Kalumnie przeciw ks. Kordeckiemu, napad na Jasną Górę
Jerzy Robert Nowak
Napad na Jasną Górę
Jeden z najzajadlejszych wrogów Polski i Polaków, nazistowski generalny gubernator części ziem polskich okupowanych przez III Rzeszę - Hans Frank pisał w swym dzienniku: "Kościół jest dla umysłów polskich centralnym punktem zbornym, który promieniuje stale w milczeniu i spełnia przez to funkcję jakby wiecznego światła. Gdy wszystkie światła dla Polski zgasły, to wtedy zawsze jeszcze była Święta z Częstochowy i Kościół". Za ten tak mocny związek z polskością Kościół katolicki płacił ogromną daninę krwi od czasów Murawiewa - Wieszatiela po Hansa Franka. A jednak trwał w obronie polskości dalej i w najgorszych czasach powojennych, poprzez wspaniałe wystąpienia Prymasa Tysiąclecia i później, w czasach "Mszy za Ojczyznę". I trwa nadal, broniąc wartości, wiary i Narodu. Ten właśnie związek Kościoła i Narodu jest szczególnie nienawistny dla dzisiejszych niszczycieli wartości, najczęściej ludzi o komunistycznym rodowodzie. Szokują wprost rozmiary i tendencyjność oszczerczych kampanii dzisiejszych rodzimych wrogów Kościoła. Usiłują oni zanegować nawet to, czemu nie przeczyli najzajadlejsi wrogowie Polski - prawdę o szczególnie silnych tradycyjnych więzach katolicyzmu i polskości.
Jednym ze szczególnie jaskrawych działań tego typu jest podjęta w ostatnich miesiącach próba zdegradowania roli wielkiego narodowego Sanktuarium na Jasnej Górze i zniesławienia pamięci bohaterskiego przeora paulinów - ks. Augustyna Kordeckiego. Antykościelni oszczercy najwyraźniej nie chcą się pogodzić z rolą odgrywaną w narodowej pamięci przez dzieje heroicznej obrony klasztoru jasnogórskiego przed Szwedami w 1655 r. Rozpoczynając kampanię najbrudniejszych ataków na postać ks. Kordeckiego, opierają się na pomówieniach jakże przypominających propagandowe metody typu: "Kłamcie, kłamcie, a coś z tego przylgnie". Ton nadał tu marksistowski miesięcznik Dziś, redagowany przez ostatniego premiera PRL-u i ostatniego pierwszego sekretarza PZPR-u - Mieczysława F. Rakowskiego. Od dawna wielka część jadu jego marksistowskiego organu wylewa się przeciw Kościołowi. W czasopiśmie tym od dłuższego czasu kontynuowany jest wieloodcinkowy cykl comiesięcznych sążnistych, oszczerczych ataków na katolicyzm pt. Grzechy Kościoła, autorstwa Józefa Niteckiego. I to właśnie on przypuścił jako pierwszy dwa pełne kalumni i zafałszowań ataki na postać bohaterskiego przeora Jasnej Góry: Zdrada księdza Kordeckiego (Dziś z grudnia 1999 r.) i Jasnogórskie fałsze (Dziś ze stycznia 2000 r.).
Niespodziewane ataki na ks. Kordeckiego, podjęte w stylu, jakiego nie pamiętano od czasów stalinowskich, przybrały formę dość skoordynowanej kampanii. W ciągu zaledwie paru miesięcy od dwóch oszczerczych wystąpień Józefa Niteckiego pojawił się równie szkalujący atak pióra Cezarego Leżeńskiego (najpierw na łamach nr. 5 Aneksu, potem w przedruku w dużo popularniejszej Angorze. Warto tu przypomnieć, że kalumniator ks. Kordeckiego - pisarz Cezary Leżeński należy do czołowych polskich masonów (według wydanej w 1999 r. książki Ludwika Hassa: Wolnomularze polscy w kraju i za granicą 1821-1999. Słownik biograficzny).
Jak kłamie Józef Nitecki
Powróćmy jednak do inicjatora pierwszych ataków na ks. Kordeckiego - dziennikarza Józefa Niteckiego. Istotę kalumni zawartych w jego artykułach dobrze wyrażają stwierdzenia zawarte już w Dziś z grudnia 1999 r.: "Wykreowanie zdrajcy ks. Kordeckiego na patriotę i herosa (...) to celowo powielane kłamstwa. Ta mitologizacja rzeczywistości jest ukierunkowana na ukrycie zdrady króla i Rzeczypospolitej przez częstochowskich paulinów oraz na umacnianie i utrwalanie dominacji Kościoła katolickiego".
Ludowe przysłowie powiada, że "kłamca powinien mieć dobrą pamięć". Józefowi Niteckiemu, oszczercy z marksistowskiego Dziś, wyraźnie tej dobrej pamięci brakuje. W grudniu 1999 r. konkludował na temat obrony klasztoru na Jasnej Górze przez paulinów z ks. Kordeckim na czele: "bohaterskich bojów tam nie było. Była natomiast zdrada, ugoda i targi o kosztowności i pieniądze" (s. 76). Zaledwie miesiąc później na łamach tegoż Dziś ze stycznia 2000 r. ten sam Nitecki przyznawał jednak, iż: "Paulini z przeorem Kordeckim na czele włożyli wiele wysiłku w obronę klasztoru i jego otoczenia, łącząc możliwe w tej sytuacji akcje zbrojne z rokowaniami". W tym samym artykule ze styczniowego Dziś Nitecki dalej stara się jednak o maksymalne pomniejszenie znaczenia obrony klasztoru przed Szwedami, głosząc tezę o "miękkim oblężeniu Jasnej Góry" i akcentując: "Gdyby w czasie oblężenia Szwedzi widzieli w klasztorze znaczący punkt strategiczny, bez wątpienia zajęliby go". Snując tego typu absurdalne dywagacje, Nitecki nie wyjaśnia tylko jednej sprawy: po co więc w ogóle było Szwedom to "miękkie oblężenie" Częstochowy, i to aż przez sześć tygodni - od listopada do końca grudnia 1655 r.? Czy Szwedzi robili to z nudów, dla zabawy, czy może dla postraszenia znienawidzonych katolickich zakonników?
Nitecki głosi swoje wiekopomne "odkrycia", negujące jakiekolwiek znaczenie obrony klasztoru na Jasnej Górze. Lansuje swe kłamstwa wbrew jednoznacznemu stanowisku tak licznych wybitnych polskich historyków, podkreślających strategiczne znaczenie obrony klasztoru na Jasnej Górze, jej bohaterstwo, jej wpływ na ogromne pobudzenie ogólnokrajowego ruchu oporu przeciw Szwedom.
Od Kubali do Bobrzyńskiego i Konopczyńskiego
Przypomnijmy najpierw, co pisało na temat obrony Częstochowy kilku czołowych polskich historyków drugiej połowy XIX wieku, względnie pierwszych dziesięcioleci XX wieku: Ludwik Kubala, Michał Bobrzyński i Władysław Konopczyński. Ludwik Kubala, pisząc tak podstawowe dzieło, jak Wojna szwedzka, poświęcił w niej wielki, bardzo starannie udokumentowany rozdział "oblężeniu Częstochowy". Wyniki historycznych badań Kubali dobrze wyrażała jedna z najważniejszych konkluzji wspomnianego rozdziału: " Manifesty wojska i szlachty podawały m.in. powodami powstania przeciw Szwedom oblężenie Częstochowy, ale dla włościan i drobnego mieszczaństwa był to powód najważniejszy (...). Szwedzi powstrzymani w swym tryumfalnym pochodzie przez jeden nikły klasztor ponieśli moralną klęskę. Wiara w ich nieprzezwyciężoną potęgę została zachwianą (...). Odważni zakonnicy i wielki przeor napędzili przykładem swoim do walki za ojczyznę szlachtę (...)" (por.: L. Kubala, Wojna szwedzka w roku 1655 i 1656, Lwów 1913 r., s. 181, 182).
Michał Bobrzyński, stańczyk, znany z bardzo sceptycznego podejścia do wszelkiego nadmiernego patosu, upiększania i heroizowania dziejów, w przypadku obrony Jasnej Góry przez ks. Kordeckiego nie miał żadnych wątpliwości co do jej bardzo dużej roli w polskich dziejach XVII wieku. Pisał: "Wówczas zbudziły się dopiero w narodzie zdrowsze i do reszty jeszcze wiekową anarchią nie zepsute instynkty, zbudziło się poczucie godności narodowej (...). Pierwszym objawem tego odrodzenia umysłu i serca w polskim narodzie była też w 1655 r. bohaterska obrona wsławionego jako miejsce pielgrzymek klasztoru ojców paulinów w Częstochowie pod kierunkiem Stefana Zamoyskiego i dzielnego przeora Augustyna Kordeckiego. Cudowny prawie opór, jaki stawiła drobna, ale wielkim duchem zagrzana załoga, zmusił generała szwedzkiego Muallera do ustąpienia po pięciotygodniowym oblężeniu i wielu heroicznie ponawianych szturmach. Jeden ten fakt wstrząsnął do głębi zgnuśniałym narodem" (cyt. za: M. Bobrzyński, Dzieje Polski w zarysie, Warszawa 1974, s. 351).
Władysław Konopczyński, jeden z największych historyków polskich, znakomity znawca dziejów Polski XVII i XVIII wieku, tak pisał w swych Dziejach Polski Nowożytnej: "Ale najczystsze, najdonośniejsze hasło do walki dała całemu narodowi Jasna Góra. Dzielny, natchniony przeor paulinów, Augustyn Kordecki, z pomocą paruset mnichów, żołnierzy i szlachty wytrzymał w tym 'kurniku' czterdziestodniowe oblężenie (19 listopada - 27 grudnia), aż zmusił generała Burcharda Muallera do sromotnego odwrotu. Wieści o zamachu na świątynię częstochowską i o jej cudownej obronie przebiegły kraj jak ogniste wici, niecąc wszędzie pragnienie pomsty i wiarę we własne siły (...). Raz udało się wyjść z topieli - duch Czarnieckich i Kordeckich przydusił w Polsce ducha Radziejowskich i Radziwiłłów (...)" (por.: Konopczyński, Dzieje Polski Nowożytnej, t. II, Warszawa 1986 r., s. 19, 31).
W oczach współczesnych historyków
Wbrew insynuacjom Józefa Niteckiego i Cezarego Leżeńskiego także badania współczesnych historyków nie przyniosły faktów, które zanegowałyby twierdzenia o znaczeniu obrony Częstochowy dla polskiej XVII-wiecznej historii. Tym bardziej zaś nie znalazły się żadne dowody potwierdzające absurdalne oszczerstwa obu autorów na temat rzekomej zdrady ks. Kordeckiego. Jakże chętnie nagłośniono by takie dowody w czasach PRL-u, gdy różni komunistyczni wrogowie Kościoła tak zawzięcie szukali dowodów jego błędów w przeszłości. Także w czasach PRL-u nie znalazł się jednak w Polsce żaden historyk, który pozwoliłby sobie na szkalowanie oblężenia Częstochowy w stylu Józefa Niteckiego, głoszącego dziś z całą dezynwolturą: "bohaterskich bojów tam nie było. Była natomiast zdrada...". W rozlicznych naukowych syntezach dziejów Polski z lat 70. i 80. wszędzie znajdujemy stwierdzenia jednoznacznie akcentujące rolę obrony Częstochowy i jej znaczenia strategicznego dla całości wojny przeciw Szwedom.
Wybitny znawca historii XVII wieku - Janusz Tazbir pisał w wydanej przez niego wielkiej syntezie dziejów Polski pt. Zarys historii Polski (Warszawa 1979, s. 265): "Ogólne poruszenie wywołała zaś wiadomość o oblężeniu przez Szwedów klasztoru paulinów na Jasnej Górze: miejsca słynącego cudami. Ta trwająca dwa miesiące (listopad - grudzień) operacja militarna przyniosła wojskom Karola Gustawa nie tylko kompromitację wojskową, ale stanowiła też poważny błąd, którego propaganda kontrreformacyjna i wtedy, i później, nie omieszkała w pełni wykorzystać".
W historii Polski 1505-1864 (część I), napisanej przez głośnego historyka, później rektora UJ w latach 1981-87, prof. Józefa Andrzeja Gierowskiego (Warszawa 1978, s. 327), stwierdza się wprost: " Niemało przyczyniła się do rozbudzenia zapału do walki udana obrona ufortyfikowanego silnie za panowania Władysława IV klasztoru jasnogórskiego". Prof. Gierowski stwierdził również (s. 328), że wysuwane przez różnych autorów uściślenia "tłumaczą wprawdzie lepiej przyczyny, dla których Jasna Góra zdołała przetrwać sześciotygodniowe oblężenie, wbrew jednak najbardziej skrajnemu stanowisku zajętemu przez Olgierda Górkę, nie pomniejszają znaczenia samej obrony. Pod kierownictwem Kordeckiego powiodło się niewielkiej załodze, złożonej z kilkuset żołnierzy, chłopów, mieszczan i szlachty, przetrzymać napór szwedzki do momentu, kiedy w obawie przed nadchodzącą odsieczą ze strony oddziałów chłopskich nieprzyjaciel musiał uchodzić".
W wydanym w 1976 r. w Warszawie wielkim syntetycznym zarysie Dziejów Polski pod redakcją prof. Jerzego Topolskiego czytamy na s. 326: "Częstochowa (zagrzewana przez przeora paulinów Augustyna Kordeckiego) postanowiła nie poddać się żądnemu skarbów Jasnej Góry generałowi szwedzkiemu Muallerowi. Skuteczna obrona Częstochowy leżącej na przedpolach Śląska miała pewne znaczenie strategiczne". W wydanym przez Tadeusza M. Nowaka i Jana Wimmera podstawowym dziele do historii wojskowości polskiej pt. Historia oręża polskiego 963-1795 (Warszawa 1981, s. 500, 501) stwierdza się: "Chcąc zabezpieczyć granicę ze Śląskiem, dowództwo szwedzkie usiłowało opanować położone na niej punkty warowne, w tym i ufortyfikowany klasztor na Jasnej Górze w Częstochowie. Stawił on jednak silny opór, a wzmacniane stopniowo siły szwedzkie musiały rozpocząć regularne oblężenie twierdzy. Z początkiem grudnia otwarte powstanie wybuchło w całej południowej Małopolsce (...). W nocy zaś z 26 na 27 grudnia również oblegający Jasną Górę gen. Burchard Mualler musiał przerwać działania i wycofać się na rozkaz króla".
Jakże pięknie i celnie pisał o ks. Kordeckim najwybitniejszy powojenny znawca historii Polski w XVII wieku - prof. Władysław Czapliński w swej Glosie do "Trylogii" (Wrocław 1974, s. 113): "Był to człowiek głęboko religijny, równocześnie jednak trzeźwy, praktyczny, giętki, odważny, o nieprzeciętnych zdolnościach administracyjnych.
'Kordecki - pisze o nim historyk szwedzki - Theodor Westrin - to niezwykła mieszanina gorącej wiary... wyrachowania, praktycznej siły w działaniu i męstwa'. Istotnie trzeba było męstwa, by w chwili, kiedy zdawało się, że cała Polska uznała już Szweda królem, zdecydować się na stawianie oporu jego wojskom, trzeba było siły charakteru, zdolności przekonywania, by skłonić otoczenie, szlachtę i mnichów do zaakceptowania tej postawy, co więcej, do wytrwania przy tej decyzji w chwili, kiedy oblężenie zaczęło się przeciągać. Było to zaś tym trudniejsze, że Szwedzi, którym bardzo zależało na tym, by nie odchodzić z próżnymi rękami spod Jasnej Góry, godzili się na daleko idące ustępstwa, domagając się przyjęcia niewielkiej załogi (150 osób), co do której zapewniali, że nie będzie nawet kwaterowała w domach klasztoru".
Sprawa obrony Częstochowy znalazła odpowiednie miejsce również w wielkim dziele eseistyki historycznej Pawła Jasienicy Rzeczpospolita Obojga Narodów. Jasienica, wspaniały eseista, mogący w odróżnieniu od Niteckiego i Leżeńskiego poszczycić się prawdziwie gruntownym i wielostronnym wykształceniem historycznym, pisał w swym dziele (Warszawa, 1967, t. II, s. 164), iż ks. Kordecki przygotował Jasną Górę do obrony znakomicie, "obsadził dobrymi żołnierzami, miał artylerię zdecydowanie górującą nad działobitniami generała Muallera. Klasztoru nie oddał, wyświadczając w ten sposób niewątpliwą usługę sprawie polskiej i niezmierną wprost katolickiej (...). Postawmy więc ks. Kordeckiemu pomnik z napisem 'Wzorowemu dowódcy' (...)".
W znakomitym dziele historyka Jerzego Łojka Kalendarz historyczny. Polemiczna historia Polski (Warszawa 1994, s. 113) czytamy: " Niezrozumienie przez Szwedów znaczenia polskich symboli narodowych i religijnych (powtarzane przez okupantów lub marionetkowe władze w Polsce wielokrotnie po dziś dzień) spowodowało bezsilną (bo z militarnego punktu widzenia niczym nie uzasadnioną) próbę zajęcia klasztoru na Jasnej Górze. Kilkutysięczny korpus generała Burcharda Muallera przez sześć tygodni (19 listopada - 27 grudnia 1655 r.) oblegał i ostrzeliwał klasztor jasnogórski. Pod przywództwem ówczesnego przeora Augustyna Kordeckiego paruset zakonników, żołnierzy i przedstawicieli szlachty stawiło heroiczny opór przeważającym siłom szwedzkim. Rozumiał niewątpliwie ks. Kordecki propagandowy i moralny sens tego oporu, stymulującego kraj do zbrojnego zrywu przeciwko okupantom".
Takie opinie na temat znaczenia Jasnej Góry i heroizmu samego ks. Kordeckiego wyrażali czołowi polscy historycy-profesjonaliści, od XIX wieku po dzień dzisiejszy, głębocy znawcy wspomnianego okresu dziejów. A tu nagle pojawia się dwóch "historyków"-amatorów: dziennikarz Józef Nitecki (nie znalazłem żadnej pracy tego "giganta intelektu" w katalogu Biblioteki Narodowej) i średniego lotu pisarz Cezary Leżeński, i komunikują wszem i wobec: stwierdzenia o bohaterskiej obronie Jasnej Góry są mitem, a sam ks. Kordecki był zdrajcą. Szczególnie groteskowo wyglądają łamańce myślowe Leżeńskiego: "nie można zaprzeczyć, że ks. Kordecki zdradził swego pana, króla Polski Jana Kazimierza. Był - jakbyśmy dziś powiedzieli - kolaborantem, mimo iż później nie wpuścił Szwedów na Jasną Górę". Jakiż to przedziwny typ "zdrajcy" z tego ks. Kordeckiego! Tak sprzyja Szwedom, tak z nimi kolaboruje, że aż... nie wpuszcza ich na Jasną Górę i zmusza do sromotnego odwrotu!
- Michał St. de Zieleśkiewicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz