Cisza wyborcza

avatar użytkownika Janusz40

 

 Drugi dzień ciszy - nie wiem, czy to komuś pomaga, czy przeszkadza, ale można przynajmniej z czystym sumieniem napisać coś apolitycznego, a może to też pozór...

Czystość w mieście - nie tylko w mieście, także w terenie, szczególnie w lasach w pobliżu szlaków turystycznych. Jej brak świadczy o braku kultury w społeczeństwie. Tylko jak ową kulturę wprowadzać - odwieczny dylemat - metodą tłoczenia, czy ssania? Otóż mam uguntowaną opinię w tej mierze - haute kulture można wprowadzić jedynie metodą ssania, poprzez spowodowanie mody, warunków i poprzez organiczne przygotowanie od niemowlęctwa. Posadzenie pracowników PGR w tetralnych fotelach (po gonitwie po muzeach) skutkowało zawsze zasłużonym (głośnym) snem owej kultury konsumentów... Natomiast kulturę zachowania się w społeczeństwie można i należy wtłoczyć. Czekanie, aż wszyscy staniemy się piękni i bogaci (i kulturalni) może wymagać kilku pokoleń. Inne państwa poradziły sobie szybciej i skuteczniej.

Nie potrzeba zbyt wiele - wystarczy wymagalność i odpowiedzialność; niedoścignionym wzorem jest tu car Piotr I - jeżeli w jakimś sektorze państwa coś szwankowało, to nie czepiał się kaprala, tylko ścinał łeb głównodowodzącemu armią (przeważnie osobiście). To oczywiście barbarzyństwo, ale można podzielić teren miasta na rewiry i uczynić odpowiedzialnymi już to dzielnicowych, już to straż miejską; brak czystości, czy np, jakieś grafitti na zabytku, to zaprowadzenie porządku na koszt odpowiedzialnych, utrata części zarobków i ostatecznie dyscyplinarne zwolnienie. Taka dygresja - przyjaciel Ojca - pisarz Goździkiewicz opisał pracę gajowego w dworskim lesie - ten wiedział z góry, że Franek z Wólki wytnie bez pozwolenia witki na miotłę i potrafił mu odpowiednio pogrozić (nie do pomyślenia była kradzież drewna). Pewno, teraz leśne bogactwa straciły na wartości, ale idzie mi o zasadę.

Są wzorce - Singapur - pamiętam czasy, kiedy to miasto-państwo było synonimem dalekowschodniego brudu, bałaganu i nożownictwa. Mądre zarzadzanie doprowadziło (już przynajmniej od trzydziestu lat) do przekształcenia go w Eden, rajski ogród sterylnej czystości i poszanowania przepisów - jakże ułatwiajacych współżycie obywateli. Jak to zrobiono - jeden przykład; Rzucenie na ulice niedopałka papierosa - 500 dolarów bezwzglednej grzywny, lub natychmiastowe więzienie za dług (a tam wiezienia nie były wówczas wywczasem - tam nieustannie czychała śmierć). Zresztą miałem w zyciorysie epizod, kiedy podlegał mi spory przemysłowy teren łacznie z fabrykami - kiedy postawiony na jakiś dział człowiek dowiadywał się, że ponosi osobistą odpowiedzialność za swój rewir (pod groźbą zwolnienia) - natychmiast stawał się skuteczny - kończyły się kradzieże, kończyła się dewastacja mienia. Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta, jak wygladało budownictwo mieszkaniowe za komuny; po wybudowaniu budynku - wszystkie szyby w oknach były wybite - wprawiano je ponownie dopiero po zasiedleniu budynku - signum tempori. To skrajny przykład, ale najwyższy już czas na wdrożenie dwóch pojęć - odpowiedzialności i wymagalności.

Mówiąc o czystości mam na uwadze także czystość powietrza, tu kompletna niemożność; istnieją liczne urzędy ochrony środowiska, sanepid, istnieją przepisy (np. o zakazie spalania smieci), istnieją służby majace prawo ich egzekucji. I co? I nic się nie dzieje. Konia z rzędem temu, który wskaże ukaranego choćby mandatem za te przewinienia, chociaż powinny być kwalifikowane jako przestępstwa. Ale, jeżeli w internecie krąży film, jak to wysoki funkcjonariusz państwowy pali na działce swoje śmieci, to musi być bezkarniość i już. Później się dziwimy, turyści z państw bardziej ucywilizowanych powtarzają za Krzyżakiem "dziki kraj, dzikie obyczaje". Cóż się dziwić, kiedy potomek autora historycznej powieści w której to padają owe słowa - teraz mówi, że Polska jako państwo nie istnieje (mówi zresztą jeszcze gorsze słowa), a minister rządu powtarza dosłownie to, co powiedział ów Kuno -"dziki kraj..."

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Morsik

1. Nie jest tak źle...

Nie widziałeś, Januszu, samiuteńkiego centrum Melbourne. Układ ulic jest taki, że równolegle biegną trzy trakty: avenue, street i line. Pierwsza jest "pierwsza" - czysto, schludnie, na chodnikach siedzą jakieś typy i grają, ekskluzywne sklepy - przeważnie jubilerskie, moda i wygoda. Druga, to "druga", tam rano wywala się śmieci z "pierwszej", ale jeszcze można wytrzymać. Na line, to już lepiej nie wchodzić...

I nie patrz na Niemca, bo u niego tylko fasada z dykty super wymalowana a w środku wszystko zamiata się pod dywan. Nie doszukuj się zatem jakiegoś nadzwyczajnego niechlujstwa u Polaków. Wszystkie narody świata są takie same, tylko inaczej terroryzowane. W Polsce terror poprawnościowy udał się najmniej, dlatego mój krzywy plot jest moim krzywym płotem, a na swojej ziemi mogę zrobić kupę, wsadzić w nią zapałki i zawołać "dokąd idziesz jeżu"!

PS. Chodzę dużo po Karkonoszach i widzę jaki syf pozostawiają ukochani przez Polaków czyści, schludni i karni Niemcy...

 Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...