Michnik i Urban jako mózgi "polskiej pieriestrojki"

avatar użytkownika FreeYourMind

Sądzę, że za głównych stolarzy, czyli konstruktorów „okrągłego stołu” legalizującego peerel, czyli, jak to określił T. Mazowiecki, "polskiej pieriestrojki", należy uznać A. Michnika i J. Urbana.

Do takich wniosków można dojść choćby po lekturze „Karuzeli” A. Garlickiego. Sam autor, nie tylko członek PZPR i współpracownik SB (o tym już na okładce książki wydawca nie wspomina, oczywiście, bo jakie to może mieć znaczenie dla czytelnika historycznej książki), ale osoba zbliżona do władz komunistycznych, pisząc swoją książkę korzystał z rozmaitych archiwów oraz, co warte odnotowania z „kolekcji Jerzego Urbana”. Kolekcję tę, jak pisze Garlicki, stanowią „materiały nieuporządkowane”, a nazywa się ona „Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL”. Warto by się zastanowić, ile takich kolekcji skompletowali sobie inni czołowi komuniści i co tam w tych kolekcjach (i na kogo) jest, lecz nie o tym chcę opowiadać.

 
Otóż, być może szerzej nieznanym faktem jest to, iż pomysł „kontraktowego sejmu” wykrystalizował się na kartach książki „Takie czasy… Rzecz o kompromisie” („Aneks”, Londyn 1985), gdzie Michnik pisał m.in. tak:

 
„Despotyzm może być wynikiem poczynań zwycięskiej rewolucji (Nikaragua, Iran) lub represyjnego rewanżu kontrrewolucji klas panujących (Chile, Polska). Warunkiem niezbędnym tedy pokojowej realizacji przeobrażeń społecznych czy politycznych jest osiągnięcie kompromisu sił postulujących reformy ze skłonnymi do ugody odłamami klasy rządzącej. Kompromis taki powiódł się w Hiszpanii, jego skutkiem była transformacja frankistowskiego despotyzmu w system parlamentarnej demokracji. Czy analogiczny kompromis możliwy jest do wyobrażenia w Przodującym Ustroju, w Polsce? Od odpowiedzi na to pytanie zależy przyszłość naszego kraju.

Bowiem lekcję 13 grudnia można odczytać na dwa sposoby. Jeden z nich sprowadza się do przeświadczenia: nigdy i nigdzie nie należy zasiadać do wspólnego stołu z komunistami, nie należy ufać nawet jednemu ich słowu ani też podpisywać z nimi żadnych porozumień. Ten sposób czytania lekcji grudniowej dyktuje rozum analityków niedawnej przeszłości i emocje ludzi okłamanych.

Drugi sposób odczytywania przeszłości zasadza się na przekonaniu, że przyszłe kompromisy – jeśli mają być realne – muszą przyjąć za punkt wyjścia rzeczywiste i precyzyjnie nazwane interesy układających się stron, a nie pomieszczone w konstytucji frazesy o władzy ludu. Za takim odczytywaniem minionych kart naszej najnowszej historii przemawia przypuszczenie, że dopóki nie zmieni się zasadniczo sytuacja międzynarodowa lub też nie dojdzie do niewyobrażalnych dziś zmian w ZSRR (co zresztą na jedno wychodzi), dopóty Polacy, a także rządzący Polską komuniści, będą zmuszeni rozstrzygać swe konflikty metodą kompromisów.”

 


Jak widać, Michnik nie brał pod uwagę trzeciej możliwości, o której wspominałem w tekście „’Okrągły stół’ jako legalizacja peerelu” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2009/01/okrgy-st-jako-legalizacja-peerelu.html ), czyli takiej, że negocjacje z komunistami traktuje się dokładnie tak jak pertraktowanie z przetrzymujących zakładników terrorystami, czyli de facto, ustala się z nimi warunki ich poddania się, które później posłużyć mogą za ewentualne okoliczności łagodzące w osądzaniu popełnionych zbrodni (i w ten sposób za poddanie się bez stawiania zbrojnego oporu (tu: posyłania wojska i Bezpieki przeciwko obywatelom) można by Jaruzelskiemu i Kiszczakowi darować życie, a skazać na długoletnie więzienie, choć w tradycji polskiej (i nie tylko polskiej) utarło się, że zdrajców narodu, ludziom służącym okupantom zwyczajnie się karze śmiercią). Ale Michnik pisze nieco dalej tak (i to będą te najciekawsze fragmenty):

 


„Jesteśmy jednak w pełni świadomi, że w ramach totalitarnych reguł gry nie są możliwe takie wybory do Sejmu, które z pewnością dowiodłyby, że rządzący komuniści nie dysponują poparciem społeczeństwa. Żadna totalitarna dyktatura nie oddała władzy dlatego, że przegrała wybory – o tym też pamiętamy. Nie formułujemy tedy postulatu, by komunistów odsunąć od władzy, bowiem byłoby to hasło do totalnej konfrontacji, a nie płaszczyzna kompromisu (…)

Jednak droga do kompromisu nie musi być na zawsze zamknięta. Wyjściem mogłoby być rozwiązanie umożliwiające społeczeństwu autentyczny wybór do Sejmu choćby 30 procent spośród deputowanych. Jednak tych samych 30 procent wpisanych na jedną listę obok Siwaka i Urbana spowodować może tylko tyle, że osoby te utracą swój dotychczasowych autorytet. Inaczej mówiąc, realną drogą do kompromisu jest poszerzenie sfer podmiotowości, a nie kupowanie głosów i nazwisk za cenę kilku czy kilkunastu mandatów.”
(oba fragmenty cyt. za Garlicki, s. 16-18)

 


Brzmi znajomo, prawda? A przecież propozycja ta pada parę miesięcy po zabójstwie ks. J. Popiełuszki. Wygląda więc na to, że idea wolnych wyborów od samego początku „deliberowania” (na łamach wydawnictw podziemnych i w trakcie rozmaitych poufnych spotkań z ludźmi „generała Kiszczaka”) na temat możliwości „kompromisu” czy nawet „pojednania”, w ogóle nie była brana pod uwagę. Nie należy więc dziwić się komunistom, że taki scenariusz wydarzeń uważali za warty przyjęcia. Oczywiście, na realizację tego scenariusza potrzeba było paru lat „negocjacji”, które w 1988 nabrały już rozpędu (zwł. w sierpniu na spotkaniu Kiszczaka z Wałęsą), gdy akurat krajem zaczęły trząść poważne strajki, bo jeszcze w 1985 r., czego młodzież pamiętać nie może, odbyły się „wybory parlamentarne” do peerelowskiego „Sejmu”.

 


No ale wspomniałem o Urbanie. Poznaliśmy bowiem jedną stronę medalu, a teraz przyjrzyjmy się drugiej. Otóż Garlicki wspomina o istnieniu w latach 80. czerwonego think tanku, takiego ideologicznego Rudego 102, załogę którego stanowiły trzy osoby: S. Ciosek, „generał Pożoga” (szef wywiadu MSW) i J. Urban. Załoga ta, chyba nie trzeba wyjaśniać, dlaczego, cieszyła się całkowitym zaufaniem Jaruzela, przygotowując (m.in. w willi w Magdalence) specjalne raporty, w których prezentowano analizy zmieniającej się sytuacji (np. kwestia zwolnienia więźniów politycznych) i propozycje dalszych ruchów podporządkowujących „demokratyczną opozycję” komunistycznym planom. Warto więc przejrzeć przynajmniej niektóre fragmenty tekstów z „kolekcji Urbana”, by mieć świadomość, z jaką precyzją działał ten think tank, opracowując nawet szczegółowe scenariusze dla działań policji politycznej:

 



„MSW przypuszczalnie potrafi określić czas i miejsce zebrania TKK [Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej „Solidarności” – przyp. F.Y.M.]. Jeśli uda się zapewnić, że wkroczenie na zebranie MO nie zdekonspiruje wiedzy MSW o terminie i miejscu zebrania, proponujemy, aby na zebranie to wkroczyła milicja mundurowa złożona z nielicznych funkcjonariuszy niskiej rangi (np. sierżant- dzielnicowy MO) oraz ekipa TVP. Milicjant powiedziałby, że zebranie jest nielegalne, proszę o dokumenty, rozszyfrowałby prawdziwe nazwiska, pytał – od jak dawna obywatel nie pracuje, nic nie robi, tylko tak zbiera się i marnuje czas. I dalej – proszę się rozejść do domu, do żony, do dzieci, do roboty. Może pomóc w zdobyciu pracy?

Wszystkie te zabiegi dokonywane w tonacji łagodnej, a ośmieszającej – TVP by rejestrowała. Reporter TVP podjąłby dialog z członkami TKK według z góry starannie przygotowanego scenariusza. Na przykład – po co tak panowie marnujecie czas. Cztery lata temu zapowiedzieliście program, który zbawi Polskę i nie ma programu. Cztery razy wzywaliście do strajków, siedem razy do manifestacji i nie było strajków ani manifestacji.

Następnie odpowiednio skrojone nagranie zostanie nadane w dzienniku telewizyjnym jako relacja reporterska z zebrania tajnej TKK.”
(Garlicki, s. 40-41).


Ten think tank opracowywał rozmaite warianty możliwego rozwoju wydarzeń, zmierzające do włączenia przedstawicieli „opozycji demokratycznej” w proces „pojednania”. Proponowali np. by Wałęsę włączyć do (działającej jako ciało doradcze, z którym spotykał się Jaruzel) tzw. Rady Konsultacyjnej (powołanej w 1986 r.), tak by Wałęsa mógł wystąpić obok „przewodniczącego Rady Państwa” w trakcie powitania Jana Pawła II przybywającego z pielgrzymką do Polski w 1987 r. Miało to przynieść następujące rezultaty:

 



„Po pierwsze (…) pogłębienie podziału w opozycji i jej ostateczna dekompozycja. Po drugie, byłoby to zamknięcie konfliktów politycznych z 1981 r., usankcjonowanie przez przywódcę „Solidarności” stanu wojennego i jego publicznych następstw z likwidacją „Solidarności” włącznie, i to niezależnie od tego, co by Wałęsa mówił dla zrównoważenia wrażenia, jakie wywołałby jego akces do Rady. Po trzecie, stanowiłoby to spektakularne, widoczne dla całego świata, ukoronowanie procesu porozumienia narodowego. Po czwarte, byłoby to wybicie Zachodowi, dla którego Wałesa jest symbolem, ostatnich argumentów antypolskich. Członkostwo Wałęsy w Radzie Konsultacyjnej oznaczałoby odebranie opozycji jej głównego symbolu.” (Garlicki, s. 45).


Warto zapamiętać określenie „ostateczna dekompozycja opozycji”. To właśnie się udało i Michnikowi, i Wałęsie, i Urbanowi z jego think tankiem. A co było dalej, mimo że Wałęsa akurat do Rady Konsultacyjnej nie wszedł, to mniej więcej wiemy z opracowań na temat spotkań w Magdalence itd.


Kiedyś pół żartem, pół serio napisałem, że być może rok 1981 (zwł. grudzień) należy uznać za początek legendarnej polskiej transformacji. Myślę, że zbliżamy się powoli do takiego stwierdzenia, przy czym należałoby uświadomić wszystkim chętnym do świętowania „20-lecia III RP”, że jeszcze dwie wiosny, a będziemy mieć „trzydziestolecie”. Tak ten czas leci, proszę Państwa, tak ten czas leci.


Andrzej Garlicki, Karuzela, Czytelnik, Warszawa 2004.
http://www.wprost.pl/ar/?O=73908&C=57

13 komentarzy

avatar użytkownika TrustMe

1. Raczej kurze móżdżki

Mózgi pierestrojki (proszę, nie nazywaj jej polską, bo to obraża walczących Polaków!!!) znajdowały się w Moskwie. Moskwa rządziła za pomocą kniaziów namiestników Jaruzelskiego, Kiszczaka i Geremka. Pozostali działali na poziomie TW, pożytecznych idiotów lub bezpartyjnych błaznów. Howgh!
avatar użytkownika Dominik

2. to była raczej siła i spokój, niż siła spokoju...

Po pierwsze (…) pogłębienie podziału w opozycji i jej ostateczna dekompozycja. -------------------------------------------- Jak wiele wysiłku należało włozyc, aby osiągnąć cel zarysowany w zacytowanym powyżej zdaniu. Czy działania te nie spowodowały tego, że POPiS NIE MIAŁ PRAWA powstać? Zadziałała siła "odśrodkowa", plus armia użytecznych idiotów. Moim zdaniem obecnie nastąpiła całkowita dekompozycja dawnej opozycji. Czego jednak można spodziewać sie po potężnym związku którego przywódca okazał sie byc agentem? Czy któraś z osób, z dawnej opozycji, kreowana następnie na społeczny autorytet faktycznie zasługuje na swoją ulice, plac, czy szkołe? Ze zrozumałych względów, wstdliwym milczeniem pomijam terminal gdańskiego lotniska. Pocieszam sie jednak tym, że kiedys mielismy sporo ulic z nazwiskami np. Marchlewskiego, Dzierzynskiego czy Lenina. Dzisiaj o tych ulicach już mało kto pamięta. A wracając do rocznic. Czy pijaństwo w Magdalence tez będzie miało w tym roku swoja huczną oprawę, czy tylko poprawiny w "swoim" gronie na Polanki 1
tede
avatar użytkownika TrustMe

3. FYM

"proponujemy, aby na zebranie to wkroczyła milicja mundurowa złożona z nielicznych funkcjonariuszy niskiej rangi (np. sierżant- dzielnicowy MO) oraz ekipa TVP. Milicjant powiedziałby, że zebranie jest nielegalne, proszę o dokumenty, rozszyfrowałby prawdziwe nazwiska, pytał – od jak dawna obywatel nie pracuje, nic nie robi, tylko tak zbiera się i marnuje czas. I dalej – proszę się rozejść do domu, do żony, do dzieci, do roboty. Może pomóc w zdobyciu pracy?" Prawdziwa sielanka przypominająca felietony Urbana (Kibica) w PRL-owskich "Kulisach". A rzeczywistość była zupełnie inna. :)
avatar użytkownika FreeYourMind

4. TrustMe

określenie cytuję za Mazowieckim, przecież. Nie doceniasz ponadto roli "think tanku", o którym wspomniałem, odsyłam do książki Garlickiego.
avatar użytkownika FreeYourMind

5. Dominik

ta dekompozycja trwa nadal :)
avatar użytkownika TrustMe

6. Tylko nie Garlickiego

Gdybym nie miał 50 na karku, pomyślałbym, że chcesz mnie deprawować. Książki Garlickiego i jego złote myśli mam tak głęboko w Dolomitach, że głębiej nie można. To nawet brzmi dziwnie "PRL-owski think tank". Na końcu każdego "think-tanku" w PRL stali ZOMO-owcy z pałkami. Myślenia tam było jak na lekarstwo. Urban był niezłym publicystą, ale to nie wystarczy, aby wymyślić coś skutecznego. Teraz mamy kilku takich Urbanów. Czy coś z tego wynika? Nic. :)
avatar użytkownika TrustMe

7. FYM

Wykreśliłem w moim komentarzu końcówkę zdania, którą oznaczam nawiasami kwadratowymi: "Teraz mamy kilku takich Urbanów[,również po prawej stronie]." Pisząc "takich Urbanów po prawej stronie" miałem na myśli politycznych publicystów różnych partii prawicowych. Oczywiście Urban był tubą PZPR. Po takim zadaniu musiałbym podać kilka nazwisk a nie chciałem tego robić. Na pewno nie miałem na myśli osoby podpisującej się FreeYourMind!!! W różnych okresach publicystyką polityczną zajmowały się po prawej stronie różne osoby. Świetnym publicystą był S. Niesiołowski. Potem był P. Wierzbicki. Zawsze był i jest JKM. Mało kto wie, że Niesiołowski jako pierwszy udstępnił opinii publicznej "słynny" artykuł T. Mazowieckiego atakujący biskupa Kaczmarka. Niesiołowski był głosem ZChN a teraz jest tubą PO. P. Wierzbicki był czołowym publicystą bardzo blisko braci Kaczyńskich na początku lat 90. Wierzbicki był głosem PC. Dzisiaj jest autorem GW. Moja uwaga w najmniejszym stopniu nie dotyczy Twoich artykułów. Czytam je z wielką uwagą i czekam na dalszy ciąg. Sorry, moja złośliwość wynika z alergii na Garlickiego i Urbana. Mam nadzieję, że Ciebie nie obraziłem. Serdecznie pozdrawiam,
avatar użytkownika Joanna K.

8. FYM, dzisiaj ucięłam sobie pogawędkę z prawnikiem o rozpadzie

bloku komunistycznego. Stary pan uświadomił mi, ze rozpad zaczął się wiesz kiedy? Od pewnego spotkania na szczycie RWPG w Rumunii czy Bułgarii. Był tam obecny premier Chin Chou en Lai. Ten premier zażądał od ruskich (wówczas ZSRR) podziału dóbr, broni atomowej - słowem dzielcie się z najbiedniejszymi Chińczykami. Chruszczow pokazał mu gest Kozakiewicza. Tąpnęło w RWPG. Więcej się nie spotkali ale radzieccy zaczęli okrążać Chiny. Wkroczyli do Afganistanu.Koreę mieli. Indie zawsze im sprzyjały. Prawdopodobnie wówczas zdali sobie sprawę, że mogą dać ciała - zaczęli przygotowywać przemiany.Andropow był przeciw, trzeba było stanąć na przewodzie tlenowym, przy pomocy którego oddychał. Stanęli. Słuchaj - wygląda na to, że to nie żaden Wałęsa ani Urban z Kuroniem i Michnikiem ale premier Chin zapoczątkował rozpad w bloku - jak Ci się taka koncepcja podoba?

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika TrustMe

9. Joanna K.

Odsyłam do zapominanego A. Golicyna "Nowe kłamstwa w miejsce starych". :)
avatar użytkownika Joanna K.

10. TrustMe - nie czytałam Golicyna ale tam jest jak mniemam teoria

ja mówię o faktach.:):) Swoją drogą, trzeba go (Golicyna)czytać...jak powiada stary mądry Michalkiewicz: jak nie można nic poradzić, to przynajmniej dobrze jest wiedzieć, dlaczego nami kręci kto chce. Tylko, co sądzisz o tym stanowisku, że to premier Chin a nie Wałęsa itd...

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika TrustMe

11. Joanna K.

Nie ujmujac niczego Staszkowi Michalkiewiczowi, Golicyna kazał przetłumaczyć i czytać stary mądry Macierewicz. Jeśli chodzi o Chiny, ciekawa koncepcja. Wałesę już bym sobie darował raz na zawsze. Dzisiaj wiemy, że wykonywał polecenia z góry. Temu panu dziękujemy. :)
avatar użytkownika FreeYourMind

12. TrustMe

spokojnie, nawet nie pomyślałem, że to mogło być do mnie :P
avatar użytkownika FreeYourMind

13. Joanna K.

już Witkacy wskazywał na Chińczyków :)