Zorganizowani Zydzi w Polsce
Jest bardzo zle gdy zorganizowana mniejszosc wykorzystuje wiekszosc, w ktorej mieszka. Tak wlasnie bylo i jest z Zydami w Polsce.
Zydzi otrzymywali pomoc finansowa z zewnatrz i wykorzystywali ja do uzyskiwania przewagi w otoczeniu, np. w dziedzinie handlu, choc takze i w produkcji. Jedna z instytucji zydowskich sluzacych Zydom i ich spolecznosciom byl american Jewish Joint Distribution Committee (DC) nazywany tez "Jointem". Po II wojnie swiatowej pomoc objela 65 000 Zydow mieszkajacych w Polsce. Pozniej ta pomoc nadal trwala. Na przyklad w latach 80-ych XX w. w gminach bylo zarejestrowanych 3 500 osob, ktorym przekazywano po kilkaset dolarow rocznie.
A.Michnik stwierdzil kiedys, ze w Polsce wystepuje zadziwiajace zjawisko - Zydow nie ma, ale za to jest antysemityzm. Jednak ci Zydzi "ktorych nie ma" opanowali pewne obszary w polskim panstwie. Po wojnie zydzi zajmowali wiele najwyzszych stanowisk w okrutnym, stalinowskim aparacie bezpieczenstwa. Byly tez inne dziedziny i miejsca, ktore mniej zwracaly uwage, ale byly atrakcyjne i wlasnie Zydzi dzieki swoim powiazaniom je opanowywali. Pokaze jedno z takich miejsc. Posluze sie maszynopisem tekstu Krzysztofa Zarzeckiego pt."Refleksje pomarcowe".
"W owych latach szescdziesiatych stykalem sie czy przyjaznilem z kilkoma Polakami o zydowskich korzeniach, takimi, ktorzy wyjechali, i takimi, ktorzy pozostali, i chcialbym tu opowiedziec pare charakterystycznych historii, ktore moze rzuca dodatkowe swiatlo na sprawe. Jako mlody redaktor w "Czytelniku" dostalem wowczas propozycje objecia kierownictwa tzw. redakcji przekladowej w mlodziezowym wydawnictwie "Iskry". Obejmowalem ja po kierowniku wyjezdzajacym do Izraela...prawie cale kierownictwo "Iskier", kiedy w nim zaczalem pracowac, spoczywalo w zydowskich rekach. Zydami byli dyrektor, dyrektor administracyjny, redaktor naczelny, zastepczyni redaktora naczelnego, kierownik newralgicznej redakcji polityczno-spolecznej, a zadna z tych osob nie zegnala sie ze stanowiskiem ani nie szykowala do wyjazdu. Po latach warto moze wspomniec dwoje z nich, zapisanych pozniej na polskiej scenie literackiej, redaktora naczelnego, potem takze dyrektora Jerzego Wittlina, ktory dal sie wkrotce poznac jako satyryk; oraz nastepczynie redaktora naczelnego do spraw przekladowych i moja bezposrednia przelozona, Henryke Bronaitowska, ktora zaslynela od tego czasu jako swietna tlumaczka z rosyjskiego, w zyciu prywatnym zone wysokiego funkcjonariusza UB, ktory przyjezdzal z nia niekiedy do do Domu Literatow w Oborach i kiedys w latach "Solidarnosci", juz w stanie spoczynku, powiedzial mi: "No, ja to bym umial sobie z nimi poradzic"...Kierownikiem redakcji literatury rosyjskiej i radzieckiej w "Iskrach" byl w latach szescdziesiatych Ignacy Szenfeld, ktory juz przed wojna debiutowal we Lwowie...
Pana Ignacego odwiedzal czesto w "Iskrach" Zygmunt Braude, kierownik analogicznej redakcji literatury rosyjskiej i radzieckiej w Panstwowym Instytucie Wydawniczym, i zdarzalo mi sie widziec ich konferujacych przyciszonymi glosami. Zastanawia mnie dzisiaj, co moglo laczyc tych dwoch panow, o tak diametralnie roznych zyciorysach, chyba tylko sprawy zawodowe, bo to, czego mozna sie obecnie dowiedziec o panu Braudem chocby w Wikipedii, zupelnie nie przystaje mi do ich owczesnej zazylosci. Braude, przedwojenny adwokat, czlonek KPP, podczas wojny oficer polityczny i sledczy 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kosciuszki, po powrocie do Polski od wrzesnia 1944 kierownik Biura Prawnego Ministerstwa Bezpieczenstwa Publicznego, a w latach 1945-1952 dyrektor gabinetu ministra, opuscil to stanowisko w stopniu podpulkownika, po czym pracowal w PIW-ie do wyjazdu w 1969 roku, tyle ze nie do Izraela, jak podaje Wikipedia, a do Danii, gdzie jako "ofiara polskiego antysemityzmu" dostal od krola dunskiego mieszkanie i emeryture.
Wydawnictwa skadinad sluzyly czesto za przechowalnie zwalnianych karnie po rewelacjach Swiatly pracownikow wiadomych sluzb., a najbardziej bulwersujacym tego przykladem jest pulkownik Jacek Rozanski, Jozef goldberg "de domo", szef Wydzialu Sledczego MBP, ktory pewnego dnia wyladowal na fotelu dyrektora wydawnictwa PIW. Janusz Krasinski w trzecim tomie swojej niezapomnianej tetrologii, "Na stracenie", "Twarza do sciany", "Niemoc" i "Przed agonia", jedynej dotad powiesciowej proby ukazania, czym naprawde byl PRL, opowiada, jak swiezo mianowany dyrektor, podjawszy obchod swego nowego krolestwa, natknal sie w jednym pokoju na redaktorke, ktora na jego widok zemdlala, rozpoznajac w nim oficera, ktory nadzorowal w sledztwie jej tortury. Historia ta, opowiadana szeptem, zywa byla nadal w PIW-ie, kiedy kilkanascie lat potem zostalem tam kierownikiem redakcji anglosaskiej. Nawiasem mowiac, Rozanskiego postwiono w koncu przed sadem, ale nie z oskarzenia publicznego, jak mozna by oczekiwac, tylko dwoch bylych towarzyszek, ktore popadlszy na jakims etapie w partyjna nielaske, dostaly sie w jego lapy; otrzymal nienajwyzszy wyrok, ktory odsiedzial w polowie...
Dostepne takze dzisiaj sa sazniste, choc niepelne listy nazwisk zydowskich utrwalaczy systemu komunistycznego, ktorzy wyemigroali na przelomie lat szescdziesiatych i siedemdziesiatych, ludzi tzw. frontu ideologicznego (prasy, literatury, filmu, nauki, sztuki), ale takze wojska, wywiadu, no i aparatu przymusu".
Wypada zauwazyc, ze jak na tych, "ktorych w Polsce nie ma", w niektorych miejscach byly ich tlumy.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Tymczasowy
LINKI W TEMACIE
http://niezlomni.com/nadreprezentacja-zydow-w-kierownictwie-ub-fakty-czy...
Żydzi w bezpiece
Piotr Gontarczyk
http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/858228
W PRL Żydzi stanowili większość kadry kierowniczej
http://prawy.pl/5475-w-prl-zydzi-stanowili-wiekszosc-kadry-kierowniczej/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl