Trudny do zatopienia "Bismarck"

avatar użytkownika Tymczasowy

Dziwne sa czasem losy okretow, podobnie jak i losy ludzkie. Czesciej dotyczy to jednak okretow. Przykladem moze byc niemiecki pancernik "Bismarck". Ten grozny drapieznik wszedl do sluzby w niemieckiej Kriegsmarine w dniu 24 VIII 1939 r. Po podbiciu Polski przez Wehrmacht  poplynal do portu w Gdyni, ktora miala byc jego portem stacjonowania. Do akcji wyruszyl w dniu 19 V 1941 r. Poczatkowo, w drodze na Atlantyk, mial duzo szczescia. Takze w pierwszej bitwie nazwanej Bitwa w Ciesninie Dunskiej (dzielacej Grenlandie i Islandie), albo Bitwa kolo Islandii. Tak jak mial tam niezwykle szczescie, tak zaraz potem dopadl go pech i zostal zatopiony w dniu 27 V 1941 r. Chluba floty niemieckiej pozyla sobie niecale dwa lata. Powalczyla sobie tydzien.

"Bismarck" wyplynal na Ocean Atlantycki w celach rozrywkowych. Zabawa miala polegac na zatapianiu alianckich, nieuzbrojoinych statkow handlowych. Malo ryzykowne, ale za to ekscytujace. Jednakze od kilku wiekow Krolowa Morz byla Wielka Brytania. I to nie bez kozery. Wyspiarska i zawiadujaca swoimi wlosciami rozsianymi po calym swiecie musiala miec silna flote. Generalna strategia polegala na tym, zeby utrzymywac rownowage pomiedzy sila wlasnej floty i suma dwoch najwiekszych flot nalezacych do innych silaczy. Tak wiec defilujacy "Bismarck" na Baltyku i w ciesninach dunskich nie uszedl czujnej uwadze dowodztwu  brytyjskiej Home Fleet. Zaczelo sie polowanie na niemiecki pancernik. W trwajacej kilka dni akcji wzielo udzial: 5 pancernikow, 3 krazowniki liniowe, 4 ciezkie krazowniki, 7 lekkich krazownikow, dwa lotniskowce oraz 21 niszczycieli. Trzeba przyznac, calkiem duza paczka mysliwych.

Na poczatku spotkala mysliwych przykra niespodzianka. Na poludnie od Islandii doszlo do starcia, w ktorej glownymi udzialowcami byl wlasnie "Bismarck" po stronie niemieckiej i mniej liczacy sie krazownik "Prinz Eugen" a  krazownik liniowy "Hood" oraz pancernik "Prince of Wales" po stronie brytyjskiej."Hood",duma Anglii, byl porownywalny z chluba Niemiec. Oba mialy wypornosc po 42 tony oraz najciezsze uzbrojenie w liczbie 8 dzial 380 mm (15"). Tyle, ze razem z "Hoodem" walczyl "Prince of Wales" dysponujacy 14 dzialami kalibru 352 mm (14"). Anglicy troche sobie postrzelali, ale ich szanse byly marne, bo zrobili bledy w formowaniu szyku. Natomiast niemieccy oficerowie artylerii okretowej mieli bardzo duzo szczescia.  Cztery salwy burtowe wystrzelone z czterech dzial na odleglosc ponad  20  km.  obramowaly "Hooda". Dzieki temu udanemu namierzeniu salwe wykonalo juz 8 dzial. Ta trafila. Ale nie cala. Z 6.4 t pociskow, ktore nadlecialy w 34 sekund po wystrzeleniu trafil tylko jeden 800-kilogramowy. Poczatkowo wygladalo niegroznie, kapitan Schneider, celowniczy, widzial jak pocisk przebija poklad w srodkowej czesci okretu i znika. Zdazyl nawet zaklac myslac, ze to byl niewypal. Zaraz potem jednak okret rozpadl sie na dwie czesci. Dziob przez moment plynal dalej i nawet zdazyl jeszcze oddac salwe ze znajdujacych sie na nim dzial. Rufa uniosla sie do gory i wchlonely  ja  wody oceanu. Z 1 418 czlonkow zalogi ocalalo trzech marynarzy. Rzeczywiscie tyrzeba bylo miec niezwykle szczescie, by znalezc sie w duzej bance powietrza, ktora wyrzucila szczesliwcow na powierzchnie.

Szczescie jak przychodzi, tak i odchodzi. Anglicy z wielka determinacja ruszyli do szukania i sledzenia "Bismarcka". Pomszczenie "Hooda" uznali za punkt honoru.  Tymczasem niemiecki okret mial juz dosyc. Wprawdzie mogl przez jakis czas odwrocic role i zatopic jakas nastepna w kolei Dume Anglii  (mogl to zrobic w ostatniej bitwie, gdyby zdecydowal sie na gonienie uciekajacego  pancernika "Prince of Wales") i pewnie jeszcze nastepna, ale konczylo sie paliwo i moglby nie dotrzec do portu w Norwegii. W tamtym momencie nie mozna bylo liczyc na niemieckie tankowce. Anglicy tez zaczeli miec klopoty z paliwem, a w dodatku wraz ze zblizaniem sie calego teatru wojennego do wybrzezy Francji grozily naloty niemieckich samolotow nurkujacych oraz bombowcow. Do tego nadzianie sie na ktoregos z U-bootow bylo bardzo prawdopodobne. Prawda jest, ze juz w marcu dowodztwo Kriegsmarine wydalo rozkazy kilku okretom podwodnym, by byly w poblizu "Bismarcka" na jego przewidywanej trasie. Co wiecej, w dniu 24 V  o godzinie 19:48 okret podwodny U-556 znalazl sie nagle w bezposrednim sasiedztwie angielskiego pancernika i lotniskowca. Wystarczyloby kilka torped, ale ich juz nie byklo, bo zostaly zuzyte na topienie statkow handlowych. Pozostalo obserwowanie zwierzyny przez peryskop.

W dniu 26 V o godzinie 14:50 zaatakowaly samoloty torpedowe "Swordish" z lotniskowca "Ark Royal".- takie dwuplaty, ''kukuruzniki", czyli szkoda gadac. Omylkowo zabraly sie nie za niemiecki okret tylko swoj krazownik "Sheffield". Obronie plot angielskiego okretu az swierzbily rece. Dialektycznie, z tego balaganu byla pewna korzysc, moze nawet o charakterze zasadniczym. okazalo sie, ze nowe torpedy mialy nowe, magnetyczne zapalniki, ktore mialy powodowac wybuch nie tylko bezposrednio po zetknieciu sie z kadlubem okretu. Powybuchaly sobie w pierwszym zetknieciu z woda, choc jeden nawet przeplynal pod "Sheffieldem". Magnetyka nie zadzialala, choc powinna.

Torpedy przezbrojono na normalne, kontaktowe z zapalnikami  tlokowymi. O godz. 20:47 nastapil atak 15 aeroplanow na "Bismarcka". Obie strony nie mialy lekko, bo bylo ciemno i wietrznie. Wysokie fale utrudnialy celowanie i latanie. Tak czy inaczej niemiecki pancernik zostal trafiony przez dwie torpedy o niezbyt groznych parametrach. Pech/szczescie chcial, ze jedna z nich trafila w czesc rufowa, a dokladniej w wielka przekladnie urzadzenia sterowniczego.  Dwa stery zostaly zablokowane. Komora maszyny sterowania zostala zalana, co prawie uniemozliwialo proby naprawiania. A pomyslow bylo przynajmniej kilka.

Okret zatoczyl duze kolo. Dwa "Swordfishe", ktore jakims trafem wisialy w powietrzu w okolicy przesylaly co jakis czas informacje do dowodztwa akcji. Tam potraktowano je z niedowierzaniem, bo wskazywaly, ze powany okret wojenny zachowuje sie niepowaznie, plywa sobie w kolko. Wreszcie prawda dotarla do Anglikow - niemiecki pancernik utracil sterownosc!

No i zaczelo sie kombinowanie jak by tu najlepiej dopasc Niemca. Zadanie bylo latwe, bo ofiara plynela w kierunku polnocno-wschodnim w kierumku sil angielskich, predkosc miala nieiwlka, kilka km. na godzine, a co najwazniejsze, nie miala zdolnosci zmiany kierunku. Okrety angielskie mogly wiec unikac trafienia pod rzad artylerii okretowej i atakowac slabiej uzbrojony dziob. Kombinowano tez, by zetknac sie z "Bismarckiem" tuz o wschodzie sl;onca w ten sposob, by slonce odslonilo niemiecki pancernik podczas gdy angielskie dziala czekaly ciagle jeszcze w cieniu. 

Na Bismarcka" z rana 27 V 1941 r. ruszyla wystarczajaca sila, by go zatopic w szybkim tempie bez strat wlasnych. Otwarto ogien o godzinie 8:47 i przerwano kilkanascie minut po dziesiatej. W sumie okladano Niemcow z grubych rur przez poltorej godziny. W tym czasie pancernik "Rodney' wystrzelil 380 pociskow kalibru 406 mm i 716 pociskow 152 mm. Pancernik "King George V' wystrzelil 339 pociskow 356 mm i 660 kalibru 133 mm. Do tego dwa krazowniki 'Norfolk" i "Dorsetshire" dolozyly okol 800 pociskow 203 mm. W sumie, 2 878 pociskow.Ogien rozpoczeto z odleglosci okolo 20 km i stopniowo zblizano sie do ofiary. Nawet blizej niz 3 km, czyli znacznie ponizej strzelan w czasie cwiczen. Trudno bylo nie trafic. Grubo ponad tysiac pociskow w tym tych 800-kilowych, walnelo w Niemca, ale ten wcale nie chcial zatonac. Mimo ponad 400 dziur w kadlubie. Przypomnijmy, ze "Hood" zostal zniszczony jedna salwa, a wlasciwie jednym pociskiem w ciagu pieciu minutek.

Anglicy zdecydowali sie storpedowac "Bismarcka", by na dobre poszedl do piekla. Egzekucji dokonal krazownik "Dorsetshire". Najpierw wystrzelil dwie torpedy, a pozniej poprawil trzecia.Grande Finale nastapilo o 10:40.

Mimo trwajacej niemilosiernie dlugo masakry okretu zdolalo sie uratowac kilkuset marynarzy. to, ze znalezli sie poza okretem nie gwarantowalo przezycia.  anglicy najpierw spuscili tylko liny po ktorych wyczerpani, pokryci olejem rozbitkowie,  mieli marne szanse wdrapania sie  na poklad. Zrzucono wiec drabinki. Wspielo sie na nie setka ludzi. Z tego na HMS "Devonshire" - 85, a na HMS "Maori", ktory dolaczyl nieco pozniej, dwudziestu pieciu. Akcje ratownicza przerwano o 11:40 pod pretekstem, ze zauwazono na hotryzoncie jakis dym, co mogloby wskazywac na zbliaznie sie okretow przeciwnika. W wodzie pozostalo kilkuste Niemcow, wyczerpanych, czesto poparzonych i zranionych.

Okrety brytyjskie spiesznie udaly sie w droge, a na pole/akwen walki przybyl  hiszpanski krazownik "Canarias" w otoczeniu kilku niszczycieli. Nie udalo im sie znalezc ani jednego rozbitka. Bardziej udalo sie okretowi podwodnemu U-74 i statkowi meteorologicznemu "Sachsenwald". Najpierw, wieczorem, podwodniacy trafili na ponton z trzema marynarzami. Nastepnego dnia okret wynurzyl sie powtornie, ale nikogo zywego nie znalazl. doliczono sie jedynie 40 zwlok unoszacych sie na powierzchni wody. Natomiast obserwatorzy ze statku  meteorologicznegozauwazyli trzy czerwone race. Udano sie w tym kierunku i o godzinie 22:30 odnaleziono dwoch marynarzy na gumowej tratwie. Z zalogi liczacej 2 200 ludzi uartowano okolo setki.

I to bylby koniec tej opowiesci.

4 komentarze

avatar użytkownika Tymczasowy

1. https://youtu.be/oZop9ZZwCnM

avatar użytkownika Tymczasowy

2. https://youtu.be/oWvZ8EEoovM

avatar użytkownika Tymczasowy

3. https://youtu.be/ywksfZDVqkM

avatar użytkownika Tymczasowy

4. https://youtu.be/Qjdk2G8noJg