Czarne chmury

avatar użytkownika FreeYourMind
Najpierw Ziemkiewicz, teraz Semka grzebie J. Kaczyńskiego. Nie wiem, czy to już znak czasów, że "Rz" wraca do korzeni, tj. czasów sprzed P. Lisickiego, kiedy po okresie prawicowych błędów i wypaczeń, miała wyprostowane ścieżki? Niewykluczone. Od jakiegoś czasu ptaki ćwierkają o jakichś ewentualnych zmianach właściciela, więc może to już ten okres, kiedy publicyści zaczynają głosić "nowe prawdy"? Chyba, że się mylę. Jedno natomiast nie daje mi spokoju: dlaczego w sytuacji, gdy zawiązała się już oficjalnie koalicja postkomunistyczna PO-PSL-SLD, którą można nazwać spokojnie armią III RP, prawicowi komentatorzy zaczynają nawoływać Kaczyńskiego do odejścia, wieszczą koniec PiS-u albo w najlepszym razie postulują jakieś poważne zmiany "beznadziejnego" wizerunku partii. To trochę tak, jakby w trakcie natarcia wroga ktoś mówił: "słuchajcie, ale przecież nas jest za mało i z tym zapasem amunicji niewiele zdziałamy" i odkładał karabin.

Ja nawet rozumiem te głosy, które mówią, że PiS powinien "coś natychmiast zrobić", "coś zmienić" tzn. wiem, o co osobom zgłaszającym jakieś pretensje do Kaczyńskiego, może chodzić - ale to nie tu jest przecież pies pogrzebany! Prawdziwym problemem jest teraz jednoczenie się WSZYSTKICH środowisk, które chcą zwyczajnie na trwałe odsunąć postkomunistyczną koalicję od władzy. W tym kontekście należy patrzeć na współczesne sprawy, nie zaś w kontekście jakichś załganych sondaży poparcia dla PO (załganych, skoro jeden sondaż mówi o 60% popierających PO, a inny nie tak dawno mówił o ponad połowie Polaków niezadowolonych z obecnej sytuacji w Polsce - chyba, że niezadowoleni popierają PO, bo wciąż liczą na gospodarczy cud).

Postkomunistyczna koalicja rządzi naszym krajem z dwiema przerwami od 1989 r., przyjmuje tylko zmienne konfiguracje. Jeśli ktoś więc widzi problem teraz w "osobowości Kaczyńskiego", to doprawdy nie dostrzega słonia w menażerii. Do katastrofy cywilizacyjnej, jaką pozostawiła po sobie wieloletnia działalność czerwonych,

 

za którą (oprócz ewidentnych zbrodni komunistycznych, typu strzelanie do strajkujących lub protestujących, bezprawne prześladowanie, więzienie, inwigilowanie etc.) wielu partyjniaków powinno do końca życia siedzieć w ciężkich więzieniach (choć stryczek byłby z pewnością lepszym i bardziej pouczającym dla innych ekip rozwiązaniem) - postkomuniści dokonali rzeczy zdawałoby się nieprawdopodobnej - zapewnili komunistom miękkie lądowanie, doprowadzili do ich uwłaszczenia, a jednocześnie postkomuniści skonstruowali scenę polityczną tak, by - mimo rozmaitych perturbacji, które w sterowanej demokracji mogą się pojawiać (ludzi nie da się już tak trzymać za pysk, jak za komuny) - wszelkie profity płynące z "ustrojowej transformacji" pozostawały w rękach postkomunistów. Po 20 latach mamy sytuację jeszcze bardziej fatalną (choć zdaję sobie, że brzmi to zgoła paradoksalnie!) aniżeli w 1989 r. Wtedy jeszcze bowiem Układ nie był skrystalizowaną strukturą - dzisiaj zaś stanowi sieć oplatającą całą Polskę.

Wracając do Kaczyńskiego i PiS-u. Owszem, można by powiedzieć, że Kamiński z kancelarii prezydenta jest beznadziejny i ja go uważam za wyjątkowo słabe ogniwo tej partii. Można by wskazać inne niezbyt elokwentne postaci w PiS-ie - w ten jednak sposób można się bawić przez długie lata. Można nawet opracować gabinet cieni, w którym posadziłoby się ministrów swoich marzeń i każdy publicysta "Rz" mógłby się wykazać co bujniejszą fantazją. W sytuacji jednak, gdy postkomuniści zwarli szeregi, należy odróżniać drobiazgi od spraw kardynalnych - róże od płonącego lasu, mówiąc kolokwialnie. Ja oczywiście nie mam zamiaru podpowiadać publicystom "Rz", o czym mają pisać, ponieważ nie kupuję tego dziennika ze względów na dość skromną, jak na mój gust, a czasem wprost mizerną ofertę intelektualną (a to co trafia się ciekawego, jak choćby niedawny tekst prof. A. Nowaka o antyedukacyjnej roli MEN-u - to sobie czytuję on-line) - to jest sprawa tychże publicystów i ich pracodawcy - nie zmienia to jednak faktu, że krótkowzroczność komentatorów "Rz" zaczyna być dla mnie zadziwiająca.

Czy naprawdę tak ciężko sobie wyobrazić dalsze scenariusze obecnej sytuacji? Czy nie dojdzie do poważnych protestów społecznych po tym, co postkomuniści ustalili w sprawie pomostówek? Czy ostatnie dane GUS-u dotyczące produkcji, mówiące o spadku blisko 10%-owym, to nie jest poważniejszy problem niż "wizerunek Kaczyńskiego"? Czy nie będzie wzrostu bezrobocia ani zbiorowych zwolnień? Czy to, że Polska, jak się nagle dla wielu polityków-cepów okazało, nie jest "wyspą stabilności ekonomicznej", tylko wchodzi w kryzys, którego rozmiarów nie są oni wcale przewidzieć z całym swoim zapleczem eksperckim, nie może być powodem do tego, że na żadne poparcie, a nie na wyimaginowane 60%-owe, postkomuniści z PO na czele wnet nie będą mogli liczyć?

Nie wiem, zapewne nie powinienem się martwić tym, co wypisują publicyści "Rz", ale jakąś elementarnej logiki się od nich oczekuje:

"Tymczasem tak samo jak można zadawać sobie pytanie, wskutek jakich procesów Platforma ma wciąż ok. 50 proc. – tak samo można pytać, wskutek czego PiS ma ciągle ok. 25 proc. Oczywiście odpowiedź w demokracji jest prosta. Bracia Kaczyńscy, którzy nawet mogą mniej lub bardziej działać na nerwy wyborcom PiS, reprezentują tę hierarchię wartości, którą ceni ok. 1/4 Polaków. Ponadto jakaś część wymienionej wyżej grupy wyborców o wiele bardziej niż Kaczyńskiego boi się Tuska i, szerzej mówiąc, obozu „okrągłostołowego”" - pisze Semka, pomijając to, że przez blisko 20 lat niemal połowa Polaków nie bierze udziału w żadnych wyborach. Wobec tego pytanie jest proste: skąd on wie, jaką "hierarchię wartości cenią" Polacy? Publicysta ten też zupełnie nie bierze pod uwagę kontekstu kryzysowego, o którym pisałem powyżej.

I dalej Semka twierdzi, że:

"W miarę jak PiS będzie bezskutecznie szukało odpowiedzi na popularność PO, ludzie ci mogą się wykruszać. Ale też na razie nie znikną. Nie podejrzewam też, żeby nagle rzucili się w ramiona Rafała Dutkiewicza. Bardziej marzą oni o nowym PiS, w którym Jarosław Kaczyński bądź wycofa się na drugi plan, bądź stanie się lojalnym partnerem dla jakiegoś młodszego lidera. Problem w tym, że rewolucja pod hasłem IV RP to spóźniona o prawie 20 lat rewolucja, której nie dało się przewalczyć Jarosławowi Kaczyńskiemu na początku lat 90. Gdy Kaczyński wrócił do władzy w 2005 r., wykorzystał to, że tzw. pokolenie pampersów nie wykreowało własnego lidera. Kurski, Ziobro czy Michał Kamiński weszli pod polityczny parasol braci Kaczyńskich – bo nikt z ich generacji w latach 90. nie stworzył czegoś na kształt węgierskiego Fideszu. W mediach 40-latkom o konserwatywnej wrażliwości udało się zdobyć mocną pozycję. Ale na gruncie polityki nie zwojowali zbyt wiele. To niepowodzenie wytworzyło brak partnerskich relacji między ich generacją a Jarosławem Kaczyńskim. Kaczyński wierzy wciąż w swoją gwiazdę i chce być wilkiem-przewodnikiem stada. Pytania o możliwość jego zastąpienia zbywane są wzruszeniem ramion."

To przekonanie o wykruszaniu się ludzi popierających PiS powinno dotyczyć, jak sądzę, publicystów "Rz", nie zaś wyborców. Jeśli bowiem wynik wyborczy PiS-u z 2007 był procentowo lepszy niż w 2005 r., to o wykruszaniu się mógłby mówić jedynie ktoś, kto język polski opanował dość wybiórczo. Podobnie kwestia "rewolucji IV RP" to nie coś, co można potraktować jako spóźniony program polityczny, tylko, zważywszy na to, że tę samą wizję podzielali także swego czasu ludzie nie związani z PiS-em (jak choćby Rokita w okresie, gdy na śniadaniach u Olejnikowej mawiał o "naszych przyjaciołach z PiS-u"), to w ogóle zadanie na przyszłość dla całego kraju, jeśli nie chcemy na długie dekady pozostać republiką bananową.

 

Możemy to nazywać na różne sposoby, lecz kwestia zamknięcia rządów postkomunistycznych jakąś wyraźną cezurą i rozpoczęcia przebudowy państwa polskiego na zdrowych, a nie zgniłych podstawach - to coś, od czego nie można odstąpić. Jeśli więc dla Semki to spóźniony program, to znaczy, że stracił czas, pisząc swoje felietony przez ostatnie parę lat.

Powtarzam więc, to nie chodzi ani o PiS, ani o Kaczyńskiego. Należy po pierwsze podjąć się pracy u podstaw, mającej charakter odbudowy pewnej narodowej świadomości Polaków, po drugie tworzyć alternatywne wobec antyobywatelskich instytucji państwowych - ciała, a po trzecie, doprowadzić do uformowania się szerokiej koalicji ugrupowań, które za swój podstawowy cel uznają odsunięcie koalicji postkomunistycznej od władzy.   

http://www.rp.pl/artykul/61991,237001_PiS__bez_ojcobojcy__.html

4 komentarze

avatar użytkownika ckwadrat

1. Tak to czasami bywa

"słuchajcie, ale przecież nas jest za mało i z tym zapasem amunicji niewiele zdziałamy" Trzeba się wtedy po prostu przegrupować i zaatakować z lepszych pozycji, z lepszym uzbrojeniem itd. Uparte bronienie straconych pozycji nie ma najmniejszego sensu, a tylko wykrwawia armię. Jeśli kilku przytomnych, którzy o tym mówią jest odsądzanych od czci i wiary, nie wróży to dobrze armii. To w zasadzie początek końca batalii o IV RP.
avatar użytkownika zbyszekmad

2. DLA RZECZYPOSPOLITEJ TRZEBA PRACOWAĆ!!!

Sondaże dają obraz Rzeczypospolitej medialnej. A ta realna, i nie jest to tylko moje chciejstwo, ma "legutko" odmienny charakter. I coś mi się wydaje, że Polacy zaskoczą jeszcze swoimi wyborami niejednego mędrka. Konkluzje końcowe rozważań - palce lizać. Ukłony
filut
avatar użytkownika ckwadrat

3. Nie jest tak, że wszystkie sondaże kłamią

Na to bym nie liczył.
avatar użytkownika TW Petrus13

4. ...

Co chcecie wygrać?,jak gra idzie o duszę!.Już mieliśmy festiwal nazw i co zostało = sznur i nieboska komedia :(. Przegrupowanie?,z swoja starą się dogadać nie możesz,choć się przegrupowujesz od lat :p.Tu trzeba sprytnie jak Biedroń do szkół !!!