Słabość partii politycznych

avatar użytkownika jlv2
Powstaje pytanie: dlaczego, jakakolwiek by nie była partia polityczna w tym kraju, to zawsze wychodzi coś w stylu wodzowskim, sterowanym z jednego punktu. Trochę myślałem nad tym, trochę poczytałem, przypomniałem sobie to i owo i chyba zajarzyłem. Podstawowym problemem praktycznie każdej partii jest to, że jej członkowie mają nieodpartą presję na stołki. Ktoś powie, talka natura ludzka. Coś w tym jest. Ale przecież są ludzie uczciwi, prawdziwie chcący pracować dla dobra kraju, a znaleźć takiego na szczytach partii czy w Sejmie graniczy z niepodobieństwem. Popatrzmy, jak to wygląda w większości partii w rozwiniętych systemach demokratycznych. Otóż tam z reguły do partii (dowolnej) wstępuje ktoś, kto już coś ma i coś umie. I ma nadwyżkę czasu, by poświęcić się działalności partyjnej. Taki członek partii, jak szefostwo tejże partii zacznie go dymać, nie dotrzymywać obietnic, to się po prostu wypnie i albo zmieni partię, albo po prostu wróci, skąd przyszedł. Jak jest w Polsce, może poza jednym UPRem? Zupełnie inaczej. Młody człowiek na studiach zaczyna działać w jakiejś partii. Polega to najczęściej na tym, że wstępuje do młodzieżówki danej partii. No i tam zaczyna się wykazywać. Im chce się lepiej wykazać, tym więcej czasu musi na to poświęcić. W efekcie studia zaczynają być zaniedbywane, zaczynają się "dziekanki" i inne takie. Ale taki młody człowiek czego się uczy w takiej sytuacji? Przede wszystkim serwilizmu. Wie, że jak go przełożony partyjny nie pociągnie w górę, to sam nie wejdzie. Studia to albo w ogóle nie kończy (vide Kwaśniewski), albo i kończy, ale tak na aby, aby. W efekcie nic nie umie. Nie ma doświadczenia życiowego. Musi być w partii. A im dłużej jest, tym ma mniejsze szanse wyrwać się z tego. 25-latek może machnąć ręką, stuknąć się w głowę i zacząć raz jeszcze. Ale 40-latek? Bez partii ginie. Nawet, jak coś umiał, to już zdążył zapomnieć. Jego utrzymanie zależy od akceptacji władz partii. Czy go wystawią do wyborów, czy dadzą fundusze. Musi iść po pasku władz partyjnych odpowiedniego szczebla. Bo jak nie, może pozostać bez środków do życia. Siłą rzeczy odstawia wazeliniarstwo najwyższej wody względem przełożonych. Nie będzie miał własnego zdania, bo jak się narazi, to adieu. Weźmy casus Niesiołowskiego. Ma swój, lepszy bądź gorszy, dorobek naukowy. Kiedyś w Angorze czytałem artykuł o zagrożeniach od owadów w lecie. Że komary, pszczoły, kleszcze i tak dalej. Artykuł napisany ze swadą i z wyraźną znajomością rzeczy (to chyba był rok 1997). W zdziwienie wprawiło mnie, kiedy przeczytałem nazwisko autora: Niesiołowski. Ten Niesiołowski. Obawiam się, że on teraz już jest w lejku: nie za bardzo może się wycofać. Dość poczytać, co Niesioł pisał i mówił publicznie o PO 5 lat temu. Ponieważ PiS go nie przyjął, przeprosił się z PO. Jakie mu warunki postawili, tego nie wiem. Ale wiem, że najgorsi są neofici. On teraz musi odpracować za swoje ataki na PO i stąd ta jego bezkompromisowość w atakach na PiS. Musi co chwilę wykazywać, że on się szczerze nawrócił. I tak, wokół Kaczki, Donalda, Napieralskiego tworzy się grupa ludzi, która zrobi wszystko, co każą władze partii. A to grono małe i dość hermetyczne. Trudno się tam dostać, za to łatwo wylecieć. Czyste praktyki rodem z PZPR, a właściwie z KPZR. Ci ludzie nie odważą się postawić, bo ryzykują wszystkim. Szansę na przełom ma taka partia, której członkami będą ludzie samodzielni ekonomicznie. Taki odważy się wejść w dyskusję z władzami partyjnymi, gdy będzie uważał, że trzeba. Nie da go się zastraszyć, że nie dostanie się na listy wyborcze. Nie, to nie. PO np. ściągnęło prof. Gomułkę do finansów. Kiedy profesor się połapał, że musi realizować zupełnie inne rzeczy, niż te, które miał realizować i zorientował się, że przywódcy PO poprą BMW (bierny, mierny, ale wierny) podziękował. Nie chciał tego firmować swoim nazwiskiem. Ale on był kimś już przedtem i miał gdzie wrócić. Jemu Tusk czy Schetyna mogą nagwizdać. Bać się nie musi. A co zrobiłoby z sobą 9/10 Rady Ministrów, gdyby nagle Tusk ze Schetyną (a ściślej Schetyna z Tuskiem) kazali im spadać? Tragedia życiowa. Oczywiście to nie dotyczy wszystkich członków danej partii. Niezależny jest (w miarę) ten, co ma własne pieniądze i partia mu do niczego potrzebna, to on jest potrzebny partii (casus Palikota). Reszta ma aportować wodzom, albo spadówa. PS. Jakoś nie mogę się przełączyć na rich text editor, stąd brak np. pogrubień.
Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. taka partia, której członkami będą ludzie samodzielni ekonomiczn

Witam, 1. technicze-" Switch to rich text editor " nie działa przy "kliknięciu" ? PROSZE SPRÓBOWAC WYEDYTOWAC JESZCZE RAZ. U mnie działa. 2. Utopia - daleko nam do takiej klasy polityków, aby mając samodzielność finansowa chcieli być politykami. I prosze nie miec kompleksów polskich - tak smamo niestety jest wszedzie - w USA moze najmniej, ale przykład Obamy świadczy o tym, że polityka da sie kupić, stworzyć i wypromowac za pieniądze. Palikot - lobbysta innych "palikotów" w Sejmie. Pienioadze nie daja rozumu, wrecz przeciwnie, w przypadku Palikota można powiedziec, ze odbierają. "magnat" w pierwszym pokoleniu - biłgorajska słoma z butów bedzie mu wystawac do końca zycia. pozdrawiam pozdrawiiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika eniac

2. @Autor

Tylko zmiana ordynacji na JOW jest w stanie zmienić ten stan rzeczy-kandydaci na posłów nie pochodzą z nadania partyjnego,tylko z oddolnego wyboru. Przy podziale kraju na 460 okręgów liczba osób,których poparcie trzeba uzyskać,aby zaistnieć na liście wyborczej,jest mała,pozwalająca wręcz na osobiste dotarcie do każdego elektora.Dlatego postulat PO ograniczenia liczby posłów do 260 jest faryzejski-zmniejszyłyby się szanse osób niezależnych,bo wzrósłby koszt kampanii.Po więcej odsyłam do prac prof.Przystawy. Pozdrawiam!
eniac
avatar użytkownika jlv2

3. Problem w tej naszej Prostytucji

W wielu krajach jest tak, że jak się zbierze pod wnioskiem o referendum odpowiednią ilość podpisów, to tzw. d*pa blada. Parlament i rząd ma ściśle określony czas i musi to referendum ogłosić. I, jeżeli referendum jest ważne, to trudno: określone wnioski muszą wejść w życie, czy się to komu podoba, czy nie. Tak orzekł naród. A w Polsce. Już Kwaśniewski się postarał. 1. nawet zebranie wymaganej ilości podpisów do niczego nie obliguje Sejmu. Może włożyć wniosek pod sukno i nic. 2. nawet, jak to referendum będzie, to będzie ważne, pod warunkiem frekwencji co najmniej na poziomie 50%. Czyli wybory są ważne, choćby zagłosowało tylko 1000 osób w skali kraju, ale referendum, gdzie wypowie się 49% narodu ważnym nie będzie. To jest chore.
jlv2
avatar użytkownika zbyszekmad

4. Misje i misjonarze

Polskie partie są produktem rozwijającego się po'89 roku "kapitalizmu politycznego". Jedne tworzono jako strażnice tego surrealizmu. Inne przepoczwarzały się i kontynuowały funkcje strażnicze. Jeszcze inne powstawały w opozycji do patologii Państwa i Prawa. Wrzucenie wszystkich do jednego worka to publicystyczne nadużycie. A nie o to przecież Autorowi szło? Mentorzy i mocodawcy partii są również bardzo różni i w świetle dostępnych materiałów nie jest to trudno zauważyć. Kapitalizm polityczny to taka "fortuna radziwiłłowska" i przy niej kmicicowe urosną. Patologicznie jest skonstruowana w Polsce przestrzeń publiczna, oparta jedynie na partiach. Brak zupełnie instytucji obywatelskich, publicznych o krajowym statusie (nie mówmy o np. wielu rozreklamowanych fundacjach, bo to mówienie o przysłowiowym "lisie w kurniku"). Innym problemem jest słabe przygotowanie ludzi garnących sie do partyjnej polityki - intelektualne i mentalne. I problem zasobności finansowej "aspirantów" ma się nijak do problemu. Przykład wielu mądrych "gołodupców" i zasobnych palikotów kładzie tezę Autora na przysłowiowe łopatki. Pierwsi myślą o Państwie, prawie i Narodzie. Drudzy przy "radziwiłłowskiej fortunie" pomnażają swoje kapitaliki. Bo za wierną, psią służbę duża kośc się należy. A i na operacje specjalne też trzeba coś odpalić. Przecież Budżet skromny i jakiś taki... chyba zbyt przejrzysty. Polityka w Polsce na każdym szczeblu ma zbliżony charakter i kształt, mimo sporej ilości wyjątków. Służy pilnowaniu ekonomicznych interesów grup. Owych "fortun radziwiłłowskich". Rzeczywistość partyjna to najczęściej przedwyborcza rzeczywistość amfiteatralna i nudne nasiadówki, po których następnego dnia nic sensownego w głowach członków partii nie zostaje. No może dla niektórych uzgodnienia odnośnie tematów biznesowych. Bo przecież nie każdy, kto mówi o misji, jest misjonarzem? Ukłony
filut