Jak Clintonowie, licząc na dalszą kryszę UKŁADU, wkopali siebie samych
Pani Clinton przegrała wyścig do Białego Domu o przysłowiowy włos, bowiem mimo poparcia ponad 65 milionów Amerykanów, do zwycięstwa w kluczowych stanach zabrakło jej głosów ledwie kilkunastu, czy też kilkadziesięciu tysięcy wyborców.
"Red denotes states (or congressional districts that contribute an electoral vote) won by Republican Donald Trump; blue denotes those won by Democrat Hillary Clinton.
States where the margin of victory was under 1% (30 electoral votes):
- Michigan, 0.27%
- New Hampshire, 0.37%
- Wisconsin, 0.93%
States where the margin of victory was between 1% and 5% (116 electoral votes):
- Pennsylvania, 1.24%
- Florida, 1.27%
- Minnesota,1.46%
- Colorado,2.62%
- Maine,2.68%
- Nevada, 2.73%
- North Carolina, 3.77%
- Arizona, 4.40%
- Virginia, 4.81%"
https://en.wikipedia.org/wiki/United_States_presidential_election,_2016
Widać wyraźnie, że w tych wyborach liczył się dosłownie każdy głos, co jest zastanawiające przy skali bezapelacyjnego poparcia udzielonego Pani Clinton przez amerykański establiszment (a wsparto ją, wg. oficjalnych danych, kwotą dwukrotnie większą, niż dysponował jej konkurent - 1 miliardem 191 milionami dolarów wobec 647 milionów Donalda Trumpa - http://www.bloomberg. com/ olitics/graphics/2016-presidential-campaign-fundraising/ )oraz oddano do jej dyspozycji praktycznie wszystkie mejnstrimowe media...
A mimo to, Pani Clinton przegrała z człowiekiem, który nie tylko „w ogóle nie nadawał się na prezydenta”, ale także „niczym sobie nie zasłużył” na taki zaszczyt...
Kolejny raz przekonaliśmy się, że internet potrafi rozszczelnić system, udostępniając informacje wcześniej bardzo skutecznie ukrywane przed obywatelami.
Cóż więc takiego mogło aż tak bardzo „zaszkodzić” Pani Clinton w tym roku?
O machlojkach establiszmentu partii demokratycznej wymierzonych w Bernie Sandersa - odbierających mu szansę na walkę z Donaldem Trumpem, aby to Pani Clinton mogła dostać obiecaną nominację - co zniechęciło wielu demokratow do udziału w listopadowym głosowaniu - pisałem w poprzedniej notce.
Konsumenci miejstrimowych mediów w Polsce mogą sobie w ogóle nie zdawać sprawy ze skali skandali, kontrowersji oraz smrodu wynikającego z niemalże seryjnego łamania prawa ciągnącego się od lat za Panią Clinton.
Można powiedzieć, że jej największym przeciwnikem okazała się jej własna przeszłość, (a przecież, jak wiadomo - charakter jest przeznaczeniem człowieka), ale z powodu swej przydatności dla UKŁADU (czyli Grupy Trzymającej Władzę w Ameryce) i dzięki roztoczonemu nad nią prasolowi ochronnemu - do tej pory włos jej z głowy nie spadł, a kulminację jej "służby publicznej" stanowiła wspomniana obietnica objęcia najwyższego urzędu w państwie.
A taka obietnica do tej pory oznaczała bezproblemowe dotarcie do Białego Domu - gdyż zgodnie ze słynną maksymą Franklina Delano Roosevelta - "prezydenci nie są wybierani, ale dobierani".
A Pani Clinton poznała wcześniej na własnej skórze siłę UKŁADU, który potrafił jej kosztem zrobić prezydentem w 2008 roku "zawodnika wagi piórkowej" - złotoustego senatora z Illinois, a w 2012 roku zapewnić mu reelekcję sztuczkami "z wyższej szkoły jazdy"...
A Pani Clinton beztrosko trwoniła publiczne pieniądze, kłamała pod przysięgą przed FBI oraz komisją śledczą Kongresu oraz gwizdała na wszelkie wysuwane pod jej adresem oskarżenia, wiedząc że jak długo będzie przydatna dla swych sponsorów - tak długo będzie bezkarna.
Wspomnieliśmy o sile internetu - gdzie wiele informacji o zbrodniach, zaniedbaniach i przekrętach Pani Clinton pojawiało się po raz pierwszy - ale w tym roku internet zyskał na sile, bowiem jego rzecznikiem stał się kontrkandydat łamiący wszelkie dotychczasowe reguły gry - bo Donald Trump mówił publicznie o tych aferach na swoich wiecach, przez co wiedza o nich docierała do szerokiej publiczności. I to on bez owijania w bawełnę publicznie nazwał Panią Clinton "Crooked HIllary", czyli "Hillary Szachrajka".
A trzeba przyznać, że Pani Clinton - pewna dalszej opieki ze strony UKŁADU - szalenie ułatwiła mu zadanie, bowiem nie przyszło ani jej, ani jej mężowi do głowy, że kwestie nielegalnych transakcji i bezczelnych łapówek przyjmowanych z zagranicy przez fundację ich imienia będą kiedykolwiek roztrząsane publicznie.
A skala poczynań tej dobroczynnej fundacji przyprawia o ból głowy - bo nie dosyć, że ledwie 10% zgromadzonych środków przeznaczano na dobroczynność (reszta "szła w koszty"), to do tego wyraźnie księgowano, które państwo ile i kiedy zapłaciło Pani Clinton, by dostać zgodę podległego jej Departamentu Stanu na import amerykańskiej broni.
A po ustąpieniu ze stanowiska minstra spraw zagranicznych Pani Clinton dalej, z pogwałceniem prawa, brała zagraniczne pieniądze - tym razem w zamian za co?
Państwo Clintonowie w ogóle nie zadbali o utajnienie swych przestępczych transakcji, gdyż do tego stopnia byli pewni swej dalszej bezkarności, wynikającej z kryszy UKŁADU. I wszystkie dane były dostępne w internecie... A jak wiadomo - pycha kroczy przed upadkiem...
Aż w końcu pojawił się kontrkandydat niezależny od sponsorów, gwiżdżący na dotychczasowe reguły gry i bez ogródek mówiący jak jest. A Pani Clinton w końcu zabrakło zwolenników, bo ich bardzo skutecznie zrażała do siebie...
Pani Clinton, z uwagi na skalę zakulisowego poparcia oraz rozmiar zaangażowanych środków, zapewne bez problemu zostałyby prezydentem USA w innych okolicznościach i w innych wyborach – ale na jej nieszczęście od roku 2015 wszędzie rozpoczął się proces nieodwołalnego, choć powolnego, upadku dotychczasowych „władców marionetek” - co z kolei przekłada się na powolny zmierzch samych marionetek...
Wygląda na to, że dawne „prawdy” i dawne „pewniaki” powoli zaczynają odchodzić w cień...
I dlatego...
A pani Clinton pozostało dalsze szukanie winnych jej porażki - bo sobie to przecież ona nadal nie ma nic do zarzucenia, ;-) Ciekawe, czy Prezydent Trump odważy się na kolejne złamanie reguł gry i w końcu postawi Panią Clinton przed sądem?
I coś mi mówi, że ci dwaj wszechwładni dotąd panowie będą mieli trochę mniej do powiedzenia, podobnie jak 150 milionów złotych od Georga Sorosa (będącego jedynie gońcem Rotschildów) na "promowanie i obronę demokracji w Polsce" nie potrafiło - jak dotąd - obalić rządów PIS-u, ;-)
A jak myślicie - czy podwojenie tej sumy podwoiłoby dziś wpływy KOD-u, Petru i Michnika?
P.S. Pani Clinton zabrała wczoraj głos obwiniając internet za swoją porażką - jej zdaniem trzeba coś zrobić z "kłamstwami na jej temat, tam rozpowszechnianymi"- http://www.thetruthseeker.co.uk/?p=143980 - a Kongres po cichu właśnie przegłosował ustawę pozwalającą zamykać strony internetowe posługujące się "wrogą propagandą z Rosji, Chin, lub innego państwa"- http://www.thetruthseeker.co.uk/?p=143940
a bill to implement the U.S.’ very own de facto Ministry of Truth has been quietly introduced in Congress. As with any legislation attempting to dodge the public spotlight the Countering Foreign Propaganda and Disinformation Act of 2016 marks a further curtailment of press freedom and another avenue to stultify avenues of accurate information. Introduced by Congressmen Adam Kinzinger and Ted Lieu, H.R. 5181 seeks a “whole-government approach without the bureaucratic restrictions” to counter “foreign disinformation and manipulation,” which they believe threaten the world’s “security and stability.”
Lista zagrożonych adresów - jest tam portal wikileaks, a jakże - http://www.propornot.com/p/the-list.html?m=1
Jak dla mnie - to najlepsza rekomendacja, by z nich korzystać - dopóki jeszcze są dostępne...
- Docent zza morza - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. Jeszcze tylko kilka dni niepewności
bo 19 bm. ma nastapić oficjalne zatwierdzenie, o ile nie zdołają siły z piekła rodem pociągnąć do buntu elektorów.
Trzeba pamiętać, że rzeczywiste wyniki wyborów w odróżnieniu od oficjalnych - zdaniem Trumpa różnią się o kilka milionów. Widzimy tu jak ogromna była determinacja Amerykanów - co było widoczne na każdym kroku, kiedy ludzie spontanicznie między soba się porozumiewali i robili kampanię na każdym kroku, chociazby poprzez wozenie w swych samochodach portretu Trumpa.
A miało być już tak pięknie ;))) http://www.prisonplanet.pl/polityka/wedlug_swiatowego_forum,p1129209192
Mam nadzieję, że i nasz Prezes da kopa w UPĘ (nie mylić z UPA) "naszemu" Morawieckiemu co to miał dokończyć plan Balcerowicza z Polską kolonialną - wręcz bananową. Prezes musi wprowadzić poprawki niestety juz z włsnej woli - jeśli chce przetrwać, wszak Morawiecki był przewidziany na okoliczność zwycięstwa diabolicy Clinton, a przy Trumpie lepszy byłby Szewczak.
Dosyć ciekawy artykuł na temat nawrócenia Rosjii: http://www.prawica.net/6024 Jęsli troche przesadzony to i tak pokazuje dlaczego polskie sympatie odwracały się od Ameryki w stronę Rosji.
Czy Trump to zmieni?
pozdrawiam
Wojciech Kozlowski
2. Chyba nie można nie natknąć się w polskiej myśli politycznej
na kategoryczny imperatyw poszukiwania patrona.
Jestem absolutnie przekonany, że naszym psim obowiązkiem jest trzymanie się jednego i tylko tego wyboru - Naszym jedynym patronem jest Polska, a w Polsce jest Bóg, Honor i Ojczyzna.
Pozostały świat jest taki jaki jest, Ameryka, Rosja i wszystkie krainy świata mają swoje niezawisłe Państwa, które samodzielnie dbają o swój interes. A my mamy dbać o nasz polski interes.
Zwycięstwo Trumpa nieco wyjaśnia sytuację, ponieważ wydaje się, że Prezydent Elekt myśli podobnie - Jego obowiązkiem jest interes USA a naszym obowiązkiem jest interes Polski. A nasza polityka polega na uszanowaniu tego stanu rzeczy.
I wtedy, przyjmując taką politykę, możemy kształtować wzajemne relacje.
Oczywiście, Ameryka miała prawo wybrać sobie Panią Clinton albo Pana Trumpa i posługując się tym kryterium szanujemy amerykańskie prawo do ich wyboru. Ameryka wybrała Pana Trumpa, więc jest jak jest. I mamy prawo i możliwość analizowania rzeczywistości taką jaka ona jest, mamy też możliwość budowania w tej rzeczywistości takich relacji, które najlepiej odpowiadają naszemu polskiemu Interesowi Narodowemu.
Kropka.
michael
3. @Wojciech Kozlowski
Naprawdę "idzie nowe" - i w Europie, i za oceanem - i z marginesu "wielkiej polityki" niespodziewanie przesuwamy się do jej głównego nurtu ;-)
Rosja zawsze gardziła "gównojadami", chociaż bez skrupułów korzystała z ich usług (to kolejny przykład mongolskiego dziedzictwa Kremla - bo na Wielki Stepie najcenniejsza była lojalność), szanując za to ludzi dbających o interes swego środowiska - i jeśli Tlllerson naprawdę był twardym i nieprzekupnym graczem - to Trump dokonał fantastycznego wyboru, desygnując go na MSZ.
Zoabczymy, jak szybko dokonają się sugerowane przez Pana zmiany u nas.
Pozdrawiam.
4. @michael
Pełna racja - Polska Racja Stanu jedynym kryterium... Ciekawe, że dotąd jakoś jej nie sformułowano i uroczyście nie ogłoszono.
Rozumiem poprzednie "rządy" - no bo jak otwarcie przyznawać się do swego lokajskiego statusu? Ale dzisiaj...
Ale dobrze się składa, kiedy nasza racja stanu zbieżna jest z polityką wielkiego mocarstwa, które chętnie by nas wzmocniło - korzystajmy z koniunktury, która teraz pozwala ugrać więcej, niż poprzednio - może nawet broń atomową, na wzór Turcji?
Pozdrawiam.
5. @ Polska racja stanu już jest od dawna, jest tylko problem z jej
sformułowaniem.
Nie jest to problem tylko formalny, ale jak najbardziej rzeczywisty, dlatego jest tak trudny. Ktokolwiek zabierze się za praktyczną realizację tego zadania, natychmiast dowiaduje się dlaczego tak jest. Załóżmy, że zabierzemy się za tę robotę sami, przyjmijmy, że pierwszy krok został już zrobiony i jest w tym oto sformułowaniu:
Z dokładnością do spraw redakcyjnych. Otóż teraz jasno widać w czym rzecz. Tu nie chodzi o sformułowanie, a o dokonanie bardzo ważnego wyboru i to w polskim imieniu. Polska wybiera jako swojego patrona samą siebie.
Każda następna fraza sformułowania polskiej racji stanu jest dokonaniem takiego wyboru, jest sformułowaniem naszego obrazu Polski, Polski takiej jakiej chcemy.
Mam propozycję.
Spróbujmy to zrobić. Cokolwiek napiszemy, będzie przedmiotem dalszych uzgodnień, chociażby dlatego, ze wiele koniecznych wyborów jest przedmiotem ostrego sporu.
Ale być może warto spróbować. Być może nawet tylko szkic zestawienia najważniejszych dylematów już wart jest naszej pracy.
michael