75. rocznica Rzezi Woli. Na Powązkach odrestaurowano kwaterę nastoletnich harcerek

avatar użytkownika Wola44

Na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach odsłonięto odnowioną kwaterę sanitariuszek Armii Krajowej (fot. PAP/Piotr Nowak)

Między 5 a 7 sierpnia 1944 r. na ulicach, w podwórzach, domach, fabrykach i szpitalach Woli doszło do bezprzykładnej w dziejach II wojny światowej, zorganizowanej masakry ludności cywilnej. Akcja wyniszczania miasta była odpowiedzią na wybuch powstania warszawskiego, ale jej przyczyny tkwią w ideologii niemieckiego nazizmu. W pierwszych dniach powstania Niemcy wymordowali tam od 30 do 65 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci. Dokładna liczba ofiar pozostaje nieznana.

W 75. rocznicę tragedii odsłonięto na Wojskowych Powązkach odrestaurowaną kwaterę, gdzie spoczywa 10 nastoletnich harcerek – ofiar hitlerowskiej zbrodni.

Odnawianie grobów powstańców to element akcji „Nie Zapomnij O Nas, Powstańcach Warszawskich”.

Sanitariuszki pochowane w odnowionej kwaterze to harcerki w wieku od 14 do 17 lat. Pomagały rannym od początku powstania. 5 sierpnia były w szpitalu Św. Łazarza na Woli, skąd hitlerowcy wypędzili i rozstrzelali 1,2 tys. osób, pacjentów i kadrę szpitala. Tego dnia zginęło także dziesięć nastoletnich sanitariuszek. Razem ze swoją opiekunką zostały pochowane na Powązkach.


Naród, który od 700 lat blokował Niemcom Wschód

Wieczorem 1 sierpnia 1944 r. wieść o wybuchu powstania w Warszawie dotarła do Berlina. O tym wydarzeniu poinformował Hitlera Reichsführer SS Heinrich Himmler. Miał mu powiedzieć: „Mein Führer, moment jest niesympatyczny. Z punktu widzenia historycznego jest jednak błogosławieństwem, że ci Polacy to robią. W ciągu pięciu, sześciu tygodni pokonamy ich. Ale wtedy Warszawa – stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu Polaków – będzie starta. Tego narodu, którzy od siedmiuset lat blokuje nam Wschód i od pierwszej bitwy pod Tannenbergiem ciągle nam staje na drodze. Wtedy polski problem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas – nie będzie dłużej żadnym wielkim problemem historycznym”.

Konsekwencją rozmowy Hitlera z Himmlerem był wydany jeszcze tego samego dnia jednoznaczny rozkaz: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

Jak zauważył Piotr Gursztyn w wydanych przez Instytut Pileckiego „Zapisach terroru”, określenie „rzeź” może być mylące dla osób pragnących zrozumieć charakter tych wydarzeń.

„Słowo »rzeź« sugeruje eksplozję spontanicznej, niekontrolowanej przemocy. Nic takiego nie miało miejsca na Woli. Mieszkańcy byli wypędzani ze swych domów, ulica po ulicy. Bez szczególnego pośpiechu. Potem byli gromadzeni w miejscach zdatnych do rozstrzelania, a następnie zabijani z broni maszynowej. Oprawcy starali się dobić z broni krótkiej tych, co przeżyli. Po wymordowaniu ludzi z jednej okolicy, przesuwali się dalej i tam mordowali” – pisze Gursztyn.

„Obóz filtracyjny” w kościele

2 sierpnia Niemcy przystąpili do systematycznego zabijania mieszkańców Woli. Tego dnia w kościele parafii św. Wojciecha założyli swoisty „obóz filtracyjny”. Przez kolejne dni więzieni w nim mieszkańcy Woli byli przesłuchiwani. Podejrzewanych o udział w powstaniu rozstrzeliwano w najbliższej okolicy. Pozostałych wysyłano do obozów pracy w Niemczech.

Sytuację oddziałów powstańczych na Woli i Powązkach poprawiły pierwsze zrzuty broni z brytyjskich halifaxów obsadzonych polskimi załogami w nocy z 4 na 5 sierpnia.

ano 5 sierpnia siły podległe Reinefarthowi rozpoczęły atak na Wolę. Prawdopodobnie podczas odprawy dowódców o poranku SS-Gruppenführer zacytował rozkaz Himmlera o zniszczeniu miasta lub (według innych świadków) uzasadnił mordowanie ludności cywilnej i powstańców koniecznością szybkiego udzielenia pomocy „dzielnicy rządowej” w okolicy Alei Ujazdowskich oraz informacjami o rzekomym brutalnym mordowaniu jeńców. Atak na Wolę poprzedziły również naloty Luftwaffe, która dzięki doskonałej pogodzie mogła bez żadnych przeszkód operować nad Warszawą.

„Ktokolwiek pokazał się na podwórzu, otrzymywał strzał w głowę”

Większości zbrodni dokonywano jednak w kamienicach lub na ich podwórkach. „5 sierpnia Niemcy weszli na nasze podwórze w liczbie kilkunastu, a kilku weszło do naszego domu i kazali wychodzić. Wielu sąsiadów z naszego posłuchało tego rozkazu, ale ktokolwiek z nich pokazał się na podwórzu, zaraz otrzymywał strzał w głowę i walił się na ziemię. Znajdując się w swoim mieszkaniu, zauważyłem to i zdecydowałem się nie spieszyć” – zeznawał w 1946 r. Stanisław Raczyński zamieszkały przy Wolskiej 109. Jemu i jego rodzinie udało się przeżyć. Uratowała ich dobra znajomość języka niemieckiego.

Dokładna liczba ofiar Rzezi Woli pozostaje wciąż nieznana. Według szacunków historyków mogło to być od 40 do 60 tys. osób. Wedle szacunków opartych na zeznaniach i dokumentach zgromadzonych w archiwach Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w sobotę 5 sierpnia na Woli zamordowano 45,5 tys. osób, następnego dnia: 10,1 tys.

7 sierpnia na terenach Woli sąsiadujących ze Śródmieściem (lub niekiedy zaliczanych do Śródmieścia) Niemcy zabili 3,8 tys. osób. Ustalenie dokładnej liczby ofiar nigdy nie będzie możliwe m.in. ze względu na zatarcie śladów zbrodni przez palenie ciał.

Przywódcy rzezi odznaczeni przez Hitlera

Niemieccy dowódcy odpowiedzialni za Rzeź Woli: SS-Gruppenführer Hainz Reinefarth, gen. Von dem Bach i SS-Standartenführer Oskar Dirlewanger zostali po stłumieniu powstania uhonorowani przez Hitlera. Wódz III Rzeszy nadał im wysokie odznaczenia wojskowe: von dem Bach-Zelewski i Dirlewanger otrzymali Krzyże Rycerskie Krzyża Żelaznego, a Reinefarth – Liście Dębowe do Krzyża Rycerskiego Krzyża Żelaznego.

Poza Dirlewangerem, który w niewyjaśnionych okolicznościach został zamordowany po wzięciu do francuskiej niewoli, żaden z głównych odpowiedzialnych za zbrodnie popełnione na Woli nie poniósł jakiejkolwiek odpowiedzialności. Von dem Bacha skazano za inne zbrodnie, m.in. zabójstwa niemieckich komunistów i udział w nocy długich noży.

Inaczej potoczyły się losy Reinefartha: już w 1951 r. został burmistrzem miasteczka Westerland na wyspie Sylt, a potem posłem do Landtagu. Zmarł w roku 1979, nie poniósłszy konsekwencji.

www.tvp.info

napisz pierwszy komentarz