Rehabilitacja PRL w pełnej krasie
Kupiłam „W Sieci”, poczytałam. News sobotni jakoś przestał być głównym materiałem, pojawił się za to znakomity artykuł „okładkowy” dr Gontarczyka o sprawie prof. Kieżuna, a dokładniej szczegółowa recenzja naukowa materiałów Cenckiewicza i Woyciechowskiego – polecam wszystkim, streszczać nie będę, trzeba samemu przeczytać. Powiem tylko, że wyszło na moje, czego zresztą byłam pewna od początku. Z ciekawostek podam za Gontarczykiem, że wg dr hab. Cenckiewicza (w: "Atomowy szpieg") Polska była w latach 70-tych potęgą wojskową w zakresie wojsk powietrzno-desantowych, czyli tzw. „czerwonych beretów”, bowiem LWP posiadało 7 takich dywizji w Gdańsku i 6 w Krakowie. Te krakowskie stacjonują nota bene do dziś także w Bielsku-Białej i Gliwicach, znam z widzenia.
Teraz oczywiście wszyscy starsi PT Czytelnicy mogą się spłakać ze śmiechu, a młodsi niech sami zgadną, dlaczego to takie śmieszne. I to by było na tyle na temat rzetelności podawanych przez pana dr hab. C. informacji, także na inne tematy.
Wracajmy do PRL – otóż nasz ulubiony poseł H., muszkieter Kaczyńskiego (jak sam siebie określa), wyjaśnia dokładnie, na czym polega ten mechanizm delegacyjny i ja mu wierzę absolutnie, a teraz to wytłumaczę swoimi słowami – jest tak:
Poseł może dostać bilet samolotowy i zaliczkę na nocleg, którą potem rozlicza fakturą z hotelu plus dietę wg jakichś tam stawek. Nie ma zwrotu za przejazdy inne niż samolot poza obszarem Polski (w Polsce ma za frico). Nie ma też na koszty „reprezentacyjne”, a jest rzeczą oczywistą, że politykę uprawia się także w kuluarach, co oznacza kawę, koniak czy nawet jakiś lunch lub kolację. To wszystko musi zapłacić ze swojego. Oczywiście posłowie mają wynagrodzenia, mają fundusze na działalność w kraju, ale niby dlaczego mają płacić z tego za reprezentowanie sejmu czy partii za granicą? I tu się w pełni zgadzam z panem H.
Jak to się załatwia w polskim sejmie? Otóż kupuje się tańszy bilet wcześniej, a potem bierze ryczałt na bilet w ostatniej chwili, co powoduje, że oczywiście ten ryczałt jest wyższy – dzięki temu pozostają pieniądze na taksówkę, spotkania kuluarowe itp. Jest to oczywiście pole do nadużyć, ale większość posłów robi to z rozpędu, żeby po prostu nie dopłacać do delegacji. Dlatego nasz ulubiony muszkieter słusznie czuje się zaszczuty, bo to jest norma w sejmie. I tu nam się wyłania problem prawdziwy >
otóż, drogi pośle Muszkieterze, ja nie życzę sobie, żeby moje interesy w sejmie reprezentowali posłowie, którzy uważają takie praktyki za normę. Po prostu. Bo to jest mentalność PRL w stanie czystym!
Jak powinno być? To oczywiste – zaliczka, zwrot kosztów pobytu na podstawie wszystkich rachunków i faktur, a koszta reprezentacyjne są zwracane po napisaniu sprawozdania potwierdzonego przez osobę uprawnioną, która poleciła odbycie spotkań. Jeśli było to uzgadniane z MSZ, zwraca ministerstwo, jeśli z odpowiednią komisją czy zespołem sejmu, zwraca sejm, jeśli na polecenie partii, zwraca partia. Proste, czyż nie? NIE !!!!
Bo to oznacza przyjęcie do wiadomości oświadczenia, a system PRL nie wierzy nikomu i musi mieć kwit, ale że życie jest życiem, no to w ramach tego systemu podsystem sejmowy wymyślił obejście, czyli ten ryczałt samolotowy rozliczany jako samochodowy, żeby było weselej. I nikomu to nie przeszkadzało aż do teraz!!!
Rozumiecie to, moi mili PT Czytelnicy? Najpierw sami wymyślają idiotyczne przepisy, a potem kombinują, jak je obejść. To nie jest matrix, o nie - to tylko przeraźliwa postkomusza ciemnota naszych przedstawicieli. Wszystkich, jak leci.
Pisałam tu już o tym, jak musiałam robić projekt gotowego, typowego szamba ze wszystkimi atestami, bo przepis mówi, że ma być projekt. A to tylko mały kwiatuszek. Mam opracowaną metodę na obliczenie zacieniania budynku na działce sąsiedniej, którego jeszcze nie ma i nie wiadomo, jaki będzie. Mam dziesiątki takich pomysłów na obejście zupełnie idiotycznych, często wzajemnie sprzecznych przepisów. Ale ja jestem z PRL, wiem, jak mijać system, młodzi nie wiedzą > albo się w tym kompletnie gubią, albo traktują to jako normę i nie widzą w tym nic złego. I to jest koszmar. .....
W latach 50/60-tych mój dziadek był zastępcą szefa miejskiego Zarządu Dróg. Szef był oczywiście dzielnym partyjnym kamieniarzem, dziadek po studiach jeszcze za caratu. I dziadek godzinami, po pracy, wypełniał swoim eleganckim pismem niezliczone księgi rozliczeń, oczywiście dostawał za to jakąś kasę od swojego szefa, który wszak ledwo z trudem umiał się podpisać.
W latach 70-tych te praktyki się skończyły, miejsca decyzyjne zajęli lepsi czy gorsi, ale jednak fachowcy. I to oni opracowywali latami metody mijania ówczesnego systemu PRL-u, żeby w ogóle dało się jakoś funkcjonować. I to zostało im do dziś – sejm, złożony z dzielnych, partyjnych "kamieniarzy", wymyśla kolejne idiotyzmy, ministrowie "kamieniarze" mnożą idiotyczne zarządzenia, a stare fachury od biurokracji i ich pilni młodzi uczniowie tworzą sposoby ich omijania na użytek własnych instytucji. I to jest obraz totalnej paranoi „państwa prawa”, który właśnie się nam wyłonił ze sprawy posła H.
PS. 1. Panom Karnowskich przedłużam chwilowo niewielki kredyt zaufania, bowiem wyciągnęli wnioski i znacząco stonowali swój pierwotnie planowany „złoty strzał”. Może się jeszcze chłopaki nauczą robić politykę :)))
PS.2. Panu Prezesowi Kaczyńskiemu radziłabym przegląd kadr (zwłaszcza ich dokonań na prowincji) i to dokonany przez niezależną grupę ekspercką. Mam nawet (jakby co) bardzo sensowne propozycje składu takiej grupy. Bo z ludźmi, którym praktyki rodem z PRL nie przeszkadzają, to Pan daleko nie zajedzie, nawet jakby się udało wygrać.
A teraz z innej beczki > zbliżają się Święta, zbliża się czas prezentów.
Wszystkich zapraszam do przeczytania recenzji > TUTAJ,
o potem do kliknięcia w ten link > kapliczkiwiejskie@interia.pl
Jednocześnie zapraszam do kawiarni Maszkiety w Knurowie,
w czwartek 11 grudnia o godzinie 17-tej, na spotkanie z cyklu „Kawiarenki śląskie”,
Będę tam, razem z książkami.
- eska - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
9 komentarzy
1. @eska
mocno mnie "przytkał" news Karnowskich z wyżelowanym posłem. W innym miejscu już napisałam:
są granice , których sie nie przekracza, ale jak sie okazuje, w III
RP nie ma żadnych granic, do "wybielania plam na honorze" zamiast krwi
stosuje się wybielacz ACE. Ale sa granice żenady i tę po raz kolejny
wybrylantowany karierowicz przekroczył, a żurnaliści... cóż, od nich
nikt krwi nie wymaga.
Co zaś do artykułu dr. Gontarczyka polecam wszystkim, którzy jeszcze nie czytali Fakty przeciw aktom : dr Tadeusz Witkowski
26/11/14
Artykuł ukazał się w 48 numerze tygodnika w „W Sieci” z 24–30
listopada 2014 r. Autor jest publicystą, emerytowanym lektorem języka
polskiego w University of Michigan (Ann Arbor) i wykładowcą w Saint
Mary’s College w Orchard Lake, badaczem akt przechowywanych w archiwach
IPN, byłym pracownikiem Służby Kontrwywiadu Wojskowego i członkiem
Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych.
Represjonowany w czasach PRL i internowany w okresie stanu wojennego
wyjechał z rodziną na emigrację w roku 1983.
http://www.polishweekly.com/2014/11/fakty-przeciw-aktom-3/
http://pismoprofile.com/index.cgi?action=01show&idn=794&kind=2
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Maryla
Widać specjalnie dali niusa, a potem wytonowali i przykryli Gontarczykiem.
A wiesz dlaczego te rewelacje C. takie śmieszne? :)
Ludzie, myślcie, to nie boli...ha, ha....
3. Propozycja dla posłów:
Szanowni posłowie, parlamentarzyści. Jeśli chcecie mieć święty spokój i dalej kombinować w oparach PRL to załóżcie sobie związek zawodowy posłów i senatorów. Każda próba "rozliczania" skończy się wtedy sporem zbiorowym z pracodawcą (czyli wyborcami) i legalną pikietą pod odpowiednią redakcją, która ośmieli się krętactwa wywlekać.
Rzygać chciałem czytając te bzdety...
Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...
4. Maryla
Właśnie obejrzałam próbę zgnojenia Gontarczyka w Republice.
Cenckiewicz, Woyciechowski i Rachoń do spółki - obrzydliwe. Nie odpowiedzieli na żaden zarzut, w ogóle nie odnieśli się do artykułu, bredzili za to w podniosłych tonach.
Są niebezpieczni, już widać, że czują swoją mocną pozycję. Zblatowane dno!
Ludzie, myślcie, to nie boli...ha, ha....
5. Jestem dziwnie pewna
że podobnych "zwyczajów sejmowych" przyklepanych i stosowanych jest jeszcze co najmniej kilka. Zakres takich przekrętów obchodzących etykę i prawo chyba raczej się wciąż poszerza niż maleje.
Może na fali przedostaną się do wiadomości opinii publicznej... Jest dobry moment by je ujawnić i potępić.
Krok w tym kierunku - propozycja: http://wpolityce.pl/polityka/225135-prof-bugaj-sikorski-powinien-z-cala-...
"Myślę, że Sejm powinien pomyśleć o tym, żeby powstała komisja etyczna, która nie będzie się składać z posłów. Komisja, która mogłaby zajmować stanowiska w sytuacjach, które w sensie formalnym są w porządku, ale bardzo wątpliwych w sensie etycznym. Tego wszystkiego nie sposób doprecyzować - nie można np. bowiem zabrać posłom prawa, do zwrotu kosztów za korzystanie z prywatnych samochodów. Dotyczy to szczególnie posłów z tylnych ław, którzy faktycznie w ten sposób jeżdżą po kraju. Ale jeżeli ktoś wydaje na to gigantyczne kwoty, albo kiedy w sposób oczywisty korzysta z transportu zorganizowanego, płaconego bezpośrednio przez podatnika, to jest fatalnie. Jak to zrobić? Dlatego właśnie to powinno podlegać ocenie jakiegoś ciała które nie podlega politykom, które nie przegłosowuje spraw większością głosów, według politycznego klucza."
6. @eska
rzeczywiście, na ostro, "siła złego na jednego" 3 na 1.
"Burzliwa dyskusja w studiu Telewizji Republika dotyczyła sprawy prof. Witolda Kieżuna, zarejestrowanego jako TW Tamiza. W aktualnym numerze tygodnika wSieci dr Piotr Gontarczyk odniósł się do ustaleń dr. Sławomira Cenckiewicza oraz Piotra Woyciechowskiego, które opisywali na łamach tygodnika DoRzeczy.
– Od strony formalnej SB miała rację, że go zarejestrowała jako współpracownika, ale to jest jedynie powiedzenie A, zabrakło powiedzenia B. Trzeba tę sprawę dokładnie zbadać i przeanalizować, co za tym stoi – stwierdził na początku dr Gontarczyk.
– Fundamentalne w moim artykule było to, żeby opinia publiczna miała świadomość tego, co jest w dokumentach, a to było bardzo skrajnie nierzetelne. Zajmuje się tą sprawą kilkanaście lat zawodowo, ale tak złego i tendencyjnego tekstu jeszcze nie widziałem – kontynuował Gontarczyk, dodając, że zajmował się wyłącznie tekstem Cenckiewicza i Woyciechowskiego, nie zaś samą sprawą prof. Kieżuna. – Ten tekst zawiera mnóstwo błędów rzeczowych, przypisuje się mu czyny i myśli, które nie miały z nim nic wspólnego. Moim zdaniem to celowo zaplanowane działanie – ostro formułował pogląd historyk.
– Trudno mi ocenić wagę oskarżeń. Tekst jest bardzo rozczarowujący, bowiem od dawna zapowiadano nasz koniec, podkreślano brak rzetelności tekstu, a mimo wszystko jest on bardzo emocjonalny i w pewnym momencie skupia się na ataku mojej osoby – wyjaśniał z kolei dr hab. Sławomir Cenckiewicz. Jego zdaniem tekst Gontarczyka jest utkany dużą ilością inwektyw i słów typu: „insynuacje”, „kłamstwa”, „świadome błędy”, że trudno z tym dyskutować. – Jednak cieszę się, że po trzech miesiącach Piotr Gontarczyk dostrzegł informacje o donosach na Chrzanowskiego, bo we wrześniu sądził co innego – zaznaczył Cenckiewicz, podkreślając zarazem, że ma wrażenie, iż poza dyskredytacją, tekst opublikowany w tygodniku wSieci „nie zawiera wartości merytorycznej, a do czytania nadaje się sam jego korpus”.
– Dlaczego, Piotrze, nie zwróciłeś uwagi na to, że w jednej z naszych rozmów prof. Kieżun sam przyznał w oświadczeniu, że podjął współpracę z bezpieką. Wałęsę na podstawie podobnych danych mogłeś oskarżać, a Kieżuna już nie chcesz – zwrócił się do dr. Gontarczyka Piotr Woyciechowski, drugi z autorów tekstu „Tajemnica Tamizy”.
– Dlaczego przypisaliście prof. Kieżunowi słowa, których nie wypowiedział? – pytał autorów artykułu Gontarczyk. – Tam jest ponad pięćdziesiąt błędów. Zlokalizowałem ewidentne kłamstwa, a wy się teraz zajmujecie moją pracą w IPN-ie. Odnieście się do tych błędów – zarzucał Cenckiewiczowi i Woyciechowskiemu.
– Panowie poświęcili mnóstwo czasu, żeby opisać, jak to gen. Kiszczak próbował załatwić paszport profesorowi w związku z jego zasługami z PRL. Pismo nie jest żadnym dowodem. Ja wielokrotnie pisałem listy do św. Mikołaja – stwierdził dr Gontarczyk. Jego zdaniem nie ma żadnej innej informacji przy wydawaniu tego paszportu oprócz takiej, że to były żołnierz AK, ze zgrupowania pułku „Baszta”
Dr Cenckiewicz przypominał, że w latach 60. prof. Witold Kieżun „praktycznie objechał cały świat”, a wówczas polityka paszportowa była niezwykle restrykcyjna. – Wtedy nawet najbardziej lojalnym wobec reżimu ludziom trudno było otrzymać paszport – podkreślał historyk. Dodał również, że w tekście o współpracy Kieżuna „jest jeden element, który mógłby być problematyczny i jest to kwestia tego podpisu Kiszczaka”.
– Stan emocjonalny Piotra podkreśla charakter jego tekstu. Nie daje on bowiem adwersarzom, którzy mogą zagrozić jego argumentom, dojść do słowa – stwierdził Piotr Woyciechowski. Wyjaśniał, że wątek dotyczący wyjazdu Kieżuna do Toronto oddaje element mistyfikacji ucieczki profesora z kraju. – Dostaje legalnie, od władz PRL paszport – uzupełniał.
– Macie akta, świadczące o tym, że był rozpracowywany, a wy pisaliście, że nigdy nie był inwigilowany. Panowie jesteście ewidentnie przyłapani na kłamstwie – odparł dr Gontarczyk. – Mój artykuł dotyczył tylko tego, jak panowie falsyfikowali materiały na szeroką skalę. Tacy ludzie, jak prof. Kieżun starali się normalnie żyć. Starali się funkcjonować tak, żeby nie przeszkadzano im pracować – dodał.
Prowadzący dyskusję Michał Rachoń zapytał: – Czy same oficjalne funkcje, które pełnił prof. Kieżun w PRL nie świadczą o zaufaniu, jakim darzyły go władze reżimu?
– Ja po prostu nie zgadzam się z przedstawianiem go za pomocą manipulatorskich metod, jako człowieka bez żadnych zasad – stwierdził dr Gontarczyk.
Natomiast zdaniem dr. Cenckiewicza „bardzo poważnym uchybieniem warsztatowym jest na podstawie jednego donosu uznać prof. Kieżuna za wroga systemu”. – Są dokumenty świadczące o tym, że Kieżun był w pełni zlojalizowanym obywatelem PRL – powiedział historyk.
– Jestem wyczulony na sytuacje, w których dezawuuje się znaczenie pewnych źródeł, a w innych sprawach na podobnych źródłach stwierdza się coś bez większych wątpliwości – stwierdził ponadto dr Cenckiewicz, podkreślając podobieństwa w analizie dokumentów w sprawie Lecha Wałęsy.
– Przykłady są nieporównywalne. W wypadku Lecha Wałęsy mieliśmy konkretne donosy, on przynosił realne szkody, konkretnym osobom. Materiał na prof. Kieżuna jest nieszkodliwy, nieistotny – odparł dr Gonatrczyk.
– Piotrze, petryfikujesz w Polsce regułę Kalego. Możecie lustrować obcych, nie ruszać swojego – zakończył burzliwą dyskusję Piotr Woyciechowski.
http://telewizjarepublika.pl/burzliwa-dyskusja-o-przeszlosci-kiezuna-lus...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Podobieństwo urzekające, prawda?
Przypomina mi z opowiadań młodego fanatycznego komunistę z naganem, Leszka Kołakowskiego, za którego druk dzieł posypały się w III RP ordery i medale dla rzekomych solidarnościowych opozycjonistów (konstruktywnych powołanych przez słusznych ich założycieli), zapewne wewnątrzo-partyjnych jak i zewnętrzno-partyjnych PZPR.
Na myśl w stanie wojennym nie przyszłoby mi drukować w mojej tajnej podziemnej drukarni drukowanie dzieł czy to Kułakowskiego czy innego komucha, a tymczasem inni je drukowali i kolportowali pod kościołami, dzieła antykościelne, bo komunistyczne.
Obibok na własny koszt
APEL do odznaczonych!
Oddajcie krzyże i medale otrzymane za druk czerwonej komunistycznej propagandy!
Onwk.
Kiedyś "Mieszko II"
8. idzie na noże, z donosami
treść oświadczenia dr. Sławomira Cenckiewicza:
Wśród wielu pomówień, obraźliwych sugestii, inwektyw i chuligańskich chwytów urzędnika IPN dr. Piotra Gontarczyka zaprezentowanych w ostatnim czasie (zwłaszcza w portalu „Fronda” i tygodniku „W Sieci”) wobec dr. hab. Sławomira Cenckiewicza znalazły się również i te dotyczące najnowszej książki „Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów” (Poznań 2014).
W artykule opublikowanym na łamach „W Sieci” (nr 50, 2014, str. 22) dr. Piotr Gontarczyk napisał m.in.: „w ostatnim dziele dr. hab. Cenckiewicza („Atomowy szpieg”) po krótkim kartkowaniu przeczytałem, że wojna w Wietnamie była w latach „dziewięćdziesiątych” XX w. (s. 119), a w wojnie z NATO ludowe WP miało rozwinąć do ataku na Danię „6 dywizji powietrzno-desantowych z Krakowa i 7 dywizji desantowych z Gdańska” (s. 72). Nie każdy jest specjalistą od ludowego WP (jak dr hab. Cenckiewicz), więc może się zdać na Wikipedię i hasła: „6 Dywizja Powietrzno-Desantowa” z Krakowa i „7 Dywizja Desantowa” z Gdańska. Wtedy zrozumie, dlaczego tu 1 plus 1 może wynieść 13”.
W rzeczywistości na kartach książki „Atomowy szpieg” na str. 73 znajduje się następujący wywód: „Autorem wersji o werbunku przez GRU w Wietnamie jest były attache wojskowy w PRL płk Jurij S. Ryliow i niemogące darować Kuklińskiemu „zdrady” środowisko postkomunistyczne w Polsce – generałów: Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i Władysława Pożogi, a ostatnio także Tomasza Turowskiego (sic!). Wszyscy oni z przekonaniem mówili o zwerbowaniu Kuklińskiego przez CIA w Wietnamie już w latach dziewięćdziesiątych i snuli związane z tym hipotezy”.
Manipulacja jakiej dopuścił się w tej sprawie dr Piotr Gontarczyk jest oczywista, bowiem owe lata dziewięćdziesiąte odnoszą się do wygłaszanych wówczas opinii na temat Kuklińskiego, co dodatkowo potwierdza zamieszczony na końcu zdania stosowny odsyłacz nr 29 do literatury pamiętnikarskiej wymienionych w wywodzie osób: „W. Jaruzelski, Stan wojenny. Dlaczego…, Warszawa 1992, s. 355; W. Bereś, J. Skoczylas, Generał Kiszczak mówi... prawie wszystko, Warszawa 1991, s. 173; H. Piecuch, „Wojciech Jaruzelski tego nigdy nie powie”. Mówi były szef wywiadu i kontrwywiadu, pierwszy zastępca ministra spraw wewnętrznych generał dywizji Władysław Pożoga, Warszawa 1992, s. 135; Kret w Watykanie, z T. Turowskim rozmawiają A. Kublik i W. Czuchnowski, Warszawa 2013, s. 159”.
W drugim przypadku pracownik IPN nie zauważył, że zdanie: „w 6. dniu wojny w ramach współdziałania planowano m.in. lądowanie desantu powietrzno-morskiego na Zelandii (6 dywizji powietrzno-desantowych z Krakowa i 7 dywizji desantowych z Gdańska)” jest wiernym cytatem z książki dr. Lecha Kowalskiego o Komitecie Obrony Kraju (Komitet Obrony Kraju (MON – PZPR – MSW),Warszawa 2011, s. 160), co zresztą wyraźnie zaznaczono w „Atomowym szpiegu” (na str. 71 oraz na str. 75 za pomocą odsyłacza nr 43).
Jest oczywiste, że w książce Lecha Kowalskiego wspomniany cytat winien brzmieć „6 dywizji powietrzno-desantowej z Krakowa i 7 dywizji desantowej z Gdańska”, ale z kontekstu całej książki „Atomowy szpieg” jasno wynika (chociażby z względu na aneks zamieszczony w książce: Plan operacji zaczepnej Frontu Nadmorskiego, Warszawa, 28 II 1970 r.), że chodzi o 6. (szóstą) i 7. (siódmą) dywizję z Krakowa i Gdańska (str. 497 i inne).
Tak ordynarne kłamstwa autorstwa urzędnika państwowego IPN (nieprzypadkowo funkcje jakie dr Piotr Gontarczyk pełnił w IPN zostały przez niego wyliczone na końcu artykułu w tygodniku „W Sieci”), wymierzone w celu dyskredytacji mojego dorobku naukowego powinny zostać napiętnowane przez jego przełożonych. Tym bardziej, że jego działalność utrzymywana jest z podatków obywateli RP.
dr hab. Sławomir Cenckiewicz
http://niezalezna.pl/62229-cenckiewicz-errata-do-klamstw-dr-piotra-gonta...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. W przedświątecznej atmosferze
W przedświątecznej atmosferze Narodzin Naszego Zbawiciela i Ojca naszej Chrześcijańskiej Kultury chciałbym z głębi serca podziękować Szanownemu Panu Doktorowi Piotrowi Gontarczykowi za niezwykle cenną, wzorową, naukową akcję zweryfikowania twórczości aparatu bezpieczeństwa w moich aktach osobistych.
Serdecznie dziękuję też Szanownej Redakcji naszego tygodnia „w Sieci” za odwagę głoszenia prawdy. Jestem jednym już z ostatnich reprezentantów tego tragicznego polskiego pokolenia , którego droga do wolności znaczyła się nie tylko walką zbrojną z okrucieństwem zaborców ,ale i walką z wyrafinowanym , podstępnym działaniem komunistycznego rodowodu służb bezpieczeństwa, otaczających nas, byłych żołnierzy podziemia, podstępną siatką wyrafinowanej inwigilacji.
Jednak i obecnie, gdy w naszym nieodległym sąsiedztwie grzmią działa, stoimy w obliczu konieczności zjednoczenia wszystkich sił w obronie naszej, tak tragicznie geograficznie usytuowanej Ojczyzny. Musimy i teraz, sięgając do bojowej powstańczej tradycji ludu Warszawy, być znowu gotowi do walki o jedną z najwyższych wartości jaką jest wolność.
Witold Kieżun, podchorąży „Wypad” AK
http://wpolityce.pl/historia/225444-tylko-u-nas-profesor-witold-kiezun-p...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl