Po wczorajszym proteście pod placówkami dyplomatycznymi Ukrainy w Polsce
rozpoczął się atak hakerski na moją stronę internetową. Z tego względu
strona www.isakowicz.pl jest wyłączona od kilku godzin. Łatwo się
domyśleć, kto dokonuje takiego ataku. Sytuacja
powtarza się po raz kolejny.

Poprzednie ataki miały miejsce na ogół przed wydarzeniami
organizowanymi przez Kresowian i ich potomków. Pamiętam też atak w
2004 r., gdy wspólnota ormiańska w Polsce pomimo sprzeciwu ambasady
tureckiej stawiała chaczkar - kamienny krzyż ormiański w Krakowie, upamiętniający Ormian pomordowanych tak w Turcji w czasie I wojny światowej, jak i na Kresach Wschodnich  w czasie II wojny światowej. Wtedy atakowali hakerzy z Turcji.

Dodam, że wczoraj, w czasie demonstracji pod konsulatem ukraińskim w
Krakowie policja przydzieliła mi, choć o to nie prosiłem, dwóch oficerów
ubranych po cywilnemu, którzy cały czas  mi towarzyszyli. Była to
reakcja na pogróżki. Do jakiego absurdu to doszło, że muszę we własnej
ojczyźnie czuć się zagrożony przez cudzoziemców. Inna sprawa, to
pytanie: kto osoby stwarzające zagrożenie wpuszcza do Polski i jeszcze
funduje im z kieszeni podatników stypendia.
Na ten temat pisze
dziś dziennik „Rzeczpospolita” w artykule „Ukraińcy pod lupą”. Czy, aby
rzeczywiście są pod lupą? Moim zdanie
raczej nie, przynajmniej do tej pory.

Gościnność jest piękną cechą, ale wszystko powinno mieć swoje granice. Osoby łamiące polskie prawo i
stwarzające zagrożenie powinny być natychmiast wydalane. Nawet jeżeli
część polskiego establishmentu politycznego chce budować swoje, często
utopijne, wizje na sojuszu z banderowcami i
faszystami zza wschodniej granicy.

Przeczytaj też moją relację z protestów.