Sprzedali ideę i wartości za srebrniki

avatar użytkownika kokos26

Z profesorem Tomaszem Panfilem, historykiem, wykładowcą uniwersyteckim KUL rozmawia Mirosław Kokoszkiewicz.
 
Panie profesorze, z psychologicznego punktu widzenia to, że ktoś po ćwierćwieczu nie może się pogodzić się z utratą władzy i beneficjów z tej władzy płynących jest jakoś zrozumiałe, ale to co się dzieje od ostatnich wyborów budzi niepokój. Jak daleko w negowaniu demokratycznego wyboru Polaków może się posunąć ta sitwa okupująca Polskę od 1989 roku?  
 
- Początek okupacji przesunąłbym zdecydowanie wstecz. Komuniści rządzący Polską od 1944 roku perfekcyjnie opanowali umiejętność dialektycznego dostosowywania się do wymagań kolejnych etapów budowy socjalizmu. Okrągły stół był niczym innym, jak kolejnym przepoczwarzeniem się komuny. Wytrawni gracze polityczni dostrzegli, że to kapitalizm sterowany i demoliberalizm daje o wiele większe możliwości eksploatowania społeczeństwa niż mniej lub bardziej siermiężne wersje socjalizmu. To myśl Gomułki jest wiecznie żywa: oni władzy raz zdobytej naprawdę nie mają zamiaru oddać. Dwa razy wymykał im się ster z rąk – w 1992 i w 2005 – i dwa razy w sposób absolutnie bezwzględny i gwałtowny go odzyskiwali. Teraz patriotyczna część narodu  trzeci raz próbuje odzyskać suwerenność narodową i państwową. I po raz trzeci spotyka się z gwałtownym kontratakiem. Przez ostatnich kilkanaście miesięcy twierdziłem konsekwentnie, że „oni” nie mogą oddać władzy, bo oznaczałoby ich zgubę – utraty wpływów, łatwych pieniędzy, prawdopodobnie odpowiedzialność karną. Więc teraz, kiedy ta groźba stała się realną, pojawiła się klasyczna agresja lękowa – strach wywołuje atak. Im większy strach, tym ataki bardziej zajadłe. A czy istnieje jakaś granica, poza którą się nie posuną? Wątpię – pamiętamy obłąkane wręcz ataki na obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu czy zbrodnię Ryszarda Cyby.
 
- System III RP od lat ma swoich zagranicznych protektorów. Szczególnie aktywne są dzisiaj Niemcy, czego przykładem jest szef PE, Martin Schulz, komisarz UE Gunther Oettinger oraz tamtejsze media. Czy to jakiś chichot historii i pokaz wielkiej hipokryzji skoro ta troska i nauki dla nas wychodzą od państwa, w którym płoną setki obozów dla uchodźców, muzułmańscy imigranci przy milczącej zmowie mediów i policji  gwałcą, okradają i hańbią tamtejsze kobiety? Gdzie ludzie coraz śmielej protestują przeciwko władzy, a sięgając do podręczników z historii to raczej Niemcy powinni uczyć się od nas tego, czym jest wolność, tolerancja i demokracja?
 
Dzisiejsza postawa Niemców, – ale nie tylko ich – wobec Polski i Polaków to temat nie tylko na bardzo długą rozmowę, ale na obszerne studium historyczno-socjologiczno-psychologiczne. Chyba najtrafniej można ją opisać stosując model starcia cywilizacji Feliksa Konecznego. W olbrzymim skrócie mówiąc, Polska to ostoja, twierdza cywilizacji łacińskiej wciśnięta między państwo cywilizacji turańskiej, – czyli Rosję – oraz państwo reprezentujące model cywilizacji bizantyńskiej, czyli Niemcy. Mentalność Polaków i koncepcja organizacji państwa polskiego stawia w centrum ideę wolności osobistej. Niemcy i Rosjanie zaś hołdują koncepcji prymatu interesu państwa nad prawami i przywilejami jednostki. W takim myśleniu wolność osobista, prawo do dążenia do indywidualnego szczęścia są wręcz szkodliwe. Mało tego – należy je zwalczać, bowiem – co pokazała historia Najjaśniejszej Rzeczpospolitej – są zaraźliwie atrakcyjne. Dlatego właśnie Niemcy i Rosja we ścisłym współdziałaniu zniszczyły najpierw Pierwszą, a potem również Drugą Rzeczpospolitą. Bo nie mogły znieść u swych granic narodu ludzi wolnych, ludzi kochających swój Naród i Ojczyznę. Martin Schulz czy Günther Oettinger jawią się, jako ideowi spadkobiercy Fryderyka Wilhelma II, Sieversa, Bismarcka, Ribbentropa – gotowi są użyć szantażu a nawet brutalnej siły dla zwalczania wolnościowych postaw Polaków, którzy najzwyczajniej chcą żyć we własnym, wolnym i suwerennym państwie. Tylko dzisiejsi Niemcy wymachują flagami Unii Europejskiej własny, niemiecki interes skrupulatnie ukrywając w cieniu.
 
Panie profesorze, obecna zmasowana i zorganizowana międzynarodowa nagonka na nową władzę po raz kolejny uzmysłowiła nam, że jest w Polsce wiele nie tylko pojedynczych wpływowych osób, ale całych środowisk gotowych do zdrady i niemal jawnego służenia obcym interesom. Co nimi powoduje? Gdzie szukać przyczyn tego zjawiska? Czy w XVII i XVIII w.? A może wystarczy sięgnąć do 1989 roku i paktu – nazwijmy go umownie – Kiszczak-Michnik?
 
Ależ to nie jest tak, że skłonność do zdrady jest naszą narodową, polską przywarą. Wręcz przeciwnie: w porównaniu do innych nacji Polacy zdradzali swą Ojczyznę, Naród, króla czy państwo zdecydowanie rzadziej niż Francuzi, Hiszpanie, Niemcy czy Rosjanie. Trudno o bardziej dobitny przykład na polską wierność wartościom narodowym jak wydarzenia lat drugiej wojny światowej. Tylko i wyłącznie w Polsce nie było rządu kolaborującego z okupantami. Elitarne formacje SS tworzyli wszyscy – z Turkami czy Tatarami włącznie. Trupie główki nosili Anglicy, Luksemburczycy i Słowacy. Tylko nie Polacy. Trzeba również zwrócić uwagę – na co historia daje liczne przykłady - , że o zdradę łatwiej bogatym: pieniądz i majątek bardzo często (choć oczywiście nie zawsze) nie mają narodowości. Światowy bogacz czuje się równie swobodnie w dowolnym kraju i ma skłonność dbać przede wszystkim o własne interesy. W polskich dziejach najbardziej patriotycznie nastawiona była zawsze klasa średnia: średnia i drobna szlachta, później inteligencja, wykwalifikowani robotnicy. Czy zauważył Pan, jak bardzo rządzący Polską po II wojnie dbali i dbają by nie wykształciła się prawdziwa, liczna warstwa średnia? I druga kwestia: wielu z tych, którzy dziś biegną do instytucji unijnych i międzynarodowych ze skargą na swoje państwo, wielu z tych, którzy pismem i czynem szkalują Naród polski, wielu z nich nie ma świadomości popełniania zdrady. To niesłychanie niebezpieczny mechanizm: oni po prostu wierzą, że służą większemu dobru, czemuś co stoi wyżej na drabinie ewolucji społecznej od państwa narodowego. Dlatego właśnie tylu gorliwie służyło Polsce Ludowej i jej sowieckim patronom, - donosząc, walcząc z „bandami”, czy po prostu z przekonaniem wypełniając zalecenia PZPR. Bo to była służba sprawie socjalizmu, pokoju i sprawiedliwości. Dzisiaj, gdy Związku Sowieckiego już nie ma, równie gorliwie służą Unii, – bo czują się Europejczykami, a to w ich mniemaniu coś bardziej wartościowego niż bycie Polakiem. Taka postawa to efekt wykorzenienia ogromnych mas ludności, gigantycznej wędrówki ludów, do jakiej doszło po II wojnie światowej. Efekt wykorzenienia szczególnie mocno dotknął Polskę, która została pozbawiona swych odwiecznych ziem wschodnich i arbitralną decyzją mocarstw przesunięta na zachód. Do tego doszło straszliwe straty wojenne. W rezultacie mnóstwo ludzi nie czuje emocjonalnych związków z Ojczyzną i Narodem.  
 
Ubiegły rok – czego mało się kto spodziewał - to podwójne wyborcze zwycięstwo PiS-u i Zjednoczonej Prawicy. Warto odnotować, że to zwycięstwo odniesione zostało na przekór tej całej medialnej propagandowej nawale. Powiedział Pan, że skłonność do zdrady nie jest naszą narodową przywarą i dawaliśmy nie raz tego przykłady. Czy widzi Pan profesor jakieś wyraźne symptomy naszego narodowego przebudzenia? Czy bez jakiejś wielkiej światowej zawieruchy zmieniającej obecny układ sił politycznych w świecie stać nas na wybicie się na suwerenność, a przynajmniej na definitywne zakończenie bytu o nazwie III RP, który ja nazywam bantustanem?
 
Są tacy, którzy twierdzą, że my Polacy jesteśmy mistrzami świata w robieniu na przekór i działaniu wbrew, że najłatwiej Polaka skłonić do zrobienia czegoś mówiąc mu, żeby tego nie robił. Może jest w tym spora doza prawdy: nie daliśmy się zaborcom, bolszewikom, hitlerowcom, komunistom rodzimego chowu właśnie dlatego, że używali wobec nas ordynarnej przemocy. Pytanie tylko, czy Unia nie wybrała lepszej metody rozpieszczając nas wolnościami – często pozornymi – i rzekomą hojnością, która jak się lepiej przyjrzeć, prowadzi nas prostą drogą do drenażu bogactw narodowych, do wyprzedawania majątku państwowego oraz do coraz bardziej realnych bankructw samorządów. Jednak w polityce – podobnie jak w fizyce – każdej akcji towarzyszy reakcja. Bezczelne upartyjnianie mediów przez koalicję PO-PSL doprowadziło do powstania swoistego „drugiego obiegu”, którego zasługi w przełamaniu zakłamanej narracji obozu rządzącego i w wygraniu obu tegorocznych wyborów są nie do przecenienia. Pycha, cynizm i obłuda prezentowane przez PO i PSL doprowadziły do mobilizacji znacznej części społeczeństwa. Doskonale to było widać w trakcie kampanii prezydenckiej, gdy postawa dętego i nadętego „ojca zgody” sprowokowała ruch sprzeciwu i kontestacji, w czym przodowali świetnie zorganizowani narodowcy, a czego efektem było zwycięstwo Prezydenta Andrzeja Dudy. Ono z kolei ułatwiło zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych. Czy to już świt odrodzenia ducha Narodu, czy tylko tegoż Narodu wrodzona przekora? Zobaczymy, – jeśli to prawdziwe odrodzenie, to w ślad za emocjonalnym odrzuceniem ugrupowań kłamców i grabieżców pójdzie wytrwała, planowa i przemyślana praca u podstaw. Praca zakrojona nie na miesiące kampanii wyborczej, ale na lata. Bo taka jest droga do przekreślenia rzeczpospolitej magdalenkowej i zbudowania Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Uczmy się pilnie historii okresu międzywojennego – tam są metody, koncepcje oraz sposoby budowy silnego państwa i dumnego Narodu.
 
Na koniec pytanie bardziej z zakresu psychologii niż historii czy polityki. Na naszych oczach dokonał się upadek wielu ludzi wydawałoby się silnych o naprawdę pięknych życiorysach i niekwestionowanych zasługach w niepodległościowym zrywie „Solidarności”. Takim przykładem jest choćby Antoni Mężydło. Co było i jest w takiej formacji politycznej jak Platforma Obywatelska, że potrafi ona deprawować nawet takich kiedyś bardzo walecznych i ideowych ludzi?
 
Prawda, że to fascynujące? Tyle wspaniałych życiorysów, żywych legend upadło na naszych zdumionych oczach: Bujak, Frasyniuk, Mężydło, Rulewski, ostatnio Jankowski. O zadeklarowanych donosicielach i tajnych współpracownikach jak Jurczyk czy Lech „Bolek” Wałęsa nie wspomnę. Zastanawiałem się nie raz nad tym fenomenem deprawacji, nad zupełnie niezwykłą siłą, z jaką kompletnie bezideowa i cyniczna Platforma łamała kręgosłupy i lepiła na nowo sumienia. Myślałem, że może skoro każda władza w jakiś sposób deprawuje, to władza niemal absolutna, jaką miała Platforma deprawowała niemal absolutnie. Brałem pod uwagę koncepcję, że im bardziej człowiek jest przekonany o własnej wartości, tym trudniej jest mu się przyznać do błędu i tak długo będzie sam siebie upewniał o słuszności swojego postępowania, że w końcu uwierzy w prawdziwość największej bzdury. Aż w końcu mnie olśniło. Odpowiedź jest banalnie prosta, a udzielił jej już dawno temu Książę Poetów. Zbigniew Herbert w Potędze smaku napisał:
Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha...

Po prostu bohaterów opozycji antykomunistycznej liberalna Platforma lepiej i piękniej skusiła niż siermiężny komunizm w wersji peerelowskiej: piękne kobiety, fotele w radach nadzorczych, pierwsze strony kolorowych żurnali na papierze kredowym, lukratywne zlecenia. Prawda o upadku dawnych tytanów niezgody i oporu jest prosta, przyziemna i smutna. Sprzedali ideę i wartości za srebrniki, zwane dziś eurowalutą. Choć niewątpliwie były i są to sumy wyższe niż otrzymał Judasz.
 
Wywiad ukazał się w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta
Nowy numer już w kioskach

Etykietowanie: