Mój Stan Wojenny i obecne refleksje dotyczące sytuacji w Polsce

avatar użytkownika Krzysztofjaw

Kilka dni temu minęło 33 lata od wprowadzenia przez Wolskiego i jego przybocznych stanu wojny z narodem polskim. Do dzisiaj ci ciemiężyciele Polaków unikają odpowiedzialności więziennej lub skazania za zdradę Polski...

Mnie Stan Wojenny zastał przed telewizorem, w którym nie było Teleranka a występował jakiś spiker w mundurze co rusz zapowiadając przemówienie Generała...

Miałem wtedy 13 lat i całe życie przed sobą..., ale dzięki rodzinie byłem już uświadomionym patriotycznie młodym Polakiem. Podjąłem wtedy walkę tak jak umiałem. Pisałem przepełnione uniesieniem i polskością wiersze, chodziłem na comiesięczne demonstracje, które kończyłem z gazowymi łzami w oczach, czytałem prasę i literaturę historyczną wydawaną w drugim obiegu, uczestniczyłem w mszach świętych w intencji Ojczyzny, odśpiewałem w szkole podstawowej Rotę na lekcji języka rosyjskiego... przez co o mój ojciec miał wiele kłopotów, wybiłem szybę w komendzie miejskiej MO, nosiłem "oporniki" w swetrze i... wierzyłem w Lecha Wałęsę...

Później, po śmierci bł. Jerzego Popiełuszki nadzieja na zwycięstwo Solidarności umarła. Pozostało mi tylko zdobywanie wykształcenia i wielogodzinne domowe oraz towarzyskie dyskusje. Ale nie był to czas nadziei a raczej czas poczucia, że została zmiażdżona polskość...

W Stanie Wojennym coś umarło, umarła nadzieja na wolność czego skutki odczuwamy do dzisiaj...

Najgorsze jest to, że ci wszyscy koncesjonowani opozycjoniści z Wałęsą, Geremkiem, Kuroniem, Michnikiem i innymi okazali się zdrajcami naszej walki o wolność Ojczyzny. Zdradzili nas przy OS i w Magdalence czego też skutki odczuwamy do dzisiaj...

Pamiętam początek strajków w 1980 roku i powstanie Solidarności. Wróciłem wtedy z kolonii (jako 12 latek) i zobaczyłem radość w oczach mojego śp. Ojca (zresztą ideowego wtedy socjalisty). Cieszył się, że wreszcie nastąpi wolność i zwiększenie demokratycznych swobód, ale oczywiście w ramach tamtego ustroju. Nie pamiętam już czy "złożył" wtedy legitymację partyjną, czy też czekał na wewnętrzne reformy PZPR, ale od tego czasu – słuchając Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki – codziennie prowadziliśmy kilkugodzinne dyskusje: ja (mając kontakt poprzez ciocię z zarządem jednego z Regionów Solidarności i czytając prasę podziemną) z pozycji chyba "radykała" opowiadającego się za koniecznością porzucenia idei komunistycznych w całości, ojciec zaś był zwolennikiem reform i wierzył w "błędy i wypaczenia"...

Pamiętam - o czym wspomniałem - Stan Wojenny, który całkowicie już pozbawił mojego ojca złudzeń, co do rzeczywistości i uznał, że  tylko najgorsze "szuje" i karykatury emocjonalne oraz  pospolici tchórze i kryminaliści walczą z własnym narodem. Byłem wtedy dumny, że ojciec przyznał mi - w sumie "gówniarzowi" - rację...

Pamiętam jak w siódmej klasie szkoły podstawowej, w najmroczniejszych czasach wprowadzonego przez agenta sowieckiego Wolskiego Stanu Wojennego zaintonowałem na lekcji języka rosyjskiego Rotę... Cała klasa wstała i zaczęliśmy śpiewać zainspirowani pewnie bohaterem "Syzyfowych prac" S. Żeromskiego... (pytanie: są one jeszcze lekturą obowiązkową w dzisiejszej Polszy i rządów III RP z niszczycielską polityką wobec polskości w szkołach i zarządem /nie odnoszę się do rządu ani prezydenta, ale do domniemanego przeze mnie zarządu, który może i mieć związki z rządem lub prezydentem, albo ich w ogóle nie mieć.... tego nie wiem/ składającym się z matołów i krwiożerczych polskich myśliwych?)...

Pamiętam kiedyś jak w Stanie Wojennym jako kilkunastolatek byłem dumny, że z grupą przyjaciół wybiliśmy szybę w Komisariacie Oprawców zwanych milicjantami a w czasie pochodów pierwszomajowych nosiliśmy oporniki wpięte w koszulki...

Pamiętam comiesięczne pochody każdego 13-tego grudnia i szalonych ZOMO-wców biegających (w cywilu i w opakowaniu państwowego terrorysty) za nami z pałami na wierzchu... Jakże wtedy oni byli wściekli, gdy nawet nas pałując patrzyliśmy im drwiąco prosto w oczy... jakże też byli wściekli oprawcy i nieludzcy komunistyczni barbarzyńcy w świńskich (od: Folwarku Zwierzęcego G. Orwella) przestępczych komisariatach (ups... komisariaty były w II RP, za Komuny wtedy były to raczej chlewy) milicyjnych... przesłuchiwali, straszyli, ślinili się i chuchali przetrawionym alkoholem pieniąc się ze złości... a my im o prawach człowieka, o parszywym Stalinie i takimże Hitlerze, do których są podobni... i znów patrząc im drwiąco w oczy z politowaniem i lekkim pobłażliwym uśmiechem... Jakże wtedy można było być dumnym z wewnętrznego człowieczeństwa patrząc na tchórzy, którym została już tylko siła, pała, gaz łzawiący, armatki wodne, brutalność i świńskie zezwierzęcenie (przepraszam nawet dziś prawdziwe zwierzęce świnie... oni nie byli godni miana świni... raczej Karaluchów i Prusaków, których niszczy się prusakolepami i innymi owadobójczymi środkami... ciekawe skojarzenie... Pruski Prusak).

Pamiętam moment, gdy nakryto nas na kolportażu i drukowaniu... kajdanki, pałowanie, podrzucanie dowodów, prowokowanie, udowadnianie, że "prowadzimy działalność antypaństwową", "znieważamy organy państwowe", "jesteśmy groźnymi bandytami", itd... Jakże wtedy byliśmy już "twardzi"... Mieliśmy trzy lokale (dziś chyba trzy komputery lub kopie dysków w innych miejscach), gazetki rozprowadzaliśmy ukrywając matryce po każdych kilkuset sztukach (dziś chyba powiedzielibyśmy: kopiując na pendriwach zawartość twardych dysków i alokując je w rożnych miejscach), dla niepoznaki w szafach mieliśmy książki i gazetki komunistyczne (dziś chyba należałoby na twardzielach gromadzić też teksty-peany na cześć zarządczych myśliwych i matołów), mieliśmy ukształtowaną "sieć" znajomych, którzy w razie "kotła" mieli informować nawet ludzi dobrej woli za granicą (dziś powiedzielibyśmy zapewne... mieli informować wszelkie organizacje na całym świecie zajmujące się ochroną praw człowieka i przestrzeganiem zasad demokracji), robiliśmy zdjęcia oprawcom (dziś można nawet i filmować telefonem komórkowym ich twarze oraz nagrywać nawet z innego mieszkania i przekazywać w świat...).

I nastała wolność, która okazała się niestety zniewoleniem przypominającym parszywy PRL.

Dziś, w państwie rządzonym przez PO-PSL i Komoruskusia (jakże życzliwie i pieszczotliwie ich nazywam... a fe... już nie będę ...). Teraz z atencja chcę i z uwielbieniem. Wszak to Organy Państwowe...

Dziś w państwie rządzonym przez: Kochanej i Najbardziej Kłamliwej Jej Ekscelencji, Przeszanownej, Jaśnie Wielmożnej, Pani Ewy Kopacza (a wcześniej przez takowegoż Donalda Tuska) oraz Najdroższego i Ukochanego, Najjaśniejszego i Ekscelencję Też, Najhrabiowszego oraz Najwspanialszego Po Wsze Czasy, Nieustraszonego Wspaniałego Myśliwego, Geniusza Polskiej Ortografii i Mowy, Posiadającego Najpiękniejsze Wąsy Świata (niestety już zgolone), Wspaniałego Dyplomaty Nie Bojącego Się Nawet Królowych, Korzystającego Ze Staropolskich Wspaniałych Drewnianych Wychodków, Uwielbiającego Polska Długą Kiełbasę i Bigos, Geniusza Inteligencji Wszelakiej, Ukochanego Prezydenta Bronisława Komorowskiego....

.. po prostu przeżywam dziś Déjà vu moich, opisanych powyżej, opozycyjnych doświadczeń...

PRL-BIS? Nie! To totalitaryzm i zamordyzm jeszcze gorszy! Nie wstrzymujący się fałszowania wyborów i używający dla niewygodnych dla władzy osób "seryjnych samobójców" oraz "nieszczęśliwych wypadków"...

Przez ostatni miesiąc z narastającym rozgoryczeniem i smutkiem patrzę na rządzące Polską pseudoelity polityczne. Patrzę na tych ludzi i widzę jak z dnia na dzień kurczą się. Stają się coraz bardziej mali i miałcy, żenujący, śmieszni i tragikomiczni. Wzbudzają we mnie coraz większy wstręt, obrzydzenie i pogardę oraz... poczucie wstydu, że My wszyscy, Polacy pozwoliliśmy im na bycie "u władzy", na reprezentowanie Nas.

Od bowiem bardzo dawna, niemalże od początków rządów PO, ale i jeszcze z małymi wyjątkami wcześniej, czyli od Nocnej Zmiany w 1992 roku, "okrągłego stołu" czy nawet chyba od czasów tuż powojennych... rządzą Polską, rządzą Nami POSPOLICI TCHÓRZE!

 
Tak właśnie... cały okres komunistyczny i cały okres tzw. "wolnej Polski" po 1989 roku to okres królującego na szczytach władzy strachu. Wydawało się, że chociaż połowiczne pokonanie Komuny ten strach stłamsi... ale nie, On tkwił w niemalże każdym, kto ocierał się o władzę i rządzenie Polską.
 
Nadszedł czas, aby tchórzy odesłać na "zasłużoną emeryturę w okowach więziennych krat" i zająć się naprawą Polski, choćby przez uliczny bunt i krwawe ofiary. Polska nas potrzebuje - wszystkich, którzy myślą po polsku...


Pozdrawiam


krzysztofjaw
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com

7 komentarzy

avatar użytkownika guantanamera

1. Piękne wspomnienia...

13-latek wyjaśniający swemu ojcu "konieczność porzucenia idei komunistycznych w całości, gdy ojciec był zwolennikiem reform i wierzył w "błędy i wypaczenia"...
Oj, przemawiają te wspomnienia do wyobraźni i uczuć ...
I porządkują nasze poglądy na temat wciąż nienazwanych adekwatnie przyczyn ogólnego zagubienia celu.
W razie gdyby się jeszcze jakieś szczegóły przypominały - proszę dopisywać...

avatar użytkownika Krzysztofjaw

2. guantanamera

Dziękuję za miłe słowa. Oczywiście, jak będą mi się przypominały inne rzeczy a szczególnie już z czasów szkoły średniej czy studiów... nie omieszkam ich opisać. A były to lata 1883-1993...

Pozdrawiam serdecznie

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika kazef

3. @Krzysztofjaw

Oby więcej dziś takich trzynasto i innych nastolatków. Dziś reżim ma o wiele większe środki wpływania na umysły, propagandową machine działająca wszędzie. Ale nie brakuje przeciez miejsc, gdzie można oddychać i dowiedzieć się prawdy. Taki jest Twój blog, takie są blogmedia. Kto tylko chce, może nie dac się zeszmacić.
Pozdrawiam

avatar użytkownika guantanamera

4. W pewnym momencie

w czasie trwania pierwszej Solidarności pojawiła się słynna piosenka: "Mury".
Znałam ją wcześniej i bardzo mi się podobała... Jest bardzo piekna zwłaszcza w oryginalnym wykonaniu.
A jednak to jakiś symbol... dopiero dzisiaj tak o tym myślę.
Bo przecież to pierwotnie była pieśń hiszpańskiego lewicowca antyfrankisty...
https://www.youtube.com/watch?v=GZynD4bx-V8

avatar użytkownika guantanamera

5. A jednak...

pozwolę sobie mieć w pewnej sprawie inne zdanie.
Chodzi mi o tchórzostwo. Otóż ja uważam, że niestety, ale to my w którymś momencie zaczęliśmy okazywać tchórzostwo. Tchórzostwo w nazywaniu spraw po imieniu. Nazywaniu zła złem, bezczelności bezczelnością i bezprawia - bezprawiem.
A oni, słysząc jak prawda jest owijana w bawełnę poprawności politycznej coraz bardziej przestawali się bać działać bezczelnie i bezprawnie. I zło zaczęło się szerzyć.
To my musimy być bardziej odważni. Najpierw w mówieniu prawdy: to jest bezprawie. To jest hucpa. To jest zdrada.
I wydaje mi się, że tę odwagę już zaczynamy odzyskiwać ...

avatar użytkownika Tymczasowy

6. Guantanamera

Od strachu gorsza byla glupota. Nasi zawierzyli Walesie, ktory mi nie pasowal prawie od samego poczatku. Zapytalem kiedys bliska osobe, wyksztalcona i odwazna jak mozna byc tak naiwnym pozwalajac niebezpiecznemu prostaczkowi na zbyt wiele. Odpowiedz: "Ej tam, Lech gada glupoty, a my i tak wiemy swoje i dzialamy".
Innym sygnalem byl list/artykul, chyba w 'Tygodniku Solidarnosc" w 1990 r. Dzialaczka "S" napisala "Pisk szarej myszy", o tym jak szybko tak zwane elity zagonily do kata masy ofiarnych dzialaczy "S" i konspiratorow z czasow stanu wojennego.
Temat na szersza i glebsza analize. Zawsze jednak kiedys musi byc poczatek.
Jeszcze raz, ja bym nie zaczynal analizy od kategorii "Strachu". Zaczalbym raczej od kategorii "naiwnosci". To od naszej strony, bo po drugiej, od zawsze byl daleko posuniety cynizm.
Pamietam tez tekst jakiegos zrewolucjonizowanego studenta z ktorejs z warszawskich uczelni, chyba Politechniki Warszawskiej. Przybiega jako reprezentant swojej uczelni, w marcu 1968 r.z zapalem do mlodego szefostwa zwanego "komandosami". Z przejeciem peroruje, a oni patrza na niego jak na kosmite. Nawet gorzej, bo z calkowita obojetnoscia skrzyzowana z pretensjami-co ten naiwniak tu robi.
Strach jakos plasuje mi sie dalej w kolejnosci poza naiwnoscia i wygodnictwem. Na tym proces polegal, ze kazdy czul sie dobrze.
Tak czy inaczej, do przedyskutowania na powaznie.

avatar użytkownika guantanamera

7. @Tymczasowy

"Tak czy inaczej, do przedyskutowania na powaznie."

Dear Brother! Nie ukrywam, że moje oczekiwanie na bardzo poważną
dyskusję, a może nawet książkę, zaczęło się tu:
http://blogmedia24.pl/node/69921#comment-331064

A wracając do tematu strachu. Tak, najpierw była naiwność. Strach przyszedł później. I chodzi mi o strach mówienia w oczy nieswoim "swoim" tego, co myślimy o ich czynach.
(Mam niesamowite wprost przeżycie związane z rokiem 1968. Opiszę je pewnie w końcu...)