Stare sprawy... AKTUALNE EFEKTY...(?) Polityka międzynarodowa ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec.

avatar użytkownika intix

 

Rozmowa z Januszem Dobroszem, (byłym) wicemarszałkiem Sejmu... (2006r.)

Panie Marszałku, Powiernictwo Pruskie złożyło do Trybunału w Strasburgu 22 pozwy przeciwko Polsce i zapowiada następne. Domaga się zwrotu nieruchomości pozostawionych przez przesiedleńców niemieckich po II wojnie światowej. Przed kilku laty prof. Bartoszewski, wtedy minister spraw zagranicznych, tłukł w Sejmie ręką w pulpit, krzycząc, że tylko "oszołomy" mogą taki scenariusz poważnie rozważać. Tymczasem okazuje się, że rację mieli tacy politycy jak Pan, którzy już w 1990 r. przy zawieraniu traktatu z Niemcami ostrzegali, że w takim kształcie nie zapewnia on Polsce bezpieczeństwa prawnego.
- To nie była z mojej strony kwestia intuicji. Mam zwyczaj, jeśli już za coś się biorę, robić to solidnie, toteż - w przeciwieństwie do pana Bartoszewskiego i pana Skubiszewskiego - udałem się wtedy na konsultacje do Poznania do śp. prof. Klafkowskiego, znakomitego znawcy problematyki roszczeń, oraz przeczytałem dokumenty, które wyraźnie pokazywały, jakie problemy własnościowe wynikają z niemieckiego prawa wewnętrznego w związku z Układem Poczdamskim. Po stronie niemieckiej przesiedlenia były od początku kwestionowane, zaś przesiedleńców z rozmysłem określano jako "wypędzonych", aby wywołać negatywną konotację. W kwestiach własnościowych całe niemieckie prawo wewnętrzne, konstytucja, orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wyraźnie zmierzały do tego, aby roszczenia zachowały aktualność. Pamięta pani list intencyjny ministra Genschera? List ten, załączony przez obie strony w jednobrzmiącej wersji do traktatu polsko-niemieckiego, wyraźnie stwierdzał, że traktat nie dotyczy kwestii własnościowych. Polska strona interpretowała, że to oznacza, iż sprawy własnościowe są zamknięte, a niemiecka, że przeciwnie - pozostają otwarte.
Zwracałem na to uwagę przed głosowaniem nad traktatem, ale zostałem potraktowany jako "oszołom", a w mediach przypięto mi łatkę polityka antyniemieckiego. A wystarczyło tylko zapoznać się z dokumentami i spokojnie rozmawiać o tym problemie. Na to jednak nie było wtedy atmosfery. Dzisiaj prof. Bartoszewski bardzo mocno, ze swadą reaguje na pozwy, ale zapomina, że jego gest na pięćdziesięciolecie zakończenia wojny - przeproszenie w Bundestagu za przesiedlenia - przyjęty został po stronie niemieckiej nie jako akt współczucia dla przesiedlonych, lecz jako sygnał nieidentyfikowania się z polityką, która doprowadziła do przesiedleń. Ba, profesor tłumaczył się, że tę decyzję podjęły przecież cztery mocarstwa... My się cieszymy, że cztery mocarstwa po odcięciu nam połowy Polski i przekazaniu Związkowi Sowieckiemu zrekompensowały nam to przynajmniej na zachodzie, umożliwiając historyczny powrót na te ziemie. Dzisiaj niektórzy politycy dziwią się pozwom, a przecież to jest skutek nawarstwiania się ich własnych zaniechań i przemilczeń, podobnie jak kwestia Centrum przeciwko Wypędzeniom, jak kreowanie w niemieckich mediach negatywnego obrazu Polaków czy robienie z Kaczyńskich "kartofli", gdy zaczęli się upominać o nasze sprawy. W ten sam trend wpisuje się akcja w "Der Dzienniku": przez tydzień na pierwszych stronach wałkują, że kilku smarkaczy, głupców uczestniczyło w prywatnym sabacie. A jak się w Niemczech podpala domy azylantów, jak co roku ginie tam ponad setka ludzi w aktach przemocy o znamionach rasistowskich, to niemieckie media piszą o tym cichutko, powierzchownie, a nasze nie wspominają ani słowem. A to jest zupełnie inna miara rzeczy! W moim przekonaniu, to nie jest przypadek.

Może furtka do roszczeń w traktacie polsko-niemieckim nie była dobrowolną koncesją strony polskiej, wynikającą z braku doświadczenia lub niewiedzy... Może postawieni zostaliśmy pod ścianą przez niemieckich polityków?
- Ależ oczywiście. Jednak w tym czasie Niemcom bardzo zależało na wizerunku w oczach Polaków. Pamiętajmy, że między 1991 a 1995 rokiem decydowały się u nas kwestie akcesyjne. Stronie niemieckiej chodziło o takie usytuowanie Polski, aby w przyszłości realizować swoje cele, toteż był to dla nas najlepszy moment na wynegocjowanie korzystnych rozwiązań. Ale nie było w Polsce do tego atmosfery. Niemcy mieli być naszym "adwokatem w drodze do Unii", więc politycy ze środowiska późniejszej Unii Wolności uznali, że niezręcznie byłoby poruszać drażliwe problemy. Ostatnie porozumienia niemiecko-rosyjskie też przecież nie pojawiły się nagle. Soczi, Kaliningrad, zachowanie Putina w trakcie obchodów 60-lecia zakończenia wojny - to wszystko trwało. Sojusz niemiecko-rosyjski, gazowy i nie tylko, wykrystalizował się dlatego, że nie załatwiliśmy swoich spraw. Gdybyśmy je załatwili, to nie wiem, czy Niemcy zaryzykowaliby tak wątpliwy alians, wiedząc, że świat wygląda inaczej, a dominacja Ameryki jest poważna. Trzeba na to patrzeć w kategoriach politycznych.

Rząd niemiecki dystansuje się od pozwów, twierdzi, że ich nie popiera. Czy to wystarczy? Przecież Polska została postawiona pod pręgierzem...
- W poprzedniej kadencji Sejm podjął dwie uchwały - w sprawie roszczeń niemieckich i reparacji wojennych na rzecz Polski. Wkrótce potem Polskę odwiedziła komisja spraw zagranicznych Bundestagu. Podczas spotkania powiedziałem im: skoro twierdzicie, że żadne z ugrupowań Bundestagu nie popiera roszczeń, to wam zacytuję waszego Karola Maya (nie Marksa, nie będę złośliwy), którego bohater mawiał w takim wypadku: "Niech przemówią czyny!". Cóż stoi na przeszkodzie, aby w Bundestagu rozpocząć normalizację w duchu traktatu? Po pierwsze - trzeba zmienić archaiczny art. 116 niemieckiej konstytucji, który nadaje obywatelstwo tym, którzy mieszkają na polskich Ziemiach Odzyskanych. Po drugie - niech kwestia roszczeń cywilnoprawnych zostanie załatwiona wewnątrz państwa niemieckiego poprzez ich prawne zniesienie lub zaspokojenie poszkodowanych. Gdyby intencje były jednoznaczne, strona niemiecka by to zrobiła. Jednostronne oświadczenie Schroedera czy Merkel, że nie popierają i nie będą popierać roszczeń, są ładne, ale niczego w sensie prawnym nie załatwiają. Doskonale to wyrazili w materiale zamieszczonym w "Naszym Dzienniku" profesorowie Sandorski i Muszyński: problem musi być załatwiony w kategoriach prawnych. Przecież Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe potwierdził roszczenia przesiedleńców. W ubiegłej kadencji wraz z posłem Macierewiczem i posłem Czerwińskim prowadziliśmy o to batalię, w wyniku której w MSZ powstał zbiór dokumentów i ekspertyz obejmujący problematykę roszczeń, przygotowany przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych.

Sejm w uchwale stanął na stanowisku, iż Polska nie uznaje jurysdykcji obcych trybunałów w sprawach własności na ziemiach zachodnich i północnych. Kilka lat wcześniej przyjęto też ustawę o uwłaszczeniu użytkowników wieczystych...
- Proszę sobie przypomnieć, kto zakwestionował tamto pierwsze uwłaszczenie. Nasz własny Trybunał Konstytucyjny! Jeśli więc niektórzy mówią, że możemy być pewni swego przed Trybunałem w Strasburgu, to ja się pytam, czy Polacy nie mogli być pewni przed polskim Trybunałem, że będzie bronił tej ustawy? Skoro samorząd dysponował tymi nieruchomościami przez 3 lata, a użytkownicy wieczyści przez ponad 40-50 lat, to można by sądzić, że Trybunał przyzna im prawo własności. Tymczasem TK nie uznał ich praw, tylko prawa samorządów! A więc nawet na gruncie polskiego prawa mieliśmy wpadkę. Jestem przekonany, że nie istnieją racje prawne po stronie przesiedlonych, ale zachodzi pytanie, jak się zachowają sędziowie Trybunału w Strasburgu? W pozwach użyto argumentu, jakoby przy przesiedleniach doszło do naruszenia praw człowieka wynikających z Konwencji z 1950 roku. Nie ma w Strasburgu pozwu polskiego o reparacje wojenne, za to są cywilnoprawne pozwy niemieckie przeciwko Polsce. To kuriozalna sytuacja. I ta sprawa funkcjonuje na arenie międzynarodowej.

Premier zapowiedział, że będzie szybka, mocna reakcja polskiego parlamentu. Jak należałoby zareagować?
- Pamięta pani uchwałę Sejmu z 1998 roku? Była odpowiedzią na rezolucję Bundestagu, która potwierdzała prawa przesiedleńców i uznawała przesiedlenia za sprzeczne z prawem międzynarodowym. Odpowiedź strony polskiej została uchwalona przy wielkim oporze środowisk lewicowo-liberalnych. Potem szybko ją wyciszono, a mnie jako projektodawcę postawiono pod pręgierzem. Teraz jest podobnie. Pół roku temu, w czerwcu, w 15. rocznicę uchwalenia traktatu polsko-niemieckiego, zgłosiłem w imieniu LPR wniosek o debatę nad wykonaniem tego traktatu. Niestety, został on zablokowany przez urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Pani minister Fotyga ma właściwy stosunek do problemu, ale jej doradcy... to te same twarze, które widziałem przy prof. Geremku. A sprawa staje się coraz bardziej zabagniona. Odpowiedzialność za to ponoszą te środowiska, które garściami sięgały po różne dotacje z Fundacji Adenauera, Eberta, jeździły z wykładami do Niemiec. Teraz, kiedy prezydent czy premier Kaczyński publicznie stawiają problem, są wściekle atakowani nie tylko przez niemiecką prasę, ale - o dziwo - także przez polskie media, które nie potrafią na to spojrzeć z punktu widzenia polskiego interesu.

Żeby tak patrzeć, to - jak powiedział pewien Polak zamieszkały w Niemczech - "musieliby najpierw zwrócić te pieniądze, które dostali".
- Może tak być. Nikogo personalnie nie oskarżam, ale to, co się wyprawia np. na łamach springerowskiego "Dziennika", potwierdza to, co głośno mówi redaktor Michalkiewicz: partia pruska niestety w Polsce funkcjonuje. Nie można być naiwnym. Trzeba łączyć wydarzenia w jedną całość.

Premier Kaczyński ostrzegł, że ewentualna renegocjacja traktatu, czego domaga się Powiernictwo Polskie, to kij, który ma dwa końce. Na czym polega niebezpieczeństwo?
- Właściwie były dwa traktaty - graniczny i o dobrym sąsiedztwie. Traktatu granicznego nie należy ruszać. Zachodzi jednak obawa, że strona niemiecka potraktuje oba traktaty komplementarnie, co rodzi niebezpieczeństwo, że po wszczęciu dyskusji nad jednym w innych obszarach może postawić Polskę pod ścianą. Sądzę, że przede wszystkim należy z Niemcami poważnie rozmawiać i domagać się, aby to, co deklarują, przekuli w czyny. Przecież zawsze można zamiast renegocjacji traktatu podpisać dodatkową umowę lub równolegle wydać jednostronne deklaracje. Uregulowania wymaga przede wszystkim kwestia własności i roszczeń niemieckich przesiedleńców. My w odpowiedzi moglibyśmy zrezygnować z reparacji wojennych. A są one w pełni uzasadnione. W ubiegłym roku udowodniliśmy, że rzekome zrzeczenie się ich przez Bieruta w 1953 r. było całkowicie nielegalne.
Jeżeli do tego dołożymy kwestię równouprawnienia Polaków w Niemczech i nadania im statusu mniejszości, to jesteśmy w domu. Trzeba trzymać się prawa, a nie bazować na deklaracjach. Co będzie, jak zmieni się rząd niemiecki i do głosu dojdą rewizjoniści?

Nawet dzisiaj, w podbramkowej sytuacji, są tacy politycy i publicyści, którzy przekonują, że nasza reakcja byłaby przedwczesna, bo Trybunał zapewne odrzuci pozwy...
- [śmiech] To karkołomne uzasadnienie. Proszę sobie wyobrazić, że jakieś polskie powiernictwo wychodzi z roszczeniami wobec dzisiejszej Litwy, Białorusi czy Ukrainy. Te same środowiska, które dziś wyciszają problem niemieckich roszczeń, rzucą się nam do gardła, oskarżając o nacjonalizm. Polityk musi się cechować zapobiegliwością. Ci, którym tej cechy brakuje, potem rozkładają bezradnie ręce. Jak ktoś jest obciążony takim grzechem, powinien siedzieć cicho, a nie pouczać innych.

Premier już w październiku podczas wizyty w Berlinie proponował, aby obie strony zagwarantowały sobie bezpieczeństwo prawne. Natrafił jednak po stronie niemieckiej na mur...
- To tym bardziej powinno nas zastanowić i skłonić do wsparcia premiera. W tej sprawie nie powinno być różnicy zdań między koalicją a opozycją. Mamy obecnie do czynienia z kulminacją wszystkich błędów i zaniechań. Jeśli w tej sprawie byłaby zgoda wszystkich sił politycznych, to strona niemiecka z czasem musiałaby przyjąć nasze postulaty.

Erika Steinbach, szefowa Związku Wypędzonych, który jest zapleczem Pruskiego Powiernictwa, zasiada we władzach CDU, partii współrządzącej. To sprawia, że ustne odcinanie się rządu niemieckiego od roszczeń traci wiarygodność.
- Obawiam się, że to jest tak, jak zawsze było w niemieckiej polityce. Niemcy mogą się spierać między sobą o sprawy społeczne czy inne, ale w kwestiach interesów narodowych są zgodni i potrafią je realizować, grając na trzech, czterech fortepianach. Z jednej strony - deklaracje, Unia Europejska, z drugiej - wieszanie się na szyi Putina. To jest przecież czytelne. Powiernictwo Pruskie - jak sama nazwa wskazuje, odnosi się do Prus. Stolicą Prus był Królewiec, czyli Koenigsberg, dzisiaj Kaliningrad. Czy ktoś słyszał o roszczeniach niemieckich do terenów, które dzisiaj należą do Federacji Rosyjskiej? Nikt. Czy to jest przypadek? Albo pani Steinbach ze swoją ideą Centrum przeciwko Wypędzeniom. Pani Steinbach nie jest przecież marginalnym politykiem, jak usiłowano nam wmawiać, jest członkiem władz partii tworzącej rząd... Ile razy w Niemczech padały rewizjonistyczne hasła - u nas media tłumaczyły, że różne rzeczy się mówi na użytek kampanii wyborczej. Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby LPR czy PiS w kampanii wyborczej głosiły, że musimy odzyskać majątki na Wschodzie, czy sugerowały, iż wrócimy do Lwowa i Wilna. Przecież by nas zadziobali, nikt by tego nie usprawiedliwiał kampanią wyborczą. Zresztą jeśli się używa takich haseł na potrzeby kampanii wyborczej i robią to politycy z pierwszych miejsc w sondażach, to tym gorzej, bo to świadczy o nastrojach w Niemczech. Niejeden Niemiec pytał mnie, dlaczego strona polska nie zabiega o swoje. Osłabia tym samym przyjazne jej środowiska w Niemczech, a są one całkiem liczne, lecz spychane na bok przez tych, którzy sieją ferment.

Nie ma roszczeń wobec obwodu kaliningradzkiego, ale są za to roszczenia niemieckich Żydów wobec Polski.
Widoczna jest próba wykorzystania w pozwach politycznej poprawności, która nakazuje traktować przedstawicieli narodu żydowskiego w sposób uprzywilejowany.
- Dla mnie jest to jeden z bardzo niebezpiecznych momentów w tych pozwach. Kwestia powojennych rozliczeń powinna być w Polsce kojarzona z innym wydarzeniem. Otóż w 1952 r., a więc wkrótce po niemieckich mordach na narodzie żydowskim, doszło do pierwszego porozumienia między Adenauerem a Ben Gurionem. Był to tzw. układ luksemburski, który zakładał wypłatę odszkodowań na rzecz Izraela. Państwo Izrael powstało dopiero w 1948 r., więc prawo międzynarodowe nie przewidywało żadnych reparacji na jego rzecz. Nie było to też odszkodowanie sensu stricto, bo odszkodowanie powinno trafić do kieszeni poszkodowanych przez hitlerowców rodzin żydowskich, a te pieniądze szły do państwa Izrael i budowały jego potęgę. Gdy popatrzeć od tego momentu, to okazuje się, że określone środowiska zaczęły się coraz bardziej zbliżać do Niemców, czyli ofiary zbliżały się do katów. Trzeba było więc znaleźć innego winnego, bo ktoś przecież Żydów wymordował. Od tego czasu, krok po kroku, zaczęto przesuwać winę na Polaków. W dokumentach zamiast Niemców zaczęli się pojawiać mityczni "naziści", "faszyści", a gdy mowa o aktach antysemityzmu, pojawili się Polacy. Przecież to jest czytelne. Profesor Klafkowski obliczył wartość odszkodowań cywilnoprawnych należnych Polsce na 537 mld marek. Do tego dochodzi ponad 600 mld USD reparacji wojennych. Ile z tego uzyskaliśmy? Jeden procent? A teraz jeszcze mielibyśmy płacić za zbrodnie niemieckie. To absurd kompromitujący autorów. Dlaczego organizacje żydowskie nie zgłaszają roszczeń do Litwy, Białorusi, Ukrainy? Przecież gros ludności żydowskiej mieszkało na Kresach Wschodnich, a nie na Śląsku, pod Poznaniem czy Warszawą.

Zwrócę uwagę na problem ogólniejszej natury. W prawie międzynarodowym obserwuje się tendencje do stopniowego odchodzenia od regulowania stosunków pomiędzy państwami na rzecz ochrony praw indywidualnych. Prawo staje się narzędziem rozsadzania państw za pomocą wytrycha "praw człowieka". Roszczenia niemieckie czy żydowskie mogą rozsadzić budżet państwa.
- Byliśmy już świadkami niebezpiecznych precedensów. Przecież atak na Jugosławię nastąpił pod hasłem łamania praw człowieka przez Jugosławię wobec Albańczyków (co dziś, na tle tego, co dzieje się w Kosowie, wygląda nieco inaczej). Proszę zauważyć - prawa człowieka stały się pretekstem do wojny! Nie oceniam interwencji od strony moralnej, bo jakieś uzasadnienie było, ale chcę zwrócić uwagę, że zasada, o której pani mówi, została zastosowana w praktyce. Prawa człowieka zostały wyniesione ponad prawa narodów czy państw, oczywiście tylko państw słabych. Profesor Muszyński zwrócił uwagę podczas prac nad uchwałą w sprawie reparacji, że Niemcy w czasie II wojny światowej do tego stopnia łamali haskie prawo wojenne, że aby przeciwstawić się pozwom, nie ma potrzeby powoływania się na Poczdam. Wystarczy, jeśli na zarzut łamania Konwencji praw człowieka odpowiemy zarzutem łamania konwencji haskiej. Gdyby zrobić bilans, to Niemcy poszliby z torbami. Tylko nikt tego dotąd nie postawił na stole i nie powiedział wprost: po co ta przepychanka w ramach układu europejskiego, w chwili gdy Azja zaczyna dominować ekonomicznie nad Europą, gdy coraz bardziej burzy się świat arabski. Czy to jest naprawdę dobry moment, aby sobie wzajemnie podrzucać takie kwiatki? Świat dziennikarski też za tę dzisiejszą sytuację odpowiada. Dziennikarze potrafią tygodniami zajmować się seksaferą, ale gdy przyjdzie porozmawiać na poważne polskie tematy, to nie ma komu. Ustaw nie czytają, dokumentów nie przeglądają, kierują się jakimś atawizmem.
Może państwa dotknięte roszczeniami - jak Polska, Czechy, Węgry - powinny razem zabiegać w UE, aby układ poczdamski został zaliczony do fundamentalnych traktatów europejskich, na równi z traktatami o utworzeniu Europejskiej

Wspólnoty Węgla i Stali, EWG czy Traktatem z Maastricht?
- To bardzo mądry pomysł. Swego czasu chciałem utworzyć we Wrocławiu Instytut Poczdamski, który stanowiłby otulinę prawną i naukową dla tego rodzaju myślenia. Jednak wie pani, na co taka inicjatywa jest narażona? Na to, że niektórzy - na zasadzie antykomunizmu - skłonni są odciąć się od układu poczdamskiego za to, że podzielił Europę i jej część oddał pod dominację Związku Sowieckiego. Jest w tym jakaś racja, ale z drugiej strony na jakiejś podstawie prawnej musimy tę powojenną Europę opierać. Walcząc z komunizmem, niekoniecznie trzeba podważać decyzje, które były przede wszystkim wynikiem przegranej przez Hitlera wojny. To byłaby woda na młyn wielkoniemieckiej polityki. Niemcy, odcinając się od Poczdamu, uprawiają ekwilibrystykę, jeśli chodzi o prawo międzynarodowe. Zapominają, że podpisali akt bezwarunkowej kapitulacji. To nie była kapitulacja w stylu I wojny światowej i Wersalu, tylko absolutna, bezwarunkowa kapitulacja, na podstawie której cztery mocarstwa przejęły suwerenność nad państwem niemieckim i uzyskały prawo do reprezentowania go na zewnątrz. Oni o tej hańbie nie chcą pamiętać.

Pozwy, Powiernictwo Pruskie, Erika Steinbach ze swoją wizją wypędzeń, Pruska Fundacja Dóbr Kultury, incydenty w Zatoce Szczecińskiej, gazociąg omijający Polskę - trudno nazwać te kroki przyjaznymi... I to wszystko dzieje się wewnątrz Unii Europejskiej.
- Proszę sobie przypomnieć epizod sprzed kilku lat ze zjazdu Związku Wypędzonych, gdzie Schroeder powiedział do zebranych mniej więcej tak: wy tak na razie nie skaczcie, dopóki oni nie weszli do Unii. Jak wejdą, to sami będą pewne rzeczy realizować, a my im o tym będziemy przypominać. Na razie siedźcie cicho.

Trudno nie postawić pytania, jaką właściwie wizję przyszłości ma niemiecki rząd i tamtejsze sfery polityczne?
- Obawiam się, że taką, o jakiej pisałem w swojej książce. W 1995 r. na jednym z poufnych zjazdów CDU/CSU mówiono, że jeśli instytucje europejskie nie dadzą Niemcom możliwości zrealizowania celów politycznych związanych z Mitteleuropą, to będą je realizować innymi środkami, czyli poprzez politykę narodową. Przecież to, co się dzieje na linii Niemcy - Rosja, to nie jest coś, co do końca ma placet i pochwałę innych członków Unii: Wielkiej Brytanii, Francji czy Włoch.

Powtórzę jeszcze raz pytanie: jaka powinna być nasza reakcja na obecną sytuację?
- Musi dojść do debaty w parlamencie. Wczoraj nasz klub równolegle z premierem wystąpił o taką debatę do marszałka. Marszałek Jurek też jest za tym. Jestem jak najdalej od tego, aby to była jakaś szowinistyczna dyskusja, ale trzeba sporządzić protokół rozbieżności i przedstawić naszą wizję rozwiązania. Na szczęście mamy pana premiera Kaczyńskiego, a nie kondotiera Belkę, który nazajutrz po debacie w Sejmie o reparacjach zdyskredytował na spotkaniu z kanclerzem Niemiec jednogłośnie podjętą uchwałę. Niemcy tylko ręce zacierali. Powinniśmy doprowadzić do umowy, która uzupełniłaby traktat bez jego renegocjacji. Należy w niej uregulować kwestie własności, reparacji, mniejszości polskiej w Niemczech. Co do toru w Zatoce Szczecińskiej - Niemcy są spadkobiercami NRD, a NRD uregulowała tę kwestię w umowie z Polską. Należy się tego trzymać. Powinniśmy też szukać sojuszników. Wyciągnąć rękę do Czechów - premier Klaus to poważny, mądry polityk. Jak wybuchła przed kilku laty kwestia roszczeń niemieckich wobec Czech - radziłem, abyśmy się z nimi solidaryzowali, bo jesteśmy następni w kolejce. Jak pani słusznie zauważyła, trzeba się z tymi krajami porozumieć i poszukiwać wspólnego rozwiązania. Rosja się dzisiaj nie odezwie, bo Rosja nie ma problemu roszczeń niemieckich do okręgu kaliningradzkiego.

Mamy o czym myśleć... Zbliżają się święta. Pozwy to jakby złośliwy "prezent pod choinkę"...
- Nawet forma tych pozwów jest podła. Zarzucają nam zbrodnie przeciwko ludzkości, gdy tymczasem niejeden z tych, którzy uważają się za poszkodowanych, w czasie wojny brał udział w mordach. To coś niebywałego. Przesiedlenia były dolegliwe, ale porównywanie ich ze zbrodniami hitlerowskimi w obozach koncentracyjnych, w Piaśnicy, w Powstaniu Warszawskim przekracza wszelkie granice. To jest urągające. To się nie mieści w normalnej głowie. Nasza wiara nakazuje przebaczać, lecz ludzie, którzy dopuszczają się stosowania takich paraleli, nie zasługują na podanie ręki. Wszelka dyskusja z nimi na terytorium Polski jest niedopuszczalna.

Ich pełnomocnik powiedział, że nie ma "narodu sprawców" i "narodu ofiar".
- I pewnie dlatego "naród sprawców" wystawia "narodowi ofiar" rachunek.

W ostatnich dniach szefowa MSZ min. Fotyga powołała pełnomocnika ds. stosunków polsko-niemieckich. Został nim prof. Mariusz Muszyński. Jak Pan ocenia tę nominację?
- Bardzo dobrze. Jest to wysokiej klasy specjalista w dziedzinie stosunków polsko-niemieckich. Jako pierwszy pisał interpretacje i ekspertyzy na temat problemów reparacji i własności. Jest świetnie przygotowany do tej roli i ma prosty kręgosłup.

Miejmy nadzieję, że nasz prezydent i rząd podejmą rękawicę i będą twardo bronić polskich interesów. Dziękuję za rozmowę, i - w imieniu swoim oraz redakcji - życzę wszelkich łask Bożych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia dla Pana i rodziny.
- Dziękuję. Ja również życzę wszystkiego najlepszego pani, całej redakcji i czytelnikom "Naszego Dziennika". Jest on jedną z nielicznych gazet, gdzie o sprawach polsko-niemieckich można uczciwie, po polsku porozmawiać.

Małgorzata Goss

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=14530

***

Nie wierzę w przypadki...

"Przypadkowo" natrafiłam na ten wywiad i postanowiłam go przypomnieć...

Proszę o wyrozumiałość...

14 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @intix

Obwód Kalinigradzki właśnie wraca w ręce Niemców, bez procesów - Hitler i Stalin byliby kontenci. Wspólnota interesów.
Co tam 6 mln obywateli polskich, zmiana granic, utracone majątki Polaków?

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

2. @Maryla

TO WSZYSTKO NIE MIEŚCI SIĘ W GŁOWIE...

"... Proszę sobie przypomnieć epizod sprzed kilku lat ze zjazdu Związku Wypędzonych, gdzie Schroeder powiedział do zebranych mniej więcej tak: wy tak na razie nie skaczcie, dopóki oni nie weszli do Unii. Jak wejdą, to sami będą pewne rzeczy realizować, a my im o tym będziemy przypominać. Na razie siedźcie cicho..."

TO BYŁO I JEST sukcesywnie realizowane... Nie przypadkiem doszedł do wlaadzy tusk...
Bardzo POmocny w realizacji niemieckich dążeń...

"...kreowanie w niemieckich mediach negatywnego obrazu Polaków czy robienie z Kaczyńskich "kartofli", gdy zaczęli się upominać o nasze sprawy..."

"... premier Kaczyński publicznie stawiają problem, są wściekle atakowani nie tylko przez niemiecką prasę, ale - o dziwo - także przez polskie media, które nie potrafią na to spojrzeć z punktu widzenia polskiego interesu..."

"...Premier  (Kaczyński) już w październiku podczas wizyty w Berlinie proponował, aby obie strony zagwarantowały sobie bezpieczeństwo prawne. Natrafił jednak po stronie niemieckiej na mur...
- To tym bardziej powinno nas zastanowić i skłonić do wsparcia premiera. W tej sprawie nie powinno być różnicy zdań między koalicją a opozycją. Mamy obecnie do czynienia z kulminacją wszystkich błędów i zaniechań. Jeśli w tej sprawie byłaby zgoda wszystkich sił politycznych, to strona niemiecka z czasem musiałaby przyjąć nasze postulaty..."

Z wielką przykrością stwierdzam, że niewiele mam  do dodania...
POlityka POdporządkowana /nie tylko/ stronie niemieckiej jest POsłusznie realizowana...
Ci, którzy byli i są zaangażowani w sprawy Polski, albo  skutecznie na zawsze usunięci... 96 ...  :((   .... Albo ścigani,  szkalowani, do psychuszki wysyłani...
Co jeszcze ?

***
Dziękuję.
3-majmy się!



avatar użytkownika gość z drogi

3. Intix,sprawa Kalingradu,to otwarta rana od lat

kiedyś,ktoś napisał że somsiedzi wzięli nas z obu stron,gdy dodamy jeszcze Rurę
to obraz
zaczynamy mieć super wyrazisty
zniszczona do tego Marynarka wojenna ,plus tereny nadbałtyckie,ktore mogą za chwile się znależc
na skutek "prywatyzacji' w rękach przyszłych właścicieli sieci hoteli,od lat realizują swój plan,od lat
niech jeszcze sprywatyzują Koleje i Lasy,czyli ileś procent ziemi stanie sie własnością
"prywatnych,obcych"
pozdrawiam serdecznie

gość z drogi

avatar użytkownika intix

4. Gość z drogi

Witam.
"...czyli ileś procent ziemi stanie sie własnością
"prywatnych,obcych"..."
***

Zofio Droga...Nie są pustymi słowa wypowiedziane kiedyś  przez Schroedera:

"...dwie bardzo nieostrożne wypowiedzi kanclerza Schroedera na zjazdach ziomkostw i wypędzonych: „Bądźcie cierpliwi, ja wam zwrócę wschodnie landy. Zaufajcie mojej metodzie!”; „Siedźcie cicho, póki Polska nie wejdzie do Unii, potem sama wpadnie nam w łapy”). ..."
http://www.lysiak.wxv.pl/topics69/199.htm

 Przegląd prasy...
***
Można się tylko domyślać w jakim celu, od dawna po dzień dzisiejszy, w niemieckich urzędach wiszą mapy Niemiec z 1939r. ...
Obraz działa na podświadomość...
Nie mam teraz możliwości zaprezentowania takiej mapy, ale wygląda to mniej więcej tak...

Plik:Deutsches Reich2.png
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Deutsches_Reich2.png&filetimestamp=20101209111945

***
W dzisiejszym podręczniku do niemieckiej historii /"45 Stunden Deutschland" autorstwa Angela Kiliman, Ondrej Kotas, Johanna Skrodzki/, obszar należący obecnie do Polski zaznaczony jest jako "tereny niemieckie pod administracją Polski"...
Owszem, figuruje również 1 raz mapa współczesnych Niemiec, ale w tak małym objętościowo podręczniku, mapa z "terenami niemieckimi pod administracją Polski", występuje dwukrotnie...   Dlaczego...?
***
Myślę, że mimo podpisywanych Układów i Traktatu granicznego uznającego granice na Odrze i Nysie, oni nigdy nie zrezygnowali z odzyskania tych ziem...
Powyższa wypowiedź Pana Janusza Dobrosz, byłego wicemarszałka Sejmu przybliża stanowisko Niemiec w tej kwestii...
Dzisiaj, na działania pani Steinbach, niektórzy niemieccy politycy sporadycznie wyrażają oburzenie, inni zachowują /w aprobacie/ milczenie... i czekają na rozwój wydarzeń...
***
Dzisiaj obserwujemy /i doświadczamy/ POlitykę POjednania...
Hitler chciał zagarnąć całą Europę... Nie udało się... Teraz mamy UE, której współzałożycielem są Niemcy...
***
Dziękuję.
Pozdrawiam serdecznie...3-majmy się!!!




avatar użytkownika gość z drogi

5. Intix,to wszystko pozbierane po kawałku

układa się w logiczną całość
DO Twojego Tekstu i Rozważań,dodam przypomnienie o Klichu i jego niemieckiej fundacji,o szkoleniach urzędników np w Łodzi,przez Instytucje związane z niemieckimi instytucjami
to wszystko dzieje się na naszych oczach,pomijam już z ministra Grasia ,pilnującego domu
jakiemuś Niemcowi,kiedyś w sieci,ktoś się zastanawiał ile podsłuchów pozakładał,by odwiedzający go ludzie
mogli być łatwiej podsłuchiwani,przez ....właśnie KOGO ?
pozdrawiam serdecznie

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

6. Klientelizm,czyli polityka i pieniądze N.Dz 30 03 07/M.Goss

"Dopóki niemieckie fundacje sponsorują polskich studentów././"
re wykupu Polskiej Ziemi
Intix,a ogromne obszary bedące własnoscia PKP,dlaczego Tusk,chce je sprzedac Niemcom ?
pozdr serd i z wielkim niepokojem o LOS Naszej Ziemii

gość z drogi

avatar użytkownika intix

7. Gość z drogi i All

"...Dopóki niemieckie fundacje sponsorują polskich studentów././"(GzD).
***
Nie tylko Fundacje.

***
Spróbujmy porozmawiać o mniejszości polskiej w Niemczech....
/????/
***
Ale w "rekompensacie" możemy poczytać o mniejszości niemieckiej w Polsce...
/nie pomyślałam wcześniej aby poszukać ICH  strony... a to błąd z mojej strony...:(
znalazłam dopiero dzisiaj.../

"






David McAllister: "Prowadzimy z mniejszością niemiecką ważne projekty" Drukuj E-mail






wtorek, 28 czerwiec 2011

ImageOd 24. do 25.06.2011 odbyło się w Hanowerze organizowane się co dwa lata „Spotkanie Ślązaków”. Nie zabrakło na nim wysokich rangą gości. Wśród obecnych był między innymi Premier Dolnej Saksonii David McAllister, który podczas swego przemówienia podkreślił, jak ważne są dla niego i dla całej Dolnej Saksonii projekty, które prowadzone są przy współpracy z mniejszością niemiecką w Polsce. Niezwykle pochlebnie wypowiedział się także o niemieckich Ślązakach.
(...)


Oficjalna strona kancelarii Dolnej Saksonii cytuje Premiera McAllistera następująco: „Dolna Saksonia bardzo wiele zawdzięcza pod 700.000 Ślązakom, którzy po 1945 znaleźli tutaj nowy dom. Ślązacy zmienili oblicze tej krainy, jej miast i gmin. Swoimi uzdolnieniami rzemieślniczymi, kupieckimi, technicznymi oraz niezwykłą pracowitością i silną wolą, formowali ją i kulturowo wzbogacali”. Wg Pana Premiera „Dziedzictwo kulturowe Niemiec, to także dziedzictwo kulturowe dawnego Niemieckiego wschodu nawet, jeśli nie jest on już geograficzną częścią RFN. Partnerstwo ze Ślązakiem jest dla Dolnej Saksonii bardzo ważne gdyż pomaga wspólnie zachować to dziedzictwo”.


Mocno zostały przez Pana McAllistera podkreślone także projekty wykonywane przy współpracy z mniejszością niemiecką w Polsce. Premier określił je, jako „bardzo ważne dla całej Dolnej Saksonii”. Przypomnijmy, że tymi projektami są:


- Projekt dwujęzyczności we wczesnej edukacji dzieci między Uniwersytetem Opolskim a Dolnosaksońskim Instytutem Wczesnej Edukacji Dzieci
- Projekt dwujęzyczności w wychowywaniu dorosłych z Agencją Edukacji Dorosłych w Hanowerze
- Wymiana wychowawczyń ze Szkołą Kształcenia Zawodowego w Wolfsburgu


Po Panu Premierze swoją przemowę wygłosił także Przewodniczący Bernard Gaida. Szczególnie koncentrował się na osiągnięciach „Okrągłego Stołu” oraz na współpracy z Dolną Saksonią.  W swoim przemówieniu Pan Przewodniczący podziękował Panu McAllisterowi jeszcze raz za jego stwierdzenie, „iż jego majowa wizyta u mniejszości niemieckiej w Polsce była najbardziej emocjonującym punktem jego wizyty w Polsce”. Szczególną uwagę zwrócił na bardzo pochlebne słowa, które w ostatnim czasie zostały wypowiedziane w stronę Niemców i mniejszości niemieckiej ze strony rządu polskiego (Jerzy Miller), ale także ze strony rządu niemieckiego (Na sesji Bundestagu). Pan Przewodniczący osobiście podziękował za ostatnio coraz bardziej odczuwalne moralne wsparcie z Niemiec: „Czujemy to wsparcie, nie tylko, dlatego, że Niemcy w Polsce stali się partnerem w rozmowach rządowych, ale także z powodu takich gestów jak odwiedziny Premiera McAllistera, doskonałej współpracy z ambasadą w Warszawie, ostatnim zaproszeniem do Bundestagu i Urzędu Kanclerza, podczas których rozmawialiśmy z przedstawicielami większości frakcji, jak i osobistych pozdrowień Kanclerz Angeli Merkel odczytanych na Górze świętej Anny”.
http://www.vdg.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=669&Itemid=1

Przytoczyłam jeden artykuł, ale polecam więcej...


























                                              TU>>> Home
Te pozostałe też...
Statut
Członkowie stali
Członkowie stowarzyszeni
Delegaci
Organizacje Samodzielne
Źródła finansowania
Partnerzy
Inne organizacje


***
A dla Polaków w Niemczech...

"...Pomoc dla Polonii


Merkel dodała, że udało się również wypracować rozwiązanie dla Polonii w Niemczech i Niemców pochodzenia polskiego. W niedawnym wspólnym oświadczeniu polsko-niemieckiego okrągłego stołu zdecydowano m.in. o utworzenie Centrum Dokumentacji Kultury i Historii Polaków w Niemczech i biura w Berlinie, które będzie reprezentować interesy wszystkich polskich organizacji w Niemczech. Rząd niemiecki ma wspierać finansowo utworzenie i utrzymanie tej placówki.


- Polacy żyjący w Niemczech będą mieli swoje biuro, będzie wspólne opracowanie historyczne, poświęcona zostanie większa uwaga językowi polskiemu. Posunęliśmy się w tej sprawie do przodu - podkreśliła niemiecka kanclerz.


O sytuacji Polaków mieszkających w Niemczech mówił też polski premier. - Dużo zamieszania i takiej złej krwi narobiły problemy definicyjne - mniejszość czy nie mniejszość, czy Polonia, porównywanie uprawnień mniejszości niemieckiej w Polsce i Polaków żyjących w Niemczech - zaznaczył. - Dla mnie jest ważne, że wszystkie uczestniczące w rozmowach "okrągłego stołu" strony wyraziły pełną satysfakcję z osiągnięć i z tego kompromisu - podkreślił premier..."
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/stosunki;polska-niemcy;dobre;jak;nigdy;dotad,215,0,858583.html
***
Przyznam, że po tym co powyżej,  nie mam już w tym momencie siły na dalszy komentarz...


3-majmy się! Mocno...


 




avatar użytkownika Sierota

8. @gość z drogi

Dlaczego Kaliningrad, skoro jest to Królewiec ;-)

avatar użytkownika intix

9. Tragedia narodowa...

Przemysław Krzemień, Włodzimierz Achmatowicz


Fragmenty książki "Wyprzedaż polskiej ziemi - tragedia narodowa"  


Wydawnictwo MARYJA - Toruń 1997. 

***
Wyprzedaż polskiej ziemi cz. I ...


Wyprzedaż polskiej ziemi cz. II ...



avatar użytkownika intix

10. W obronie przed depolonizacją


zdjecie
Zdjęcie: arch./
-

Z prof. dr. hab. inż. Piotrem Małoszewskim, wiceprzewodniczącym Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka Polskiego w Niemczech, wiceprzewodniczącym Konwentu Organizacji Polskich w Niemczech, rozmawia Adam Kruczek
 
Środowiska polonijne w Niemczech od lat wskazują, że strona niemiecka nie realizuje zapisów traktatu polsko-niemieckiego z 1991 roku. Czego dotyczą sporne kwestie?

– W 2011 r., w czasie pierwszego po 20 latach polsko-niemieckiego spotkania, zwanego przez nas „Okrągłym Stołem”, podsumowującego stan realizacji postanowień traktatu polsko-niemieckiego z 17 czerwca 1991 r., stwierdzono, że niektóre zapisy traktatowe dotyczące Polonii i Polaków w Niemczech nie były dotąd wypełniane przez stronę niemiecką. W związku z tym podpisano wspólne oświadczenia i utworzono grupy robocze, by realizacja tych punktów traktatu wreszcie ruszyła. Dziś sprawa wygląda tak, że w głównych punktach, które poruszono w 2011 r., czyli w kwestii nauczania języka polskiego, biura i mediów polonijnych, pamięci polskich ofiar hitleryzmu, dofinansowania organizacji polonijnych i polskich w Niemczech, kwestii odszkodowań za majątki zabrane dekretem likwidującym polskie organizacje w Niemczech – sprawy niewiele posunęły się do przodu.

Jak wygląda w praktyce sprawa pamięci o polskich ofiarach nazizmu?

– Jednym z postanowień „Okrągłego Stołu” była inicjatywa upamiętnienia męczeństwa Polaków pomordowanych po wybuchu II wojny światowej. Niestety, do tej pory nie ma jeszcze nawet decyzji, jak to upamiętnienie ma wyglądać. Istnieją dwie koncepcje: albo to będzie pomnik upamiętniający polskie ofiary, albo jakiś dom kultury czy centrum polskie z izbami pamięci, w którym odbywałyby się cykliczne wystawy i programy kulturalne czy historyczne. Ale jeszcze daleka droga, by to ruszyło z miejsca.

Czy to strona niemiecka blokuje te inicjatywy?

– Trudność z realizacją postanowień z 2011 r. polega na tym, że aby coś z nich wynikło, musi istnieć jakaś forma regularnych spotkań strony rządowej polskiej ze stroną niemiecką. Niestety, to bardzo kuleje od czasu, gdy minister Tomasz Siemoniak awansował na szefa MON. Nasze sprawy polonijne zeszły w ministerstwie spraw wewnętrznych na całkowicie drugi plan i niestety nie ma kto dziś zajmować się konsekwentnie i regularnie realizacją postanowień wynegocjowanych ze stroną niemiecką w 2011 roku. A gdy strona polska nie naciska, to strona niemiecka nic nie robi. Koniecznie potrzebny jest po stronie polskiej stały pełnomocnik z kompetencjami obu ministerstw, MSW i MSZ, odpowiedzialny za prowadzenie rozmów ze stroną niemiecką.

A czy Polonia i Polacy w Niemczech sami nie mogą interweniować?

– Robimy to, ale nasze możliwości są bardzo ograniczone. To polska strona rządowa podpisała z rządem Niemiec postanowienia „okrągłostołowe” z 2011 roku. My podpisaliśmy również, ale nie jako strona, która coś dyktuje, tylko bardziej w charakterze obserwatorów i tych, których miało to dotyczyć.

Na czym polegają problemy ze wspomnianym przez Pana biurem i mediami polonijnymi?

– Biuro dla Polonii i portal internetowy co prawda już powstały, ale spotykamy się z próbami zablokowania czy ograniczenia ich działalności. Miał to być projekt długofalowy, realizowany na wzór tego, z jakiego korzysta mniejszość niemiecka w Polsce. Niestety, strona niemiecka stara się ograniczyć tę inicjatywę przez wymóg, by każdego roku pisać od nowa kolejne wnioski o dofinansowanie. Za każdym razem następuje przy tym szukanie dziury w całym i wynajdywanie pretekstów, by wniosek zablokować. W rezultacie w 2013 r. dopiero pod koniec roku przyznano środki na realizację tego projektu, a w tym roku jeszcze ich w ogóle nie wyasygnowano.

Z czego to wynika?

– Ewidentnie z braku woli politycznej, bo niemieccy urzędnicy realizują wyłącznie decyzje swoich przełożonych, którymi są właściwi ministrowie. Tak jak w wielu innych przypadkach nie ma woli politycznej, aby ten projekt miał charakter długofalowy, co zapewniłoby mu płynne działanie. Oczywiście powinien być rozliczany co roku, lecz bez corocznego starania się o środki niejako od początku. W obecnej sytuacji strona niemiecka może co roku blokować te środki i bez interwencji polskiej strony państwowej pewnie by nie zostały przyznane.

Organizacje polonijne w Niemczech od lat zabiegają o wsparcie finansowe nauki języka polskiego.

– Po 2011 r. powstała grupa robocza do wypracowania strategii nauczania języka polskiego. Na skutek postawy strony niemieckiej skupiła się ona jedynie na szkolnictwie publicznym, gdzie trzeba z zadowoleniem przyznać, że ta strategia została wypracowana. Jednak zaniechano całkowicie realizacji najważniejszego postulatu stawianego przez Polaków w Niemczech i Polonię niemiecką, tj. wspierania finansowego nauki języka polskiego w organizacjach polonijnych, gdzie polskiego jako języka ojczystego uczy się 75 proc. wszystkich dzieci. Tutaj trwa kompletny pat.

Czym uzasadniają tę postawę Niemcy?

– Odsyłają sprawę na poziom landów, twierdząc, że nie mogą wspierać tego nauczania ze środków federalnego ministerstwa spraw wewnętrznych, jak to się odbywa w przypadku mniejszości narodowych, gdyż Polonia i Polacy w Niemczech nie mają takiego statusu. Jest to przewrotna argumentacja, gdyż w traktacie polsko-niemieckim jest jasno i wyraźnie napisane, że nie mając formalnie statusu mniejszości, będziemy traktowani tak jak mniejszość, czyli będziemy posiadać wszystkie przywileje przysługujące w Niemczech mniejszościom narodowym.

Dlaczego wsparcia finansowego nauki języka polskiego nie można osiągnąć na poziomie landów?

– To oznacza przebijanie się przez kolejne urzędnicze bariery w każdym landzie po kolei przez następne 10 lat i praktycznie jest nie do zrealizowania.

Wspomniał Pan o braku woli politycznej strony niemieckiej do spełniania postulatów Polonii i Polaków w Niemczech. Czym to jest dyktowane?

– Jest to zamierzona polityka zmierzająca do tego, by Polacy w Niemczech szybciej się depolonizowali i asymilowali ze społeczeństwem niemieckim.

Widzi Pan szanse na uznanie przez Niemcy mniejszości polskiej?

– Moim zdaniem, całkowitą rację ma mecenas Stefan Hambura, który argumentuje, że skoro dekret Goeringa rozwiązujący organizacje polskie i odbierający status mniejszości narodowej Polakom mieszkającym w Niemczech został po wojnie uznany za nieważny, to ten status się Polakom należy. Niemcy oponują, że wschodnie tereny, na których przeważnie mieszkała przed wojną mniejszość polska, już nie są w granicach Republiki Federalnej Niemiec. Ale z drugiej strony Polacy przed wojną nie mieszkali tylko na terenach wschodnich Niemiec, lecz także m.in. w Zagłębiu Ruhry czy w Berlinie. A więc nawet jeśli jest ich kilkanaście tysięcy, to jednak taka grupa istnieje i ma prawo do statusu mniejszości narodowej.

Ilu Polaków mieszka obecnie w Niemczech?

– Szacuję, że osób wywodzących się z Polski jest w Niemczech ponad 2 miliony. Według oficjalnych szacunków w ciągu ostatnich dwóch lat przyjechało tu ponad 200 tys. Polaków, którzy znaleźli zatrudnienie. Statystyki niemieckie podają, że na dzień dzisiejszy osób z paszportem tylko polskim jest w Niemczech ok. 550 tysięcy. Natomiast dodatkowo przeszło milion posiada podwójne paszporty.

Czy czujecie oparcie i pomoc płynącą z Polski?

– Odnoszę wrażenie, że rząd oczekuje od nas potwierdzenia, że relacje polsko-niemieckie są najlepsze w historii, a my nie mamy żadnych problemów. Niestety, tak nie jest. Można powiedzieć, że strona polska traktuje mniejszość niemiecką po matczynemu, nie skąpiąc dobrej woli i środków, a strona niemiecka nas – po macoszemu. Tak to wygląda z naszej perspektywy.

Dziękuję za rozmowę.

Adam Kruczek

http://www.naszdziennik.pl/mysl/88295,w-obronie-przed-depolonizacja.html

avatar użytkownika intix

11. Roszczenia ws. majątków pozostawionych w Polsce

Mieszkająca obecnie w Niemczech, a urodzona na Warmii Erika Tyzak domaga się od Skarbu Państwa 2 mln zł za mienie pozostawione w Polsce.

Tyzak z rodziną wyemigrowała do Niemiec w 1978 roku. W olsztyńskim sądzie okręgowym w ostatnim czasie toczyło się kilka spraw tzw. późnych przesiedleńców o zapłatę za pozostawiony w Polsce majątek. Jedne kończyły się decyzją o zapłacie,jak w przypadku Agnes Trwany, inne pozwy oddalano.

Najpierw rozszyfrujmy pojęcie "późny przesiedleniec". Otóż "wczesny przesiedleniec", a raczej "wczesny uciekinier", to ten, który pod koniec II wojny światowej uciekał przed nacierająca Armią Czerwoną. Okrucieństwa popełniane przez radzieckich żołnierzy, którzy rewanżowali się za barbarzyństwa Wehrmachtu, tak wpływało na wyobraźnię mieszkańców Prus Wschodnich, że ci w popłochu uciekali im dalej na zachód, byle by nie wpaść w ręce czerwonoarmistów. Zresztą nie była to tylko wola poszczególnych Niemców, a zorganizowana przez III Rzeszę zakrojona na szeroką skalę operacja, której nadano kryptonim "Hannibal". Drogą morską w głąb Rzeszy ewakuowano ok. 1,5 mln Niemców.

Tuż po wojnie wielu Niemców na wieść, że tzw. Ziemie Odzyskane przypadną Polsce spakowało się i wyjechało do Niemiec. I to są właśnie tzw. "wcześni przesiedleńcy".  Kim są więc "późni przesiedleńcy"? Otóż na fali odwilży pomiędzy PRL a RFN, polscy komuniści zgodzili się, by obywatele PRL, którzy czują się Niemcami mogli połączyć się z macierzą, której stolica znajdowała się wówczas w Bonn. Jaka wówczas była Polska? Szaro-bura. Nic więc dziwnego, że sklepy pełne półek, kolorowe neony, świat niekończącej się sytości wpływał na wyobraźnię, niczym Armia Czerwona pod koniec II wojny światowej.

Nic więc dziwnego, że wielu ludzi zaczęło odkurzać swoje rodzinne albumy w poszukiwaniu "owczarka niemieckiego". Proszę mnie źle nie zrozumieć - nie mam za złe ludziom, którzy chcieli lepszego życia dla siebie i swoich najbliższych, zwłaszcza że znam przypadki, gdzie ludzie korzystali z tej możliwości, a dzisiaj pytani kim się czują, odpowiadają czystą polszczyzną - POLAKAMI. Ok. Pojechali i jak mówi stare polski przysłowie: "Krzyż na drogę". Otrzymali rekompensatę za mienie pozostawione w PRL, mogli sycić się dostatnim życiem i opalać pod Piramidami, w odróżnieniu od swoich byłych sąsiadów, którzy dalej stali w kolejkach po ocet, a meble kupowali w ciemno, bo nieważna była ich jakość ważne, że w ogóle były.

 Historia pisałaby pewnie scenariusze byłych sąsiadów po różnych torach, gdyby nie fakt, że jedni z nich, ci nieporównywalnie bardziej syci, nie chcieli być jeszcze bardziej - przepraszam za to określenie - obżarci. I do takich należy przypadek p. Tylzak i p. Trawny oraz wiele innych, które zapewne niedługo wypłyną na powierzchnię. Przecież oni mówią Polakom mniej więcej tak: "Ok, zrobiliśmy sobie lepiej wyjeżdżając na Zachód, ale to oznacza, że nie możemy mieć jeszcze lepiej. Żeby było nam jeszcze lepiej, to wy musicie nam dopłacić". I Polska, jak w przypadku p. Trawny dopłaca.

Polska? My wszyscy płacimy, wszyscy podatnicy. Stać nas! Wyobraźmy sobie inną sytuację. Byli mieszkańcy Królewca żądają od Rosji zadośćuczynienia za mienie tam pozostawione. Prawda, że śmieszne! Żaden Niemiec nie skieruje takiego pozwu wobec Rosji. Dlaczego? Ponieważ wiedzą, że taki pozew byłby nieskuteczny.

Takie roszczenia można kierować jedynie w stronę państwa słabego, takiego państwa jakim jest Polska. Polski wymiar sprawiedliwości przetarł już szlak w sprawie p. Trawny i tym szlakiem pójdą następni. Płacić będziemy my wszyscy. Prawo i Sprawiedliwość wielokrotnie postulowało, by uszczelnić doktrynę prawną, tak by żądania Niemców odbiły się jak groch o ścianę. Zawsze spotykaliśmy się z niechęcią Platformy Obywatelskiej, która uważa, że są to sprawy indywidualne, iż nie dotyczą one państwa polskiego, a państwa Moskalików i Głowackich.

Tak więc dopóki PO będzie sprawowało władzę w Polsce, dopóty będziemy Niemcom wypłacać premię.

Dorota Arciszewska-Mielewczyk
http://www.arciszewska.pl/aktualnoci.html
***
Załączam też:

>Osamotnieni wobec niemieckich roszczeń

a także:
>Przemilczane w mediach sprawy w relacjach Polsko - Niemieckich

avatar użytkownika intix

12. Protest przed niemiecką ambasadą:

" Niemcy już wiedzą, że sprawa strat i szkód nie ominie RFN"
Opublikowany 15 sty 2018



Załączam stronę:

stratywojenne.pl



avatar użytkownika intix

14. Litwa blokuje Kaliningrad?


Data publikacji: 4 lip 2022
Czy litewskie ograniczenia sankcyjne nałożone na Obwód Kaliningradzki otworzą kolejną puszkę pandory?  Zapraszam na Raport Lat Dwudziestych.


.