Broń jądrowa U.S.A. i Rosji - VIII (Ocean Arktyczny)
To jest najbardziej interesujący odcinek serialu.
Któż mógłby przypuszczać, że właśnie Ocean Arktyczny stanie się kluczowy w strategiach wojny jądrowej. Po prawdzie taka możliwość byla od dawna wpisana w sytuację, ale trochę brakowało do spełnienia warunku wystarczającego. Z Bieguna Północnego jest blisko do strategicznych obszarów USA i Rosji i wystrzelone stamtąd rakiety ze względu na krótki czas lotu byłyby trudniejsze do wyłapania niż lecące kilkanaście tysięcy kilometrów rakiety z innych obszarów czy samoloty. Rakiety w silosach podziemnych czy bombowce strategiczne można zniszczyć. Natomiast nadzwyczaj trudno jest znaleźć okręt podwodny (OP) chowający się pod lodem i go zatopić. Skrywana pod lodem i tam uruchamiana broń jądrowa jest świetną polisą ubezpieczeniową, na wypadek, gdyby przeciwnikowi przyszedł jakiś głupi pomysł do głowy. OP wyposażone w broń nuklearną ukryte na Oceanie Arktycznym są idealną bronią odstraszania w sensie odwetowym. Ostatnio zaczyna przeważać pogląd, że OP są nie tylko bronią odwetową, ale mogą spełniać funkcje broni pierwszego uderzenia. Świadczy o tym ich uzbrojenie.
Ocean Arktyczny jest najmłodszym, najmniejszym i najpłytszym z oceanów. Warunki pływania są bardzo trudne. Jednak skonstruowanie OP z napędem nuklearnym pozwoliło przezwyciężyć największe przeszkody. Przede wszystkim są one zdolne do długotrwalego przebywania pod wodą/lodem. Praktycznie, zdolność do operowania bez wynurzania uzależniona jest jedynie od zapasów żywności.
Historia rozwoju technologicznego i kwalifikacji załóg zapisana jest przez Amerykanów. Rosjanie byli opóźnieni i jedynie podążali za swoim potencjalnym przeciwnikiem. I tak, jako pierwszy nuklearny OP przepłynął w 1957 r. trasę od od Pacyfiku przez Arktykę do Atlantyku USS Nautilus (SSN-571). To SSN znaczy - Nuclear Attack Submarine. Los chciał, że dane mi było wejść na pokład tego małego rozmiarami, ale dzielnego okrętu w bazie Groton, która jest matecznikiem amerykańskich podwodniaków. Zaraz potem, w dniu 3 VIII 1958 r. USS Nautilus wpłynął pod biegun północny od strony Morza Barentsa i M.Czukockiego.Nie było to proste, bo musiał wciskać się w szczeliny gdzie od lodu z różnych stron dzieliło go tylko kilkanaście metrów.Do nawigacji służyły sonografy i peryskopy.
Jako pierwszy wynurzył się na biegunie północnym USS Skate. Stało się to w w dniu 17 III 1959 r. Potem udało się to zrobć Brytyjczykom, a w 1963 r. pojawił się na biegunie rosyjski "Leninowski Komsomolec".
W styczniu/lutym 1960 r. pierwszego przebicia lodu grubości okolo 60 cm. dokonał USS Sargo. Dziś najmocniejsze OP potrafią przebijać pokrywę lodu grubości 1 m. Nie warto tego robić, gdyż łatwo uszkodzić peryskopy i anteny.
Innego rekordu dokonał USS Triton. Mianowicie w 1960 r. wykonał on podwodną, czyli bez wynurzania, podróż dookoła świata.
Dzięki napędowi jądrowemu OP otworzył się Ocean Arktyczny i zaczęło się tam ostre współzawodnictwo. Rosja jest uprzywilejowana , gdyż może uważać się za gospodarza. Jej wybrzeże liczy kilkanaście tysięcy km. i stanowi ponad połowę wybrzeża Oceanu. Inni to Kanada i Dania. Taka pozycja jest uprzywilejowana dlatego, że okręty rosyjskie mogą czekać, podczas gdy przeciwnik musi wpływać. Jeżeli się rusza, to wydaje odgłosy, które czekający nieruchomo przeciwnik może identyfikować. Z drugiej jednak strony, wydostanie się na szerszą przestrzeń operacyjną jest bardzo utrudnione. Droga jest znacznie bardziej niebezpieczna niż kiedyś, gdy na niej grasowało pełno zbójców, co znamy z wierszyka na ten temat. Trzeba uważać na kry, a tych na przykład rocznie oddziela się od Grenlandii kilkadziesiąt tysięcy.
Czyhają też nieprzyjacielskie OP specjalnie do tego zaprojektowane. Mogą atakować torpedami, ładunkami wybuchowymi oraz rakietami.Trudno powiedzieć jak bardzo będzie skuteczne polowanie jednej łodzi podwodnej na drugą. W historii wojen podwodnych znany jest tylko jeden przypadek zatopienia pod wodą jednego OP przez drugi. Stało się to w dniu 9 II 1945 r. Brytyjski HMS Venturer namierzył niemiecki U 864 na zachód od Bergen na Morzu Północnym. Śledził go przez godzinkę i odpalił na koniec 4 torpedy. Łatwiej jest zatopić wynurzony OP. W dniu 9 I 1942 r. USS Gudgeon zatopił wynurzony japoński I-73. W czerwcu 1941 r. U 144 storpedowal rosyjski M-78, a U 149 zatopił wynurzony M-94. W ten sam sposób został zatopiony w dniu 2 VIII 1944 r. rosyjski S-11. Rosjanom udało się tylko raz, w dniu 9 VIII1941 r. "Szcz. 307" storpedował U 144.
Bez poniesienia strat nie uda się przepłynąć z Oceanu Arktycznego na Atlantyk poprzez Cieśninę Duńską znajdującą się pomiędy Grenlandią i Islandią, czy pomiędzy Islandią i Wyspami Brytyjskimi. Można przyjąć, że na znanych szlakach patrolowych obie strony położyły zapory minowe. Czekają one na aktywację z satelit. A jak już to nastąpi, to czekają na pojawienie się obiektów pływających o zaprogramowanych parametrach. Jak się taki trafi, to uruchamia się silnik miny i podąża ona szparko w kierunku ofiary i w "grande finale" ją dopada.
Wszystko to sprawia, że rola Rosji na Oceanie Arktycznym jest defensywna. To przeciwnikowi bardziej zależy, by znależć się na tym akwenie. Rosjanie z powodu zacofania technologicznego nigdy nie byli zabezpieczeni przed atakiem rakiet o niepewnych trajektoriach jakie są wystrzeliwane z OP. Jednak droga nie będzie usłana różami. Amerykanie mają opracowane mapy może 2% Oceanu Arktycznego, zaś Rosjanie z całą pewnością mają zbadane znacznie większe obszary. Droga pod lodem oznacza płynięcie tuż pod sterczącymi szpikulcami jak Tatry odwrocóne do góry nogami. Średnia grubość pokrywy lodowej wynosi 6-7 m., choć może liczyć nawet 50 m. Jednak najbardziej interesujące są "oczka" czy "polanki" (jak w lesie) gdzie nie ma lodu. Trafiają się one nawet na biegunie północnym. Stąd bywało, że nawet trzy amerykańskie OP mogły się sfotografować wynurzone w tym samym czasie na biegunie.
Głównym elementem całej podlodowej rozgrywki jest zachowanie perły w koronie, czyli SSBN, okrętów o napędzie jądrowym przenoszących rakiety balistyczne z głowicami jądrowymi. Obie strony mają ich tylko po kilkanaście i pilnie strzegą przy pomocy "myśliwych" OP. Można zapytać po co taki strategiczny OP ma sie wygłupiać, ryzykować, przecież może odpalić swoje rakiety z basenu portowego i przelecą one te swoje tysiące kilometrów i trafią w co trzeba. Problem polega na tym, że w bazach mogą być wyprzedzająco trafione i zniszczone. Półwysep Kolski jest gęsto najeżony różnymi wykutymi w skałach bunkrami i innymi instalacjami. Z całą pewnością zmasowany atak przy pomocy odpowiednich środków dokonałby olbrzymich szkód. Taką możliwość zabiera SSBN-om status polisy ubezpieczeniowej. Nawet gdyby takie Op starały się w ostatniej chwili zbiec pod pokrywę lodową, to musiałoby upłynąć trochę czasu. Od portów na Półwyspie dzieli ją jakiś dzień podróżowania.W związku z tym SSBN mają swoje tereny warowne znajdujące się pod ladem. Są one otoczone najwyższym stopniem tajemnicy i zadaniem amerykańskich środków zwiadowczych jest namierzenie takich miejsc leżakowania. Z grubsza wiadomo gdzie szukać. Bardzo dobrym rejonem jest granica antarktycznej pokrywy lodowej. Tam panuje duży hałas, trzeszczy lód, daje głos topiąca się kra oraz miejscowa fauna. Innym dobrym miejscem są oczka wodne. Dają one możliwość szybkiego wynurzenia się i odpalenia rakiet.
Przed wylotami baz znajdujących się najczęściej w zatokach, czuwają zwiadowcy nazywani bramkarzami (gatekeepers). Wolno im bo znajdują się poza wodami terytorialnymi. W przypadku wybrzeża USA wynosi to 12 mil. Obserwator stara się być niezauważony. Tak więc przed wypłynięciem pohuśta trochę, by sprawdzić czy wszystko w łodzi zostało przymocowane. A i tak można liczyć na to, że jakiemuś rosyjskiemu mechanikowi będzie wygodnie trzymać jakieś narzędzie schowane np. za rurą i spadnie w niewłaściwym momencie.
Przed wypłynięciem SSBN sprawdza się teren trasy w ocean. Później wypuszcza się nawodne okręty by hałasowały. Następnie "myśliwy' z obstawy płynie w kierunku zwiadowcy. Oczywiście hałasuje i wlłąza urządzenia zagłuszające. Grzeczność wymaga, by tamten ustąpił drogi. Dopiero na koniec płynie SSBN. Amerykanie szczycą się, że jak do tej pory rosyjskim OP nie udało się namierzyć i podążyć za SSBN. To duża sztuka, bo okręt podwodny wydaje sporo dzięków_napęd jądrowy, turbina, pompy, wyrzucanie śmieci i różne odgłosy z wnętrza okrętu, np krzątanie się kucharzy z garami i talerzami.
Rosjanom jest łatwiej wypływać ze swoich baz, bo na przykład nie ma bystrych oczek na lądzie śledzących bazę. Nie ma też statków Greenpeace, które starają się towarzyszyć amerykańskim "boomerom". W końcu za coś Rosja płaci tym obrońcom środowiska naturalnego.
Zabawa w chowanego trwa od samego początku do dziś. Kiedyś wystarczył kilometr, by śledzić przeciwnika. Teraz trzeba kilkuset, a nawet kilkudziesięciu metrów. Wojskowi są ambitni i staraja się sfotografować kamerami video namierzoąa zwierzynę. Dochodzi czasem do kolizji. Rzadko ujawnia się to szerszej publiczności. Wystrczają ciche przeprosiny. Choć zdarzyło się, Rosjanie obwinili Amerykanów o zatopienie ich OP, podczas gdy była to katastrofa przy okazji testowania nowych torped.
Większą swobodę mają obie strony na Oceanie Spokojnym, ale to już inna sprawa, choć reguły gry są podobne.
PS Ruski potrafi! Na video #4 dwóch ruskich oficerów kąpie się w pobliżu Bieguna Północnego.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. https://youtu.be/Ckq31AYvAjE
2. https://youtu.be/YXNPOQN423w
https://youtu.be/YXNPOQN423w
3. https://youtu.be/G50bMBb_7e4
https://youtu.be/G50bMBb_7e4
4. https://youtu.be/8V-EMWPp5Cs
https://youtu.be/8V-EMWPp5Cs
5. https://youtu.be/NEGW8mQRtLM
https://youtu.be/NEGW8mQRtLM