Jest to mało znany list otwarty Henryka Zborowskiego z Gdańska.
List otwarty Henryka Zborowskiego ukazał się w dwutygodniku Społeczno Zawodowym Pracowników Poligrafii NSZZ Solidarność” „Kwadrat” w Nr 14 wydawanym w dniu 14 X 1981 r. w Szczecinie.
LIST OTWARTY,
do wszystkich członków Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „SOLIDARNOŚĆ”, do pracowników Stoczni Gdańskie! im. Lenina, oraz do Komisji powołanej przez władze „Solidarności” do spraw zbadania rzekomego strajku w drukarni „Solidarności” w Gdańsku i związanych z nim incydentów.
Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, którego jestem jednym z członków-założycieli w Gdańsku, zapisał w swoim Statucie, jako pierwszy i nadrzędny cel „ochronę praw, godności i interesów pracowniczych” (porównaj § 6, p. 8 Statutu). Zarówno w toczącej się dyskusji nad programem jak i w praktycznej rocznej działalności. „Solidarność” kładzie główny akcent na realizację tego celu. Niewiele dni temu I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” w uchwalonej w pierwszej turze deklaracji określi! jako cel nadrzędny Związku m.in. „godne warunki życia” oraz „życie wolne od strachu i kłamstwa w społeczeństwie zorganizowanym demokratycznie i praworządnie”.
A jednak zdarzył się ostatnio w Gdańsku incydent, który świadczy o głębokim rozdźwięku między tymi szczytnymi hasłami, a ich realizacją. Dotyczy on wprawdzie nielicznej grupy ludzi, ale jest tym jaskrawszy, że zdarzył się w tym samym budynku, w którym rezyduje Lech Wałęsa, że jego sprawcami są ludzie z nowo wybranego kierownictwa Zarządu Regionu Gdańskiego NSZ2 „Solidarność”, że jego bezpośrednim wykonawcą byli kilkudziesięcioosobowa grupa okrytych chwałą i cieszących się dotąd zaufaniem społeczeństwa stoczniowców ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina, i że w końcu stanowi i on groźny precedens dla całego Związku.
Opinię społeczną całego kraju zbulwersowały, komunikaty telewizyjne „Panoramy Gdańskiej”, Dziennika TV oraz zachodnich radiostacji o strajku grupy drukarzy w drukarni Zarządu Regionu „Solidarności” w Gdańsku i o brutalne] ingerencji grupy stoczniowców. Żeby nie było żadnej wątpliwości: rzecznik prasowy, Zarządu Regionu Gdańskiego dr Brunńe (w nazwisku nad literą e winien być ptaszek) w swoim wystąpieniu telewizyjnym w „Panoramie” potwierdził w pełni prawdziwość informacji dziennikarskiej. Co się stało i jakdotego doszło? Jak to byto możliwe, żeby jedni robotnicy „Solidarnościowcy” wystąpili z czynną napaścią na drugich robotników, członków tegosamego Związku?
Postanowiłem tę sprawę wyjaśnić przede wszystkim jako członek „Solidarności”, a poza tym z pewnych ważnych dla mnie, a mniej istotnych dla sprawy przyczyn osobistych. Jest to dla mnie głównie problem pewnych zasad życiowych, których naruszenie prowadzi społeczeństwo na groźne manowce, kiedy bowiem większość dzisiejszych bohaterów ruchu „Solidarności” jeszcze raczkowała albo uczęszczała do przedszkola, ja już byłem represjonowany, jako działacz związkowy za przeciwstawianie się zwykłemu draństwu oraz łamaniu prawa i stosowaniu przemocy wobec pracowników. Młodszym Kolegom związkowcom chciałbym przypomnieć, że naruszenie zasad demokracji to praworządności legło u podstaw wszystkich naszych tragicznych polskich miesięcy lat l956, 1970 i l976. Natomiast tym kilkudziesięciu stoczniowcom, którzy - być może w najlepszej wierze - dali się wmanipulować do tej haniebnej „akcji” pragnę przypomnieć, że na stosowaniu przemocy i terrorze pewnych grup społecznych wobec innych grup społecznych wyrósł hitleryzm, stalinizm i jeszcze parę innych zbrodniczych systemów na świecie, a warto też przy tej okazji wspomnieć o godnej pogardy roli, jaka odegrały grupy wymanipulowanych robotników w tłumieniu protestów studenckich w roku 1968 w Polsce. Takie zachowania nie zyskały nigdy mojej akceptacji, więc i dziś protestuję przeciw aktom anarchii i terroryzmu w szeregach „Solidarności” i żądam ukarania winnych tego gorszącego zajścia zgodnie ze Statutem Związku i prawami tego kraju, bez względu na zajmowane przez sprawców stanowiska i funkcje w hierarchii „Solidarności”
Wracając do samego wydarzenia ż dnia 15 września 1981 muszę stwierdzić, że władze Regionu Gdańskiego „Solidarności” dotychczas nie dorosły do roli pracodawcy w stosunku do owych ok. 150 zatrudnionych przez Region pracowników. A oto przykłady. W dniu 17.06.1981 r. p. Zdzisław Złotkowski okazał się na Plenum MKZ winnym dwutygodniowego strajku trzech pracowników radiowęzła gdańskiego MKZ, gdyż, jako kierownik ani nie chciał ani nie umiał załatwić ich uzasadnionych żądań dotyczących poprawy skandalicznych warunków pracy (zainteresowanych szczegółami odsyłam do reportażu red. Tadeusza Woźniaka pod tytułem „Ścianka” w tygodniku „Czas” z dn. 26.07.1981 roku). Nie spadł mu w związku z tym ewidentnym przewinieniem urzędniczym nawet włos z głowy (na marginesie: nazwisko p. Z. Złotkowskiego wystąpi również w następnym konflikcie pracodawcy z pracownikami tego zakładu) Przewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego NSZ2 „Solidarność”, który jest nie tylko działaczem związkowym, lecz także z mocy obowiązujących u nas praw pracodawcą dla wspomnianych pracowników, nazwał wówczas ich problemy (cytuję za red. T. Woźniakiem r. „Czasu”) „plewami”, „pestkami”, „wygłupianiem”, a ich samych „ludźmi niepoważnymi”- i o. mały włos nie doszło do zwolnienia ich z pracy. Reporter m.in. napisał: „Gryzły mnie też wątpliwości, ilu ludzi musi strajkować, by strajk był strajkiem, a nie nieodpowiedzialnym wybrykiem”.
Z cytowanego wyżej artykułu można się też dowiedzieć, że już w dniu 14 kwietnia 1981 r. strajkowali pracownicy drukarni, którzy w ulotce adresowanej do współpracowników gdańskiego MKZ wówczas pisali: „Zastanówmy się wspólnie, - jak można poprawić ogólnie złą sytuację nie tylko drukarni, ale i całego biura”. Cicho było o tym strajku, lecz konflikt pracodawcy z kolejną grupą pracowników - z drukarzami – narastał. Świadczy o tym dobitnie list dwóch drukarzy gdańskiego MKZ ogłoszony w numerze 24/34 z dnia 23.07.1981 r. czasopisma MKZ w Gdańsku p.t. „Solidarność”, a adresowany do pracodawcy, czyli do Zarządu Regionu Gdańskiego „Solidarności”. W liście tym pracownicy drukarni informują, że Prezydium MZK w marcu 1981 roku nasłało na nich prokuratora (!), który „po wnikliwej analizie faktów uznał, że zarzutów (o nadużycia) nie może potwierdzić”. Kiedy mimo to nadał ktoś uparcie puszczał w obieg pomówienia drukarzy o nadużycia, zaprotestowali oni tym listem pisząc: „Nie było żadnych nadużyć, nikt niczego nie sprzeniewierzył. Czyżbyście nie wiedzieli, że tego typu zarzuty należy udowodnić, zanim się je publicznie wypowie? Konieczne jest ostateczne wyjaśnienie sprawy drukarni (choćby na tych łamach przez nowo wybrane Prezydium. Zamknijcie tę pogmatwana, niepoważną w sumie historię raz na zawsze. Wymaga tego nasze (pracowników drukarni) dobre imię. Z niecierpliwością oczekujemy na taki właśnie finał”. List nosi datę 15.07. 1981 r.
Tymczasem dokładnie w dwa miesiące po tym liście nastąpił „finał”, lecz jakże różny od tego, którego oczekiwali robotnicy drukarze „Solidarności” od swojego pracodawcy - Zarządu Regionu Gdańskiego tejże „Solidarności”. Relacje o zajściu w drukarni są oczywiście różne, w zależności od tego, czy relacjonujący ten napad był ofiarą napaści, czy też jej sprawcą. Z grubsza wyglądało to tak. Wobec jaskrawego lekceważenia przez pracodawcę wielokrotnych próśb pracowników drukarni o spotkanie „jak Polak z Polakiem” (a swoją drogą jakże daleko „Solidarność” odbiegła sama od tego swojego Sierpniowego hasła, drukarze zdecydowali się w poniedziałek, dnia 14.09.1981 na akcję protestacyjną, którą pni sami określają mianem gotowości strajkowej, a strona przeciwna strajkiem. Rzecznik prasowy Regionu stwierdził jednak w telewizyjnej „Panoramie” autorytatywnie, że -protest ten był legalny jako uzgodniony z odpowiednimi władzami Związku (przeciwnicy zarzucają jego „nielegalność”). W wyniku stanowczej postawy drukarzy, przedstawiciele Zarządu Regionu przystąpili w tym samym dniu (14.09.1981 r.) do rozmów z nimi, w wyniku czego w godzinach wieczornych nastąpiły pewne uzgodnienia. Istnieje dokładny zapis dźwiękowy tych rozmów. Następnego dnia, to jest we wtorek, dnia 15 września 1981 roku ranna zmiana drukarni w składzie: mistrz zmianowy i dwóch drukarzy przystąpiła o godzinie 7.00 do normalnej codziennej pracy (obecni byli także dwaj szwedzcy specjaliści od maszyn drukarskich wraz z tłumaczką), W momencie napaści, dokonanej przez grupę stoczniowców około godziny 9-tej, w drukarni „Solidarności” w Gdańsku trwała normalna praca (w ciągu pierwszych godzin wykonano na dwóch maszynach ok 16 tysięcy egzemplarzy druków zleconych przez kierownictwo w danym dniu). Od tego momentu wszystko dzieje się tak. jak w dobrze wyreżyserowanym makabrycznym filmie. W imieniu Zarządu Regionu Gdańskiego „Solidarności” - pod nieobecność przewodniczącego Wałęsy - prawdopodobnie' członek Zarządu Regionu p- Andrzej Kozicki wezwał organizację „Solidarności” przy Stoczni Gdańskiej Im. Lenina do „zrobienia porządku” w drukarni Zarządu Regionu. Przewodniczący stoczniowej Organizacji Związkowej p. Alojzy Szablewski jak sam oświadczył w dniu 19.9.81 - wydał polecenie, na podstawie którego (w godzinach normalnej pracy) Stocznię Gdańską opuścił pełen ludzi autokar z „grupą uderzeniową”, która dowodził p. Stanisław Bury, członek Zarządu Regionu Gdańskiego i delegat na I Krajowy Zjazd Delegatów „Solidarności” z ramienia Stoczni Gdańskiej, a któremu aktywnie pomagał członek Prezydium Organizacji Związkowej Stoczni Gdańskiej i jej rzecznik prasowy p. Tomasz Moszczak, jak również m.in. pracownik umysłowy stoczni p. Tadeusz Sułkowski, wydelegowany jakoby na tę. „akcję” jako fotoreporter (!). Już sam skład kierownictwa „bojówki” wskazuje na rangę, jaką usiłowano nadać temu „wypadowi”. W lokalu Zarządu Regionu znalazł się też w trakcie zajścia doradca Zarządu „Solidarności” ksiądz Henryk Jankowski. który - według własnego oświadczenia z dnia 19.09.1981 r. - zamierzał podobno godzić zwaśnione strony (?), z której to roli - jak wykazał przebieg zajść ~ niezbyt się wywiązał (a może miał być dla inicjatorów zajścia tylko „wiarygodnym świadkiem”?). Do „silnej grupy” w momencie jej wtargnięcia dołączył p. Andrzej Kozicki, p. Zdzisław Złotkowski, pracownica umysłowa ZR Celejewska, która w tym „spontanicznym odruchu gniewa stoczniowców” była dziwnym trafem „przypadkowo” wyposażona, we wszystkie teczki personalne drukarzy, która czytywała zgromadzonym naruszając w ten ochrony danych.
Dalszy bieg sprawy w relacji osób pokrzywdzonych był taki, że podjudzani przez A. Kozickiego do agresywnego zachowania stoczniowcy (w kłębiącym się, tłumie słychać było chwilami – poza wulgarnymi wyzwiskami – okrzyki w rodzaju „Dajcie im nauczkę”. „Zróbcie szpaler” itp.), przyparli kilku obecnych w pomieszczeniu drukarzy do ściany, orzekli krótko o ich rzekomej „winie” nie dają im najmniejszej szansy wytłumaczenia sytuacji oraz – cały czas „zagrzewani do akcji” przez p. A. Kozickiego i p. Koszarską (?) – zmusili legendarnych robotników drukarni Zarządu Regionu do opuszczenia pomieszczenia, w którym pracowali, wygłaszając pod ich adresem niedwuznaczne pogróżki. Nie wykazali przy tym najmniejszego szacunku dla siwowłosego mistrza zmianowego p. Kijowskiego, który po tych przejściach doznał ataku serca i korzysta z dłuższego zwolnienia lekarskiego. Znieważono również przewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarności" przy Zarządzie Regionu Gdańskiego „Solidarności" p. Mariusza Muskata, który protestował przeciwko bezprawnej ingerencji stoczniowców i sposobowi obchodzenia się „bojówkarzy" z drukarzami. O tym ostatnim fakcie naoczny, choć nie bezstronny świadek, p. Tomasz Moszczak zawiadomił w mojej obecności przewodniczącego Alojzego Szablewskiego w dniu 19.09.1981 roku. Jest oczywiste, że napastnicy oraz różni „rozjemcy" i „życzliwi świadkowie” przedstawiają zgoła inną wersję wydarzeń w drukarni. Według nich „nic się takiego nie stało", była to jedynie „przyjacielska rozmowa” stoczniowców z drukarzami, na dowód czego p. Tomasz Moszczak wywiesił w gablocie przy bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej kilka zdjęć, na których - według jego własnych słów „widać same uśmiechnięte twarze”. Kiedy jednak poprosiłem o pokazanie mi klisz tych zdjęć, których nie wywieszono w gablocie. Ich autor p. Tadeusz Sułkowski kategorycznie odmówił ich okazania. Jak gdyby tego było mało, po powrocie do stoczni p. Moszczak zredagował komunikat, w którym niezgodnie z faktami przedstawił ten bezprzykładny akt anarchii jako rzecz wielce chwalebną, nadużywając w ten sposób środka masowego przekazu, jakim jest radiowęzeł, dla wprowadzenia w błąd kilkunastu tysięcy pracowników Stoczni Gdańskiej. „Dziwnym trafem" zginął zarówno pisany tekst tego komunikatu, jak i jego nagranie na taśmie magnetofonowej.
Kto chce, niech wierzy, że mobilizuje się i odrywa od pracy około 50 stoczniowców, którzy w dziesięciokrotnej liczebnej przewadze nad drukarzami Zarządu Regionu „Solidarności” wpadają na teren cudzego zakładu pracy tylko po to, żeby z uprzejmym uśmiechem wymienić parę zwrotów grzecznościowych. Kto chce. niech wierzy też w „spontaniczny odruch oburzenia” stoczniowców (skąd my to znamy?). Mnie ta awantura pachnie znanymi skądinąd metodami i kojarzy się nieodparcie ze sprawą Bydgoszczy. Inne są jednak moralne aspekty tego oburzającego ekscesu w Gdańsku.
Próbuje się też oczerniać drukarzy, że byli oni rzekom ino nietrzeźwi w czasie pracy w dniu napadu na nich. Nawet dziecko wie, że taki fakt trzeba udowodnić kompetentnym badaniem np. dokonanym przez placówkę służby zdrowia. Ale abstrahując od tego rodzi się pytanie, dlaczego zarzut ten stawiany jest przez kilku rzekomych świadków natomiast nie potwierdzają go ani najbardziej kompetentny majster, ani obecni w tym momencie szwedzcy fachowcy, ani wreszcie załoga Zarządu Regionu, z którą w liczbie około 100 osób po zajściu drukarze rozmawiali na ogólnym zebraniu?
Nawet gdyby teoretycznie przyjąć, że interweniujących stoczniowców wprowadzono w błąd informacją, że w drukarni „Solidarności” ma miejsce strajk okupacyjny, to kto upoważnił ich do stłumienia siłą legalnego strajku (którego jak wiemy nie było), wyrzucenia z miejsca pracy strajkującym robotników nie swojego zakładu pracy i wprowadzenia w ich miejsce łamistrajków?
Co powiedzielibyście, Stoczniowcy, gdyby ktoś z Wami tak postąpił?
Czy tak wygląda Waszym zdaniem, robotnicza solidarność, z której wyrósł nasz ruch związkowy?
Żeby jednak obraz był pełny, należy dopowiedzieć, na kogo ta „silna grupa" się porwała.
Od lewej: Stanisław Fudakowski, Tomasz Moszczak......Zdzisław Złotkowski w ciemnej marynarce i z czymś co trzyma na kolanach.
Otóż ci wyrzuceni na bruk przez stoczniowców drukarze byli właśnie tymi samymi (o czym manipulatorzy tego zajścia dokładnie wiedzieli), którzy w pamiętnym Sierpniu 80 od pierwszych godzin strajku właśnie w Stoczni Gdańskie im. Lenina byli razem ze stoczniowcami, w ich drukarni ofiarnie produkowali - wolne słowo. Więcej - kiedy większość stoczniowców (a może też niejeden z „bohaterów" opisywanej ,,akcji") siedziała względnie bezpiecznie za murami stoczni, oni narażając się za nich kolportowali to wolne słowo w kraju, byli zamykani i bici (ich nazwiska bez trudu można znaleźć w rubryce „Represjonowani" w Strajkowym Biuletynie Informacyjnym „Solidarność”), a swoim działaniem przełamali blokadę informacyjną wnosząc poważny wkład w zwycięstwo gdańskiego Sierpnia Oni wreszcie, na wyraźna prośbę Kierownictwa gdańskiego MKZ, stanęli dla dobra Związku do pracy i od podstaw stworzyli pierwszą drukarnię „Solidarności”.
Czy to wszystko nic nie znaczy d1a garstki nieodpowiedzialnych inspiratorów tej awantury, a może po prostu... prowokatorów?
Chcę postawić zainteresowanym kilka pytań:
- Kto i przy czyim współudziale nadużył grupy kilkudziesięciu stoczniowców do tej haniebnej akcji i w jakim celu?
- Kto i dlaczego próbował za pomocą kłamstw w audycji przez radiowęzeł oraz tendencyjnie spreparowanego serwisu zdjęć wprowadzić w błąd całą załogę Stoczni Gdańskiej co do celów i przebiegu awanturniczej eskapady, szkalując przy tym drukarzy „Solidarności”?
- Kto i z jakich pobudek podżegał do przestępstwa naruszenia nietykalności cielesnej pracownikówZR„Solidarności” lub jego groźby?
- Kim tak naprawdę sąpp. Andrzej Kozicki, Zdzisław Złotkowski i Celejewska oraz jaka rolę odegrali w tym zajściu?
- Kim jest p. Koszarska, jakim prawem znalazła sie ona w czasie najścia w drukarni i jaką wyznaczono jej tam rolę?
- Kto jest odpowiedzialny za przerwanie pracy drukarni „Solidarności" za pomocą przemocy oraz za najście na obcy zakład pracy oraz za wyprowadzenie na ulicę prawowitej załogi?
- Komu zależałona tym, żeby skłócić międzysobąrobotników, członków Jednego Związki i dlaczego?
- Na jakiej podstawie „Solidarność” Stoczni Gdańskiej rości sobie prawo do siania anarchii i uprawiania terroryzmu w postaci sprowadzania swoich „pracowników” w innych zakładach pracy?
- Kto w Zarządzie Regionu Gdańskiego „Solidarności” odpowiada za poważne naruszenie obowiązków pracodawcy w postaci naruszania Prawa Pracy i zasad związkowych w stosunku do zatrudnionych pracowników?
- Dlaczego ks. Henryk Jankowski nie zapobiegł awanturze, skoro w tym celu znalazł się w miejscu „akcji"?
- Dlaczego nie respektowano protestu przewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarności" przy Zarządzie Regionu oraz znieważono go w czasie pełnienia przez niego funkcji związkowej?
Jeszcze wiele pytań się nasuwa, które wynikają z opisu zajścia, a które zapewne postawią sobie ci, którzy będą rozliczać jego sprawców. Jedno jest pewne; jeśli „Solidarność" ma zachować swoją twarz, musi sama niezwłocznie ukrócić samowolę oraz sama oczyścić się « mętów, nie liczących się ani z prawem ani z moralnością.
Kierownictwo Regionu Gdańskiego „Solidarności" dopuściło się nadużycia powierzonej mu przez członków Związku władzy i udzielonego mu zaufania poprzez dopuszczenie do sytuacji, w której do zatrudnionych pracowników nastąpiło naruszenie przepisów (w formie zastosowania przemocy oraz naruszenia dobrego imienia), prawa pracy (w postaci bezprawnego i bezpodstawnego usunięcia z pracy) oraz Statutu i Deklaracji „Solidarności” (w formie odejścia od obrony praw, godności interesów pracowniczych, a w miejsce „życia wolnegood strachu i kłamstwa” zastosowano terror i szkalowanie).
W oparciu o § 15 ust. 2 Statutu NSZZ „Solidarność” („Członka, który... postępuje w sposób nic licujący" z godnością członka Związku, właściwa komisja może ukarać... w szczególnych przypadkach pozbawieniem członkostwa”) żądam usunięcia ze Związku inspiratorów, organizatorów i bezpośrednich wykonawców opisanego incydentu. Żywię przy tym nadzieję, że „Solidarność” nie powtórzy za władzami prokuratorskimi znanego chwytu z „niewykryciem sprawców” lub „brakiem dowodów winy”, bo jeżeli ja jako zwykły członek Związku byłem w stanie ustalić tyle co opisałem, to chyba - władze „Solidarności” przy swoich kompetencjach ustalą całą prawdę w tej sprawie i odpowiedzą na postawione przeze mnie pytania. Rehabilitacja pokrzywdzonych przez „Solidarność” drukarzy jest dla mnie i i chyba nie tylko dla mnie - miernikiem zgodności słów i czynów w Związku, z którym się utożsamiam.
I niech nikt na podstawie mojego listu nie próbuje robić ze mnie wroga „Solidarności”. Daremnyto trud, bowiem nie każdy kto piętnuje draństwo wewnątrz Związku musi być jego wrogiem, tak jak nie każdy, kto uwił sobie cieple gniazdko w różnego szczebla władzach „Solidarności" musi być jej przyjacielem.
Henryk Zborowski
Gdańsk
Postscriptum
Pewni działacze „Solidarności" w Stoczni Gdańskiej próbowali wymóc na mnie, żebym zaniechał dochodzenia prawdy w sprawie opisanego wyżej zajścia, bo „teraz przed drugą turą Krajowego .Zjazdu Delegatów nie czas na to" Dziwna logika. Czyżby, ich zdaniem, istniał „lepszy" i „gorszy" czas dla prawdy? Taka filozofia jest filozofią Kalego. A na zapewnieniu spokoju społecznegow okresie ważnych dla kraju zjazdów, nasi przodkowie mieli bardziej skuteczny sposób, aniżeli przemilczanie prawdy. Po prostu „karali na gardle" każdego, kto w czasie miejscu zjazdu dopuścił się gwałtu. Nic. dodać, nic ująć.
====================================================
UWAGA!
W moim katalogu wujka Google znajdują się inne dokumenty dotyczące strajki drukarzy MKZ oraz list otwarty w wersji oryginalnej, w formie fotografii strony w gazecie.
Zapraszam TU:
https://plus.google.com/photos/108910137865025242278/albums/5981065201143403889
2 komentarze
1. Ten list otwarty jak i inne skany dokumentów I Solidarności
możemy odnaleźć je wszystkie w sieci wchodząc na mój nie byle jaki blog TU:
http://obiboknawlasnykoszt.blogspot.com/2014/02/nie-byle-jacy-publikuja-...
Polecam lekturę.
Obibok na własny koszt
Kiedyś "Mieszko II"
2. Szanowny @Obiboku na wlasn, dobrze robisz,ze upubliczniasz
Twoje archiwum ,bo jęsli Ty nie dopilnujesz,by nasza Historia była prawdziwie pisana,,,to na pewno nie zrobią tego tramwajarki ,typu Krzywonos,ani TW Boni,ani Borsuk...
całuski dla Twojej Wnusi,niech wie jak było naprawdę Ona i całe Jej POKOLENIE...
Dobrej Nocy :)
gość z drogi