Dlaczego Izrael nie wygra tej wojny
Anonim, śr., 14/01/2009 - 00:20
Poniżej przytaczam fragment książki Richarda Ben Cramera „Dlaczego Izrael przegrał?”. Ben Cramer jest amerykańskim Żydem, wieloletnim korespondentem na Bliskim Wschodzie, laureatem nagrody Pulitzera. Jeśli chcecie zrozumieć, dlaczego nie został zawarty pokój – przeczytajcie tę książkę koniecznie. Najpierw jednak kilka moich refleksji na temat konfliktu w Gazie.
Trwają walki w Gazie, trwa też wojna propagandowa. Padają argumenty uzasadniające izraelską akcję. Nie mam zamiaru z nimi polemizować. Nikt wszak nie lubi mieszkać w zasięgu rakiet, nawet domowej roboty, uciekać z wygodnych i przestronnych domów do dobrze zabezpieczonych schronów, kryć się na schludnych czystych ulicach, umykać z zielonych, nawodnionych pól i porzucać zakupy robione czy to w małych sklepikach czy w jasnych zaopatrzonych po brzegi centrach handlowych. Dzieci pewnie też nie lubią siedzieć w klimatyzowanych schronach zamiast w klimatyzowanych szkołach.
Kilka kilometrów dalej kilkanaście tysięcy Hamasowców otoczonych ze wszystkich stron, kryje się w bunkrach i ruinach Gazy. Dysponują prymitywną bronią, często własnej roboty. Przeciwko nim Izrael wystawia samoloty, helikoptery, czołgi, kanonierki i artylerię. Po walce izraelscy żołnierze wracają do siebie i odpoczywają, zjadają kolację, myją się, pewnie opowiadają frontowe historie i próbują się przespać. Po drugiej stronie kurz brud, zmęczenie, brak zaopatrzenia, broni, naloty i nieustający ostrzał.
Przewaga jest po stronie Izraela, dlaczego jednak Izrael nie może tego starcia wygrać? Odpowiedź jest prosta. By wygrać Izrael musiałby wypędzić lub zabić wszystkich Palestyńczyków. Obie te możliwości nie wchodzą w grę. Co więc pozostaje? Czołgi otaczające Gazę będą rozjeżdżać bojówki Hamasu, przy okazji bombardując cywilów. Nawet gdyby dziś zginęli wszyscy Hamasowcy, jutro będą następni. Półtora miliona ludzi na obszarze połowy Warszawy za kolczastym drutem – to nie może się udać. Izrael nie ma tylu żołnierzy by przy każdym Palestyńczyku postawić jednego strażnika.
W roku 48, 56, 67, 73 izraelscy żołnierze pokonali w otwartym polu wszystkich swoich arabskich wrogów. Walczyli z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, a dobrze wyszkoleni, często jeszcze w polskim wojsku żołnierze, odnieśli zwycięstwa. Dziś by podtrzymać morale armii żydowscy żołnierze przyjeżdżają do Polski. Zwiedzają obozy koncentracyjne, synagogi, oglądają miejsca w których były getta utworzone w czasie wojny przez Niemców. Każdy Izraelczyk ma nabrać przeświadczenia że w jego rękach spoczywa los całego narodu, i to on właśnie dba, by holokaust już nigdy się nie powtórzył.
Dziś jednak izraelscy żołnierze nie stają twarzą w twarz z Syryjczykami, Jordańczykami, Egipcjanami, Irakijczykami, czy nawet Persami. Izraelskie czołgi nie walczą z arabskimi czołgami, a izraelskie F16 nie toczą powietrznych pojedynków z arabskimi Migami. Dziś izraelscy żołnierze przebijają się przez gruzowiska Gazy i ostrzeliwują ukrywających się tam wyrostków, a izraelskie samoloty zrzucają bomby na palestyńskie domy i urzędy.
To po prostu nie może się udać. Już kilka lat temu niektórzy izraelscy lotnicy odmawiali bombardowania palestyńskich terytoriów. Przecież nie ze strachu. Dzisiaj niektórzy Izraelczycy patrząc jak gówniarze w izraelskich mundurach pomiatają palestyńskimi starcami na punktach kontrolnych głośno mówią, że Izrael to kraj apartheidu. Mając miażdżącą przewagę w uzbrojeniu i bombardując zamkniętą ze wszystkich stron Gazę po prostu nie jest możliwe by izraelscy żołnierze czuli się jak ich ojcowie toczący zwycięskie wojny na pustyniach, a tym bardziej jak obrońcy warszawskiego getta. To po prostu niemożliwe.
Dlatego uważam, że Izraelczycy będą mieli potwornego kaca. Zgniecenie wyrostków w ruinach Gazy nie da się przedstawić jak zwycięstwa na Synaju, a setki zabitych palestyńskich kobiet i dzieci nie da się porównać do 101 kilometra drogi Kair-Suez, nawet jeśli cała propaganda każdego Palestyńczyka będzie przedstawiać jak wilkołaka, a każdą Palestynkę jako wyrodną matkę wysyłającą swe dzieci na śmierć. Wcześniej czy później taka polityka Izraela musi się zawalić, i to bardziej ze względów wewnętrznych niż zewnętrznych.
Warto też pamiętać, ze Izrael nie uszanował demokratycznych wyborów które wygrał Hamas. A wygrał je ponieważ Palestyńczycy mieli już dość skorumpowanej administracji Fatahu.
Trwają walki w Gazie, trwa też wojna propagandowa. Padają argumenty uzasadniające izraelską akcję. Nie mam zamiaru z nimi polemizować. Nikt wszak nie lubi mieszkać w zasięgu rakiet, nawet domowej roboty, uciekać z wygodnych i przestronnych domów do dobrze zabezpieczonych schronów, kryć się na schludnych czystych ulicach, umykać z zielonych, nawodnionych pól i porzucać zakupy robione czy to w małych sklepikach czy w jasnych zaopatrzonych po brzegi centrach handlowych. Dzieci pewnie też nie lubią siedzieć w klimatyzowanych schronach zamiast w klimatyzowanych szkołach.
Kilka kilometrów dalej kilkanaście tysięcy Hamasowców otoczonych ze wszystkich stron, kryje się w bunkrach i ruinach Gazy. Dysponują prymitywną bronią, często własnej roboty. Przeciwko nim Izrael wystawia samoloty, helikoptery, czołgi, kanonierki i artylerię. Po walce izraelscy żołnierze wracają do siebie i odpoczywają, zjadają kolację, myją się, pewnie opowiadają frontowe historie i próbują się przespać. Po drugiej stronie kurz brud, zmęczenie, brak zaopatrzenia, broni, naloty i nieustający ostrzał.
Przewaga jest po stronie Izraela, dlaczego jednak Izrael nie może tego starcia wygrać? Odpowiedź jest prosta. By wygrać Izrael musiałby wypędzić lub zabić wszystkich Palestyńczyków. Obie te możliwości nie wchodzą w grę. Co więc pozostaje? Czołgi otaczające Gazę będą rozjeżdżać bojówki Hamasu, przy okazji bombardując cywilów. Nawet gdyby dziś zginęli wszyscy Hamasowcy, jutro będą następni. Półtora miliona ludzi na obszarze połowy Warszawy za kolczastym drutem – to nie może się udać. Izrael nie ma tylu żołnierzy by przy każdym Palestyńczyku postawić jednego strażnika.
W roku 48, 56, 67, 73 izraelscy żołnierze pokonali w otwartym polu wszystkich swoich arabskich wrogów. Walczyli z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, a dobrze wyszkoleni, często jeszcze w polskim wojsku żołnierze, odnieśli zwycięstwa. Dziś by podtrzymać morale armii żydowscy żołnierze przyjeżdżają do Polski. Zwiedzają obozy koncentracyjne, synagogi, oglądają miejsca w których były getta utworzone w czasie wojny przez Niemców. Każdy Izraelczyk ma nabrać przeświadczenia że w jego rękach spoczywa los całego narodu, i to on właśnie dba, by holokaust już nigdy się nie powtórzył.
Dziś jednak izraelscy żołnierze nie stają twarzą w twarz z Syryjczykami, Jordańczykami, Egipcjanami, Irakijczykami, czy nawet Persami. Izraelskie czołgi nie walczą z arabskimi czołgami, a izraelskie F16 nie toczą powietrznych pojedynków z arabskimi Migami. Dziś izraelscy żołnierze przebijają się przez gruzowiska Gazy i ostrzeliwują ukrywających się tam wyrostków, a izraelskie samoloty zrzucają bomby na palestyńskie domy i urzędy.
To po prostu nie może się udać. Już kilka lat temu niektórzy izraelscy lotnicy odmawiali bombardowania palestyńskich terytoriów. Przecież nie ze strachu. Dzisiaj niektórzy Izraelczycy patrząc jak gówniarze w izraelskich mundurach pomiatają palestyńskimi starcami na punktach kontrolnych głośno mówią, że Izrael to kraj apartheidu. Mając miażdżącą przewagę w uzbrojeniu i bombardując zamkniętą ze wszystkich stron Gazę po prostu nie jest możliwe by izraelscy żołnierze czuli się jak ich ojcowie toczący zwycięskie wojny na pustyniach, a tym bardziej jak obrońcy warszawskiego getta. To po prostu niemożliwe.
Dlatego uważam, że Izraelczycy będą mieli potwornego kaca. Zgniecenie wyrostków w ruinach Gazy nie da się przedstawić jak zwycięstwa na Synaju, a setki zabitych palestyńskich kobiet i dzieci nie da się porównać do 101 kilometra drogi Kair-Suez, nawet jeśli cała propaganda każdego Palestyńczyka będzie przedstawiać jak wilkołaka, a każdą Palestynkę jako wyrodną matkę wysyłającą swe dzieci na śmierć. Wcześniej czy później taka polityka Izraela musi się zawalić, i to bardziej ze względów wewnętrznych niż zewnętrznych.
Warto też pamiętać, ze Izrael nie uszanował demokratycznych wyborów które wygrał Hamas. A wygrał je ponieważ Palestyńczycy mieli już dość skorumpowanej administracji Fatahu.
Ben Cramer „Dlaczego Izrael przegrał?”
Faktem (w moim odczuciu optymistycznym) jest również to, że Palestyńczycy nie zaczęli stosować wobec Żydów (nawet wobec syjonistów, którzy pojawili się w Palestynie) systematycznej przemocy. Nie zaczęli jej stosować po utworzeniu żydowskiego państwa ani nawet po izraelskim triumfie w 1967 roku, czyli po zajęciu całej Palestyny. Program przemocy wobec izraelskich Żydów jako Żydów po prostu, zwłaszcza wobec ludności cywilnej, pojawił się znacznie później, po tym, jak żydowskie państwo rozwinęło i wzmocniło swój program osadnictwa, wysiedleń i zabójstw. Strzelaniny i samobójcze zamachy bombowe zaczęły się po zmianie polityki Izraela wobec Palestyny i zamieszkujących j ą Arabów, gdy do głosu doszli Żydzi, którzy usprawiedliwiali zajęcie tego terytorium, jego okupację i przemoc stosowaną w celu jego utrzymania wyłącznie swoją żydowskością i obietnicą, jaką otrzymali od swojego Boga.[...]
Jest jeszcze jeden mit, który należy obalić: przekonanie większości Izraelczyków i prawie wszystkich syjonistów w Ameryce, że podczas negocjacji w Camp David prowadzonych przez Billa Clintona Izrael oferował Arafatowi wszystko, czego ten zapragnął, czy też mógł zapragnąć. Sposób, w jaki Izraelczycy o tym mówią, pokazuje ich narodowy geniusz „wyjaśniania" różnych spraw. Według ich wersji premier Ehud Barak zaoferował Arafatowi dziewięćdziesiąt siedem procent terytorium! A ten idiota odrzucił propozycję! („Chcieliśmy mu oddać cały kraj - ot tak po prostu!")... [...]
Jest to ów rodzaj przenośni, który z łatwością wchodzi w głowę - zawszone trzy procent! Tyle wynosi zniżka, jaką zazwyczaj oferuj ą handlowcy, jeżeli klient w terminie zapłaci rachunek, rodzaj idiotycznej reszty, jaką firmy rozliczające transakcje kartami kredytowymi wydają w gotówce. [...]
O co jednak chodziło z tymi trzema procentami? W rzeczywistości na gorzkim końcu rozmów pokojowych Izraelczycy proponowali, że zatrzymają dla siebie około sześciu procent terytorium Zachodniego Brzegu - trzy bloki swoich osiedli (wszystkie największe) oraz prowadzące do nich nowe autostrady. W zamian chcieli oddać Palestyńczykom pustynię w Izraelu o powierzchni równej trzem procentom. Powstałe w wyniku takich ustaleń państwo palestyńskie składałoby się z trzech niewielkich gett, z których każde oddzielone byłoby od pozostałych izraelskimi fortyfikacjami, drogami patrolowanymi przez izraelską armie, albo ogrodzeniami z punktami kontrolnymi. Innymi słowy, obywatel palestyński nadal nie mógłby podróżować po swoim kraju, na przykład z Nablusu do Hebronu (nie mówiąc już o całkowicie odseparowanym getcie w Strefie Gazy) bez zgody Izraelczyków. Dodatkowo Izrael chciał zachować pięć baz wojskowych w dolinie Jordanu (na wschodniej stronie „Palestyny"), utrzymać pełną kontrolę nad przestrzenią powietrzną „Palestyny", wodami gruntowymi pod jej powierzchnią, a także wybrzeżem morskim oraz wszystkimi granicami „Palestyny".
- Jeżeli chcecie wiedzieć, to gorsze niż bantustan - w ten sposób Arafat (mocno wkurzony) podsumował te propozycje w wywiadzie, jakiego udzielił po negocjacjach. Ja ująłbym to natomiast tak: Izraelczycy zaproponowali kontynuowanie swojej okupacji pod ładniejszą nazwą- „Palestyna", po czym strasznie się zdziwili i poczuli obrażeni, kiedy Arafat spakował walizki i wyjechał do domu.[...]
Arafat nie mógł spojrzeć w oczy trzem milionom palestyńskich uchodźców i oświadczyć: "Konflikt został rozwiązany. Nadal jesteście uchodźcami."[...]
Nie jestem jednak pewien, czy to była pomyłka, w potocznym znaczeniu tego słowa. Nie jestem nawet pewien, czy można powiedzieć, że rozmowy pokojowe zakończyły się niepowodzeniem, ponieważ Izrael dostał w końcu dokładnie to, czego chciał, a w gruncie rzeczy to, co proponował: dalszą okupację. (I to bez żadnych problemów związanych ze zmianą nazw na mapach.)[...]
Palestyńczycy są narodem i mieszkają we własnym kraju. Oczywiście to kwestia prawa międzynarodowego. Zostało to wielokrotnie potwierdzone nie tylko przez Organizację Narodów Zjednoczonych - i nie chodzi tutaj wyłącznie o Zgromadzenie Ogólne z całą masą państw Trzeciego Świata, które zajmują nieprzejednanie antyizraelską postawę, ale również, za zgodą USA, przez Radę Bezpieczeństwa, a więc zostało to potwierdzone w trakcie takiego samego głosowania, na którym opiera się legalność istnienia Izraela.[...]
Oczywiście Barak ma na drugie imię arogancja. Jednak jego postawa wobec Palestyńczyków jest charakterystyczna dla całego Izraela, podobnie jak długa tradycja sugerowania przez izraelskich przywódców, że Palestyńczycy są pozbawieni zasad albo nie są do końca ludźmi. Menachem Begin nazwał ich „bestiami na dwóch nogach". (Arafat był „bestią o owłosionej twarzy".) Szef sztabu Begina Raful Eitan w ten sposób zalecał zakładanie kolejnych żydowskich osiedli: „Kiedy zasiedlimy już całą ziemię, wszystko, co Arabowie będą w stanie zrobić, to biegać dookoła niczym naćpane karaluchy w butelce". Następca Begina Icchak Szamir porównał Palestyńczyków do plagi szarańczy. (W 1998 roku solennie obiecał osadnikom, że Arabowie zostaną zniszczeni niczym koniki polne... ich głowy zostaną rozbite o głazy i ściany".) Wkład Baraka w ów wyścig bon motów to powiedzenie: „to krokodyle - im więcej ich karmisz, tym więcej chcą". Tradycja ta wciąż znajduje kontynuatorów, ponieważ przynosi dobre wyniki - pomaga politykom zdobywać głosy izraelskich wyborców.[...]
„Propozycje pokojowe" Izraelczyków nabierają sensu dopiero wówczas, jeżeli weźmie się pod uwagę ich stosunek do Arabów. Żaden izraelski rząd nigdy nie spróbował nawet zawrzeć pokoju bazującego na koncepcji, o której wszyscy wiedzą, że przyniesie sukces: Oddajcie ziemię.
Nie chodzi mi o zwrot ziemi z wyjątkiem osiedli, dróg czy też baz wojskowych. Chodzi mi o zwrot Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy. Wschodnia Jerozolima (wraz z Kopułą na Skale) dla Arabów, Zachodnia (razem ze Ścianą Płaczu - pozwólmy na ten triumf) dla Żydów. Dopiero po tym można popracować nad szczegółami -wymiana nadgranicznych terenów, prawo do wody, być może ogrodzenie. Czy to oznacza zamieszanie? Oczywiście, mnóstwo zamieszania, ale czy będzie ono gorsze od tego, co się tam dzieje teraz?
Żaden izraelski polityk z głównego nurtu nie zaproponuje takiego rozwiązania ponieważ... jest ono zbyt sprawiedliwe! Izrael musiałby bardzo dużo poświęcić! A co poświęcają Palestyńczycy? No cóż, warto przyjrzeć się temu, z czego już zrezygnowali. Uznali Izrael i zrezygnowali na jego rzecz z 78 procent ziemi, która kiedyś stanowiła ich ojczyznę. Zrezygnowali z polityki trzech „nie": nie - pokojowi, nie - uznaniu oraz nie - negocjacjom. Zrezygnowaliby dodatkowo z roszczeń do swoich starych domów w Izraelu. (Izraelczycy mogliby im w tym pomóc odważnie przy znając się, że ponoszą odpowiedzialność za uchodźców. Dodatkowo mogliby jeszcze podkreślić swoje zasługi -„Widzisz te luksusowe osiedla, które opuszczamy? A to lśniące miasteczko Ariel? Bingo! Nowe domy dla dawnych uchodźców!)
- - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. pozwole sobie miec inny pogląd...
2. Dominik/tede
3. Izrael dlatego ma najlepsze wojsko, bo szkolili sie w WAT-
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
4. dość sensowne to, ale jak na mój gust zbyt leberalne...
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
5. No ale w Izraelu też jest trochę sklepikarzy
6. Joanna - oficerowie IDF na pewno nie szkolili się na WAT