Dunkierka w calkiem innym wydaniu

avatar użytkownika Tymczasowy

Trzeba powiedziec, ze literatura na temat II wojny swiatowej pisana w Ameryce czy w Anglii jest mocno przegieta. Dominuja przewagi Wehrmachtu i szacunek don. Psychicznie, tak do konca nie jest to zdrowe. Dla rownowagi warto jest poczytac sobie takze o niedolach niemieckiego zolnierza. Najlepiej, walczacego na froncie wschodnim w koncowym okresie wojny. Porucznik Gottlob Herbert Bidermann walczyl wraz ze swoim pulkiem na nietypowych frontach, na Krymie i na koniec w Kurlandii. Opisal to w ksiazce pt. "In Deadly Combat. A German Soldier's Memoir of the Eastern Front", University Press of Kansas, 2000. Oto fragment jego wspomnien z ostatnich dni wojny.

W dniu 7 V 1945 r. dowodca Grupy Armii Kurlandia wyslal do Rosjan propzycje poddania sie. Marszalek Goworow zgodzil sie na bezwarunkowa kapitulacje, ktora mialaby obowiazywac od godz. 14:00 nastepnego dnia.

Na dwa dni przed kapitulacja niemieckie dowodztwo oglosilo,by z kadzego batalionu wytypwano 12 zolnierzy-ojcow wielodzietnych rodzin. Mieli oni byc ewakuowani do Niemiec droga powietrzna. No i tak sie stalo - szczesliwcy pojawili sie na lotnisku w Grobinie, gdzie czekalo na nich 35 przestarzalych samolotow transportowych Tante JU-52 przybylych z baz w Norwegii. Wybrancy odlecieli, a koledzy pozostali na ladzie patrzyli na to z lzami w oczach. Tyle, ze krotko po starcie powolne i nieuzbrojone samolty zostaly zaatakowane przez sowieckie mysliwce i 32 z nich zostalo zestrzelonych. czesc spadla do morza.

W dniu 8 V 1945 r. zaczela sie ewakuacja zolnierzy z dwoch dywizji: 14 Dywizji Pancernej i 11 Dywizji Piechoty. Byly one najdzielniejsze i nazywano je "brygadami strazy pozarnej". Wojsko ustawilo sie karnie w kolejkach na nabrzezach portow w Libawie i Windau. Ladowali sie do polawiaczy min 9 flotylli Ochronnej Kriegsmarine. Uzupelniala je "pstra gromada" zlozona z kutrow rybackich, promow  i poglebiarek. W  trakcie tego  rosyjskie mysliwce i mysliwce bombardujace ostrzeliwaly i bombardowaly zlozone z ludzi weze kolejek. Zaladunek wstrzymano, gdy jednostki zostaly przepelnione. Jednak  wczesniej dobrowolnie, na ochotnika  wysiedli z nich mlodzi zolnierze i zaproponowali starszym kolegom obarczonym licznymi rodzinami, by zajeli ich miejsca na pokladzie.

Flotylla odplynela. Dowodca 18 Armii, general piechoty,Boege przeslal wiadomosc: "Pozdrowcie ojczyzne od nas wszystkich ,wojownikow Kurlandii". Flotylla plynela, a sowoeckie samoloty zaatakowaly siejac kulami z karabinow maszynowych i dzialek pokladowych. Niemcy nie odpowiadali ogniem, gdyz obowiazywaly warunki pokojowe. Jednakze, gdy rozochocone "liotczyki" chcialy ponowic zabawe, spotkal je morderczy ogien i musialy zrezygnowac z latwej rozrywki.

Po drodze skierowano trzy statki do prtu Traeeleborg nalezacego do neutralnej Szwecji. Na nich plyneli zolnierze 44 Wschodniopruskiego Pulku Grenadierow. Wbrew zasadom, przekazano ich w rece Rosjan.

Pozostali tez mieli na swej drodze przygode. Otoz jednostki plynace z Windau bedac juz na pelnym morzu zostaly zaatakowane przez rosyjskie kutry torpedowe. Na to czolowy polawiacz min "Rugard" zawrocil i stawil czolo przeciwnikowi. Odblokowano zamki Acht komma Acht  i pierwszy strzal trafil jeden z rosyjskich torpedowcow. Reszta nie miala watpliwosci, co nalezy "sdielat" w takich  okolicznosciach przyrody i szybko sie oddalila.

Dwadziescia piec tysiecy ewakuowanych zolnierzy z Kurlandii dotarlo do niemieckiego portu w Holsztynie.

Oberleutnant Bidermann sluzacy w samobojczej z istoty swojej, jednostce artylerii przeciwpancernej, pozostal w bardzo juz niegoscinnej ziemi kurlandzkiej. Rosjanie na dobry poczatek pozwolili oficerom zachowac bron przyboczna, by latwiej mogli utrzymywac porzadek. Oczywiscie, ze nie przeszkodzilo to pierwszej fali sowieciarzy wstepnie obrabowac jencow wedlug znanego wzoru: "Rucznyje czasy! Noznyje czasy!" Przy okazji potanczyli sobie i pospiewali: "Wajna kaput! Gitlier kaput!" A pozniej, juz w czasie marszu do niewoli (lagry) z lasow wypadaly gromady ludzi sowieckich i kontynuowaly grabienie.

Autor wspomnien przezyl rozne lagry: Hozzi, Borowicze, Gagri, Gagrilowo i wrocil do Vaterlandu.

To samo zrobil Oberleutnant Hans Hirth z Reichenbach kolo Sztuttgartu - tyl, ze wiele lat pozniej. Po prostu, mial chlop pecha. Juz byl w ogrodku i stal obok Bidermana na zbiorce na placu apelowym koszar we Frankfurcie nad Odra. Ruskie, jak to Ruskie, sprawdzaja do konca. Tak wiec ruski oficer przechadzal sie przed szeregiem wlasnie zwalnianych z niewoli zolnierzy i przegladal sobie zawartosc lezacych na ziemi, wiezniarskich, bardzo lichych tobolkow. Zainteresowala go malutkie drewniane pudelko nalezace do Hirtha. Wzial je w rece. nastepnie rzucil na ziemie i rozdeptal obcase. W pudelku byl Krzyz Zelazny. Rusek wrzasnal: "Faszysta!" i kazal go aresztowac. Dwoch strielkow odprowadzilo go natychmiast.

Mowia, ze nieodgadniona jest dusza czlowieka. Ja bym uzupelnil: "Ale nie ruskiego". Rusek, jak to Rusek,  jest do bolu przewidywalny.

PS Nawiasem mowiac, niektorym jencom lepiej sie udawalo. Pewien Slazak z Opolskiego dostal sie do niewoli jako zolnierz niemieckiej 6 Armii. Akurat rekrutowano ja glownie na Slasku. Jako zaradny czlowiek, uzbieral sobie po drodze do Stalingradu troche zlota. akurat tyle, by moc sobie odlac patelnie. zamaskowal ja nie wiem czym. Farbami nie, czyms innym. Tak czy inaczej, udalo mu sie z ta patelnia do domu wrocic. Patelnie spieniezyl i zrobil troche korzystnych interesow. Traf chcial, ze moj szwagier wydzierzawil od niego kawalek ziemi w Opolu i poznal cala  sprawe. Ten Slazak byl calkiem tegim chlopiskiem i na stare lata wynajmowal sobie po dwie, miejscowe prostytutki. Raz na wozie, raz pod wozem. Tak to w zyciu bywa.