Rok 1988 (na marginesie tekstu A. Ściosa)

avatar użytkownika FreeYourMind

Rok ów był czasem, gdy komuniści zostali rzuceni na kolana i dalszy los czerwonej władzy zależał wyłącznie od „otwartości negocjacyjnej” strony solidarnościowej. Gdy pisałem tekst „Michnik i Urban jako mózgi ‘polskiej pieriestrojki’” zwracałem uwagę na pewną „ideową koincydencję” propozycji „zmian ustrojowych”, propozycji formułowanych mniej więcej w tym samym czasie w latach 80. przez „obie strony konfliktu”, ale też starałem się podkreślić innowacyjną rolę „Rudego 102”, czyli think tanku składającego się z S. Cioska, W. Pożogi oraz J. Urbana - stanowiącego w drugiej połowie najbardziej zaufane ciało analityczno-doradcze Jaruzela i opracowujące plany „ostatecznej dekompozycji opozycji”.

 


Otóż komunistyczni analitycy pisali tak (8 września 1987 r.):

 


„Stoimy przed największymi zagrożeniami i wyzwaniami w ciągu 5 ostatnich lat, to znaczy: sytuacja jest groźniejsza niż przez cały czas po 13 grudnia 1981 r. z wyjątkiem pierwszej połowy 1982 roku. Zarazem w kraju panuje spokój. Trzeba uprzedzać wydarzenia, nim zaczną się toczyć, nabiorą dynamiki, nie czekać, aż zostaną w naszej dyspozycji tylko schyłkowe, jak uczy doświadczenie kryzysów, nieskuteczne poczynania awaryjne.” (cyt. za Garlicki, Karuzela, Czytelnik, Warszawa 2004, s. 63).

Zwracam uwagę na to zalecenie „uprzedzania wydarzeń”, czyli mówiąc ściślej, prowokowania biegu rzeczy, a nie tylko sterowania tymże biegiem. Tak należy bowiem patrzeć na wszelką działalność komunistów, którzy w momencie doprowadzenia do przewrotu bolszewickiego w Rosji nabrali przekonania, że nad historią, nad dziejami ludzi można przejąć kontrolę.

Z kolei w styczniu 1988 r. think tank w następujący sposób diagnozował sytuację:

„Uwiąd zaufania i nadziei jest to tendencja falująca, ale stała. Ośrodki badawcze OBOP i CBOS potwierdzają ją. OBOP przy tym sygnalizuje narastający brak nie tylko zaufania i wzrost pesymizmu, ale zanikanie elementów pozytywnego kontaktu władzy ze społeczeństwem. Większość nie wierzy nam i nie słucha już tego, cokolwiek mówimy (…) Nastroje spadły poniżej czerwonej kreski, czyli przekroczony został wyliczony przez socjologów, a oparty o doświadczenie, punkt krytyczny wybuchu. Nie występuje on, gdyż skłonności wybuchowe są w społeczeństwie przytłumiane przez różne stabilizatory (doświadczenia historyczne, w tym głównie 13 grudnia 1918 r., rola Kościoła, spadek wpływów opozycji, apatia (…). Mieszanina zniechęcenia i napięć rychło uczyni więc sytuację dramatyczną, a napiętą przede wszystkim w zakresie stosunków wzajemnych społeczeństwa i władzy. Odbija się to już na nastrojach kadry, której znaczna część, jak zawsze w okresie schyłkowym, poczyna kwestionować przywództwo, intrygować, projektować przyszłe konfiguracje personalne. Z czasem zacznie spiskować.” (Garlicki, s. 80)


Jak trafne były te prognozy, nie muszę chyba nikogo przekonywać. Wiosną wybuchnie pierwsza poważna fala strajków w 1988 r. W owym styczniowym dokumencie pada też propozycja utworzenia rządu składającego się z komunistów oraz „działaczy katolicko-narodowo-prawicowych, przedstawiających siebie jako lepszych niż komuniści polscy gwarantów radzieckiej racji stanu” (Garlicki, s. 81). Co więcej, postuluje się utworzenie „stronnictwa chrześcijańskiego”:


„Stosunkową słabość nowej formacji politycznej zapewniałoby też możliwe do przewidzenia skłócenie wewnętrzne różnych nurtów i osób, które skupiałaby nowa partia (…) W razie nadmiernego rozwoju stronnictwa z dziecinną łatwością można by w nim prowokować secesje i awantury aż po zastosowanie wariantu, który proponujemy wobec OPZZ.” (Garlicki, 83)


No ale o tym wspominam bardziej w charakterze ciekawostki i jednocześnie pokazania, do jakiego stopnia komuniści uważali się za animatorów jakiegokolwiek obszaru życia politycznego, co warto pamiętać po dziś dzień. Już wtedy (styczeń 1988 r.) analitycy owi myśleli o modelu prezydenckim (z Jaruzelem na czele państwa, rzecz jasna), powołaniu senatu oraz, rzecz jasna, o zachowaniu wpływów czerwonej nomenklatury. W styczniu też zaczynają się ukazywać wspomniane przez Aleksandra Ściosa, reżimowe (PRON-owskie) „Konfrontacje” (naczelny Jarosław Goliszewski), mające pełnić rolę „forum, na którym spotkać by się mogli partyjni reformatorzy i umiarkowani opozycjoniści”, jak pisze Garlicki i dodaje: „W realizacji pomysłu dużą rolę odegrał płk Wojciech Garstka, wówczas rzecznik prasowy gen. Kiszczaka” (Garlicki, s. 84-85). Faktycznie też, jak podaje Ścios, już w lutym publikowany jest wywiad z B. Geremkiem (zarejestrowany w grudniu 1987 r.).

Tymczasem w marcu ’88 „trzej” (Ciosek, Pożoga, Urban) przygotowują kolejną analizę sytuacji. Ponownie postulują powołanie „stronnictwa katolickiego”, reformy gospodarcze oraz, by Jaruzel stanął na czele niezadowolenia społecznego i także reform politycznych:

„Niezwykle ważne jest, aby postacią centralną tych zmian był I Sekretarz KC, żeby zarysowany przełom tak samo kojarzył się z gen. W. Jaruzelskim, jak wprowadzenie stanu wojennego, aby inne osobistości nie dyskontowały zmian i nie stawały się ich bohaterami.” (Garlicki, s. 91)

Zdaję sobie sprawę, że brzmi to niemalże jak wyimek z któregoś rocznicowego artykułu publicystów „GW”, ale przypominam, że to tekst komunistycznych analityków sprzed 21 lat. W kwietniu rozpoczynają się strajki, a równocześnie (do tego wątku jeszcze wrócę) „kontakty na linii państwo-Kościół”. W maju 1988 r. w Nowej Hucie dochodzi do ostrej pacyfikacji protestujących i jest dosłownie parę dni po ogłoszeniu przez konferencję plenarną Episkopatu Polski komunikatu zachęcającego do dialogu „reprezentatywnych grup społecznych” z „władzami państwowymi”. W czerwcu w trakcie obrad „VII Plenum KC PZPR” Jaruzel wrzuca pomysł urządzenia „okrągłego stołu”.

W sierpniu, tuż przed wybuchem kolejnej fali strajków, think tank pracuje dalej (i to wyjątkowo ciekawy fragment):

„Uważamy, że już nie można uchronić obecnej ekipy od upadku, a być może nie można nawet odwlec przesilenia do końca 1989 roku ani że nie leżałoby to w interesie Polski i socjalizmu., Sądzimy także, że żadne kierownictwo PZPR nie może nadal zachować w ręku całej władzy i musi przystać na jej realny podział, a powinno tego dokonać na tyle wcześnie, aby móc zabezpieczyć pozycję dominującą PZPR w warunkach dokonanego i przekształcającego się potem podziału władzy. Czym wcześniej, tym lepiej, gdyż stale tracimy w realnym układzie sił. Przyzwolenie na podział władzy związane ze współodpowiedzialnością umiarkowanej opozycji i ludzi Kościoła może nas po pewnym czasie wzmocnić na tyle, że zdołamy zachować swój okrojony stan posiadania.” (Garlicki, s. 107)

Te ostatnie zdania są aktualne do dziś, można powiedzieć. W owej analizie postulowano zmianę modelu państwa na prezydencki, podział miejsc w sejmie i senacie, zmiany w ordynacji wyborczej (oczywiście w żadnym wypadku nie chodziło o wolne i powszechne głosowanie), proponowano też dymisję rządu (Z. Messnera) we wrześniu 1988 r., a nawet legalizację NZS-u. Wszystko to świadczyło, że czerwoni chcieli dokonać wyprzedzającego ruchu pozwalającego im stymulować dalszy przebieg zmian politycznych, choć, co warto podkreślić, czynili to już wtedy z pozycji przegrywających całą walkę. Co więcej, połowa sierpnia przynosi nową falę strajków w całym kraju i komuniści, jak wspomniałem na początku, są w tym momencie rzuceni na kolana.

Garlicki pisze, że 20 sierpnia:

„odbyło się posiedzenie Komitetu Obrony Kraju (KOK), na którym m.in. zapadła decyzja o rozpoczęciu przygotowań do wprowadzenia stanu wyjątkowego, a w nocy z 21 na 22 sierpnia obradowało Biuro Polityczne. Władze były zaniepokojone, jeśli nie wręcz przerażone rozwojem sytuacji.” (Garlicki, s. 111).

Możemy sobie przez chwilę wyobrazić, co by się stało z komunistami, gdyby wtedy faktycznie poszli na siłowe rozwiązanie takie jak w grudniu ’81. Zrealizowałby się wariant budapesztański, tj. wieszanie na latarniach, a tego czerwoni brali się najbardziej:

„…generałowie udali się na posiedzenie Rady Ministrów. W południe zatelefonował do Górnickiego Rakowski informując, że stanęła Stocznia Gdańska, że strajki rozszerzają się błyskawicznie i nie ma nadziei na ich powstrzymanie. Rakowski oceniał trwanie rządu na kilka dni. Powiedział też, że poprzedniego dnia zwrócono się do Wałęsy z propozycją rozmowy z Kiszczakiem. Wałęsa się zgodził, ale gdy usłyszał, że warunkiem jest niedopuszczenie do strajku w Stoczni, odmówił dalszych kontaktów i stanął na czele strajku. Rakowski odrzucił przypuszczenie, że strajki mogą same wygasnąć. Miał powiedzieć: „Tym razem cało z tego nie wyjdziemy”. Uważał, że wprowadzenie stanu wojennego będzie nieobliczalnie kosztowne.” (Garlicki, s. 111)


Nic więc dziwnego, że wnet nastąpił zwrot akcji i „gen. Kiszczak” w telewizyjnym wystąpieniu zaczął przebąkiwać o możliwości „rozmów”. Komunistom palił się grunt pod nogami z dnia na dzień, bo nawet OPZZ zaczynało się domagać ustąpienia rządu.

„Jak wynika z różnych źródeł państwowych i partyjnych, ów poniedziałek 22 sierpnia był dniem, w którym gen. Jaruzelski znajdował się na granicy załamania błędnie oceniając, że powtarza się scenariusz z sierpnia 1980 r.” (Garlicki, s. 113)


Przypomnę, że jest to dzień na jakieś trzy tygodnie przed rozpoczęciem „negocjacji” w Magdalence. Zresztą w rozmowie z Górnickim (24 sierpnia 1988 r.) sam Jaruzel powiada:

„nowym elementem, którego w 1980 roku nie było, jest wyraźnie rysujący się „sojusz tronu i ambony” (…), zapewne nie bez cichej aprobaty „Totusa” (potoczne dawne określenie Jana Pawła II, od jego herbowej dewizy papieskiej „Totus tuus”). Wówczas tylko Wyszyński próbował mitygować eksplozywne nastroje, zresztą bez rezultatów. Obecnie nie tylko Glemp, ale również Macharski i Gulbinowicz otwarcie wypowiadają się za normalizacją stosunków z państwem.” (Garlicki, s. 115)


No i jak wiemy, stopniowo mediacje z udziałem przedstawicieli Kościoła doprowadzają w końcu do zainicjowania szerszych „negocjacji”. To, że komuniści dążyli za wszelką cenę do zachowania władzy (i „twarzy”), widząc już na horyzoncie rychły swój koniec, gdyby konflikt społeczny się nasilił - to całkowicie zrozumiałe, gdyby bowiem protestujący nie poprzestali na strajkach, tylko zaczęli palić komitety partyjne, to na żadne paktowanie czerwoni już nie mieliby czasu, jedynie na ewakuację kukurużnikami do Moskwy, jeśliby zdążyli. Jednak były jeszcze dwa czynniki w ówczesnej sytuacji - „demokratyczna opozycja”, która dążyła do przejęcia władzy przede wszystkim na opozycji – czyli jakby przyznania sobie monopolu na możliwą opozycyjność (vs radykałowie, ekstremiści etc.) oraz Kościół, którego część hierarchów (także, sądzę, nieco na wyrost w stosunku do zachowań i oczekiwań Ludu Bożego), zaczęła pertraktować z czerwonymi na temat „porozumienia ogólnonarodowego”.


Zabrakło „non possumus”, które należało sformułować w „Memoriale do „generała Jaruzelskiego””, tak jak kiedyś (tj. w maju 1953 r.) hierarchowie pisali w memoriale do innego moskiewskiego agenta, czyli Bolesława Bieruta. To „non possumus” jednak powinno się było pojawić w październiku 1984 r. po zabiciu przez czerwonych ks. J. Popiełuszki. Wtedy Kościół w Polsce powinien był zerwać jakiekolwiek kontakty z komunistami, a przynajmniej nie próbować ich w żaden sposób normalizować. Tak się jednak nie stało.


W 1985 r. W. Kulerski przestrzegał: „W stosunkach z komunistami istnieje tylko jedna alternatywa: uległość, nieuchronnie prowadząca ku zniewoleniu aż do uprzedmiotowienia człowieka, albo walka pozwalająca człowieczeństwo ocalić lub choćby przechować”, a rok później pisał Cz. Bielecki w paryskiej „Kulturze”: „Polskiej polityce grozi dziś liberum mediato – wolność pośredniczenia, przetargów, którą przyznają sobie osoby i instytucje (…) Przetarg, w którym nie dzieli się władzy, zmierza tylko do pozbawienia słabszej strony autorytetu, pozbawienia go przy stole rokowań, skoro nie udało się to w społecznej konfrontacji.” (cyt. za Garlicki, s. 24 i 23).


Tego typu głosy jednak nie zdominowały postaw w środowiskach opozycyjnych. Po trójstronnych negocjacjach z lat 1988-1989 otrzymaliśmy w rezultacie na blisko 20 lat nową formułę wielopłaszczyznowego sterowania społeczeństwem nie zaś jego upodmiotowienie. Grupa „rządowa” i „opozycyjna”, jak wiemy, za jedno z podstawowych zagrożeń dla „demokracji” uznały „ekstremistów” i ich zwalczały, przy czym ekstremizm był rozumiany w zależności od aktualnej optyki – ekstremistami mogli być kontestatorzy okrągłego stołu, ale też nazbyt antykomunistyczni księża. W tym kontekście warto cały czas pamiętać, że jednym z pierwszych wyzwań „systemowych” było też zapobieżenie „klerykalizacji Polski”, czyli stworzeniu „państwa wyznaniowego”; zatem z jednej strony marginalizowano ugrupowania i środowiska domagające się rzeczywistego zerwania z peerelem i komunistami, a z drugiej (ku uciesze komunistów) wypychano Kościół ze sfery społeczno-politycznej. Taki stan rzeczy można z powodzeniem nazwać kontynuacją peerelu.


Nic zaskakującego nie ma w tym, że spora część obywateli ma poczucie wyobcowania w nowym państwie polskim; to wyobcowanie nie bierze się znikąd; państwo zbudowane na kłamstwie („obalenie komunizmu”), bezprawiu („zalegalizowanie peerelu”) i niesprawiedliwości („nierozliczenie komunistów”, uwłaszczenie nomenklatury), choćby nie wiem jak to kłamstwo, bezprawie i niesprawiedliwość były przypudrowane i choćby nie wiem jakie urządzano igrzyska, by zagłuszyć sumienia - nie może być krajem, z którym obywatelowi chce się utożsamiać. Dlatego też Polska potrzebuje radykalnej zmiany.

 

 

 

 

27 komentarzy

avatar użytkownika Rzepka

1. >Free

Świetny wpis! Dzięki... Pozdrawiam PS. Goliszewski, ówczesny nacz. "Konfrontacji" chyba Marek, nie Jarosław.
avatar użytkownika FreeYourMind

2. Rzepka

Mówisz: Marek? Garlicki podaje, że Jarosław M., więc może Marek miał na drugie :) pozdr
avatar użytkownika laleczka

3. @ Panie FYM

to niemożliwe by Pan mnie zabanował na salonie :). Wszędzie mogę komentować z wyjątkiem Pana notki. A chciałam doradzić marie jak ma prawidłowo wysłać smsa.
laleczka
avatar użytkownika Rzepka

4. >Free

Garlicki się pomylił, chodzi o Marka, prezesa BCC :) To fragment jego życiorysu pisany chyba przez niego samego, bo z wątkiem kombatanckim :) Myślał by kto...;) "Ale w latach 1984–86 kolejne próby wydawania pisma w stylu nowatorskiego „Po Prostu” nie znajdują ostatecznie zrozumienia i poparcia ZSMP. W roku 1986 Goliszewski wykorzystuje powstanie Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego jako oficjalnej płaszczyzny porozumienia społecznego i pozyskuje do współpracy w tworzenie pisma politycznego Jerzego Jaskiernię oraz działaczy: profesorów Annę Przecławską i Mariusza Gulczyńskiego, Andrzeja Hagmajera, Stanisława Kwiatkowskiego, Jana Dobraczyńskiego. Udaje mu się stworzyć Zespół Redakcyjny w którym znaleźli się ludzie związani z opozycją i byli internowani. Numer próbny „Konfrontacji” drukowany w Kielcach, zostaje jednak zatrzymany przez Służbę Bezpieczeństwa i Cenzurę. " http://www.goliszewski.pl/kim_jestem.html Ale na tle całego Twojego tekstu, to oczywiście szczególik. Dobrze jednak wiedzieć, że to o tego Goliszewskiego chodzi ;) pozdr.
avatar użytkownika Rzepka

5. Aha

Można jeszcze dodać, że redakcja "Konfrontacji" mieściła się przy Smolnej 40, w budynku ZG ZSMP... Tak go prześladowali ;))).
avatar użytkownika FreeYourMind

6. laleczka

no wie Pani? Nikogo jeszcze nie zabanowałem, a jeśli kogoś bym chciał zabanować, to najwyżej lewactwo. Najpewniej jakieś problemy technicznie wciąż przeżywa s24, pozdr
avatar użytkownika FreeYourMind

7. Rzepka

masz oczywiście rację. Na stronie Goliszewskiego sa zresztą jego teksty i wywiady z "Konfrontacji" (m.in. z "posłem Ryszardem Wojną"). Z redakcji "Konfrontacji" do BCC, klasyczny przykład kariery po "obaleniu komunizmu" :) Pozdr
avatar użytkownika Selka

8. @FYM

Nóż się w kieszeni otwiera...jak się to czyta. Świetne uzupełnienie ostatniego tekstu A.Ściosa. A to - to kwintesencja całego badziewia, pod roboczą nazwą "III RP": "...państwo zbudowane na kłamstwie („obalenie komunizmu”), bezprawiu („zalegalizowanie peerelu”) i niesprawiedliwości („nierozliczenie komunistów”, uwłaszczenie nomenklatury), choćby nie wiem jak to kłamstwo, bezprawie i niesprawiedliwość były przypudrowane i choćby nie wiem jakie urządzano igrzyska, by zagłuszyć sumienia - nie może być krajem, z którym obywatelowi chce się utożsamiać." BTW. Nachodzą mnie coraz częściej złe myśli. Kiedyś mój szef - neurofizjolog, mądry facet, skonstatował, że nie ma możliwości przez setkę/i? lat - odtworzenia tych zniszczonych w kolejnych erupcjach ludobójstwa inteligencji polskiej, zebranych jak śmietana z mleka - wybitnych genów narodu. Czytając Twój tekst, aż się prosiłoby zobaczyć paru "mężów z cochones" w owych dniach sierpniowych 1988 - coby podłożyli lont pod czerwoną oberżę nie na niby - ale naprawdę: by FINIS wieńczył dzieło! A - wydaje się, że daleko nie było. Chciałam tylko nieskromnie zauważyć, że (prawie) wszyscy uczestnicy tej ówczesnej "zabawy w Polskę" żyją do dziś. Czy nie czas, żeby zacząć psuć im niezachwiane dobre samopoczucie? Selka

Selka

avatar użytkownika box2008

9. FYM

Tuskoidy planują uczcić 20-tą rocznicę koncertem gwiazd. I to nie dziwi, jakiś nawiedzony rockman pobełkocze o „bezkrwawym zwycięstwie demokracji” i nikt już nie będzie pytał, co tu się właściwie świętuje? Pozdrwiam
avatar użytkownika Maryla

10. i nikt już nie będzie pytał, co tu się właściwie świętuje?

Zbieram wszystkie informacje o planowanych "uroczystościach" - pierwsza - dla komuchów pod patronatem Komorowskiego - juz w lutym !!!!!!!!! Konferencja pod wodza Reykowskiego, a kasa z naszych podtaków !! Skromne 15 mln z budzetu rządu, a ile dofinansowania z budzetu miast? Przypominam, jubel Bolka kosztował Warszawe 1 500 000 PLN, a Zdrojewski dorzucił 467 000 na druk "autobiografii" Bolka - jak nie byłem agentem!!!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Rekin

11. Selko, nie jestem neurofizjologiem

ale myślę, że większe szkody wyrządziły tamte rzezie w sferze kultury: to przerwanie rodzinnych tradycji pielęgnujących etos obywatelski jest skutkiem owych stalinowskich czy hitlerowskich rzezi, a więc ono było ich celem. Geny "wysokiej inteligencji", jeśli coś takiego istnieje, dotyczą sprawności umysłu, które mogą być zastosowane do sprzecznych moralnie celów; trudno odmówić inteligencji różnym cwanym dyktatorom czy nawet przestępcom.
avatar użytkownika laleczka

12. @FYM

niejaki Ephoros odpisał mi,że to Pana sprawka:) a ja myślę,że oprócz tego wielkie burdello który tam mają to celowo pod niektórymi notkami blokują.
laleczka
avatar użytkownika michael

13. FYM-ie, pod wskazanym przez Ciebie adresem cogito62 wpisałem

komentarz. Po przeczytaniu najpierw Twojego wpisu, a później tekstu Pana Aleksandra uważam oba Wasze artykuły za dyptyk, jeden obraz w dwóch odsłonach. Uważam więc, że wspomniany przed chwilą komentarz powinien znaleźć się także i pod Twoją wypowiedzią, szczególnie, że gubię się zastanawiając się nad tym, co należy do Twojej części, a co do Aleksandra w tym dyptyku. Oto ten komentarz: ______________________________________________________ Szanowny Panie Aleksandrze, pisze tę odpowiedź już po przeczytaniu koreferatu naszego drogiego Free Your Mind, czego wszystkim życzę. Aby napisać coś o micie, który mam na myśli, muszę się wyraźnie zastrzec: Nie różnimy się poglądem w sprawie dawniejszej i obecnej roli agentury, we wszelkich jej przejawach i typach, nie wyłączając agentury wpływu. Jestem gorącym zwolennikiem możliwie szerokiego udostępniania wiedzy o jej działaniu, zarówno w sensie historycznym jak i teoretycznym. Tym właśnie kierowałem się udostępniając w swoim kawałku przestrzeni w blogosferze książkę Golicyna: http://abakus.salon24.pl/60816.html "Nowe kłamstwa w miejsce starych, komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji. - Anatolij Golicyn" na blogu michael abakus, albo skrypt Rafała Brzeskiego "Wojna Informacyjna"
http://aspiracje.salon24.pl/74615.html Cz I i
http://aspiracje.salon24.pl/74614.html Cz II, na blogu aspiracje. Ale jest jednak w tym mit wyraźnie utrudniający trzeźwe podejście do zrozumienia tych zjawisk. Mam już opanowane intuicyjne wyobrażenie tej niekoniecznie historycznej rzeczy, ale równocześnie mam jeszcze sporą trudność w jej sformułowaniu. Mimo to staram się pokazywać jądro tego mitu, który mistyfikując obraz i znaczenie agentury, czyni z niej przykrywkę, ukrywającą zupełnie inną treść. Pamiętamy, że co prawda najgłośniejszą bronią komunizmu jest kałasznikow, ale najskuteczniejszą jest dezinformacja. Pierwszym moim sformułowaniem była treść doktryny Kornela Morawieckiego, z której wynika, że do oceny działania konkretnego człowieka mniej przydatna jest wiedza o jego zwerbowaniu lub czytanie czasem świetnego życiorysu, ale rzetelna ocena faktycznych skutków jego działania. Np. nikt nie dyskutuje o agenturalnej przeszłości Barbary Labudy albo Andrzeja Celińskiego, a świetlana przeszłość Andrzeja Czumy wygląda niepokojąco fałszywie, gdy konfrontujemy ją z jego późniejszymi dokonaniami w Chicago i ostatnimi w komisji nacisku na prawdę. Dla zilustrowania i zainspirowania intuicyjnego rozumienia tego mechanizmu porównajmy trzy instytucje, które pojawiły się w pewnych odstępach czasu: Polrewkom - 1920 - pod faktycznym kierownictwem Feliksa Dzierżyńskiego, późniejszy KRN & PKWN - 1944 1945 - pod kierownictwem Bolesława Bieruta i ostatni z tej triady*), Okrągły Stół - pod faktycznym przywództwem Bronisława Geremka i Adama Michnika. Pojęcie Okrągłego Stołu obejmuje trochę większy splot ludzi, instytucji i zdarzeń niż zbyt łatwy do dezinformacyjnej eksploatacji bufet w Magdalence. To nie tylko śledzik remoulade i gorące uściski panów Czesława, Adama i Lecha B**). Rola Feliksa Edmundowicza i Adama Michnika w tych bardzo podobnych przedsięwzięciach była identyczna. A nikomu, dosłownie nikomu nie przyszłoby do głowy przypuszczenie, że Feliks Edmundowicz mógł być zwerbowanym agentem. To jest oczywisty absurd. Agentura, nawet ta najlepsza, to tylko psy na smyczy. Każda smycz ma dwa końce, ten z obrożą na szyi agenta i ten w garści ludzi trzymających władzę. Feliks Edmundowicz, Bronisław G, Adam M, Czesław K. niewątpliwie należeli do tych trzymających smycz w garści. Wyobrażenie sobie tych postaci w roli agentury, jest równie nonsensowne jak figury niemożliwe Eschera. Nie można samego siebie trzymać na smyczy. Heinrich Müller nie mógł być agentem gestapo. To nonsens. "Nie mogę powstrzymać się od ukazywania nonsensowności niektórych zjawisk, które traktujemy jako niezaprzeczalne i oczywiste pewniki". Maurits Cornelis Escher" Przy okazji przyglądania się blaknącym wspomnieniom po osławionej Magdalence, inspirowany przypowieścią o śledziku remoulade, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w czasie tej imprezy szefem był Adam Michnik, a Czesław Kiszczak jego bardzo posłusznym i dyspozycyjnym pracownikiem. Taki body-guard, albo "ochrana" odpowiedzialna za logistykę. http://jerzyprzystawa.salon24.pl/12539.html#comment-221548 ______________________________________________________ Przypisy: *) triada - nie przypadkiem użyłem słowa triada zamiast tercet, albo nawet tryptyk. Lepiej się kojarzy. **) B - Bolek, oczywiście. ______________________________________________________ Dlatego teraz chcąc dołączyć się do waszych wypowiedzi, mocuję się z trzecim tekstem, wywodzącym się od skojarzenia z doktryną KM, o której pan Morawiecki jeszcze nic nie wie.
avatar użytkownika TrustMe

14. Michael

"Pierwszym moim sformułowaniem była treść doktryny Kornela Morawieckiego, z której wynika, że do oceny działania konkretnego człowieka mniej przydatna jest wiedza o jego zwerbowaniu lub czytanie czasem świetnego życiorysu ale rzetelna ocena faktycznych skutków jego działania." O ile dobrze pamiętam z lekcji religii, doktryna ta zapisuje się krótko "Po owocach ich poznacie". Jeśli to jest doktryna współczesna, to raczej należy do Ojca Tadeusza, który powtarza te słowa w prawie każdej audycji Radia Maryja. Nie zrozumiałem przykładu pod doktryną Morawieckiego. Nie wiem, co poeta miał na myśli? Pozdrawiam, Pozdrawiam,
avatar użytkownika FreeYourMind

15. Selka

wiesz, bez względu na to, jak źle myslimy o III RP, nie wolno nam rezygnować z walki o lepszą Polskę, o głębszą świadomość historyczną Polaków, o wolność słowa, o radość życia, o wiarę, o to wszystko, za co ginęłi nasi przodkowie. Nie możemy się cofać, nie możemy się załamywać. Pan Jezus powiedział kiedyś, że biednych będziemy mieć zawsze. Ja nie wiem, czy też lewaków przeklętych nie będziemy mieć zawsze, pozdr
avatar użytkownika FreeYourMind

16. box2008

Tusk faktycznie ma co świętować, bo gdyby nie "nocna zmiana" i chrzest, jaki w jej trakcie przyjął, to pewnie w ogóle by ze swoimi zdolnościami w III RP nie zaistniał, gdyby to było normalne, a nie postkomunistyczne państwo, pozdr
avatar użytkownika FreeYourMind

17. laleczka

powiem krótko: Ephoros to matoł. To powinno Pani wystarczyć. Należy kontaktować się z innymi osobami :)
avatar użytkownika FreeYourMind

18. michael

największą zagadką III RP, mój drogi, jest więc to, czego szukał (i co zniknęło) w archiwach MSW A. Michnik, który tam wpadł ze swoją "komisją"? Wiedza o tym jednym zdarzeniu odsłoniłaby nam wiele z tajnej historii Polski bananowej. Pozdr
avatar użytkownika michael

19. TrustMe - drugie przykazanie

Nie będziesz brał imienia Boga twego nadaremno, czyli: Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy. Agentura jest taką czczą rzeczą, dla której nie chcę sięgać do słów Pana Jezusa, choć skojarzenie z cytowaną przez Ciebie przypowieścią biblijną, jest oczywiste i mam nadzieję, że powszechnie znane. A co do tego co poeta miał na myśli, to cóż, to jest aluzja. Aluzję ludzie łapią, albo nie. Tłumaczenie aluzji, to jest coś takego jak tłumaczenie komuś dlaczego wszyscy się śmieją z tego konkretnego dowcipu. W przeciwnym przypadku jest to taka sytuacja jak w tekście interpretowanym przez Piotra Fronczewskiego o takim jednym Gruzinie, który nazywał się Awas.
avatar użytkownika dydek

20. A jak nazwać politykę Shalomu24 w świetle postu jego admina?

Takie coś spłodził dzisiaj Święchowski. http://amyniechcemy.salon24.pl/382493.html I nie przeprosił... Kontakty (i kontrakt) z Elą Fryzjerka dają efekty? Chociaż on chyba od początku wie czego oczekują mocodawcy. Pojawił się tam, w dyskusji wątek odejścia Ś. z Pardonu.pl - o co tam poszło? Aneta pisze że o plagiat - byłoby to bardzo ciekawe w świetle niegdysiejszego podpięcia się Ś. pod temat walki z plagiatorstwem Elizki :)
dydek
avatar użytkownika TrustMe

21. Michael

Z pierwszą częścią wypowiedzi trudno się nie zgodzić. Wzywanie imienia Pana Boga jest grzechem. Biję się w piersi i wymazuję. Jeśli to jest aluzja, to w którą stronę ona idzie? W górę od "świetlanej przeszłości", czy w dół? Gdyby w górę, to nie dyskutuję. Temat jest nie do obrony. Tandem Celiński-Labuda to koszmar dla mojego pokolenia. Jeśli w dół, to jako obrońca Czumy w BM24 musiałbym zabrać głos. Przykład przyciężkawego dowcipu Fronczewskiego o takim jednym Gruzinie, który słyszałem 1150 razy do mnie nie trafia. Wolę jego szmoncesy. No, więc jak? W górę, czy w dół? Serdecznie pozdrawiam,
avatar użytkownika michael

22. TrustMe. W górę. od świetlanej przeszłości.

W górę. Cieszę się, że złapałeś tę aluzję w sposób, który sprawił mi odrobinę radości. Rzeczywiście, tandem Celiński-Labuda to koszmar dla mojego pokolenia.
avatar użytkownika Barres

23. Witaj Dydku!

Gdy znajdziesz wolną chwilę, rzuć - proszę - swym wnikliwym okiem tutaj: http://blogmedia24.pl/node/8640#comment-22913 Starym zwyczajem zebrałem parę linków pokazujących dzisiejszy (26.01.2009) pryszczaty artykuł w szerszym kontekście. Pozdrawiam serdecznie!
avatar użytkownika dydek

24. Witaj Barresie:)

Nie zauważyłem, że już pisałeś o tym typie dzisiaj. W jakimś sensie obserwuję ten kliniczny przypadek małego karierowiczka od paru lat. A dokładnie od czasu, kiedy zaczł piąc się szybko w shalomowej hierarchi od czasu Elizy Plagiatorki M. Jak pamiętasz, to nie on zaczął się nią zajmować ale zasługi jakby spadły na niego. Tak jakoś samo się zrobiło:) Jako żem z Krakowa, to zauważyłem łatwo, że ma tu popychacza w lokalnych mediach - zrobiono z niego w Dzienniku Polskim prawego szeryfa, który tępi oszustów i plagiatorów. Wszystko pod hasłem 'a my nie chcemy stąd..' - co zresztą dosyć dwuznacznie (albo i nie dwuznacznie) brzmi w świetle orientacji politycznych tegoż kolesia. Potem awansował, do czego wystarczyła jedna wizyta u Leskiego i stał się takim małym czuchnowskim Shalomu24. Przykro patrzyć. Dlatego zresztą rzadko to robię. I nie zamierzam tego zwyczaju zmieniać - dzisiaj przypadkiem wpadłem na jego post i wykręciło mnie. Starczy mi na długo... Pozdrawiam
dydek
avatar użytkownika Barres

25. Dydku!

Myślę, że można wiadomy przypadek podsumować tak: Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Sprawę z Elizką wypatrzył - jak pamiętam - RzB (Reszta z Bani). Potem niektórzy z Leśnych Freeman"owych swoje parę groszy dołożyli, a on to pozbierał i został "bohaterem". Tak bywa. Pozdrawiam!
avatar użytkownika FreeYourMind

26. do admina

mam prosbe, by moj dzisiejszy wpis zagregowac z s24, poniewaz tam udalo mu sie wiecej zdjec wkleic :) THX
avatar użytkownika Rzepka

27. Wikimedia przeprasza

>>"Takie coś spłodził dzisiaj Święchowski. http://amyniechcemy.salon24.pl/382493.html I nie przeprosił..."<< Wikimedia przeprasza... "Rzecznik prasowy Stowarzyszenia Wikimedia Polska Paweł Zienowicz, przyznając nam rację, poinformował wczoraj rano o niezwłocznym wprowadzeniu w tabelce, która zawierała stwierdzenie, jakoby nasz kraj należał do "organizatorów" zagłady Żydów, niezbędnych poprawek. "Faktycznie mogła być [tabelka] myląca dla czytelnika. Zmieniliśmy kolejność kolumn i etykietę nad kolumną z krajami" - brzmi oświadczenie przesłane do redakcji "Naszego Dziennika"." A autor notki w salonie...?