Prace naukowe prof. J. Staniszkis - II

avatar użytkownika Tymczasowy

Po wybuchu "solidarnościowym" prof. J. Staniszkis znalazła się w swoim żywiole. Jeździła po Polsce ze swoimi wykładami, które były przynajmniej częściowo zrozumiałe dla słuchaczy. Zdecydowanie nie była kobietą, o której mówi się "high maintenance". Nie przeszkadzał Jej tłok w pociągach i jadła co się dało. Pamiętam jak szliśmy jedną z głównych ulic w Katowicach i chciałem dotrzeć do jednej z eleganckich restauracji - tak jak na to zasługiwala - a Ona po drodze, myk! do jakiejś "fast food". Takiej postawy nauczyło Ją po części więzienie, gdzie wymagania, także konsumpcyjne, sila rzeczy nie mogą być zbyt wygórowane.

W wykładach były ślady dawnych patologii struktur organizacyjnych, ale ona już pracowala nad czymś innym. Przede wszystkim starała się znaleźć teoretyczne narzędzia do opisu i wyjaśniania fenomenu, który nabierał mocy na naszych oczach i którego sami też byliśmy częściaą. Przy tej okazji dawała język "Solidarnosci". Najbardziej zapamietane zostało określenie Profesor: "samoograniczająca się rewolucja". I taki był też tytuł wydanej nieco później książki ("Poland's Self-limiting Revolution", Princeton 1984).

Zręb myśli prof. J. Staniszkis dotyczył socjalizmu. Materiał wyjściowy stanowilła wiedza z socjologii organizacji, teorie społeczeństw totalitarnych i analiza polityki w kategoriach grup interesów. I z tego wszystkiego wyszło jej, że władzom PRL-u udała się pewna sztuka polegająca na tym, że wydarzenia kryzysowe  [1956, 1970,1976, 1980] w sposób niby oczywisty grożące stabilnosci systemu, wcale nie prowadziły do zmiany systemu wladzy, tylko do jego utrwalenia. Ot, taka byla robota dialektyki. Nazwała to nawet rytualizacją okresowo pojawiających się kryzysów. 

Jednocześnie Staniszkis zgłębiała jeszcze bardziej socjalizm z czego wyszlła kolejna książka nosząca tytuł: "Ontologia socjalizmu", Wyd. In Plus, Warszawa 1989. Na stronie nr 3 zakresliła podstawy swego rozumowania: "[...] socjalizm stanowi wyraźną, wyodrębnioną ontologiczną całość, którą należy analizować w jej własnych, swoistych terminach". I w tych ramach pojęciowych stwierdziła, że własność w socjalizmie jest "stosunkiem politycznym", a nie formalnoprawnym. Funkcjonalnie, własność jest korzystaniem, dysponowaniem dobrami. By, bye bajki, że gospodarka jest własnością całego społeczeństwa. Ona należy do nomenklatury. A na dziś, jakże aktualnie, wypada przypomnieć twierdzenie Profesor, o "nadrzędności państwa wyższej konieczności" nad "państwem normatywnym" w socjaliźmie. Krótko mówiąc, prawo podporządkowane jest polityce.

Jadzia była piękną kobietą. Uroku dodawała jej mała szrama na twarzy. Nigdy o nią nie pytałem. Później dowiedzialem się, że to skutek upadku z roweru, którym będąc nastolatką, jechała na spotkanie z jakimś marynarzem-przystojniakiem.

Z rozmów utkwiło mi w pamięci Jej ostrzeżenie przed pewnym człowiekiem, które jednak na nic się nie zdało i zatrzymano mi publikację mojego doktoratu, za który wydawnictwo "Książka i Wiedza" zdążyło mi już zapłacić kilkadziesiąt tysięcy złotych. Prof. Staniszkis żartowała, że człek ów zwykł się chwalić, że też uczestniczył w rozmowach sierpniowych w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. Niby tak, tyle, że on był po drugiej stronie bramy razem z doradcami CRZZ. Ona zaś została wraz z kilkoma osobami zaproszona przez MKS na teren stoczni. Powiedziała mi, że tenże socjolog w czasie pobytu w Leningradzie romansował z córką pewnego generała KGB i w związku z tym w Polsce ma długie ramie. I tak było. Po wprowadzeniu stanu wojennego został oficjalnie "komisarzem socjologii".

Dla mnie prof. Jadwiga Staniszkis była intelektualnie wirtuozem, zaś politycznie, Żołnierzem Wielkiego, Wspaniałego Ruchu.

 

5 komentarzy

avatar użytkownika UPARTY

1. Z tezą, że kryzysy zawsze służyły władzy i ja umacniały

nigdy się nie zgadzałem.
Dla mnie pierwszym buntem antyrosyjskim i pierwszym kryzysem nowej władzy było Powstanie Warszawskie. Oczywistym jego celem była zainstalowanie polskiej władzy w stolicy zanim przyjdą Rosjanie. Dla Ruskich był to kryzys pierwotny a wszystkie następne były jakby jego echem w mniej więcej 12 letnich okresach.
Nie zgadzałem się z tezami prof. Staniszkis, bo każdy z tych kryzysów miał swój rewers, czyli wznowienie aktywności żywiołu polskiego. W 1944 roku było to 63 dni, w 1956 roku było to ok. pół roku. Nie mówi się teraz o tym, ale tak na prawdę odwilż zakończyła się w momencie, gdy w kinie Świat zebrali się przedstawiciele dużych zakładów pracy i postanowili reaktywować Rady Robotnicze, które chciały współzarządzać zakładami pracy. Ale i tak odwilż trwała dłużej niż Powstanie Warszawskie. Inicjatywa trwała od wieczora do rana, bo władze zareagowały natychmiast. Około północy pojawił komunikat PAP o zaistnieniu takiego zjawiska a później był już kompletny zapis cenzorski na wszelkie informacje o samym zdarzeni u jego inicjatorze Panu Gożdziku z FSO w Warszawie. Jeżeli popatrzymy na historię idei, to to było ziarno z którego po latach wykiełkowała Solidarność.
Następny kryzys zaczął się w 1968 roku i trwał do 1971 roku, do strajków w Łodzi, bodajże w styczniu 1971. Strajki w 1968 roku zaczęły się w ZSRR bodajże w Smoleńsku, ale były tez i w innych miastach w głębi Rosji. W Polsce były tylko jak byśmy to później powiedzieli pogotowia strajkowe, czyli nastroje strajkowe. Dużych strajków nie było, ale kilkugodzinne przerwy w pracy i spontaniczne wiece tak. Te napięcia nie ustały i powtarzały się w różnych miejscach w Polsce w zasadzie regularnie. Tak więc strajki na Wybrzeżu w 1970 wpisywały się w istniejąca tendencję. Co ciekawe, te kilkugodzinne strajki kończyły się samoistnie, tak jak strajk na Wybrzeżu. Ruscy widząc opadającą falę strajkową w Gdańsku chcieli uderzyć na tyle mocno, by zahamować epidemię strajków. I wyszło jak wyszło. Nie mniej jednak przez ok. 3 lat trwała samoistna konsolidacja społeczeństwa.
Natomiast od 1976 roku zaczął narastać kryzys, który wybuchł z pełną siłą w 1980 i tego kryzysu już czerwoni jako formacja społeczna nie przetrzymali. W czasie Solidarności zaczęła się kooperacja w wielu zakładach pracy między podstawowymi organizacjami partyjnymi a zakładowa Solidarnością i dlatego w stanie wojennym również i PZPR została de facto zdelegalizowana a jej kierownictwo internowane.
Tak więc te kryzysy osłabiały władze komunistyczną i w końcu ją unicestwiły.
Od 81 roku mieliśmy bezpośredni zarząd rosyjski sprawami państwowymi i zaczął się koniec PRL`u.
Do tego trzeba pamiętać o deklaracji Gromyki złożonej w Wiedniu w styczni1985 roku, na spotkaniu wielkiej trójki że ZSRR jest gotowe do realizacji traktatu jałtańskiego.
Natomiast prawdą jest również i to , że żywioł polski nie miał swojej elity a ta zaczęła się tworzyć dopiero po stanie wojennym dopiero ostatnie 8 lat rządów PiS stworzyło warunki do jej powstania.

uparty

avatar użytkownika Tymczasowy

2. UPARTY

Czy zastanowil sie Pan nad tym, co Pan napisal?
"Dla mnie pierwszym buntem antyrosyjskim i pierwszym kryzysem nowej wladzy bylo Powstanie Warszawskie".

avatar użytkownika UPARTY

3. @Tymczasowy

Tak, cała Akcja Burza a w tym i Powstanie Warszawskie było w swym zamiarze wystąpieniem antyrosyjskim, była sprzeciwem wobec nadchodzącej okupacji rosyjskiej, choć skierowanym przeciwko Niemcom. Chodziło w niej o to, by postawić aliantów zachodnich w trudnej sytuacji. Przecież Niemcy były już w upadku i wystarczyło poczekać dosłownie kilka tygodni by zostali z Polski wyparci. Wszyscy to wiedzieli a jednak postanowili dać daninę krwi i co? z głupoty, z niecierpliwości, nie z obawy przed rosyjskim komunizmem. Powstanie Warszawskie powstrzymało w sensie politycznym wygrało, bo powstrzymało ofensywę Rosjan i dało czas aliantom zachodnim na podejście do granic Rzeszy, zanim Ruscy znowu ruszyli na przód.

uparty

avatar użytkownika Tymczasowy

4. UPARTY

Ja tam wole fakty, lepiej sie wsrod nich czuje. Podstawowa przyczyna wybuchu powstania byly nastroje zolnierzy walczacych w konspiracji. Po latach okrutnej okupacji niemieckiej pragneli oni zemsty i trudno bylo ich powstrzymac.
W swych rozwazanaich zgubil Pan Niemcow, ktorzy bez watpienia dzialali na tamtym terenie.
Co do nowej wladzy, to jak pamietam, byla to KRN, ktora postulowala walke z Niemcami i w tym celu dekretem powolala Armie Ludowa. Zolnierze tej formacji wzieli udzial i tracili zycie w Powstaniu Warszawskim. Nie sadze by to robili przeciwko swoim zwierzchnikom politycznym.
W powstaniu wziely tez udzial dwa pulki 3. DP i jeden pulk z 2. DP. Do tego kompania rozpoznawcza z 1 DP. i 2. pulk nocnych bombowcow "Krakow". Wszystkie te jednostki zostaly stworzone przez Rosjan. W sumie w walkach wzielo udzial okolo 2.5 tys. "berlingowcow". Za Wisle wrocilo tylko 400 z nich, reszta zostala zabita, raniona lub dostala sie do niewoli. Ostro walczyli przeciwko Sowietom i nowej wladzy ludowej. Co nie?

avatar użytkownika UPARTY

5. @Tymczasowy

Moi rodzice jak i rodzice żony pochodzili z Warszawy i brali "aktywny udział" w Powstaniu i po pierwsze Rosjanie nie tylko nie pozwalali Polakom wcielonym do Armii Czerwonej pomagać powstańcom, a co więcej, zapewne przypadkowo zburzyli swoją artylerią dwie ważne barykady, po drugie wszyscy znajomi rodziców z Powstania twierdzili, że był to Powstanie w swej istocie antyrosyjskie i że mieli tego świadomość. W mojej rodzinie tylko teściowa ( ówcześnie lat 16) była przed wybuchem Powstania pewna, że Rosjanie się nie ośmielą sabotować pomocy alianckiej. Oczywiście Rosjanie nie zgodzili się na to by samoloty ze wsparciem dla powstania mogły uzupełniać paliwo na terenach przez nich zajętych.
Żadnej Armii Ludowej walczącej w Powstaniu nikt nie widział, nie widziano również żołnierzy Berlinga, poza jednym niepełnym batalionem na skraju Powiśla i Czerniakowa, który przeprawił się przez Wisłę bez zapasu amunicji, bez żywności i oczywiście nie dostał żadnego zaopatrzenia. Miałem osobisty kontakt z powstańcami walczącymi w całej Warszawie i nikt w innym miejscu, poza tym jednym "berlingowców" nie widział.
Wielu ludzi było latem 44 roku w nastrojach bojowych ale wszyscy mieli świadomość, że w kwestii polskiej Rosjanie i Niemcy działali ręka w rękę.
Jest jeszcze jedna ciekawa sprawa. Otóż ważną przesłanką w decyzji o powstaniu były spostrzeżenia kolejarzy właśnie z 44 roku, że Niemcy więcej sprzętu wycofywali z frontu wschodniego niż na front wysyłali. Wyglądało to tak, iż Niemcy, przynajmniej niektórzy z ważnych, raczej woleli przegrać z Rosjanami niż z Amerykanami. Z tych kalkulacji wychodziło, że Niemcy nie będą specjalnie zainteresowani w pokonaniu Powstania, skoro i tak się wycofują. Późniejsza ofensywa w Ardenach zdawała by się to potwierdzać. Również różne kwestie związane z ewakuacją Niemców z terenu Prus Wschodnich i Dolnego Śląska też są zastanawiające.
Pod koniec lat 80-tych spotkałem na nartach rodzinę kolejarza niemieckiego z Bydgoszczy, a później i samego kolejarza, byłego naczelnika węzła kolejowego właśnie w Bydgoszczy, i on też zauważył, że więcej sprzętu było zabierane z frontu wschodniego niż na front wschodni wysyłane. Wyciągnął z tego takie same wnioski jak Warszawiacy i zawczasu udało mu się ewakuować siebie i rodzinę w okolice Monachium w nadziei, że może uda mu się uniknąć Rosjan.

uparty