Fatima i wielka kara

avatar użytkownika intix

 

.


       Fatima i wielka kara
       Artykuł z 2008 r.

       * * *

 

Wierz mi jednak, Ojcze, Bóg ukarze świat, i to
w straszliwy sposób. Kara z nieba jest już bliska

s. Łucja do ks. Fuentesa

      W minionym roku wspominaliśmy rocznice trzech ważnych wydarzeń, które dokonały się w XX wieku:

            - 100. rocznicę ogłoszenia niezwykle ważnych dokumentów wymierzonych w modernizm,
              czyli Syllabusa błędów modernistów, ogłoszonego 4 lipca 1907 r. – oraz
              antymodernistycznej encykliki Pascendi, ogłoszonej 8 września tego samego roku.

            - 90. rocznicę objawień Matki Bożej w Fatimie w roku 1917.

            - 50. rocznicę słynnego wywiadu udzielonego przez s. Łucję ks. Fuentesowi.

      W trakcie niniejszego wykładu zajmować się będziemy wszystkimi wspomnianymi wydarzeniami, a rozpoczniemy od wywiadu, który ks. Fuentes przeprowadził z s. Łucją w klasztorze w Coimbrze 26 grudnia 1957 r. S. Łucja powiedziała wówczas:

Ojcze, Najświętsza Dziewica jest bardzo smutna, gdyż nikt nie przywiązuje żadnego znaczenia do Jej przesłania, ani dobrzy, ani źli. Dobrzy nadal kroczą swą drogą, nie przywiązując jednak do niego znaczenia. Źli, nie widząc kary Bożej, która właśnie na nich spada, nadal prowadzą życie w grzechu, nie przejmując się nim wcale. Wierz mi jednak Ojcze, Bóg ukarze świat i to w straszliwy sposób. Kara z nieba jest już bliska.(*)

       Zatrzymajmy się na chwilę nad ową „karą z nieba”, straszną karą, o której mówi s. Łucja. Kara, o której wspomina, wydaje się wykraczać poza to, o czym mówiła Matka Boża podczas objawienia w Fatimie 13 lipca 1917 r. Tego dnia Najświętsza Maryja Panna ostrzegła trójkę dzieci – Hiacyntę, Franciszka i Łucję – że jeśli ludzie nie przestaną obrażać Boga, ukarze On świat „poprzez wojnę, głód i prześladowanie Kościoła oraz Ojca Świętego”. Narzędziem, którym Bóg miał się posłużyć przy wymierzaniu tej kary, miała być Rosja.

       Matka Boża powiedziała: „Aby temu zapobiec, przyjdę prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu”. Obiecała, że jeśli ów akt zostanie dokonany, Rosja nawróci się, a światu zostanie dany okres pokoju. Niepokalana ostrzegła również, że jeśli Jej prośba nie zostanie spełniona,

Rosja rozszerzy swe błędy na cały świat, wzbudzając wojny i prześladowania Kościoła. Dobrzy będą ponosić męczeństwo, Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć, a niektóre narody zostaną unicestwione.

       Widzimy więc, że na karę, o której mówiła Matka Boża 13 lipca, miały się składać:

            - wojna;
            - głód;
            - prześladowanie Ojca Świętego;
            - unicestwienie całych narodów.

      A propos unicestwienia całych narodów: podczas wywiadu udzielonego ks. Fuentesowi s. Łucja stwierdziła, że Matka Boża powiedziała jej, Hiacyncie i Franciszkowi „wielokrotnie (...) że wiele narodów zniknie z powierzchni ziemi”. Znamy tylko jedną wzmiankę o tym – z lipca 1917 r., a jednak s. Łucja twierdzi, że Matka Boża mówiła o unicestwieniu wielu narodów „wielokrotnie”!

      Ale nie na tym aspekcie kary pragniemy się dziś skupić. (...)

      W 1957 r., zaledwie kilka lat przed II Soborem Watykańskim i kryzysem wiary, jaki po nim nastąpił, przed wydarzeniami lat 60., których konsekwencje odczuwamy do dziś, s. Łucja powiedziała:

Ojcze, diabeł zamierza wypowiedzieć decydującą bitwę Najświętszej Dziewicy, ponieważ wie, co obraża Boga najbardziej – i w krótkim czasie zdobędzie wielką liczbę dusz. Diabeł stara się ze wszystkich sił zwyciężyć dusze poświęcone Bogu, ponieważ w ten sposób wierni zostaną opuszczeni przez swych pasterzy, przez co łatwiej będzie mu ich pochwycić.

      W latach 50. niewiele wskazywało na rychły kryzys wśród duchowieństwa. Mało wskazywało na to, że będziemy pozbawieni dobrego, solidnego, katolickiego przywództwa, czego rezultatem mogłyby być chaos i apostazja wielkiej liczby katolików. Wydaje się jednak, że s. Łucja w tajemniczy sposób dokładnie przewidziała rozwój wypadków: diabeł zdobył dusze poświęcone Bogu, skutkiem było opuszczenie wiernych przez ich pasterzy, co z kolei uczyniło z nich łatwy łup dla diabła.

      Kara

      Czy jednak Bóg mógłby ukarać ludzkość w taki sposób? Czy pozwoliłby, aby „zwodniczy wpływ” zdobył dusze Mu poświęcone? – Odpowiedź brzmi: tak. Wiemy o tym z licznych źródeł.

      Po pierwsze, mamy świadectwo św. Jana Eudesa, jednego z licznych propagatorów nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz „godnego podziwu” – jak je określał – Serca Maryi. Św. Jan Eudes powiedział, że kiedy Bóg gniewa się na swój lud, zsyła mu – jako karę – złych kapłanów. Oto, co napisał w książce Kapłan, jego godność i obowiązki:

Najbardziej widoczną oznaką Bożego gniewu i zarazem najstraszliwszą karą, jaką może On wymierzyć światu, jest sytuacja, kiedy pozwala On, by jego lud wpadł w ręce ludzi, którzy są duchownymi bardziej z nazwy niż z uczynków, kapłanów okrutnych jak wilki drapieżne, ludzi, którym brak miłości i oddania powierzonej im owczarni (...). Gdy Bóg zezwala na takie rzeczy, jest to bardzo konkretna oznaka, że gniewa się On na swój lud (...). Dlatego właśnie woła On nieustannie do chrześcijan: „Powróćcie, o zbuntowane dzieci (...) a dam wam pasterzy wedle serca mojego» (Jer 3, 14–15). Tak więc nieprawości w życiu kapłanów są chłostą wymierzoną ludowi w konsekwencji jego grzechów.

      Św. Jan Eudes ostrzega nas, że jako karę za grzechy ludzi Bóg ześle nam kapłanów, którzy nie są ukształtowani według Jego Serca, mających ducha obcego Najświętszemu Sercu Zbawiciela i Niepokalanemu Sercu Maryi.

      Innym przykładem tego, jak Bóg karze swój lud, jest zniszczenie kościołów i świętych miejsc. W pięknej broszurze poświęconej obrazowi Matki Bożej Nieustającej Pomocy redemptorysta o. Benedykt d’Orazio wyjaśnia:

Kiedy Bóg pragnie okazać swe niezadowolenie nieposłusznemu ludowi, zwykle odrzuca święte dary, jakie Mu on zanosi, a niekiedy nawet zezwala, by zabrano lub zniszczono ołtarze i święte obrazy.

      O. d’Orazio pisał te słowa w kontekście odrzucenia przez prawosławnych ustanowionej przez Boga instytucji papiestwa. W rezultacie prawosławni utracili cudami słynący obraz Matki Bożej Zwycięskiej. Został on wywieziony ze Wschodu przez Wenecjan i umieszczony w bazylice św. Marka w Wenecji.

      Jak wyjaśnia o. d’Orazio, w podobny sposób:

            - Domek Loretański został cudownie przeniesiony do Loreto
              (w środkowych Włoszech – przyp. red. Zawsze Wierni).
            - Kościół na Zachodzie wszedł w posiadanie obrazu Matki Bożej Dobrej Rady
              (czczony w kościele w Genazzano koło Rzymu – przyp. red. Zawsze Wierni)
              oraz ikony Matki Bożej Nieustającej Pomocy
              (obecnie w kościele pw. św. Alfonsa Liguoriego w Rzymie – przyp. red. Zawsze Wierni).

      Jak pisze o. d’Orazio, kara ta spadła na „ludzi, którzy byli zaślepieni i zatwardziałego serca przez stałe nadużywanie łask, jakimi Bóg obdarzał ich w obfitości”.

      Na podstawie pism św. Jana Eudesa i o. Benedykta d’Orazio widzimy więc, że Bóg niekiedy karze swój lud, pozwalając nawet, by przedmioty i miejsca kultu uległy zniszczeniu. Bóg zezwala niekiedy, „by zabrano lub zniszczono ołtarze i święte obrazy” i karze swój lud, posyłając im złych pasterzy – kapłanów nie według Jego serca, ale mających w sobie ducha tego świata, czyli ducha Antychrysta.

      Nie sądzę, by wykazanie, że znamiona tego rodzaju kary Bożej można odnaleźć w Kościele po Vaticanum II, wymagało wielu przykładów. Praktycznie w każdym kościele zniszczono ołtarz albo przynajmniej zastąpiono go protestanckim w stylu stołem. Praktycznie każdy kościół doświadczył, w takiej czy innej formie, tego, co możemy nazwać dewastacją jego wnętrza – w każdym widzimy dziś współczesne brzydkie sprzęty liturgiczne i obrazy, które nie ilustrują już prawd wiary.

      Częstokroć kościoły zostały dosłownie ogołocone. Tak było w przypadku kościoła pw. Św. Leona, mojego kościoła parafialnego w północno-wschodniej Filadelfii, gdzie dorastałem. Miał on niegdyś przepiękne wnętrze, strzelisty wysoki ołtarz z wieloma małymi elementami, jak np. złożone dłonie skierowane ku niebu, dwa ołtarze boczne, piękne rzeźby, imponujące balaski, mozaikową posadzkę, piękny ośmiokątny pulpit z rzeźbionymi postaciami oraz głowami cherubinów.

      Gdzieś w środku lat 60. mianowano proboszczem niejakiego ks. Quinna. (...) Pozostał tam przez około pięć lat – i całkowicie „odnowił”, czyli zdewastował wnętrze kościoła tak, że obecnie przypomina on surową, protestancką salę konferencyjną. Wspaniały pulpit zniknął, znikły wszystkie posągi za wyjątkiem dwóch, usunięto wysoki ołtarz i zastąpiono go stołem wyglądającym jak drewniana deska do prasowania.

      Ten rodzaj kataklizmu dotykał jedną parafię po drugiej, a miało to miejsce niespełna 10 lat po tym, jak s. Łucja zapowiedziała: „Bóg ukarze świat, i to w straszliwy sposób. Kara z nieba jest już bliska”.

      Jesteśmy też świadkami upadku dusz poświęconych Bogu. Nie mówię tu o tych, którzy po soborze porzucili kapłaństwo i powrócili do życia świeckiego w liczbie dotychczas niespotykanej. Mam na myśli tych, którzy pozostali i przyjęli nową, zmodernizowaną wersję „katolicyzmu”, rodzaj „niekatolickiego katolicyzmu”, „katolicyzmu liberalnego”, potępianego przez wszystkich papieży przed 1958 r. Duchowni ci przyjęli sami, a następnie narzucili wiernym bardzo liberalną koncepcję katolicyzmu, odnośnie do której Pius IX ostrzegał, że może „nas ona zniszczyć”, może doprowadzić „religię do ruiny” i „pozbawić nas możliwości wysługiwania sobie łask u Boga”.

      Ten ogólnoświatowy proces niszczenia wiary, wywołany liberalnym katolicyzmem, rozpoczął się zaledwie kilka lat po tym, jak s. Łucja powiedziała: „Kara z nieba jest już bliska”. Jesteśmy świadkami wielkiej kary – dokonuje się ona na naszych oczach. Trwa już 40 lat i z czysto ludzkiego punktu widzenia nic nie wskazuje na jej rychły koniec.

      „Działanie błędu”

      Jednak to nie wszystko. Nie tylko nasze „ołtarze i święte obrazy zabrano lub zniszczono”. To, co utraciliśmy, jest daleko cenniejsze, ważniejsze i ma bardziej fundamentalne znaczenie. Chcę powiedzieć wam o tym, co uważam za samą naturę kary, jakiej jesteśmy obecnie świadkami. Z niej wynikają wszystkie materialne kary, przed którymi ostrzegała Matka Boża w Fatimie.

      Tym, co utraciliśmy, co utraciła olbrzymia większość katolickiego duchowieństwa, jest przekonanie o niezmienności obiektywnej prawdy. Świadomość prawdziwej wartości świętych obrazów i szacunek wobec ołtarzy są bowiem wynikiem uznania niezmienności prawdy – niezmienności wiary katolickiej. Jestem przekonany, że właśnie owa utrata wiary w niezmienność obiektywnej prawdy jest „zwodniczym wpływem” naszych czasów i że ten zwodniczy wpływ jest karą zesłaną na świat przez Boga.

      W jaki sposób Pismo św. ostrzega nas przed nadejściem Antychrysta, a w domyśle przed nadejściem ducha anty-Chrystusowego, pojawiającego się w każdym czasie? „Dlatego, że z miłością prawdy nie przyjęli, aby byli zbawieni. Dlatego podda ich Bóg działaniu błędu, aby uwierzyli kłamstwu” (2 Tes 2, 10). Jestem więc przekonany, że zwodniczym wpływem naszych czasów, „działaniem błędu”, jest utrata wiary w niezmienność obiektywnej prawdy.

      W jaki sposób się to przejawia? W takich na przykład twierdzeniach:

            - Kościół zawsze nauczał, że jest jedynym prawdziwym Kościołem, poza którym nie ma zbawienia, obecnie jednak wierzymy, że można osiągnąć zbawienie w każdej religii.
            - Kościół zawsze nauczał, że Pismo św. nie zawiera błędów, obecnie jednak wierzymy, że Biblia zawiera błędy historyczne, naukowe i rzeczowe, pomimo że nadal traktujemy ją jako świętą księgę.
            - Papieże zawsze nauczali, że filozofia św. Tomasza z Akwinu jest wieczystą filozofią Kościoła i że jego metafizyka nie zawiera błędów oraz że metodę, doktrynę i zasady św. Tomasza należy traktować z pietyzmem i dawać im prymat przed innymi systemami, obecnie jednak uważamy, że tomizm jest „ograniczony i skostniały”, że musimy porzucić św. Tomasza na rzecz współczesnych systemów filozoficznych, aby uczynić katolicyzm bardziej „odpowiednim” dla współczesnego człowieka.
            - Kościół zawsze nauczał, że Msza św. jest nade wszystko ofiarą – bezkrwawym odnowieniem Kalwarii, z kapłanem działającym w osobie Chrystusa. Obecnie jednak uważamy, że Msza jest jedynie wspomnieniem Ostatniej Wieczerzy, świętym posiłkiem celebrowanym na pamiątkę Chrystusa; potrzebujemy więc Mszy opartej na protestanckim wzorcu kultu.

      Temu wymogowi odpowiada nowa Msza, jak to wykazali w sposób przekonujący kardynałowie Ottaviani i Bacci w 1969 r. Abp Bugnini, architekt nowej Mszy, otwarcie wyjawiał zasady, na których budował swoją nową liturgię. Jak powiedział:

Musimy usunąć z naszych katolickich modlitw oraz z katolickiej liturgii wszystko, co mogłoby stanowić cień nawet przeszkody dla naszych braci odłączonych, czyli protestantów.

      Tak więc, z uwagi na nową, ekumeniczną koncepcję liturgii, zmodyfikowano Mszę ze względu na tych, którzy nie wierzą w ofiarnicze kapłaństwo, którzy nie wierzą, że Chrystus jest obecny w Najświętszym Sakramencie.

      Aggiornamento! Oto nowy imperatyw od czasu soboru: zmiany, zmiany, zmiany...

      Owa niezdolność do uznania niezmienności obiektywnej prawdy znajduje wyraz w herezji modernizmu – przekonaniu, że jakaś część katolickich dogmatów może z czasem ulec zmianie, że religia musi zmieniać się z czasem, że to, czego Kościół nauczał 100 lat, temu musi zostać zapomniane, inaczej przedstawione czy też zaktualizowane.

      Sloganem ostatniego soboru było aggiornamento – ‘uwspółcześnienie’.

      Papieskie ostrzeżenia

      Stwierdziwszy, że dzisiejsze duchowieństwo utraciło właściwe rozumienie prawdy, chciałbym wyjaśnić, że nie jest to mój własny wymysł. Przez minionych 100 lat wielcy papieże – zwłaszcza św. Pius X, Pius XI i Pius XII – przyznawali, że owa niechęć do uznania niezmienności obiektywnej prawdy stawała się stopniowo coraz poważniejszym problemem. Niepokojące symptomy występowały u znacznej części duchowieństwa i katolickich „intelektualistów”.

      Co napisał o modernistach św. Pius X, kiedy potępiał modernizm we wspaniałej encyklice Pascendi? Napisał, że „wypaczają oni wieczną koncepcję prawdy”. W Syllabusie błędów modernistów, w którym potępił 65 ich głównych tez, święty papież napiętnował m.in. twierdzenie: „*Prawda nie jest bardziej niezmienna, niż sam człowiek, ponieważ ewoluuje ona razem z nim, w nim i przez niego”. Dlaczego św. Pius X musiał to potępić? Ponieważ w konsekwencji przyjęcia tego twierdzenia modernistyczni kapłani, biskupi i teologowie zaczęli negować fakt, że prawda jest niezmienna. Św. Pius X musiał więc ogłosić Syllabusa oraz napisać encyklikę o tym najbardziej fundamentalnym błędzie. Jednak nawet to nie wystarczyło. Trzy lata później św. Pius X zaprowadził obowiązek składania przysięgi antymodernistycznej, ponieważ był świadom, że moderniści nie porzucili swych błędów – stworzyli tajne przymierze i nadal wypaczali katolicką doktrynę.

      Jednak niebezpieczeństwa nie udało się całkowicie zażegnać. Kwestionowanie niezmienności prawdy nie zakończyło się wraz ze śmiercią Piusa X. Nadal było wielu kapłanów, biskupów, zakonników i teologów, zarażonych tym „działaniem błędu”. Już 14 lat po wprowadzeniu przez św. Piusa X przysięgi antymodernistycznej jego następca Pius XI kazał Świętemu Oficjum potępić 12 fałszywych tez filozoficznych, zyskujących wpływ wśród kapłanów i teologów. Miało to miejsce 1 grudnia 1924 r.

      Jedną z tych tez była nowa definicja prawdy, która – mówiąc w skrócie – negowała to, że prawda jest zgodnością intelektu z zewnętrzną rzeczywistością. Wedle tej nowej koncepcji prawda jest po prostu zgodnością naszego intelektu z życiem i jego stale zmieniającymi się okolicznościami, tak, że wszystko podlega ciągłym zmianom i postępowi. Prawda nieustannie „staje się”. Jak widać, papież nadal musiał korygować fałszywą, rozpowszechnioną wśród wielu kapłanów i teologów koncepcję, wedle której nie istnieje niezmienna, obiektywna prawda.

      W latach 30. i 40. problem ten wciąż istniał i sytuacja stawała się coraz gorsza. Skutkiem katastrofy II wojny światowej było osłabienie czujności nawet dobrych biskupów wobec wzrostu wpływów modernistycznych. W tym czasie błąd, wedle którego prawda znajduje się w stanie nieustannej zmiany, zaczęto w coraz większym stopniu odnosić do religii. Jezuita ks. Henryk Boulliard, propagujący coś, co nazywał „nową teologią”, stwierdził nawet: „Teologia, która nie jest aktualna (tj. nie podlega nieustannej zmianie), będzie teologią fałszywą”.

      W obliczu propagowania tej fałszywej koncepcji prawdy głos zabrał również Pius XII. W 1946 r. pisał: „Wiele się mówi (jednak bez niezbędnej jasności) o «nowej teologii», która musi się znajdować w stanie stałego przeobrażenia, tak jak wszystkie inne rzeczy tego świata, znajdujące się w ciągłym procesie zmiany i ruchu, nie osiągając nigdy swego kresu. Gdybyśmy mieli przyjąć taką opinię, co stałoby się z niezmiennymi dogmatami wiary katolickiej, co stałoby się z jednością i trwałością tej wiary?”.

      Jest to oczywiście pytanie retoryczne: dla Piusa XII odpowiedź jest oczywista – jedność i trwałość wiary, niezmienność dogmatów zostałyby w systemie „nowej teologii” zniszczone (...)

      Dlatego właśnie o. Garrigou-Lagrange OP, jeden z najwybitniejszych tomistów XX wieku, zwalczał „nową teologię”. W artykule z 1946 r., zatytułowanym: Dokąd prowadzi nas nowa teologia?, słusznie ostrzegał, że jej konsekwencją jest modernizm.

      Głównymi propagatorami „nowej teologii” byli: o. Dominik Chenu, ks. Karol Rahner, o. Iwo Congar i ks. Henryk de Lubac. Wszyscy głosili koncepcje, które za pontyfikatu Piusa XII potępiło Św. Oficjum albo uznało je za podejrzane.

      W wielkim skrócie: na krótko przed i w trakcie Vaticanum II – będącego soborem jedynie pastoralnym (...) – ci sami ludzie zostali zaproszeni przez Jana XXIII jako eksperci teologiczni, jako doradcy liberalnych biskupów (...). Ludzie ci nigdy nie wycofali się ze swoich heterodoksyjnych poglądów ani ich nie odwołali, i to właśnie oni sporządzili szkice dokumentów soborowych! Na soborze tryumf odniosła więc właśnie lansowana przez nich teologia – liberalna i modernistyczna.

      O. Henrici, zwolennik „nowej teologii”, przechwalał się, że jej lyońska mutacja (Lyon był ojczyzną teologii de Lubaca) „stała się oficjalną teologią II Soboru Watykańskiego”.

      Marceli Prelot, liberalny senator z regionu Dobbs we Francji, pisał: „Przez półtora wieku walczyliśmy, by nasze opinie zwyciężyły w Kościele – i nie odnieśliśmy sukcesu. W końcu nadszedł II Sobór Watykański i odnieśliśmy tryumf. Od tego czasu tezy i zasady liberalnego katolicyzmu zostały definitywnie i oficjalnie zaakceptowane przez Stolicę Apostolską”.

      Pamiętajmy, przed czym ostrzegał Pius IX. Ten liberalny katolicyzm – jak mówił – zniszczyłby nas, doprowadziłby do ruiny religię, uniemożliwiłby nam wysługiwanie łask Bożych. Taka jest właśnie prawdziwa natura tego, do czego doprowadził II Sobór Watykański.

      Wszystko to bierze się z owego błędu (...) polegającego na odmowie uznania niezmienności obiektywnej prawdy. Uważam, że jest to główna duchowa kara, jaką Bóg na nas zsyła i że właśnie to wypaczanie prawdy niszczy prawdziwą wiarę i ściągnie na nas kary materialne, przed którymi ostrzegała nas Matka Boża w Fatimie.

      Nowa interpretacja

      Podam krótki przykład tej fałszywej koncepcji prawdy, przytaczając pewne stwierdzenia poczynione niedawno przez kogoś, kto, wedle określenia s. Łucji, „zajmuje w Kościele odpowiedzialne stanowisko”.

      12 maja 2007 r., podczas konferencji zorganizowanej w Moskwie z okazji 90. rocznicy objawień Matki Bożej w Fatimie, abp Tadeusz Kondrusiewicz, ówczesny katolicki metropolita Moskwy, publicznie stwierdził, że nawrócenie Rosji zapowiedziane przez Matkę Bożą nie oznacza nawrócenia rosyjskich prawosławnych na katolicyzm. Jak powiedział:

Twierdzenie, że to, co Najświętsza Dziewica mówiła o nawróceniu Rosji, odnosi się do jej nawrócenia na katolicyzm, jest absolutnie fałszywe. (...) Rosja jest krajem nade wszystko prawosławnym i to przede wszystkim Rosyjska Cerkiew Prawosławna jest odpowiedzialna za nawracanie ludzi na chrześcijaństwo.

      Również 13 dni później – 25 maja 2007 r. – hierarcha powiedział:

Matka Boża Fatimska mówiła o nawróceniu Rosji do Boga, ale nie powiedziała, że musi być ona wyłącznie katolicka. Jako Kościół katolicki pomagamy naszym prawosławnym braciom i pracujemy wspólnie nad kontynuacją i rozwojem dialogu pomiędzy nami.

      To samo powtórzył kard. Poupard w czerwcu ubiegłego roku. W ekumenicznej euforii wyrwało mu się nawet stwierdzenie (będące historycznym błędem), jakoby „Watykan nigdy nie chciał uczynić z Rosji narodu katolickiego”.

      Jest to sprzeczne nie tylko z orędziem fatimskim, zapowiadającym nawrócenie Rosji, ale również z samą wiarą katolicką.

 

      Sobór Florencki i Pius X

      Jest oczywistym faktem, że członkowie wspólnoty wyznaniowej, którą nazywamy Rosyjską Cerkwią Prawosławną, są schizmatykami. Określenie to nie powinno być traktowane jako obelżywe; oddaje ono jedynie sytuację, w jakiej znajdują się członkowie tej grupy religijnej. W XI wieku odłączyła się ona od Kościoła katolickiego, a schizma ta nie została dotąd uleczona.

      Sobór Florencki nauczał w sposób nieomylny, że schizmatycy pozostają poza Kościołem i nie mogą być zbawieni, jeśli się nie nawrócą do jedynego prawdziwego Kościoła Chrystusowego. Prawdę tę powtórzył najwybitniejszy papież XX wieku – św. Pius X. Pisał on jednoznacznie o konieczności powrotu schizmatyckich wyznawców prawosławia do Kościoła katolickiego. W mało znanej encyklice z 1910 r. Ex quo stwierdził, że wszelkie wysiłki podejmowane na rzecz zjednoczenia z prawosławnymi

będą daremne, jeśli najpierw i nade wszystko nie będą oni [prawosławni] wyznawać prawdziwej i całej katolickiej wiary, która została uświęcona i przekazana przez Pismo św., Tradycję Ojców, zgodę Kościoła, sobory powszechne i dekrety papieskie.

      Na zakończenie Pius X wyraził pragnienie, by Bóg „przyśpieszył dzień, w którym narody Wschodu powrócą do katolickiej jedności i zjednoczone ze Stolicą Apostolską, po odrzuceniu swych błędów, dotrą do portu wiecznego zbawienia”.

      Święty papież powtarza więc, że prawosławni:

            - wyznają heretyckie doktryny, które muszą porzucić;
            - z powodu schizmy nie pozostają w jedności z Kościołem Chrystusowym;
            - nie dotrą do portu zbawienia, o ile nie porzucą swych błędów
              i nie przyłączą się do jedynego prawdziwego Kościoła Chrystusowego
              przez podporządkowanie się prawowitej władzy apostolskiej Następców św. Piotra.

      Wbrew ekumenicznej ideologii, wyznawanej obecnie przez większość przywódców Kościoła i obecnej w nauczaniu abpa Kondrusiewicza oraz kard. Pouparda, nawrócenie może mieć tylko jedno znaczenie: powrót schizmatyków, heretyków i dysydentów do prawdziwego Kościoła ustanowionego przez Jezusa Chrystusa – Kościoła katolickiego.

      Termin ten został obecnie zawłaszczony przez modernistów i jest przez nich używany w nowym, niekatolickim sensie. Pogodzenie się z jego nowym znaczeniem oznaczałoby de facto kapitulację wobec modernizmu.

      Należy stawiać opór modernizmowi

      Jak wspomnieliśmy, modernizm polega zasadniczo na wierze w możliwość pewnych modyfikacji w obrębie odwiecznej nauki dogmatycznej Kościoła. Zgodnie z tym poglądem katolicka prawda dnia wczorajszego musi ulec transformacji i zostać zastąpiona (albo inaczej przedstawiona), aby utorować drogę dla nowych katolickich „prawd” jutra. Zasady religijne muszą się więc zmieniać ze względu na zmiany w otaczającym nas świecie. Sto lat temu św. Pius X potępił tę herezję w Syllabusie błędów modernistów (4 lipca 1907), w encyklice Pascendi (8 września 1907) oraz poprzez zaprowadzenie obowiązku składania przysięgi antymodernistycznej (1 września 1910).

      Wypowiadając słowa przysięgi antymodernistycznej, składa się wobec Boga m.in. taką uroczystą obietnicę: „Szczerze przyjmuję naukę wiary, którą Apostołowie przekazali nam przez Ojców prawowiernych w tym samym sensie i w tym samym zawsze rozumieniu; przeto jako herezję całkowicie odrzucam zmyśloną teorię o ewolucji dogmatów, według której dogmaty zmieniają jedno znaczenie na drugie i do tego odmienne od rozumienia, uprzednio istniejącego w Kościele”.

      Ktoś mógłby powiedzieć, że wiąże to jedynie tych, którzy składali przysięgę antymodernistyczną. W rzeczywistości jednak Pius X posłużył się w jej formułowaniu tekstem ogłoszonym przez I Sobór Watykański, nauczającym nieomylnie w konstytucji Dei Filius: „Niech zatem wzrasta (...) a wielorako rozwija się rozumienie, wiedza i mądrość tak poszczególnych ludzi, jak i wszystkich razem, tak pojedynczych osób, jak i całego Kościoła, wszystkich pokoleń i wieków, ale w swoim tylko rodzaju, tj. w tej samej nauce, w tym samym znaczeniu i w tej samej myśli”.

      Wszyscy katolicy mają obowiązek wierzyć, że dogmaty się nie zmieniają, że musimy wierzyć w katolicką prawdę „w tej samej nauce, w tym samym znaczeniu i w tej samej myśli”, jaka zawsze była nauczana. Tragedia polega na tym, że znajdujemy się w wyjątkowym punkcie historii, gdy większość ludzi zajmujących odpowiedzialne stanowiska w Kościele stała się ofiarami błędu modernizmu – wiary w to, że pewne aspekty doktryny katolickiej mogą się z czasem zmieniać. (...)

      Możemy teraz lepiej zrozumieć, dlaczego kard. Ciappi, teolog papieski służący pięciu kolejnym biskupom Rzymu, powiedział: „W trzeciej tajemnicy fatimskiej czytamy między innymi, że wielka apostazja w Kościele rozpocznie się od jego szczytów”. Możemy też lepiej zrozumieć słowa s. Łucji wypowiedziane do ks. Fuentesa w 1957 r., wedle których Bóg zamierza ukarać świat, a „diabeł czyni wszystko, by zwyciężyć dusze poświęcone Bogu, ponieważ w ten sposób może pozbawić dusze wiernych ich pasterzy, przez co łatwiej będzie mógł ich pochwycić”.

      Proroctwo to spełnia się na naszych oczach: doświadczamy Bożej kary w postaci tych, którzy – zajmując odpowiedzialne stanowiska w Kościele – nie uznają już niezmienności obiektywnej prawdy i na różne sposoby nauczają nowej doktryny, sprzecznej z tym, co Kościół zawsze przekazywał. Zostaliśmy opuszczeni przez naszych pasterzy, ponieważ nie możemy już od nich oczekiwać, że będą stać na straży katolickiej wiary i dyscypliny. Nie możemy oczekiwać, że będą nas nauczali integralnej wiary katolickiej, „całej i nienaruszonej”, jak to nakazuje wyznanie wiary św. Atanazego. Wyraźnym na to dowodem jest choćby fakt, że tysiące katolickich rodziców muszą brać na siebie obowiązek nauczania swych dzieci w domach z powodu gorszącego programu nauczania w szkołach diecezjalnych.

      Apostoł Paweł ostrzegał św. Tymoteusza: „Przyjdzie bowiem czas, gdy zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości zgromadzą sobie nauczycieli – mając uszy chciwe na pochlebstwa i od prawdy słuch z pewnością odwrócą, a obrócą się ku baśniom” (2 Tm 4, 3–4).

      Ponieważ oczywiste jest, że żyjemy w czasie powszechnego „odwrócenia się” od prawdy, naszym obowiązkiem jest czynić co w naszej mocy na rzecz powrotu do niej.

      Musimy:

            - Przyjmować jako pewnik niezmienność katolickiej prawdy.

   
            - Akceptować to, że wiara katolicka się nie zmienia,
              i trzymać się katolickiej doktryny w takiej postaci,
              w jakiej zawsze jej nauczano,
              „w tym samym znaczeniu i w tym samym wyjaśnieniu”.


            - Modlić się za zarażonych współczesnymi błędami
              i publicznie się im sprzeciwiać.


            - Żyć orędziem fatimskim, odmawiać codziennie Różaniec,
              praktykować Nabożeństwo Pięciu Pierwszych Sobót,
              ofiarować codzienne obowiązki Bogu jako akt zadośćuczynienia.

 

      W walce tej, w której ostatecznym zwycięzcą będzie – jak wiemy – Najświętsza Maryja Panna, powinniśmy czerpać inspirację ze słów s. Łucji do ks. Fuentesa:

Dlatego właśnie jest konieczne, żebyśmy wszyscy zaczęli zmieniać się duchowo. Każdy z nas musi nie tylko ratować swoją własną duszę, ale również pomóc tym wszystkim, których Bóg postawi na naszej drodze. Ω

 

Jan Vennari
Za „Catholic Family News” tłumaczył Tomasz Maszczyk.

(*) pogrubienie fragmentów tekstu - intix

      * * *


     


Ku Fatimie 2017

* * *

 

 

.

 

7 komentarzy

avatar użytkownika intix

2. Św. Pius X i Święte Oficjum. Lamentabili sane exitu

Ponawiamy i potwierdzamy mocą Naszej Władzy Apostolskiej dekret Kongregacji Świętego Oficjum „Lamentabili sane exitu” oraz encyklikę „Pascendi Dominici gregis”, dodając karę ekskomuniki dla tych, którzy sprzeciwiają się tym dokumentom...  

Ekskomunika ta jest niezależna od kar, w które mogą popaść jako krzewiciele i obrońcy herezji, błądzący w materii, której tyczą się wzmiankowane dokumenty, gdyż propozycje, opinie albo doktryny przez nich wysuwane są heretyckie, co się nierzadko zdarza przeciwnikom obu cytowanych dokumentów i przede wszystkim wtedy, kiedy bronią błędów modernizmu, syntezy wszystkich błędów.

I. O fałszywym dążeniu do nowości

Do opłakanych następstw w naszych czasach, porzucających wszelkie ograniczenia, prowadzi pogoń za nowinkami w badaniach podstaw rzeczy. Sprawia ona, że odrzucając dziedzictwo ludzkości często popada się w najpoważniejsze błędy, które stają się szczególnie zgubne, gdy dotyczą nauk świętych, wykładu Pisma Świętego i głównych tajemnic Wiary. Szczególnie godne ubolewania jest to, że także wielu autorów katolickich przekracza granice wytyczone przez Ojców Kościoła i sam Kościół święty. Pod pozorem poważniejszej krytyki oraz w imię metody historycznej zmierzają oni do takiego rozwoju dogmatów, który okazuje się ich skażeniem.

Nasz Ojciec Święty, z Opatrzności Bożej papież Pius X, polecił więc, aby Kongregacja Świętej Inkwizycji zebrała i potępiła te błędy, ciągle rozsiewane wśród wiernych, aby nie zakorzeniły się w ich duszach i nie zatruły czystej wiary. Dlatego po dokładnym zbadaniu tych kwestii i po wysłuchaniu wniosków Księży Konsultorów, Ich Eminencje Kardynałowie Inkwizytorzy Generalni w sprawach wiary i moralności uznali, że należy potępić i odrzucić następujące zdania, które niniejsza Ogólna Ustawa potępia i odrzuca:

II. O powadze Magisterium autentycznego

1. Prawo kościelne, które nakazuje uprzednią cenzurę książek religijnych dotyczących Pisma Świętego, nie odnosi się do autorów uprawiających naukową krytykę lub egzegezę ksiąg Starego i Nowego Testamentu.

2. Interpretacją Pisma Świętego, jaką daje Kościół, nie należy co prawda pogardzać, ale podlega ona dokładniejszym osądom i poprawkom egzegetów.

3. Orzeczenia i cenzury kościelne nakładane za zbyt swobodną i wyraźniejszą egzegezę dowodzą, że wiara Kościoła jest sprzeczna z historią, dogmaty katolickie wcale nie zgadzają się z rzeczywistymi początkami religii chrześcijańskiej.

4. Magisterium Kościoła nie może nawet poprzez definicje dogmatyczne określić właściwego sensu Pisma Świętego.

5. Ponieważ w depozycie wiary zawarte są jedynie prawdy objawione, to Kościół nie może pod żadnym względem oceniać poglądów o umiejętnościach ludzkich.

6. Kościół słuchający współpracuje w taki sposób z nauczającym w określaniu prawd wiary, iż Kościół nauczający powinien tylko zatwierdzać powszechne opinie Kościoła słuchającego.

7. Kościół, potępiając błędy, nie ma prawa wymagać od wiernych żadnego z ich strony wewnętrznego uznania za prawdę orzeczeń przez Kościół wydawanych.

8. Należy uważać za wolnych od wszelkiej winy tych, którzy nie liczą się z potępieniami Świętej Kongregacji Indeksu i innych Świętych Kongregacji Rzymskich.

III. O natchnieniu i prawdziwości Pisma Świętego

9. Wiara, że Bóg jest rzeczywistym Autorem Pisma Świętego, jest zbytnią naiwnością lub brakiem wiedzy.

10. Natchnienie ksiąg Starego Testamentu polega na tym, że autorzy żydowscy przekazali prawdy religijne w pewnym szczególnym aspekcie, który albo wcale, albo w małym stopniu był znany poganom.

11. Natchnienie Boże nie rozciąga się aż do tego stopnia na całość Pisma Świętego, by wszystkie i poszczególne jego części chroniło od wszelkiego błędu.

12. Egzegeta, który pragnie owocnie uprawiać studia biblijne powinien zwłaszcza odrzucić wszelką uprzednią opinię o nadprzyrodzonym pochodzeniu Pisma Świętego, które winien tłumaczyć tak jak inne dokumenty czysto ludzkie.

13. Ewangeliści i chrześcijanie drugiego oraz trzeciego pokolenia zmyślili przypowieści ewangeliczne, aby wytłumaczyć małe powodzenie misji Chrystusa wobec Żydów.

14. Ewangeliści w wielu opowiadaniach podawali nie to, co rzeczywiście miało miejsce, ale to, co uważali, że przyniesie większą korzyść odbiorcom, chociażby to było fałszywe.

15. Do czasu ustalenia i określenia kanonu poszerzano Ewangelię ciągłymi dodatkami i poprawkami, tak że pozostał w nich słaby tylko i niepewny ślad nauki Chrystusa.

16. Opowiadania Jana nie są właściwie historią, lecz tylko mistyczną kontemplacją Ewangelii, zaś mowy zamieszczone w jego Ewangelii są teologicznymi rozważaniami o tajemnicy zbawienia i pozbawione są prawdy historycznej.

17. Czwarta Ewangelia przesadnie podkreśla cuda nie tylko dlatego, by okazały się one bardziej niezwykłymi, lecz także aby się stały odpowiedniejszymi do uwydatnienia dzieła i chwały Słowa Wcielonego.

18. Jan uważa się wprawdzie za świadka Chrystusa, ale w istocie jest tylko wybitnym świadkiem życia chrześcijańskiego, czyli życia Chrystusa w Kościele u schyłku pierwszego stulecia.

19. Egzegeci niekatoliccy oddali lepiej prawdziwy sens Pisma Świętego od egzegetów katolickich.

IV. O objawieniu i wierze

20. Objawienie było tylko uświadomieniem sobie przez człowieka swego stosunku do Boga.

21. Objawienie, które stanowi przedmiot wiary katolickiej, nie zakończyło się wraz z Apostołami.

22. Dogmaty, które Kościół podaje jako objawione, nie są prawdami pochodzenia Boskiego, ale są pewną interpretacją faktów religijnych, którą z dużym wysiłkiem wypracował sobie umysł ludzki.

23. Może zaistnieć i rzeczywiście istnieje sprzeczność między zdarzeniami przedstawionymi w Piśmie Świętym a dogmatami Kościoła, które są na nich oparte. Patrząc więc krytycznie można odrzucić jako fałszywe te fakty, w które Kościół wierzy jako w najpewniejsze.

24. Nie należy potępiać takiego egzegety, którego rozumowanie prowadzi do wniosku, iż dogmaty są fałszywe albo wątpliwe z punktu widzenia historycznego, a wystarczy, by nie zaprzeczał wprost samym dogmatom.

25. Wiara jako przyzwolenie umysłu opiera się ostatecznie na sumie prawdopodobieństw.

26. Dogmaty wiary należy pojmować według ich funkcji praktycznej, tzn. jako obowiązujące w działaniu, nie zaś jako zasady wierzenia.

V. O Osobie i działalności Chrystusa

27. Ewangelie nie dowodzą Bóstwa Jezusa Chrystusa, lecz jest ono dogmatem, który świadomość chrześcijańska wyprowadziła z pojęcia mesjasza.

28. Jezus spełniający swe posłannictwo nie uczył, że jest Mesjaszem, ani nie dowodził tego swymi cudami.

29. Można uznać, że Chrystus historyczny jest znacznie niższy od Chrystusa wiary.

30. W Ewangelii nazwa Syn Boży odpowiada zawsze tylko nazwie Mesjasz i nie oznacza, że Chrystus jest prawdziwym i współistotnym Synem Bożym.

31. Nauka o Chrystusie przekazana przez Pawła, Jana i przez Sobory: Nicejski, Efeski i Chalcedoński nie odpowiada nauce Jezusa, ale jest nauką o Jezusie sformułowaną przez świadomość chrześcijańską.

32. Nie można pogodzić naturalnego sensu tekstów ewangelicznych z nauką teologów katolickich o świadomości i nieomylnej wiedzy Jezusa Chrystusa.

33. Jeżeli nie kierujemy się uprzedzeniami, to jest jasne, że Jezus albo błędnie nauczał o bliskim już panowaniu Mesjasza, albo że większa część Jego nauki zawarta w Ewangeliach synoptycznych nie jest autentyczna.

34. Krytyk nie może przypisywać Chrystusowi nieograniczonej wiedzy, chyba żeby przyjąć – co jest historycznie nie do przyjęcia i sprzeciwia się poczuciu moralnemu – że Chrystus jako człowiek posiadał wiedzą Bożą i mimo to nie chciał udzielić uczniom i potomnym wiadomości o tylu rzeczach.

35. Chrystus nie zawsze posiadał świadomość swej godności mesjańskiej.

36. Zmartwychwstanie Zbawiciela nie jest właściwie faktem historycznym, lecz należy do porządku czysto nadprzyrodzonego. Z tego powodu nie jest ono udowodnione, nie daje się udowodnić i zostało powoli wywnioskowane przez świadomość chrześcijańską z innych faktów.

37. Wiara w Zmartwychwstanie Chrystusa od początku dotyczyła nie tyle faktu Zmartwychwstania, lecz nieśmiertelnego życia Chrystusa u Boga.

38. Nauka o śmierci Chrystusa dla odkupienia ludzi nie jest nauką ewangeliczną, lecz tylko Pawłową.

VI. O sakramentach w ogóle i szczegółowo

39. Poglądy ojców Soboru Trydenckiego na temat początku sakramentów, które niewątpliwie wywarły wpływ na ich orzeczenia dogmatyczne, bardzo się różnią od słusznych poglądów dzisiejszych historyków i badaczy chrześcijaństwa.

40. Sakramenty powstały w wyniku interpretacji, przez Apostołów lub ich następców, myśli i zamiarów Chrystusa pod wpływem i za zachętą okoliczności i wydarzeń.

41. Sakramenty mają tylko przypominać człowiekowi o obecności zawsze dobroczynnego Stwórcy.

42. Społeczność chrześcijańska wprowadziła konieczność chrztu, przyjmując go jako konieczny obrządek i połączyła go z obowiązkami wyznania chrześcijańskiego.

43. Zwyczaj udzielania chrztu dzieciom był owocem ewolucji dyscyplinarnej i przyczynił się do podziału jednego sakramentu na dwa, czyli na chrzest i pokutę.

44. Nie ma podstaw, aby uznać, że obrzęd sakramentu bierzmowania był w użyciu u Apostołów, a w pierwotnym chrześcijaństwie nie rozróżniano dwóch sakramentów: chrztu i bierzmowania.

45. Nie wszystko, co opowiada św. Paweł o ustanowieniu Eucharystii (1 Kor 11, 23–25), jest faktem historycznym.

46. We wczesnym Kościele nie istniało pojęcie chrześcijanina-grzesznika, którego Kościół rozgrzesza swoim autorytetem. Kościół bardzo powoli przyzwyczaił się do tego pojęcia i nawet gdy pokuta została uznana za instytucję Kościoła, to nie nazywano jej sakramentem, gdyż sakrament taki byłby uważany za uwłaczający.

47. Wbrew poglądom Ojców Soboru Trydenckiego słowa Pana: „Przyjmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 22–23) nie dotyczą sakramentu pokuty.

48. Jakub nie zamierzał ogłosić w swoim liście (Jk 5, 14–15) żadnego sakramentu Chrystusowego, lecz tylko chciał zalecić pewien pobożny zwyczaj. Jeżeli zaś w tym zwyczaju widzi jakiś środek łaski, to nie traktuje go tak bezwzględnie, jak teologowie, którzy ustanowili pojęcie i liczbę sakramentów.

49. Gdy wieczerza chrześcijańska stopniowo nabierała charakteru czynności liturgicznej, to jej zwykli przewodnicy uzyskali charakter kapłański.

50. Starsi spełniający funkcje nadzorcze na zebraniach chrześcijan zostali przez Apostołów ustanowieni kapłanami lub biskupami dla zapewnienia porządku w rozwijających się gminach, ale nie mieli we właściwym znaczeniu kontynuować posłannictwa i władzy apostolskiej.

51. Małżeństwo stosunkowo późno mogło stać się w Kościele sakramentem Nowego Prawa, gdyż najpierw konieczne było powstanie pełnej nauki teologicznej o łasce i o sakramentach.

VII. O ustanowieniu i rozwoju Kościoła

52. Chrystus nie zamierzał założyć Kościoła jako społeczności trwającej na ziemi przez wieki, gdyż wierzył w bliskie nadejście królestwa niebieskiego i w koniec świata.

53. Organiczny ustrój Kościoła podlega zmianie, a społeczność chrześcijańska, podobnie jak społeczność ludzka, podlega ciągłej ewolucji.

54. Dogmaty, sakramenty i hierarchia, zarówno co do pojęcia, jak i co do rzeczywistości, są tylko sposobem wyjaśnienia i etapem ewolucji świadomości chrześcijańskiej, która zewnętrznymi przyrostami pomnożyła i udoskonaliła mały zarodek ukryty w Ewangeliach.

55. Szymon Piotr nigdy nawet nie podejrzewał, że otrzymał od Chrystusa prymat w Kościele.

56. Kościół Rzymski stał się głową wszystkich Kościołów wskutek przyczyn czysto politycznych, a nie na mocy rozporządzenia Opatrzności Bożej.

VIII. O niezmienności i postępie nauki chrześcijańskiej

57. Kościół jest wrogiem postępu nauk przyrodniczych i teologicznych.

58. Prawda zmienia się wraz z człowiekiem, ponieważ rozwija się wraz z nim, w nim i przez niego.

59. Chrystus nie ogłosił żadnej określonej całościowo nauki, stosownej dla wszystkich czasów i ludzi, ale raczej zapoczątkował pewien ruch religijny zastosowany lub dający się zastosować do różnych czasów i do różnych miejsc.

60. Nauka chrześcijańska była z początku żydowską, lecz na skutek stopniowego rozwoju stała się najpierw Pawłową, następnie Janową, aż wreszcie grecką i powszechną.

61. Można bez sprzeczności głosić, że żaden rozdział Pisma Świętego (od pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju aż do ostatniego rozdziału Księgi Apokalipsy), nie zawiera nauki w pełni zgodnej z nauką Kościoła w tych samych kwestiach i żaden rozdział Pisma Świętego nie ma tego samego znaczenia dla krytyka, co dla teologa.

62. Główne artykuły Składu Apostolskiego nie miały takiego samego znaczenia dla pierwszych chrześcijan, jakie mają dla chrześcijan współczesnych.

63. Kościół nie jest zdolny skutecznie obronić etyki ewangelicznej, ponieważ niezmiennie trwa przy swych poglądach, których nie można pogodzić ze współczesnym postępem.

64. Postęp nauk wymaga reformy pojęcia nauki chrześcijańskiej o Bogu, stworzeniu, Objawieniu, Osobie Słowa Wcielonego i o Odkupieniu.

65. Współczesnego katolicyzmu nie da się pogodzić z prawdziwą wiedzą bez przekształcenia go w pewien chrystianizm bezdogmatyczny, to jest w szeroki i liberalny protestantyzm.


http://www.rodzinakatolicka.pl/index.php/magisterium/34-magisterium/756-...

avatar użytkownika intix

3. Przysięga antymodernistyczna

Ja N. przyjmuję niezachwianie, tak w ogólności, jak w każdym szczególe, to wszystko, co określił, orzekł i oświadczył nieomylny Urząd Nauczycielski Kościoła.

       Najpierw wyznaję, że Boga, początek i koniec wszechrzeczy, można poznać w sposób pewny, a zatem i dowieść Jego istnienia, naturalnym światłem rozumu w oparciu o świat stworzony, to jest z widzialnych dzieł stworzenia, jako przyczynę przez skutki.

       Po drugie: zewnętrzne dowody Objawienia, to jest fakty Boże, przede wszystkim zaś cuda i proroctwa, przyjmuję i uznaję za całkiem pewne oznaki Boskiego pochodzenia religii chrześcijańskiej i uważam je za najzupełniej odpowiednie dla umysłowości wszystkich czasów i ludzi, nie wyłączając ludzi współczesnych.

       Po trzecie: mocno też wierzę że Kościół, stróż i nauczyciel słowa objawionego, został wprost i bezpośrednio założony przez samego prawdziwego i historycznego Chrystusa, kiedy pośród nas przebywał, i że tenże Kościół zbudowany jest na Piotrze, głowie hierarchii apostolskiej, i na jego następcach po wszystkie czasy.

       Po czwarte: szczerze przyjmuję naukę wiary przekazaną nam od Apostołów przez prawowiernych Ojców, w tym samym zawsze rozumieniu i pojęciu. Przeto całkowicie odrzucam jako herezję zmyśloną teorię ewolucji dogmatów, które z jednego znaczenia przechodziłyby w drugie, różne od tego, jakiego Kościół trzymał się poprzednio. Potępiam również wszelki błąd, który w miejsce Boskiego depozytu wiary, jaki Chrystus powierzył swej Oblubienicy do wiernego przechowywania, podstawia... twory świadomości ludzkiej, które zrodzone z biegiem czasu przez wysiłek ludzi – nadal w nieokreślonym postępie mają się doskonalić.

       Po piąte: z wszelką pewnością utrzymuję i szczerze wyznaję, że wiara nie jest ślepym uczuciem religijnym, wyłaniającym się z głębin podświadomości pod wpływem serca i pod działaniem dobrze usposobionej woli, lecz prawdziwym rozumowym uznaniem prawdy przyjętej z zewnątrz ze słuchania, mocą którego wszystko to, co powiedział, zaświadczył i objawił Bóg osobowy, Stwórca i Pan nasz, uznajemy za prawdę dla powagi Boga najbardziej prawdomównego.

       Poddaję się też z należytym uszanowaniem i całym sercem wyrokom potępienia, orzeczeniom i wszystkim przepisom zawartym w encyklice Pascendi i dekrecie Lamentabili, zwłaszcza co się tyczy tzw. historii dogmatów.

       Również odrzucam błąd tych, którzy twierdzą, że wiara podana przez Kościół katolicki może się sprzeciwiać historii i że katolickich dogmatów, tak jak je obecnie rozumiemy, nie można pogodzić z dokładniejszą znajomością początków religii chrześcijańskiej.

       Potępiam również i odrzucam zdanie tych, którzy mówią, że wykształcony chrześcijanin występuje w podwójnej roli: jednej człowieka wierzącego, a drugiej historyka, jak gdyby wolno było historykowi trzymać się tego, co się sprzeciwia przekonaniom wierzącego, albo stawiać przesłanki, z których wynikałoby, że dogmaty są albo błędne, albo wątpliwe – byleby tylko wprost im się nie przeczyło.

       Potępiam również ten sposób rozumienia i wykładu Pisma św., który pomijając Tradycję Kościoła, analogię wiary i normy podane przez Stolicę Apostolską, przyjmuje wymysły racjonalistów w sposób zarówno niedozwolony, jak i lekkomyślny, a krytykę tekstu uznaje za jedyną i najwyższą regułę.

       Odrzucam również zdanie tych, którzy twierdzą, że ten, co wykłada historię teologii lub o tym przedmiocie pisze, powinien najpierw odłożyć na bok wszelkie uprzednie opinie, tak co do nadprzyrodzonego początku katolickiej Tradycji jak co do obiecanej przez Boga pomocy w dziele wiecznego przechowywania wszelkiej objawionej prawdy; nadto że pisma poszczególnych Ojców należy wykładać według samych tylko zasad naukowych z pominięciem wszelkiej powagi nadprzyrodzonej i z taką swobodą sądu, z jaką zwykło się badać jakiekolwiek dokumenty świeckie.

       W końcu wreszcie ogólnie oświadczam, że jestem najzupełniej przeciwny błędowi modernistów twierdzących, że w świętej Tradycji nie ma nic Bożego, albo – co daleko gorsze – pojmujących pierwiastek Boży w znaczeniu panteistycznym, tak iż nic nie pozostaje z Tradycji katolickiej poza tym suchym i prostym faktem, podległym na równi z innymi dociekaniom historycznym, że byli ludzie, którzy szkołę założoną przez Chrystusa i Jego Apostołów rozwijali w następnych wiekach swą gorliwą działalnością, zręcznością i zdolnościami.

       Przeto usilnie się trzymam i do ostatniego tchu trzymać się będę wiary Ojców w niezawodny charyzmat prawdy, który jest, był i zawsze pozostanie w „sukcesji biskupstwa od Apostołów” [Św. Ireneusz, Adv. haer. IV, 26 – PG 7, 1053 C]; a to nie w tym celu, by trzymać się tego, co może się wydawać lepsze i bardziej odpowiednie dla stopy kultury danego wieku, lecz aby nigdy inaczej nie rozumieć absolutnej i niezmiennej prawdy głoszonej od początku przez Apostołów.

       Ślubuję, iż to wszystko wiernie, nieskażenie i szczerze zachowam i nienaruszenie tego przestrzegać będę i że nigdy od tego nie odstąpię, czy to w nauczaniu. czy w jakikolwiek inny sposób mową lub pismem. Tak ślubuję, tak przysięgam, tak niech mi dopomoże Bóg i ta święta Boża Ewangelia.

* * *
Przysięga antymodernistyczna to dokument wydany przez papieża Piusa X 1 września 1910. Miała być ona obowiązkowo wygłaszana przez wszystkich księży i biskupów przed uzyskaniem święceń oraz przez nauczycieli religii i profesorów w seminariach duchownych. Przysięga została wydana aby zapobiec rozprzestrzenianiu się modernistycznych tendencji w Kościele katolickim oraz by jasno wyłożyć katolicką doktrynę wobec tych tendencji. Obowiązkowe wygłaszanie Przysięgi zniósł papież Paweł VI w 1967 roku.

* * *
...Obowiązkowe wygłaszanie Przysięgi zniósł papież Paweł VI w 1967 roku....  czyli 10 lat po proroctwie S. Łucji...


avatar użytkownika Maryla

4. Zakończono obchody stulecia


Zakończono obchody stulecia objawień anioła

W Fatimie oficjalnie zakończono
obchody stulecia objawień anioła trójce dzieci: Hiacyncie i Franciszkowi
Marto oraz Łucji dos Santos

Podczas niedzielnej uroczystości w
fatimskiej kaplicy Anioła Pokoju odsłonięta została rzeźba
przedstawiająca głównego bohatera wydarzeń z 1916 r. Prezentuje ona
młodzieńca ubranego na biało z gałązką oliwną w jednym ręku i gołębiem w
drugiej.

– Obchody Roku Anioła były wstępem do rozpoczynającego się Roku Stulecia
Objawień Maryjnych w Fatimie, w który właśnie wkraczamy – poinformowała
Carmo Rodeia, rzecznik prasowy sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w
Fatimie.

Choć nieznana jest dokładna data objawień anioła portugalskim dzieciom w
gaju oliwnym w pobliżu Fatimy, to oficjalne wspomnienie obchodzone jest
21 marca, czyli w dniu rozpoczynającym astronomiczną wiosnę. Podczas
spotkań z małymi wizjonerami w 1916 r. anioł przedstawiał się jako Anioł
Pokoju i Anioł Stróż Portugalii. Uczył pastuszków modlitwy i zachęcał
do aktów pokutnych.

W czerwcu br. w Aljustrel koło Fatimy, gdzie znajdują się domy trojga
uczestników objawień maryjnych, zorganizowane zostały wieczorne
wycieczki z zastosowaniem efektów multimedialnych. Nowatorska inicjatywa
objęła również gaje oliwne w pobliskim Valinhos, gdzie wiosną 1916 r.
ukazał się dzieciom anioł, a rok później Matka Boża. Wydarzenie
multimedialne odbywało się pod hasłem „Światło Anioła”. Jego celem było
przybliżenie historii objawień na nowo, przy zastosowaniu najnowszych
technologii, np. wyświetlania filmów na ścianach domów małych
wizjonerów, a także projekcji świetlnych obrazów w miejscach objawień.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Krzysztofjaw

5. Autor

Daje do myślenia i w sumie ja się zgadzam z wymową artykułu. Rodzi to jednak daleko idące konsekwencje i szokujące konstatacje.

Pozdrawiam

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika Maryla

6. „Z Maryją, pielgrzym nadziei


fot. Twitter

„Z Maryją, pielgrzym nadziei i pokoju". Znamy logo wizyty papieża w Fatimie na 100-lecie objawień Matki Bożej

Jak wyjaśnił projektant logo Francisco Providence, wyraża ono m.in. „ducha miłosierdzia i pokoju".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

7. Zdrada przysięgi antymodernistycznej - Jan Vennari


1 września 2010 r. minęła setna rocznica promulgowania przysięgi antymodernistycznej, którą wybitny teolog amerykański ks. prał. Józef Clifford Fenton nazywał najważniejszym i najbardziej wpływowym dokumentem ogłoszonym przez Stolicę Apostolską w XX wieku.

Przysięga antymodernistyczna była wspaniałą manifestacją katolickiej prawdy w obliczu błędów, które zaczynały być wówczas szerzone w Kościele przez najbardziej przebiegłych nieprzyjaciół, z jakimi miał on do czynienia podczas całej swej historii1.

       Obowiązek składania przysięgi antymodernistycznej zniesiono dwa lata po zakończeniu II Soboru Watykańskiego, jednak ludzie, którzy ją składali w chwili otrzymywania święceń, nadal pozostają nią związani. Ci, którzy złożyli tę świętą przysięgę, a następnie realizowali program Vaticanum II, obejmujący nowy soborowy ekumenizm oraz wolność religijną, jawnie złamali przysięgę, którą niegdyś uroczyście złożyli przed Bogiem.

       Podkreślając znaczenie tej kwestii, ks. Fenton zauważył w 1960 r., że człowiek, który składa przysięgę antymodernistyczną, a następnie sam promuje modernizm albo pozwala na jego propagowanie, nie tylko popełnia grzech przeciwko wierze katolickiej, ale jest również zwykłym krzywoprzysięzcą2.

       Składający przysięgę antymodernistyczną ślubował uroczyście:


Przyjmuję naukę wiary przekazaną nam od Apostołów przez prawowiernych Ojców, w tym samym zawsze rozumieniu i pojęciu. Przeto całkowicie odrzucam jako herezję zmyśloną teorię ewolucji dogmatów, które z jednego znaczenia przechodziłyby w drugie, różne od tego, jakiego Kościół trzymał się poprzednio.


       A pod koniec roty uroczyście przysięgał wobec Boga:


Ślubuję, iż to wszystko wiernie, nieskażenie i szczerze zachowam i nienaruszenie tego przestrzegać będę i że nigdy od tego nie odstąpię, czy to w nauczaniu, czy w jakikolwiek inny sposób mową lub pismem. Tak ślubuję, tak przysięgam, tak niech mi dopomoże Bóg i ta święta Boża Ewangelia.


       Trudno sobie wyobrazić, jak ktokolwiek, kto wyznaje anty-Syllabus Vaticanum II, mógłby twierdzić, że trzyma się wiary w „w tym samym rozumieniu i pojęciu”, jak tego Kościół zawsze nauczał. Trudno zrozumieć, jak ktoś, kto akceptuje nowy program ekumenizmu i wolności religijnej, mógłby równocześnie twierdzić, że „nieskażenie” i „nienaruszenie przestrzega” jasnego nauczania przedsoborowych papieży odnośnie do prawdziwej jedności chrześcijańskiej i społecznego panowania Chrystusa.

       Zarówno kard. Józef Ratzinger, jak o. Iwon Congar przyznawali otwarcie – jakby to było to coś, czym można się szczycić – że II Sobór Watykański był anty-Syllabusem i nauczał czegoś wprost przeciwnego niż przedsoborowi papieże3.

       Prawdziwym dziedzictwem Vaticanum II oraz następujących po nim reform jest duch niewierności względem tradycyjnej nauki katolickiej, żądza zmian i nowinek, którą dokumenty promulgowane przez św. Piusa X wyraźnie potępiały, oraz łamanie przez członków hierarchii przysięgi uroczyście złożonej przed Bogiem.

„W samych żyłach i sercu Kościoła”

Żeby lepiej zrozumieć znaczenie herezji modernistycznej, determinację św. Piusa X w jej zwalczaniu oraz odrodzenie neomodernizmu w czasach nam współczesnych, cofnijmy się na chwilę do początków XX wieku, do dnia, w którym odbywało się przełomowe dla Kościoła konklawe.

       4 sierpnia 1903 r. patriarcha Wenecji, Józef kard. Sarto, został wybrany 257. następcą św. Piotra i przybrał imię Piusa X. Został wybrany Papieżem wbrew swej woli – podczas konklawe prosił kardynałów, by nie oddawali głosów na niego. Nie chciał być papieżem. W pełni rozumiał ciężar odpowiedzialności związany z piastowaniem najwyższego urzędu w Kościele.

       Rozumiał to i bał się. Przyjęcie odpowiedzialności za czystość wiary katolickiej na całym świecie wymagało wówczas wielkiej odwagi. W momencie, w którym kard. Sarto został wybrany papieżem, Kościół chorował, zatruwany najbardziej śmiercionośnym błędem, z jakim miał do czynienia w całej swej historii: modernizmem – słusznie nazwanym przez Piusa X syntezą wszystkich herezji. Jak powiedział święty Papież, zagrożenie znajdowało się już w samych żyłach i sercu Kościoła.

       Już w swej pierwszej encyklice, zatytułowanej E supremi, Pius X ogłosił, że programem jego pontyfikatu będzie odnowienie wszystkich rzeczy w Chrystusie. Dotrzymał słowa i w 1907 r. rozpoczęła się wojna z modernizmem.

Synteza wszystkich herezji

Pierwsza potyczka pomiędzy katolicką prawdą a modernizmem dotyczyła studiów biblijnych. Leon XIII w odpowiedzi na ten atak ogłosił encyklikę Providentissimus Deus, jednak Pius X zdawał sobie sprawę, że ten dokument, choć przyniósł wiele dobrych skutków, nie rozwiązał jednak w pełni problemu modernizmu.
      
       Wojnę z modernizmem papież rozpoczął od ogłoszenia zestawienia (syllabusa) potępionych błędów, Lamentabili sane exitu, promulgowanego 4 lipca 1907 r. Pius X potępił w nim błędne zasady modernistyczne ujęte w postaci 65 tez.

       Pięć miesięcy później, 8 grudnia 1907 r., została ogłoszona sztandarowa encyklika papieża Sarto – Pascendi Dominici gregis. Ten mistrzowski tekst demaskował modernistów oraz ukazywał wszystkim ich pozornie trudną do uchwycenia i nieprzeniknioną doktrynę. Słowa Piusa X wydają się też proroczo odnosić do programu aggiornamento, zainicjowanego po II Soborze Watykańskim.

       Jak zauważyliśmy, Pius nie tylko pisał, ale też wsparł swą analizę skutecznymi środkami. W motu proprio nakazywał:

       - wszyscy wykładowcy seminaryjni muszą wpierw przedstawiać program
         swego nauczania biskupowi, który powinien upewnić się, że wykłady
         nie zawierają niczego sprzecznego ze zdrową doktryną;
    
       - jeśli okazałoby się, że treść wykładów skażona jest modernizmem,
         wykładowca powinien zostać natychmiast zwolniony;
    
       - wszyscy wykładowcy seminaryjni powinni składać trydenckie wyznanie wiary;
    
       - wszyscy wykładowcy seminaryjni mają składać przysięgę antymodernistyczną,
         podpisując się pod nią własnym nazwiskiem.

       Jak zauważa ks. Józef Fenton, przysięgę antymodernistyczną miano odnawiać na początku każdego roku akademickiego4.

       Odnosząc się do kwestii ortodoksji wykładowców pracujących na uniwersytetach katolickich, Pius X pisał:


Każdy, kto w jakikolwiek sposób okaże się skażony modernizmem, ma zostać bez skrupułów pozbawiony możliwości objęcia jakichkolwiek funkcji, czy to w administracji, czy nauczaniu, ci natomiast, którzy już urzędy takie zajmują, mają z nich zostać usunięci. Ta sama procedura ma być stosowana względem tych, którzy otwarcie lub skrycie udzielają wsparcia modernizmowi, czy to przez pochwalanie modernistów, czy przez usprawiedliwianie ich postępowania, czy przez krytykowanie scholastycyzmu i Ojców oraz magisterium Kościoła, czy poprzez odmowę podporządkowania się władzy kościelnej (...), względem tych, którzy demonstrują pociąg do nowinek w historii, archeologii czy egzegezie biblijnej i na koniec względem tych, którzy zaniedbują święte nauki lub wydają się przedkładać nad nie nauki świeckie. W całej tej kwestii, Czcigodni Bracia, a zwłaszcza przy wyborze wykładowców, nie możecie okazać się zbyt ostrożni ani zbyt troskliwi, gdyż uczniowie formowani są wedle wzoru, jaki stanowią dla nich ich nauczyciele. Świadomi swego obowiązku, działajcie zawsze z roztropnością i energią.


       Jako prawdziwy ojciec, Pius X starał się zapewnić, by seminarzyści otrzymywali w latach formacji zdrową katolicką naukę, jak to nakazuje wyznanie wiary św. Atanazego: integralną i nienaruszoną, gdyż szkody wyrządzone w tych kluczowych latach byłyby nie do naprawienia. Uczniowie formowani są wedle wzoru swych nauczycieli.

       Te same surowe wymagania Papież stawiał również klerykom. Żaden młodzieniec skażony błędami modernistycznymi nie mógł zostać lub pozostać kandydatem do kapłaństwa:


Tę samą pilność i surowość należy wykazać w badaniu i selekcjonowaniu kandydatów do kapłaństwa. Dalekie duchowieństwu niech będzie umiłowanie nowinek! Bóg nienawidzi pysznego i upartego umysłu.


       Podkreślając potrzebę studiów scholastycznych, Papież nakazywał:


W przyszłości doktorat z teologii lub prawa kanonicznego nie powinien nigdy być przyznawany nikomu, kto nie ukończy najpierw kursu filozofii scholastycznej (tomistycznej). Jeśli taki doktorat przyznano, ma być on uznany za nieważny5.


       Pius rozciągnął też na wszystkie kraje zasadę, że klerykom i duchownym zapisanym na katolicką uczelnię czy uniwersytet nie wolno w przyszłości kończyć na uczelniach świeckich kierunków, które mogą studiować w instytucie katolickim.

       Ksiądz prałat Fenton, niezłomny wróg liberalizmu, zauważa, że antymodernistyczne rozporządzenia


były wymierzone w ducha liberalnego katolicyzmu, którego doskonałym wyrazem był modernizm. Były one również niepopularne, gdyż w sposób naturalny budziły niechęć wrogów, którzy atakowali Kościół z zewnątrz. Wszystkie były też potępiane i piętnowane jako obskuranckie.


       Obecnie jednak zalecenia te są otwarcie wykpiwane przez licznych księży, którzy nie są za to ganieni przez swych biskupów ani nawet przez Watykan. Dzieje się tak dlatego, że – jak to niebawem wykażemy – również najwyżsi dostojnicy Kościoła są obecnie zarażeni „duchem liberalnego katolicyzmu, którego doskonałym wyrazem jest modernizm”.

Przysięga antymodernistyczna i drugie przykazanie

Wszystkie tradycyjne katechizmy oraz katolickie podręczniki do teologii moralnej nauczają, że przysięga jest aktem stricte religijnym. Źródłem tej doktryny jest II przykazanie Dekalogu: „Nie będziesz brał Imienia Pana, Boga Twego, nadaremno”. Przysięga antymodernistyczna jest uroczystym aktem, pociągającym za sobą poważne zobowiązania.

       Ksiądz Fenton wyjaśnia:


Przysięga nie jest czymś, co można traktować lekko, a człowiek, który składa przysięgę antymodernistyczną wzywa Boga na świadka, że poddaje się „z należytym uszanowaniem i całym sercem wyrokom potępienia, orzeczeniom i wszystkim przepisom zawartym w encyklice Pascendi i dekrecie Lamentabili”. (...) Byłoby rzeczą nierozważną, gdyby człowiek składający taką przysięgę nie starał się dowiedzieć dokładnie i szczegółowo, co obiecuje wszechmocnemu Bogu.


       Słowa te powinny zasiać przerażenie w sercach przeważającej części obecnej neomodernistycznej hierarchii, wdrażającej zasady posoborowego aggiornamento. Człowiek, który by po złożeniu przysięgi antymodernistycznej nauczał, propagował czy bronił modernistycznego nauczania w seminarium duchownym lub na katolickim uniwersytecie, nie tylko popełniłby grzech przeciwko wierze katolickiej, ale też byłby zwykłym krzywoprzysięzcą6.

Zniesienie przysięgi antymodernistycznej

W lipcu 1967 r., siedem lat po napisaniu przez ks. Fentona cytowanych powyżej słów, Paweł VI zniósł obowiązek składania przysięgi antymodernistycznej7. Biskup Ratyzbony Rudolf Graber (1903–1992) uznał tę decyzję papieża za niezrozumiałą8, w rzeczywistości jednak łatwo można domyślić się jej przyczyn. Została ona zniesiona, ponieważ – jak to zauważył wcześniej ks. Fenton – nie odpowiadała gustom liberalnych katolików. A to właśnie liberalny katolicyzm zatryumfował na II Soborze Watykańskim.

       Tuż po zakończeniu soboru francuski senator Marcel Prelot stwierdził z zadowoleniem:


Przez 150 lat walczyliśmy, by nasze idee zatryumfowały w Kościele i nie udało nam się to. Ostatecznie jednak zwołano II Sobór Watykański i odnieśliśmy tryumf. Od tego momentu tezy i zasady liberalnego katolicyzmu zostały definitywnie i oficjalnie przyjęte przez Kościół święty9.


       Wiadomo, że modernizm jest jednym z głównych składników tzw. liberalnego katolicyzmu.

       W posoborowym Kościele normą jest całkowita pogarda dla antymodernistycznych przedsięwzięć św. Piusa X. Doszło do tego, że duchowni w rodzaju ks. Donalda Cozzensa, autora popierającej homoseksualizm książki The Changing Face of the Catholic Priesthood („Zmieniające się oblicze katolickiego kapłaństwa”), otwarcie wyśmiewają przysięgę antymodernistyczną. 24 października 2002 r. w wywiadzie dla National Public Radio ks. Cozzens powiedział, mając na myśli siebie i swoich współbraci:


Poszliśmy na kompromis i podpisaliśmy tę przysięgę. My, którzy mieliśmy być głosicielami prawdy, ludźmi, którym miano ufać, ludźmi, których słowo miało być najważniejsze, wkroczyliśmy w kapłaństwo, przysięgając coś, w co tak naprawdę nie wierzyliśmy10.


       Jest to wyraz całkowitej pogardy względem II przykazania Dekalogu, całkowitego lekceważenia uroczystej przysięgi złożonej wobec Boga. A jednak kapłani tacy jak ks. Cozzens, którzy publicznie szydzą ze złożonego ślubu, nie spotykają się z żadną reprymendą ze strony biskupów.

Odrodzenie modernizmu

Święty Pius X przewidział przyszłe odrodzenie modernizmu. Gdy pod koniec pontyfikatu gratulowano mu poskromienia modernizmu, papież miał odpowiedzieć, że mimo wszystkich jego wysiłków nie udało mu się zabić hydry, ale jedynie zepchnąć ją do podziemia. Ostrzegał, że jeśli przywódcy Kościoła nie zachowają czujności, modernizm odrodzi się silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej11.

       Następcy Piusa X podtrzymywali jego politykę wobec modernizmu, jednak już nie z tą samą energią. Również dwie wojny światowe w znacznym stopniu odciągnęły od tego problemu uwagę dobrych biskupów, którzy do tej pory zachowywali stosowną czujność.

       To właśnie podczas II wojny światowej i w okresie bezpośrednio po niej byliśmy świadkami narodzin nouvelle théologie (‘nowej teologii’), będącej po prostu modernizmem przebranym w nowe szaty. Przywódcami tego nurtu byli ks. Henryk de Lubac SI, o. Dominik Chenu OP, o. Iwon Congar OP, ks. Karol Rahner SI i inni. Istotę „nowej teologii” można streścić w twierdzeniu, że religia musi się zmieniać stosownie do zmian w otaczającym nas świecie – co jest również kluczową tezą modernizmu. Ksiądz Henryk Boulliard, będący orędownikiem „nowej teologii” już w latach 40., pisał: „Teologia, która nie byłaby aktualna, byłaby teologią błędną”12.

       W 1946 r. Pius XII zdecydowanie potępił to stanowisko: „Wiele powiedziano, a i tak nie dość wyjaśniono metodę «nowej teologii», która podlega ewolucji i – wraz ze wszystkim, co podlega zmianie – sama się zmienia, nigdy nie dojrzewa, nigdy do niczego nie dochodzi. Jeżeli miałoby się taką opinię przyjąć, cóż tedy stanie się z niezmiennymi dogmatami katolickimi, co z jednością i stałością wiary?”13.

       Wybitny tomista o. Garrigou-Lagrange OP słusznie zauważył w swym głośnym artykule Dokąd zmierza „nowa teologia”? (pierwszą część tego tekstu publikujemy w bieżącym numerze Zawsze wierni na stronach 12–16 – uwaga red.), że ten nurt prowadzi znowu do modernizmu. Jak ostrzegał św. Pius X, modernistyczna hydra nie została uśmiercona i powraca, by wziąć krwawy odwet.

Jan XXIII

Następnym papieżem wybrano Józefa Roncallego, który przyjął imię Jana XXIII. Zignorował on ostrzeżenia Piusa XII i uznał, że orędownicy „nowej teologii” mogą zostać ekspertami podczas soboru. Teologowie ci oraz biskupi, którym doradzali, utworzyli blok liberalny, tzw. przymierze reńskie. Blok ten przejął kontrolę nad soborem i skierował go na nowy, liberalny kurs.

       W książce zatytułowanej Vatican II Revisited (‘Nowe spojrzenie na II Sobór Watykański’) entuzjasta rewolucji Vaticanum II bp Alojzy J. Wycislo z satysfakcją stwierdził, że teologowie, którzy do tego czasu byli uważani za podejrzanych, podczas soboru wypłynęli jako periti (‘eksperci’), a publikowane później książki i komentarze ich autorstwa zyskały wielką popularność14.

       Jak pisał,


encyklika Piusa XII Humani generis miała (...) destrukcyjny wpływ na pracę licznych przedsoborowych teologów. (...) Na wczesnym etapie przygotowań do soboru teologowie ci (głównie francuscy i niemieccy), których działalność ograniczona została przez Piusa XII, wciąż byli dyskryminowani. Papież Jan [XXIII] po cichu zniósł zakaz dotyczący najbardziej wpływowych spośród nich15.


       W dalszej części książki bp Wycislo wygłasza peany pod adresem progresistów w rodzaju księży Jana (Hansa) Künga, Karola Rahnera, Jana Courtneya Murraya, Iwona Congara, Henryka de Lubaca, Edwarda Schillebeeckxa i Jerzego Bauma, których pisma przed soborem zostały potępione lub były uważane za teologicznie podejrzane, a którzy obecnie stanowią światła przewodnie posoborowej teologii16.

       Również bp Remigiusz de Roo, jeden z najbardziej liberalnych biskupów kanadyjskich, który uczestniczył w II Soborze Watykańskim, wspominał niedawno:


(...) wciąż jeszcze odczuwam dreszcz podniecenia, gdy przypomnę sobie, jak Paweł VI przybył by sprawować Eucharystię. (...) Wraz z nim, wszyscy w czerwieni, stali teologowie, którzy przed soborem byli marginalizowani17.


       Ci modernistyczni teologowie, którzy stali się siłą napędową Vaticanum II i którzy dostarczyli bp. de Roo dreszczyku emocji, rozmyślnie wpletli dwuznaczne sformułowania w teksty soborowe, by domieszać do nich swe liberalne idee. Po soborze Paweł VI pozwolił im kontynuować rozpoczętą pracę – stali się oficjalnymi interpretatorami Vaticanum II wobec całego świata18.

       Jezuita ks. Henrici, gorący orędownik „nowej teologii”, przechwalał się, że stała się ona oficjalną teologią II Soboru Watykańskiego19. System neomodernistyczny, potępiony za pontyfikatu Piusa XII, ostatecznie zwyciężył i od czasu soboru zwolennicy „nowej teologii” zyskali pełną kontrolę nad Kościołem.

       Główni propagatorzy „nowej teologii”, tacy jak von Balthasar, de Lubac czy Congar, zostali mianowani przez Jana Pawła II kardynałami – i to pomimo faktu, że nigdy nie wyrzekli się swych modernistycznych poglądów. Paweł VI, Jan Paweł II oraz sam Benedykt XVI byli gorliwymi uczniami de Lubaca i von Balthasara i zostali ukształtowani wedle głoszonych przez nich idei.

       Nic więc dziwnego, że w 1967 r., dwa lata po zamknięciu obrad soboru, gdy nieustanne zmiany stały się czymś naturalnym, Paweł VI zniósł obowiązek składania przysięgi antymodernistycznej. Bastion, mający za zadanie chronić Kościół przed modernizmem, został zdemontowany w chwili, gdy zastosowanie antymodernistycznych środków było najbardziej potrzebne. Od tego momentu zapanował chaos.

Vaticanum II

Przyjrzyjmy się pokrótce epizodowi, który dobrze oddaje wpływ modernizmu podczas II Soboru Watykańskiego – modernizmu, który oddziaływał dzięki oddanym mu hierarchom, dziś uważającym Vaticanum II za centrum Wszechświata.

       Jak wiadomo, Jan XXIII powołał przed soborem Centralną Komisję Przygotowawczą, która poświęciła dwa lata na przygotowanie szkiców dokumentów, mających stanowić przedmiot przyszłych dyskusji.

       Te pierwotne projekty były całkowicie zgodne z tradycyjnym nauczaniem Kościoła. Nadzór nad prowadzonymi z wielką starannością pracami sprawował kard. Ottaviani ze Świętego Oficjum. Gdyby te dokumenty zostały zaakceptowane przez sobór, dyskusje biskupów i teologów musiałyby potoczyć się całkowicie innymi, tradycyjnymi torami.

       Arcybiskup Marceli Lefebvre tak pisał o tych schematach przygotowawczych:


Zostałem mianowany przez papieża członkiem Centralnej Komisji Przygotowawczej i uczestniczyłem w jej pracach entuzjastycznie i z zapałem przez pierwsze dwa lata. Komisja była odpowiedzialna za sprawdzanie i badanie wszystkich schematów przygotowawczych, które spływały z komisji specjalistycznych. (...) Praca ta była prowadzona w sposób bardzo drobiazgowy i metodyczny. Nadal posiadam 72 schematy przygotowawcze; zawarta w nich doktryna Kościoła jest absolutnie ortodoksyjna. W pewnym stopniu zostały one dostosowane do naszych czasów, jednak z wielkim umiarem i rozsądkiem20.


       Jednak liberalni biskupi z przymierza reńskiego natychmiast po otwarciu obrad soboru sprzeciwili się przyjęciu oryginalnych dokumentów. Twierdzili, że nie mieli wpływu na ich kształt i podnosili inne obiekcje natury proceduralnej. Cała kwestia została poddana pod głosowanie, wskutek którego będące owocem dwuletniej pracy dokumenty wylądowały w koszu na śmieci.

       Arcybiskup Lefebvre wspominał:


Wszystko było gotowe na zapowiedziany termin i 11 października 1962 r. ojcowie zajęli swe miejsca w nawie bazyliki Św. Piotra w Rzymie. Wkrótce jednak wydarzyło się coś, czego Stolica Apostolska nie przewidziała. Od pierwszych dni sobór był oblegany przez siły liberalne. (...) 15 dni po sesjach otwierających nie ostał się żaden z 72 schematów. Wszystkie zostały odesłane, odrzucone, wyrzucone do śmieci21.


       Skutek był taki, że zebranych w Rzymie 2500 biskupów z całego świata nie miało nad czym dyskutować. Cały harmonogram obrad wylądował w koszu. Wskutek tego biskupi powierzyli obecnym na soborze postępowym teologom przygotowanie nowych dokumentów, dzięki którym można było nadać soborowi bardziej liberalny, ekumeniczny kurs.

Opowieść o dwóch liberałach

Poniżej przedstawimy dwa krótkie komentarze dotyczące oryginalnych szkiców autorstwa kard. Ottavianiego, dobrze obrazujące nienawiść, jaką liberałowie darzyli tradycyjne dokumenty. Pokazują one również, do jakiego stopnia progresiści byli zdeterminowani, żeby odsunąć od władzy lojalnych synów św. Piusa X, którzy za swój pierwszy obowiązek uważali obronę czystości tradycyjnej wiary katolickiej w tym samym kształcie, w jakim zawsze była wyznawana i praktykowana. Inicjatywy św. Piusa X zostały podczas II Soboru Watykańskiego wprost zanegowane.

       Najpierw przedstawimy komentarz prezbiteriańskiego obserwatora Roberta McAffe Browna:


Wobec wyrażanych przez licznych biskupów obaw, że sobór przypieczętuje jedynie decyzje Kurii, które już zostały podjęte, jednym z najważniejszych wydarzeń w trakcie całego soboru był bez wątpienia epizod mający miejsce bezpośrednio po jego otwarciu. Grupa kardynałów uświadomiła sobie wówczas, że gdyby sobór natychmiast przystąpił do wyboru członków komisji (mniejszych grup roboczych, mających za zadanie zająć się większością prac), rezultatem mogło być jedynie uchwycenie władzy przez frakcję konserwatywną, która przygotowała dokumenty wstępne (...). Stąd, choć harmonogram przewidywał natychmiastowe głosowanie, wszyscy zdawali sobie sprawę z faktu, że krok taki sprawiłby, iż sobór w konsekwencji nie byłby zdolny działać samodzielnie i stałby się więźniem mniejszości już wyznaczonej, by sprzeciwiać się wszelkim znaczącym reformom22.


       W dalszej części McAfee Brown mówi o proteście kard. Lienarta i jego inicjatywie – wspartej przez należącego do frakcji liberalnej kard. Fringsa – mającej na celu zawieszeniu obrad soboru na weekend. Doprowadziło to po przerwie do ponownego głosowania, a w rezultacie do władzy doszli najbardziej liberalni kardynałowie. Wówczas również zostały odrzucone schematy wstępne.

       McAfee kontynuuje:


Ponieważ posunięcie to zostało zwieńczone sukcesem, sobór mógł stać się prawdziwym soborem całego Kościoła, zamiast odzwierciedlać poglądy panujące jedynie w południowej części Półwyspu Apenińskiego23.


       Te rzekomo przestarzałe poglądy, panujące jedynie w południowej części Półwyspu Apenińskiego, to prawdziwa doktryna i praktyki Kościoła, obecne w nim od początku istnienia. McAfee Brown wyraża radość, że podczas Vaticanum II liberałowie zyskali przewagę, wskutek czego tradycyjna doktryna została zaćmiona przez opary modernistycznego sentymentalizmu.

       Drugą osobistością, której poglądy przytoczymy, był młody teolog i peritus, który od pierwszego dnia soboru opowiedział się po stronie progresistów i który był bliskim współpracownikiem modernisty ks. Karola Rahnera.

       W wydanej w 1966 r. książce o soborze teolog ten pokpiwa sobie z oryginalnego schematu o źródłach objawienia, napisanego pod kierownictwem kard. Ottavianiego:


Tekst ten był, jeśli można użyć takiego określenia, w całości wytworem mentalności antymodernistycznej, która ukształtowała się na przełomie wieków. Został napisany w duchu potępień i negacji, (...) niechętnym, a nawet obraźliwym względem wielu Ojców – mimo że jego treść nie była dla nikogo nowością. Odzwierciedlała ona nauki zawarte w podręcznikach znanych biskupom z czasów seminaryjnych, a w niektórych przypadkach ich autorzy byli odpowiedzialni za tekst prezentowany Ojcom24.


       Nasz teolog wzdragał się na samą myśl, że sobór mógłby rzeczywiście powtórzyć niezmienne nauczanie Kościoła lub przybrać ton antymodernistyczny, pozostając wierny zaleceniom św. Piusa X.

       Kim był ten teolog, wyszydzający antymodernistyczne inicjatywy? Otóż był nim nie kto inny, jak młody ks. Józef Ratzinger.

       Przyszły papież kontynuował w tym samym duchu:


Istotę problemu można by wyrazić w ten sposób: czy stanowisko intelektualne antymodernizmu – stara polityka ekskluzywizmu, potępień i obrony, prowadząca do niemal neurotycznego odrzucania wszystkiego, co nowe – miała być kontynuowana? A może Kościół, przedsięwziąwszy wszystkie konieczne do obrony wiary środki, zmieni swe stanowisko i postępowanie na bardziej pozytywne podejście do swych własnych korzeni, do swych braci i do dzisiejszego świata?25


       Po tej groteskowej karykaturze stanowiska antymodernistycznego ks. Ratzinger z satysfakcją stwierdza, że większość ojców opowiedziała się za drugą alternatywą – czyli zajęła stanowisko anty-antymodernistyczne. Wyrażając radość z „nowego początku”, podkreślał, że dwa główne argumenty używane dla obrony nowego stanowiska „opierały się na woli papieża Jana, by teksty miały charakter duszpasterski, a wyrażona w nich teologia była teologią ekumeniczną”26.

       Tak więc zarówno liberalny protestant McAfee Brown, jak i ks. Józef Ratzinger wyrażali satysfakcję z tego, że antymodernistyczny bastion został ostatecznie obalony, by uczynić miejsce dla nowego wspaniałego świata Vaticanum II.

       Sobór nie poprzestał jednak na tym, burząc kolejne umocnienia, takie jak precyzja języka scholastycznego czy definicja Kościoła autorstwa św. Roberta Bellarmina – oczyszczając w ten sposób pole dla teologii ekumenicznej. Ω

Za „Catholic Family News” tłumaczył Tomasz Maszczyk.
Przypisy:

1.   Ks. J. C. Fenton, Sacrorum Antistitum and the Background of the Oath Against Modernism, [w:] „The American Ecclesiastical Review”, październik 1960, s. 260.
2.   Ibid., s. 259.
3.   Soborowy ekspert o. Iwon Congar otwarcie przyznał: „Nie sposób zaprzeczyć, że II Sobór Watykański mówi coś innego, niż Syllabus z roku 1864, a nawet coś wprost sprzecznego z artykułami 16, 17 i 19 tego dokumentu” (za: ks. Georges de Nantes, „CRC”, nr 113, s. 3). Podobnie pisał kard. Ratzinger, postrzegając konstytucję soborową Gaudium et spes jako anty-Syllabus: „Gdyby pokusić się o charakterystykę tego tekstu jako całości, moglibyśmy powiedzieć, że (razem z tekstami o wolności religijnej i ekumenizmie) stanowi on rewizję stanowiska zajmowanego przez Syllabus Piusa IX, stanowi rodzaj anty-Syllabusa. (...) Ograniczmy się w tym miejscu do stwierdzenia, że tekst ten służy jako anty-Syllabus i jako taki stanowi ze strony Kościoła próbę oficjalnego pogodzenia z nową epoką rozpoczętą w roku 1789”. W dalszej części kard. Ratzinger mówi o „jednostronności stanowiska Kościoła za pontyfikatu Piusa IX i Piusa X” i twierdzi, że Syllabus „stanowi wyraz „przestarzałego modelu stosunków państwo–Kościół” (kard. J. Ratzinger, Principles of Catholic Theology, s. 381–382).
4.   Pius X, list motu proprio Sacrorum antistitum, AAS 02 (1910), s. 655-680.
5.   Ibid., s. 253–254.
6.   The Sacrorum Antistitum and the Background..., op. cit., s. 259.
7.   Hasło „Oath Against Modernism”, The Harper Collins Encyclopedia of Catholicism.
8.   Bp R. Graber, Athanasius and the Church of Our Time, s. 54.
9.   Le Catholicisme Liberal, 1969. Cyt. za: abp M. Lefebvre, List otwarty do zagubionych katolików, Warszawa 2006.
10.  Wywiad z 24 października 2002.
11.  Ks. V. Micelli, The Antichrist.
12.  O. Reginald Garrigou-Lagrange, Dokąd zmierza „nowa teologia”?, Zawsze wierni nr 150 (11/2011), s. 12–16.
13.  Ibid.
14.  Bp A. Wycislo, Vatican II Revisited: Reflections by One Who Was There, s. 10.
15.  Ibid., s. 33, 27.
16.  Ibid., s. 27–34.
17.  „Catholic New Times”, 4 lipca 2004, s. 12.
18.  Wyjaśniono to szczegółowo w książce M. Daviesa Pope John’s Council (‘Sobór papieża Jana’).
19.  „Jesteśmy wierni (...) linii nowej teologii z Lyonu [kolebki teologii de Lubaca], która podkreśla, że porządek naturalny i nadprzyrodzony, a konsekwentnie również wiara i kultura, nie są wzajemnie sprzeczne, ale są w istocie tym samym – a która stała się oficjalną teologią Vaticanum II”. Wywiad dla „30 Days” z grudnia 1991.
20.  Abp M. Lefebvre, List otwarty...
21.  Ibid.
22.  R. McAfee Brown, The Ecumenical Revolution, s. 161–162.
23.  Ibid., s. 162.
24.  Ks. J. Ratzinger, Theological Highlights of Vatican II, s. 20.
25.  Ibid., s. 22.
26.  Ibid., s. 24.

Za: http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/1608