Kontrolerzy dr Tadeusz Witkowski
Sokrates byłby w kłopocie
Niedawne doniesienia prasowe o zarobkach doradców ministra Macierewicza, w których gronie się znalazłem, stały się dla mnie źródłem rozterek, ale też wyzwoliły potrzebę podzielenia się z przygodnym czytelnikiem paroma refleksjami natury osobistej. Sam fakt, że zaliczono mnie do drużyny złożonej z osób, które wysoko cenię i szanuję, może być tylko powodem do dumy, tytuły artykułów nie pozostawiają jednak złudzeń co do intencji autorów. Praca marzeń? Doradca Antoniego Macierewicza („Nesweek”), Ile Macierewicz płaci swoim ludziom? Wyciekła LISTA PŁAC doradców („Super Express”), Lista płac Macierewicza. Niebotyczne sumy! („Fakt”), Macierewicz szasta naszymi pieniędzmi (portal „koduj 24”) – zapewne jest takich laurkowych kwiatków więcej.
Podejrzewam, iż niejeden z moich kolegów poproszony o skomentowanie wymienionych publikacji nawiąże do retorycznej uwagi Sokratesa, który na pytanie, dlaczego nie reaguje na kopniaki przeciwników miał odpowiedzieć „A gdyby kopnął mnie osioł, czy pozwałbym go przed sąd?”. Problem jest jednak w moim odczuciu bardziej skomplikowany, jako że nie chodzi tu wcale o mnie i o inne osobowe przypadki, lecz o znacznie ważniejsze sprawy. Dlatego też sięgnąłem do źródła, na które powołują się wszyscy piszący o niebotycznych sumach inkasowanych przez osoby z kręgu ministra.
Źródłowy materiał pojawił się 9 sierpnia w portalu „OKO.press” pod tytułem Fachowcy Antoniego Macierewicza i został podpisany przez Biankę Mikołajewską i Jakuba Stachowiaka. OKO to głoskowy akronim pochodzący od nazwy „Ośrodek Kontroli Obywatelskiej”. Wśród zamieszczonych w portalu notatek reklamowych znaleźć można apel następującej treści:
Redakcja OKO.press to kilkunastu dziennikarzy – od weteranów takich jak Piotr Pacewicz, współzałożyciel „Gazety Wyborczej” po ludzi zaczynających pracę w dziennikarstwie.
Wiosną 2016 roku, w ciągu kilku tygodni, stworzyliśmy Fundację OKO, redakcję i nowy serwis internetowy. Narodziny OKO.press były możliwe dzięki zaangażowaniu i wsparciu wielu osób i instytucji – m.in. „Gazety Wyborczej” i tygodnika „POLITYKA”.
Zakładamy – i trzymamy kciuki za to, że się nie pomylimy – że rzetelne, jakościowe dziennikarstwo obroni się. I że będziemy w stanie prowadzić swoją działalność przez kolejne miesiące i lata.
Twoje pieniądze przeznaczymy na działalność statutową – dzięki Tobie OKO.press przeprowadzi kolejne śledztwo, prześwietli następną wypowiedź i sprawdzi, dlaczego obietnice nie są realizowane. Bo my traktujemy słowo poważnie. Serio.
Wśród wymienionych (w kilku innych miejscach) celów grupy rzeczonych dziennikarzy, znalazła się kontrola władzy, można by więc tylko przyklasnąć i przelać na podany na ich stronie numer konta kilka procent dochodów. Sam chętnie zostałbym darczyńcą, gdybym miał pewność, że faktycznie idzie tu o „rzetelne, jakościowe dziennikarstwo”. Z poczynionej przeze mnie konfrontacji wirtualnych realiów przywołanych na stronie OKO.press ze znanymi mi faktami, wynika wszakże coś kompletnie przeciwnego. Aby nie pozostać gołosłownym, sięgnę po rewelacje, dotyczące wyłącznie moich zarobków.
Rzetelność spod znaku Ośrodka Kontroli Obywatelskiej
Przytaczam w całości fragment na temat moich dochodów i mojej roli jako doradcy ministra:
Członkiem komisji weryfikacyjnej WSI był także Tadeusz Witkowski, któremu MON zlecił „monitoring i koordynację prac dotyczących szczytu NATO”. Za pięć miesięcy „monitoringu” wypłacono mu prawie 50 tys. zł.
Nie wiadomo, jak Witkowski koordynował prace związane z warszawskim szczytem NATO – od lat mieszka w USA. Jest z wykształcenia polonistą, emerytowanym lektorem języka polskiego na Uniwersytecie Michigan.
W 2013 r., gdy polska prokuratura wezwała go na przesłuchanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez członków komisji weryfikacyjnej WSI, wydał oświadczenie, że nie zamierza się stawić bo od 30 lat jest za granicą, a w Polsce bywa „jedynie w sprawach rodzinnych i w związku z projektem badawczym”, nad którym pracuje (ostatecznie jednak się stawił). W ramach swojego „projektu badawczego” Witkowski tropi w aktach IPN współpracowników komunistycznej bezpieki (ujawnił m.in. związki ks. Michała Czajkowskiego z SB).
Czytelnik nie znający faktów nie jest w stanie ocenić „wartości poznawczej” tegoż doniesienia, nie może więc wiedzieć, że zawarte w nim informacje mają charakter manipulatorski. Rzecz bowiem w tym, iż pisząc o „doradcach ministra” autorzy używają określenia, za którym nie stoi żadna konkretna treść. W przypadku prac zleconych sama umowa, na podstawie której ktoś zostaje zatrudniony, nie wystarcza by zrozumieć za co otrzymuje wynagrodzenie. Jest jednak sposób na dotarcie do takich informacji, jako że co miesiąc zlecenioodbiorca musi przedstawić Departamentowi Administracyjnemu MON rachunek za wykonaną pracę. Gdyby Bianka Mikołajewska i Jakub Stachowiak byli rzetelnymi dziennikarzami śledczymi, dotarliby do tych rachunków. Dowiedzieli by się wówczas, że w moim przypadku umowa zawarta została, co prawda, w dniu 4 marca, ale obejmowała również okres wcześniejszy (od 5 lutego), a więc w sumie nie pięciu, lecz sześciu miesięcy pracy. Ale to błahostka w porównaniu z innymi przeinaczeniami faktów. W rachunkach, które co miesiąc przedstawiałem, znaleźliby bowiem taki oto akapit:
Za wykonanie zlecenia (dzieła) polegającego na redagowaniu, tłumaczeniu i adiustowaniu materiałów na stronę internetową MON za okres [od do …], zgodnie z umową zlecenia (o dzieło) nr 92/2016/DA z dnia 4.03.2016. Wynagrodzenie brutto 8520,00 zł […].
Tu właśnie zaczynają się dziennikarskie schody. Uczciwe potraktowanie obowiązków dziennikarza śledczego nakazuje w takiej sytuacji sprawdzić, co zawiera strona internetowa MON. Gdyby autorzy rzeczonych enuncjacji to uczynili, znaleźliby tam dwujęzyczną zakładkę „Szczyt NATO / NATO Summit” (http://www.mon.gov.pl/polska-w-nato/ – http://en.mon.gov.pl/nato-summits/), na podstawie której mogliby faktycznie dowiedzieć się czegoś o zakresie i charakterze pracy, za którą pobierałem wynagrodzenie.
Redagowanie strony internetowej nie wymaga pobytu w określonym miejscu, OKO.press mogło jednak łatwo dowiedzieć się, gdzie przygotowywałem materiały dotyczące szczytu NATO. Zamiast sugerować, iż w czasie przygotowań do szczytu przebywałem na drugiej półkuli, przedstawiciele witryny powinni zwrócić się z prośbą o stosowne informacje do Centrum Operacyjnego MON przy ulicy Klonowej 1. Fakt, iż na monitorowanie owych przygotowań i pracę redaktorską w biurze na Klonowej przeznaczałem codziennie około 12 godzin i że w półrocznym okresie objętym umową przebywałem poza krajem tylko 14 dni, popsułby im wszakże obraz wyimaginowanej całości.
Osobna sprawa to „niebotyczne sumy”, które inkasują „doradcy”. 8 tys. 520 zł brutto to mniej więcej 6 tys. na rękę, z czego na wynajęcie mieszkania i utrzymanie się w Warszawie trzeba przeznaczyć co najmniej 2 tysiące. Nie żartujmy! Wiem, że dla przeciętnego Polaka to niebagatelna suma, ale pozwolę sobie przypomnieć czytelnikom, że to była minister infrastruktury w rządzie PO, p. Elżbieta Bieńkowska powiedziała, iż tylko „złodziej albo idiota” pracują za 6 tysięcy. Ciekawe, do której gruby będą skłonni zaliczyć mnie teraz dziennikarze OKO.press?
Myślę, że moi adwersarze na tyle dobrze przewertowali Internet i hasła w Wikipedii, że coś na mój temat wiedzą. To choćby, że spędziłem część życia redagując poważne angielskojęzyczne periodyki naukowe zajmujące się sprawami Polski i Europy Środkowowschodniej. Zakładam, iż nie znają szczegółów mojej biografii i mogli na przykład zostać błędnie poinformowani o moich przepychankach z „wymiarem sprawiedliwości” w czasach rządów koalicji PO–PSL. Wbrew temu, co insynuują, nie stawiłem się na wezwanie prokuratury w roku 2013. Wkrótce po moim liście otwartym do Andrzeja Seremeta prokurator, który przesłuchiwał członków Komisji Weryfikacyjnej w związku z Raportem opublikowanym w lutym 2007 roku, podał się do dymisji i sprawa została szybko umorzona. Najwidoczniej ktoś pomieszał fakty z czymś, co miało miejsce pięć lat wcześniej. Na początku roku 2008 stawiłem się na wezwanie Prokuratury Okręgowej w zupełnie innej sprawie. Wzywano mnie również do Sądu Rejonowego, ale w charakterze powoda w sprawie, którą wytoczyłem ówczesnej Służbie Kontrwywiadu Wojskowego.
Oko w OKO z zaćmą
Myślę, że mój przypadek nie stanowi wyjątku i że inni bohaterowie przywołanego artykułu są w stanie przedstawić co najmniej równie przekonujące dowody na to, iż praktyka dziennikarka jego autorów nie ma nic wspólnego z rzetelnością i że cała sprawa kwalifikuje się do rozpatrzenia przez stosowne sądy. Czytelnicy mający jakie takie pojęcie o opisanych faktach skojarzą zapewne ów tekst z brudną propagandą, godną spadkobierców Josepha Goebbelsa.
Nie chcę przez to powiedzieć, że wszyscy dziennikarze sympatyzujący z przegranym obozem politycznym i krytycznie odnoszący się do polityki rządu Beaty Szydło czy też z jakichś powodów nie akceptujący ministra Macierewicza to nie przebierające w środkach kanalie. W końcu każda władza demoralizuje i społeczna kontrola nad poczynaniami politycznego establishmentu była, jest i pozostanie na zawsze zajęciem godnym szacunku. Ale by skutecznie kontrolować rządzących, potrzeba nie tylko odwagi. Niezbędne są również uczciwość, wiedza i zdolność trzeźwego oceniania faktów. Wszystko wskazuje na to, że dziennikarzom OKO.press najbardziej brakuje dwu ostatnich i że przegrane w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych oraz wzrost społecznego poparcia dla partii rządzącej stały się dla nich czymś w rodzaju katarakty utrudniającej ostre widzenie spraw tego świata.
Katarakta (nazywana też zaćmą) to postępujące mętnienie soczewki oka w 90 procentach przypadków w wyniku starzenia się organizmu (choć podobno bywa też wadą wrodzoną). Najwidoczniej niedawny sukces polskich władz, jakim bez wątpienia było doskonałe zorganizowanie szczytu NATO oraz Światowych Dni Młodzieży oraz wkład Ministerstwa Obrony Narodowej w przygotowanie i zabezpieczenie obu imprez w jeszcze większym stopniu przysporzył dzisiejszej opozycji i jej organom prasowym kłopotów natury medycznej. Tym spośród ich przedstawicieli, którzy uczciwie chcą kontrolować władzę, mogę tylko życzyć powodzenia. Z pozostałymi wolę nie mieć nic wspólnego, jako że ich działalność pogłębia tylko podziały społeczne.
Odrębną sprawą pozostaje to, w jaki sposób OKO.press uzyskało wybiórcze i bałamutne informacje o dochodach doradców ministra (ciekawe, że w opublikowanych enuncjacjach nie ma ani słowa o zarobkach kadry dyrektorskiej). Rodzi się po prostu pytanie, kto w Departamencie Administracyjnym MON, z czyjego polecenia i na jakiej podstawie udostępnił je rzeczonej redakcji, skoro można było spodziewać się, że będą one wykorzystane w grze politycznej nie mającej nic wspólnego z uczciwością. Opinia publiczna ma w tym wypadku prawo domagać się od Ministerstwa Obrony Narodowej gruntownych wyjaśnień.
Dr Tadeusz Witkowski publicysta, badacz akt przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej, były pracownik Służby Kontrwywiadu Wojskowego i członek Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. Rzetelność Czerskiej i Okolic? Wolne żarty
natomiast rodzi się pytanie zasadne do MON :
Rodzi się po prostu pytanie, kto w Departamencie Administracyjnym MON, z
czyjego polecenia i na jakiej podstawie udostępnił je rzeczonej
redakcji, skoro można było spodziewać się, że będą one wykorzystane w
grze politycznej nie mającej nic wspólnego z uczciwością. Opinia
publiczna ma w tym wypadku prawo domagać się od Ministerstwa Obrony
Narodowej gruntownych wyjaśnień.
Redakcja Blogmedia24.pl
2. Prawde mowiac
sprawa oceny zarobkow w ministerstwach ma oczywiscie charakter subiektywny. To temat samograj i nie ma co liczyc na to, ze zostanie zaniechany. Mozna sie tlumaczyc, co pewnie jest lepsza wersja albo milczec.
Pamietam jak zaraz po Sierpniu '80 starano sie spuscic lud z lancucha. Byla willa Szczepanskiego w Afryce i wille rodziny Gierka. Z rok pracowalem w wymiennikowni ciepla kolo kopalni "Wujek" i mialem okazje zobaczyc wille Adama Gierka, ktory byl chyba wtedy doktorem nauk technicznych. Taki sobie 'bungalow", ktory w Kanadzie ma chyba kazda sprzataczka pochodzenia portugalskiego.
Na wlasne oczy widzialem tez Sienkiewicza Henryka szefa MKR Jastrzebie, ktory na wiecu w kopalni XXX-lecia nawolywal robotnikow, by pobierali legitymacje NIK-u dostarczone przez tow. Moczara i kontrolowali wszelkie naduzycia.
PS Krotko mowiac, trzeba im wpieprzyc szybciej, czesciej i mocniej niz oni sa nam w stanie oddac.
Pozdrawiam.
3. Dobrzy agenci i ruscy szpiedzy
Kilka minut temu komentowałem artykuł pod tytułem "Dobrzy agenci i ruscy szpiedzy" kokos26,
http://www.blogmedia24.pl/node/75612
Zdecydowanie w liczbie mnogiej.
Agentur opłacanych przez przeróżne kraje, rozmaite instytucje i firmy, a nawet osoby prywatne.
Można na przykład podejrzewać, że cała Fundacja Batorego, wydająca wielkie zagraniczne pieniądze jest agenturą "Open Society".
Można więc zaryzykować twierdzenie, że ta ważna polska instytucja, formatująca współczesne polskie elity, jest agenturą Sorosa.
Soros, Jego prywatna firma ma w Polsce swoją agenturę?
Kim jest G. Soros?
SSS?
__________________________________________________________________________
michael
4. Michael
w dniu 5 IX 2010 r. zamiescilem na swoim blogu tekst pt. "Prawda o Sorosu". Mial 4 656 odczytow.Tak naprawde, to George Schwartz ur. w 1930 r. Jako nastolatek pomagal grabic majatek innych Zydow. Wydawal wspolplemiencow, by przezyc. Dziennikarz z telewizyjnego '60 Minutes" zadal mu pytanie: "Nie ma pan poczucia winy?" Zorzyk na to odpowiedzial: "Gdybym ja tego nie robil, to ktos inny by to robil".
Wedlug kanadyjskiego dziennikarza, Ezry Lewanta (tez Zyd), Soros to socjopata dysponujacy 14 mld. dolarow, ktore lubi wydawac na polityke.
Po udowodnienoiu, ze jego pieniadze ingerowaly w wybory w Polsce, to cale towarzystwo powinno byc wziete za ...