niego. Najwyższy czas, żeby Piotr to zrozumiał i nie opierał się. Piotr otwiera się na nowe rozumienie Jezusa. Przypuszczalnie nie rozumiał tego, co czynił Nauczyciel, ale nie wyobrażał sobie sytuacji, że miałby się z Nim rozstać. Bycie uczniem, to czynienie tego, co czyni Nauczyciel. Zrozumienie przyjdzie później. To jest trudne. Postawa ucznia wyraża się najpełniej w całkowitym zaufaniu Jezusowi, choćby to, co On robi wydawało się niedorzeczne, nieeleganckie, takie mało współczesne i upokarzające.


Droga, którą wskazuje Pan nie polega na panowaniu, rządzeniu, wyższości, lecz na służeniu, staniu się najmniejszym, wręcz poddanym. Jezus klęka przed uczniem. Uczeń powinien klękać przed tym, do którego jest posłany, aby Jego Królestwo stanęło otworem przed wszystkimi. Jezus pokazuje, że w taki sposób wyrażana jest miłość w Jego Królestwie. Umywanie nóg jest sposobem wejścia w nowe myślenie i odczuwanie, w świat Boga.


Umywanie nóg jest szaleństwem. Bez niego nie wchodzimy na drogę prowadzącą do zbawienia. Umywanie nóg jest przygotowaniem na doświadczenie „opuszczenia” przez Ojca, na odczuwanie poniżenia, „utraty” wiary, rozumienia przez najbliższych, pozostawienia przez tych, którym najbardziej ufaliśmy. Samemu trzeba się uniżać, aby przejść przez uniżenie, które nadejdzie. Jezus utożsamia się ze wszystkimi odczuwającymi opuszczenie przez Boga. W gestach słabości zawiera się mądrość zbawienia.


Słabość trzeba przyjąć, aby stała się naszą mocą i mądrością. Ważne jest to, jak patrzy na nas Ojciec, nie ludzie. Patrzenie Ojca jest siłą Syna. Patrzenie Nauczyciela, jest siłą ucznia. Jezus patrzy na mnie z miłością. Nie trzeba się bronić przed miłością. Umywanie nóg jest miejscem wyrażania miłości, a przez to, miejscem stawania się wrażliwym i pięknym, czułym i przebaczającym. Takim jest Pan, takimi stajemy się przez umywanie nóg innym, czyli służenie.


„Nie, nigdy nie będziesz mi nóg umywał”. Piotr nie był mężczyzną bojaźliwym. Sądził, że Jezus jest Mesjaszem silnym, a odkrył Go słabego. Piotr nosił w sobie ideał siły, prawdy, hojności, w którym dobrzy zwyciężają nad złymi. Kim jest Jezus, który klęka przed nim na kolana jak prosty służący? Piotr nie rozumie, ale zgadza się na prośbę Mistrza. Piotr jest wezwany do stania się małym, do umywania nóg innym, do budowania wspólnoty, w której słaby jest na pierwszym miejscu.


Trzeba najpierw wyrzec się swoich ludzkich pewników i pozwolić prowadzić się Bogu. Musi zgodzić się na przejście przez noc ciemną, zaakceptować fakt, że nie wszystko będzie rozumiał. Piotr ma trudności, żeby zgodzić się na taką przemianę. Zgadza się, żeby zostały umyte jego nogi, ale nie rozumie i nie może, przynajmniej chwilowo, stać się takim jak Jezus.


Możemy odkryć w sobie walkę między potrzebą posiadania racji i posiadania władzy, całkowitej kontroli, a przyjęciem drugiego, zaufaniem do Boga i do innych ludzi. Odczuwamy w naszym sercu walkę między potrzebą wspinania się wzwyż, aby przewodzić, i pragnieniem zejścia w dół, aby kochać, słuchać i być wrażliwym na inne osoby. Jezus wzywa, aby kochać, nawet nadmiernie, aż do końca. Poprzez ten gest, Jezus prosi, byśmy szli za Nim drogą małości, drogą komunii serc, przebaczenia, zaufania i wrażliwości.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

+ † +

>>>Wielki Czwartek

+ † +

>>>Trzy dni z Piotrem - Zawierzyć Jezusowi, cz. 3/3 (audio)
( ks. Michał Olszewski, SCJ)

+ † +

>>>Triduum Paschalne

+ † +






avatar użytkownika intix

49. Słowo Boże na dziś...

Ojcze, w Twoje ręce, oddaję ducha mojego

Piątek, 29 marca 2013 roku
WIELKI PIĄTEK
Jan 18,1-19-42
Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią. A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: «Kogo szukacie?» Odpowiedzieli Mu: «Jezusa z Nazaretu». Rzekł do nich Jezus: «Ja jestem». Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: «Ja jestem», cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: «Kogo szukacie?» Oni zaś powiedzieli: «Jezusa z Nazaretu». Jezus odrzekł: «Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść!» Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: «Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś». Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: «Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?» Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi pojmali Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza. Był on bowiem teściem Kajfasza, który owego roku pełnił urząd arcykapłański. Właśnie Kajfasz poradził Żydom, że warto, aby jeden człowiek zginął za naród. A szedł za Jezusem Szymon Piotr razem z innym uczniem. Uczeń ten był znany arcykapłanowi i dlatego wszedł za Jezusem na dziedziniec arcykapłana, podczas gdy Piotr zatrzymał się przed bramą na zewnątrz. Wszedł więc ów drugi uczeń, znany arcykapłanowi, pomówił z odźwierną i wprowadził Piotra do środka. A służąca odźwierna rzekła do Piotra: «Czy może i ty jesteś jednym spośród uczniów tego człowieka?» On odpowiedział: «Nie jestem». A ponieważ było zimno, strażnicy i słudzy rozpaliwszy ognisko stali przy nim i grzali się. Wśród nich stał także Piotr i grzał się [przy ogniu]. Arcykapłan więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem. Uczyłem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie uczyłem niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Oto oni wiedzą, co powiedziałem». Gdy to powiedział, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?» Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» Następnie Annasz wysłał Go związanego do arcykapłana Kajfasza. A Szymon Piotr stał i grzał się [przy ogniu]. Powiedzieli wówczas do niego: «Czy i ty nie jesteś jednym z Jego uczniów?» On zaprzeczył mówiąc: «Nie jestem». Jeden ze sług arcykapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął ucho, rzekł: «Czyż nie ciebie widziałem razem z Nim w ogrodzie?» Piotr znowu zaprzeczył i natychmiast kogut zapiał. Od Kajfasza zaprowadzili Jezusa do pretorium. A było to wczesnym rankiem. Oni sami jednak nie weszli do pretorium, aby się nie skalać, lecz aby móc spożyć Paschę. Dlatego Piłat wyszedł do nich na zewnątrz i rzekł: «Jaką skargę wnosicie przeciwko temu człowiekowi?» W odpowiedzi rzekli do niego: «Gdyby to nie był złoczyńca, nie wydalibyśmy Go tobie». Piłat więc rzekł do nich: «Weźcie Go wy i osądźcie według swojego prawa!» Odpowiedzieli mu Żydzi: «Nam nie wolno nikogo zabić». Tak miało się spełnić słowo Jezusa, w którym zapowiedział, jaką śmiercią miał umrzeć. Wtedy powtórnie wszedł Piłat do pretorium, a przywoławszy Jezusa rzekł do Niego: «Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?» Jezus odpowiedział: «Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?» Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił?» Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd». Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu». Rzekł do Niego Piłat: «Cóż to jest prawda?» To powiedziawszy wyszedł powtórnie do Żydów i rzekł do nich: «Ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego [więźnia]. Czy zatem chcecie, abym wam uwolnił Króla Żydowskiego?» Oni zaś powtórnie zawołali: «Nie tego, lecz Barabasza!» A Barabasz był zbrodniarzem. Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować. A żołnierze uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem purpurowym. Potem podchodzili do Niego i mówili: «Witaj, Królu Żydowski!» I policzkowali Go. A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: «Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy». Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: «Oto Człowiek». Gdy Go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: «Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!» Rzekł do nich Piłat: «Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy». Odpowiedzieli mu Żydzi: «My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym». Gdy Piłat usłyszał te słowa, uląkł się jeszcze bardziej. Wszedł znów do pretorium i zapytał Jezusa: «Skąd Ty jesteś?» Jezus jednak nie dał mu odpowiedzi. Rzekł więc Piłat do Niego: «Nie chcesz mówić ze mną? Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzą Ciebie ukrzyżować?» Jezus odpowiedział: «Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie». Odtąd Piłat usiłował Go uwolnić. Żydzi jednak zawołali: «Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi». Gdy więc Piłat usłyszał te słowa, wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na trybunale, na miejscu zwanym Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata. Był to dzień Przygotowania Paschy, około godziny szóstej. I rzekł do Żydów: «Oto król wasz!» A oni krzyczeli: «Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!» Piłat rzekł do nich: «Czyż króla waszego mam ukrzyżować?» Odpowiedzieli arcykapłani: «Poza Cezarem nie mamy króla». Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowano. Zabrali zatem Jezusa. A On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa. Wypisał też Piłat tytuł winy i kazał go umieścić na krzyżu. A było napisane: «Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski». Ten napis czytało wielu Żydów, ponieważ miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa, było blisko miasta. A było napisane w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Arcykapłani żydowscy mówili do Piłata: «Nie pisz: Król Żydowski, ale że On powiedział: Jestem Królem Żydowskim». Odparł Piłat: «Com napisał, napisałem». Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: «Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć». Tak miały się wypełnić słowa Pisma: Podzielili między siebie szaty, a los rzucili o moją suknię. To właśnie uczynili żołnierze. A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę». Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Wykonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha. Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat – ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem – Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili. Potem Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. A Piłat zezwolił. Poszedł więc i zabrał Jego ciało. Przybył również i Nikodem, ten, który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa w nocy, i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i obwiązali je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania. A na miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo. Tam to więc, ze względu na żydowski dzień Przygotowania, złożono Jezusa, bo grób znajdował się w pobliżu.


Jezus pozbawiony obecności swoich przyjaciół i wydany na znęcanie się przez wrogo do siebie nastawiony tłum. To także zwrotny punkt w życiu uczniów. Nie znaczy to, że przestali w Niego wierzyć. Oni w Niego wierzą, lecz wiara ich jest ograniczoną. On teraz dotarł do kresu, oni natomiast wybierają inną drogę. To, że Go opuścili, nie oznacza, że już Go nie kochają. Wciąż bardzo Go kochają, ale kochają też coś innego – jeszcze bardziej, bowiem kochają swoje własne bezpieczeństwo. To ono jest teraz poważnie zagrożone i zmienia kierunek drogi, po której idą. Każda, świadomie zakreślona granica w oddaniu się Jezusowi, nieuchronnie w jakiś sposób zaprowadzi do zdrady.


"Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie". Jezus domaga się jedynego w swoim rodzaju, nadzwyczajnego stosunku do siebie: z Nim kompromis nie jest możliwy. We wszystkich międzyludzkich sytuacjach kompromis jest czymś zwykłym, na ogół możliwym, a często wręcz wskazanym, bo tu mamy do czynienia z wartościami skończonymi. U Jezusa jest inaczej, kto z Nim zawiera kompromis, już na tej samej płaszczyźnie postawił inną wartość – i w ten sposób zakwestionował Jego zwierzchnictwo w swoim życiu.


"Oni sami jednak nie weszli do Pretoriom, aby się nie skalać, lecz żeby móc spożyć Paschę". To połączenie ślepej nienawiści z przestrzeganiem w najdrobniejszych szczegółach zewnętrznych rytuałów brzmi wręcz niewiarygodnie. Litera prawa zostaje starannie wypełniona, gdy tymczasem człowiek sprawiedliwy w pozorowanym procesie, zostaje skazany na śmierć. Często samych siebie wodzimy za nos. Z jakim trudem zwalczamy własny faryzeizm. Ileż to osób w zakonie z całą powagą wierzy w swoją uczciwość i nie dostrzega dwulicowości swojego myślenia i zachowania. Z pewnością jest możliwe, iż jakiś człowiek szczerze wierzy w to, co mówi, a jednak naprawdę nie jest szczery. "Człowiek może być przekonany, że działa z poczucia sprawiedliwości, a jednak powoduje nim okrucieństwo. Może sobie wmawiać, że wypełnia go miłość, a pragnąć pełnego cierpień uzależnienia (masochistycznego uzależnienia). Ktoś może sądzić, że kieruje nim poczucie obowiązku, gdy tymczasem jego siłą napędową jest próżność". (Erich Fromm)


Religijne, ścisłe przestrzeganie moralności może dobrze służyć tuszowaniu niesprawiedliwości, zawiści, egoizmu. Potrafimy się skoncentrować na drobiazgach, a unikać tego, co istotne. Potrafimy niekiedy namiętnie walczyć przeciwko niesprawiedliwości poza klasztorem, w świecie dokonującej się, a jednocześnie zapominać o wołającej o pomstę do nieba niesprawiedliwości pośród nas samych.


Piłat chciałby coś dla Jezusa zrobić, ale nie wszystko. Więc w rzeczywistości nie czyni dla Niego nic. Szukając rozwiązania połowicznego, nie osiąga niczego. Chciałby uratować Jezusa, ale jednocześnie nie chciałby stracić dobrej opinii w Rzymie. Jezus jest ofiarą tego dwuznacznego stanowiska Piłata. "Za dobro płacą tylko ci, którzy je czynią". Tymczasem Piłat nie chce płacić pełnej ceny za dobro, które zamierza uczynić – i przez to popełnia jeszcze większą niesprawiedliwość.


Zaczynamy niekiedy mieć wątpliwości, czy rzeczywiście sprostamy wymogom naszej wiary i naszego powołania. Nagle uświadamiamy sobie, że to, co nazywamy miłością, miesza się ze skłonnością do zawładnięcia drugą osobą. Uświadamiamy sobie także, że w naszych apostolskich wysiłkach faktycznie tkwi wielkie samo-oddanie, ale że jednocześnie służą one zatuszowaniu tego, czego wzbraniamy się dać. Nagle spostrzegamy, że nasze życie modlitewne jest wszystkim innym, tylko nie osobistym stosunkiem z Bogiem. Takie chwile są zachętą do wyjścia poza naszą przeciętność i do otwarcia się. Cena jest wysoka, ale warto ją zapłacić. Odmowa jest zgubna, kompromis niemożliwy. Liczący na zwłokę kompromis coraz szybciej zamienia się w "nie" dla Jezusa.


Wierność Jezusowi może przysporzyć nam cierpień. Ale prawdą jest również to, że cierpienie może prowadzić do głębokiej zażyłości z Nim, do zbliżenia, które nie niweluje bólu, ale sprawia niewymowną radość. Czyni nasze życie na swój sposób nadzwyczaj płodnym. "Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie".


Należy się uczyć, między innymi, brać na siebie brzemiona innych, (czyli słabości, lęki, kompleksy, podejrzliwość, gniew, niedojrzałość emocjonalną, brak kultury, delikatności). Podobnie jak Jezusowi w męce towarzyszy Judasz, tak również i nam on towarzyszy, niekoniecznie w osobie człowieka obok żyjącego. Judasz żyje w nas samych.


Zbliżył się, by pocałować Jezusa. Judasz na czele nieprzyjaciół Jezusa. Jako pierwszy podchodzi do Mistrza. Stając na czele nieprzyjaciół, wyraża intymny znak przyjaźni – pocałunek. Podstęp i obłuda Judasza, stawia go na czele nieprzyjaciół. Podstęp, obłuda, udawanie, gra na dwie bramki, brak przejrzystości, brak kultury – to swoistego rodzaju Judasz obecny w człowieku.


Próbujmy zrozumieć tę postać, wczuć się w jego zachowanie. Judasz jest ważny dla nas, którzy towarzyszymy Jezusowi. Twarda mowa Jezusa, była dla Judasza punktem zwrotnym. Odrzucił Jezusa w sercu, lecz pozostał z Nim fizycznie. Wszystko robił jak inni uczniowie: chodził za Nauczycielem, ale wszystko czynił z podwójnym sercem. Judaszem człowiek się staje. Judasz rodzi się powoli. Zdrada, jest ostatnią stacją długiej drogi.


Dlaczego Judasz nie miał odwagi prosić o przebaczenie? Gdy odrzucił Jezusa, zamknął się w sobie. Prowadził latami podwójną grę – ona go zdemoralizowała i doprowadziła do roli zdrajcy. Długi opór wobec Jezusa, czyni serce zdradliwym. Staje się małym człowiekiem. Gra demoralizuje człowieka. Czy jest coś we mnie, co mnie demoralizuje?


Deprawuje się serce człowieka o podwójnej moralności. Przyzwyczaja się do zła. Grzech nie demoralizuje człowieka, który człowiek wyzna i uzna w swoim życiu. Demoralizuje natomiast człowieka grzech, który staje się prawem. Demoralizacja jest związana z roszczeniowym nastawieniem do życia – ja mam prawo.


Ważne jest to, byśmy mieli odwagę demaskować wszelkie ślady podwójnej moralności w naszym życiu duchowym, zakonnym. Demaskować niebezpieczeństwo obecne w nas, a płynące z sił przeciwnych Bogu. Uczmy się przyznawać do niewierności i wyznać niewierność. Dopóki wstydzę się swojego grzechu, nie jestem zdeprawowany.


W opisie pojmania, Jezus dobrowolnie wydaje się w ręce oprawców. On panuje nad sytuacją. Dobrowolnie wydaje się w ręce nieprzyjaciół. "Ja życie moje oddaję"


Apostołowie spali ze smutku, dlatego nie byli przygotowani na to wydarzenie. Kierowali się zasadą: "Oko za oko".


Jezus natomiast wprowadza nową zasadę – bierze zło na siebie. Zatrzymanie zła na sobie, by je przerwać, by przerwać łańcuch ludzkiej nieprawości. Istotą skrzywdzenia jest: przekazywanie swojego grzechu, dzielenie się swoim grzechem, słabością, skłonnością, namiętnością. "Zerwała owoc z drzewa i dała mężczyźnie". Człowiek zraniony – rani, niespokojny – może wprowadzać niepokój. Każde skrzywdzenie ma podwójny wymiar: czuć się człowiekiem biednym, zagubionym, znerwicowanym, oszukanym. I człowiek nic z sobą nie robi, tylko się usprawiedliwia, przenosząc swoje zranienie, skrzywdzenie na innych. Ale też można widzieć swój problem i brać odpowiedzialność za zranienie, za doznane skrzywdzenie. Nie usprawiedliwiać czynionego przez siebie zła – trudnym dzieciństwem.


Warto pamiętać, że zło rodzi zło. Kiedy widzimy naszą ludzką bezradność wobec krzywdy, niesprawiedliwości, rodzi się w nas usilna chęć odwetu. Dlatego potrzeba w każdej formie skrzywdzenia, którego w życiu doznałem – brać na siebie odpowiedzialność, brać na siebie skrzywdzenie, nie przedłużając zła. Potrzeba uczyć się umiejętności brania na siebie brzemion innych, brania na siebie grzechów innych ludzi.


Może przyjść taki czas, który moglibyśmy nazwać panowaniem ciemności, nieuczciwości. Biorąc na siebie zło, potrzeba równocześnie wskazywać na zło istniejące. Demaskować zło i brać je na siebie. Aby jednak je demaskować, trzeba mieć odwagę wewnętrzną i być człowiekiem uczciwym, przejrzystym, pobożnym, to znaczy wolnym w jakimś stopniu od zła, które pokazuję.


Demaskowanie zła, nie może być odruchem agresji, ludzkim odwetem. Trzeba chcieć wziąć zło na siebie, żeby je pokazać. Gdzie pojawi się gniew w moim odsłanianiu tego, co złe, tam nie będzie dobrego upomnienia. Stąd potrzeba nam łaski Jezusa, byśmy mieli odwagę wskazywać na zło, a równocześnie okazać człowiekowi szacunek.


"Przyjacielu, po coś przyszedł?". Łączymy upominanie, z wzięciem zła na siebie, zamiast rozdmuchiwaniem go, informowaniem innych, czyli nagłaśnianiem jako pewną sensację. "Bracie, co ty ze sobą robisz?" Upomnienie, ma na celu pomoc prowadzącą ku przebudzeniu wewnętrznemu, przebudzeniu uśpionego sumienia, a nie odwet. "Dokąd zmierzasz?". Nie może być chęci zemsty, ironii, jakiegokolwiek rewanżu. Celem upomnienia, jest pomoc człowiekowi w jego zagubieniu i słabości. Gdzie nie ma troski o człowieka, tam upomnienie będzie zawsze niedobre.


Maryja cierpi na Golgocie. Nie opuszcza jednak miejsca swojego cierpienia. Człowiek próbuje na wszelkie możliwe sposoby uwolnić się od tego, co dokucza, sprowadza smutek. Usiłuje uwolnić się od ludzi, czy spraw, które sprowadzają nadmiar trosk. Jezus walczy o zbawienie tych, których umiłował. Jest moim Królem. Dobry Król, jak Dobry Pasterz – oddaje życie za tych, którzy są na Golgocie, lecz i za tych, którzy ze strachu na nią nie dotarli. Maryja pod Krzyżem jest włączona w cierpienia swojego Syna. Przez to staje się moją Matką i Królową.


Cierpienie nie zwyciężyło Maryi. Ona panowała nad swoim cierpieniem. W czy m objawia się panowanie? W wolności od oskarżania tych, którzy Jezusa skazali, ukrzyżowali, szydzą z Niego. Panowanie wyraża się w wolności od pretensji do tych, którym Jezus dobrze czynił, a oni wydali Go na śmierć haniebną. Cierpi, nie szukając za wszelką cenę odpowiedzi, dlaczego tak musi być?


Jest Królową, gdyż w wielkim cierpieniu przyjmuje za syna ucznia Pańskiego, a w nim, wszystkich ludzi, za swoje dzieci. Cierpienie nie skupie jedynie jej uwagę na własnej osobie. Choć w takich chwilach, to częste i zrozumiałe. Cierpienie otwiera Jej Niepokalane Serce na tych, którzy Jej potrzebują. Cierpiąc z Jezusem, w miłości, odczuwamy swoją potrzebność. Nie zatrzymujemy się na własnym cierpieniu, lecz idziemy w nim, idziemy tam, gdzie potrzeba zaradzać potrzebom innych. Odpowiadamy tym, którzy potrzebują matki, potrzebują ojca. Cierpienie z Panem jest czasem dojrzewania do macierzyństwa duchowego, jak Maryja.


Maryja nie tylko przyjmuje Jana. Ona również pozwala się przyjąć Janowi. Nie tylko okazuje Serce, ale także zgadza się, by on okazał Jej swoje serce. Człowiek w cierpieniu potrafi bronić się, przed tymi, którzy chcą okazać zrozumienie, współczucie. Maryja wchodzi w szczególną relację, więź z Janem, przez przyjęcie jego troski, o siebie. Cierpienie Jezusa, Maryi i Jana, prowadzi ich do najgłębszego spotkania. Gdy cierpimy, możemy tworzyć wspólnotę zrozumienia, pokoju, szacunku dla siebie nawzajem. Cierpienie we wspólnocie, czy nie pojawia się, między innymi, jako zachęta czyniona przez Chrystusa do tego, abyśmy spojrzeli na siebie z szacunkiem, przyjęli się nawzajem, jedna drugą – do serca. W spotkaniu Maryi i Jana pod krzyżem, każde z nich jest na swoim miejscu. To ważne, aby w cierpieniu być na wskazanym dla mnie miejscu.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

+ † +

>>>Rozmowa o Słowie - Wielki Piątek (video)

+ † +



avatar użytkownika intix

51. Słowo Boże na dziś: Zmartwychwstał

Sobota, 30 marca 2013 roku
WIELKA SOBOTA
Łukasz 24,1-12
W pierwszy dzień tygodnia poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: „Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary. Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało.


Kobiety szukają ciała Jezusa. Pusty grób nic im nie mówi, nie rozumieją tego, co się stało. Spodziewamy się znaleźć Jezusa tam, gdzie nie ma życia. Nasze dążenie jest uwarunkowane myśleniem o śmierci, nie o życiu, dlatego nie możemy spotkać Pana. Nasza bezradność, podobnie jak kobiet idących do grobu sprawia, że Jezus posyła aniołów. Wpatrujemy się, jak kobiety, które przyszły rano, aby namaścić ciało Jezusa w to, co jest symbolem śmierci, symbolem ciemności - w grób.


Bezradne i przestraszone. Doświadczały niepewności sytuacji, w której się znalazły. Nie wiedziały, co o tym myśleć, jak reagować na „pusty grób”. Odczucie zakłopotania i zagubienia w zderzeniu ze znakiem, którego nie potrafiły odczytać. Św. Łukasz twierdzi, że były „osłupiałe z przerażenia”. Przerażenie pokazuje stan ludzkiego serca.


Powracamy do tego, co jest naszym więzieniem i ciemnością, co niszczy w nas pragnienie życia, co jest nieczystością. Powracamy do tego, co jest naszą ludzką samotnością i odosobnieniem. Nie możemy i nie powinniśmy od tego uciekać. Jezus wprowadza kobiety w to, co w ich rozumieniu, nie budziło nadziei. Tam gdzie On prowadzi zawsze jest nadzieja życia. Jezus chciał, aby niewiasty spotkały się z tajemnicą pustego grobu.


Życie powraca do serca, gdy przypominamy sobie słowa Pana. Żeby pamiętać słowa Jezusa, trzeba je sobie przywoływać, wspominać, utrwalać w sercu przeżywając. Myślenie o tym, co Jezus mówi sprawia, życie Słowem, życie w Słowie. Ono odwraca nas od tego, co jest naszym grobem. Słowo umożliwia wpatrywanie się w Zmartwychwstałego. Myślenie o Słowach Jezusa jest troską o naszą relację z Nim. Znamy Jezusa, kiedy pamiętamy, co do nas powiedział. Nie pamiętanie łączy się z nie rozumieniem słów Jego.


Kobiety, które przypomniały sobie o tym, co Jezus powiedział odczuły przynaglenie, aby przypomnieć o tym Jego uczniom. Słowo Boże, które jest w sercu człowieka, ono otwiera na prawdę o zmartwychwstaniu. Jest ponad to przekazywane bez względu na to, jak na nie reagują inni. Uczniowie nie uwierzyli kobietom. Pojawia się myśl, że prawda o zmartwychwstaniu Jezusa nie została przyjęta od razu przez Jego uczniów. Nie uwierzyli oni kobietom, które zostały wybrane na pierwszych świadków zmartwychwstania. Jest w nich opór przed przyjęciem Radosnej Nowiny.


Życie w zamknięciu, w lęku, w przeżywaniu frustracji spowodowanej ucieczką od Jezusa w chwili Jego pojmania, wydaje swoje owoce. Trudno jest przyjąć prawdę Słowa Bożego, nie dowierzając słowom prawdy człowieka. Przez słowo ludzkie przychodzi słowo Pana. Bóg objawia się nie tylko przez ludzi świętych, doskonałych, cieszących się autorytetem i wysoką pozycją społeczną, ale najczęściej dokonuje tego przez osoby, których grzechy są nam znane.


Uboga stajnia betlejemska nie była przekonywająca, jako miejsce narodzin Boga-Człowieka. Trzy niewiasty, których życie było bardzo trudne a ich serca bardzo poranione wybrał Bóg, aby przez nie powiedzieć swoim uczniom, których nie uznał za godnych pierwszeństwa, aby objawiły największą prawdę – o Jego zmartwychwstaniu. Uprzedzenia jakie są w ludzkim sercu uniemożliwiają przyjęcie prawdy przychodzącej od Boga.
Ks.Józef Pierzchalski SAC

Bóg zapłać...

avatar użytkownika intix

52. Przebite Serce Boga (Ks. Michał Olszewski SCJ )

A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej.
O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?


 Bóg objawia się w ciemności


 Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: «Patrz, woła Eliasza». Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: «Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]». Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha. [Mk 15, 33-37]


Zanim zostało przebite na krzyżu Serce Zbawiciela, dokonało się coś niesamowitego, co często gdzieś ucieka naszej uwadze w naszym doświadczeniu Kalwarii. Otóż zobaczmy: gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię. Ziemia została ogarnięta przez ciemności. I to właśnie w tych ciemnościach dochodzi do tego dramatycznego objawienia się Boga w Jezusowym Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Jezus został już całkowicie sam, ogołocony ze wszystkiego, nie było przy Nim nikogo, zdawało się Mu nawet, że sam Bóg-Ojciec Go opuścił! Zobacz, czy nie jest często tak też i w twoim życiu? Czy nie stajesz niejednokrotnie wobec różnych sytuacji dnia codziennego i nie wołasz w niebo Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Zdajesz się być zawieszona/y między niebem a ziemią w swojej bezradności, nieumiejętności poradzenia sobie z problemem, zrozumienia sensu kolejnego bólu czy dramatu osamotnienia w życiowej wędrówce. Wtedy krzyczysz:


- nie ma Boga!


- nie ma nadziei!


- nie ma miłości!


- nie ma prawdy!

Czytaj dalej na profeto.pl <<
***
Także >>>Alleluja pustego grobu!

Amen
Serdeczne Bóg zapłać...