Dlaczego Izrael nie wygra tej wojny

avatar użytkownika Anonim
Poniżej przytaczam fragment książki Richarda Ben Cramera „Dlaczego Izrael przegrał?”. Ben Cramer jest amerykańskim Żydem, wieloletnim korespondentem na Bliskim Wschodzie, laureatem nagrody Pulitzera. Jeśli chcecie zrozumieć, dlaczego nie został zawarty pokój – przeczytajcie tę książkę koniecznie. Najpierw jednak kilka moich refleksji na temat konfliktu w Gazie.

Trwają walki w Gazie, trwa też wojna propagandowa. Padają argumenty uzasadniające izraelską akcję. Nie mam zamiaru z nimi polemizować. Nikt wszak nie lubi mieszkać w zasięgu rakiet, nawet domowej roboty, uciekać z wygodnych i przestronnych domów do dobrze zabezpieczonych schronów, kryć się na schludnych czystych ulicach, umykać z zielonych, nawodnionych pól i porzucać zakupy robione czy to w małych sklepikach czy w jasnych zaopatrzonych po brzegi centrach handlowych. Dzieci pewnie też nie lubią siedzieć w klimatyzowanych schronach zamiast w klimatyzowanych szkołach.

Kilka kilometrów dalej kilkanaście tysięcy Hamasowców otoczonych ze wszystkich stron, kryje się w bunkrach i ruinach Gazy. Dysponują prymitywną bronią, często własnej roboty. Przeciwko nim Izrael wystawia samoloty, helikoptery, czołgi, kanonierki i artylerię. Po walce izraelscy żołnierze wracają do siebie i odpoczywają, zjadają kolację, myją się, pewnie opowiadają frontowe historie i próbują się przespać. Po drugiej stronie kurz brud, zmęczenie, brak zaopatrzenia, broni, naloty i nieustający ostrzał.

Przewaga jest po stronie Izraela, dlaczego jednak Izrael nie może tego starcia wygrać? Odpowiedź jest prosta. By wygrać Izrael musiałby wypędzić lub zabić wszystkich Palestyńczyków. Obie te możliwości nie wchodzą w grę. Co więc pozostaje? Czołgi otaczające Gazę będą rozjeżdżać bojówki Hamasu, przy okazji bombardując cywilów. Nawet gdyby dziś zginęli wszyscy Hamasowcy, jutro będą następni. Półtora miliona ludzi na obszarze połowy Warszawy za kolczastym drutem – to nie może się udać. Izrael nie ma tylu żołnierzy by przy każdym Palestyńczyku postawić jednego strażnika.

W roku 48, 56, 67, 73 izraelscy żołnierze pokonali w otwartym polu wszystkich swoich arabskich wrogów. Walczyli z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, a dobrze wyszkoleni, często jeszcze w polskim wojsku żołnierze, odnieśli zwycięstwa. Dziś by podtrzymać morale armii żydowscy żołnierze przyjeżdżają do Polski. Zwiedzają obozy koncentracyjne, synagogi, oglądają miejsca w których były getta utworzone w czasie wojny przez Niemców. Każdy Izraelczyk ma nabrać przeświadczenia że w jego rękach spoczywa los całego narodu, i to on właśnie dba, by holokaust już nigdy się nie powtórzył.

Dziś jednak izraelscy żołnierze nie stają twarzą w twarz z Syryjczykami, Jordańczykami, Egipcjanami, Irakijczykami, czy nawet Persami. Izraelskie czołgi nie walczą z arabskimi czołgami, a izraelskie F16 nie toczą powietrznych pojedynków z arabskimi Migami. Dziś izraelscy żołnierze przebijają się przez gruzowiska Gazy i ostrzeliwują ukrywających się tam wyrostków, a izraelskie samoloty zrzucają bomby na palestyńskie domy i urzędy.

To po prostu nie może się udać. Już kilka lat temu niektórzy izraelscy lotnicy odmawiali bombardowania palestyńskich terytoriów. Przecież nie ze strachu. Dzisiaj niektórzy Izraelczycy patrząc jak gówniarze w izraelskich mundurach pomiatają palestyńskimi starcami na punktach kontrolnych głośno mówią, że Izrael to kraj apartheidu. Mając miażdżącą przewagę w uzbrojeniu i bombardując zamkniętą ze wszystkich stron Gazę po prostu nie jest możliwe by izraelscy żołnierze czuli się jak ich ojcowie toczący zwycięskie wojny na pustyniach, a tym bardziej jak obrońcy warszawskiego getta. To po prostu niemożliwe.

Dlatego uważam, że Izraelczycy będą mieli potwornego kaca. Zgniecenie wyrostków w ruinach Gazy nie da się przedstawić jak zwycięstwa na Synaju, a setki zabitych palestyńskich kobiet i dzieci nie da się porównać do 101 kilometra drogi Kair-Suez, nawet jeśli cała propaganda każdego Palestyńczyka będzie przedstawiać jak wilkołaka, a każdą Palestynkę jako wyrodną matkę wysyłającą swe dzieci na śmierć. Wcześniej czy później taka polityka Izraela musi się zawalić, i to bardziej ze względów wewnętrznych niż zewnętrznych.

Warto też pamiętać, ze Izrael nie uszanował demokratycznych wyborów które wygrał Hamas. A wygrał je ponieważ Palestyńczycy mieli już dość skorumpowanej administracji Fatahu.



Ben Cramer „Dlaczego Izrael przegrał?”

Faktem (w moim odczuciu optymistycznym) jest również to, że Palestyńczycy nie zaczęli stosować wobec Żydów (nawet wobec syjonistów, którzy pojawili się w Palestynie) systematycz­nej przemocy. Nie zaczęli jej stosować po utworzeniu żydow­skiego państwa ani nawet po izraelskim triumfie w 1967 roku, czyli po zajęciu całej Palestyny. Program przemocy wobec izra­elskich Żydów jako Żydów po prostu, zwłaszcza wobec ludności cywilnej, pojawił się znacznie później, po tym, jak żydowskie państwo rozwinęło i wzmocniło swój program osadnictwa, wy­siedleń i zabójstw. Strzelaniny i samobójcze zamachy bombowe zaczęły się po zmianie polityki Izraela wobec Palestyny i zamiesz­kujących j ą Arabów, gdy do głosu doszli Żydzi, którzy usprawied­liwiali zajęcie tego terytorium, jego okupację i przemoc stoso­waną w celu jego utrzymania wyłącznie swoją żydowskością i obietnicą, jaką otrzymali od swojego Boga.[...]

Jest jeszcze jeden mit, który należy obalić: przekonanie większości Izraelczyków i prawie wszystkich syjonistów w Ameryce, że podczas negocjacji w Camp David prowadzonych przez Billa Clintona Izrael oferował Arafatowi wszystko, czego ten zaprag­nął, czy też mógł zapragnąć. Sposób, w jaki Izraelczycy o tym mówią, pokazuje ich narodowy geniusz „wyjaśniania" różnych spraw. Według ich wersji premier Ehud Barak zaoferował Ara­fatowi dziewięćdziesiąt siedem procent terytorium! A ten idiota odrzucił propozycję! („Chcieliśmy mu oddać cały kraj - ot tak po prostu!")... [...]

Jest to ów rodzaj przenośni, który z łatwością wchodzi w gło­wę - zawszone trzy procent! Tyle wynosi zniżka, jaką zazwyczaj oferuj ą handlowcy, jeżeli klient w terminie zapłaci rachunek, ro­dzaj idiotycznej reszty, jaką firmy rozliczające transakcje kartami kredytowymi wydają w gotówce. [...]

O co jednak chodziło z tymi trzema procentami? W rzeczywistości na gorzkim końcu rozmów pokojowych Izraelczycy proponowali, że zatrzymają dla siebie około sześciu procent teryto­rium Zachodniego Brzegu - trzy bloki swoich osiedli (wszystkie największe) oraz prowadzące do nich nowe autostrady. W zamian chcieli oddać Palestyńczykom pustynię w Izraelu o powierzchni równej trzem procentom. Powstałe w wyniku takich ustaleń państwo palestyńskie składałoby się z trzech niewielkich gett, z których każde oddzielone byłoby od pozostałych izraelskimi fortyfikacjami, drogami patrolowanymi przez izraelską armie, albo ogrodzeniami z punktami kontrolnymi. Innymi słowy, oby­watel palestyński nadal nie mógłby podróżować po swoim kraju, na przykład z Nablusu do Hebronu (nie mówiąc już o całkowicie odseparowanym getcie w Strefie Gazy) bez zgody Izraelczyków. Dodatkowo Izrael chciał zachować pięć baz wojskowych w doli­nie Jordanu (na wschodniej stronie „Palestyny"), utrzymać pełną kontrolę nad przestrzenią powietrzną „Palestyny", wodami grun­towymi pod jej powierzchnią, a także wybrzeżem morskim oraz wszystkimi granicami „Palestyny".
- Jeżeli chcecie wiedzieć, to gorsze niż bantustan - w ten sposób Arafat (mocno wkurzony) podsumował te propozycje w wywiadzie, jakiego udzielił po negocjacjach. Ja ująłbym to natomiast tak: Izraelczycy zaproponowali kontynuowanie swojej okupacji pod ładniejszą nazwą- „Palestyna", po czym strasznie się zdziwili i poczuli obrażeni, kiedy Arafat spakował walizki i wyjechał do domu.[...]
 

Arafat nie mógł spojrzeć w oczy trzem milionom palestyńskich uchodźców i oświadczyć: "Konflikt został rozwiązany. Nadal jesteście uchodźcami."[...]

Nie jestem jednak pewien, czy to była pomyłka, w potocznym znaczeniu tego słowa. Nie jestem nawet pewien, czy można powiedzieć, że rozmowy pokojowe zakończyły się niepowodzeniem, ponieważ Izrael dostał w końcu dokładnie to, czego chciał, a w gruncie rzeczy to, co proponował: dalszą okupację. (I to bez żadnych problemów związanych ze zmianą nazw na mapach.)[...]

Palestyńczycy są narodem i mieszkają we własnym kraju. Oczywiście to kwestia prawa międzynarodowego. Zostało to wielokrotnie potwierdzone nie tylko przez Organizację Narodów Zjednoczonych - i nie chodzi tutaj wyłącznie o Zgromadzenie Ogólne z całą masą państw Trzeciego Świata, które zajmują nie­przejednanie antyizraelską postawę, ale również, za zgodą USA, przez Radę Bezpieczeństwa, a więc zostało to potwierdzone w trakcie takiego samego głosowania, na którym opiera się legal­ność istnienia Izraela.[...]

Oczywiście Barak ma na drugie imię arogancja. Jednak jego postawa wobec Palestyńczyków jest charakterystyczna dla całego Izraela, podobnie jak długa tradycja sugerowania przez izraelskich przywódców, że Palestyńczycy są pozbawieni zasad albo nie są do końca ludźmi. Menachem Begin nazwał ich „bestiami na dwóch nogach". (Arafat był „bestią o owłosionej twarzy".) Szef sztabu Begina Raful Eitan w ten sposób zalecał zakładanie kolejnych żydowskich osiedli: „Kiedy zasiedlimy już całą ziemię, wszystko, co Arabowie będą w stanie zrobić, to biegać dookoła niczym naćpane karaluchy w butelce". Następca Begina Icchak Szamir porównał Palestyńczyków do plagi szarańczy. (W 1998 roku solennie obiecał osadnikom, że Arabowie zostaną zniszczeni niczym koniki polne... ich głowy zostaną rozbite o głazy i ścia­ny".) Wkład Baraka w ów wyścig bon motów to powiedzenie: „to krokodyle - im więcej ich karmisz, tym więcej chcą". Trady­cja ta wciąż znajduje kontynuatorów, ponieważ przynosi dobre wyniki - pomaga politykom zdobywać głosy izraelskich wybor­ców.[...]

„Propozycje pokojowe" Izraelczyków nabierają sensu dopiero wówczas, jeżeli weźmie się pod uwagę ich stosunek do Arabów. Żaden izraelski rząd nigdy nie spróbował nawet zawrzeć pokoju bazującego na koncepcji, o której wszyscy wiedzą, że przyniesie sukces: Oddajcie ziemię.
Nie chodzi mi o zwrot ziemi z wyjątkiem osiedli, dróg czy też baz wojskowych. Chodzi mi o zwrot Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy. Wschodnia Jerozolima (wraz z Kopułą na Skale) dla Arabów, Zachodnia (razem ze Ścianą Płaczu - pozwólmy na ten triumf) dla Żydów. Dopiero po tym można popracować nad szczegółami -wymiana nadgranicznych terenów, prawo do wody, być może ogrodzenie. Czy to oznacza zamieszanie? Oczywiście, mnóstwo zamieszania, ale czy będzie ono gorsze od tego, co się tam dzieje teraz?
Żaden izraelski polityk z głównego nurtu nie zaproponuje takiego rozwiązania ponieważ... jest ono zbyt sprawiedliwe! Izrael musiałby bardzo dużo poświęcić! A co poświęcają Palestyńczycy? No cóż, warto przyjrzeć się temu, z czego już zrezygnowali. Uznali Izrael i zrezygnowali na jego rzecz z 78 procent ziemi, która kiedyś stanowiła ich ojczyznę. Zrezygnowali z po­lityki trzech „nie": nie - pokojowi, nie - uznaniu oraz nie - negocjacjom. Zrezygnowaliby dodatkowo z roszczeń do swoich sta­rych domów w Izraelu. (Izraelczycy mogliby im w tym pomóc odważnie przy znając się, że ponoszą odpowiedzialność za uchodź­ców. Dodatkowo mogliby jeszcze podkreślić swoje zasługi -„Widzisz te luksusowe osiedla, które opuszczamy? A to lśniące miasteczko Ariel? Bingo! Nowe domy dla dawnych uchodźców!)

6 komentarzy

avatar użytkownika Dominik

1. pozwole sobie miec inny pogląd...

Reprezentuje Pan bardzo jednostronny punkt widzenia. Ale to Pana "broszka". Ja mam pytanie: skoro Izrael nie może wygrac tej wojny - walcząc w słusznej sprawie z przeciwnikiem który odmawia mu prawa do istnienia - to mam rozumieć, że wygrają tę wojnę terroryści z Hamasu? Czy to izraelski zołnierz porywa dziecko z ulicy ustawiając je przed soba jako tarcze? Hamas nie walczy o prawo do życia. Oni walcząc chcą zlikwidować Izrael. Jakie mają szanse?
tede
avatar użytkownika Bernard

2. Dominik/tede

każdy może mieć własne zdanie. Proszę tylko zauważyć, że ja nie piszę o Hamasie. Ja piszę o Izraelu. Prawdopodobnie, gdyby administracja Fatahu/Arafata nie była tak okropnie skorumpowana i nie siedziała w kieszeni telaviskich bankierów i gdyby Izrael naprawdę chciał pokojowego porozumienia to Hamas nie wygraby wyborów. Dziś zaś Izrael ma tylko jedną receptę - jeżeli wybierzecie nie tych z którymi my chcemy rozmawiać, to was zbombardujemy. W ten sposób nie mozna rozwiązać tego konfliktu. Klucze do rozwiązania go zaś spoczywają w rękach Izraela. To Izrael podbił tereny palestyńskie, to Izrael je okupuje, to Izrael buduje tam osiedla i to Izrael może i musi ten konflikt rozwiązać. Przypominam, że Palestyńczycy nie mają swojego państwa z normalną administracją, sądownictwem, policją i wojskiem. Są pod okupacją. nieco przejaskrawiając, to tak jakby oskarżać Polaków za to, że w GG pod niemiecką okupacją miały miejsce napady rabunkowe... Bernard
avatar użytkownika Joanna K.

3. Izrael dlatego ma najlepsze wojsko, bo szkolili sie w WAT-

taką opinię usłyszałam jeszcze w 1979r. od oficera WSW. Wiedział, co mówi. Dzisiaj mamy tego dowody, a Palesteńczycy Holokaust.

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika triarius

4. dość sensowne to, ale jak na mój gust zbyt leberalne...

Demokracja odchodzi w przeszłość nawet w Europie, a co dopiero na Bliskim Wschodzie. Moralne kace izraelskich żołnierzy zbledną wobec alternatywy przetrwać jako pan, czy zginąć, albo pogodzić się ze statusem zbliżony do statusu goja, lub gorzej. Izrael ani tej, ani żadnej innej wojny nie wygra, ale też jej nie przegra. Zaś agresja i wola walki tych zdeterminowanych i przyzwyczajonych zarówno do zabijania, jak i ryzykowania własnego życia, ludzi i tak MUSI się prędzej czy później skierować w stronę bez porównania słabszą, bez porównania mniej zdeterminowaną, a do tego bogatą i gnuśną. On tam sobie będą walczyć do końca świata i tylko z naszego punktu widzenia (lub doszczętnie zamerykanizowanych liberalnych Żydów) jest to aż taka tragedia. Dla nich jest to NIENAWIŚĆ, WALKA, POCZUCIE WSPÓLNOTY, ŻYCIE PRAWDZIWEGO MĘŻCZYZNY - nie zaś powód do użalania się nad sobą. Nie mówię że to dobrze, nie mówię że to źle - tak po prostu jest i zawsze będzie. Życie, o czym liberały lubią zapominać, tak czy tak nie jest tańcem po różach, nie jest też wieczne, a ludzie walczący na śmierć i życie jakimś dziwnym trafem wydają się mniej nieszczęśliwi od ludzi pędzących rano do biura czy stojących w korkach by wrócić wieczorem do domu. Więc to wy, słodkie mordki tak czy tak za to zapłacicie, nie troszczcie się więc przesadnie o ich szczęście i ich przyszłość. To wasza właśnie się kończy!


Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

avatar użytkownika Rekin

5. No ale w Izraelu też jest trochę sklepikarzy

i niekiedy przychodzi im do głowy lewactwo. W sumie jednak dość przekonujące przedstawienie tamtejszej specyfiki. Ciekawa jest sytuacja przez to, że tym razem chyba do gry o interpretację przystąpiły siły światłości propagujące religię praw człowieka. Tego jeszcze nie było na taką skalę, nie wiem jak sobie Izrael z tym poradzi, gdyż do tej pory zdołał dla siebie ochronić podwójne standardy, dzięki czemu jeden przewrócony nagrobek żydowski w Polsce, czy jakieś chrząknięcie księdza Jankowskiego potrafiły zmusić Prez. USA, aby odwoływał z urlopu prezydenta Polski i żądał przeprosin, podczas gdy tymczasem bez rozgłosu rakiety Izraela niszczyły dom rodzinny jakiegoś Palestyńczyka wraz z jego rodziną bo Palestyńczyk gdzieś się wysadził w powietrze.
avatar użytkownika Zły Porucznik

6. Joanna - oficerowie IDF na pewno nie szkolili się na WAT

Izrael ma świetne wojsko ale nie dlatego, że szkolili się na WAT, bo w tym wypadku armia ta byłaby tak niewydolna jak LWP (np.: niewydolność logistyczna podczas stanu wojennego). IDF lub jak kto woli Cahal to armia która praktycznie od roku 1948 jest w ciągłej walce. Dużo mógłbym pisać, na temat organizacji, systemu szkolenia czy taktyki IDF. Panują też tam specyficzne stosunki między przełożonym-podwładnym, które w naszym wojsku byłyby nie do pomyślenia... Od strony wojskowej operacja "Płynny Ołów" jest prowadzona perfekcyjnie, a przy takim zaawansowaniu walk biorąc pod uwagę bardzo dużą asymetryczność tego konfliktu straty cywilów są naprawdę znikome. Można porównać inne asymetryczne konflikty, gdzie z ludnością cywilną nikt się specjalnie nie liczy (vide: Powstanie Warszawskie, wojny w Czeczenii - Grozny, konflikt w Libanie, wojna w Wietnamie - Hue). Oceny politycznej a raczej moralnej tego konfliktu nie będę dokonywał, jest to bardzo skomplikowana sytuacja...
I nie przebaczaj, zaiste nie w Twojej mocy przebaczać w imieniu tych, których zdradzono o świcie....