Amerykanski zolnierz (II) - (Lotnicy).
Mowi sie, ze amerykanskie lotnictwo przy pomocy brytyjskiego wygralo wojne z Niemcami na Zachodzie. "Bomber" Harris stwierdzil nawet, ze alianckie wojska ladowe wygraly z Niemcami walkowerem dzieki panowaniu Aliantow w powietrzu. Nie za bardzo odpowiada to prawdzie. Niemcy dosc szybko dostosowali sie do dokuczliwej obecnosci samolotow alianckich nad swoimi glowami. Przede wszystkim ograniczyli poruszanie sie w ciagu dnia, co szczegolnie dotyczylo jednostek pancernych. Jako ludzie wojny szybko opanowali sposoby oznaczania wlasnych pozycji przrz aliantow i kopiowali to. W razie ataku powietrzenego czesto zadymiali okolice. Opanowali tez sztuke szybkiego przesuniecia sie w kierunku pozycji alianckich, by sie tam schronic. Natomiast niewatpliwie cierpieli na skutek zniszczen mostow, wiaduktow, sieci kolejowej i sieci lacznosci.
Amerykanscy lotnicy w 1940 i 1941 r. pelnili funkcje przewoznikow, jak promy (ferries)dostarczajac przez Atlantyk samoloty do Anglii. Bylo nawet Ferry Command.Startowano z Montrealu, czesciej z Gander na Newfoundland. Miedzyladowanie na Islandii albo Grenlandii. W sume jakies siedem zmian kursu po drodze, co nie powinno przedstawiac wiekszej trudnosci dla nawigatorow.. Czesto jednak mieli klopoty z nawigacja i nawet superfortece wodowaly na amen. Zdarzylo sie na przyklad, ze zespol bombowcow minal sie z Islandia o 50 mil i polecial w kierunku bieguna polnocnego. !8 samolotow straconych za jednym razem.
W D-Day i pozniej, prawie przez caly rok, najbardziej wslawily sie amerykanskie bombowce. Oni bombardowali wszystko co sie rusza. Ich uzyto do zupelnie niepotrzebnego zniszczenia klasztoru Monte Cassino, miasta Caen i innych. Natomiast calkowicie niepotrzebne z wojskowego punktu widzenia,, kompletne zniszczenie Drezna przepelnionego uchodzcami podobno bylo zaadresowane do Ruskich. Mialo im pokazac jakie pieklo na ziemi moze zrobic amerykanskie lotnictwo. Na przyklad zmiesc z powierzchni ziemi jakas rosyjska armie pancerna. Czy miasto Moskwe.
Piechota amerykanska, nie imponujaca odwaga, w razie jakichkolwiek trudnosci wolala glosnmo o nawaly artylerii oraz wsparcie lotnicze, najchetniej zawodnikow wagi ciezkiej, czyli superfortece. Z kolei te lecac na duzej wysokosci widzialy na ziemi jakis punkcik, moze to ta wioska, moze inna, i luuu! Kilkakrotnie zbombardowali jednostki 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka, czesciej Kanadyjczykow. Kanadyjczycy, zgodnie z umowa, otaczaja swoje pozycje lancuszkiem swiec dymnych w kolorze zoltym, a tu nadlatuja "pathfinders" oznaczajacych teren bombardowania i tez znakuja go na zolto. Ktos z kims sie wczesniej nie porozumial.
Swoich tez nie oszczedzano. Przykladowo, ciesza sie zolnierze amerykanskiej 120 Dywizji Piechoty na czele z dowodztwem, a tu nasi leca prosto na nich. W ataku zginelo 111 zolnierzy (wlacznie z dowodca dywizji, gen. L.Mc Nairem) i 400 bylo rannych. Innym razem zmieciono dowodztwo batalionu z 9 dywizji Piechoty. W takich okolicznosciach przyrody, jasne jest, ze mlodych chlopakow w mundurach lotniczych z odznakami lotnictwa bombowego spotykaly rozne niespodzianki. w barach i na ulicy piechocincy z radoscia im sie rewanzowali. Nie do konca, bo zlamany nos jednak rozni sie od zgonu czlowieka.
W strachu przed amerykanskimi lotnikami byli takze ich koledzy z brytyjskiego RAF. Amerykanie na swych groznych Mustangach i Thunderbolts nie pieprzyli sie z identyfikacja innych samolotow, na przyklad swych angielskich odpowiednikow, czyli Typhoons. Nie jeden sojusznik zostal zestrzelony.
Jak wiadomo, na wojnie sa rowni rowniejsi. Na ladzie naleza do nich z pewnoscia wojska pancerne. Bardzo niechetnie towarzystwo dawalo sie sklonic do wspierania piechoty. Zawsze mozna bylo znalezc jakis powod. A to teren za miekki, a to za duzo zarosli po drodze, itd. Alianckie lotnictwo, na czele z bardzo ambitnymi i klotliwymi brytyjskimi marszalkami, uwazalo, ze przede wszystkim maja dbac o swoje interesy. Wspieranie piechoty,uwazali za cos niegodnego ich powolaniu. "Mamy byc latajaca artyleria" dla piechoty?" - mawiali. Marnowaly sie swietne mysliwce angielskie patrolujace niebo, podczas gdy samolotow przeciwnika bylo jak kot naplakal Tylko kilku wyzszych dowodcow lotniczych, wicemarszalek lotnictwa Harry Broadhurst (AOC 83 Group RAF) i gen. Elwood R. Quesada (IX Tactical Air Command) chcialo i umiejetnie wspolpracowalo z wojskami ladowymi. Spitfire'y uzbrojono w bomby, stosowano ataki na niskich wysokosciach, co dla nysliwcow bombardujacych i srednich bombowcow bylo bardzo ryzykownw. Dzieki temu zniszczono nie jedna jednostke pancerna przeciwnika, nie mowiac o reszcie.
Po koniec wojny sytuacja zdecydowanie sie poprawila, choc byly oczywiste przeszkody. Do nich nalezaly tury w lotnictwie bombowym. Lotnicy po wykonaniu scisle okrelonej liczby lotow mogli wracac do domu. W ich miejsce przychodzili nowi, zoltodzioby i sprawa zaczynala sie od nowa. Niemcy nie mieli takich problemow, bo pilowali swoich pilotow az do konca, czyli smierci.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Tymczasowy :)
amerykańska komedia wojenna, moja ulubiona. I lotnictwo i obrona terytorialna, marynarka, co kto chce.
Tuż po ataku na Pearl Harbor mieszkańcy Kalifornii zamierzają powstrzymać inwazję japońskiej armii.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl