Zofia Kossak -Szczucka-Szatkowska
Michał St. de Z..., wt., 15/04/2014 - 09:40
Czterdzieści sześć lat temu, w dniu 9 kwietnia 1968 roku zmarła w Bielsku Białej, jedna z najwybitniejszych kobiet, Polek ostatnich wieków na Świecie,
Zapomniana przez Polaków, dla, których poświęcała całe swoje życie.
Pani Zofia de domo Kossak, primo voto Szczucka, secundo voto Zygmuntowa Kossak Szczucka Szatkowska.
Pochodziła ze sławnego rodu Kossaków. Była córką Tadeusza Kossaka, brata bliźniaczego malarza Wojciecha i wnuczką słynnego Juliusza Kossaka herbu Kos. O swoim rodzie napisze później
"Kossakowie orzą, sieją, chodzą na wojnę i piszą”.
Więcej
- Michał St. de Zieleśkiewicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
2 komentarze
1. Szanowny Panie Michale
Pamiętamy ! Cześć Jej pamięci.
…wierzę, ufam, miłuję
Pierwsza powieść biograficzna o Zofii Kossak-Szczuckiej.
Zofia Kossak-Szczucka pisała 24 czerwca 1966 roku do sekretarza
Komitetu Nagród Państwowych prof. Witolda Nowackiego: „...zetknęłam się
osobiście, bezpośrednio, z faktami, które rozwiały żywione przeze mnie
poprzednio przekonanie, że konflikt pomiędzy Kościołem a Państwem
wygasa. Udowodniły one, że jest wręcz przeciwnie”. W ten sposób
argumentowała swoją odmowę przyjęcia z okazji święta 22 lipca Nagrody
Państwowej I stopnia „za wybitne osiągnięcia w dziedzinie powieści
historycznej”. Pisarka uznała, że nie może przyjąć nagrody od władz,
które nie tylko zakłócają przebieg obchodów Milenium Chrztu Polski,
ale znieważają kult Matki Bożej. Zaledwie kilka dni wcześniej,
20 czerwca, pod Liksajnami na Warmii MO aresztowała peregrynującą
po kraju kopię obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Nie trzeba
podkreślać, jakim uwiarygodnieniem w tej sytuacji dla peerelowskiej
władzy byłoby odebranie nagrody przez cenioną katolicką pisarkę, a jakim
afrontem było odmówienie jej przyjęcia. „Oby taką postawę wykazali
również inni katolicy, których kusi się nagrodami czy orderami” – pisał
do Szczuckiej biskup katowicki Herbert Bednorz, nie przypuszczając
nawet, jak wysoką nagrodą pieniężną kusiła władza. Wystarczyłaby ona
na odbudowę spalonego w czasie wojny dworku Kossaków w Górkach Wielkich,
co było niespełnionym marzeniem pisarki. Kopię listu Kossak-Szczuckiej
do władz prymas Stefan Wyszyński odczytał na posiedzeniu episkopatu,
księża wieszali w gablotach kościołów, w kazaniach stawiali pisarkę
za wzór postawy katolickiej. Ona natomiast niebawem miała się przekonać,
że SB coraz uważniej jej się przygląda.
Bóg i ojczyzna to nie hasła
Tę historię, która pokazuje prawość i siłę charakteru pisarki, opisała
Joanna Jurgała-Jureczka w wydanej właśnie książce „Zofia Kossak”.
Nie jest to typowa biografia, ale jak dobrze oddaje podtytuł: powieść
biograficzna. Napisana lekko, jest jakby muśnięciem po niezwykłym
życiorysie pisarki, zostawiającym jednak niedosyt. Ale jednocześnie
trudno nie zauważyć rzeczy najważniejszej: taka książka w ogóle
powstała. Zofia Kossak-Szczucka, pisarka niegdyś niezwykle popularna
i płodna, która wydała kilkadziesiąt powieści historycznych,
a jej warsztat pisarski może być nadal wzorem dla parających się tego
typu literaturą, nie miała dotąd biografii. Tymczasem jej życie było
nadzwyczaj bogate. Pochodziła z rodu malarzy i artystów. Urodzona w roku
1889, była wnuczką Juliusza Kossaka, bratanicą Wojciecha, stryjeczną
siostrą Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec.
Dorastała na Lubelszczyźnie i na Wołyniu, gdzie ojciec – z marnym
powodzeniem – dzierżawił majątki, studiowała sztukę w Warszawie
i Genewie. Na Wołyniu, już jako mężatka i matka dwóch synów, przeżyła
rewolucję 1917 roku, co później opisała w debiutanckiej
powieści „Pożoga”. Po śmierci pierwszego męża Stefana Szczuckiego wyszła
za mąż za oficera Zygmunta Szatkowskiego, który pod koniec życia
pisarki stał się współautorem jej książek. Mieszkali w Górkach Wielkich
koło Skoczowa. Tu urodziła dwoje dzieci: Witolda i Annę, ale tu zmarł
też jej pierworodny Julian Szczucki, a drugi syn Tadeusz zginął w czasie
wojny w Auschwitz. Kossak-Szczucka swoje największe powieści
historyczne, z czterotomowym dziełem „Krzyżowcy”, napisała przed wojną.
Była znana, ceniona, nagradzana. Ale jej aktywność nie zamykała się
w świecie żony, matki, pisarki. Była silnie zaangażowana w losy ojczyzny
w czasach dla niej najtrudniejszych. W okresie wojny działała
w podziemiu, dając przykład najwyższej odwagi, heroizmu
i chrześcijańskiej miłości. Władysław Bartoszewski, który w latach
1942–1943 pełnił rolę jej sekretarza, mówił, że gdyby jej nie spotkał,
nie byłby tym samym człowiekiem. „Zetknięcie z Zofią Kossak (...)
przekonało mnie, że mam do czynienia z człowiekiem, dla którego Bóg
i ojczyzna to nie są hasła, to jest treść codziennego postępowania, choć
tych haseł nie używała. (...) W wielkim stopniu dzięki niej wybierałem
pewne drogi i podejmowałem pewne decyzje” – mówił kilka lat temu.
Kto nie potępia – ten przyzwala
To ona w sierpniu 1942 roku była autorką słynnego „Protestu”,
sygnowanego przez podziemny Front Odrodzenia Polski, którego była
przewodniczącą, a rozprowadzonego w 5000 ulotek i plakatów.
W płomiennych słowach apelowała o pomoc dla Żydów, których eksterminacja
przebiegała na oczach milczącego świata. „Świat patrzy na tę zbrodnię,
straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje – i milczy. (...)
Nie zabierają głosu Anglia ani Ameryka, milczy nawet wpływowe
międzynarodowe żydostwo, tak dawniej wyczulone na każdą krzywdę swoich.
Milczą i Polacy. (...) Ginący Żydzi otoczeni są przez samych umywających
ręce Piłatów. (...) Tego milczenia dłużej tolerować nie można. (...)
Jest ono nikczemne. Wobec zbrodni nie wolno pozostawać biernym. Kto
milczy w obliczu mordu – staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia
– ten przyzwala”. Kossak-Szczucka, która przed wojną krytykowała
żydowski wpływ na życie gospodarcze Polski, teraz pisała: „Uczucia nasze
względem Żydów nie uległy zmianie. Nie przestajemy uważać
ich za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski. Co więcej,
zdajemy sobie sprawę z tego, iż nienawidzą nas oni więcej niż Niemców,
że czynią nas odpowiedzialnymi za swoje nieszczęście. Dlaczego,
na jakiej podstawie – to pozostanie tajemnicą duszy żydowskiej, niemniej
jest faktem nieustannie potwierdzanym. Świadomość tych uczuć jednak
nie zwalnia nas z obowiązku potępienia zbrodni. Nie chcemy być
Piłatami”.
To z jej inicjatywy miesiąc później powstał Tymczasowy Komitet Pomocy
Żydom im. Konrada Żegoty, przekształcony w grudniu 1942 roku w Radę
Pomocy Żydom „Żegota” przy Delegacie Rządu na Kraj. Kossak-Szczucka
uratowała setki Żydów: organizowała im kryjówki i fałszywe papiery,
zaopatrywała w żywność, ukrywała w swoim mieszkaniu. Ale tytuł
Sprawiedliwy wśród Narodów Świata otrzymała dopiero w 1982 roku. „Przez
wiele lat mówiono, że »Żegotę« założyli demokraci, socjaliści, ludzie
z lewicy. Do tej wizji Zofia Kossak z jej poglądami nie pasowała” – mówi
historyk Carla Tonini w książce Jurgały-Jureczki. We wrześniu 1943 roku
Kossak-Szczucka została zatrzymana na ulicy przez niemieckich żandarmów
z torbą pełną nielegalnej prasy. Trafiła na Pawiak, a stąd do obozu
w Auschwitz-Birkenau. Gestapo nie wiedziało, kim jest osoba kryjąca się
pod nazwiskiem Sikorska. W obozie swoją postawą i zaangażowaniem
dodawała otuchy współwięźniarkom, dla których organizowała odczyty oraz
pogadanki o historii i literaturze. „Każdej chwili mego życia wierzę,
ufam, miłuję” – pisała złożona przez tyfus plamisty. 12 kwietnia 1944
roku, gdy hitlerowcy dowiedzieli się, kim jest, znów przewieziono
ją na Pawiak. Tu została skazana na śmierć. Dzięki akcji podjętej przez
władze Państwa Podziemnego 28 lipca 1944 roku wydostała się na wolność.
Pod koniec życia mówiła, że jej największym osiągnięciem była „praca
w konspiracji i przebycie Oświęcimia”, z którego przeżycia opisała
w niezwykle przejmującej książce „Z otchłani”.
Bardzo trudno tu żyć
Po wojnie musiała z Polski wyjechać. Taką propozycję nie do odrzucenia
złożył jej Jakub Berman, członek Biura Politycznego PPR, Żyd
z pochodzenia. Na Zachodzie byli jej mąż i syn, walczący w armii
Andersa. Przez 12 lat prowadziła z mężem farmę w Kornwalii, ciężko
pracując fizycznie. Emigracja to nie był dla niej dobry czas. „Bardzo
trudno tu żyć” – pisała. Źle przyjęta przez tamtejszą Polonię, źle też
o niej mówiła. Na chłodnym jej przyjęciu w Londynie zaważył oficjalny
polski paszport i fałszywa informacja w emigracyjnej prasie, że była
sekretarką Bieruta. Na obczyźnie, zauważa Jurgała-Jureczka, Zofia Kossak
„sprawia wrażenie, że albo nie wiedziała albo nie chciała wiedzieć,
na co pozwalają sobie w Polsce współpracownicy komunistów”. Utrzymywała
kontakty z PAX-em (mimo iż w 1953 roku odcięła się od jego stanowiska
w sprawie aresztowania prymasa Wyszyńskiego), wdzięczna za drukowanie
jej książek i za przyjaźnie (głównie z Janem Dobraczyńskim). Do Polski
wróciła w 1957 roku, ale jeszcze upłynęło kilka lat, zanim wreszcie
dobrze poznawszy prawdziwe oblicze polskiej władzy, odcięła się od niej.
14 marca 1964 roku podpisała List 34, protestując przeciw cenzurze.
Wprawdzie nie spotkały jej za to represje, ale obrany kierunek był
już wyraźny. W 1966 roku odmówiła przyjęcia państwowej nagrody. Zmarła
na atak serca 9 kwietnia 1968 roku. Pochowana jest w Górkach Wielkich,
gdzie znajduje się jej muzeum. Prymas Wyszyński w dniu śmierci Zofii
Kossak-Szczuckiej napisał: „Była rzetelną katoliczką, jeśli drukowała
swoje książki w PAX-ie, to tylko dlatego, że nie było innych
możliwości”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Bardzo mi miło.
Słowa Pani Zofii Kossak o powojennym konflikcie Kościoła i Tronu do dziś jest aktualny.
Odprawianie prywatnej mszy dla dziadziów w pałacu gdzie urzęduje prezydent, przez kardynała Nycza, jest niczym innym jak wystawianie piersi po kasę i medale.
Prosty wiejski ksiądz Eugeniusz Machulski z Lichenia Starego, stworzył Bazylikę Matki Boskiej, będącej największym Kościołem w Polsce i jednym z największych w Europie.
Warszawa wspierana przez pieniądze z podatków nie potrafi przez 200 lat pobudować Świątyni Opatrzności Bożej.
Ja w 1945 roku jechałem do Lichenia Starego wozem wymoszczonym grochowinami. Babcia w intencji przeżycia, szła 120 kilometrów pieszo.
Dziś nadal do Lichenia można dojechać tylko wozem, autem, bo PKS nie wiem czy chodzi. Kolei nigdy nie było i nie będzie.
Mimo to na uroczystości Maryjne, Licheń przyciąga setki tysiące pielgrzymów
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz