Prof.I.Bukraba-Rylska o terroryźmie intelektualnym

avatar użytkownika Tymczasowy

Zbyt dużo publikuje się  na świecie mało wartościowych tekstów, że aż żal tych bardzo wartościowych, które mogły kiedyś umknąć uwadze czytelników. Szczególnie żal tych, które mają walor ponadczasowy, w tym sensie, że nie tracą na ważności mimo upływu 20-30-40 lat.

Do takich tekstów z pewnością należy tekst pt. "Anatomia terroryzmu intelektualnego" napisanego przez wybitną polską intelektualistkę, prof. Izabellę Bukrabe-Rylską (."Socjologia spraw różnych", Warszawa 2006).Oto początkowa część Jej tekstu:

"Jednym z podstawowych postulatów formułowanych pod adresem socjologów jest zalecenie, aby "intensywnie, stale i bezczelnie interesowali się poczynaniami ludzi" starając się odkrywać rzeczy, których istnienia nikt przedtem nie podejrzewał (Peter L.Berger). Gdyby zdolność do takich poczynań, burzących powszechnie żywione przekonania uczynić kryterium profesjonalizmu przedstawicieli tej dyscypliny, polscy socjologowie mogliby śmiało ubiegać się o palmę pierwszeństwa. Ich usilne dążenia, by wzbogacić charakterystykę polskiego społeczeństwa o cechy dotąd mu nie przypisywane, nadzwyczajne wysubtelnienie metod badawczych, stosowanych tak umiejętnie, że ujawniają zjawiska pozostające w stanie latentnym (uśpienia), a nawet zgoła jeszcze nie uformowane, wreszcie iście moralizatorska żarliwość z jak piętnują te domniemane wlaściwości gwarantują im wysoką pozycję w tak pomyślanym rankingu.

Czegoż to bowiem nie wypisują oni o Polakach! Jednym z ulubionych motywów jest doszukiwanie się w narodzie, który od wieków cieszył się zasłużoną opinią tolerancyjnego i otwartego, takich pokładów ksenofobii, rasizmu i nietolerancji, że wprost trudno w to na początku uwierzyć. Skoro jednak czyta się coraz częściej  o "postawach wyraźnie ksenofobicznych", "otwarcie rasistowskich poglądach" i różnych przejawach "irracjonalnie zakorzenionych przekonań', czytelnik czuje się wpierw zaskoczony, a potem zaczyna  nawet solidaryzować się z autorami takich badań, zwłaszcza gdy ci (w opracowaniach naukowych) zaczynają ujawniać także swoje talenty liryczne i pisać o własnych uczuciach: "przeraził mnie rozmiar zgody na ogromną większość nietolerancyjnych schematów", "Najbardziej wstrząsnęli mną uczniowie i studenci", "było dla mnie prawdziwym zaskoczeniem" - żali się badaczka, piętnująca "konserwatywny bunt młodych, który jej zdaniem "zmierza w bardzo niesympatycznym kierunku".

Wskazywanie i wytykanie wad pojawiających się może gdzieniegdzie i w ilościach śladowych stało się jednak szybko umiejętnością dość pospolitą. Zdecydowanie "wyższą szkołę jazdy" demonstrują ci, którzy potrafią niemal z niczego stworzyć jakiś fakt (naukowy?medialny?), dokładnie go opisać, a następnie uczynić z niego poręczne narzędzie manipulacji. Są oni prawdziwymi mistrzami w budzeniu poczucia zagrożenia przez wskazanie na samą możliwość pojawienia się jakichś negatywnych postaw, potrafią wzmóc obawy przed uaktywnieniem drzemiących jeszcze demonów, które - jeśli w ogóle istnieją - to co najwyżej potencjalnie, ale przecież nie powinno to umniejszać niczyjej czujności w obliczu niebezpieczeństwa. Cóż z tego, że przykładowo "najsilniejsza postać stereotypu antysemickiego w Polsce praktycznie nie występuje" (=0.8%), skoro stereotypu pasywnego gorliwi badacze doszukali sie aż u 24% respondentów!

Trudno oprzeć się przeświadczeniu, że gdyby antropolog opisujący jakieś odlegle plemię pozwolił sobie na taką nonszalancję w operowaniu danymi a przede wszytskim, gdyby sformulował na temat tego ludu jakieś oceny, zwłaszcza negatywne, niewątpliwie zostałby skrytykowany za etnocentryzm i uchybienie wobec świętej zasady relatywizmu, czyli za kardynalne grzechy wobec tego wszystkiego, co składa się na nowoczesne podejście badacza. Tymczasem w odniesieniu do własnego społeczeństwa socjolog taki może czuć się zwolniony z respektowania tych reguł. Czyżby?

Bardzo dobre określenie dla takiej postawy, właściwej nie tylko naukowcoom, ale też sporej grupie ludzi z tzw. "świecznika" i z pierwszych stron gazet (ja na szczęście jestem na 7 stronie "Nowego Kuriera"), znalazł francuski autor Jean Sevilli, pisząc całą książkę o "Terroryzmie intelektualnym". Opowiada ona o tych "kilkudziesięciu osobach, które w Paryżu zadają ton, publikują artykuły, piszą książki, i wykładają na wyższych uczelniach, podpisują petycje i które po narzuceniu swej chwilowo wyznawanej prawdy metodami odbierania wiarygodności, destabilizowania, często oszczerstwa oraz za pomocą określen "rasista", "faszysta", "nazista" naleążcych do metod i słownictwa "terroryzmu intelektualnego" nadal panują nad mediami, kulturą, opinią publiczną, podczas gdy znacznie wcześniej fakty wielokrotnie zadały im kłam, a rzeczywistość nie przyznała racji".

 

 

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Tymczasowy

wypisz-wymaluj - elyty Czerskiej i okolic - przez lata i dzisiaj.

 "Opowiada ona o tych "kilkudziesięciu osobach, które w Paryżu zadają ton, publikują artykuły, piszą książki, i wykładają na wyższych uczelniach, podpisują petycje i które po narzuceniu swej chwilowo wyznawanej prawdy metodami odbierania wiarygodności, destabilizowania, często oszczerstwa oraz za pomocą określen "rasista", "faszysta", "nazista" naleążcych do metod i słownictwa "terroryzmu intelektualnego" nadal panują nad mediami, kulturą, opinią publiczną, podczas gdy znacznie wcześniej fakty wielokrotnie zadały im kłam, a rzeczywistość nie przyznała racji".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

2. Pewnie, ze tak

Dlatego przywolalem tekst pani profesor.

avatar użytkownika Maryla

3. jakiś łoś wpisuje się w tezę-powołując na Profesor

Elity patrzą na wieś

Mieszkańcy
wsi bywają określani mianem „balastu”. Chłopom wytyka się „nieusuwalną
pańszczyźnianą mentalność” i oskarża o to, że za 500 zł sprzedali
demokrację. To nie język ulicy, lecz naukowców i socjologów...
Język, nazywany przez socjolożkę wsi prof. Izabellę
Bukrabę-Rylską „neoliberalnym dyskursem rasistowskim”, jest wciąż żywy i
dominujący. Refleksja nad nim i nad tym, jak elity tłumaczyły nową
rzeczywistość i jak reagowały na opór mieszkańców wsi wobec dokonujących
się gwałtownie zmian społeczno-ekonomicznych, może pomóc
sproblematyzować oficjalną wersję opowieści o demokracji. Bez odrobienia
tej lekcji trudno sobie bowiem wyobrazić uczciwą dyskusję, dlaczego tak
wielu mieszkańców wsi popiera partię, której politycy łamią
konstytucję.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl