Czy to dalszy upadek Łukasza Warzechy?
Krzysztofjaw, pon., 13/07/2020 - 20:58
Szanowny Pan Łukasz Warzecha popełnił był opinię opublikowaną na onecie.pl dotyczącą wyników wyborów prezydenckich w 2020 roku. Stało się to w pierwszy dzień po wyborach, kiedy okazało się, że prezydent A. Duda zapewnił sobie reelekcję.
Naprawdę nie wiem czy ten tekst jest przez niego wyrazem żalu, że A. Duda jednak wybory wygrał, czy też jest to po prostu dla autora konieczność pisania w takim duchu jak chce obcy Polakom i płacący mu portal onet.pl.
Celowo podkreślam "obcość" tego portalu, aby wskazać, że niestety odegrał on i odgrywa niechlubną rolę medium przeciwnego Polsce, medium proniemieckiego wyrażającego nie naszą, polską wolę.
Szanowny Pan Łukasz Warzecha wielokrotnie zastrzegał, że pisanie przez niego na tym portalu czy w "Fakcie" jest jego prywatną sprawą i z definicji odrzucał takie niby insynuacje jak moja a wyrażające myśl, że żaden szanujący się Polak nie powinien mieć żadnych związków z takimi wydawnictwami. Ot choćby np. tylko dlatego, że ich rolą jest podważanie demokracji w Polsce i atak na naszą polskość.
Ja podtrzymuję swoje zdanie, które nabrało jeszcze silniejszego zabarwienia po przeczytaniu artykułu Szanownego Redaktora, którego ongiś naprawdę ceniłem... ale było to w sumie bardzo dawno.
Zresztą ta już była wyborcza kampania wulgarnej nagonki na prezydenta A. Dudę jaką np. siał "Fakt" winna była skłonić Szanownego Pana Łukasza Warzechę do zastanowienia się nad swoją przyszłością dziennikarską a nie poddańczego wobec pracodawców napisania bardzo dziwnego tekstu.
Pytam się po co ten artykuł? Przecież Pan Redaktor współpracuje też z innymi mediami i wcale nie było konieczności pisania na zamówienie poniższego tekstu:
{w takim nawiasie i kursywą moje komentarze}
------------------------------
Słowa są ważne, ale same słowa niczego nie naprawią. Jeśli zwycięzca wyborów chce naprawdę cokolwiek zmienić, musi wykonać konkretny i poważny gest. Czy będzie go na to stać?
Opisywanie emocji, które pojawiają się po obu stronach, tym razem sobie daruję. Umie je sobie odtworzyć każdy w miarę uważny obserwator. Ważne, że te emocje stają się coraz bardziej niszczące.
Broniłbym tezy, że mamy do czynienia z kumulacją złych uczuć. Że poczucie, iż ostatnia kampania była wyjątkowo fatalna nie bierze się tylko z tego, że mamy ją świeżo przed oczami. Wszak ta z października ub.r. była całkiem niedawno i jako żywo nie była tak wyniszczająca, tak agresywna, tak momentami chamska. Ale to był wyjątek.
Frustracje i złe emocje narastają stopniowo od 2005 r., z wyraźnym skokiem w roku 2010 z powodu katastrofy smoleńskiej.
Mało kto to może dziś pamięta, ale w latach 2005-07 istniała jeszcze całkiem spora grupa „sierot po PO-PiS-ie”. Złe emocje zaczynały się dopiero budować. Wierzono jeszcze w wielu miejscach, że mimo wszystko może się udać coś wspólnego.
W 2007 r. złudzeń już nie było. Dwie kadencje rządów PO, które potem nastąpiły, były czasem rosnącej frustracji zwolenników PiS, traktowanych przez ówczesną władzę faktycznie momentami podle, a co najmniej lekceważonych. Lecz to być może 2010 rok sprawił, że o odbudowaniu normalności – czyli sytuacji, gdy oponent polityczny jest właśnie oponentem, a nie śmiertelnym wrogiem – już nie było mowy.
Polityczny spór zastąpiła wojna plemion na wzajemne wyniszczenie. Nie miejsce tu, żeby dokładnie wyjaśniać, dlaczego tak się stało. W każdym razie zwłaszcza od tamtego momentu rosło po stronie ówczesnej opozycji przekonanie, że przyjdzie czas odegrania się, politycznej zemsty w najgorszym znaczeniu tego słowa. Dlatego śpiewano na wzór czasu zaborów i Peerelu, „ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie”. Zarazem utrwalał się w polskiej polityce absolutnie fatalny duopol.
To, że PiS po 2015 r. zaczął bez białych rękawiczek, momentami za pomocą łomu, „odzyskiwać” państwo było logiczną konsekwencją poprzednich lat: nagromadzonej frustracji, żalów, pretensji, które sprawiały, że po stronie zwolenników obecnie rządzących istniało przyzwolenie na wszystko. Byle dołożyć tamtym.
Nie miejmy złudzeń: jeśli duopol w jakiś sposób nie zostanie przerwany, każdy kolejny etap, każda kolejna zmiana władzy będzie oznaczała wzniesienie owych złych emocji, ale także manipulowania państwem dla własnej korzyści, na kolejny poziom.
Z wyborcami części opozycji dzieje się teraz przecież dokładnie to samo, co działo się z wyborcami PiS w latach rządów PO: dyszą rządzą zemsty. Nie chcą żadnego pojednania, nie są zainteresowani odbudowaniem wspólnoty – wyborcy władzy zresztą też nie.
Chcą tylko pognębienia wroga z wykorzystaniem wszystkich metod, które ów „wróg” stworzył, tylko jeszcze bardziej, jeszcze mocniej i jeszcze bardziej bezwzględnie.
Wróćmy do wieczoru wyborczego i słów pana prezydenta, który znaczną część swojego wystąpienia poświęcił właśnie odbudowaniu wspólnoty na podstawowym poziomie. Można by się w zasadzie podpisać pod każdym słowem Andrzeja Dudy – gdyby nie to, że jego apele o wzajemny szacunek i podanie sobie rąk były umieszczone jednak w określonym kontekście.
Pan prezydent mówił o szacunku tuż przed zakończeniem kampanii, w piątek – a w tym samym niemal momencie „Wiadomości” TVP, które zamieniły się już w zasadzie całkowicie w partyjny biuletyn telewizyjny, wyemitowały pasek z tekstem: „wyborcy Trzaskowskiego niszczą Polaków”.
Bardzo chcę wierzyć, że słowa pana prezydenta o pojednaniu były szczere. Ale nie wiem, jak można uznać, że da się przekreślić lata budowania najbardziej negatywnych emocji, w dodatku w rekordowym tempie w ciągu ostatniego miesiąca, jednym wystąpieniem. Choćby Andrzej Duda nie wiem jak gorąco apelował o pojednanie, jego deklaracje będą przez znaczną część wyborców opozycji postrzegane jedynie jako cyniczna zagrywka – i trudno mieć o to pretensję.
Gdy takie słowa padały z ust Andrzeja Dudy w 2015 r. oraz kilkakrotnie później podczas ważnych państwowych uroczystości – 3 maja czy 11 listopada – mogły mieć jeszcze jakąś wartość. Zresztą z biegiem czasu pan prezydent uderzał w ten ton coraz rzadziej. Ale dziś? Przecież Andrzej Duda nie zaczyna od czystej karty. Jego karta – i karta jego obozu politycznego – jest już dość gęsto zapisana i znajduje się tam wiele punktów głęboko sprzecznych z jego pojednawczymi deklaracjami z wieczoru wyborczego.
Tragizm naszej sytuacji polega na tym, że ktokolwiek nie wyciągnie teraz ręki, druga strona natychmiast ją odtrąci – i, co najgorsze, jest to zrozumiałe i właściwie usprawiedliwione. Zresztą słuchając wystąpienia Rafała Trzaskowskiego, miało się wrażenie, że kwestia jakiejkolwiek wersji pojednania jest dla niego w zasadzie nieistotna. I nic dziwnego: to zarządzanie emocjami. Trzaskowski dzisiaj reprezentuje tych bardziej sfrustrowanych, głodniejszych odwetu – i jako polityk nie może iść całkowicie wbrew ich emocjom, bo na tych emocjach będzie chciał dalej budować. Zaś obie strony stwierdziły, że najłatwiej i najskuteczniej jest budować właśnie na emocjach jak najgorszych. Jakkolwiek jest to przykre – takie są realia.
Świadectwem tego jest rekordowo wysoka frekwencja. Można niestety założyć, że ogromnej części wyborców retoryka totalnej wojny pasuje i mobilizuje jak nic innego. Że mamy tu do czynienia z jakąś chorą ekscytacją. Publiczność stoi przy ringu, patrzy, jak w walce bez zasad zawodnicy łamią sobie nosy, żebra i łuki brwiowe, i sama czeka, żeby rzucić się na kibiców drugiej strony i zrobić im to samo. Albo więcej.
Słowa, retoryka są ważne, ale nie wystarczą. Jeśli Andrzej Duda chce pokazać, że faktycznie zależy mu na tym, żeby połowa głosujących nie czuła się w Polsce coraz bardziej obco – tak jak mieli prawo się czuć wyborcy PiS za czasów Platformy – oraz dowieść, że jego druga kadencja będzie się wyraźnie różnić od pierwszej, powinien jak najszybciej zrobić coś konkretnego. Coś wykraczającego poza jego dotychczasowy modus operandi.
Jeśli uznać, że faktyczną zdolność do samodzielnego działania wyznaczały prezydenckie weta wobec ważnych dla PiS ustaw, to ostatni taki gest miał miejsce w sierpniu 2018 r., gdy Andrzej Duda zawetował nowelizację ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. To znaczy, że przez ostatnie dwie piąte swojej prezydentury nie podjął już żadnego realnego sporu z własnym obozem politycznym – a już szczególnie, gdy ten coraz mocniej przykręcał w różnych sprawach śrubę.
Oto co – przykładowo – mógłby zrobić Andrzej Duda. Po pierwsze – media publiczne, które nigdy nie były w Polsce wzorem wysokich standardów, ale PiS ściągnął je poniżej wszelkiego poziomu. W kampanii odegrały wyjątkowo paskudną rolę, czego pan prezydent postanowił nie dostrzegać.
Andrzej Duda podpisał już niestety ustawę, zatwierdzającą gigantyczną dotację dla TVP. Ma jednak prawo inicjatywy ustawodawczej. W ramach tej inicjatywy może przedstawić ustawę likwidującą Radę Mediów Narodowych, a zapraszając do współpracy środowiska szersze niż jego własne – postarać się opracować lepszy mechanizm wyłaniania zarządów mediów państwowych. Ma w ręku wszelkie środki, aby taką inicjatywę podjąć. Oczywiście ostatecznie wszystko w rękach Sejmu, lecz nawet gdyby rządzący zechcieli pomysł odrzucić lub odłożyć ad acta, nie starając się już o reelekcję Andrzej Duda może wymóc jego zaakceptowanie, grożąc wetem w innej sprawie.
Druga możliwość to powrót do pomysłu pakietu demokratycznego. Mało kto już o nim pamięta, a przecież to jeden z najjaskrawszych przykładów politycznego kalizmu. Pakiet demokratyczny był pomysłem PiS zgłoszonym jeszcze za czasów rządów Platformy. Miał ucywilizować traktowanie opozycji w Sejmie i zwiększyć jej uprawnienia. PiS obiecywało, że uchwali go natychmiast po dojściu do władzy. Gdy władzę zdobyło, o pakiecie oczywiście zapomniało. Prezydent nie musi go proponować w tamtej postaci, ale można sobie wyobrazić wiele cywilizujących sytuację regulacji. Choćby sprawienie, żeby opozycyjnych projektów nie dało się zatrzymywać w nieskończoność w procesie legislacyjnym.
Na Andrzeju Dudzie spoczywa duży ciężar – dlatego że na przynajmniej trzy kolejne lata to jego obóz będzie mieć pełnię władzy, zaś pokusa pójścia po bandzie w wielu sprawach może być tym większa, że to być może ostatnie trzy takie lata.
Prezydent musi się zdecydować, jak jego druga kadencja ma wyglądać. Pierwszą symbolicznie określiło nocne zaprzysiężenie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, zorganizowane na partyjne zapotrzebowanie. Chciałbym wierzyć, że drugą określi wystąpienie z wieczoru wyborczego i słowa o tym, że potrzebny jest szacunek. Chciałbym, ale obserwując od lat polską politykę, stałem się człowiekiem małej wiary.
Andrzej Duda zdobył drugą kadencję. Nie jest to zwycięstwo przytłaczające, przeciwnie, wyborcy podzielili się niemal równo po połowie. Jeśli ktoś mógł sobie wyobrażać, że zakończenie tej wyjątkowo paskudnej, skrajnie momentami prymitywnej i obrażającej inteligencję wyborców kampanii oznacza obniżenie napięcia, to się mylił.
Zakładając, że media społecznościowe – w których toczyła się duża część kampanii – są odbiciem nastrojów elektoratów, a przynajmniej ich najbardziej zaangażowanej części, możemy uznać, że i po jednej, i po drugiej stronie zainteresowanie uspokojeniem nastrojów jest niewielkie.
Zakładając, że media społecznościowe – w których toczyła się duża część kampanii – są odbiciem nastrojów elektoratów, a przynajmniej ich najbardziej zaangażowanej części, możemy uznać, że i po jednej, i po drugiej stronie zainteresowanie uspokojeniem nastrojów jest niewielkie.
{Szanowny Panie Redaktorze! Proszę mi wskazać, co po stronie rządzących i A. Dudy było lub jest takiego, co nakazuje Panu powiedzenie, iż po jednej i po drugiej stronie nie ma zainteresowania uspokojeniem nastrojów społecznych? Proszę o odpowiedź kto tak naprawdę był stroną nienawistną w tej kampanii. Czy sztab i wyborcy R. Trzaskowskiego czy A. Dudy? Dlaczego Pan zrównuje te elektoraty sprowadzając elektorat patriotyczny do elektoratu brudnej i nienawistnej kampanii wyborczej. Konkrety proszę a nie o bajdurzenie o wzajemnej nienawiści!}
Niszczące emocje
Niszczące emocje
Opisywanie emocji, które pojawiają się po obu stronach, tym razem sobie daruję. Umie je sobie odtworzyć każdy w miarę uważny obserwator. Ważne, że te emocje stają się coraz bardziej niszczące.
Broniłbym tezy, że mamy do czynienia z kumulacją złych uczuć. Że poczucie, iż ostatnia kampania była wyjątkowo fatalna nie bierze się tylko z tego, że mamy ją świeżo przed oczami. Wszak ta z października ub.r. była całkiem niedawno i jako żywo nie była tak wyniszczająca, tak agresywna, tak momentami chamska. Ale to był wyjątek.
Frustracje i złe emocje narastają stopniowo od 2005 r., z wyraźnym skokiem w roku 2010 z powodu katastrofy smoleńskiej.
Mało kto to może dziś pamięta, ale w latach 2005-07 istniała jeszcze całkiem spora grupa „sierot po PO-PiS-ie”. Złe emocje zaczynały się dopiero budować. Wierzono jeszcze w wielu miejscach, że mimo wszystko może się udać coś wspólnego.
W 2007 r. złudzeń już nie było. Dwie kadencje rządów PO, które potem nastąpiły, były czasem rosnącej frustracji zwolenników PiS, traktowanych przez ówczesną władzę faktycznie momentami podle, a co najmniej lekceważonych. Lecz to być może 2010 rok sprawił, że o odbudowaniu normalności – czyli sytuacji, gdy oponent polityczny jest właśnie oponentem, a nie śmiertelnym wrogiem – już nie było mowy.
Polityczny spór zastąpiła wojna plemion na wzajemne wyniszczenie. Nie miejsce tu, żeby dokładnie wyjaśniać, dlaczego tak się stało. W każdym razie zwłaszcza od tamtego momentu rosło po stronie ówczesnej opozycji przekonanie, że przyjdzie czas odegrania się, politycznej zemsty w najgorszym znaczeniu tego słowa. Dlatego śpiewano na wzór czasu zaborów i Peerelu, „ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie”. Zarazem utrwalał się w polskiej polityce absolutnie fatalny duopol.
{Pisze Pan Szanowny Redaktorze a jakiś emocjach niszczących nas Polaków. Naprawdę Pan nie widzi, że te negatywne emocje są podsycane przez totalną opozycję od 5 już lat. Pisze Pan o latach 2005-2007 i tragedii smoleńskiej. Czy zapomniał Pan jak nikczemnie i nienawistnie niszczono rządy PiS-u i śp. prezydenta L. Kaczyńskiego i to, co się działo po Smoleńsku? Pisze Pan, że w latach rządów PO-PSL narastała frustracja zwolenników PiS-u i ona zaimplementowała u nich chęć odwetu. Doprawdy? Czy można mówić, że wskazywanie na fatalne dla Polski rządy PO-PSL rodziło chęć odwetu. Dlaczego Pan mierzy polityków PiS miarą polityków PO-KO, dla których li tylko władza jest najważniejsza. Czy Pan nie zauważył faktu, że te 8 lat opozycji PiS wykorzystał na zbudowanie swojego paragramu dla Polski? No i... proszę sobie porównać jakość opozycji przez 8 lat rządzenia PO-PSL a jakość totalnej opozycji w postaci PO-KO. Nie widzi Pan diametralnej różnicy?}
Byle dołożyć tamtym
Byle dołożyć tamtym
To, że PiS po 2015 r. zaczął bez białych rękawiczek, momentami za pomocą łomu, „odzyskiwać” państwo było logiczną konsekwencją poprzednich lat: nagromadzonej frustracji, żalów, pretensji, które sprawiały, że po stronie zwolenników obecnie rządzących istniało przyzwolenie na wszystko. Byle dołożyć tamtym.
Nie miejmy złudzeń: jeśli duopol w jakiś sposób nie zostanie przerwany, każdy kolejny etap, każda kolejna zmiana władzy będzie oznaczała wzniesienie owych złych emocji, ale także manipulowania państwem dla własnej korzyści, na kolejny poziom.
Z wyborcami części opozycji dzieje się teraz przecież dokładnie to samo, co działo się z wyborcami PiS w latach rządów PO: dyszą rządzą zemsty. Nie chcą żadnego pojednania, nie są zainteresowani odbudowaniem wspólnoty – wyborcy władzy zresztą też nie.
Chcą tylko pognębienia wroga z wykorzystaniem wszystkich metod, które ów „wróg” stworzył, tylko jeszcze bardziej, jeszcze mocniej i jeszcze bardziej bezwzględnie.
{W tym akapicie Szanowny Pan już całkowicie się pogrążył. Jaki łom, jakie rękawiczki? Jakie zawłaszczanie państwa? Jaki odwet? Proszę wskazać konkrety a nie to, co Szanownemu Panu podyktowała redakcja onetu czy tam Faktu. Czy naprawdę wyborcy PiS-u są w swoim dyszeniu rządzą zemsty równi wyborcom PO-KO. Raczy Pan wybaczyć, ale wystarczy żyć w realnym świecie, aby zobaczyć jak naprawdę wyglądają dyskusje między zwolennikami obydwu obozów politycznych i która strona zieje nienawiścią. Nienawiścią i antypolskością, taką jaką zieje m.in. Pana redakcja Faktu}
„Wyborcy Trzaskowskiego niszczą Polaków”
„Wyborcy Trzaskowskiego niszczą Polaków”
Wróćmy do wieczoru wyborczego i słów pana prezydenta, który znaczną część swojego wystąpienia poświęcił właśnie odbudowaniu wspólnoty na podstawowym poziomie. Można by się w zasadzie podpisać pod każdym słowem Andrzeja Dudy – gdyby nie to, że jego apele o wzajemny szacunek i podanie sobie rąk były umieszczone jednak w określonym kontekście.
Pan prezydent mówił o szacunku tuż przed zakończeniem kampanii, w piątek – a w tym samym niemal momencie „Wiadomości” TVP, które zamieniły się już w zasadzie całkowicie w partyjny biuletyn telewizyjny, wyemitowały pasek z tekstem: „wyborcy Trzaskowskiego niszczą Polaków”.
Bardzo chcę wierzyć, że słowa pana prezydenta o pojednaniu były szczere. Ale nie wiem, jak można uznać, że da się przekreślić lata budowania najbardziej negatywnych emocji, w dodatku w rekordowym tempie w ciągu ostatniego miesiąca, jednym wystąpieniem. Choćby Andrzej Duda nie wiem jak gorąco apelował o pojednanie, jego deklaracje będą przez znaczną część wyborców opozycji postrzegane jedynie jako cyniczna zagrywka – i trudno mieć o to pretensję.
Gdy takie słowa padały z ust Andrzeja Dudy w 2015 r. oraz kilkakrotnie później podczas ważnych państwowych uroczystości – 3 maja czy 11 listopada – mogły mieć jeszcze jakąś wartość. Zresztą z biegiem czasu pan prezydent uderzał w ten ton coraz rzadziej. Ale dziś? Przecież Andrzej Duda nie zaczyna od czystej karty. Jego karta – i karta jego obozu politycznego – jest już dość gęsto zapisana i znajduje się tam wiele punktów głęboko sprzecznych z jego pojednawczymi deklaracjami z wieczoru wyborczego.
{Ojej... ależ Szanowny Pan zestawił "fakty po faktach". Ja rozumiem, że Pan jest sfrustrowany tym, że jakoś nie może się jak onegdaj pokazywać w TVP, ale takie abstrakcyjne zestawienie, żeby pokazać, iż TVP stała się biuletynem wyborczym A. Dudy jest aberracją. Przepraszam bardzo. A GW, Pana FAKT i onet, TVN, Polityka, Newsweek i wile innych mediów nie było biuletynami wyborczymi R. Trzaskowskiego? Mam nadzieję, że tam gdzieś jeszcze u Szanownego Pana tli się jakaś etyka dziennikarska i jest Pan zwolennikiem pluralizmu, też pluralizmu mediów. I jeszcze takie pytanie: Kto przez lata budował negatywne emocje, obóz władzy czy totalni w postaci uruchamiania "ulicy i zagranicy" czy też wtedy, gdy na silę chciano przeprowadzić Polski Majdan (ciamajdan w grudniu 2016 roku). I jeszcze raz Szanownego Pana proszę o porównanie jaką opozycją było PiS a jaką są obecnie totalni i kto jest winny tej nienawiści?}
Sfrustrowani, głodni odwetu
Sfrustrowani, głodni odwetu
Tragizm naszej sytuacji polega na tym, że ktokolwiek nie wyciągnie teraz ręki, druga strona natychmiast ją odtrąci – i, co najgorsze, jest to zrozumiałe i właściwie usprawiedliwione. Zresztą słuchając wystąpienia Rafała Trzaskowskiego, miało się wrażenie, że kwestia jakiejkolwiek wersji pojednania jest dla niego w zasadzie nieistotna. I nic dziwnego: to zarządzanie emocjami. Trzaskowski dzisiaj reprezentuje tych bardziej sfrustrowanych, głodniejszych odwetu – i jako polityk nie może iść całkowicie wbrew ich emocjom, bo na tych emocjach będzie chciał dalej budować. Zaś obie strony stwierdziły, że najłatwiej i najskuteczniej jest budować właśnie na emocjach jak najgorszych. Jakkolwiek jest to przykre – takie są realia.
{Tutaj się częściowo zgodzę. Rzeczywiście R. Trzaskowski będzie budował swoją pozycję na nienawistnej frustracji swoich wyborców wobec obecnie rządzących, ale ja nie uważam, że taka sama nienawistna jakość jest po stronie PiS i jej wyborców. Proszę mi wskazać po stronie PiS-u jakiegoś polityka czy celebrytę, który uruchomiłby "ruch ośmiu gwiazdek", "ruch wstrętnych ryjów", itd...}
Jakaś chora ekscytacja
Jakaś chora ekscytacja
Świadectwem tego jest rekordowo wysoka frekwencja. Można niestety założyć, że ogromnej części wyborców retoryka totalnej wojny pasuje i mobilizuje jak nic innego. Że mamy tu do czynienia z jakąś chorą ekscytacją. Publiczność stoi przy ringu, patrzy, jak w walce bez zasad zawodnicy łamią sobie nosy, żebra i łuki brwiowe, i sama czeka, żeby rzucić się na kibiców drugiej strony i zrobić im to samo. Albo więcej.
Słowa, retoryka są ważne, ale nie wystarczą. Jeśli Andrzej Duda chce pokazać, że faktycznie zależy mu na tym, żeby połowa głosujących nie czuła się w Polsce coraz bardziej obco – tak jak mieli prawo się czuć wyborcy PiS za czasów Platformy – oraz dowieść, że jego druga kadencja będzie się wyraźnie różnić od pierwszej, powinien jak najszybciej zrobić coś konkretnego. Coś wykraczającego poza jego dotychczasowy modus operandi.
Jeśli uznać, że faktyczną zdolność do samodzielnego działania wyznaczały prezydenckie weta wobec ważnych dla PiS ustaw, to ostatni taki gest miał miejsce w sierpniu 2018 r., gdy Andrzej Duda zawetował nowelizację ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. To znaczy, że przez ostatnie dwie piąte swojej prezydentury nie podjął już żadnego realnego sporu z własnym obozem politycznym – a już szczególnie, gdy ten coraz mocniej przykręcał w różnych sprawach śrubę.
{Szanowny Panie Redaktorze! Popełnia Pan zasadniczy błąd zrównując wyborców PIS-u z wyborcami PO-KO. To zupełnie inne elektoraty a już w warstwie stałych elektoratów szczególnie. To nie jest tak, że obydwa elektoraty chciałyby "walki w ringu bez trzymanki". Proszę zważyć gdzie jest więcej "nitrasowej" agresji. Powtarzam. Nie widzi Pan diametralnej różnicy?}
Co mógłby zrobić Duda, gdyby…
Co mógłby zrobić Duda, gdyby…
Oto co – przykładowo – mógłby zrobić Andrzej Duda. Po pierwsze – media publiczne, które nigdy nie były w Polsce wzorem wysokich standardów, ale PiS ściągnął je poniżej wszelkiego poziomu. W kampanii odegrały wyjątkowo paskudną rolę, czego pan prezydent postanowił nie dostrzegać.
Andrzej Duda podpisał już niestety ustawę, zatwierdzającą gigantyczną dotację dla TVP. Ma jednak prawo inicjatywy ustawodawczej. W ramach tej inicjatywy może przedstawić ustawę likwidującą Radę Mediów Narodowych, a zapraszając do współpracy środowiska szersze niż jego własne – postarać się opracować lepszy mechanizm wyłaniania zarządów mediów państwowych. Ma w ręku wszelkie środki, aby taką inicjatywę podjąć. Oczywiście ostatecznie wszystko w rękach Sejmu, lecz nawet gdyby rządzący zechcieli pomysł odrzucić lub odłożyć ad acta, nie starając się już o reelekcję Andrzej Duda może wymóc jego zaakceptowanie, grożąc wetem w innej sprawie.
Druga możliwość to powrót do pomysłu pakietu demokratycznego. Mało kto już o nim pamięta, a przecież to jeden z najjaskrawszych przykładów politycznego kalizmu. Pakiet demokratyczny był pomysłem PiS zgłoszonym jeszcze za czasów rządów Platformy. Miał ucywilizować traktowanie opozycji w Sejmie i zwiększyć jej uprawnienia. PiS obiecywało, że uchwali go natychmiast po dojściu do władzy. Gdy władzę zdobyło, o pakiecie oczywiście zapomniało. Prezydent nie musi go proponować w tamtej postaci, ale można sobie wyobrazić wiele cywilizujących sytuację regulacji. Choćby sprawienie, żeby opozycyjnych projektów nie dało się zatrzymywać w nieskończoność w procesie legislacyjnym.
Na Andrzeju Dudzie spoczywa duży ciężar – dlatego że na przynajmniej trzy kolejne lata to jego obóz będzie mieć pełnię władzy, zaś pokusa pójścia po bandzie w wielu sprawach może być tym większa, że to być może ostatnie trzy takie lata.
Prezydent musi się zdecydować, jak jego druga kadencja ma wyglądać. Pierwszą symbolicznie określiło nocne zaprzysiężenie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, zorganizowane na partyjne zapotrzebowanie. Chciałbym wierzyć, że drugą określi wystąpienie z wieczoru wyborczego i słowa o tym, że potrzebny jest szacunek. Chciałbym, ale obserwując od lat polską politykę, stałem się człowiekiem małej wiary.
{Kończy Pan nadzieją, że prezydent coś zrobi a mianowicie: ubezwłasnowolni TVP, pozwoli opozycji na dalszą destrukcje państwa i nie pozwoli na nocne powoływanie sędziów Trybunału Konstytucyjnego. W tej Pana nadziei tli się fałsz, bo i tak Pan kończy tym, że stał się człowiekiem małej wiary... ale jednak wierzy Pan w przesłanie mediów, w których Szanowny Pan publikuje. A poza tym obóz rządzący miał pełnię władzy przez cztery lata, więc dlaczego akurat teraz miałby "pójść po bandzie" w sytuacji, gdy nie ma senatu? I o jakiej Pan "bandzie" mówi?}
--------------------------------------------
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
- Krzysztofjaw - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. @Autor
Do Warzechy poczulem obrzydzenie od pierwszego wejrzenia. Poczawszy od wygladu i sposobu mowienia, a potem doszla tresc wystapien.