Jak ja lubię ten swój jazgot!
Koteusz, pt., 23/01/2009 - 15:26
Ileż frajdy dają mi moje teksty, w których przeżycia przy ich pisaniu są wyraźniejsze i ważniejsze od przelanej na monitor treści, zazwyczaj dającej się zawrzeć w zwyczajnym oświadczeniu: „Nienawidzę ich, bo jestem nikim!”
„Inteligentka z awansu społecznego”, z jaką macie do czynienia mniej więcej od trzech lat – fajnie pewnie jest się przyglądać, jak dobieram słowa, jak kłamstwa ubieram w szatki prawdopodobieństwa, dodając nimi splendoru jako dopuszczona do wiedzy, wtajemniczona, naoczny świadek... godna zaufania, niemal autorytet. Jak sugeruję swoje kontakty z wielkimi i znanymi, swoją szlachetną przeszłość, nierzadko opozycyjną, – do której wprost nawiązać nie śmiem z racji możliwości wpadki i kompromitacji. No, ale wspólne zdjęcie ze znanym politykiem mam przecież i on powiedział mi, że jestem jego ulubioną blogerką. Jak kreuję się na skromną osobę, która niejeden patriotyczny czyn ma na koncie, jako oczywistą oczywistość i śladem tej 94–letniej staruszki z „Naszej Klasy” nie uznając tych swoich czynów za nadzwyczajne – nie widzę powodu by uznawać je również u tych, którzy odmawiają mi zajęcia miejsca w historii, jako prawdziwej bohaterce. Ja chełpię się swoim nazwiskiem – ale przecież mogłabym być znacznie wyżej, gdyby tylko świat poznał moje czyny, a nie tylko bluzganie. Ale skromność, jako cecha prawdziwego polskiego inteligenta-konserwatysty, jako katolicki gest pokory nie pozwala mi czynami tymi chwalić się, ani nawet ujawniać ich światu. Więc tylko gdzieś w podtekstach przekazuję sugestie, że ja to ho! ho!
Niemal widzę te twarze skupione, te wypieki na policzkach i tę ściekającą po brodzie ślinę – gdy niechętni mi blogerzy czytając dobierane starannie przeze mnie słowa (by wywyższając siebie, swoje bycie nikim i dając fałszywe świadectwo bliźniemu swemu podkreślić) – czują się równymi tym, o których ja piszę. Ba, oni czyli ci niechętni blogerzy, po lekturze moich bluzgów, czują się w tych chwilach mocniejsi, władni miażdżyć legendy.
Te starannie przemyślane insynuacje, te sugestie, co do niezbyt czystych intencji i życiorysów opisywanych przeze mnie ludzi, to rozpaczliwe czepianie się plotek i pomówień, jako źródeł, ta niby rzeczowa krytyka, te odniesienia bogoojczyźniane, to podawane mimochodem „byłam tam” – to wszystko, co ma ukryć przed czytelnikami moich bluzgów bulgoczącą, wyciekającą krwią na policzki nienawiść, wściekłość, ból klęski własnej i rozpacz z powodu klęski tych, którzy mieli dać poczucie tryumfu a szans na ten tryumf jak nie było widać, tak w dalszym ciągu nie widać, bo zaprzepaszczają codziennie tę szansę. Ta tląca się i podtrzymywana troskliwie iskierka nadziei, że może jeszcze nie koniec, że może jakiś cud obiecywany podczas kampanii wyborczej, że może II Irlandia, że fachowcy i inne takie pierdóły... a wtedy pokażę swoją siłę, swoją prawdę, swoją historię – swoją , a nie tych rzekomo mających wielkie poparcie w sondażach, że słupki niby im rosną, wynoszących się ponad innych, że niby pozostali to głąby i paranoicy, którzy chcieliby się dorwać (a wała!) do władzy, zaszczytów i splendorów, których przeszłość, umysł i moralność uzmysławiają wszystkim, żeby żyło się lepiej, w rzadkich chwilach szczerości wobec samych siebie – ich nicość.
To przewrotna przyjemność kontaktu z obrzydliwością, brudem, taki współczesny wirtualny turpizm w moim wykonaniu, to dotykanie paskudnego dna mojej duszy, ta wyjątkowość przemieszania mojej głupoty, kompleksów i nienawiści, to patrzenie przeze mnie na ludzką nędzę moralną – jest niczym wyprawa do panopticum osobliwości, jest prawie jak moje osobiste dotknięcie fascynującego świata zła. Tego, które znamy z kart historii, literatury i tego, który mnie osobiście dane było poznać z autopsji przez niemal pół wieku jego panowania, a którego kontynuacją są obecne tzw. rządy, które nie dość, że podtrzymują te półwieczne panowanie esbecji, to jeszcze stwarzają podstawy do unieśmiertelnienia tej komunistycznej hydry.
Patrzenie na dobro ze świadomością jego niemocy – jest dla mnie osobiście niewątpliwą satysfakcją. Satysfakcją, jakiej dostarcza mi każdy niemal dzień, gdy wypełzam na powierzchnię próbując wygrzewać się w słońcu wolności, którą zawdzięczam tym, których nienawidzę. To lubię! I ten mój jazgot oczywiście też!
Dziś w jednym z komentarzy jeden taki wykrzyczał swoje poczucie obrzydzenia do mnie:
„takich ludzi jak być może Ty należy omijać szerokim łukiem i robić wszystko by to, co czeka nas jeszcze przez ponad dwa lata nigdy nie mogło się spełnić. NIGDY!”
Bez obaw. Nadejdzie. I wiem dobrze, że niektórym to nie w smak, tak jak mój permanentny jazgot.
Dlatego tak jazgoczę, żebyście wiedzieli, że nadejdzie.
Pocałujcie mnie w… no wiecie gdzie!
ataner akswonilak–akcedur
http://ataner.akswonilak-akcedur.salon24.pl/382011.html
- Koteusz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
8 komentarzy
1. Koteusz!
Errata
2. nie podglądać Rudeckiej! Ona się wstydzi - i słusznie...
3. > Errato: "to jest z Twojej strony czysta perwersja!"
4. > Dominiku: "Wdepnęło się do Żenady Rudeckiej ..."
5. Koteusz!
Errata
6. > Errato: "nie wiedziałem,ze Ona Braillem pisze!"
7. Panie Krzysztofie@
8. > 1Maud: "w myslach wstawiałam jako podmiot"