Państwo Islamskie - komu i po co jest potrzebne

avatar użytkownika elig

  Od ponad roku koalicja 60 państw pod wodzą Stanów Zjednoczonych bombarduje Państwo Islamskie, czyli "kalifat" w Iraku i Syrii.  I co?  I nic.  Efekty są mizerne, choć tylko USA wydały na to już ponad 3,2 mld USD.  Ja sądziłam, że zaangażowanie się Turcji będzie przełomem {TUTAJ}.  Nic z tego.

  Okazało się szybko, iż państwo to jest bardziej zainteresowane zwalczaniem Kurdów z PKK [Partii Pracujacych Kurdystanu] niż Państwa Islamskiego.  Przekazanie USA bazy tureckiej dla prowadzenia nalotów, było ceną tego, że Stany Zjednoczone tolerują walkę z Kurdami.

  We wrześniowym numerze miesięcznika internetowego "Nowa Konfederacja" ukazał się artykuł Aleksandry Rybińskiej "Państwo Islamskie może wygrać" {TUTAJ}.  Autorka pisze:

  "Rok od rozpoczęcia kampanii nalotów, prowadzonej przez międzynarodową koalicję pod przywództwem USA, Państwo Islamskie (IS) nie straciło na sile. Dżihadyści zdobyli Mosul i Ramadi w Iraku oraz syryjską Palmyrę. Poszerzyli także swoje wpływy w Libii, w Egipcie (na półwyspie Synaj) oraz w Afganistanie, gdzie wyrywają talibom kolejne połacie ziemi, i przeprowadzili pierwszy atak terrorystyczny w Arabii Saudyjskiej, wysadzając w powietrze szyicki meczet w Katifie. I choć po drodze zginęło ponad 10 tys. bojowników IS, organizacji udaje się – dzięki nowoczesnej kampanii propagandowej – stale rekrutować nowych.

Czy zatem Państwo Islamskie wygrywa? Odpowiedź na chwilę obecną brzmi: tak. A odpowiedzialność za to ponoszą w dużej mierze Stany Zjednoczone.".

  Wynika to z faktu, że  USA nie chcą prowadzić kampanii lądowej i polegają wyłącznie na nieskutecznych nalotach.  Obama wyraźnie nie chce przyznać się, iż wycofanie wojsk amerykańskich w roku 2011 było błędem.  Obecnie Państwo Islamskie jest powstrzymywane tylko przez Kurdów [zwalczanych przez Turcję], oraz przez szyitów, których oddziały dowodzone są często przez oficerów irańskich.

  Wszyscy widzą, że dla pokonania Państwa Islamskiego konieczna jest interwencja wojsk lądowych z prawdziwego zdarzenia.  Bloger Ranger {TUTAJ} uważa, że nawet jedna 12 Dywizja Zmechanizowana ze Szczecina dałaby radę.  Ja jednak sądzę, że ze względu na wielkość obszaru potrzebne byłyby ze trzy.  Już 19 dni temu amerykański wojskowy pisał {TUTAJ}:

  "We cannot accomplish that with just airstrikes, drones, equipment and training. As politically unpalatable as it may be, we need to put "boots on the ground" alongside our allies and others who are fighting the Islamic State. Yes, I mean real combat forces, not a few advisors and spotters.".

  W tym samym czasie w izraelskim portalu Ynetnews.com {TUTAJ] można przeczytać:

  "The struggle against ISIS is characterized, then, by the weakness of Western states in the face of Turkey’s actions on the one hand, and by inexplicable military helplessness on the other. It’s too bad that the West, led by the United States, is so apathetic. We should hope it doesn’t wake up only when ISIS starts conquering Europe. That will be too late."

  Autorką tych słów jest: Major-General (res.) Giora Eiland - a former head of Israel's National Security Council.  Jak więc widać, sytuacja jest jasna, tylko nikt nic nie robi.  Stąd moje tytułowe pytanie: komu i do czego potrzebne jest Państwo Islamskie?  W Stanach Obama i Partia Demokratyczna boją się wpływu ewentualnego wysłania wojsk do Iraku i Syrii na przyszlóroczne wybory w USA.  Turcja czerpie korzyści z istnienia Państwa Islamskiego.  Walczy ono z wrogim Turcji reżimem Asada w Syrii oraz wiąże siły Kurdów.  Turcja ma zyski z przemytu ropy i antyków z Państwa Islamskiego.  Ostatnio zaczęła zarabiać nawet na uchodźcach.  Oto komentarz Andrzeja A. z blogu Coryllusa {TUTAJ}:

 "Andrzej.A mówi:
6 września 2015 o 09:54Z tymi „uchodźcami” to jest taka lipa sprzedawana w mediach, że aż ciężko tego słuchać.
Pokazywane to jest tak, że oni niby na tych łódeczkach płyną od granic Syrii do tych greckich wysp. A to jest bzdura. Oni przenikają granicę z Turcją suchym lądem, a potem w celach tylko i wyłącznie propagandowych są ładowani na te łupinki i przewożeni na te wyspy.
Pomiędzy Lesbos a stałym lądem (Turcją) jest 12.5 km, a jeszcze śmieszniej jest z wyspą Kos, która leży 5 km od brzegu. To są kpiny, bo obie wyspy są widoczne z brzegu i nie jest to żadna niebezpieczna wyprawa – zwłaszcza, że obecne warunki pogodowe są takie, że na tą Kos to można dziennie zrobić takim większym Zodiakiem kilkanaście rajdów.
Żeby było śmieszniej, to Turcja, z której terenu jest to organizowane, jest w NATO i aspiruje (aspirowała?) do bycia w UE.
Tych „uchodźców” już przybyło 800’000, a podobno na terenie Turcji przebywa kolejne 1.5 miliona. Za każdego z tych ludzi przemytnicy biorą od 1.5 do 5 tysięcy EURO. Z prostego wyliczenia wynika, że Turcja (jako państwo i jego obywatele – przemytnik też obywatel) zainkasowała na tym procederze od 1.2 do 4 miliardów Euro, a w perspektywie mają jeszcze 2.25 do 7.5 miliarda. Nie wiem jaki procent PKB Turcji dają te liczby, ale jest tego tyle, że każdy się może pożywić.
Pozostaje pytanie kto za to płaci, oczywiście poza tymi nielicznymi rzeczywistymi uciekinierami.".

  Wspomniany wyżej bloger Ranger twierdzi, iż:

  "A tymczasem z zapisków Barbura w sekcji Tel-Aviv onLine wynika, że Izrael ma korzyści z istnienia Islamskiego Państwa. Tak można wnioskować po wnikliwym przejrzeniu zapisków Barbura."

 Arabia Saudyjska martwi się głównie wpływami szyitów w Damaszku, Bagdadzie i Sanie [stolica Jemenu].  Prowadzi z nimi wojnę w Jemenie  Państwo Islamskie uważa szyitów za heretyków, których należy wymordować i walczy z nimi w Iraku.  Widać więc zbieżność interesów.  Niejasna jest rola Rosji.  Oficjalnie popiera ona Asada.  Eska i Cezary Gmyz twierdzą jednak, że to Putin stoi za ostatnimi problemami z uchodźcami w UE.  W każdym razie wykorzystuje on sytuację.  W portalu Wpolityce.pl {TUTAJ} czytamy:

 "W głębokim cieniu kryzysu migracyjnego – który wyparł z polityki i mediów państw Unii Europejskiej wszystkie inne sprawy międzynarodowe – prezydent Władimir Putin zaczął tworzyć pierwszą bazę rosyjskich wojskowych sił powietrznych w Syrii. To również pierwsza od końca zimnej wojny nowa rosyjska baza lotnicza poza terytorium dawnego Związku Sowieckiego.".

 W portalu Telegraph.co.uk ukazał się wczoraj [5.09.2015] artykul mówiący więcej o rosyjskim zaangażowaniu militarnym w Syrii:

 "Russia is providing “serious” training and logistical support to the Syrian army, Vladimir Putin has said, in the first public confirmation of the depth of Russia’s involvement in Syria's civil war.

Commenting on reports that Russian combat troops have been deployed to Syria, the Russian president said discussion of direct military intervention is “so far premature,” but did not rule out that such a step could be taken in future." {TUTAJ}.

 Na zakończenie przytoczę konkluzję artykułu Aleksandry Rybińskiej:

 "Jeśli więc Amerykanie nie zdecydują się na szeroko zakrojoną lądową ofensywę przeciwko Państwu Islamskiemu, zdobędzie ono kolejne tereny, grając na rosnącej rywalizacji o przywództwo w regionie między szyickim Iranem a sunnicką Arabią Saudyjską. Dla Europy konsekwencje będą dramatyczne: niedaleko jej granic istnieć będzie Kalifat, a wraz z nim permanentne zagrożenie terrorystyczne. Fala uchodźców, z którą już teraz kraje europejskie sobie nie radzą, jeszcze się zwiększy. Wszyscy, którym bycie podwładnym nowych Kalifów będzie nie w smak, wybiorą się w podróż do ziemi obiecanej. Destabilizacja Bliskiego Wschodu się nasili, granice nakreślone przez kolonizatorów jedna po drugiej upadną.

Marne perspektywy

By temu zapobiec, należałoby zażegnać konflikt w Syrii. Ze względu na przeciwstawne interesy, które się tam ze sobą zderzają (Iran, Rosja, Arabia Saudyjska i kraje Zatoki Perskiej), nie wydaje się to jednak w bliższej, a nawet dalszej perspektywie, możliwe. Pozostaje nam więc pogodzić się z możliwością, że IS okaże się czymś więcej niż przejściowym zjawiskiem. A jego umocnienie się na Bliskimi Wschodzie będzie negatywnie wpływało na nasze osobiste bezpieczeństwo.

Co więcej, jak na razie nie ma podstaw, by sądzić, że następna amerykańska administracja, jakakolwiek będzie, poradzi sobie z tym problemem lepiej niż obecna. W każdym razie dopóty, dopóki nie porzuci obecnej strategii wycofania i nie zdecyduje się na większe zaangażowanie w regionie.".

 

1 komentarz

avatar użytkownika Tymczasowy

1. Dobry tekst

Nie jestem pewien czy IS wojne wygrywa. Pewne jest, ze nie jest w stanie przeprowadzic zadnej wiekszej ofensywy. Nie mowie o paru Toyotach podjezdajacych noca pod jakas wies arabska. to jak w czasie walk partyzanckich. Natomiast jesli zechca skonsentrowac sily nawet na poziomie glupiego batalionu, to zostana rozniesieni z powietrza. lotnictwo tylko na to czeka. przeciez niszczy sie z powietrza nawet buldozery wykonujace prace saperskie, a co dopiero mowic jaks nawet niezbyt duza koncentracja.
ci wygrywajacy niby wojne czuja sie troche jak szczury, na ktore sie poluje. W kazdej chwili cos moze trzasnac niespodziewanie z gory. a nawet jak sie schowa w jakims domu, to tez mozna byc latwo pogrzebany. Prosze zobaczyc jak dlugo Kurdowie wydobywaja zwloki typow z Daesh z ruin w Kobane.Co to za zycie.