O poplątanych językach i szurnietych umysłach

avatar użytkownika toyah
Jak już zapewne tu wspominałem, jestem osobą wybitnie słabo utalentowaną. Ani utalentowaną, ani szczególnie inteligentną, ani też jakoś bardziej wykształconą. Jestem ogólnie dość wrażliwy, potrafię ładnie i bez większego wysiłku pisać i znam język angielski. I właściwie to wszystko. Biorąc pod uwagę fakt, że tylko ta zdolność zgrabnego formułowania zdań, to faktyczny talent, nie ma się doprawdy z czego cieszyć. Języka angielskiego nauczyłem się na studiach i przez kolejne lata pracy, a i tak bez większych rewelacji. Tyle że potrafię dobrze uczyć. Powiedzmy, coś takiego jak Łukasz Kruczek. Wiem co robić, żeby ktoś inny lecieć równo i daleko. Kiedy więc dziś we Wproście czytam, jakie to zabawne, że posłowie nie znają języków obcych, mam uczucia wyjątkowo mieszane. Oczywiście, zgadzam się z autorem artykułu Grzegorzem Lakomskim, że jeśli się jest osobą wykształconą, publicznie znaną, a na dodatkiem kimś, kto sam zdecydował, że będzie pracował w Komisji Spraw Zagranicznych i w Komisji ds. Unii Europejskiej, powinien jednak język obcy znać i nie byłoby źle, gdyby tym językiem był również język angielski. Nie byłoby też źle, gdyby znał ten język obcy, skoro w głębi duszy jest przekonany, że go zna i się z tym przekonaniem obnosi. Z drugiej jednak strony, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jedynymi osobami, które znają język, to młodzież szkolna, i w mniejszym stopniu, studenci. Oczywiście, wśród osób starszych, są tacy, co język angielski znają, ale jest ich na tyle mało, żeby się tą sytuacją zbytnio nie ekscytować. Uczę na kursach w różnego rodzaju firmach i mam pewną orientację w tej kwestii. Ludzie, najogólniej rzecz ujmując, język znają bardzo pobieżnie i na ogół o wiele mniej, niż im się wydaje. Tak to jakoś zdarzyło się w tej naszej Polsce, że część osób starszych zdołała się troszeczkę nauczyć języka rosyjskiego, niewielka grupa języka niemieckiego i na tym sprawa się zakończyła. Czy to przez obiektywny brak możliwości nauki, czy przez fatalny stan szkolnictwa na każdym poziomie (polecam wywiad z Markiem Migalskim w weekendowym Dzienniku), czy w końcu przez brak kontaktów z obcokrajowcami, zarówno na zewnątrz, jak i tu u nas, całe pokolenia pozostały przy jezyku polskim. I tyle. Pamiętam jak jeszcze w początkach lat 90-tych, kiedy kształtowała się nowa władza, czytałem książkę francuskiego dziennikarza Guy Sormana, który, opisując swoje spotkanie, z Jackiem Kuroniem – wówczas pierwszym polskim politykiem, ministrem i czołowym intelektualistą – nie mógł wyjść z podziwu, że Kuroń nie umie mówić w żadnym obcym języku poza ruskim. Dla Sormana to był szok i – nawet jeśli weźmiemy poprawkę na fakt, że jako Francuz, mógłby być trochę bardziej oględny w ocenach – powinniśmy go potrafić zrozumieć. Przyjeżdża Sorman do świeżo odzyskanej przez Polaków Polski, chce sobie porozmawiać z jedną z najważniejszych postaci tej właśnie nowej Polski i… okazuje się, że się nie da. Pamiętam też, jak w dawnych, jeszcze mocno komunistycznych latach poszedłem na występ zespołu Mungo Jerry, znanego z wielkiego przeboju In the Summertime, który nagle zawitał do Katowic. Zespól skończył śpiewać, a ponieważ publiczność chciała więcej, to Ray Dorset wyszedł na scenę i zawołał: „Do you wanna say goodnight?” Publiczność oczywiście krzyknęła „Yeah!”, więc Dorset wyszedł. Ponieważ wszyscy się nadał darli, zdezorientowany muzyk wyszedł ponownie i zapytał „Do you wanna say goodnight?” Sytuacja się powtórzyła, i choć w końcu wszystko odbyło się w sposób cywilizowany, ja wciąż to zdarzenie pamiętam i wiem, czego mogę oczekiwać, a czego nie. Więc, nawet gdybym nie czytał tej rozmowy Sormana z Kuroniem, to wiedziałbym, że na poziomie języków nie jest dobrze. Ale, szczerze mówiąc, nie to uważam za problem, że ludzie nie znają języków. Chciałbym żeby znali, ale wcale nie uważam, że to że nie znają to wielkie zmartwienie. Wspomniani Francuzi nie znają, Hiszpanie nie znaja, Włosi nie znają, Grecy nie znają, Portugalczycy nie znają i jakoś sobie radzą. To co mnie martwi o wiele bardziej, to fakt, że jeśli spytać przeciętnego, jakoś tam wykształconego Polaka, czy zna język angielski, natychmiast odpowie, że oczywiście tak. I czym bardziej się ten ktoś znajduje na eksponowanym stanowisku, tym bardziej jest przekonany, że on, owszem, język zna. I to w stopniu zaawansowanym. Jeszcze bardziej irytujące jest to, że wielu z tych niby znających język angielski strasznie się cieszy, ile razy dowie, że ktoś, kto w ich mniemaniu język powinien znać – go nie zna. Ja jestem niemal pewien, że autor artykułu we Wprosćie – jeśli jakimś cudem nie jest anglistą – zna język angielki dokładnie w tym samym stopniu, co poseł Piechociński, czy akurat nie wspominany w artykule, a znany skądinąd Kazimierz Marcinkiewicz. Jestem pewien na sto procent, że ogromna większość z tych słynnych telewizyjnych, czy gazetowych dziennikarzy, od Zakowskiego po Miecugowa przez Olejnik, którzy aż się turlają ze śmiechu po dywanie, kiedy dowiadują się, że prezydent Kaczyński, albo jego brat, albo nawet Donald Tusk nie umie po angielsku ani be me, sami w konkretnej sytuacji umieliby najwyżej kiwać mądrze głową i powtarzać w kółko to yeah, o którym już tu było wyżej. Bo takie sa fakty. Ludzie języków po prostu nie znają. Oczywiście, ile razy trzeba wypełnić cv, albo zdeklarować się w tej sprawie publicznie, to wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ale jak przyjdzie co do czego, to zawsze okazuje się, ze pozostaje tylko to yeah. I proszę mi uwierzyć. Choć ton tego tekstu jest wesoły, ja wcale się nie chcę z nikogo śmiać. Choćby dlatego, że doskonale wiem, jak ciężko jest nagle zacząć mówić nie po polsku, kiedy nie mamy praktyki, a dzwoni telefon, czy jesteśmy nagle zaczepieni na ulicy. Żeby czuć się choć minimalnie pewnie, trzeba mieć praktykę. Trzeba kontakt z językiem mieć na co dzień i trzeba ten język ćwiczyć. Bez tego, zawsze będzie tak jak tylko możemy sobie na smutno wyobrazić. I jeśli chcemy przeprowadzać jakieś badania dotyczące znajomości języków przez osoby publiczne, to z pewnością nie w taki sposób, że się do kogoś dzwoni i każe mu się nagle gadać po angielsku. Oczywiście, nie zmieniam nagle mojej opinii. Nie twierdzę, ze jednak nie jest źle. Jest fatalnie. Jednak wcale nie dlatego, że jakiś podstawiony anglista (który prawdopodobnie sam mówi po angielsku tak, że Anglik by go nie zrozumiał) nie potrafi zmusić posła Halickiego do rozmowy po angielsku. Problem polega na tym, że poseł Halicki najprawdopodobniej nie potrafi nawet napisać poprawnie jednego zdania w języku angielskim. Nie jest w stanie przeczytać tekstu w języku angielskim i zrozumieć z niego wszystko tak jak należy. I oczywiście na tym, że – jeśli go spytać – to powie, że język zna znakomicie. I że, w gruncie rzeczy, jest o tym święcie przekonany. Bo problem Halickiego polega na tym, że on jest taki jak jest. Nie językowo. Czysto ludzko. I oczywiście problem mamy z ludźmi typu Kazimierza Marcinkiewicza. Ja rozumiem, że on ma już te swoje 50 lat, czy coś koło tego. Rozumiem, że – jako nauczyciel fizyki z Gorzowa – nie miał okazji nigdy uczyć się angielskiego, a kiedy już tę okazje miał, to zobaczył, że – cholera – nie jest łatwo. Bo rzeczywiście jest bardzo ciężko. Nie mam też do niego pretensji, ze po już prawie dwóch latach stałego pobytu w Londynie, nie nauczył się języka. Że kiedy mówi po angielsku, to ludzie się z niego śmieją. Zdarza się. Niektórzy po prostu nie maja tej iskry, która pomaga zdobyć coś więcej. Pamiętam jak wiele lat temu, byliśmy z Toyahową i z dziećmi w Walii i tam poznaliśmy małżeństwo bardzo starych już ludzi z Leeds. Ona była Polką z Chorzowa, on starszym panem z Estonii. Mieszkali jednak w tym Leeds od zakończenia wojny i po tych wszystkich latach mogli się spokojnie uważać za Brytyjczyków. I oni też mówili po angielsku w sposób absolutnie niepowtarzalny. Była to mieszanina języków polskiego, niemieckiego, estońskiego i trochę angielskiego. Po prostu, przez te pięćdziesiąt lat w Anglii, angielskiego się nie nauczyli. Trochę dlatego, ze nie potrafili, ale pewnie trochę dlatego, ze nie chcieli i nie musieli. Więc Marcinkiewicz prawdopodobnie tego angielskiego nie nauczy się również nigdy. Jego sytuacja jest jednak nieco inna. O ile ci państwo z Leeds byli imigrantami, którzy potrzebowali wyłącznie żyć i robić to co im każą w pracy, Kazimierz Marcinkiewicz jest byłym premierem, dyrektorem w ważnym banku, Polakiem, który zajmuje nagle w Londynie bardzo publiczne stanowisko i jeśli, mimo to, zna język tak jak zna, to ten stan się po prostu rzuca w oczy. I w uszy. A tym bardziej się rzuca w oczy i uszy, kiedy Marcinkiewicz uznaje za stosowne tą swoją londyńską przygodą tak fatalnie się afiszować. Łazi po tym Londynie w tym swoim niebieskim sweterku i fantazyjnym szaliku, robi mądre miny, daje się fotografować na każdym kroku i podtykać sobie pod nos wszystkie mikrofony świata i uważa za stosowne zgrywać prawdziwego Londyńczyka i nawet nie widzi, jaki jest śmieszny. Teraz jeszcze dodatkowo pozwolił zrobić z siebie durnia z tym swoim spóźnionym romansem i znalazł się w sytuacji, gdzie już nikt nigdy na niego nie spojrzy tak, by się przy tym nie krztusić ze śmiechu. Starsza Toyahówna mówi mi wczoraj, że to jest niesamowite, jak człowiek w końcu bardzo dorosły i dość towarzysko umocowany, zsunął się do poziomu tych pokojowych malarzy, czy masarzy, którzy wyjechali do Londynu za pracą, zostawili swoje rodziny w kraju i ostatecznie też postanowili te rodziny zostawić w ogóle na dobre. Dotychczas więc Marcinkiewicz chodził po tym Londynie, wyglądał jak turysta z Gorzowa, uśmiechał się do fotografii, opowiadał coś tą komiczną angielszczyzną i jakoś szło. Teraz dodatkowo, ile razy będzie mówił te swoje „ajem zedirktor in the veryimportant london institiuszon”, to obok niego będzie stała ta laseczka, którą gdzieś tam wyrwał na jakiejś imprezie, a w Gorzowie – czego już oczywiście widzieć nie będziemy – będzie sobie mieszkała jego była żona, która – mam wielką nadzieję – kiedy on w wieku 80 lat, porzucony, samotny i schorowany wróci do niej prosząc, żeby zechciała z nim pogadać, powie mu, żeby się najpierw wreszcie nauczył mówić dobrze po angielsku. Zupełnie zresztą okrutnie, niepotrzebnie i głupio. Bo każdy normalny człowiek wie, ze nie języki się liczą, ale coś zupełnie innego.

39 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. ze nie języki się liczą, ale coś zupełnie innego

Kazia "przetrenowali spece od PR - jakis Tymochowicz albo inny "cudotwórca". Ktos mu wmówił, ze on jak HGW - ze stołka na stołek, do EBOR, a potem - to juz tylko prezydentura. Zona z dziećmy nie nadążali, bo byli normalnymi, zdrowymi, nie skazonymi PR osobami. A Kazio patrzał - a tu Sarko, co zony wymienia, a tu Berlusconi, któremu 'wszystko wolno", nawet dowcipy o opalonym Obamie opowiadać - i zgłupiał chłopina. Ale załowac sie go - to juz przesada - wszak dostał to, na co inni pracuja całe zycie i nie dostają. Dostał szanse na sukces. pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Bernard

2. Ale Kazia już pogonili

Kazio teraz prowadzi own business. One man show company. Czyli został Dochnalem - prowadzi działalność lobbingową. Ciekawe czy już coś komuś załatwił. coś mi się zdaje że wątpię...
avatar użytkownika Maryla

3. miał lobbowac za Eureko z EBOR , potem praktyka w JP Morgan

u Stypułkowskiego? To juz chyba całkiem rozwaliło mu kręgosłup i mózg?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika toyah

4. Maryla

Jest jeszcze ciekawiej. Ja sądziłem, że on - jak część podstarzałych dżolerów - po prostu się zakochał i ma kłopot. A dziś w telewizorze dwóch specjalistów - od wizerunku oczywiście - tłumaczyli, ze on liczy na to, że bedzie jak Sarkozy.
toyah
avatar użytkownika kontrrewolucjonista

5. Kaziu

Mnie najbardziej w Kaziu nie rozczarowało to, ze odszedł z PiS dogadał się z salonem i jeszcze z różnymi biznesami. Mnie najbardziej rozczarowało do niego to jakim jest kompletnym politycznym amatorem. Miał taki gigantyczny wręcz kapitał polityczny i wszystko to jak przedszkolak roztrwonił. Był najbardziej lubianym premierem po 1989 r. a dziś jest nic nieznaczącym eks-politykiem, którym zajmują się najwyżej od czasu do czasu jakieś tabloidy i plotkarskie pisemka dla kobiet. I to wszystko dokonał w ciagu ledwie kilkunastu miesięcy. Żenujące.
avatar użytkownika Maryla

6. a nie mówiłam ;)))

to spece od PR stworzyli tego POtwora ;) Lepper, jako chłop trzymajacy sie konkretów wziął od tych speniów to, co było potrzebne - "elegancję stroju" czyli opakowania, Kazio nie wytrzymał, miał cały sztab Tuska,który urzęduje w miejscu po bibliotece ! Ze sto luda ;)))

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. OT-Lefebryści proszą Benedykta XVI o przebaczenie

a ile już wyzwisk padło pod adresem Benedykta XVI. KOSCIÓŁ ZBIERA SWOJE OWIECZKI. Dzieki Papiezowi jedno ze zbłąkanych stadek wróciło. http://wiadomosci.onet.pl/1905345,12,item.html Niech im pypcie na jęzorach wyrosną, a ich klawiatura niech gubi litery !! ...Słowa najbardziej surowej, niekiedy wręcz bezlitosnej krytyki skierowali pod adresem papieża włoscy teolodzy i niektórzy publicyści. Wielu przedstawicieli środowisk żydowskich uznało decyzję Benedykta XVI za "skandal", "akt niebywałej prowokacji" i zamrożenie dialogu. Pojawiły się nawet głosy, że niemiecki papież "woli zapomnieć o Szoah". Domagano się, by odebrano brytyjskiemu hierarsze - lefebryście godność biskupią... U nas tez nie brakowało takich łajz od "moralitetów". Na drzewo!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kontrrewolucjonista

8. Lefebryści

Ale zwróciła pani uwagę na te przeprosiny. Przeprosili papieża za sprawianie mu kłopotu ale nie Żydów za bp. Williamsona. To nie zadni włoscy teolodzy i publicyści krytykują papieża. To lewacy których roznosi wściekłość z powodu tego że tradycja odradza się w kościele a kościół wraz z nią. M.Politti ma tyle wspólnego z włoskim kościołem co redakcja "Gazety Wyborczej" z polskim.
avatar użytkownika mamam

9. Kaziu, Kaziu, Kaziu zakochaj się

Kaziu wyciął niesamowity numer. Wszystkich zatkało do tego stopnia, że nikt z komentujących nie postawił tezy, która zwykle jest stawiana w niesprzyjających dla Platformersów okolicznościach. Muszę więc podpowiedzieć: rozpadowi małżeństwa Marcinkiewiczów winny jest Jarosław Kaczyński lider PiS-u. Kika pomocniczych pytań, które potwierdzają powyższe twierdzenie: 1.z czyjej to inicjatywy Kaziu stanął na czele rządu Rzeczypospolitej? 2.Kto później pozbawił go tej funkcji zsyłając do Londynu i wpychając wrażliwego samotnego mężczyznę w ramiona długowłosej blondynki? Od początku do końca była to podstępna,wyrachowana,obliczona na skompromitowanie swego największego konkurenta gra. Przecież "nawet dzidzi to widzi".
avatar użytkownika Maryla

10. mamam ;)

Witam, alez takie sformułowanie padło, choc "nie wprost". Jeden ze speniów w TVN 24 oznajmił, ze Kazimierza wysłano za granicę, bo zrobił sie za poplularny i zaczął zagrażać braciom Kaczyńskim;) W "rozumie" - to przez kaczory !

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Rzepka

11. Kaziu, zastanów się!

A  rok temu go ostrzegałem ;)

 

Kaziu, zastanów się...!


 
Czy wiosną przerosną ambicje cię
Kaziu, Kaziu, Kaziu zastanów się…
Sondaże – miraże i partia w tle
Kaziu, zastanów się
---
Jesteś sam, znowu sam, jak to pojąć mam
Gdyby nie PiS, to wiesz - nie krzyczałbyś: yes! yes! yes!
Kariera premiera  umysł ci żre
Kaziu, zastanów się
---
Gdy latem nie chciałeś już Zyty G.
Kaziu, Kaziu, Kaziu odszedłeś też
Już w PiS-ie urwisie - było ci źle
Kaziu, no gdzie ty, gdzie…
---
A Ty co, przy PO - to obciach, że ho, ho…
Przecież HGW, to był twój wielki wróg
Daj Boże w EBORze w londyńskiej mgle
Kaziu, wielu tak chce…
---
Jesienią obiecał nam cudów sto
Donek, Donek, Donek z Platformą O.
Ty zimą zaczynasz swój taniec na szkle
Kaziu, zastanów się!
--
No, bo ty, czyżbyś ty, był aż taki zły
I wdzięk masz i swój PR
Consensusu czar
Do twarzy ci marzyć z cieniasem T.
Kaziu… (Słucham…) A odwal się!
 

http://pejzaz.blogspot.com/2008/02/kaziu-zastanw-si.html

 
 
Pozdrawiam
 
Rzepka
avatar użytkownika E-misjonarz

12. czy jest jeszcze/ coś lub

czy jest jeszcze/ coś lub ktos /kogo by ten osobnik jeszcze nie zdradził?
E-misjonarz
avatar użytkownika TrustMe

13. Matka Marcinkiewicza: Mój syn oszalał

http://www.efakt.pl/politycy/artykul.asp?artykul=40759 Były premier się rozwodzi Matka Marcinkiewicza: Mój syn oszalał 26.01.2009, 11:26 Teresa Marcinkiewicz (76 l.), matka Kazimierza Marcinkiewicza (50 l.) nie jest zadowolona, że syn wdał się w romans - Nie tak go wychowałam. Mój syn oszalał. Oszalał dla tej kobiety! - wyznaje "Super Expressowi" pani Teresa. Kobieta wyraźnie stoi po stronie synowej Marii (47 l.). Nie rozumie, jak można rzucić żonę po 28 latach małżeństwa. Uważa, że na postępku syna straci też czwórka jej wnucząt. - Jak on mógł to zrobić Marii i całej rodzinie?! Czy tak go wychowywaliśmy?! Zawsze był stawiany za wzór. Zawsze mogliśmy być z niego dumni. A teraz... Szkoda słów! - dodaje zdesperowana matka. Kazimierz Marcinkiewicz wybrał niecodzienną okazję, by poinformować żonę o tym, że zamierza związać się z kimś innym. Jak sam przyznaje, dokładnie w święta Bożego Narodzenia poinformował żonę, że wystąpi o rozwód - podaje tabloid. Taki dramat w Boże Narodzenie. Czy on pomyślał o dzieciach? O tragedii, jaką przez jego szczenięce zabawy przeżywa cała rodzina? - denerwuje się kobieta. Teresa Marcinkiewicz nie ma złudzeń, że romans zakończy się dramatem syna. - Pożyjemy, zobaczymy. Prędzej czy później ta dziewczyna wystawi mu walizki na wycieraczkę! - kończy.
avatar użytkownika Effendi

14. Proszę Państwa.

Teraz to Casimir from Gorzow dostąpi pewnie zaszczytu występu u Wojewódzkiego. No to sobie poużywają wspólnie na Kaczyńskim. A Ty Toyahu, nie czepiaj się Kazia, on przez dwa lata biegał w londyńskiej mgle i co rusz potykał się o Polaka (bo tak tam było niedawno), to jak miał się nauczyć angielskiego. Jedną, blond to nawet "przewrócił", no i pewnie głupio mu się zrobiło... . Żal tylko jego biednej Mamy, która stwierdziła: "nie tak syna wychowywałam, on po prostu zgłupiał." Jego casus jest OSTRĄ PRZESTROGĄ dla grających w TOTKA, jak się trafi wygrana to tak się może skończyć.
avatar użytkownika TrustMe

15. Choroba uciekinierów z PiS?

Przedtem był Ludwik Dorn. Teraz Kazimierz Marcinkiewicz. W 2005 r. to była czołówka PiS. Pierwszy niedawno się ochrzcił a drugi to z kościoła prawie nie wychodził. Pierwsi do komunii, z biskupami na ty. Świat się wali - powiedziałby Kargul. :)
avatar użytkownika TrustMe

16. Toyah

Bardzo dobry tekst. Serdecznie pozdrawiam,
avatar użytkownika toyah

17. kontrrewolucjonista

No. To faktycznie nie lada osiągnięcie. Nie wiem, ilu by tak umiało.
toyah
avatar użytkownika toyah

18. mamam

Też sobie tak pomyslałem. Kaczyński ma grzech.
toyah
avatar użytkownika toyah

19. Rzepka

Piękne. Pozdrawiam.
toyah
avatar użytkownika Anita_C

20. Kaziu - zakochaj się

Wiem. Oklepane. :) http://pl.youtube.com/watch?v=p5mnDjaYw6U
avatar użytkownika kontrrewolucjonista

21. Kaziu

Dajcie już spokój Marcinkiewiczowi. Po pierwsze ni grzebmy w cudzym życiu osobistym a po drugie to jest istotnie tragedia rodziny, więc nie róbmy sobie z tego żartów. Marcinkiewicz sam sobie wybrał swój los i sam będzie ponosił jego konsekwencje a my zajmijmy się ważniejszymi sprawami.
avatar użytkownika Rzepka

22. Anita

poprawiam się po wczorajszej wpadce z Plastic'em ;) Wybierz sobie :) http://tiny.pl/v55v http://tiny.pl/v55k :)
avatar użytkownika Anita_C

23. kontrrewolucjonisto

Popieram. Ja też nienawidzę grzebania w cudzym życiu. Nie znamy prawdy. I też myślę, ze to przesłania naprawdę ważne sprawy - palikotyzacja.
avatar użytkownika Anita_C

24. Rzepie

Nie zaskoczysz mnie, niestety. Znam wszystko. :) Pozdrawiam mimo, że ten plastic mnie rozwalił do imentu.
avatar użytkownika Anita_C

25. a gdzie nasza blondie?

Cicho coś? :))
avatar użytkownika Rzepka

26. Anita

Ale przecież jest taki plastic, co rozwala...;) A tamten naprawdę był wtedy popularny. Nawet bardzo. Myślałem, że znasz :(
avatar użytkownika Anita_C

27. Rzepku

Nie znam gościa. Ale cudaczny jest. :)
avatar użytkownika ckwadrat

28. Genialny wpis

Co tu dużo mówić - Toyah, Ty po prostu masz talent. Żałuję, tylko, że nie zawsze mam czas, aby przeczytać każdy Twój wpis. A waga tego, co tworzysz zobowiązuje do wygospodarowania większej ilości wolnego czasu niże ten, który się poświęca na zdecydowaną większość wpisów na blogach. Chętnie wróciłbym do tych nieprzeczytanych, ale na blogu jakoś źle czyta się starsze wpisy. Mógłbyś się zastanowić na wydaniem zbioru wybranych felietonów. Myślę, że sukces na rozsądnym poziomie nakładu murowany. Przy odpowiedniej jeszcze promocji w sieci rzecz jasna.
avatar użytkownika Dominik

29. o zdolnościach nie tylko lingwistycznych...

Przed chwila uprzytomniłem sobie, że mam duzo wspólnego z autorem. Przyblizając termin "duzo wspólnego" musze wyjasnic iz mam na mysli wymienione na wstępie przez Pana toyaha walory. Róznimy sie tylko tym, że to czego autor nie ma, to ja posiadam (szczególnie mam na mysli te talenty :-)), zaś to co On ma, to mnie brakuje. I powiem szczerze: jestem o te braki zazdrosny. Gdzie mnie do tej lekkości pióra, o znajomości języka nie wspomne - i mając świadomość tego, jest mi normalnie po ludzku, wstyd. Tyle tej samooceny, bo chce nawiazac do kiepskiej znajomości języków obcych. Uważam, ze ludzie najszybciej ucza sie języków obcych znajdując sie pod obca okupacją (stąd ta znajomość języka niemieckiego czy rosyjskiego), dlatego tez proponuje, aby Anglia napadła na nasz kraj, tak gdzies na dwa lata, to zaowocowało by przyspieszonym kursem języka tego okupanta. A tak poza tematem: sa ludzie którzy całe życie nie nauczą się wiazania krawata, więc co tu mówic o obcym języku.
tede
avatar użytkownika TrustMe

30. Kontrewolucjonista

To były premier chełpi się publicznie swoimi podbojami. Jego biedna mama określiła ten stan jednoznacznie. Biedak oszalał. Tego jeszcze w polityce nie było! :)
avatar użytkownika TrustMe

31. Anita_C

W demokracji życie prywatne polityków nie istnieje. To jest cena, jaką płaci się za posiadanie władzy nad innymi. Chcesz władzy, a więc płać. I tak powinno być. Nikt nie lubi grzebać się w czyichś brudach. To jest obowiązek dziennikarzy. Pozdrawiam,
avatar użytkownika Anita_C

32. Trust

Tak, tylko osobą publiczną jest Marcinkiewicz, a nie jego rodzina i dzieci. Mimo wszystko wyciąganie tej sprawy i grzebanie w niej tak dogłębnie godzi także w nich. Naprawdę uważasz, że w tej sprawie dziennikarze pokazali rzetelność? A jak niby można rzetelnie pokazać cudze życie osobiste? Trzeba by mieszkać z tymi ludźmi pod jednym dachem przez kilka lat i ocenić sytuację. Życie mnie już dostatecznie nauczyło, żeby pochopnie nie oceniać w takich sprawach.
avatar użytkownika toyah

33. ckwadrat

Dziękuję za miłe słowa. A z resztą, zobaczymy...
toyah
avatar użytkownika toyah

34. Dominik

W tej sytuacji, powiem Ci, że jak idzie o krawat - to jestem świetny, robię go z zamkniętymi oczyma. Byłbym zapomniał. Kostkę Rubika układam w minutę.
toyah
avatar użytkownika Anita_C

35. toyah

Ja też myślę, że powinieneś pomyśleć o tym. Niebezpiecznie zbliżasz się do literatury. ;)
avatar użytkownika TrustMe

36. Anita_C

Niestety taka jest prawda. Zawsze najbardziej cierpi na tym rodzina. Ale tak już w życiu jest. Były premier nie pomyślał o tym, gdy upublicznił swój nowy związek, do którego miał prawo jak każdy człowiek. Prawem dziennikarzy jest badanie każdej sprawy. Zgadzam się, że w Polsce dziennikarze robią to zwykle bardzo nierzetelnie. Nie mamy tradycji i na ogół dziennikarze działają na zamówienie. Kiedyś były premier zamawiał, dzisiaj ktoś złożył zamówienie na premiera. Giniesz od broni, którą wojujesz. Żal mi rodziny tego nieszczęsnika a przede wszystkim jego matki, gdyż wiem, jaki to dla niej cios. Wychowywała syna na porządnego człowieka. Serdecznie pozdrawiam,
avatar użytkownika triarius

37. b. dobry tekściorek, brawo!

Mogę to powiedzieć, bo ja akurat znam. ;-)


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika toyah

38. Anita_C

Jezus Maria! O czym? Do jakiej literatury? Chociaż dobrej?
toyah
avatar użytkownika toyah

39. tiarius

Skoro tak, to cieszę się.
toyah