O grabieży dzieł sztuki w Polsce na przestrzeni wieków...

avatar użytkownika intix

.

„… Grabież w Polsce do roku 1773.

Trudno byłoby wskazać w Europie państwo, które na przestrzeni swych dziejów, z racji położenia geograficznego i wynikających z niego wydarzeń historycznych, straciło tak wielką część swego dziedzictwa kulturowego, jak Polska. Niestety, tych największych strat dokonywanych od czasu najazdu szwedzkiego, poprzez lata zaborów, obie wojny światowe, a przede wszystkim tą ostatnią nie byliśmy, nie jesteśmy i już nie będziemy w stanie odrobić.

Problem rabunku dóbr kultury na terenie Polski w ujęciu ogólnym nie był nigdy dotąd przedmiotem odrębnego opracowania. Taki stan rzeczy wynika w dużej mierze z braku wielu podstawowych materiałów źródłowych. Niestety, duża część z nich została unicestwiona w czasie II wojny światowej. Stąd i nasza obecna wiedza o startach wojennych jest dość fragmentaryczna.

Niewiele wiadomo na temat rabunków i zniszczeń najwcześniejszych, jak choćby tych dokonanych po śmierci Mieszka II. Kronikarze odnotowali m. in. fakt ograbienia w 1038 r. katedry w Gnieźnie ze wszystkich relikwii i kosztowności przez króla czeskiego Brzetysława II. Kolejne konflikty zbrojne także pociągały za sobą grabieże. I tak w wieku XVII w czasie wojen moskiewskich odbywało się masowe wywożenie dóbr kultury. Obrabowano wówczas polskie biblioteki, archiwa oraz kościoły, cerkwie wywożąc stamtąd obrazy i przedmioty kultu. Jednak wszystkie te rabunki przyćmione zostały skalą i bezwzględnością grabieży dokonanych w czasie drugiej wojny północnej (1655 - 1657) powszechnie zwanej "potopem szwedzkim". Do tego momentu Rzeczpospolita była bogatym, kwitnącym krajem, szczęśliwie nie zniszczonym w czasie wojny trzydziestoletniej. Zamek Królewski w Warszawie, szczególnie w czasie panowania Władysława IV, stał się skarbnicą najprzedniejszych dzieł. Władysław IV, jak i jego poprzednik Zygmunt III zbierali dzieła sztuki, jeśli nie z miłości do nich to dla splendoru. Jak donosili ówcześni kronikarze, pałace królewskie były udekorowane wielką ilością wspaniałych przedmiotów. Obaj monarchowie gromadzili rzeźby antyczne, obrazy, broń, tkaniny, w tym kobierce, rękopisy i starodruki. Gdy po śmierci Rubensa (tj. w 1640 r.) rodzina artysty urządziła w Antwerpii wyprzedaż jego zbiorów, Władysław IV był po królu hiszpańskim najpoważniejszym nabywcą. Tam też kilkanaście lat wcześniej w 1632 r. zakupił znaczne ilości obrazów i tapiserii, ponoć najpiękniejszych w Europie. Wielkich zakupów dokonywał także we Włoszech. Niestety, niemal wszystko to padło łupem króla Karola Gustawa. Z polskich miast tylko Gdańsk i Lwów ocalały ze szwedzkiej pożogi, pozostałe w części lub w całości zostały złupione, a następnie podpalone. Stąd do dziś tak mało zachowało się zabytków z epoki baroku i nie ma chyba wiele przesady w stwierdzeniu, że po dwóch latach "działalności" Szwedów i ich sprzymierzeńców, wojsk brandenburskich i siedmiogrodzkich, Rzeczpospolita stała się pustynią kulturalną.

Warszawa, zdobyta po raz pierwszy przez najeźdźcę 8 września 1655 r., ucierpiała najbardziej i poniosła największe straty. Stolica trzykrotnie była opuszczana przez wojska polskie, trzykrotnie kapitulowała przed Szwedami i trzykrotnie była ograbiana i to coraz dokładniej. Nota bene ograbiali ją nie tylko Szwedzi, ale i Brandenburczycy, Węgrzy i Kozacy Rakoczego. W wyniku najazdu, ludność Warszawy zmniejszyła się o 90% (!), a z przeszło 1000 domów mieszkalnych pozostało zaledwie 342, wliczając w to także przedmieścia. Na mieszczan nakładano wysokie kontrybucje, a po ich ściągnięciu i tak rewidowano domy, kradnąc najwartościowsze przedmioty. Chociaż Karol Gustaw przyrzekał Janowi Kazimierzowi i Marii Ludwice, że uszanuje własność królewską, słowa nie dotrzymał. Ograbił nie tylko Zamek Królewski, ale i inne pałace monarchy. Z tego pierwszego zabrano meble, obrazy, tkaniny. Wyłamywano nawet framugi, zrywano drewniane i kamienne posadzki w poszukiwaniu rzekomo ukrytych skarbów. Rozmontowywano schody. Nie pozostawiono marmurowych kolumn, z których aż 32 spławiono do Szwecji. Wywożono nawet szyby. Podobno łupem padły także suknie pokojówek królowej. Z zamku zabrano np. dwa brązowe lwy, które do dzisiaj zdobią siedzibę królewską w Sztokholmie. Po wyjściu Szwedów i ich sprzymierzeńców Zamek Warszawski nie nadawał się do zamieszkania. Zdewastowane były wszystkie komnaty, a nawet te położone na drugim piętrze ponoć pełne były końskich odchodów. Żołnierze szwedzcy nie dostawszy żołdu kradli sami, np. w jednej z sal zamkowych zeskrobali złoto z listew, aby z nich otrzymać po stopieniu 4 dukaty. Jak podają źródła, z Warszawy po jej drugiej kapitulacji w sierpniu 1656 r. Gustaw Adolf wywiózł siedem statków łupów wojennych, głównie dzieł sztuki.

Drugim miastem Rzeczypospolitej, które poniosło największe straty był Kraków. Po jego zajęciu w październiku 1655 r. Szwedzi nałożyli kontrybucję na Kapitułę, a nie otrzymawszy całej sumy, resztę odebrali w naczyniach i szatach kościelnych. Grabież dotknęła kościół Mariacki, a także skarbiec i bibliotekę Cystersów w Mogile i kościół Kamedułów na Bielanach. Ale nie tylko. W sumie, w czasie dwuletniej okupacji Szwedzi złupili wszystkie kościoły i klasztory, konfiskując większość dzwonów i naczyń liturgicznych. Wnętrza zamkowe i Katedrę królewską obrabowano aż osiem razy. W komnatach wawelskich zdarto obicia, wyłamano okna i drzwi. Najbardziej barbarzyński rabunek odbył się pod kierownictwem ówczesnego gubernatora Krakowa, gen. Pawła Wirtza. Własnoręcznie pomagał zdzierać srebrne blachy z zewnętrznej trumny św. Stanisława w wawelskiej Katedrze, a wewnętrzną złotą kazał odesłać do swej kwatery jako prywatną zdobycz. To, co pozostało, zostało przetopione. Wspaniały ołtarz św. Stanisława, powstały za rządów Zygmunta Starego, przestał istnieć. Otwarto groby królów łupiąc kosztowności. Podobno żołnierze szwedzcy połamali trumnę Władysława IV tylko po to, aby odzyskać z niej dwa srebrne gwoździe. Szczęśliwie udało się ukryć na Śląsku zawartość Skarbca Koronnego i arrasy wawelskie. Szwedzi obrabowali nie tylko rezydencje królewskie, ale i domy bogatych mieszczan. Nic zatem dziwnego, że wyjeżdżając z Krakowa gen. Wirtz wywiózł 80 furgonów wyładowanych łupami.

Łupy zdobyte w Polsce wzbogaciły przede wszystkim galerię i zbrojownię królewską, a także nowopowstałą bibliotekę uniwersytecką w Uppsali. Ta ostatnia stworzona została głównie w oparciu o zrabowane wcześniej zbiory biblioteki jezuickiej w Rydze, a później warszawskiej biblioteki Jana Kazimierza oraz książnic kolegiów jezuickich m. in. w Poznaniu. Zagrabione zostały także zbiory biblioteki biskupów warmińskich we Fromborku z bezcennymi dziełami Mikołaja Kopernika. Jaka była skala rabunku świadczy fakt, że w ciągu pierwszych miesięcy okupacji, tj. do roku 1656, do inwentarza zamku sztokholmskiego wpłynęło 200 obrazów, plafony z 5 sal, 20 dywanów tureckich, 28 namiotów oraz 21 skrzyń książek i rękopisów. Przypuszczalnie wszystkie te zdobycze pochodziły z Warszawy. Chociaż zwrot zagrabionych rzeczy jasno określał traktat oliwski, jednak znaczna część szwedzkiego łupu pozostała i do dziś pozostaje w Szwecji.

Ale działalność szwedzkich wojsk na terenie Rzeczypospolitej nie ograniczyła się tylko do czasów potopu. Pamiętać należy o dokonanych dalszych zniszczeniach Wawelu w 1702 r., kiedy w kolejnej wojnie północnej przez Polskę przeciągnęły wojska Karola XII. Stacjonujący w zamku żołnierze szwedzcy wzniecili pożar, który trwał kilka dni. Zniszczenie były ogromne. Z powodu wysokiej temperatury popękały nawet marmurowe schody i kolumny. Szczęśliwie udało się uratować katedrę, ale zamek stał się ruiną. Do jego restauracji przystąpiono dopiero za czasów króla Stanisława Augusta.

(…)

Druga wojna światowa

Jednak żaden konflikt zbrojny w historii polski, nie spowodował tak ogromnych zniszczeń i strat w dziedzinie kultury, jak II wojna światowa. Nawet ich oszacowanie jest niezwykle trudne. Złożył się na to z jednej strony brak pełnych materiałów archiwalnych, z drugiej wyrywkowe, pochodzące z różnych lat dane, w oparciu o które tworzono powojenne rejestry i zestawienia strat. Nie można zapominać, że znaczna część dokumentacji np. muzealnej (księgi inwentarzowe, spisy) została wywieziona lub świadomie zniszczona przez okupanta niemieckiego lub wojska radzieckie. W takich przypadkach pełne odtworzenie przedwojennych zasobów wielu czołowych zbiorów i kolekcji jest dziś prawie niemożliwe. Jak zatem w takiej sytuacji podać wielkość strat? Wydaje się, że i wielokrotnie cytowana liczba 516 tysięcy pojedynczych utraconych dzieł sztuki, choć oparta na źródłach archiwalnych, powinna zostać co najmniej podwojona, jeśli nie potrojona….

(…)

Rabunek dzieł sztuki, księgozbiorów i archiwaliów dokonywany przez Rosjan to osobny i bardzo złożony problem. Dotyczy on bowiem zarówno działalności zorganizowanej, jak i grabieży indywidualnych na terenie Polski. Dodatkowo nakłada się na to "zabezpieczenie" przez zwycięską armię na terenie Niemiec ogromnej ilości dóbr kultury, które następnie, jako tzw. trofiejne znalazły się w Związku Radzieckim. Nie ma wątpliwości, że wśród nich znajdowały się także takie, które wcześniej wywiezione zostały z Polski do Rzeszy. Potwierdza to zwrot w 1956 r. zbioru waz z Gołuchowa, czy rysunków i grafik z gdańskiej kolekcji Kabruna. Jednak obie te kolekcje nie powróciły w całości... Pozostałe ich części do dziś przechowywane są na terenie Federacji Rosyjskiej.

Powracając do grabieży dokonywanych przez wojska radzieckie, należy podkreślić, że trwały one przez cały okres wojny. Niemożliwością byłoby je wszystkie wymienić. Te najwcześniejsze najlepiej obrazują zeznania dwóch przymusowych uczestników i zarazem świadków: "wysłani zostaliśmy [przez Rosjan-MK] do pałacu Buchholza [w Supraślu - MK] i tam pakowaliśmy meble. (...) Z desek robiliśmy zabezpieczenie mebli do transportu, skrzynie. Pakowaliśmy też obrazy zabezpieczając je wiórami." Inny świadek dodał: "na zabezpieczenie wkładaliśmy jakieś tkaniny, być może były to kilimy i dywany. Przez cały czas pilnowało nas kilku żołnierzy i dwóch oficerów. Przy wychodzeniu do domu dokładnie nas rewidowano". I dalej: "w grudniu [1939 - MK] zostaliśmy skierowani do pałacu Zacherta. Tam też pakowaliśmy w skrzynie meble i obrazy. To były bardzo stare rzeczy, starsze niż u Buchholza. Po ukończeniu pracy z meblami przeszliśmy do biblioteki. Było tam kilka pomieszczeń z oszklonymi szafami. W pierwszym znajdowały się książki nowsze i tych nie ruszaliśmy. Podobno zostały spalone, ale ja tego nie widziałem. Pakowaliśmy tylko te starsze. Wyjmowałem sam z szaf i układałem w skrzyniach. Pamiętam jedną pisaną ręcznie, miała chyba 1 m x 80 cm x 30 cm i żelazny łańcuch z uczepioną do niego kulą. Ładowania na samochody i samego wywożenia nie widziałem. Wszystko to zostało odesłane do Leningradu, pamiętam to z rozmów prowadzonych przy nas przez Sowietów". Taka sytuacja powtarzała się w setkach dworów i pałaców, a zasięg rabunków zmieniał się wraz ze zmianą sytuacji na froncie.

Ich nasilenie nastąpiło w 1944 r. Postępując za wycofującą się armią niemiecką, Rosjanie rekwirowali wszystko to, co przedstawiało jakakolwiek wartość, z dziełami sztuki na czele. I tak, jak wojska Karola Gustawa w XVII w. kradły rzeźby z praskich fontann, to Rosjanie wywozili całe fontanny. Ogałacali kolekcje publiczne i prywatne, kościoły, a prawdziwym postrachem stały się tzw. trofiejne bataliony (mające w swych szeregach historyków sztuki), podążające w określonym celu tuż za Armią Radziecką. To właśnie pod koniec wojny, a nawet po jej zakończeniu, Rosjanie zarekwirowali, a następnie wywieźli z Polski największą ilość cennych obiektów, np. z Gdańska i okolic oraz ze Śląska. Do dziś w Archiwum Akt Nowych w Warszawie zachował się swoisty dokument z dn. 4 czerwca 1945 r. - rodzaj pokwitowania m. in. za zabezpieczony szesnastowieczny obraz Lucasa Cranacha Starszego Madonna z Dzieciątkiem pochodzący z Katedry w Głogowie. Podpisujący ten dokument major Mossew - reprezentujący Komendanturę rosyjską w Lądku - zapewniał, że obraz "zabezpiecza" w celu dalszego przekazania. Obraz przetrwał szczęśliwie zawieruchę wojenną i faktycznie przekazany został, tyle, że do Muzeum Puszkina w Moskwie, gdzie do dziś się znajduje. „

***

Na zakończenie pozwolę sobie dodać  jeszcze jeden fragment z całości:

niechęć strony przeciwnej do zwracania czegokolwiek Polsce była powszechnie znana. Warto tu przypomnieć oficjalną opinię radzieckiego (już wówczas) świata naukowego. Zdaniem jego przedstawicieli, zwrot Polsce żądanych obiektów "burzyłoby skarbnice rosyjskie, mające wszechświatowe znaczenie kulturalne"…

Zainteresowanych tematem zapraszam do szerszej  lektury na:

http://www.zabytki.pl/sources/straty/wstep.html

 

 

Etykietowanie:

33 komentarzy

avatar użytkownika Jacek Mruk

1. Ci co się kulturalnymi określają i dzicz która nią zawsze była

Polskę jako miejsce do łupienia znaleźli , by już nigdy nie odżyła
Ta jednak jak Feniks z popiołów wciąż się podnosi i żyje
Szkoda tylko że w naszym Kraju zdarzają się zdrajcy , świńskie ryje
Mam nadzieję i mocno w to wierzę ,że Polska się odrodzi
A wszystkich złodziei i rabusiów przed Bogiem , od czystości odgrodzi
Pochłonie ich to ,co czynili za swego marnego i bandyckiego życia
Nam zostanie wywyższenie za lata katorgi i często z bólu wycia
Pozdrawiam cieplutko:)

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Pani Intix,

Szanowna Pani Joanno,

Dziękuje za piękny wykład ex cathedra

Pałac Saski wysadzony w powietrze przez Niemców w grudniu 1944 roku

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika intix

3. Szanowny Panie Michale

Witam.
Ja także dziękuję, ponieważ nasza rozmowa w Pana wpisie Żydowscy żołnierze Hitlera, rodacy J.T Grossa, grabież mienia żydowskiego , zdopingowała mnie dotego, aby ten wpis powstał.
Nie będę ukrywała, że myślałam o tym wcześniej... Wtedy, kiedy powstawał wpis
Anda Rottenberg pracuje… "Polska-Niemcy. 1000 lat".
za każdym razem, kiedy podchodziłam do kolejnego w nim komentarza, myślałam...
Ponieważ na wystawie tej pominięto prawdopodobnie ten właśnie wątek w 1000-letniej historii...
Wątek, w którym jest mowa o tym, że większość eksponatów, jakie zostały wywiezione z Polski na tę wystawę do Berlina, to niemal cudem uratowane przez Polaków od zniszczenia bądź grabierzy przez najeźdźców, w tym także Niemców,
bądź także niemal cudem odzyskane w wyniku długoletnich starań...
Zaznaczam, że "prawdopodobnie" zabrakło tego wątku, ponieważ na wystawie tej nie byłam, natomiast we wszystkich, dostępnych w sieci materiałach na temat wystawy, nic na ten temat nie napisano... dla zwiedzających...

Często rozmawiamy o stratach Polski, ale także często, nie mamy wyobrażenia o skali dokonanych u Nas zniszczeń i grabieży...
Czytając powyższą pracę Pani dr Moniki Kuhnke, dociera do nas TA świadomość... dociera OGROM wszelkich  poniesionych strat w Naszym dziedzictwie kulturowym... Przynajmniej ja tak to odebrałam... Podane w pigułce informacje, przerażają swoim rozmiarem...
Współcześni usiłują Nas, Polaków wdeptać w ziemię... Polska to jakiś ubogi, nic nie znaczący kraj, o którym często dzisiaj w Świecie nie wie się, gdzie TEN  Kraj leży...

A Polska była potęgą w każdej dziedzinie...i z tego wszystkiego Nas ograbiono...

Wszystko, co Nam ukradziono, bądź zniszczono, to było dzieło Naszych Przodków,
Dzieło pracy Ich własnych rąk, serc i umysłów, dzieło polskiej nauki, rzemiosła, artystów...
Zdarzały się także dary, składane polskim władcom w dowód uznania i wdzięczności, co funkcjonuje w Świecie do dnia dzisiejszego podczas wzajemnych wizyt...
Polski Naród charakteryzuje się tym i zawsze tak było, że jeżeli chcieliśmy posiadać coś, co było własnością Innych, to kupowaliśmy... Czyli zdobywaliśmy także ceną własnej pracy, która pozwala uzyskać  środek płatniczy...

Polacy nie napadali dla zniewolenia, dla grabieży...
My, idąc na tereny Innych, szliśmy po to aby dawać Wolność, My nie zniewalaliśmy, My nie okradaliśmy, nie niszczyliśmy dorobku Innych...
My zostawialiśmy na obcych ziemiach najcenniejsze dary, bo Wolność Innych była okupiona DAREM Życia Naszych, pozostawionym na tamtych ziemiach...
My nie niszczyliśmy...nie grabiliśmy...
To Nas ograbiono...
Bez wojny militarnej grabi się Nas nadal ze wszystkiego, co Nasze...co na ziemi, będące wytworem Naszych rąk i z tego co w ziemi...która zawiera Dary dane Nam Polakom od samego Stwórcy... Bo z Woli Pana Boga żyjemy na tym skrawku Ziemi, a nie w innym zakątku Swiata...to także Nam się wydziera...

Przepraszam za taką refleksję, ale trudno mi było się jej oprzeć w omawianym we wpisie temacie...
***
Szanowny Panie Michale
Dziękuję za wszystko, także za uzupełnienie wpisu komentarzem.
Ja także postaram się uzupełniać ten wpis w wydarzenia historyczne...

Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

4. Jacek Mruk

Witam.

Prawie cały dorobek Przodków Naszych...
My tego NIGDY nie odtworzymy...
Jeżeli nawet, to już będzie Nasze dzieło
Nie Przodka Naszego...
Jednak nie uda się nigdy ograbić Nas z wszystkiego...
Z Serca Polskiego...z wszelkich bogactw Jego...
Z Polskich Rąk i Umysłów...
Mimo, iż dąży się do tego...
Ważde też, abyśmy pamiętali, że każdego dnia
Tworzymy dziedzictwo dla pokolenia przyszłego
Polskim Sercem bijącego...
***.
Dziękuję...
Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

5. Jak ratowano polskie skarby kultury w czasie II Wojny Światowej

"...Ksiadz Staniszewski wzywa Wehrmacht do ratowania "Holdu pruskiego"
Wielkie zaslugi polozyli ksieza w ratowaniu dziel sztuki ze zbiorow publicznych. W przeddzien wojny los "Holdu pruskiego" Jana Matejki niepokoil polskich muzealnikow jeszcze bardziej niz przyszlosc "Bitwy pod Grunwaldem". Pare miesiecy przed wojna, w czasie oficjalnej wizyty Hermanna Goeringa w Polsce, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie prof. Feliks Kopera prezentowal mu "Hold pruski". Szczegolowo tlumaczyl premierowi hitlerowskich Prus Goeringowi historyczne konteksty dziela i objasnial szczegoly Matejkowskiej wizji zlamania i upokorzenia pruskiej pychy. W papierach po konserwatorze zabytkow Krakowa Bogdanie Treterze zachowalo sie pismo wyslane don 29 sierpnia przez Ministerstwo Wyznan i Oswiecenia Publicznego: "[...] Rownoczesnie Ministerstwo prosi o porozumienie sie z Muzeum Narodowym w Krakowie i - o ile jest to mozliwe - zwiniecie "Holdu pruskiego" Matejki i wyslanie go do Warszawy, na Zamek Krolewski. Powodem wycofania obrazu jest temat. O wyslaniu wzglednie powzieciu innego postanowienia w stosunku do "Holdu pruskiego" nalezy zawiadomic Ministerstwo niezwlocznie". Na szczescie prof. Kopera w stosunku do "Holdu pruskiego" powzial postanowienie inne niz bezsensowne wyslanie obrazu do Warszawy. Juz wczesniej polecil konserwatorom muzeum nawinac plotno Matejki na drewniany wal, przekladajac je miekkim papierem, calosc zas obszyc plotnem pakowym. Pozniej wal przewieziono do krakowskiego Muzeum Przemyslowego. Tam, w pracowni technicznej, zaufani robotnicy wsuneli wal do dlugiej, wczesniej skonstruowanej rury z cynkowej blachy. Wewnatrz rury zawiesili wal na specjalnych uchwytach, by zamortyzowac go i uchronic zewnetrzna warstwe plotna przed przetarciem. Rure umiescili robotnicy w solidnej, zrobionej na miare skrzyni. Profesor Feliks Kopera i dyrektor Muzeum Przemyslowego inz. Eugeniusz Tor planowali zakopanie skrzyni z obrazem w krakowskim Lesie Wolskim. 1 wrzesnia, zaraz po niemieckim nalocie na Krakow, zmieniaja plany: dzielo Matejki ma pojechac na wschod, do Zamoscia. Muzealnicy nie wierza, ze Wehrmacht moglby dotrzec tak daleko, ale zapewne wazniejsze sa rodzinne powiazania: siostra burmistrza Zamoscia Michala Wazowskiego jest zona dyrektora Tora. Polciezarowka ze skrzynia eskortowana przez samochod osobowy z dyr. Eugeniuszem Torem dociera do Zamoscia w nocy 2 wrzesnia. Samochod z tajemniczym ladunkiem zatrzymuje sie obok strazy pozarnej. We wrzesniu Zamosc na krotko stal sie skarbnica Polski. Hrabia Tarnowski z Suchej ewakuowal tam niezwykle cenne kolekcje starej broni ze zbiorow arcyksiecia Habsburga z Zywca. Ostatecznie trafily do zamojskiego ratusza. Bezcenne zbiory katedry w Pelplinie i wyposazenie samej katedry ewakuowal do Zamoscia ks. Antoni Liedtke, ktory wczesniej wywiozl z Pelplina Biblie Gutenberga. Skarby pelplinskie ukryto w podziemiach kolegiaty. Zas w podziemiach budynkow pofranciszkanskich ulokowal skarbiec jeden z katowickich bankow. 2 wrzesnia co atrakcyjniejsze podziemia w Zamosciu sa juz zajete. Nadzorujacy transport "Holdu pruskiego" inz. Eugeniusz Tor postanawia zlozyc obraz w pustych jeszcze katakumbach kosciola sw. Katarzyny. Nieoczekiwanie sprzeciwia sie temu pomyslowi rektor kosciola sw. Katarzyny, ks. dr Waclaw Staniszewski. Duchowny okazuje sie byc duzo lepszym konspiratorem od muzealnikow. Denerwuje go, ze obraz wieziono do Zamoscia nie zmieniajac samochodow i uczestnikow ewakuacji, ze zaparkowano go obok strazy pozarnej, gdzie tajemnicza skrzynia zainteresowala wiele postronnych osob. Odmawia wiec zgody na zlozenie jej w kosciele. W czasie sporow,  czy obraz moze byc schowany w podziemiach kosciola, czy nie, niemieckie samoloty bombarduja miasto. Ksiadz Staniszewski macha reka na konspiracje i razem z burmistrzem Zamoscia Michalem Wazowskim organizuje ekipe do zakopania plotna Matejki w podziemiach swiatyni. Ale brak wczesniejszych przygotowan msci sie - murarze Michal i Aleksander Radziejowscy przez kilka godzin bez skutku rozkuwaja gruby koscielny mur wokol okienka do podziemi. W otworze ciagle nie miesci sie wielka skrzynia z obrazem. W koncu murarze rozbijaja czesc arkadowego sklepienia i konspiratorzy wpychaja skrzynie do podziemi. Juz jednak proba zakopania jej konczy sie niepowodzeniem. Twardej opoki wiekowego sklepienia pod posadzka podziemi murarze nie sa w stanie rozkuc. Inzynier Tor z ksiedzem Staniszewskim decyduja sie na pozostawienie skrzyni pod sciana. Do Zamoscia wkraczaja wojska niemieckie. Szybko wycofuja sie, robia miejsce dla oddzialow sowieckich. Wreszcie w pierwszych dniach pazdziernika ostatecznie zajmuja miasto Niemcy. W tym czasie kleski i niepewnosci glowe podnosza rodzimi rabusie i bandyci. Nocne halasy w trakcie chowania obrazu uslyszalo wielu sasiadow swiatyni. Po miescie kraza pogloski o ukrytych w sw. Katarzynie skarbach. Ksiadz Staniszewski na wszelki wypadek zamyka kosciol i ukrywa sie. Po paru dniach nieznani sprawcy wlamuja sie do kosciola. Ksiadz rektor jest ostrozny; odczekuje kilka dni i dopiero upewniwszy sie, ze kosciol nie jest obserwowany, sprawdza, co sie stalo. Zlodzieje rozbili skrzynie, rozpruli cynkowa rure, plotno zas brutalnie wywlekli, rozrywajac je w kilku miejscach. Rozczarowani zawartoscia skrzyni, spladrowali oltarz i zakrystie. Ksiadz Staniszewski w rabunku kosciola dostrzegl nieoczekiwana szanse dla plotna Matejki. Po konsultacji z burmistrzem Wazowskim, gdyz sam bal sie podjac tak ryzykowna decyzje, zglosil wlamanie niemieckim wladzom wojskowym. Prosil o przyslanie patrolu wojskowego, dokonanie ogledzin sprofanowanej swiatyni i wydanie stosownego zaswiadczenia. Ksiadz rektor zasypal skrzynie w podziemiach rupieciami i gruzem, ale ostroznosc byla to zbyteczna; niemiecki zolnierz ograniczyl sie do obejrzenia uszkodzonego zamka w drzwiach i okradzionego oltarza glownego. W komendanturze ks. Staniszewski dostal poswiadczenie, ze "[...] nieznane osoby dokonaly wlamania do kosciola sw. Katarzyny w Zamosciu, wiele rzeczy koscielnych zabraly, inne uszkodzily". Ksiadz rektor okazuje sie byc urodzonym konspiratorem. Choc nic na to nie wskazuje, przekonany jest, ze gestapo prowadzace w Krakowie sledztwo w sprawie znikniecia "Holdu pruskiego", wkrotce trafi na slad zamojski. Od burmistrza Wazowskiego zada przeniesienia skrzyni w bezpieczne miejsce. Burmistrz uznaje, ze gdy juz Niemcy trafia za obrazem Matejki do Zamoscia, to nie przyjdzie im do glowy, by szukac "Holdu pruskiego" w Krakowie. Za zgoda okupacyjnych wladz organizuje oficjalny wyjazd samochodem ciezarowym po sol do Wieliczki i sam nadzoruje przewiezienie przy tej okazji skrzyni z obrazem do krakowskiego Muzeum Czapskich. W maju 1940 roku gestapo, tak jak przewidzial ks. Staniszewski, dowiedzialo sie o ukryciu obrazu w zamojskim kosciele sw. Katarzyny. Gestapowcy ciezko pobili zakrystianina, ktory w koncu wydal im nazwisko murarza Michala Radziejowskiego. Zawieziony przez Niemcow do wsi, gdzie mieszkal Radziejowski, zakrystianin w czasie jazdy przypadkiem dostrzegl murarza. Poprosil gestapowcow o zatrzymanie samochodu i udajac obca osobe, zapytal Michala Radziejowskiego, czy nie wie, gdzie mieszka Michal Radziejowski. Przytomny murarz wskazal na koniec wsi i zniknal. Przesluchiwany przez gestapo ks. Staniszewski wybronil sie niemieckim zaswiadczeniem o wlamaniu, ktore wczesniej zapobiegliwie zdobyl. Obraz byl w podziemiach, przyznawal ksiadz, ale ktos sie wlamal i skradl go, a ksieza zglosili to do niemieckiej komendantury. Sledztwo w sprawie ukrycia obrazu Matejki skonczyli Niemcy bez rezultatu, ale nie oznaczalo to, ze uczestnicy matejkowskiej konspiracji w Zamosciu mogli spac spokojnie. W czerwcu 1940 roku ksiadz Waclaw Staniszewski i pomagajacy mu w ukrywaniu "Holdu pruskiego" ks. Franciszek Trochonowicz zatrzymani zostali w masowych aresztowaniach inteligencji na Zamojszczyznie. Do wyzwolenia przebywali w obozach koncentracyjnych. W roku 1941 rozstrzelano burmistrza Wazowskiego i jego syna. W Krakowie "Hold pruski" bezpiecznie dotrwal do wyzwolenia."
Polecam więcej na:
http://www.krzysztofkopec.pl/podstrony/historia/kalicki.html

avatar użytkownika Jacek Mruk

6. Intix

Wibruje tutaj nadal ta sama energia Wolności
Mimo że nie ma tych walecznych gości
Nie ma też dzieł, które zostały rozkradzione
Przez bandycką hordę , ale serca są skupione
Pamiętają i wchłaniają wibrację Wolności, by kontynuować
Polskę do Wolności wciąż z mozołem szykować
Pozdrawiam cieplutko:)

avatar użytkownika intix

7. Postanowienie Sądu Konstytucyjnego Federacji Rosyjskiej.(1999r.)

20 lipca br. Sąd Konstytucyjny Federacji Rosyjskiej wydał postanowienie w sprawie stwierdzenia zgodności z Konstytucja Ustawy Federalnej z dnia 15 kwietnia 1998 r. Fakt ten, a przede wszystkim treść owego postanowienia, został jedynie w sposób marginalny przedstawiony na łamach naszej prasy, co dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę, że postanowienie to w znaczący sposób dotyczy problemu możliwości odzyskania znacznej liczby dóbr kultury, wywiezionych z terenu Polski w czasie ostatniej wojny i od tamtej pory uważanych za utracone...
Więcej na:
http://www.zabytki.pl/sources/straty/kuhnke6-99.html

avatar użytkownika intix

8. Licytacja (1998r.)

"Nie bądźcie naiwni. Historii nie da się napisać na nowo" - powiedział tygodnikowi "Die Woche" Oleg Mironow, deputowany rosyjskiej Dumy. Jasna i stanowcza wypowiedź Mironowa miała rozwiać nadzieje Niemców liczących na zwrot dzieł sztuki zagarniętych przez ZSRR po II wojnie światowej. Klaus Kinkel, minister spraw zagranicznych RFN, nadal jednak wierzy, że "przy zachowaniu cierpliwości i delikatności droga do zwrotu dzieł sztuki zostanie odnaleziona". Wiara ta dotyczy również Polski i dóbr kultury pozostałych na naszym terytorium po II wojnie swiatowej.

Deputowany bawarskiej CSU domagał się niedawno od Bundestagu uzależnienia przyjęcia Polski do NATO i Unii Europejskiej od zwrotu niemieckich dzieł sztuki. Podobnej retoryce uległ też prestiżowy dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" - w artykule z kwietnia tego roku oskarżono Polskę m.in. o nieprzestrzeganie konwencji haskiej z 1907 r., zakazującej grabieży dzieł sztuki. Szkopuł w tym, że Niemcy, "sprawcy nieszczęścia nowoczesnej grabieży dóbr kultury" (jak określiła to w innym miejscu ta sama gazeta), chętnie występują w roli pokrzywdzonych i oskarżycieli. Tymczasem w RFN wciąż nie dokonano remanentu magazynów muzealnych i książnic, czyli nie sporządzono listy dzieł, które są w bezprawnym posiadaniu Niemiec od czasów III Rzeszy.
Gdy w ubiegłym roku przy okazji Festiwalu Beethovenowskiego pokazano w Krakowie niektóre manuskrypty tego kompozytora, prof. Aleksander Koj, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, uznał to za "symboliczne wydarzenie dla jednoczącej się Europy i wielką lekcję dla polsko-niemieckiej współpracy kulturalnej". Optymizm rektora rozwiał Laurdis Hölscher, konsul generalny RFN. Bezpośrednio po wystąpieniu prof. Koja powiedział, że manuskrypty były i są spuścizną niemieckiej kultury i muszą się znaleźć w Berlinie. Niemcom zależy głównie na części Biblioteki Pruskiej, wywiezionej przez ich przodków w czasie wojny na Śląsk i Pomorze. Dzisiaj wchodzi ona w skład zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie i jest udostępniana niemieckim uczonym.
Niektórzy niemieccy politycy oraz historycy sztuki i publicyści również w odniesieniu do Polski używają sformułowania o wojennym "łupie", który znajduje się w rękach Polaków wbrew przyjętym zasadom etycznym, prawom człowieka i umowom międzynarodowym. W przeciwieństwie do Rosji tego rodzaju argumentacja jest jednak pozbawiona sensu: Polskę napadły i - by użyć niemieckiej terminologii - "złupiły" dwie armie - Wehrmacht i Armia Czerwona. Wynikłych stąd szkód nigdy już nie da się naprawić.
W 1939 r. obydwaj okupanci zaczęli "zabezpieczać" przed zniszczeniem polskie mienie i dorobek kulturalny. Do końca nie wiadomo, ile dzieł sztuki wywieziono, a ile się spaliło. W wydaniu hitlerowskim grabież ta miała nawet pewne "podstawy prawne". Przecież 16 grudnia 1939 r. Hans Frank ogłosił rozporządzenie o powszechnej konfiskacie przedmiotów artystycznych w Generalnej Guberni. Już tego dnia tylko z Muzeum Narodowego w Warszawie wywieziono do Krakowa 69 skrzyń zawierających obrazy pochodzące ze zbiorów warszawskiego muzeum oraz pałaców w Łazienkach i Wilanowie. W nowym gmachu Biblioteki Jagiellońskiej zostały one sfotografowane i opisane. Powstał swoisty katalog "zabezpieczonych dzieł sztuki w Generalnej Guberni" ("Sichergestellte Kunstwerke").
W ciągu pierwszych sześciu miesięcy obowiązywania wspomnianego rozporządzenia zagrabiono ogromną liczbę dzieł sztuki. Ów swoisty katalog opatrzono następującym wstępem: "Na podstawie rozporządzenia (...) specjalnemu pełnomocnikowi do zabezpieczenia dzieł sztuki i dóbr kultury udało się w ciągu sześciu miesięcy przejąć prawie wszystkie dobra kulturalne kraju z jednym wyjątkiem: zbiorów flamandzkich gobelinów z zamku w Krakowie. Według ostatnich wiadomości, zbiór ten znajduje się we Francji, tak więc zabezpieczenie tego zbioru będzie możliwe w późniejszym terminie". Wymienione gobeliny to słynne arrasy wawelskie, które na szczęście udało się wywieźć do Francji, a później do Kanady.
Jeśli chodzi o malarstwo, najbardziej ucierpiało Muzeum Książąt Czartoryskich - w katalogu znalazło się 88 obiektów, w tym do dziś nie odnaleziony "Portret młodzieńca" Rafaela. W Warszawie największe straty poniosło Muzeum Narodowe oraz Zamek Królewski. W katalogu uwzględniono również znane kolekcje prywatne, m.in. Józefa Potockiego, Janusza Radziwiłła, Adama Tarnowskiego i Adama Branickiego. Z Wilanowa do katalogu wybrano 75 najcenniejszych obiektów, w tym słynne biurko podarowane przez papieża Innocentego XI królowi Janowi III Sobieskiemu po zwycięstwie pod Wiedniem. Do dziś figuruje ono w katalogu strat wojennych. W zbiorach łańcuckich największe zainteresowanie niemieckich "specjalistów ds. dzieł sztuki" wzbudziło malarstwo francuskie. Z prowadzonych obecnie badań wynika, że dotychczas na swoje miejsce powróciły 254 obiekty opisane w katalogu, wciąż brakuje jednak około dwustu. Część z nich amerykańscy żołnierze znaleźli w willi Franka w Bawarii. Była tam m.in. "Dama z łasiczką" Leonarda da Vinci i "Pejzaż" Rembrandta.
Za niepowetowaną stratę należy również uznać zniknięcie szkatuły królewskiej z puławskiej Świątyni Sybilli, w której księżna Izabela Czartoryska z ogromnym poświęceniem zgromadziła m.in. pamiątki związane z polskimi królami (w tym złote łańcuchy, krzyże, sygnety, medaliony, zegarki). Większa część skarbów zamkniętych w 16 skrzyniach przepadła. Wśród zaginionych przedmiotów szczególną uwagę zwracają pamiątki po ostatnich Jagiellonach - królach Zygmuncie Starym i Zygmuncie II Auguście. Poza wartością historyczną były to również przedmioty o wysokiej wartości artystycznej. Nie wiadomo, czy po wojnie znalazły się w prywatnych kolekcjach na Zachodzie, czy też przetopiono je jak zwykły kruszec. Wciąż brakuje prawie 99 proc. skarbów ze szkatuły. Ocalało zaledwie kilka przedmiotów, upuszczonych podczas rabunku schowka w Sieniawie.Poza zagrabionymi dziełami sztuki hitlerowcy z premedytacją palili najcenniejsze polskie starodruki i rękopisy. Po zdławieniu powstania warszawskiego zniszczyli ponad 90 proc. stołecznych zbiorów bibliotecznych. Ocalało zaledwie 2 tys. spośród 40 tys. manuskryptów Biblioteki Narodowej. Dwie trzecie stanu wszystkich polskich książnic nie przetrwało okupacji. Według dwumiesięcznika "Cenne, bezcenne, utracone", w 1939 r. zasoby bibliotek instytucjonalnych i księgozbiorów prywatnych w naszym kraju przekraczały 50 mln jednostek, z czego ok. 70 proc., czyli 35 mln, przepadło w czasie wojny.

Były to obiekty niepowtarzalne, często bardzo cenne. Zbiory specjalne wielkich warszawskich bibliotek: Krasińskich, Narodowej i Uniwersyteckiej - ok. 300 tys. jednostek - spalono jesienią 1944 r. - Niemcy mogą mówić o wyjątkowym szczęściu, ponieważ najcenniejsza część ich dawnej Biblioteki Pruskiej przetrwała, w dodatku w doskonałych warunkach, natomiast oni spalili nasze najcenniejsze zbiory. Do biblioteki na Okólniku zwieziono i tam spalono rarytasy warszawskich bibliotek - mówi Monika Kuhnke z Biura Pełnomocnika Rządu ds. Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą.
Wśród uznanych za bezpowrotnie utracone muzykalia Biblioteki Narodowej znajdowała się bezcenna kolekcja prof. Aleksandra Polińskiego, zawierająca ok. 400 unikatowych źródeł ilustrujących dzieje muzyki polskiej od XV do XX wieku. Istnieją jednak poszlaki wskazujące na to, że przynajmniej część z nich przechowywana jest w jednej z niemieckich bibliotek. Po klęsce powstania warszawskiego ze schowka w Muzeum Narodowym najprawdopodobniej skradziono skrzypce Stradivariusa z 1719 r. W
futerale znajdował się także słynny smyczek Barcewicza - prezent od Mikołaja II - okuty w grawerowane złoto z wprawionym w główkę kilkukaratowym brylantem. Po wojnie najprawdopodobniej próbowano ten cenny zabytek sprzedać w RFN.
Oszacowanie liczby dzieł kultury zaginionych w czasie wojny sprawia wiele trudności. W roku 1955 przyjęto, że Polska centralna, a więc dziewięć powojennych województw (bez ziem utraconych czy odzyskanych), straciła 516 tys. obiektów. Wedle dzisiejszych danych, można tę liczbę co najmniej podwoić. Mówiąc o największej stracie, polscy historycy sztuki wymieniają słynny "Portret młodzieńca" pędzla Rafaela. Wciąż mają nadzieję, że to bezcenne płótno powróci kiedyś do Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie. Na temat powojennych losów obrazu oraz obecnego miejsca jego przechowywania (a wszystko wskazuje na to, że dzieło nie uległo zniszczeniu) krążą dziesiątki wersji. Można domniemywać, że niektóre obiekty uznane za bezpowrotnie zniszczone wciąż są przechowywane przez "nieznanych właścicieli".
- Przypuszczamy, że w rękach prywatnych w Niemczech znajduje się wiele interesujących nas dzieł. Spośród obiektów bibliotecznych czy muzealnych znamy natomiast tylko to, co jest wystawiane lub zostało umieszczone w katalogu - zaznacza Monika Kuhnke. Choć dotychczas udało się zlokalizować niektóre dzieła sztuki, ciągle istnieją przeszkody, aby powróciły one do Polski. - Ich odzyskanie na ogół jest bardzo trudne, gdyż kolejnych właścicieli chroni zasada ochrony nabywcy w dobrej wierze lub przedawnienie - twierdzi prof. Wojciech Kowalski z Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego, pierwszy pełnomocnik rządu ds. polskiego dziedzictwa kulturalnego za granicą.
W Niemczech na pewno znajduje się m.in. pontyfikał płocki z XII w., wywieziony z biblioteki Seminarium Duchownego w Płocku. Na aukcji kupiła go Bayerische Staatsbibliothek w Monachium. W Berlinie przechowywane są 74 dokumenty zakonu krzyżackiego (od XIII do XVI w.), pochodzące z działu pruskiego Archiwum Koronnego w Krakowie. Dokumenty te przekazano w ręce królów polskich w związku z hołdem pruskim w 1525 r. W czasie wojny zrabowano je z Archiwum Akt Dawnych w Warszawie. Do muzeum w Hamburgu trafiło lustro etruskie z gołuchowskiej kolekcji książąt Czartoryskich. W archiwum w Ratyzbonie znajdują się diecezjalne księgi metrykalne z terenów włączonych do Rzeszy po 1939 r. Pochodzący z kościoła w Pakosławicach na Górnym Śląsku dzwon z 1492 r. umieszczono w Ratingen. Dyrekcja Biblioteki Państwowej w Berlinie wie doskonale, że w niektórych dziedzinach, na przykład historycznej kartografii, posiada większy zbiór poloników niż wszystkie polskie instytuty łącznie. Inna jest sytuacja prawna RP: w Polsce nie ma niemieckich dzieł sztuki "zagrabionych" przez Wojsko Polskie. Relatywnie niewielkie poniemieckie zbiory trafiły do polskich muzeów i bibliotek na mocy decyzji podjętych w Jałcie i Poczdamie.
Stanisław Żurowski, wiceminister kultury (i jednocześnie pełnomocnik rządu ds. polskiego dziedzictwa kulturalnego za granicą), podczas niedawnych rozmów z sekretarzem stanu niemieckiego MSZ Helmutem Schäferem zadeklarował wznowienie (po trzyletniej przerwie) rozmów między Polską a Niemcami w sprawie rewindykacji dzieł sztuki, które w wyniku wojny znalazły się w obu krajach. Mają one dotyczyć likwidacji skutków II wojny światowej w dziedzinie kultury.
Strona polska prowadzi negocjacje zarówno z przedstawicielami Niemiec, jak i Rosji. Pełnomocnik rządu ds. polskiego dziedzictwa kulturalnego za granicą kieruje także biurem gromadzącym dane o utraconych przez Polskę dziełach sztuki i pamiątkach historycznych oraz zbiorach bibliotecznych. Na razie baza danych obejmuje 60 tys. pozycji i dotyczy dzieł sztuki możliwych - w większości - do zidentyfikowania na podstawie opisu lub załączonej fotografii. Prace wciąż trwają, gdyż nieprzerwanie napływają nowe informacje. Ich wyniki będą dokumentem obrazującym ogrom strat, jakie poniosła polska kultura w wyniku II wojny światowej.
Niektórzy niemieccy politycy i dziennikarze postrzegają jednak problem wędrówki dzieł sztuki wyłącznie ze swojej perspektywy. Tymczasem w polityce wszelkie niedomówienia mszczą się na stosunkach bilateralnych, więc czasem trzeba przypomnieć sobie kilka prawd podstawowych. Byłoby dobrze, gdyby konieczny w tej sprawie dialog dotyczył wyłącznie kwestii merytorycznych i nie zakładał złej woli którejkolwiek ze stron.
http://www.wprost.pl/ar/4726/Licytacja/


avatar użytkownika intix

9. @Jacek Mruk

Tak...
Polacy nie tylko o Wolność walczyli
Ale także z narażeniem życia,
Jak tylko mogli
Dziedzictwo Narodowe chronili...
Chwała Im za TO...!
***
Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

10. PORTRET MŁODZIEŃCA


Nie wiadomo dokładnie ile dzieł sztuk znajdujących się w polskich zbiorach zostało skradzionych przez hitlerowców w czasie wojny. Bezustannie, mimo upływu 60 lat od zakończenia wojny prowadzi się poszukiwania najcenniejszych zbiorów. Monika Kuhnke z Zespołu ds. Restytucji Dóbr Kultury twierdzi, że obraz Rafaela Santi „Portret młodzieńca" wart kilkadziesiąt milionów dolarów jest największą stratą wojenną jaką poniosła polska. Obraz ten trafił do i tak już bogatej i wspaniałej kolekcji Czartoryskich ok. 1800 roku. Oprócz niego znajdowały się w niej płótna Leonarda da Vinci i Rembrandta tworząc tzw. wielką trójkę...
Więcej na:
http://historia.tuchola.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=83:portret-modzieca&catid=8:publikacje-hip&Itemid=38

avatar użytkownika Maryla

11. Przekazanie dóbr kultury

Przekazanie dóbr kultury utraconych przez Łotwę

Spotkanie prezydenta Bronisława Komorowskiego z prezydentem Andrisem Bērziņšem na Zamku Królewskim  w Warszawie

Z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego odbyło się na Zamku
Królewskim w Warszawie uroczyste przekazanie prezydentowi Łotwy
Andrisowi Berzinsow dóbr kultury utraconych przez Łotwę w czasie II
wojny światowej. 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

12. @Maryla

Witam.
Bardzo dziękuję za powyższą informację.

...- Wszystkie narody i wszyscy ludzie mają wpisaną w naturę potrzebę ładu, a ład to także dążenie do tego, by po zawieruchach historycznych wszystko wracało na swoje miejsce - powiedział prezydent Bronisław Komorowski podczas uroczystości na Zamku Królewskim w Warszawie...

Jakże wymowne są te słowa... szczególnie po przeczytaniu wszystkich powyższych informacji w tym wpisie... Pozostaję z nadzieją, iż ON zdaje sobie sprawę z tego, że ta jego wypowiedź powinna działać w obie strony... Komorowski ma wielkie pole do popisu w odzyskiwaniu Naszych  dóbr kultury... nieskończenie wiele TEGO jest...  pozostaje czekać ...
Dlaczego ja mam zawsze obawy? Dlaczego IM nie wierzę....?
Kolejny raz obawiam się, że będzie Nam ubywać... coraz bardziej...niewiele w zamian...
***
Dziękuję...
Serdecznie Pozdrawiam.

***


avatar użytkownika intix

13. Zrabowane, czasami odzyskane (2011r.)

Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało specjalną publikację „Zagrabione – odzyskane", prezentującą polskie dobra kultury zrabowane i wywiezione poza granice Polski w czasie II wojny światowej, a które udało się odzyskać w ciągu ostatnich dziesięciu lat


Autorami publikacji są prof. Wojciech Kowalski i dr Monika Kuhnke, którzy ujawnili dziennikarzom kulisy trudnych nieraz zabiegów prowadzących do restytucji zrabowanych dzieł.


Najłatwiej – podkreślał prof. Kowalski – odzyskać te cenne przedmioty, które znalazły się na terenie USA i Wielkiej Brytanii. Tam nie istnieje ochrona prawna nabywcy w dobrej wierze, a muzea i galerie – w większości prywatne – bardzo dbają o wizerunek i wolą zwrócić zrabowane dzieło sztuki, zanim dojdzie do procesu. Inaczej wygląda współpraca z Niemcami, Francją czy Austrią, które są o wiele mniej przychylnie nastawione do polskich roszczeń. – W Niemczech roszczenia dotyczące zrabowanych podczas II wojny światowej dóbr kultury ulegają przedawnieniu. Dodatkowo istnieje ochrona prawna nabywcy w dobrej wierze. Pozostaje liczyć na dobrą wolę muzeów, galerii i prywatnych właścicieli. A z tym bywa różnie – mówił prof. Kowalski.


Najwięcej utraconych w czasie wojny polskich dóbr kultury znajduje się na terenie Rosji, z którą trwa – jak podkreślił profesor – „permanentna wymiana not dyplomatycznych". Z nikłym na razie sukcesem...
Więcej na:
http://www.rp.pl/artykul/55362,702708.html

avatar użytkownika Jacek Mruk

14. Intix

Przykre że pozwoliliśmy bandzie zawłaszczyć rządy Krajem
Bóg z nami, więc przepędzimy tą zgraję
Nasyconych wartościami patriotycznymi jest w Polsce wielu
Więc będziemy mieli łatwą drogę do celu
Pozdrawiam cieplutko:)

avatar użytkownika intix

15. Zaginiona kolekcja obrazów Mieczysława Broniewskiego.

Straty wojenne w dziedzinie dzieł sztuki poniesione przez osoby prywatne to osobne, ogromne zagadnienie. Brak inwentarzy czy choćby spisów, nie mówiąc już o fotografiach tego, co przed wojną stanowiło wyposażenie pałaców, dworów i mieszkań uniemożliwia sporządzenie pełnego rejestru strat. Tysiące obrazów, rzeźb, mebli zrabowanych zostało przez wojska zarówno niemieckie jak i radzieckie, uległo spaleniu bądź rozproszeniu w wojennej zawierusze. Warto zatem wspomnieć nie tylko o tych największych, najbardziej znanych kolekcjach prywatnych o charakterze muzealnym, ale także o dziełach sztuki, które gromadzone byty z myślą o ozdabianiu salonów i te najczęściej wymykają się spod ewidencji strat wojennych.

Największe straty w tym zakresie poniosły prywatne kolekcje warszawskie. Te po prostu przestały istnieć, jak choćby kolekcja Mieczysława Broniewskiego, wybitnego specjalisty w dziedzinie cukrownictwa, znanego działacza społecznego i gospodarczego, głównego lub jednego z głównych akcjonariuszy siedmiu cukrowni, m. in. "Lublin", "Garbów", "Zbiersk", "Niedlew", "Opalenice". To podobno dla niego Melchior Wańkowicz wymyślił słynny slogan: "cukier krzepi"....
Więcej na:
http://www.zabytki.pl/sources/straty/kuhnke4-97.html

avatar użytkownika Maryla

16. jak widać, można....

Niemcy zwrócili Czechom cenny manuskrypt o podstawach genetyki autorstwa Gregora Johanna Mendla - XIX-wiecznego zakonnika i prekursora nauki o dziedziczeniu.

- To kluczowa praca naukowa. Był to naprawdę jeden z najbardziej znaczących uczonych w swych czasach. Jeśli przyglądamy się dziś testom DNA i podobnym sprawom, nie możemy zapominać, że właśnie Mendel był praojcem całej tej nauki - powiedział szef czeskiej dyplomacji Karel Schwarzenberg, który specjalnie po dokument pojechał w tym tygodniu do Niemiec.

Powrót dzieła - jak zaznaczył minister - był rezultatem długich zabiegów dyplomatycznych. O manuskrypt walczyli bowiem między sobą spadkobiercy rodziny Mendla, Zakon Świętego Augustyna, do którego uczony należał, a także władze Niemiec, Austrii oraz Czech. Czesi pierwszy raz wystąpili o ten tekst w 1953 roku, tymczasem władze Badenii-Wirtembergii wszczęły postępowanie mające uznać go za zabytek kultury niemieckiej.

http://www.stefczyk.info/publicystyka/kultura/czesi-odzyskali-rekopis-me...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

17. @Maryla

Dziękuję.
To dobra wiadomość... Może i Nasze... chociaż w znikomej części, ale może  kiedyś powrócą...   (???)

Serdecznie Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

18. Czy Słowacki wróci z Rosji (2011r.)

MSZ zapowiada, że będzie się starać o odzyskanie odnalezionego w Moskwie rękopisu wieszcza


Skarb polskiej kultury – zaginiony rękopis „Dziennika podróży na Wschód" Juliusza Słowackiego – odnalazł w Rosyjskiej Bibliotece Państwowej (dawniej Lenina) dr Henryk Głębocki, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Literaturoznawcy byli przekonani, że oryginał zapisków wieszcza spłonął podczas II wojny światowej, prawdopodobnie w 1944 r. Tymczasem XIX-wieczny notatnik Słowackiego, który przechowywano w Bibliotece Krasińskich w Warszawie, przetrwał prawdopodobnie dlatego, że tuż przed wybuchem wojny został wypożyczony do Krzemieńca.


4 września 1939 r., w 130. rocznicę urodzin poety, w jego rodzinnym mieście miała zostać otwarta poświęcona mu wystawa. 17 września na te tereny wkroczyła Armia Czerwona.


– Dopiero w 2001 r. rękopis został włączony do katalogu rosyjskiej biblioteki. Nie wiadomo, gdzie był wcześniej. Mnie udało się go przeczytać i zrobić kopię pod koniec 2009 r. Długo nie mogłem uwierzyć, że to oryginał, dlatego wiele miesięcy konsultowałem się ze znawcami literatury romantycznej, zanim ujawniłem odkrycie – opowiada dr Henryk Głębocki. I nie kryje, że był szalenie wzruszony, gdy dotknął kart dziennika z podróży poety...
Więcej na:
http://www.rp.pl/artykul/23,722625.html

avatar użytkownika intix

19. Jura vicariorum... (2006r.)

Ministerstwo Spraw Zagranicznych rozpoczęło starania o zwrot bezcennego kopiariusza ?Jura vicariorum? z XV w., który jest własnością poznańskiego Archiwum Archidiecezjalnego, a w czasie II wojny światowej trafił do Czech


- Widziałem go i najchętniej wyszedłbym z nim pod pachą! Jest bardzo ciekawy - mówi żartem prof. Tomasz Jurek z Instytutu Historii PAN, który był w Pradze. O kopiariuszu nikt by nie usłyszał, gdyby pracownicy zbiorów manuskryptów i starodruków Muzeum Żydowskiego w Pradze nie sprawdzali ich stanu. Byli zdumieni, gdy wśród judaików znaleźli księgę pisaną po łacinie. Poprosili więc o opinię wybitną mediewistkę, prof. Zdenkę Hledikovą. - Pani profesor zauważyła, że dokumenty dotyczą Poznania - opowiada ks. Roman Dworacki, dyrektor Archiwum Archidiecezjalnego. - Zaczęliśmy sprawdzać, czy kopiariusz może być nasz - dodaje. Okazało się, że przed wojną taka księga była w poznańskich zbiorach, a pierwsze informacje o niej pochodzą z XVIII w. Pod koniec II wojny światowej Niemcy ukryli ją w Czechach wraz z innymi zrabowanymi dobrami kultury. Jakie były jej dalsze losy, aż do momentu, kiedy znaleziono kopiariusz w Pradze, nie wiadomo.

Poznańskie archiwum wysłało już do ministerstwa dokumenty potwierdzające, że kodeks był jego własnością. - To są mocne dowody! Kopiariusz był odnotowany w naszym rejestrze. Poza tym w XVIII w. kanonik Mateusz Zymchanowski sporządził spis treści ksiąg z Archiwum Katedralnego, w tym m.in. zaginionego później "Jura vicariorum". W okresie międzywojennym z kopiariusza zrobiono odpisy, zachowane m.in. u nas i w Krakowie - wylicza ks. Dworacki.
Kiedy księga ma szansę wrócić do Poznania? - Trudno powiedzieć. Czasem trwa to trzy miesiące, a czasem dwa lata - zaznacza Monika Kuhnke z zespołu ds. rewindykacji dóbr kultury Ministerstwa Spraw Zagranicznych. - Jesteśmy na etapie rozmów. Na razie niewiele więcej mogę powiedzieć - dodaje.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,3619033.html

avatar użytkownika intix

20. Jura vicariorum... (2007r.)


Do poznańskiego archiwum archidiecezjalnego po 62 latach powrócił ?Kopiariusz kolegium wikariuszy przy farze poznańskiej? zrabowany przez Niemców w końcu II wojny światowej.



"Gazeta" jako pierwsza napisała o sprawie kopiariusza, wspierając starania archiwum archidiecezjalnego o zwrot manuskryptu. Ta licząca 528 kart pożółkła księga zawiera wpisy dokumentów dotyczących dóbr i dochodów wikariuszy. Powstała w XV wieku, a wpisy do niej kontynuowano do połowy XVII wieku. Pierwsze zawarte w księdze kopie pochodzą z początku XIII wieku - w sumie są to setki dokumentów wystawionych przez lokalne władze kościelne i świeckie, a także przez wielkopolską szlachtę. Księga należała do zbiorów archiwum archidiecezjalnego w Poznaniu. W latach niemieckiej okupacji kopiariusz - jako obiekt niezwykle cenny - został wyłączony przez Niemców z poznańskich archiwaliów i wywieziony do północnych Czech. Odnalazł się dopiero dwa lata temu na półce... Muzeum Żydowskiego w Pradze.

Według znawcy tematyki prof. Tomasza Jurka z Polskiej Akademii Nauk księga ma bezcenne znaczenie nie tylko dla historii diecezji poznańskiej oraz Wielkopolski.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,76842,3885788.html#ixzz1mq9UNwr7

avatar użytkownika intix

21. Odzyskiwanie zabytków (2001r.)

"...Puste ramy po Rafaelu

Przyjmuje się, że najwięcej, bo ponad 52 tys. dzieł sztuki wywieźli podczas II wojny światowej Niemcy - tyle znajduje się w oficjalnym rejestrze. Prawdopodobnie ta liczba jest w rzeczywistości dużo większa, ponieważ w wielu przypadkach jako jedna pozycja została zarejestrowana cała kolekcja. Z tych 52 tys. zagrabionych obiektów można zlokalizować jedynie kilka procent. Ponad 90% zostało rozproszonych po świecie i zapewne znajduje się w prywatnych zbiorach. Nie wiadomo na przykład, gdzie podziały się obiekty z Muzeum Narodowego w Warszawie, które zostało ograbione po upadku powstania warszawskiego.
Najcenniejszym dziełem sztuki zrabowanym przez Niemców jest \"Portret młodzieńca\" Rafaela z krakowskiej kolekcji Czartoryskich, po którym pozostały puste ramy i pokwitowanie. Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie przechowywany jest bezcenny obraz. Nie wiadomo również, gdzie znajduje się słynna szkatuła królewska, zawierająca biżuterię, miniatury i inne wyroby rzemiosła artystycznego związane z władcami Polski. Do najbardziej wartościowych dzieł sztuki wywiezionych przez Niemców zalicza się również obrazy Canaletta, Bacciarellego oraz gotyckie kielichy z kościołów krakowskich. Z Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego wywieziono 574 cenne obiekty, m.in. część zastawy stołowej Wazów, unikalne złote medale i dywany.
Wśród dóbr kultury zagrabionych podczas II wojny światowej znalazły się także dokumenty. Zdaniem Władysława Stępniaka z Archiwum Głównego Akt Dawnych, najcenniejsze są 74 pergaminy z XVI w. dotyczące sekularyzacji Prus, wywiezione z Archiwum Koronnego w Krakowie. - Ponadto zagrabiono księgi metrykalne z diecezji rzymskokatolickich przyłączonych podczas II wojny do Niemiec, najstarsze pochodzące z XVI w. Ich wartość historyczna jest bezcenna.
Na padające często pytanie, czy w zbiorach niemieckich znajdują się dzieła odpowiadające wartości znajdującej się u nas \"Berlinki\", eksperci odpowiadają, że byłoby satysfakcjonujące, gdyby Niemcy oddali nam te rzeczy, których wywóz pokwitowali, a zwłaszcza obraz Rafaela. - Jednak sprawa wartości materialnej zrabowanych z Polski obiektów nie jest prosta - mówi Monika Kuhnke z Biura Pełnomocnika Rządu ds. Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą w MKiDN. - Kiedy po wojnie usiłowano sporządzić spis strat wojennych z określeniem ich wartości, popełniono wiele błędów, np. przy szkatule królewskiej z Muzeum Czartoryskich zapisano \"wartość materialna niewymierna\", co przy podliczaniu potraktowano jako zero - i wyszło na to, że bezcenna szkatuła nic nie jest warta. Z kolei wiele dzieł ma niewielką wartość materialną, ale dużą wartość dla miasta, z którego je zabrano i dla lokalnej społeczności.

Karta przetargowa

\"Berlinkę\", czyli znajdującą się w Bibliotece Jagiellońskiej najcenniejszą część zbiorów z kolekcji Pruskiej Biblioteki Państwowej, uważa się za naszą najsilniejszą kartę przetargową. Celem tego przetargu jest odzyskanie znajdujących się w zbiorach państwowych i prywatnych zrabowanych przez Niemcy hitlerowskie dóbr kultury albo uzyskanie za nie rekompensaty.
Pod względem prawnym \"Berlinka\" jest nasza własnością, uzyskaliśmy ją na podstawie prawa międzynarodowego. Oddanie jej polsko-niemieckiej fundacji, która miałaby powstać z przekształcenia Pruskiej Fundacji Kultury, jak proponuje memoriał Grupy Kopernik, oznaczałoby utratę naszej najważniejszej karty negocjacyjnej. Moglibyśmy wówczas, w najlepszym przypadku, liczyć na zwrot ujawnionych przez rząd niemiecki zabytków kultury, ale nie byłoby mowy o odszkodowaniach za dzieła nieujawnione lub celowo zniszczone czy restytucji zastępczej, czyli przekazaniu obiektów niepochodzących z polskich zbiorów, ale stanowiących rekompensatę za zniszczone w czasie wojny.
Niemcy sami przywieźli \"Berlinkę\" do Polski, aby uchronić ją przed bombardowaniami aliantów...."
Więcej: http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/odzyskiwanie-zabytkow

avatar użytkownika intix

22. Polacy z wyboru i duch Kraszewskiego. Kultura |DW.DE|14.02.2012

Zaledwie kilka tygodni po wywiezieniu do Polski z Muzeum Kraszewskiego w Dreźnie zbiorów poświęconych pisarzowi, muzeum pokazuje wystawę „Polacy z wyboru. Rodziny pochodzenia niemieckiego w Warszawie w XIX i XX wieku”.



Takiego tłumu, jaki przybył na otwarcie wystawy, mogłaby pozazdrościć stosunkowo niewielkiemu muzeum Kraszewskiego znacznie większa od niego placówka. Przyciągnęła wystawa i troska o dalsze losy muzeum. „Jestem szczęśliwy, że muzeum kontynuuje swoją działalność, bo jeszcze w grudniu nie wiedzieliśmy, czy będzie nadal istniało”, mówi drezdeńczyk, Wolfgang M. Schwarz.

Przyszłość muzeum w rękach Rady Miasta
20 grudnia ub.r. muzeum, przez pięć dziesięcioleci pokazujące zbiory poświęcone Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu, opustoszało. Na mocy ustawy Sejmu, która weszła w życie w 2008 r., liczące ponad 50 lat dobra kulturalne można udostępniać zagranicy tylko w ramach depozytu na nie dłużej, niż 5 lat.
O prawie zapomnianej ustawie przypomniano sobie właśnie w ubiegłym roku. Niemal wszystkie eksponaty wróciły do Polski.
Z pierwotnie 160 w muzeum zostały trzy: pistolet, zbroja i mały stolik. „Złoszczenie się z tego powodu byłoby mało produktywne, należy patrzeć w przyszłość i znaleźć optymalne rozwiązanie”, mówiła w grudniu Joanna Magacz, dyrektorka muzeum od 2007 r.

Już za „obecności” Kraszewskiego muzeum przygotowywało małe, okolicznościowe wystawy, od 2009 r. jest organizatorem Dni Kultury Polskiej w Dreźnie. Wystawa „Polacy z wyboru” jest tym nowym początkiem, chociaż przyszłość muzeum nadal jest niepewna. Zadecydować mają o niej w najbliższych tygodniach radni miasta. „Było to zawsze miejsce polsko-niemieckich spotkań i takim powinno zostać”, mówi radny z ramienia partii Zieloni/Bündnis90, Torsten Schulze.

O jego przetrwanie walczy też Erika Eschebach, dyrektorka Muzeum Miasta Drezna: „Jest tak dużo najróżniejszych aspektów w naszych sąsiedzkich stosunkach, które by można tematyzować, kwestie historyczne, ale też aktualne, wskazujące drogę w przyszłość. Przez 50 lat prezentowaliśmy życie i dzieła Kraszewskiego. Pod koniec nie przychodziło dużo zwiedzających, bo wszyscy znali już tę wystawę. Jeżeli 2-3 razy w roku przygotowujemy wystawy zajmujące się tymi nowymi aspektami naszych stosunków, mam nadzieję, że przyciągniemy zwiedzających.”


Polacy z wyboru


Zwiedzający przyszli natychmiast, przyzwyczajeni, że w Muzeum Kraszewskiego zawsze dzieje się coś ciekawego. Taka jest też wystawa, po Warszawie i Berlinie prezentowana teraz w Dreźnie. Wszędzie bardzo dobrze odbierana. „Mieliśmy pewne obawy, jak będzie przyjęta w Warszawie. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że bez zgody i współpracy rodzin pochodzenia niemieckiego, które pootwierały szuflady, udostępniły nam wspaniałe materiały ze swoich rodzinnych zbiorów, ta wystawa byłaby niemożliwa”, mówi jej kurator, Tomasz Markiewicz z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. „Ale pokazuje to, że dzisiaj nie ma już takich oporów, by przyznawać się do niemieckich korzeni. Budujące, że na wystawę w Warszawie tłumnie przybyli i liczni przedstawiciele prezentowanych rodzin, i że dużym powodzeniem cieszyła się ona też wśród warszawiaków”, dodaje kurator.


Wystawa pokazuje losy 22 rodzin pochodzenia niemieckiego. Wiele z nich ma swoje korzenie właśnie w Saksonii, nie tylko z racji Augusta Mocnego szczycącej się szczególnymi związkami z Polską. Twórca pierwszego w Polsce ogrodu handlowego, Gustaw Christian Ulrich był potomkiem Jana Bogumiła Ulricha, który przybył do Warszawy z dolnołużyckiego Pförten w Saksonii. Z Saksonii pochodzili przodkowie Romualda Traugutta. Z Drezna przyjechał do Warszawy w 1775 r. architekt Jan Chrystian Schuch, którego dziełem są Łazienki Królewskie. Warszawa uhonorowała go prestiżową aleją jego imienia, przy której mieści się dzisiaj MSZ. Potomek rodziny, inżynier Tadeusz Florian Schuch był kierownikiem zespołu drogowego Biura Odbudowy Stolicy.


Dzieła saksońskich budowniczych, zniszczone przez narodowych socjalistów, w większości zostały po wojnie odbudowane. Wyjątkiem jest Pałac Brühla, przykład drezdeńskiego baroku w Warszawie. „Ale pusty plac czeka, więc należy mieć nadzieję, że może w niedalekiej przyszłości podzieli los Frauenkirche w Dreźnie i Pałac Brühla wróci w dawnej krasie do krajobrazu Warszawy”, mówi Tomasz Markiewicz, kurator wystawy i dodaje: „Myślę, że dla niemieckiej publiczności może być pewnym odkryciem, że mimo tragedii II wojny światowej nie podchodzimy do tego w sposób bezrefleksyjny. Pamiętamy, że osoby niemieckiego pochodzenia mają niemały wkład w rozwój Warszawy, czy Polski”.


Polska i Niemcy, to nie tylko 1 września


Także dla drezdeńczyków, tak jak dla warszawiaków, czy zwiedzających w Berlinie, wystawa jest odkryciem. „Oczywiście znane są nazwiska Gebethner i Wolff, albo Wedel, ale nie wiedziałem, że niemieckie korzenie ma np. słynna rodzina Fukierów”, przyznaje Wolfgang Nicht, były wieloletni przewodniczący Niemiecko-Polskiego Towarzystwa Saksonii. „Bardzo dużo wiemy o tej wielkiej historii, przede wszystkim o II wojnie światowej, ale mało kto zdaje sobie sprawę, w jak oczywisty sposób żyli Polacy w Dreźnie, czy właśnie Niemcy w Warszawie. Wystawie udało się wydobyć te pozytywne aspekty, to, że Polska i Niemcy, to nie tylko 1 września i Auschwitz, ale też wspólna, wzbogacająca nas codzienność. Naprawdę imponująca i wystawa, i jej przesłanie”, uważa Wolfgang Nicht.


Niemiecko-Polskie Towarzystwo Saksonii ma zresztą swoją siedzibę właśnie w Muzeum Kraszewskiego, podobnie jak Polonia Drezno. Stowarzyszenia, przyjaciele muzeum, jego dyrektorka cieszą się z nowej roli, jaką tym bardziej spełniać może teraz muzeum Kraszewskiego. Naprawdę niezadowolony wydaje się tylko prawowity gospodarz. Od chwili wywiezienia zbiorów do Polski, w świeżo wyremontowanym muzeum ciągle dzieje się coś dziwnego. A to coś się przewróci, a to awaria prądu. W środku rozmowy wariuje, właściwie niezawodny mikrofon, jak przytrafiło się to piszącej te słowa. Joanna Magacz tylko się uśmiecha. „Józio, proszę, już wystarczy!”, wzdycha.


Elżbieta Stasik
red. odp.: Iwona D. Metzner
http://www.dw.de/dw/article/0,,15740285,00.html



avatar użytkownika intix

24. Spieniężone dziedzictwo zlikwidowanego królestwa

Spieniężone dziedzictwo zlikwidowanego królestwa
By Gryffindor (Own work) [GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html) or CC BY-SA 3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons

Są w dziejach ludzi, państw i narodów rzeczy bezcenne, stanowiące punkt odniesienia dla pokoleń – tymi rzeczami są regalia. W tej materii odróżniamy się od innych krajów Europy. Z dawnego, bogatego dziedzictwa Królestwa Polskiego pozostały nam dzisiaj tylko podniosłe pieśni, barwy i przekształcony herb z Orłem Białym. Niegdyś symbolem ciągłości państwa, oznaką jego dostojności, powagi i ambicji były królewskie insygnia, oznaka wszystkiego, z czego można odczuwać dumę. Niestety w nocy z 3 na 4 października 1795 roku polskie regalia zostały skradzione z Wawelu przez wojska pruskie. W kolejnych latach niemiecki monarcha przetopił dziedzictwo naszych przodków na monety. Przepadło bezpowrotnie.

Paleta polskich symboli narodowych jest niezwykle bogata i ma długą historię. Chronologicznie najstarszymi regaliami naszych monarchów były niezachowane insygnia koronacyjne pierwszego króla Polski Bolesława Chrobrego oraz kopia włóczni św. Maurycego, której grot znajduje się w krakowskim Muzeum Katedralnym. Najdłużej nasi władcy używali regaliów sporządzonych na okazję koronacji Władysława Łokietka, pierwszego króla zjednoczonej po rozbiciu dzielnicowym Polski.

Warto przy tym pamiętać, że uczucia Polaków kierowały i kierują się nie tylko w stronę rzeczy materialnych, namacalnych, a więc łatwo ulegających erozji. Na nasze dziedzictwo składają się także dzieła trwalsze od spiżu.

Najstarszą pieśnią uznawaną za symbol polskości, za narodowy hymn, jest „Bogurodzica”. Jej twórca pozostaje nieznany, jednak legenda przypisuje autorstwo pierwszemu polskiemu świętemu, biskupowi-męczennikowi Wojciechowi, zamordowanemu przez pogan jeszcze w X wieku. Najprawdopodobniej utwór powstał później, jednak jeszcze w czasach średniowiecznych śpiewało ją polskie rycerstwo stawiające odpór najeźdźcom. Podobnie czynimy i dzisiaj, w XXI wieku. „Bogurodzica” wykonywana jest w kościołach, a dzieci uczą się jej w szkołach. Pieśni jednoznacznie kojarzonych z patriotyzmem, a często także kultem Maryjnym jest więcej. Mimo historycznych kontrowersji dumę z Ojczyzny czuje każdy słyszący obecny hymn, „Mazurek Dąbrowskiego”, powstały w związku z czynem Legionów Polskich walczących tuż po rozbiorach o niepodległość.

Równie długą historię ma polski herb. Niezidentyfikowany ptak, być może orzeł, znajdował się już na denarze Bolesława Chrobrego. Moneta taka była bita na przełomie X i XI wieku. Herb w znaczeniu heraldycznym, wykształcił się na przełomie XIII i XIV wieku, w trakcie jednoczenia się dotychczas rozbitego Królestwa. Jego geneza wywołuje duże spory wśród historyków. Nie ma jednak wątpliwości, że od czasu zjednoczenia Polski symbolem państwa był biały orzeł. W swojej historii herb zmieniał formę graficzną. Czerwone tło tzw. godła (nazwa ta jest z punktu widzenia nauki błędem) wiąże się z losami i genezą flagi – pierwszy wizerunek herbowy orła białego umieszczany był na czerwonym tle. Taką formę do dzisiaj ma proporzec prezydenta RP.

Takich budzących dumę symboli przeszłości naszego kraju byłoby więcej, niestety bogata historia Polski obfitowała także w licznych wrogów bez skrupułów, a nawet pazernych i zawziętych nienawistników. Łupem takich właśnie osób padły bezcenne dla historii, ale także dla tożsamości narodowej i tradycji, regalia królów Polski.

Mimo różnic w rycie, regalia na całym świecie symbolizowały sakralny charakter królewskiej koronacji, odbywającej się zwykle w katedach. Nie inaczej było w przypadku Polski, gdzie monarchowie najczęściej wstępowali na tron w stolicy biskupa krakowskiego. Cała ceremonia była silnie symboliczna, nie brakowało odwołań do starotestamentalnych królów Izraela. Wszystko miało pokazywać, że panujący odpowiada tylko przed Panem Bogiem. Dopełnieniem tego były właśnie wykorzystywane podczas koronacji i późniejszego sprawowania urzędu „narzędzia”. Należą do nich przede wszystkim korona, berło, jabłko oraz miecz. Wszystkie niosły za sobą określoną wartość symboliczną.

Gdy po rozbiciu wojsk kościuszkowskich do Krakowa, latem 1794 roku, weszli pruscy żołdacy, poczuli się jak u siebie. Bardzo szybko przystąpili do „zagospodarowania” wyposażenia Zamku Królewskiego na Wawelu. To właśnie Niemcy odpowiadają za kradzież polskich regaliów. Dokonali tego, jak na złodziei przystało, pod osłoną nocy z 3 na 4 października 1795 roku. Do Koronnego Skarbca włamał się sprowadzony przez nich ślusarz. Cała operacja grabieży jak i transportu do Berlina symbolów świętości królewskiej godności, ale i chwały Rzeczpospolitej, była wykonywana w ukryciu, jakby już wtedy Niemcy zdawali sobie sprawę z niegodziwości swojego postępowania. Wszystko to było realizacją rozkazu Fryderyka Wilhelma II, monarchy niemającego żadnych praw do polskiej własności. Mimo starań kolekcjonerów, insygnia pozostały w zbiorach Hohenzollernów. Na kradzieży się jednak nie skończyło. Niemieccy zaborcy wykorzystali, wybitne pod względem artystycznym, dzieła rąk polskich rzemieślników do ratowania pruskiego budżetu, zrujnowanego wojnami z Napoleonem. Cenne kruszce przetopiono na monety, a klejnoty rozprzedano. Kilka lat po dewastacji polskich regaliów Aleksander I, król Polski i car Rosji, próbował odzyskać insygnia. Niestety na ich ratunek było już na to za późno. Korona wieńcząca skroń władców od czasu Władysława Łokietka przepadła bezpowrotnie. Z insygniów przetrwał tylko miecz koronacyjny – Szczerbiec. On także został wywieziony do Niemiec, jednak w XIX wieku wykupiono go i stanowił zbiory petersburskiego Ermitażu. Do Polski wrócił w myśl postanowień polsko-sowieckiego traktatu pokojowego z 1921 roku. Również grot włóczni św. Maurycego, podarunek cesarza Ottona I dla Bolesława Chrobrego znajduje się w zbiorach krakowskiego Muzeum Katedralnego.

Koronę używaną podczas koronacji od Władysława Łokietka do Stanisława Augusta Poniatowskiego zrekonstruowano na początku XXI wieku. Wykorzystano przy tym między innymi złoto pochodzące z pruskich monet wyprodukowanych z polskich regaliów. Niewykluczone więc, że piękna kopia w jakimś stopniu zawiera w sobie kruszce pochodzące z oryginału.

Niemcy pozbawili nas możliwości przeżywania tego, co czują chociażby Węgrzy. Mimo, że bratankowie nie żyją w królestwie, to dumnie prezentujący w budapesztańskim parlamencie Koronę Świętego Stefana. Obce są nam emocje Szkotów, którzy chociaż są tylko jedną ze składowych Zjednoczonego Królestwa, dumnie wystawiają w Edynburgu symbole własnego, niegdyś niepodległego państwa. Nawet potężna w przeszłości Austria, będąca dziś niewielkim alpejskim krajem, dumnie pokazuje w wiedeńskim Hofburgu turystom z całego świata koronę Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Z winy nieodpowiedzialności naszych elit, ale też nienawiści i łapczywości wrogów, zostaliśmy na zawsze pozbawieni posiadania insygniów mających cechy „starożytności”, związanych z setkami lat potęgi naszej Ojczyzny i Bożego uświęcenia władzy królewskiej.

Michał Wałach
http://www.pch24.pl/spieniezone-dziedzictwo-zlikwidowanego-krolestwa,385...

avatar użytkownika Tymczasowy

25. Ekipa Komorowskiego

miesci sie w tym gronie . TYle, ze to margines spoleczny, drobne zlodziejaszki.

avatar użytkownika intix

26. Zrabowane przez Niemców dzieła sztuki wróciły do Polski


http://niezalezna.pl/uploads/still2017/148821695415244294603.jpg


W Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim doszło do przekazania
zrabowanych przez Niemców dzieł sztuki, znajdujących się jeszcze przed
wojną na terenie Krakowa. W spotkaniu uczestniczył wojewoda małopolski
Józef Pilch, zastępca dyrektora Muzeum Narodowego w Krakowie ds.
naukowych Andrzej Szczerski, zastępca Małopolskiego Wojewódzkiego
Konserwatora Zabytków Anna Włodarczyk oraz Magdalena Ogórek. 




Na spotkaniu obecny był również syn nazistowskiego generała Ottona von
Wächtera, Horst von Wächter, który przekazał historyczne pamiątki i
zaapelował do Niemców posiadających zrabowane dzieła sztuki, by podążali
jego śladem.

Niedziela, 26 lutego 2017, roku stanowi ważny moment w
kilkudziesięcioletnim wysiłku Polaków w odzyskaniu zrabowanych
arcydzieł, stanowi dzień, który, mam nadzieję, będzie przykładem dla
innych potomków nazistów 

– stwierdził Józef Pilch podczas przekazania skradzionych dzieł.(...)


Więcej => http://niezalezna.pl/94603-zrabowane-przez-niemcow-dziela-sztuki-wrocily-do-polski

***
Tak na marginesie...
"...syn nazistowskiego generała..."
"...dla innych potomków nazistów "

...pozwolę sobie zadać pytanie - w przypadku niemieckich obozów koncentracyjnych i zagłady walczymy o prawidłowe nazewnictwo.
Czy w innych przypadkach - jak tutaj - już nie obowiązuje...?

avatar użytkownika Maryla

27. NIK o odzyskiwaniu utraconych

NIK o odzyskiwaniu utraconych dzieł sztuki - Najwyższa Izba Kontroli

https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-odzyskiwaniu-utraconych-dziel-sztuki.html

18 maj 2017 - W Polsce nadal nie opracowano strategii restytucji utraconych dzieł sztuki, w tym w wyniku II wojny światowej. Nie wdrożono również w prawie ...

Wracają nieliczne utracone dzieła sztuki - Historia - rp.pl

www.rp.pl › Historia

17 maj 2017 - Brak strategii restytucji utraconych dzieł sztuki, luki w prawie, braki kadrowe i ... kolekcji i zabytkowych przedmiotów – alarmuje NIK w raporcie, który poznała ... NIK docenił, że z Wenezueli, po 80 miesiącach procesu restytucji, ...

http://dzieje.pl/dziedzictwo-kulturowe/mkidn-raport-nik-nt-odzyskiwania-...

Kwestia, która w ocenie NIK nie wygląda tak jak powinna, to ilość
zatrudnionych osób w MKiDN. "W MKiDN nie zostały zapewnione
wystarczające zasoby kadrowe i techniczne komórki zajmującej się
odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki. Liczba osób zatrudnionych w
Wydziale ds. Strat Wojennych MKiDN (cztery) oraz zasoby techniczne nie
są współmierne do zakresu przydzielonych zadań. W konsekwencji nie można
było przygotować kolejnych wniosków restytucyjnych (ok. 60), wydłużały
się prace nad weryfikacją i uzupełnianiem danych w +Bazie strat
wojennych+, utrudnione było upublicznienie danych o wszystkich obiektach
w serwisach internetowych" - podała NIK. Miller odnosząc się do tych zarzutów zaznaczył, że obecnie w
Departamencie jest zatrudnionych pięć osób, a w planie, od przyszłego
miesiąca, jest zatrudnienie szóstej osoby.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

28. Utracone, odzyskane


Walka postu z karnawałem/ Pieter Bruegel Zdjęcie: / -

Opowieść o utraconych polskich dziełach sztuki i walce o ich odzyskanie musi być utrzymana w tonacji biało-czarnej. Granica między dobrem a złem jest tu wyjątkowo ostra, nie ma miejsca na półcienie i półtony. To historia wciąż przez nas nieopowiedziana światu, a przecież ciekawsza od filmowych przygód „łowców skarbów”, bo dotyka tak gorących tematów, jak straty wojenne Polski, reparacje i odszkodowania od Niemiec.

Symbolicznie po jednej stronie tej opowieści powinien stanąć niemiecki zbrodniarz wojenny Hans Frank, który zwiedzając w październiku 1939 Zamek Królewski w Warszawie, własnoręcznie zdzierał z baldachimu tronu władców Rzeczypospolitej srebrne orły. Znalazł tysiące naśladowców: utytułowani barbarzyńcy spod znaku „Nazi Kultur” planowo, systematycznie prowadzili na niespotykaną skalę akcję grabieży polskich dóbr kultury.

Po drugiej stronie – zastępy, często dziś już bezimiennych Polaków, z narażeniem życia ratujących przed zagładą dzieła sztuki, dokumentujących rozmiary złodziejskiego procederu. Niewątpliwie ich twarzą jest prof. Karol Estreicher, jeden z bohaterów słynnej ekipy Monuments Men (oficerowie ds. ochrony zabytków), czyli 345 członków amerykańskiej Sekcji Pomników, Sztuk Pięknych i Archiwów, utworzonej m.in. z jego inicjatywy podczas wojny w celu odzyskiwania skradzionych przez Niemców arcydzieł. To on odnalazł na terenie Niemiec „Damę z gronostajem” Leonarda da Vinci, ołtarz Wita Stwosza z bazyliki Mariackiej w Krakowie, miecz koronacyjny królów polskich i wiele innych dzieł.

Dowody na przemiał

W Polsce ograbionej z arcydzieł kultury przez okupantów niemieckiego i sowieckiego każdy powrót cennych obrazów, rzeźb, starodruków, mebli wywołuje sensację. W ciągu ostatnich pięciu lat udało się odzyskać 370 obiektów z Niemiec, Austrii, Stanów Zjednoczonych. To nikły promil tego, co utraciliśmy.

Po wojnie nasze straty w obszarze kultury oszacowano na 516 tysięcy obiektów. Dziś w bazie utraconych zabytków prowadzonej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego znajdują się 63 tysiące rekordów, mozolnie zbieranych na nowo od początku lat 90. Tyle obiektów ma zgromadzoną dokumentację, na podstawie której można ubiegać się o zwrot zagrabionego mienia. Tylko 10 procent przedmiotów na tej liście jest opatrzonych fotografią, a bez tego identyfikacja zaginionego dzieła jest praktycznie niemożliwa.

O wielu stratach nie dowiemy się nigdy, ponieważ tysiące zbiorów prywatnych w pałacach i dworach było nieskatalogowanych, informacje o nich są ogólnikowe; nie wiadomo też dokładnie, jakie dzieła posiadali w swoich kolekcjach liczni miłośnicy sztuki – zamożni adwokaci, lekarze, przedsiębiorcy.

Miary piętrzących się problemów dopełnia fakt, że w PRL w tajemniczych okolicznościach zniszczona została dokumentacja polskich strat w kulturze zebrana tuż po wojnie. Osoby prywatne, przedstawiciele Kościoła i organizacji wypełniali specjalne ankiety, w których zgłaszano zaginione dzieła sztuki. Kwestionariusze zgromadzone przez Biuro Rewindykacji i Odszkodowań (działało tylko do 1951 roku), ułożone w porządku alfabetycznym, przechowywano w ministerstwie kultury. – W latach 70. znakomita część tego zbioru zaginęła. Krąży wersja, że została zniszczona w papierni w Konstancinie – mówi Katarzyna Zielińska z Wydziału Strat Wojennych w Departamencie Dziedzictwa Kulturowego za Granicą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Można tylko domyślać się, że notable komunistyczni i służby specjalne chciały ukryć jakieś ciemne sprawki związane z nielegalnym obrotem dziełami sztuki.

Powrót perły z Wrocławia

W Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu w osobnej sali na parterze można oglądać tylko jeden obraz. To „Madonna pod jodłami”, arcydzieło Lucasa Cranacha Starszego z 1510 roku, specjalnie namalowane na zamówienie dla wrocławskiej katedry. To także najcenniejszy obraz odzyskany przez Polskę po wojnie.

Po wojnie, w obawie przed losem, jaki może spotkać „Madonnę pod jodłami” ze strony grabieżców z Armii Czerwonej, obraz został wywieziony do Niemiec przez ewakuującego się z Wrocławia ks. Zygfryda Zimmera, który jednocześnie zamówił jego kopię u młodego malarza Georga Kupke. Namalowana przez niego „Madonna” została w Polsce, długo uchodząc za oryginał. Dopiero w 1961 roku, kiedy francuskie wydawnictwo poprosiło o dobrą fotografię obrazu do przygotowywanego katalogu dzieł Cranacha, konserwatorzy stwierdzili, że to kopia.

Również w latach 60. ks. Zimmer sprzedał oryginał „Madonny pod jodłami” i obraz znalazł się w Szwajcarii w prywatnych rękach. Przed śmiercią posiadacz ofiarował płótno ordynariuszowi diecezji Sankt Gallen z myślą, żeby przysłużyło się dobru Kościoła. Gdy nowy właściciel zorientował się, że obraz pochodzi z Wrocławia, postanowił zwrócić arcydzieło parafii katedralnej. W 2012 roku obraz Cranacha był już w Polsce, powrót wynegocjował i przetransportował arcydzieło samolotem do Polski prof. Wojciech Kowalski, specjalista ds. restytucji dóbr kultury w MSZ. – W Polsce dzieł sztuki, które nieprzerwanie znajdowały się w tym samym miejscu, nie ma. Dlatego „Madonna pod jodłami” jest tak cenna – tłumaczy ekspert.

Odzyskane w ostatnich latach dzieła sztuki możemy podziwiać m.in. w Muzeum Narodowym w Warszawie, gdzie wróciły „Schody pałacowe” Francesca Guardiego, słynna „Żydówka z pomarańczami” Aleksandra Gierymskiego, obrazy Juliana Fałata „Przed polowaniem w Rytwianach” i „Naganka na polowaniu w Nieświeżu”, czy teka 42 rysunków i grafik takich mistrzów jak Aleksander Orłowski, Piotr Michałowski, Juliusz Kossak, Józef Chełmoński.

Czekając na Rafaela

W tej chwili ministerstwo kultury prowadzi 70 rewindykacji w kraju i za granicą. – Czynimy starania o zwrot obiektów z terenu Niemiec, Austrii i USA – informuje Katarzyna Zielińska. Ministerstwo nie ujawnia żadnych szczegółów. Wiadomo tylko, że chodzi o obrazy, obiekty rzemiosła artystycznego, eksponaty archeologiczne i przedmioty sztuki etnograficznej.

Na pewno nie ma wśród tych spraw wniosku o zwrot „Portretu młodzieńca” – arcydzieła Rafaela Santiego, najważniejszego obrazu zrabowanego przez Niemców. – Przeciętnie co dwa lata docierają do nas sensacyjne sygnały, mniej lub bardziej wiarygodne, o obrazie Rafaela. Miał już znajdować się w Afryce, Australii, USA. Wszyscy czujemy, że nie ma go w Polsce. Badacze są też zgodni, że na pewno zadbano, by przetrwał wojnę, raczej nie został zniszczony ani nie strawił go ogień. Myślę, że jest obrazem tak wyczekiwanym, że jeszcze długo nie pokaże się na rynku – jest przekonana Katarzyna Zielińska.

Ostatni ślad po Rafaelu urywa się pod koniec 1944 roku, na pewno znajdował się wtedy na Dolnym Śląsku wśród innych obrazów wywiezionych z Polski przez Hansa Franka. Syn generalnego gubernatora Niklas Frank utrzymuje w swoich wspomnieniach, że obraz „gdzieś przepadł” w Neuhaus w Górnej Bawarii, wymieniony przez jego matkę w 1945 roku na produkty żywnościowe. To potwierdza przypuszczenie historyków sztuki, że Rafael nie zaginął, tylko spoczywa gdzieś w ukryciu.

Na drugim miejscu top listy utraconych przez Polskę arcydzieł widnieje płótno Pietera Breughla Starszego „Walka postu z karnawałem”, złupione z krakowskich Sukiennic przez Charlotte von Wächter, żonę Otto von Wächtera, gubernatora dystryktu krakowskiego i inicjatora utworzenia 14. Dywizji Grenadierów SS „Galizien”. O tej postaci głośno zrobiło się w ubiegłym roku w związku z przekazaniem władzom Krakowa trzech miernej wartości i wątpliwego pochodzenia dzieł przez syna zbrodniarza. Horst von Wächter przy tej okazji wybielał przeszłość swojego ojca, relatywizując jego postępki.

„Walka postu z karnawałem” prawdopodobnie została wywieziona przez rodzinę do Austrii. Jednak krążące pogłoski, że poszukiwany obraz wisi w wiedeńskim muzeum, stanowczo dementuje Katarzyna Zielińska: – To nie jest to dzieło, które wisi w Kunsthistorisches Museum w Wiedniu. Breughel i jego pracownia wypuścili 17 takich obrazów, każdy różnił się kompozycyjnie i wymiarami, nie było identycznych wersji.

Z bazy strat prowadzonej przez ministerstwo kultury wiadomo, że Wächterowie zrabowali ponadto w Krakowie z Pałacu pod Baranami co najmniej dwa obrazy Hansa von Kulmbacha, niemieckiego malarza doby renesansu: „Św. Barbara” i „Ofiarowanie w świątyni”. Inne dzieło tego mistrza – „Nawrócenie cesarzowej Faustyny przez Katarzynę aleksandryjską” – zostało ukradzione przez Niemców z bazyliki Mariackiej.

Von Kulmbach widnieje na wyselekcjonowanej liście 25 najcenniejszych obrazów utraconych podczas wojny. Oprócz wspomnianych znajdziemy tam m.in. takie arcydzieła jak „Wenus i Amor” Lucasa Cranacha starszego (z kolekcji wilanowskiej), „Portret mężczyzny z kielichem” Dircka Dirksz van Santvoorta (z Muzeum Historii i Sztuki w Łodzi, obecnie Muzeum Sztuki w Łodzi), płótno Pompeo Batoniego „Architektura, rzeźba i malarstwo” (z Wilanowa), obraz Rubensa „Diana i Kallisto” (z Muzeum Wielkopolskiego w Poznaniu, obecnie Muzeum Narodowego w Poznaniu).

Biznes czy sumienie

Droga do powrotu utraconego dzieła jest zazwyczaj długa i w każdym przypadku wymaga solidnej dokumentacji. – Musimy mieć pewność, że to jest faktycznie to samo dzieło sztuki, które zostało zrabowane z Polski. To bywa nieraz wyzwaniem, bo np. mebel mógł zostać wykonany – i bywał – w wielu egzemplarzach. Albo dany obraz mógł być namalowany przez artystę w kilku wersjach, które różnią się od siebie detalami. Albo mogła to być kopia lub falsyfikat. Dlatego pierwszy nasz wysiłek jest natury merytorycznej i naukowej, żeby udowodnić, że chodzi o poszukiwane przez nas dzieło sztuki – tłumaczy Katarzyna Zielińska.

Potem przychodzi czas na dalsze działania, które zależą od tego, czy dane dzieło jest w rękach prywatnych czy w zbiorach publicznych. – Jeżeli w zbiorach publicznych, to odwołujemy się do etyki, moralności, do integralności zbiorów, i to są raczej negocjacje bardzo miękkie. Natomiast jeżeli dzieło jest w rękach prywatnych, zaczynamy od prośby o zwrot, odwołując się do argumentów etycznych. Kiedy działania te nie przynoszą rezultatów, wtedy zatrudniamy prawników, zazwyczaj z danego kraju, żeby nam pomogli – akcentuje Katarzyna Zielińska.

Najwięcej zrabowanych dzieł odzyskujemy w Niemczech, ale z drugiej strony tamtejsze prawo nastręcza dużych trudności w przypadku zwrotu dzieł znajdujących się w prywatnych rękach, a wystawionych do obrotu na rynku sztuki. Niemiecka doktryna prawna zna pojęcie „Ersitzung” – zasiedzenia: po 30 latach następuje przedawnienie roszczeń i posiadacz skradzionego przedmiotu staje się jego właścicielem. – Wtedy można pozyskiwać dzieła tylko drogą negocjacji, przemawiania do sumienia. I to nam się bardzo często udawało – podkreśla prof. Wojciech Kowalski.

Głos sumienia przyprowadził do polskiej ambasady w Kanadzie kobietę o niemieckich korzeniach, która zaoferowała odziedziczony po dziadku starodruk Szymona Starowolskiego z sygnaturami Biblioteki Jagiellońskiej. Odzyskane dzieło wróciło do właściciela. Podobnie postąpił syn żołnierza niemieckiego, który brał udział w obławie na majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala” w okolicach Spały i z tamtejszego pałacyku prezydenta Mościckiego zabrał sobie „na pamiątkę” obraz Franciszka Mrażka „Na przypiecku”. Syn chciał zmazać niegodne zachowanie ojca i zwrócił w 2017 roku obraz konsulatowi RP w Monachium.

Grabieżcy ze Wschodu

Racje moralne nie grają żadnej roli w przypadku drugiego wielkiego grabieżcy polskiej kultury. Rosja uparcie odmawia zwrotu zagrabionych dzieł, powołując się na ustawę Dumy z 1998 roku, która wszystkie obiekty przywiezione przez Armię Czerwoną traktuje jako zdobycz wojenną i rekompensatę za poniesione straty. Przez niemal 30 lat Rosja oddała Polsce – za czasów prezydentury Borysa Jelcyna – tylko jeden obraz: Pompeo Batoniego „Apollo i dwie muzy” ze zbiorów w Wilanowie.

Sprawę restytucji dóbr kultury Moskwa traktuje czysto instrumentalnie – jako narzędzie osiągania celów politycznych. Okazuje się, że twarde zapisy ustawy nie obowiązują, gdy Rosja ma w tym ważny interes. – Węgry prowadzą bardzo rozbudowane projekty energetyczne z Kremlem, więc w nagrodę dostały zwrot cennych dzieł z biblioteki szaroszpatackiej, bardzo ważnej dla dziedzictwa kulturowego naszego sojusznika – mówi prof. Wojciech Kowalski. To właśnie ekspertowi MSZ udało się na samym początku lat 90., wykorzystując dobry moment polityczny, odzyskać nagle ujawnione w magazynach Ermitażu cenne epitafia nagrobne z Poznania i Szamotuł, z XV-XVI wieku, których wcześniej poszukiwano na terenie Niemiec. Tymczasem jak miliony dzieł sztuki zostały zagrabione przez Armię Czerwoną, przez tzw. trofiejne brigady NKWD.

– Armia Czerwona grabiła polskie dobra kultury dwutorowo. Najpierw, gdy szła na zachód przez tereny Polski, drugi raz, gdy na terenie III Rzeszy trofiejne brigady NKWD rabowały składnice dóbr kultury skonfiskowane wcześniej przez Niemców. Ponad 2,5 miliona obiektów trafiło prosto do Moskwy. Ile wśród nich jest skarbów polskiej kultury? Nie wiadomo – wyjaśnia Katarzyna Zielińska.

Po upadku Związku Sowieckiego polscy badacze, historycy sztuki, muzealnicy nigdy nie otrzymali dostępu do muzeów rosyjskich na tyle, żeby można skutecznie określić liczbę i skalę obiektów, które pochodzą z Polski. Gdy Trybunał Konstytucyjny Federacji Rosyjskiej zakwestionował część artykułów ustawy z 1998 roku, nakazując publikację wykazu dzieł sztuki będących w posiadaniu rosyjskich muzeów, a historycznie niepochodzących z ich zbiorów, polskim badaczom udało się zidentyfikować część dzieł pochodzących z muzeów na terenie Polski. Na tej podstawie mogliśmy wystąpić o zwrot tych obiektów.

Niestety 20 wniosków pozostaje bez odpowiedzi. Dotyczą malarstwa, m.in. zwrotu obrazu „Madonna z Dzieciątkiem i papugą na tle krajobrazu” pochodzącego z Miejskiego Muzeum Historii i Sztuki im. J.K. Bartoszewiczów w Łodzi, dzieła „Madonna z Dzieciątkiem” z kolegiaty w Głogowie na Dolnym Śląsku; zrabowanego w Gdańska miniaturowego (zaledwie 5 cm średnicy) „Portretu Johanna Schwarzwaldta” Hansa Holbeina młodszego, przedmiotów rzemiosła artystycznego, archiwaliów z obozu Auschwitz, raptularza Juliusza Słowackiego z podróży na Wschód, który odnalazł w Moskwie dr hab. Henryk Głębocki.

– Udaje się nam odszukiwać kolejne dzieła sztuki czy nawet arcydzieła, choć mamy poczucie, że dopóki nie zmieni się sytuacja polityczna w Rosji, to nasze starania pozostaną bezowocne – uważa Katarzyna Zielińska. W tym roku ministerstwo kultury skieruje do Rosji kolejne 7 wniosków o zwrot utraconych dóbr kultury. Wiadomo tylko, że dotyczą one arcydzieł malarstwa włoskiego, które znajdowały się w różnych muzeach na terenie Polski.

Małgorzata Rutkowska
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/mysl/193781,utracone-odzyskane.html

avatar użytkownika intix

29. Utracone dzieła sztuki

avatar użytkownika intix

30. Zaginiony młodzieniec, zlokalizowana dziewczyna. Prawnicy walczą


Zaginiony młodzieniec, zlokalizowana dziewczyna. Prawnicy walczą o utracone przez Polskę dzieła sztuki

Jan Żerański
6 lipca 2021, 07:56

Utracone dzieła sztuki spędzają sen z powiek najlepszym specjalistom. Także prawnikom.

Amerykańscy prawnicy Khochinsky’ego z bostońskiej kancelarii Sullivan & Worcester LLP nie składają broni. 
Mecenas Nicholas O’Donnell, partner w kancelarii, zapowiada, że złożony zostanie wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy przez sąd apelacyjny, tym razem w pełnym składzie. 

Przeszkodą jest amerykańska ustawa o immunitetach państwa, która co do zasady uniemożliwia wytaczanie powództw przeciwko suwerennym państwom. 

Prawnicy Khochinsky’ego mają nadzieję, że w przypadku ich klienta sprawa zostanie jednak rozpatrzona po ich myśli, a jeśli trzeba, będą składali kasację do Sądu Najwyższego.

Rzeczpospolitą reprezentowała w sądzie apelacyjnym kancelaria K&L Gates. 

Ani reprezentująca Polskę w sądzie federalnym mec. Desire F. Moore, ani biuro prasowe kancelarii nie odpowiedzieli na prośbę o komentarz w momencie składania tekstu do druku.
(...)
Pozostało 93% treści
avatar użytkownika intix

31. NIK o odzyskiwaniu utraconych dzieł sztuki


Przed czterema laty:

NIK o odzyskiwaniu utraconych dzieł sztuki

18 MAJA 2017 07:30

W Polsce nadal nie opracowano strategii restytucji utraconych dzieł sztuki, w tym w wyniku II wojny światowej. Nie wdrożono również w prawie polskim kompleksowych regulacji dotyczących restytucji dóbr kultury, w tym wynikających z postanowień dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady (2014/60/UE), co zapewniłoby skuteczniejszą ochronę dziedzictwa kulturowego i zwiększyło możliwości odzyskiwania utraconych dzieł sztuk. Podmioty zajmujące się odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki – MKiDN i MSZ – nie współpracowały prawidłowo ze sobą, a zadania związane z odzyskiwaniem dzieł sztuki realizowały w miarę swoich możliwości organizacyjnych i finansowych. W konsekwencji w ciągu prawie 6 lat odzyskano zaledwie 28 pojedynczych oraz 6 zespołów dzieł sztuki.

Według danych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w wyniku działań II wojny światowej Polska utraciła ok. 516 tys. dzieł sztuki. Wśród strat wojennych znajdują się dzieła wielkich mistrzów, m.in.: Jana Matejki, Stanisława Wyspiańskiego,  Jacka Malczewskiego, Wojciecha Kossaka, Rafaela Santi, Pietera Bruegela, Agostino Carracciego czy Antona van Dycka. Zagrabione w Polsce zabytki oraz dzieła sztuki zostały rozproszone i obecnie znajdują się na całym świecie: w Niemczech, Rosji, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, a nawet w Turkmenistanie. Niektóre z nich wróciły do swoich właścicieli, inne zaginęły bez wieści.

Od wielu lat Polska znajduje się w czołówce państw europejskich zagrożonych przestępczością przeciwko zabytkom, czy mówiąc szerzej przeciwko dziedzictwu narodowemu. Każdego roku w wyniku działań przestępczych giną dziesiątki zabytkowych obiektów. Nie wiadomo dokładnie ile ich skradziono, gdyż Policja prowadzi statystyki dotyczące liczby spraw, a nie obiektów. Ponadto część spraw związanych z nielegalnym wywozem prowadzi Straż Graniczna, a nie Policja, stąd dane te nie znajdują odzwierciedlenia w statystyce.

Restytucja dóbr kultury jest procedurą złożoną i uwarunkowaną wieloma niezależnymi czynnikami, takimi jak prawodawstwo kraju na terenie którego obiekt został odnaleziony (większość systemów prawnych chroni nabywcę w dobrej wierze), czy wola polityczna. Wiele dzieł sztuki od czasu wojny wielokrotnie zmieniło właściciela, a kolejni nabywcy nie byli świadomi jego pochodzenia. W takich przypadkach konieczne są niejednokrotnie trwające wiele miesięcy pertraktacje zmierzające do znalezienia kompromisowego rozwiązania. Działania restytucyjne podejmowane są nie tylko poza granicami Polski, ale także na terenie naszego kraju.  

Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrole w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN), Ministerstwie Spraw Zagranicznych (MSZ) oraz Narodowym Instytucie Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów (NIMOZ). Kontrolą objęto lata 2011-2016 (do 19 października 2016 r.).

Najważniejsze ustalenia kontroli

Po 1989 r. nie podjęto decyzji o przygotowaniu strategii restytucji utraconych dzieł sztuki, w tym w wyniku II wojny światowej, co utrudniało prowadzenie spójnej polityki Państwa w tym zakresie.

Nie zostały dotychczas wdrożone w prawie polskim kompleksowe regulacje dotyczące restytucji dóbr kultury, w tym wynikające z postanowień dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/60/UE. W MKiDN nie przygotowano projektu przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych niezbędnych do wykonania dyrektywy 2014/60/UE w sprawie zwrotu dóbr kultury wyprowadzonych niezgodnie z prawem z terytorium państwa członkowskiego w terminie umożliwiającym jej implementację do dnia 18 grudnia 2015 r. Brak implementacji do polskiego porządku prawnego postanowień dyrektywy 2014/60/UE oraz kompleksowych regulacji w zakresie restytucji dóbr kultury obniża efektywność i skuteczność działań restytucyjnych. Prawo polskie nie zawierało dotychczas przepisów regulujących sprawy restytucyjne i zagadnienia cywilnoprawne w tym zakresie.

W celu likwidacji istniejących luk prawnych, a także w celu implementacji do polskiego porządku prawnego postanowień dyrektywy 2014/60/UE w MKiDN został przygotowany projekt ustawy o restytucji narodowych dóbr kultury (22 grudnia 2015 r.). Pełna transpozycja dyrektywy 2014/60/UE do prawa krajowego była planowana w grudniu 2016 r., tj. z rocznym opóźnieniem. Jednak dopiero 8 marca 2017 r. projekt ww. ustawy wpłynął do Sejmu RP, gdzie został uchwalony 21 kwietnia br. i przekazany do Senatu RP. W projekcie tym uwzględniono wnioski z niniejszej kontroli NIK (patrz poniżej: Uwagi i wnioski).

W skontrolowanych ministerstwach (MKiDN i MSZ) nie powstały wewnątrzresortowe dokumenty określające zasady współpracy i kompetencji poszczególnych komórek organizacyjnych zajmujących się odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki. Nie wprowadzono również sformalizowanych uregulowań opisujących tryb i sposób działania w ramach postępowań restytucyjnych. Brak wystarczającej koordynacji działań restytucyjnych MKiDN i Pełnomocnika Ministra Spraw Zagranicznych ds. restytucji dóbr kultury skutkował powielaniem działań, co mogło niekorzystnie wpływać na przebieg prowadzonych spraw oraz wiarygodność strony polskiej na arenie międzynarodowej. Również proces przekazywania spraw z MSZ do MKiDN - w związku z odwołaniem Pełnomocnika Ministra Spraw Zagranicznych ds. restytucji dóbr kultury - nie przebiegał sprawnie.

Zdaniem Izby niewystarczająca była również współpraca MKiDN ze Stowarzyszeniem Antykwariuszy Polskich w zakresie wymiany informacji na temat polskich strat wojennych, mimo że strony deklarowały konieczność usprawnienia komunikacji i wzmocnienia współpracy. Natomiast pozytywnie NIK oceniła współpracę MKiDN z innymi podmiotami, w tym w ramach Programu „Odzyskiwanie dzieł sztuki”, projektu „Muzeum Utracone”, jak również w związku z uruchomieniem aplikacji ArtSherlock.

W Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego gromadzone informacje o utraconych dziełach sztuki (stratach wojennych) ewidencjonowano w elektronicznej „Bazie strat wojennych”. Baza zawierała ponad 63 tys. rekordów (wg stanu na 14 września 2016 r.) i jest jedynym ogólnopolskim rejestrem dóbr kultury utraconych w wyniku II wojny światowej pochodzących z terytorium Polski po 1945 r., jednakże nie jest rejestrem publicznym, a informacje w niej zawarte gromadzone są w celach badawczych i informacyjnych. Baza nie stanowi także pełnego spisu dóbr kultury utraconych w wyniku II wojny światowej. Dane zapisane w bazie stanowią podstawę dla prowadzonych przez MKiDN poszukiwań strat wojennych i podejmowania działań restytucyjnych.

Struktura strat dzieł sztuki według właścicieli


W ocenie NIK jakość danych w Bazie jest niska (brak zdjęć eksponatów, powtarzające się rekordy), a jej struktura niespójna. Ponadto do dnia zakończenia kontroli MKiDN nie wyegzekwowało przeprowadzenia przez muzea weryfikacji danych przesłanych w latach 90. XX w., a stanowiących podstawę wpisów do „Bazy strat wojennych”.

Jedynie część polskich strat wojennych zarejestrowana była również w dwóch międzynarodowych i największych bazach danych: serwisie Interpolu - Stolen Works of Art - 737 obiektów (1,2 proc. zasobów z Bazy), a także Art Loss Register - 4.782 obiekty (7,6 proc. zasobów z Bazy). Głównymi przyczynami niewielkiego udziału zasobów Bazy w tych serwisach był brak niezbędnych informacji w dokumentacji na temat poszukiwanych obiektów, wymaganych przez Interpol oraz Art Loss Register, a także ograniczenia kadrowe ministerstwa.

NIK zwraca uwagę, że w latach 2011-2016 odzyskano niewielką w stosunku do strat liczbę dzieł sztuki - 28 pojedynczych oraz 6 zespołów dzieł sztuki. W badanym okresie prowadzono łącznie 67 postępowań dotyczących zwrotu dzieł sztuki, w ramach których złożono 34 wnioski restytucyjne. Wnioski restytucyjne nie zostały opracowane w sytuacjach, gdy obiekt został odnaleziony lub zabezpieczony w wyniku działań organów ścigania czy egzekucji komorniczej.

Kraje z których odzyskano pojedyncze i zespoły dzieł sztuki


Wśród odzyskanych dzieł sztuki w badanym okresie znalazły się m.in.: obrazy Juliana Fałata: „Przed polowaniem w Rytwianach” (wartość: 300 tys. zł) i „Naganka na polowaniu w Nieświeżu” (wartość: 250 tys. zł), obraz Francesco Guardiego „Schody pałacowe” (wartość: 800 tys. zł), rzeźba Antoine Houdona „Popiersie Diany” (wartość 149 tys. zł), stolik do gry z kolekcji mebli króla Stanisława Augusta Poniatowskiego (wartość: 140,3 tys. zł) oraz obraz Aleksandra Gierymskiego „Żydówka z pomarańczami” (wartość 579 tys. zł.). Ten ostatni obraz pojawił się w Niemczech, w małym domu aukcyjnym Eva Aldag w Buxtehude pod Hamburgiem. Był wystawiony na aukcji 27 listopada 2010 r., odzyskano go w 2011 r. Warto zwrócić uwagę, że udało się odzyskać dzieła sztuk z tak egzotycznych państw jak Wenezuela. Nie było to jednak proste. Dopiero po 80 miesiącach procesu restytucji do kraju powrócił zespół 42 rysunków i grafik polskich artystów (XVII-XX w. - A. Orłowski, Z. Vogel. J. Kossak, J. Chełmoński, P. Michałowski i inni), a wartość rynkowa odzyskanych dzieł wynosi ponad 454 tys. zł.

W sumie wartość dzieł sztuki odzyskanych przez MKiDN wyniosła ponad 7,3 mln . Koszty ich pozyskania wyniosły 1,17 mln zł (15,8 proc. wartości tych dzieł). W zdecydowanej większości zakończonych postępowań restytucyjnych (90 proc.) informacja o odnalezieniu obiektu pochodziła od osób trzecich i nie była skutkiem bezpośrednich działań podejmowanych przez pracowników Ministerstwa.

Do zakończenia kontroli 46 postępowań restytucyjnych prowadzonych przez MKiDN nie było zakończonych. Z tej liczby 20 postępowań dotyczyło wniosków restytucyjnych złożonych do władz Federacji Rosyjskiej, które były prowadzone przez MSZ. Łączna szacunkowa wartość wciąż rewindykowanych dzieł sztuki wynosiła ponad 68 mln zł.

W MKiDN nie zostały zapewnione wystarczające zasoby kadrowe i techniczne komórki zajmującej się odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki. Liczba osób zatrudnionych w Wydziale ds. Strat Wojennych MKiDN (cztery) oraz zasoby techniczne nie są współmierne do zakresu przydzielonych zadań. W konsekwencji nie można było przygotować kolejnych wniosków restytucyjnych (ok. 60), wydłużały się  prace nad weryfikacją i uzupełnianiem danych w „Bazie strat wojennych”, utrudnione było upublicznienie danych o wszystkich obiektach w serwisach internetowych. Z kolei w MSZ odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki zajmowały się dwie osoby, a w Narodowym Instytucie Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów od trzech do pięciu osób. W działalności NIMOZ stwierdzono przypadki długotrwałego tworzenia kart informacyjnych o utracie zabytku wprowadzanych do bazy „Krajowego wykazu”, a także przypadki niewłaściwego ewidencjonowania zgłoszeń.

Łącznie na realizację zadań przez kontrolowane podmioty w badanym okresie wydatkowano prawie  9,7 mln zł (MKiDN - 5,4 mln zł, MSZ - 1,5 mln zł, NIMOZ - 2,7 mln zł). Nie stwierdzono przypadków wydatkowania środków finansowych niezgodnie z przeznaczeniem. Wsparciem dla działań Państwa w tym obszarze były środki pochodzące od jednostek spoza sektora finansów publicznych.

Uwagi i wnioski

W celu zapewnienia efektywnych i skutecznych działań na rzecz odzyskania utraconych dzieł sztuki Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Minister Spraw Zagranicznych powinni:

* wypracować zasady współpracy i wymiany informacji z podmiotami zaangażowanymi w restytucję utraconych dzieł sztuki;

* zintensyfikować prace nad zaktualizowaniem oraz weryfikacją danych o obiektach zarejestrowanych w prowadzonych bazach i katalogach strat wojennych.

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinien ponadto:

* rozważyć opracowanie dokumentu o charakterze strategicznym, normującego organizację procesu odzyskiwania dzieł sztuki, w tym zakres i zasady współpracy pomiędzy uczestnikami działań restytucyjnych;

* zapewnić warunki do prawidłowej realizacji zadań w zakresie odzyskiwania utraconych dzieł sztuki, m.in. poprzez: opracowanie formalnych uregulowań określających sposób postępowania restytucyjnego w określonych przypadkach; zwiększenie zasobów kadrowych do realizacji zadań związanych z odzyskiwaniem dóbr kultur; poprawę warunków technicznych, w tym poprzez pozyskanie i stosowanie oprogramowania dedykowanego do automatycznego poszukiwania utraconych dóbr kultury w serwisach internetowych.

Działania po kontroli NIK

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przygotowało wspomniany projekt ustawy o restytucji narodowych dóbr kultury, który został uchwalony przez Sejm RP i ustawa aktualnie jest procedowana przez Senat RP. Ustawa jednoznacznie wskazuje ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego jako organ odpowiedzialny za restytucję dóbr kultury. Zawiera ona m.in. uregulowania określające sposób prowadzenia postępowań restytucyjnych oraz tryb, zakres współpracy i wymiany informacji między właściwymi podmiotami.  

MKiDN rozpoczęło również działania na rzecz poprawy warunków do prawidłowej realizacji zadań związanych z restytucją poprzez m.in. zwiększenie zatrudnienia oraz wzrost środków finansowych. Zintensyfikowano także prace związane z „Bazą strat wojennych” (weryfikacja  danych, zwiększenie funkcjonalności, upublicznienie w międzynarodowych bazach danych). Stworzono także nowy mechanizm finansowy (Program Ministra „Badania Polskich Strat Wojennych”)  umożliwiający instytucjom kultury uzyskanie środków na zweryfikowanie i uaktualnienie informacji nt. strat wojennych.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych zobowiązało się do aktualizacji danych dotyczących spisu poszukiwanych dóbr kultury, zagrabionych na obecnym terytorium Polski w latach 1939-1945, a także podjęło działania dotyczące bieżącej wymiany informacji i koordynacji działań restytucyjnych.

Z kolei Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów podjął działania na rzecz usprawnienia wewnętrznej procedury związanej z prowadzeniem „Krajowego wykazu zabytków skradzionych lub wywiezionych za granicę niezgodnie z prawem”.



avatar użytkownika Tymczasowy

33. Ten tekst

zasluguje na cykliczne powtarzanie.