Polski system tytularny – polski system kolonialny, czyli dyplomy i tytuły niczym świecidełka i koraliki
Polski system tytularny – polski system kolonialny,
czyli dyplomy i tytuły niczym świecidełka i koraliki
To, że jesteśmy krajem postkolonialnym, czy raczej neokolonialnym, dociera do coraz szerszych kręgów społecznych. Jasno to wyłożył Witold Kieżun w Patologii Transformacji a kto jak kto, ale prof. Kieżun zna się na krajach kolonialnych i na Polsce również. Ale co z tego, skoro u nas przeważa mentalność zniewolenia i zachowania właściwe dla plemion podbijanych/wyzyskiwanych przez metropolie ?
Prymitywne plemiona były łatwe do skolonizowania i wystarczyło im przywieść garści świecidełek i i wisiorków, rozdać co bardziej świecące, co lepiej wokół szyi wiszące, wodzom plemiennym i ich świtom, aby mieć ich w garści.
Taki sposób formowanie elit i zarządzania krajem wprowadzili u nas stopniowo komuniści za pomocą rozdawania dyplomów i tytułów usłużnym, a co najmniej spolegliwym wobec systemu. Utytułowanych według innych, bo generalnie merytorycznych kryteriów, o ile byli niewygodni, bo nie gwarantowali właściwego formowania nowych elit – marginalizowano, wykluczano, odsuwano przede wszystkim od młodzieży przeznaczonej do miłowania i wspierania instalatorów najlepszego z systemów.
Wybitni, ale ‘wsteczni’ profesorowie zarabiali na życie sprzedażą śliwek, hodowaniem świń, czy nie mogli nawet zarabiać, bo czas spędzali w miejscach odosobnienia.
Historia wymiany elit, szczególnie tych co zajmowali się reprodukcją nowych elit, to temat rozległy, ale na końcu (choć chyba jeszcze nie samym końcu) tej historii mamy taki efekt, że ludzi udyplomowionych, utytułowanych mamy co niemiara, a kolonią nadal jesteśmy, bo o to właśnie chodziło.
Ci którzy winni nas wyzwalać z kolonializmu właśnie ten system neokolonialny budowało, pogardzając masami, ‘ciemnogrodem’. Za cenę dyplomów, tytułów, nowe elity zdolne były i są do wszystkiego, do zniewolenia siebie i przez siebie formowanych, do utytłania się od stóp do głów, nawet jeśli głowy są pochowane przed ludźmi wolnymi w podręcznych strusiówkach.
Mimo, że dyplomy/tytuły same w sobie nie mają wartości (podobnie jak świecidełka i wisiorki wodzów plemiennych ziem kolonizowanych) to są przydatne do sprawowania waaaaadzy na różnych szczeblach, do korzystania z rozlicznych przywilejów, do posiadania prestiżu……. Mimo, że wśród udyplomowionych jest coraz więcej bezrobotnych lub zmywakowych (szczególnie w metropoliach) dyplomy/tytuły nadal są obiektem pożądania a zarządzanie ich rozdawnictwem – szczególnie prestiżowym zawodem.
Tak, tak, najwyższym prestiżem, bo 95 % populacji Polaków, cieszy się zawód (?!) profesora (bez względu na to co sobą ‘profesorowie’ prezentują, a ze względu na tytuły im nadawane w zniewolonym/kolonialnym systemie komunistycznym i postkomunistycznym).
Posiadane tytuły odgrywają bowiem rolę pożądanych fetyszów, zapewniających im waaaaadzę, dożywotnie stołki, no i status kapłanów wiedzy, bez względu czy ją mają, czy ją, i ich posiadaczy – niszczą.
Zresztą ‘profesowie’ mają tym większy prestiż, im więcej zniszczą przerastających ich o głowę (nie daj Boże podniesioną, a nie jak przystało na zniewolonych w podręcznej strusiówce).
Tym samym system niszczenia lepszych od siebie, od lat a nawet wieków, jest najbardziej skutecznym sposobem selekcji elit i utrzymywania wiary w ich moc i mądrość u zniewalanego (przede wszystkim mentalnie, ale nie tylko) ludu.
Znam przykłady i odczułem je na sobie, jak nawet będący w opozycji do waaaaadzy, a krzewiący wartości chrześcijańskie (?) najchętniej by mnie wtrącili do lochu za podważanie tego co iluś tam profesorów zaakceptowało. Kto nie wierzy w ‘profesorię’, w prawdy przez nich objawione i do wierzenia podane, ten jako niewierny winien być potępion na wieki !
Tak ten system tytularny u nas funkcjonuje. Kto podważa brednie profesorskie, ten utytułowany nie będzie, więc brednie (i to nie tylko marksizm, genderyzm, globalne ocieplenie …..!) się szerzą wraz ze wzrostem utytułowania.
Mimo, że tytuły u nas są od lat, a nawet wieków uwarunkowane/umocowane politycznie nie ma woli ani rządzących, ani opozycji aby to zmienić. Wręcz przeciwnie. Przeklinający, odsądzający od czci i wiary, prezydenta, upolitycznione tytuły przez niego nadawane cenią sobie najbardziej. I niechby tylko ktoś chciał ten przywilej fetyszyzacji społeczeństwa mu odebrać !
Nie ma czemu się dziwić, bo czym będzie się wywyższać opozycja jak dojdzie do waaaaadzy ? Fetysze się przydadzą.
Iluż to upadłych polityków, spadało na uczelnie i tam po utytułowaniu, przy zabezpieczeniu politycznym (partyjnym), z tymi fetyszami do waaaaadzy wracało ?
Widać ich moc nie maleje – mimo postępu. W końcu postępowców produkuje się na potęgę, a za miarę postępu przyjęto poziom udyplomowienia/utytułowienia – fetyszyzacji społeczeństwa.
I kto nas z tego systemu wyzwoli ?
Filed under: Teksty niewygodne Tagged: dyplomy, kolonizacja, system, tytuły, świecidełka
- Józef Wieczorek - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. Ja tam
z tej dziedziny, pamietam jedynie "docentow marcowych". To byla rasa! Sama w sobie.
2. No tak ale 'docenci marcowi'
No tak ale 'docenci marcowi' są już na wymarciu natomiast inni politycznie umocowani mają się dobrze na rzekomo apolitycznych uczelniach a dożywotnich tzw. profesorów belwederskich' z nominacji jawnych czy tajnych współpracowników broni najsilniej opozycja !Taka jest schizofrenia. Akademicki system wprowadzony przez komunistów przetrwa wieki (zresztą już trwa kolejny wiek) broniony/utrwalany przez 'retorycznych antykomunistów'.
Józef Wieczorek
3. Na studiach zastanawiałem się
skąd się to wzięło i doszedłem do wniosku, ze ludzie bardzo chcieli by móc żyć nie z tego co zrobili a z tego kim są. Wysoka pozycja społeczna profesury to właśnie wyraz tęsknoty ludzi za światem ich zdaniem idealnym. Każdy by chciał żyć "jak profesor" i mieć spokój z zarabianiem pieniędzy do końca życia bez konieczności pracy.
Z resztą ta postawa profesury jest w sumie społecznie pozytywna, bo jak profesura samodzielnie myśli, to w najlepszym razie jest kupa śmiechu. Więc na wszelki wypadek nie myślą oni samodzielnie a raczej głoszą tzw "konsensus".
Wśród naszej profesury zetknąłem się z profesurą do kwadratu tzn z małżeństwem profesorów. Ona wybitna ekonomistka, on wybitny mechanik.
On postanowił zbudować silnik spalinowy z plastiku, który byłby produkowany na wtryskarce, bo byłby to tani motor. Model takiego urządzenia nawet zbudował na Politechnice Warszawskiej. Jednocześnie stanowczo dementuje informację, że tylko dzięki temu że sprzątaczka podczas próby jego odpalenia stała w pobliżu gaśnicy nie spłonął on razem ze swoim silnikiem. Silnik wcale się nie zapalił a jedynie roztopił przed wykonaniem pierwszego suwu.
Z kolei jego żona prof ekonomii, specjalistka od ekonomii socjalizmu postanowiła w latach 80-tych zmienić swoje zainteresowania i opracować ogólną teorię podziału. Wyszła bowiem założenia, że w naturze wszystko się dzieli, i komórki, i dochód narodowy a nawet liczby. Jest więc zjawisko, które trzeba naukowo opisać! Był to chyba dobry pomysł, bo jej asystenci, którzy pisali na ten temat artykuły zrobili niezłe kariery. Jeden został prezesem banku i go splajtował, drugi na chwilę miał coś do powiedzenia w sprawach giełdy i też poszło dobrze, choć może nie wykazał taką skutecznością jak jego kolega, jeszcze inny kopie dziurę budżetową i też ma sukcesy.
Tak więc nie ma co narzekać, gdyby oni musieli coś robić, to dopiero byłby kłopot.
uparty
4. Tak, z tym byłby kłopot. Ja
Tak, z tym byłby kłopot. Ja jeszcze w latach 80-tych postulowałem przenoszenie takich w stan nieszkodliwości, ale uznano , ze to byłoby szkodliwe ( dla nich) więc zmobilizowali się aby mnie unieszkodliwić. Jak widać nie do końca się to udało, ale zanieczyszczenie środowiska naturalnego z powodu rozkładu środowiska akademickiego wzrosło znacznie a nie widać działań na rzecz jego zmniejszenia.
Józef Wieczorek