Moja Wigilia
Wigilia.
Straż, czuwanie w oczekiwaniu na bożonoarodzeniowy cud. Szczęście na naszych twarzach namalowane dotykiem Boga; światłem Jego dobroci odbitym w płomieniu świec. Wiara nasza i naszych ojców, tradycja i magia. Synergia nastrojów, barw, zapachów i smaków. Choinka rozświetlona łagodnym blaskiem, zapach świerku, korzennego piernika, smak lukrowanych ciasteczek... Wypatrywanie w ciemności okien pierwszej gwiazdki.
Zaczarowany, bezpieczny świat Mikołajów i reniferów, z dalekiego, lodowego kraju, i filozofów, którzy w tę jedną, jedyną noc użyczają zwierzętom swego głosu. Na zielonej, przystrojonej choince, jak sople lodu wiszą długie, cukierki, zawinięte w srebrny papierek. Samotny Anioł z rozłożystymi skrzydłami, miarowo kiwa się w takt, odmierzającego minuty zegara: tik – tak, tik – tak.
To była smutna Wigilia. Obcięto gałązkę i wezwano Anioła.
Kiedy staje przed nimi
w cieniu podejrzenia
jest jeszcze cały
z materii i światła
(...) wieszają go głową w dół
z włosów anioła
ściekają krople wosku
i tworzą na podłodze
prostą przepowiednię*
To nic, że ubogi, wigilijny stół. Świeczka zapalona w oknie dołączyła do tysiąca innych, rozświetlając grudniowy mrok. Pierwsze słowa kolędy zagłuszają tych, w wojskowych mundurach, którzy przyszli złożyć życzenia. Już niedługo sygnał radia Solidarność, z nadajnika na dachu sąsiedniego bloku, zamaże też obraz. Piętro wyżej mieszkała Barbara Sadowska, matka Grzesia Przemyka. Dzisiaj nie słychać monotonnego stukotu jej maszyny do pisania. Moja stoi też nieruchomo w pokoju. Wkrótce, z wyjętą taśmą, rozlegał się będzie jej pusty dźwięk, a nawinięta na wałek matryca z niewidzialnymi dziurkami, które później zapełnią się farbą, pokryje się instrukcją na wypadek wezwania, zatrzymania, przeszukania i przesłuchania, która kończy się słowami:
„Będąc w śledztwie pamiętajmy, że kiedyś opuścimy te mury i będzie trzeba spojrzeć kolegom w oczy”.
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasz odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku*
W dniu narodzin Zbawiciela umarła nasza wiara. W mądrość, rozsądek i dobroć Człowieka. Jej śmierć zrodziła bunt przeciwko tym, którzy podeptali naszą dumę, zgnietli wojskowymi buciorami nasze człowieczeństwo, podcięli skrzydła Wiary, Nadziei i Miłości.
My, „obrońcy królestwa bez kresów” odważyliśmy się walczyć; poeta – „strażnik tych, co nie śpią”, mówił do nas:
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie*
* fragmenty wierszy Zbigniewa Herberta
- MagdaF. - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz