Zgliszcza tamtego świata - wołyńskie wspomnienia - zakończenie
Niemcy skorzystali z okazji posiadania darmowej siły roboczej i zaproponowali uchodźcom wyjazd na roboty. Strach przed siekierą ukraińska pędził ludzi na zachód. Z propozycji Niemców skorzystała rodzina taty – stryjek ze stryjenką i czwórka córek oraz ciocia Wanda Klimkiewicz z wujkiem i też czwórką dzieci. Naszej rodzinie Niemcy odmówili przyjęcia 82-letniej babci. Nie mogliśmy jej zostawić drugi raz we Włodzimierzu u obcych ludzi i tata wycofał nas z listy. Po zakończeniu wojny ciotka Wanda wróciła z rodziną do Polski i zamieszkała w Cieplicach koło Jeleniej Góry. Stryjek wyjechał do Ameryki, dołączył do dwóch córek które się tam wcześniej znalazły.
My zostaliśmy w Włodzimierzu. Trzeba było znaleźć gdzieś pracę. Zostałam zatrudniona w niemieckiej fabryce makaronu, zagniatałam ciasto. Starsza siostra Pola pracowała w szpitalu, najmłodsza Hela, jako 12-letnia dziewczynka sprzedawała zapałki. Zajęcie było wprawdzie dochodowe, ale też niebezpieczne, gdyż Niemcy grozili karą. Tata pracował jako robotnik w masarni nimieckiej, co pozwalało na względną egzystencję. Ponadto wszyscy Polacy otrzymali kartki na chleb. Był on z mąki owsianej, bardzo kruszył się i nie był smaczny, ale był. Brakowało jednak podstawowych artykułów żywnościowych – jarzyn i ziemniaków. Wyjeżdżaliśmy wówczas do pobliskich wsi, oczywiści grupowo, z obstawą. Tuż po ucieczce do Włodzimierza Polacy otrzymali zgodę Niemców na zorganizowanie samoobrony i zostali uzbrojeni. Dzięki takiej obstawie można było nakopać ziemniaków, marchwi, cebuli i buraków. Pojedyńcze wyjazdy kończyły się nieraz tragicznie. W taki sposób zginął drugi mąż mojej stryjenki, Maciejaszek, który odważył się pojechać na swoje gospodarstwo i już więcej nie wrócił. Któregoś dnia, gdy starsza siostra Pola pojechała ze znajomymi po zaopatrzenie, do Włodzimierza dotarła wiadomość, że banda ich otoczyła i wszystkich wywiozła. Byliśmy sparaliżowani. Na szczęście był to fałszywy alarm... Otoczyli ich polscy partyzanci i przy ich zabezpieczeniu mogli pojechać dalej od miasta, bo w pobliżu niczego nie można było zdobyć.
Czas płynął, we Włodzimierzu zostałam zaprzysiężona w konspiracji pod pseudonimem „Pobudka”. W tym czasie istniało zgrupowanie partyzanckie Amii Krajowej niedaleko Włodzimierza na Bielinie. Tam też moja siostra Pola została przydzielona jako sanitariuszka. Przeszła chrzest bojowy wiosną 1944r. borą udział w walce i znosząc rannych z pola bitwy. Po rozbiciu partyzantki przez Niemców udało jej się dotrzeć do Włodzimierza. Moja działalność konspiracyjna nie zdążyła „zaowocować“. Jeździłam dwukrotnie na Bielin w towarzystwie doświadczonej Heli Kochańskiej, która straciła męża w walkach z Ukraińcami. Raz przeżyłam strach wracając z Bielina. Jadąc końmi w zauważyłyśmy w pewnej odległości dwa wozy, a na nich uzbrojonych cywilów. Odetchnęłyśmy z ulgą słysząc z daleka polski język.
We Włodzimierzu mieszkaliśmy na zapleczu kompleksu zabudowań przy Kowelskiej, w małym domku parterowym pod bokiem masarni niemieckiej. Uznano nasze mieszkanie jako bezpieczne i któregoś dnia zagościł u nas młody chłopak - partyzant z Bielina. Miał mały dobrze zakonspirowany pokoik. Później został przerzucony za Bug. Nie znam jego danych, nawet nie pamiętam imienia, którym się posługiwał. W warunkach konspiracji należał wiedzieć jak najmniej...
W lipcu 1944 front wschodni zaczął się, przybliżać do Włodzimierza. Niemcy wydali nakaz ewakuowania się z miasta pod groźbą represji. Postanowiliśmy wyjechać. Baliśmy się ciągle Ukraińców. Jeżeli Niemcy opuszczą miasto i pozostanie ono bezbronne nawet na kilka godzin, to będzie wystawione na pastwę banderowskich ryzunów.
Wtedy ewakuowała się masarnia. Pracowali w niej żołnierze Wermachtu przyjaźnie do nas nastawieni. Oni sami dość mieli wojny i liczyli dni kiedy powrócą do swoich. Zaproponowali nam podwiezienie do Hrubieszowa. Załadowaliśmy tobołki na ciężarowy samochód i bezpiecznie znaleźliśmy się za Bugiem. Mojej koleżance, która nie miała możliwości wyjazdu tata pożyczył konia i wóz i ona z mamą i z siostrą tez dotarła do Hrubieszowa. Stamtąd, tym razem już wozem ruszyliśmy na zachód. Piszę wozem, ale jechała tylko babcia, a my wszyscy szliśmy pieszo.
Pierwszy dłuższy postój był w Trzeszczanach. Znaleźliśmy schronienie w stodole kierownika szkoły, było lato, ciepło. Bardzo mile nas tam przyjęto. Z dala od centrum działań wojennych, w ciszy i względnym spokoju przesiedzieliśmy tydzień , może nieco więcej, nie pamiętam – przeżywaliśmy wspólnie tragedię naszych dobroczyńców, którzy stracili syna i narzeczonego najstarszej córki w okrążeniu przez Niemców polskiej partyzantki w lasach zamojskich. Co było na linii wschodniego frontu nie wiedzieliśmy. Raz tylko samotnie przecwałował przez wieś żołnierz sowiecki i to było dowodem, że front się posunął.
Tata podjął decyzję dotarcia do Zamościa. Nie mogliśmy dłużej nadużywać gościnności naszych dobroczyńców. Zaprzęgliśmy znowu konia, tobołki na wóz, gospodarz dał też swój zaprzęg i doholował nas do Grabowska, miasteczka leżącego na trasie podróży. Dalej już nie mógł jechać, droga była niebezpieczna, więc wrócił do domu. A my musieliśmy jechać dalej, innego kierunku nie było.(...)
W Zamościu znaleźliśmy najpierw tymczasowe lokum, a potem zajęliśmy wolno stojący domek na Karolówce. (…)
Tata podjął pracę w Sitańcu pod Zamościem, pracował w polu, nasz koń zapewniał nam minimum egzystencji. Starsza siostra Pola pracowała też w Sitańcu jako wychowawczyni w przedszkolu. Ja i młodsza siostra podjęłyśmy naukę od września 1944. Trzeba było nadrabiać zaległości, przyspieszyć czas nauki i dlatego w ciągu roku zrealizowane były dwie klasy. W ten sposób w roku szkolnym 1944/45 ukończyłam II i IV klasę gimnazjum ogólnokształcącego, a w roku 1945/46 dwie klasy liceum humanistycznego im. Jana Zamojskiego.
Po maturze pojechałam z siostrą Inką do Gdańska (…)
Po latach zostałam nauczycielką. Uczyłam historii. Nigdzie w podręcznikach nie było wzmianki o hekatombie ludności polskiej na Wołyniu, o województwach południowych w latach 1941- 45, a szczególnie o tym najkrwawszym roku1943. Te wydarzenia zostały wymazane z historii, jakby ich w ogóle nie było. Tysięczne ofiary ludności polskiej wymordowanej w okrutny sposób przez bandy nacjonalistów ukraińskich skazane zostały na zapomnienie.
W historii szeroko znany jest holocaust żydowski. O holokauście dokonanym przez banderowców jest cisza. A przecież zbrodnia jest zbrodnią bez względu jakiej narodowości byli inicjatorzy i wykonawcy. Ukraińcy dzisiaj w perfidny sposób zarzucają Polakom, że byli atakowani i musieli się bronić. Należałoby rzucić im tylko jedno pytanie – czy ci mordowani w kościołach - w Chrynowie, Porycku, Kisielinie, Swojczowie i innych w dniu 11 lipca 1943 roku w niedzielę w czasie mszy świętych w czymś zagrażali Ukraińcom ? Czego się oni bali? Bezbronnych kobiet, dzieci, starców? Ludzi modlących się?
Ucząc historii mówiłam uczniom co przeżyłam w 1943 roku. Nie potrafiłam przemilczeć najtragiczniejszych losów ludności polskiej na wschodzie. (…)
Rok 1996, lipiec - 53 lata później.
Swoją rodzinną wieś opuściłam 13 lipca 1943 roku. Dopiero po przeszło 50 latach w dniu 26 lipca 1996 roku pojechałam tam z grupą Wołyniaków. Wyjazd zorganizował ks. Andrzej Puzon z parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Hrubieszowie. O możliwości udziału w tej pielgrzymce, bo nie mogę jej nazwać wycieczką, dowiedziałam się w dniu 20 lipca i od razu podjęłam decyzję. Wyjechałam z Gdańska w dniu 25 lipca razem z siostrą Heleną , w Warszawie dołączyła siostra Inka i wieczorem wysiadłyśmy z pociągu w Hrubieszowie. Nie było nas na liście uczestników i nie miałyśmy pewności czy znajdzie się dla nas miejsce. Na szczęście nasza grupa ulokowana była w trzech autokarach, więc mogłyśmy wziąć udział.
Wyjechaliśmy z Hrubieszowa o 6 tej rano. W kierunku Włodzimierza ruch był słaby, tylko nasze 3 autokary, natomiast w odwrotnym ciągnęły auta małe i większe, z przyczepami – po zakupy w Polsce. Ukraińcy kupowali u nas nawet kapustę i cebulę, jakby urodzajny wołyński czarnoziem nie był w stanie dać tych płodów. Włodzimierz zobaczyłam jakiś obcy i smutny. Po drodze minęliśmy znany mi budynek gimnazjum i wyjechaliśmy na główny trakt w kierunku Sielca.
Z natężoną uwagą obserwowałam dawne miejsca, ale nic nie pozostało z przeszłości. Nie było mostów. Odnogi rzeki Ługi powysychały. Staw zarósł rzęsą i wodorostami. Pozostała tylko wąska strużka rzeki.
Nie było śladu dawnej szkoły. W czerwcu 1943 roku – jak już pisałam – Ukraińcy podpalili budynek, teraz nie było nawet ruin. Piękny barokowy kościółek, który stał na wzgórzu został zmieciony z powierzchni ziemi, nie pozostała nawet maleńka cegiełka. Pagórek został zrównany z ziemią, rozorany buldożerami.
Dzięki inicjatywie księdza Puzona i jego staraniem Ukraińcy wyrazili zgodę na usypanie małego kurhanu obłożonego darnią i na postawienie tam krzyża. Ale nie ma tablicy, co ten krzyż znaczy, dlaczego został wzniesiony. Ksiądz odprawił tam Mszę świętą. Wzięły w niej udział starsze wiekiem Ukrainki, które przyszły raczej z ciekawości. Odmówiliśmy modlitwę Ojcze Nasz, w której są słowa „Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” Ksiądz zwrócił się do Ukrainek by odmówiły modlitwę po ukraińsku, ale wątpię czy one pojęły sens inwokacji.
Pojechaliśmy na cmentarz, który przed wojną był w połowie rzymsko-katolicki, a w połowie prawosławny. Część cmentarza prawosławnego jest względnie zadbana, część polska opuszczona, krzyże i pomniki powalone, wśród wysokich traw i czerwieniejących w nich dorodnych poziomek tkwią jeszcze pagórki ziemne, jako świadectwo zakopanych tam zmarłych. Na tej części cmentarza, staraniem naszego kolegi Jakubowskiego usypano symboliczny grób i postawiono krzyż z tablicą, upamiętniającą dane osób z jego rodziny zamordowanych w 1943 roku. Najmłodsza dziewczynka miała dwa lata.
Nastrój był przygnębiający, potęgowała go pogoda, bo tego dnia wciąż padało.
Niedaleko kościoła stał młyn wodny, po nim również nie ma śladu. Zginął piękny park, nie ma wspaniałych drzew, rosną natomiast dzikie krzewy i anemiczne drzewka. Patrzyłam na to wszystko jak na teren obcy i smutek miałam w duszy. Gdzie się podziała moja piękna wieś, pozostała tylko w nazwie. Wieś przed wojną była w połowie polska w połowie ukraińska i dlatego jej nazwy nie wymazano z map. Inne kolonie, czysto polskie w taki sposób zaginęły, pozostają tylko w sercach pokolenia międzywojennego . A potem też nikt nie będzie o nich wiedział...
Z Sielc pojechaliśmy do Włodzimierza, do kościoła Farnego, pod wezwaniem św. Anny. Tego dnia był tam odpust. Niestety, przyjechaliśmy już po nabożeństwie, ponieważ na granicy po stronie ukraińskiej nie wiadomo dlaczego autokary były przetrzymywane dwie godziny, stąd cały plan marszruty uległ zmianie.
Kościół Farny we Włodzimierzu po zajęciu terenów wschodnich ponownie przez władze sowieckie został w 1945 roku zamieniony na kawiarnię a potem skład mebli. Nie był zniszczony w czasie działań wojennych, ale uległ zniszczeniu w sposób zaplanowany, celowy. Teraz przywrócono jego pierwotną funkcję, ale upłynie wiele czasu i trzeba wiele środków, by przywrócić mu charakter świątyni, bo dawnego wyglądu nie uda się odtworzyć.
Obok kościoła stało kilka 4-piętrowych nowych budynków. W wielu oknach nie było firanek. Ubytki w szybach założono dyktą lub tekturą. W centrum miasta znajduje się teraz plac i strzelisty postument, jako obowiązujący element chwały oręża sowieckiego. Przy ul. Farnej, a więc centralnej, jest sklep. W witrynie okiennej leżały w lichym opakowaniu suche paluszki i jakieś tandetne ciasta, nic więcej. Wewnątrz były pustki. Naprzeciw wybudowano hotel, miejsce tam można zdobyć tylko za dewizy. Na Kowelskiej jakaś kobieta wyniosła bułeczki własnego wypieku, sprzedała je w mig. Z boku placu, w bocznej uliczce, były stragany handlujących drobnymi produktami, przywiezionymi z wiosek. Chciałam kupić jabłka, ale środkiem płatniczym były bony, które trzeba było nabyć w banku. Zrezygnowałam z zakupów. Przy autokarach kręciły się dzieciaki, które prosiły o cukierki. Oblegały autokary do czasu naszego wyjazdu.
Pojechaliśmy na cmentarz we Włodzimierzu. Są tam groby czterech księży zamordowanych w czasie pogromu niedzielnego 11 lipca 1943r. Odmawiając „Wieczny odpoczynek” myślałam o wszystkich zmarłych i pomordowanych na Kresach.
Tak bardzo chciałam zobaczyć miejsce swego urodzenia, gdzie spędziłam dzieciństwo, młodość, przywołać wspomnienia. To, co zobaczyłam, w niczym nie przypominało dawnego obrazu. To było jak zderzenie dwu różnych światów. Zastanawiałam się w imię czego Ukraińcy zrównali ziemią polską osadę Sielca. Dzieło zniszczenia zaczęli od spalenia budynku szkolnego w nocy z 28 na 29 czerwca 1943r. Przecież ten budynek mógł im służyć nadal. Warunki do nauki były doskonałe, sale duże, jasne, przestrzenne. Tu nie chodziło o wyeliminowanie Niemców, którzy mogli zająć budynek, chodziło zniszczenie śladów polskości...
To samo dotyczy kościółka barokowego, który stał na wzgórzu i przypominał swoim istnieniem, że tu Polacy przychodzili się modlić. Kościół był żywą tarczą polskości od wielu lat i od wielu pokoleń. Należało go zniszczyć, wyburzyć, aż do ostatniej cegiełki, do fundamentów, a teren zrównać, zniwelować? Cerkiew prawosławna natomiast pozostała nietknięta.
A piękny park? Tuż po wymordowaniu Polaków padł ofiarą niszczycielskiej ręki ukraińskich mieszkańców. Wszystkie cenne drzewa zostały wydarte razem z korzeniami. Podobnie stało się z młynem. Został zniszczony do końca, pozostały po nim tylko dwa betonowe bloki, których nie udało się rozwalić... Czy młyn nie przydałby się okolicznym mieszkańcom? Nie, bo on też był świadectwem polskości, stał przecież w polskiej części osady Sielca. W ślad za tym trzeba było zlikwidować śluzy, co tez zrobiono, bo po co one, gdy nie ma młyna. Woda w stawie opadła , niektóre odnogi rzeki Ługi powysychały, niepotrzebne więc były mosty, które rozebrano. Zresztą były to pogorzeliska po spaleniu w licu 1943 roku... Celowa, niszczycielska robota. Pisałam również o zdewastowanych polskich cmentarzach - zniszczonych nagrobkach i powalonych krzyżach. Nawet zmarłych nie pozostawili w spokoju. Tego nie zrobił jakiś pojedynczy fanatyk. To musiała być akcja zaplanowana i dobrze zorganizowana. Przywódcom nacjonalistycznej ukraińskiej bandy przyświecał wyraźny cel – nie pozostawić najmniejszego nawet śladu po polskich mieszkańcach.
W polskiej osadzie Sielca kilka domów uległo spaleniu w czasie bitwy między Niemcami a Sowietami w dniu 24 czerwca 1941 roku. Niektóre do1943 zostały odbudowane, np. dom dziadków Witkowskich. W lipcu 1943 roku dom ten został spalony grzebiąc zwłoki dziadków. Ukraińcy spalili też pozostałe polskie domy. Dlaczego to zrobili? Mogły przecież zamieszkać w nich rodziny ukraińskie. Ale to były polskie domy, przypominały o polskości poprzednich mieszkańców, trzeba było tę polskość wypalić z korzeniami...
Widziałam z daleka kilka zabudowań w miejscu polskiej osady. Niewątpliwie są to zabudowania ukraińskie. Może wykorzystano tam cegły ze zburzonego kościółka? Czy innych polskich domów?
Dawna osada polska w Sielcu zmieniła zupełnie swój wygląd. Dużo uroku dawały mosty oraz zakręty dróg. Teraz droga dojazdowa została skrócona, prowadzi prosto do wsi ukraińskiej, omijając dawne polskie centrum. Już tylko w mojej pamięci pozostały polskie zabudowania – posterunek policji, Poczta Polska, przepiękna szkoła, młyn, kościółek, piękny park na wzgórzu. ..
W czasie naszego pobytu w Sielcu, już po Mszy św. zabrał głos miejscowy przedstawiciel władzy ukraińskiej. Odwołał się do dawnego wyglądu Sielca, czyli tej polskiej części osady, stwierdzając, że była ona naprawdę piękna i obiecał przywrócić jej dawny wygląd. Pomyślałam wtedy,: co za logika, wpierw wszystko celowo zniszczyli,a teraz obiecują odbudować. Co oni odbudują? Niszczyli polskość, czy ją odbudują? Stare pokolenie ukraińskich nacjonalistów dokonało zniszczenia, a młode pokolenie będzie pamiętało wieś jako wyłącznie ukraińską, przecież nikt mu nie będzie przypominał, że tu do 1943 roku była osada polska. Taki też los spotkał inne wsie i kolonie polskie. Zostały zlikwidowane, włączone terytorialnie do przyległych wsi ukraińskich, wymazane z map terenowych, aby nie było śladów dawnego osadnictwa.
Dzisiaj z ust dawnych banderowców słyszymy oskarżenia, że na Kresach mordowali Polacy, a Ukraińcy bronili się. Te moje skromne wspomnienia są zaprzeczeniem tezy nacjonalistów ukraińskich.
Nie wymyśliłam polskiej osady części Sielca, nie wymyśliłam swego życiorysu, i przeżyć wojennych, nie wymyśliłam hekatomby Polaków w 1943 roku, z rąk banderowców. Urodziłam się w Polsce, jestem Polką, chociaż władze PRL wpisały mi w dowodzie osobistym, że urodziłam się ZSRR. Te wszystkie myśli nie opuszczały mnie w czasie wyjazdu do Sielca. Wracałam do domu ze smutkiem w duszy.
KONIEC
- guantanamera - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
20 komentarzy
1. @guantanamera
" Nie wymyśliłam polskiej osady części Sielca, nie wymyśliłam swego życiorysu, i przeżyć wojennych, nie wymyśliłam hekatomby Polaków w 1943 roku, z rąk banderowców. Urodziłam się w Polsce, jestem Polką, chociaż władze PRL wpisały mi w dowodzie osobistym, że urodziłam się ZSRR. "
TO JEST NAJTRAGICZNIEJSZE.
We wszystkich wspomnieniach jest ten motyw.
Nikt w PRL-u ani w III RP nie chciał rozmawiać z tymi, co ocaleli o Ich traumie.
To jest największe oskarżenie WSZYSTKICH polityków III RP.
Nałęcz nazywa Ich awanturnikami, Komorowski odmawia patronatu i wspólnego, godnego uczczenia pamięci o Zmarłych.
11 lipca w Warszawie będą sie czuli tak, jakby byli obcymi we własnej Ojczyźnie.
Niechciani.
Niepotrzebni, przecież nie został kamień na kamieniu i wsie zniknęły z map.
Komorowski z Kunertem nawet tu zawiedli.
Na tablicy , którą z łaski na pociechę po 70. latach powstanie, zabraknie 1ooo nazw wiosek.
Jak Ci ludzie sie poczują?
Tragiczne i wołające o pomstę do Nieba.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. @Maryla
Tak, to prawda. Ale już nazw tych 1000 wiosek zamilczeć się nie da - będzie nich mowa teraz i już zawsze.... Pamięć o tym powróci.
HAŃBA POZOSTANIE - hańba tych, którzy tę pamięć chcieli kiedyś albo dalej chcą niszczyć...
3. @guantanamera
Pamięć zostanie przywrócona - Marsz na pewno bedzie zarejestrowany i pozbieram w sieci całość. Wszystkie nazwy wsi, o których pamięc przetrwała przez 70 lat, zostaną już na zawsze zapamiętane.
13:30 Marsz Pamięci, trasa: Plac Trzech Krzyży, ul. Nowy Świat, ul. Krakowskie Przedmieście.
Uczestnicy w strojach stonowanych, transparenty z napisami miejscowości
zaatakowanych i podaną liczbą ofiar. Będą odczytywane miejscowości i
liczba ofiar, relacja Aleksandra Praduna (Wanda Pachla). Marsz Pamięci
będzie pierwszym po wojnie Marszem Jedności i Solidarności Kresów. Niech
nie zabraknie obok Wołyniaków rodzin z dawnych województw: wileńskiego,
nowogródzkiego, poleskiego, tarnopolskiego, lwowskiego i
stanisawowskiego, z ziem I Rzeczypospolitej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Wołyń 1943 polskie dzieci, ofiary OUN UPA
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. @Maryla
Nie ma chyba bardziej haniebnego czynu niż pastwienie się nad bezbronnymi... Dziećmi... Ale te twarze - i dzieci i dorosłych - zostaną przypomniane. Zapamiętane...
Dane morderców też zostaną ujawnione.
Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło. (Łk 8, 17)
6. Guantanamero,
Polski naród nie zapomni o ofiarach swych rodaków na Wołyniu.
Ciekawa sprawa, że kościół unicki nie potępiał tych zbrodni, w pewnym sensie nawet się do nich przyczynił. Czy te wszystkie bestialstwa robione były w imię Boże? Boże, gdzie Ty wtedy byłeś? Ale skoro wtedy zapomniałeś o Wołyniu, sprawiedliwie osądziłeś zbrodniarzy na Tamtym Świecie.
A tu - ks. Isakowicz-Zaleski o morderstwach na Kresach.
Ksiądz Tadeusz Isakowicz- Zaleski skoncentrował się na roli greckokatolickich duchownych w ludobójstwie na Kresach. Wg niego , to ówczesny biskup Szeptycki dał zielone światło dla tych okrutnych działań. Nigdy potem tego nie potępił.
Co najgorsze, wg księdza Isakowicza, na Ukrainie powstają ugrupowania paramilitarne odwołujące się do Stepana Bandery. Organizują one marsze nie pod żółto-niebieskimi flagami Ukrainy, ale pod czarno -- czerwonymi banderami ( kolor czarny symbolizuje przemoc, a czerwony -- krew).
Jako dowód na to, zaprezentował szereg slajdów- zdjęć z różnych imprez i uroczystości.
Pozdrawiam serdecznie
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
7. IPN TV 1943 Zbrodnia Wołyńska - Prawda i Pamięć
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. Pelargonio
Dziękuję za konferencję ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Każdy powinien jej posłuchać. I zobaczyć fotografie.
O błogosławieniu narzędzi zbrodni przez grekokatolickich duchownych pisała w jednym z wcześniejszych odcinków autorka tych wspomnień. Dobrze, że ks. Tadeusz Isakowicz o tym mówi prostymi słowami! Dobrze, że operuje nazwiskami.
Pozdrawiam.
9. @Maryla
Wywiesiłam flagę z czarną wstęgą.... Mam nadzieję, że sąsiedzi też wywieszą. Albo pójdą w moje ślady.
10. Nasza pamięć - ich procedury...
"Podczas środowej debaty ws. podjęcia uchwały w 70. rocznicę zbrodni wołyńskiej PO i RP opowiedziały się za określeniem jej "czystką etniczną o znamionach ludobójstwa". SLD, PSL, PiS i SP chcą, by zbrodnię UPA nazwano ludobójstwem. Różnica zdań dotyczy też ustanowienia dnia pamięci ofiar.
W związku ze zgłoszonymi w środowej debacie poprawkami ponownie zbierze się sejmowa komisja kultury. Komisja rozpatrzy poprawki na posiedzeniu w czwartek o godz. 9.15. Głosowanie wraz ze zgłoszonymi wnioskami mniejszości zaplanowano na piątek."
Głosowanie w piątek... Procedury przeciw pamięci. Kim są ci ludzie?
11. Wracają...
Jest Ich więcej i więcej...
Rozpoznajemy Ich twarze.
Idą...
Przekraczają granicę zmowy...
Z czarnej otchłani niepamięci
przechodzą do światła prawdy.
Z grobów zamilczenia
Wychodzą na jaw...
Chwała tym, którzy
Ich Imiona -
nadane na chrzcie świętym
uratowali od zapomnienia.
12. ęcie. Poprzed
Poprzednie zdjęcie
Następne zdjęcie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Przejście...
"Po latach zostałam nauczycielką. Uczyłam historii. Nigdzie w podręcznikach nie było wzmianki o hekatombie ludności polskiej na Wołyniu, o województwach południowych w latach 1941- 45, a szczególnie o tym najkrwawszym roku1943. Te wydarzenia zostały wymazane z historii, jakby ich w ogóle nie było. Tysięczne ofiary ludności polskiej wymordowanej w okrutny sposób przez bandy nacjonalistów ukraińskich skazane zostały na zapomnienie.
W historii szeroko znany jest holocaust żydowski. O holokauście dokonanym przez banderowców jest cisza. "
Te słowa - zamieszczone wyżej - ś.p. Autorka napisała w 1997 roku.
A przecież - nie ma już ciszy....
I nawet jeżeli dzisiejszy Marsz, który przeszedł centrum Warszawy w niektórych mediach jest wyciszany, to i tak - ciszy już nie ma. I nie będzie...
Oni, Ci zamilczani przez dziesiątki lat - wyszli z ciszy... I niepamięci...
Nie ma już ciszy, Pani Stanisławo!
14. "Boże, gdzie Ty wtedy byłeś?
"Boże, gdzie Ty wtedy byłeś? Ale skoro wtedy zapomniałeś o Wołyniu, sprawiedliwie osądziłeś zbrodniarzy na Tamtym Świecie."
To pytanie z komentarza Pelargonii stawiają ludzie gdy dochodzi do kainowych zbrodni. Do ludobójstwa...
A przecież to nie Bóg jest temu winien!! To człowiek !!
Człowiek, który odrzucił Przykazania Boże!!
Nie zabijaj! Nie kradnij! Nie mów fałszywego świadectwa!
Zginęli 70 lat temu - ale dzisiaj nas ratują!!!
Wyszli z niepamięci po latach, żeby nas uratować!
Bo czy nie do tego co dzieje się dzisiaj wokół nas odnoszą się słowa:
"Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle." (Mt10,28) ?!!
Stawianie doraźnych interesów nad prawdą zawsze pcha świat ku przepaści. Nawet gdy to jest tylko odrzucenie słowa prawdy.
Tak stało się dzisiaj w sejmie.
15. w naszym oknie całą noc palił się znicz ku Ich Pamięci
mordy widłami,siekierami znam tylko z opowieści Rodziców..a skąd Oni je mieli..?
nie wiem,ale TO dzisiaj czytam ,to co ONI opowiadali Dawno,dawno temu...
Dlatego każdy nasz wyjazd na Ukrainę...kosztował ICH mnóstwo zdrowia i nerwów...tak bardzo bali się TEGO miejsca na naszej Planecie Ziemia...
ukłony i pozdrowienia wraz z modlitwą za DUSZE Mordowanych...bestialsko i bez zmrużenia oczu...
Dzisiaj Sejm tuska pochylił się nad Każnią Zwierząt,ale nie dopuścił, by MORDY na Wołyniu nazwać LUDOBÓJSTWEM
nic dziwnego skoro doradcą tuska jest syn dawnego "żołnierza "UPA...zgroza i wstyd...ale nic dziwnego wszak Polskość to nienormalność
obszernie o tym doradcy i POśle pisze @Kazef
pozdrawiam
gość z drogi
16. Droga Gościu z drogi
Oni sami postawili się dzisiaj w sytuacji której im nie zazdroszczę... "Dzisiaj Sejm tuska pochylił się nad Każnią Zwierząt,ale nie dopuścił, by MORDY na Wołyniu nazwać LUDOBÓJSTWEM." Powinni byli dobrze się zastanowić przynajmniej czy te dwie sprawy rozpatrywać tego samego dnia...
Polecam wpis http://seaman.salon24.pl/520427,co-ty-mozesz-powiedziec-o-tych-ludziach
Pozdrawiam
17. dzięki :) zaraz zajrzę TAM :)
Twoja opowieść o Wołyniu jest przypomniana na Niepoprawnych PL...:) cieszy fakt,że więcej ludzi ją przeczyta...:)
serdeczności z drogi do Prawdy i do wolnej Polski :)
gość z drogi
18. można jeszcze tak
zbieram filmy z netu,konwertuję na format DVD.Wiele osób ma odtwarzacz DVD podłączony do odbiornika TV.W taki sposób skopiowałem filmy o tematyce religijnej,naukowo-historycznej,politycznej i.t.d.Na złość ministrze Szumilas!. Sporo płytek wysłałem przyjacielowi,i krążą po kraju i świecie :),gorąco polecam! - nic z tego nie zostanie zapomniane.A przyjdzie czas (ba już jest) że zostanie sprawiedliwie osądzone rozliczone i ukarane!
z pozdrowieniami :*
19. Lech makowiecki - Wołyń
jako muzyczna ilustracja do Twojego postu, Guantanamero.
Pozdrawiam
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
20. ,,Wołyńska Litania"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl