SPRAWA ARCYBISKUPA STANISŁAWA WIELGUSA Z HAŃBĄ "GAZETY POLSKIEJ" W TLE CZ. II
aleksander szumanski, pon., 16/02/2015 - 10:06
SPRAWA ARCYBISKUPA STANISŁAWA WIELGUSA
Z HAŃBĄ "GAZETY POLSKIEJ" W TLE CZ. II
"TOBIE, PANIE, ZAUFAŁEM, NIE ZAWSTYDZĘ SIĘ NA WIEKI,
HISTORIA MOJEGO ŻYCIA"
Tytuł książki arcybiskupa Stanisława Wielgusa; wydawnictwo Sióstr Loretanek
Warszawa 2014
Tę książkę powinien przeczytać każdy, poszukujący prawdy, wierzący, czy też nie wierzący, ale prawy, któremu na sercu leży dobro Polski i Jej dobrego imienia we współczesnym trudnym świecie. Nie należy też zapominać, iż Polska zawsze była Przedmurzem Chrześcijańskiej Europy, którą siły wsteczne, obce Państwu Polskiemu, agentury zewnętrzne i wewnętrzne i ich służby, pragną Polskę uczynić przedmurzem Azji, zmazać ją z mapy Europy. Rozbić polski Kościół od środka - to hasło m.in. masonerii światowej, mającej również loże wolnomularskie w naszym kraju.
W tym miejscu należy przypomnieć Deklarację Kongregacji Doktryny Wiary:
W 1983 roku Kongregacja Doktryny Wiary wydała deklarację, podpisaną przez prefekta kard . Józefa Ratzingera, przyjętą przez papieża św. Jana Pawła II i ogłoszoną na jego polecenie. Czytamy w niej :
„Negatywna ocena Kościoła o wolnomularskich zrzeszeniach pozostaje wciąż niezmienna , ponieważ ich zasady były zawsze uważane za nie do pogodzenia z nauką Kościoła i dlatego też przystąpienie do nich pozostanie nadal zabronione. Wierni , którzy należą do wolnomularskich zrzeszeń znajdują się w stanie grzechu ciężkiego i nie mogą przyjmować Komunii świętej”.
Dzieje każdego narodu toczą się zwykle wokół pewnych wydarzeń, postaci, mających
niejednokrotnie charakter symbolu nawiązującego do tradycji kulturowej i religijnej,
wielowiekowej świętości Kościoła rzymsko-katolickiego i jego postaci. Obecnie
tragedię narodową stanowi bezkompromisowa grupa osób, gwałcących i
profanujących święte symbole i postaci. Świętości narodowe nie są bowiem
wartościami zmiennymi, stanowią wartość stałą i nie mogą być szargane na oczach
całego narodu. Naszymi świętościami szargali już wielokrotnie nasi wrogowie, chcący zawładnąć również i naszymi umysłami. W ostatniej dobie czynili to hitlerowcy i bolszewicy. Jeszcze dzisiaj słyszymy z ust czołowych polskich polityków bezwstydne hasła, wrogie Polsce, Polakom i polskości. Dochodzi do bezczeszczenia Krzyża Chrystusowego. Miejsce posadowienia krzyża, później usuniętego z polecenia prezydenta Komorowskiego z przed Pałacu Prezydenckiego, było miejscem spacerów współczesnych "księży patriotów", krzyż nie został poświęcony, nazwany przez ks. abp. Michalika meblem, bezczeszczony przez pijanych moczem i butelkami z piwem „Lech” ułożonych w kształcie krzyża. Pijana 17 latka zwracała się do modlących pod krzyżem starszych ludzi z pytaniem: „masz penisa? Masz, to pokaż”. I tak przez całą noc z udziałem prowodyra, organizatora chamskich manifestacji przeciwko krzyżowi na Krakowskim Przedmieściu, kucharza, Dominika Tarasa, działającego wspólnie i w porozumieniu z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz – Waltz. Służby, policja i straż miejska nie interweniowały, spoglądały w spokoju na bandyckie poczynania całonocne przed Pałacem Prezydenckim, a nad ranem zbierały do worów palące się znicze upamiętniające dramat narodowy w Smoleńsku i śmierć prezydenta Rzeczypospolitej prof. Lecha Kaczyńskiego z małżonką Marią i 94 pozostałymi pasażerami lotu do Smoleńska, udającymi się w pielgrzymce dla uczczenia rocznicy zbrodni katyńskiej. Wówczas Rosja w czasie śledztwa smoleńskiego była przyjacielem, dzisiaj jest śmiertelnym wrogiem. Co będzie jutro?
Został usunięty krzyż z przed Pałacu Prezydenckiego, ze szczytu Polski, tatrzańskich Rysów, ze Stalowej Woli, ze Wzgórza Trzech Krzyży w Przemyślu, z krakowskich Błoń, postawiony dla uczczenia pamięci pielgrzymek św. Jana Pawła II do Ojczyzny. I co? I nic !
Stworzono nową formę okupacji Polski, okłamuje się społeczeństwo na każdym kroku, obce narodowi siły zewnętrzne i wewnętrzne dążą, aby kraj utracił źródło swojej spoistości i przestał być wrażliwy na własną tożsamość, ukształtowaną przez wiekowe dziedzictwo kulturowe i religijne. Te same siły zawładnęły Kościołem od zewnątrz i od wewnątrz.
Hasłem „rozbić polski Kościół od środka" trwa masoneria światowa, mająca również loże wolnomularskie w naszym kraju”.
To hasło dotyczy również niedoszłej nominacji arcybiskupa Stanisława Wielgusa na metropolitę warszawskiego.
Arcybiskup Stanisław Wielgus pisze w swojej książce:
"Wydarzenia z końca grudnia 2006 roku i początku stycznia 2007 roku związane z moim losem zupełnie unicestwiły moje pragnienia bycia nieznanym. Podłożem stała się decyzja Jego Świątobliwości Benedykta XVI o mianowaniu mnie metropolitą warszawskim. Wtedy określone, nie znane mi do końca siły rozpoczęły atak medialny przeciw mojej osobie. Argumentem w ich rękach było nie to, co zrobiłem, ale to, czego nie zrobiłem. I tak sprawa urosła do rangi problemu wagi państwowej, a kto wie czy nie światowej...
Pisałem tę książkę, by pokazać, że moim mistrzem jest Chrystus ukrzyżowany, który nauczył mnie miłować także swoich nieprzyjaciół. I jego nauce chcę być wierny".
Abp Stanisław Wielgus
STANISŁAW WIELGUS
WIKIPEDIA
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Wielgus
"Stanisław Wojciech Wielgus (ur. 23 kwietnia 1939 r. w Wierzchowiskach) – polski biskup rzymskokatolicki, profesor filozofii, rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w latach 1989–1998, biskup diecezjalny płocki w latach 1999–2006, arcybiskup metropolita warszawski w 2007 r., od 2007 r. arcybiskup tytularny Viminacium.
4 maja 1999 r. roku papież Jan Paweł II mianował go biskupem diecezjalnym diecezji płockiej. 1 sierpnia 1999 r. otrzymał święcenia biskupie, odbył ingres do katedry płockiej i kanonicznie objął diecezję. Konsekrował go kardynał Józef Glemp, prymas Polski, któremu asystowali Zygmunt Kamiński, arcybiskup metropolita szczecińsko-kamieński, i Józef Życiński, arcybiskup metropolita lubelski. Jako dewizę biskupią przyjął słowa „Aeterne Sapientiae et Caritati” (Odwiecznej Mądrości i Miłości). W czasie kierowania diecezją płocką zapoczątkował reformy mające poprawić jej sytuację ekonomiczną, zreorganizował sieć dekanatów, zainicjował utworzenie Katechizmu Płockiego, będącego zbiorem kilkuminutowych katechez wyjaśniających prawdy wiary, odczytywanych przed niedzielnymi mszami świętymi, a także powołał kilkanaście placówek medycznych i opiekuńczych działających w ramach Caritasu.
6 grudnia 2006 r. papież Benedykt XVI przeniósł go na urząd arcybiskupa metropolity warszawskiego. 19 grudnia 2006 r. został oskarżony przez redakcję „Gazety Polskiej” o trwającą 20 lat współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. W odpowiedzi Wielgus zaprzeczył współpracy, nazywając publikację mistyfikacją mającą na celu skompromitowanie go. Solidarność z nim wyrazili m.in.: Prezydium Konferencji Episkopatu Polski, prymas Józef Glemp, kardynał Stanisław Dziwisz[, Senat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, duchowieństwo archidiecezji warszawskiej i diecezji płockiej. Na początku stycznia komisja powołana przez Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Kościelna Komisja Historyczna na podstawie kwerendy materiałów IPN ustaliły, że Wielgus był świadomym i tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa PRL. 5 stycznia 2007 r. duchowny przeciwstawił się tym ustaleniom. Tego samego dnia kanonicznie objął archidiecezję warszawską i wydał odezwę do wiernych archidiecezji, w której wyraził żal z powodu współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL i zaprzeczania faktom współpracy, prosił o przyjęcie go jako ich arcybiskupa, jednocześnie oddając się do dyspozycji papieża. Odezwa była odczytywana w kościołach archidiecezji warszawskiej podczas mszy świętych 6 stycznia 2007 r. W dniu ingresu, 7 stycznia 2007 r. Nuncjatura Apostolska w Polsce poinformowała, że tego dnia Wielgus złożył rezygnację z urzędu, którą papież Benedykt XVI przyjął. Dzień później Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej wydało komunikat informujący, że rezygnacja została przyjęta z dniem 6 stycznia 2007 r.. Równocześnie Wielgus został mianowany arcybiskupem tytularnym Viminacium. W tym samym roku przeniósł się na stałe do Lublina, zostając tamtejszym rezydentem.
W strukturach Konferencji Episkopatu Polski pełnił funkcje: asystenta Krajowej Rady Katolików Świeckich (1999–2001), przewodniczącego Rady Naukowej (2001–2007), członka Rady Stałej (2002–2007), współprzewodniczącego ze strony kościelnej Komisji Wspólnej Przedstawicieli Rządu RP i KEP (2004–2007), ponadto w 2002 r. wszedł w skład Zespołu ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja.
Z nominacji papieża Jana Pawła II z 19 stycznia 2005 został konsultorem Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej".
NAUCZANIE DUSZPASTERSKIE
"(...)Początki mojego nauczania sięgają roku 1962, kiedy ja, jako dwudziestotrzyletni kapłan zacząłem w Zamościu głosić kazania i katechizować... Część mojego nauczania - jako rektora KUL, a potem biskupa płockiego została wydana drukiem.
Duchowni katoliccy są często atakowani i oskarżani o różne sprawy przez lewicę, a także przez innych ludzi o manichejskim widzeniu świata. W pierwszych dziesiątkach lat panowania komunizmu , kiedy robiono wszystko, aby polski naród pozbawić Boga, jedyną zorganizowaną siłą broniącą wiary chrześcijańskiej, polskości i europejskiej kultury w naszym kraju był Kościół katolicki. Innej, liczącej się wówczas opozycji nie było... To kapłani uczyli wówczas chrześcijaństwa, europejskości i polskości. To oni organizowali polski lud w wielkich religijno-patriotycznych manifestacjach. Prześladowano ich wówczas za to na rozmaite sposoby. Niektórych zamordowano. Innych trzymano w więzieniach. Tysiące innych jeszcze kapłanów karano horrendalnymi podatkami i karami nakładanymi przez wydziały finansowe oraz przez tzw. kolegia do spraw wykroczeń. Kapłanów nieustannie inwigilowano. Nagrywano ich kazania i rozmowy telefoniczne. Całe tabuny specjalnych ludzi i to nie tylko milicji i pracowników urzędu bezpieczeństwa, lecz także tysiące tzw. ormowców, zomowców, śledziły każdy ich krok. Kto wstąpił do seminarium już podlegał stałej inwigilacji, już zbierano na niego materiały, oszczerstwa i pomówienia. Wykorzystywano każdą okazję, by kapłanów wciągać w rozmowy, by ich skompromitować. Nachodzono ich nieoczekiwanie w domach. Jeżeli ktoś z kapłanów chciał jechać na studia za granicę, był poddawany szczególnym działaniom i szantażom.
Jest rzeczą smutną, że w naszych czasach zabiera głos wielu publicystów, polityków i historyków, którzy z uwagi albo na swój młody wiek, albo brak jakiegokolwiek życiowego związku z Kościołem, albo nie mając żadnego wyobrażenia o życiu kapłanów w komunizmie, łatwo ich oskarżają, deprecjonują i poniżają. Czynią to rzekomo w imię prawdy. Zapominają, że całą prawdę zna tylko Bóg.
Rzekome listy, rzekomych współpracowników SB mają bardzo niejasne pochodzenie, pełne są różnych błędnych danych i wiele wskazuje na to, że są dziełem sprytnych dezinformatorów z szeregów SB - zarówno tych, którzy przez lata je układali, jak i ludzi, którzy przekazali je (obecnie) do prasy(...). Całą sprawę uważam za jeden z największych sukcesów bezpieki. Na długie lata udało się jej zatruć atmosferę demokratycznego państwa, zmobilizować motłoch, któremu największą radość sprawia krzywdzenie innych i cynicznie wcisnąć mu do ręki sztandar antykomunizmu(...). Samozwańczy sędziowie, którzy siedzą tu (we wspomnianej gazecie) - na ławie oskarżycieli - są tylko kontynuatorami komunistycznej ideologii nienawiści, zemsty i totalitarnego łamania prawa. Ich pisma to rynsztok propagujący zło i nienawiść. (przypis za "GAZETA WYBORCZA" z dnia 8 -9 października 2011, s. 42).
Współcześni fanatyczni lustratorzy kapłanów często powołują się na to, jakoby biskupi w czasach komunistycznych wydawali jednoznaczne zakazy jakiegokolwiek kontaktowania się ze służbami bezpieczeństwa...W diecezji lubelskiej i w wielu innych polskich diecezjach nigdy takich aktów ani pisemnie, ani też ustnie władze kościelne nie wydawały, bo zdawały sobie sprawę z tego, że wprowadzenie ich w życie nie było realne. Kapłani nie byli pod ochronnym kloszem, ale żyjąc we wrogim Kościołowi ustroju, byli zmuszeni przy różnych koniecznych życiowych sprawach do takich kontaktów z nieprzyjacielem. Do przedstawicieli walczącej z Kościołem władzy musieli się zwracać, gdy wyjeżdżali za granicę, gdy załatwiali najrozmaitsze sprawy parafialne i duszpasterskie itd. Nikt ze znanych mi kapłanów żyjących w tamtych czasach w tych kontaktach nie był szczery wobec aparatu przemocy. Często o tym rozmawialiśmy, że za każdym z nas chodzi jakiś cień. Uważaliśmy to za dopust Boży, który musimy znosić, ale z tych kontaktów tak naprawdę nic nie wynikało, co mogłoby rzeczywiście umocnić władze komunistyczną. Przeciwnie, jak się przegląda zachowane materiały ubeckie, widać wyraźnie, że w 95 proc. była to po prostu bezużyteczna sieczka. Mam prawo o tym mówić, bo znam to nie tylko z teorii. Należę do odchodzącego pokolenia kapłanów, którzy dobrze pamiętają czasy i prześladowania komunistyczne, którzy tym prześladowaniom byli poddawani; którzy w tamtych czasach robili co było w ich mocy, by zachować wierność prawdzie Chrystusowej, by ją głosić i jej bronić, by przy tym wszechstronnie się rozwijać i kształcić w kraju i za granicą, jeśli nadarzyła się taka okazja. Walka o prawdę Chrystusową bynajmniej się nie skończyła. Obecnie przyszły zagrożenia niebezpieczniejsze niż te sprzed dziesięcioleci. W swoich wystąpieniach i publikacjach - niektóre z nich, jak sądzę, są szczególnie dzisiaj aktualne - starałem się zawsze postawić diagnozę zagrożeń ideowych w obecnej sytuacji Kościoła, następnie ukazać źródła i korzenie tych zagrożeń, a w końcu drogi wyjścia. Publikacje te mogą być świadectwem mojego kapłańskiego nauczania, które nie mogło i nie może podobać się potężnym siłom pragnącym po swojemu kształtować świadomość współczesnych ludzi.
W tym widzę przyczynę zajadłego ataku medialnego na moją osobę. W pierwszej linii tego ataku stanęły media służące niewolniczo siłom często udającym sympatię do Kościoła, a tak naprawdę traktującym go instrumentalnie. Zostałem zaatakowany z niezwykłą furią i krańcową nienawiścią przez tzw. otwartych, rzekomo katolickich dziennikarzy, związanych przede wszystkim ze służącymi możnym politykom i ich zwolennikom: "RZECZPOSPOLITĄ", "GAZETĘ POLSKĄ" i "WPROST", także przez dziennikarzy związanych z "TYGODNIKIEM POWSZECHNYM", "GAZETĄ WYBORCZĄ" i niestety również z "GOŚCIEM NIEDZIELNYM", a poza tym z wszelkiej maści brukowcami. Przez kilka tygodni na przełomie 2006 i 2007 roku to właśnie ja byłem wyłącznie przedmiotem ataku, prowadzonym także za granicą, zorganizowano celowo i precyzyjnie przez określone siły, dążące do instrumentalizacji Kościoła.
Jeden z lustracyjnych polityków JAN ROKITA, który również brał udział w nagonce, w Lublinie w "CHATCE ŻAK" na wielkim spotkaniu poświęconym mojej sprawie, a zorganizowanym - o ile pamiętam - przez dominikanina Ludwika Wiśniewskiego, obrzucał mnie najgorszymi epitetami...Inny lustrator JAROSŁAW GOWIN w swoim czasie obrzucał mnie wrogimi epitetami, na zewnątrz niby wierny syn Kościoła, pod koniec sierpnia 2010 roku zarzucił polskiemu Episkopatowi, zajmującemu jak najbardziej właściwą postawę w sprawie sporu o krzyż ustawiony przed pałacem prezydenckim, że pełni rolę Piłata, ponieważ nie podziela politycznych celów jego ugrupowania partyjnego. Kościół przez tego rodzaju panów traktowany jest instrumentalnie. Jego właściwa funkcja - prowadzenie ludzi do zbawienia - nie ma dla nich żadnego znaczenia. Traktują oni Kościół jako organizację społeczną, która powinna się zajmować wyłącznie sprawami charytatywnymi i powinna służyć ich partiom(...)".
ARCYBISKUP
METROPOLITA WARSZAWSKI
"(...) ...W dniu 26 października 2006 roku zatelefonował do mnie z Rzymu Nuncjusz Apostolski w Polsce. Ksiądz Nuncjusz oznajmił, że Ojciec Święty mianował mnie na ten urząd ( Metropolita Warszawski dopisek A.S.)...Cała moja natura przeciwstawiała się tej nominacji. Moja pierwsza odpowiedź była negatywna...Powiedziałem także, że miałem w przeszłości kontakty ze służbami specjalnymi PRL przy okazji moich wyjazdów zagranicznych. Stwierdziłem, że nigdy nie podpisałem żadnej współpracy z SB, że na nikogo nic złego ani nie pisałem, ani też nie mówiłem, ale raz na jakiś czas (niekiedy raz w roku) nachodził mnie pracownik SB i zmuszał do prowadzenia z nim rozmów. Były one zawsze zdawkowe i na stopniu wielkiej ogólności. Poza tym byłem gwałtownie przymuszany do współpracy z wywiadem PRL, gdy jechałem na stypendium naukowe do Niemiec, ale nigdy nie wykonałem żadnego działania, jakie usiłowano mi narzucać w związku z wyjazdami za granicę...Wieczorem 20 listopada znowu spotkałem się z Nuncjuszem, który stwierdził. że przeprowadził badania w sprawie moich kontaktów ze służbami specjalnymi PRL i że poza kilkoma niewiele znaczącymi informacjami na mój temat, poza jakimiś przypisywanymi mi pseudonimami - "ADAM WYSOCKI" oraz bliżej nieokreślony "GREY" - niczego więcej w IPN nie ma. Prosiłem wówczas bardzo usilnie księdza Nuncjusza, aby zatelefonował do kardynała Giovanniego Battisty Re i powiedział mu, że chcę zrezygnować z nominacji na arcybiskupa warszawskiego. Ksiądz Nuncjusz nie chciał o tym słyszeć. Moje obawy uznał za przesadzone. Powiedział, że praca nad znalezieniem nowego kandydata jest długa, a ja powinienem opisać swoje kontakty z lat siedemdziesiątych z wywiadem PRL i to wystarczy.
Popełniłem wówczas błąd. Zamiast, mimo nacisków księdza Nuncjusza, zdecydowanie zrezygnować, opisałem, co pamiętałem z owych kontaktów, a mianowicie, że przedstawiłem na piśmie plan moich naukowych badań nad rękopisami średniowiecznymi w bibliotekach monachijskich, że złożyłem zobowiązanie, iż nie będę występował za granicą przeciw Polsce Ludowej. Zdecydowanie zaprzeczyłem, jakobym miał coś wspólnego z osobą o pseudonimie "GREY". Moje sprawozdanie przekazałem Nuncjuszowi. Na jego życzenie, już po powrocie z Płocka złożyłem także na piśmie przysięgę o następującej treści:
"Przysięgam na Boga w Trójcy Świętej Jedynego, że w czasie spotkań i rozmów, które prowadziłem z przedstawicielami milicji i wywiadu, w związku z moimi wyjazdami za granicę w latach siedemdziesiątych XX wieku - nigdy nie występowałem przeciw Kościołowi; nie uczyniłem też ani nie powiedziałem nic złego przeciw duchownym i świeckim osobom.
Płock, 2 grudnia 2006 r." (zob. Aneks, s. 324 - 325).
Moje wyjaśnienia i przysięga dotarły do kardynała RE, który sprawy nie wstrzymał. Z ciężkim sercem wyraziłem więc zgodę i ustaliłem termin ogłoszenia nominacji na 6 grudnia. Dokument podpisałem w nuncjaturze 3 grudnia, składając zaraz potem wyznanie wiary (Aneks, s. 324 - 325).
BULLA PAPIESKA ( w tłumaczeniu na polski z języka łacińskiego - fragment)
BENEDYKT BISKUP SŁUGA SŁUG BOŻYCH
Czcigodnemu Bratu
STANISŁAWOWI WOJCIECHOWI WIELGUSOWI,
dotychczasowemu Biskupowi Płockiemu,
wybranemu
na Arcybiskupa Metropolitę Warszawskiego,
pozdrowienia i Apostolskie Błogosławieństwo.
"(...) Czcigodny Mój Brat Józef Glemp, Kardynał Świętego Kościoła Rzymskiego, Prymas Polski, złożył dymisję z urzędu kierowania nią, zwracam moją myśl ku tobie. Czcigodny Bracie, który wykazałeś mądrość i doświadczenie w administracji, najpierw pełniąc funkcję Rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a następnie prowadząc gorliwe po ewangelicznych ścieżkach Diecezję Płocką(...). Ufam, że ty sam, Czcigodny Bracie, świadomy wagi powierzonego ci urzędu i wierny twojemu zawołaniu biskupiemu "Odwiecznej Mądrości i Miłości", twoją codzienną pilną posługą i wyjaśnianiem współczesnych zagadnień w jasnym świetle Ewangelii przysłużysz się wielce do duchowego zbudowania i rozwoju twojej archidiecezji, dzięki ciągłemu orędownictwu za ciebie Najświętszej Dziewicy Maryi, Matki Bożej Łaskawej, jak też twojego niebiańskiego patrona św. Stanisława biskupa i męczennika.
Dano w Rzymie, u św. Piotra, dnia szóstego grudnia roku Pańskiego dwutysięcznego szóstego, w drugim roku Naszego Pontyfikatu.
PAPIEŻ BENEDYKT XVI ...".
(Całość Bulli papieskiej s. 150 - 151 książki Stanisława Wielgusa " "TOBIE, PANIE, ZAUFAŁEM, NIE ZAWSTYDZĘ SIĘ NA WIEKI, HISTORIA MOJEGO ŻYCIA").
"(...)Po kilkudniowym hałasie w mediach zacząłem się przygotowywać do przeprowadzki. W dniu 9 grudnia odbyłem w Warszawie spotkanie z księdzem Prymasem, warszawskimi księżmi biskupami pomocniczymi i kapłanami z Kurii. Oprowadzano mnie po agendach kurialnych. Omówiliśmy także sprawy ingresu.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, o ile pamiętam, 20 grudnia, otrzymałem grubiański telefon od redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" TOMASZA SAKIEWICZA, który powiedział mi wprost, że byłem agentem SB i że ta wiadomość zostanie wkrótce opublikowana. Zdecydowanie zaprzeczyłem, jakobym był świadomym agentem SB. Nie zaprzeczyłem, że rozmawiałem z ubekami przy okazji wyjazdów zagranicznych, a także wtedy kiedy nachodzili mnie w domu, co miało miejsce kilkanaście razy. Stwierdziłem, że nigdy na nikogo nie donosiłem i nie podpisywałem żadnych zobowiązań. "Gazeta Polska" opublikowała w dniu 21 grudnia 2006 roku artykuł TOMASZA SAKIEWICZA i niejakiej KATARZYNY GÓJSKIEJ - HEJKE pełen oszczerczych pomówień, bez podania źródeł. Rozpoczęła się ściśle zaplanowana i precyzyjnie prowadzona nagonka na moją osobę przez wszystkie niemal media, zwłaszcza przez gazety i czasopisma "GAZETA POLSKA", "RZECZPOSPOLITA", "DZIENNIK", "NEWSWEEK", "WPROST", "WIĘŹ", "CHRISTIANITAS", "TYGODNIK POWSZECHNY", "BIULETYN KAI", przez rozmaite brukowce, a nawet "GOŚĆ NIEDZIELNY" oraz w telewizji na wszystkich polskojęzycznych kanałach. Najważniejszą sprawą stała się moja "niegodność" do pełnienia urzędu metropolity warszawskiego. Argumentów brakowało, ale fakt medialny był. W nagonce zasłużyli się zwłaszcza niektórzy tzw. dziennikarze, bardzo sowicie wkrótce potem wynagrodzeni (chwalili się do kolegów) za swoją działalność przeciw mnie. Przez cały czas nienawiścią ział TOMASZ TERLIKOWSKI (który zresztą brał udział w bezwzględnym atakowaniu biskupów, a poza innymi wynagrodzeniami otrzymał zaraz etat w "RZECZPOSPOLITEJ", potem we "WPROST", nigdzie jednak nie trzymano go dłużej niż kilkanaście tygodni), a także TOMASZ SAKIEWICZ (przechwalający się publicznie tym, jak się rozwodził ze swoją żoną, po atakach na moją osobę także sowicie wynagrodzony etatem w POLSKIM RADIU, sługa i pupil panów Kaczyńskich) oraz doradca ówczesnego marszałka sejmu MARKA JURKA - PAWEŁ MILCAREK. Wtórowało im wielu innych publicystów, polityków i tzw. autorytetów, m.in. ze szczególną zajadłością EWA CZACZKOWSKA, CEZARY GMYZ, STANISŁAW JANECKI (wróg Kościoła katolickiego i redaktor naczelny "WPROST", usunięty stamtąd w 2010 r.), ELIZA OLCZYK, DOMINIK ZDART, ROBERT KRASOWSKI, DOROTA KANIA, MIKOŁAJ LIZUT, RAFAŁ ZIEMKIEWICZ, ROBERT MAZUREK, ROMAN GRACZYK, MARCIN PRZECISZEWSKI, TOMASZ WIŚLICKI, MIKOŁAJ WÓJCIK, ZBIGNIEW NOSOWSKI, ANDRZEJ FRISZKE, JAN TURNAU, MONIKA OLEJNIK, PAWEŁ LISICKI, CEZARY GAWRYŚ, jezuita WACŁAW OSZAJCA, dominikanin TADEUSZ BARTOŚ (w kilka miesięcy potem porzucił kapłaństwo), dominikanin LUDWIK WIŚNIEWSKI, PRZEMYSŁAW HARCZUK, PIOTR ZAREMBA, JERZY JACHOWICZ, JAN ŻARYN (to on wykorzystał moją naiwność i w grudniu 2006 r. przeprowadził ze mną wywiad, mający charakter prokuratorskiego przesłuchania, który nie wniósł nic poza moje późniejsze oświadczenie), jezuita JACEK PRUSAK, ks. TADEUSZ ISAKOWICZ - ZALESKI, KRZYSZTOF ZANUSSI, ANDRZEJ ZOLL, IRENEUSZ KRZEMIŃSKI, WŁADYSŁAW BARTOSZEWSKI, WIESŁAW CHRZANOWSKI, MAREK JUREK.
Do przekazania materiałów z IPN na mój temat przyznał się niejaki MAREK WICHROWSKI, postać dziwna i zagadkowa, prawdopodobnie figurant użyty przez IPN dla wyjaśnienia pytania, jak wyciekły dotyczące mnie materiały wywiadu PRL. Na początku stycznia 2007 roku TOMASZ TERLIKOWSKI opublikował w "RZECZPOSPOLITEJ" materiały wywiadu PRL, który dręczył mnie w związku z moimi wyjazdami zagranicznymi w latach siedemdziesiątych XX wieku. Jak wykazała analiza dokonana przez pana prokuratora apelacyjnego, byłego wiceministra sprawiedliwości WŁODZIMIERZA BLAJERSKIEGO, przedstawiona w "RADIU MARYJA" oraz analiza zamówiona za granicą przez dr WALDEMARA GONTARSKIEGO, materiały te są w większości SFAŁSZOWANE. Opublikowano też pełną fałszu notatkę zajmującego się moją osobą ubeka z Lublina, w której została tendencyjnie nakreślona moja sylwetka.
Atak na moją osobę prowadzony był systematycznie w kraju i za granicą. Na polecenie określonych potężnych sił zrobiono wszystko by mnie skompromitować i zdeptać. Przypominało to bolszewickie metody niszczenia ludzi. Całe tabuny dziennikarzy i fotoreporterów przez kilkanaście dni czyhały przy wejściu do warszawskiego domu biskupiego. Specjalne ekipy dręczyły moje rodzone SIOSTRY, bo TERLIKOWSKI bezprawnie opublikował ich dane osobowe (miał za to potem przedstawione zarzuty prokuratorskie). Specjalna ekipa telewizyjna pojechała do moich rodzinnych Wierzchowisk, napastowano moją siostrę Stefanię, a także wiele innych osób, usiłując znaleźć coś negatywnego na mój temat. Dziennikarze byli rozczarowani. Wszyscy wierzchowiacy mówili o mnie dobrze i z wielkim uznaniem. Niektórzy dziennikarze musieli zresztą zwijać swój kram wobec okrzyków: "wy łotry i hieny żyjące z cudzych nieszczęść!". Komuś potężnemu bardzo zależało na tym, by nie dopuścić mnbie do objęcia archidiecezji warszawskiej. Pod presją straszliwych nieludzkich ataków, prowadzonych - co za paradoks - szczególnie przez tzw. katolickich dziennikarzy, niektórych polityków, zwłaszcza z PiS z panami KACZYŃSKIMI na czele, ale także polityków z PO m.in. JAROSŁAWA GOWINA, ANTONIEGO MĘŻYDŁĘ, JANA RULEWSSKIEGO i ludzi związanych z "TYGODNIKIEM POWSZECHNYM", "GOŚCIEM NIEDZIELNYM", "ZNAKIEM" - chciałem się wycofać z ingresu. Ksiądz Nuncjusz Józef Kowalczyk, ksiądz prymas Józef Glemp byli jednak przeciwnego zdania. Uważali, że będzie to zgoda na ingerencję określonych sił politycznych i ich mediów w wewnętrzne sprawy Kościoła. W tej sytuacji w dniu 5 stycznia 2007 roku objąłem urząd biskupa archidiecezji warszawskiej. Najpierw przedstawiłem decyzję Ojca Świętego Benedykta XVI o mianowaniu mnie arcybiskupem warszawskim (Aneks, s. 335). Następnie odbyło się podpisanie aktu przejęcia archidiecezji przez Prymasa Polski, przeze mnie oraz przez członków Kolegium Konsultorów(...)".
c. d. n.
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
5 komentarzy
1. Grubiański telefon... Sakiewicz i Gójska-Hejke...
"Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, o ile pamiętam, 20 grudnia, otrzymałem grubiański telefon od redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" TOMASZA SAKIEWICZA, który powiedział mi wprost, że byłem agentem SB i że ta wiadomość zostanie wkrótce opublikowana. Zdecydowanie zaprzeczyłem, jakobym był świadomym agentem SB. Nie zaprzeczyłem, że rozmawiałem z ubekami przy okazji wyjazdów zagranicznych, a także wtedy kiedy nachodzili mnie w domu, co miało miejsce kilkanaście razy. Stwierdziłem, że nigdy na nikogo nie donosiłem i nie podpisywałem żadnych zobowiązań. "Gazeta Polska" opublikowała w dniu 21 grudnia 2006 roku
artykuł TOMASZA SAKIEWICZA i niejakiej KATARZYNY GÓJSKIEJ - HEJKE pełen oszczerczych pomówień, bez podania źródeł. Rozpoczęła się ściśle zaplanowana i precyzyjnie prowadzona nagonka...."
2. guantanamera
Witam Panią;
Sakiewicz, Gójska-Hejke. No właśnie, dlaczego tacy ludzie jeszcze są aktywni w przestrzeni publicznej?
Znam bardzo porządnych ludzi, którzy działają w tzw.Klubach Gazety Polskiej, czyż nie zdają sobie sprawy, że ich zaangażowanie i działalność jest pośrednio wymierzona w ich samych?
Jakie grzechy trzeba popełnić, aby Pan Bóg nas w ten sposób karał?
Pamięta Pani jak nasz ś.p. Pan Michał zawsze używał zwrotu " Pan profesor Lech Kaczyński" Nie wiem czy gdyby żył i mając te informacje jakie ostatnio wypływają na światło dzienne, dalej by tak honorował nieżyjącego już prezydenta.
Przeżywamy naprawdę bardzo nieszczęśliwy okres w historii naszego Narodu.
Pozdrawiam serdecznie.
3. @TSZ
Przeczytałam tę listę nazwisk ze smutkiem. Myślę, że wiele z tych osób zmieniło zdanie... Trzeba brać pod uwagę, że wytworzono wtedy nastrój histerii. Wiele osób się jej poddało.
Mam nadzieję, że gdyby Prezydent Lech Kaczyński żył, też by swoje zdanie zweryfikował. Ale - to tylko nadzieja...
A przede wszystkim uważam, że gdyby abpa Stanisława Wielgusa nie zmuszono wtedy do rezygnacji nie doszłoby do tego, co stało się 10 kwietnia 2010 roku nad Smoleńskiem...
Tak, to niezwykle trudny czas dla Polski...
Pozdrawiam.
4. guantanamera
Nigdy chyba nie zapomnę radości i klaskania jakie okazał Ś.p. Prezydent.
Wtedy pomyślałem: czyżby Pan Bóg nam dał drugiego Bolka? Nie trzeba było wielkiego wysiłku intelektualnego, aby odebrać to wydarzenie, atmosferę wokół, jako straszną prowokację przciwko naszemu Kościołowi ale też wkrótce okazało się, że również przeciwko nam wszystkim, naszej Ojczyznie.
Zapewne Polska była by inna, gdyby nie ten spisek.
Pozdrawiam serdecznie.
5. @TSZ
Wciąż usiłuję wyjaśniać sobie to klaskanie brakiem wiedzy o tym co i jak mówił i pisał ks. abp. Stanisław Wielgus... A z tego co pisał i mówił wtedy - i dzisiaj też - wynikało, że się nie boi szantaży, że jest całkowicie przekonany o tym, że nie ma niczego ukrytego o czym by nie można było mówić "na dachach". Nie czuł się ks. abp Wielgus niczemu winny.
No, ale żeby to wiedzieć to trzeba było słuchać i czytać, a Kaczyńscy nie mieli czasu na studiowanie słów biskupów ... Tak sobie to tłumaczyłam.
Pozdrawiam serdecznie.