Z cyklu: „Od Mazowieckiego do Tuska” (12) – Waldemar Pawlak

avatar użytkownika Satyr1

„(…) bo ja nie za bardzo wierzę w państwowe emerytury,...

                         

... także staram się sobie zabezpieczyć tę przyszłość i przez oszczędzanie, i przez dobre relacje z moimi dziećmi, bo liczę na to, że to będzie pewniejsze niż te chimeryczne państwowe rozwiązania”. Tak oto 17 lutego 2012 roku odpowiedział Waldemar Pawlak na pytanie dziennikarki TVN24 na temat przedłużenia wieku emerytalnego.





Waldemar Pawlak – ps. „Kamienna twarz”



Lata młodzieńcze, studenckie i początek kariery politycznej

    Jest synem Józefa i Marianny Pawlaków. Urodził się 5 września 1959 roku w miejscowości Model, położonej w województwie mazowieckim, w powiecie gostynińskim, w gminie Pacyna. Wieś ta liczy około 300 mieszkańców. Jako młody chłopak nie przejawiał ochoty przygotowania się zawodowo do przejęcia w przyszłości gospodarki rolnej po rodzicach. Ciągnęło go do techniki pojazdowej. Stąd też zamiast kształcić się w szkole średniej o profilu rolniczym, – zostaje uczniem 5-letniego Technikum Samochodowego w Płocku (na zdjęciu W. Pawlak - maturzysta). W nim to zdaje maturę w roku 1979, po której zdaje egzamin wstępny na Politechnice Warszawskiej. Tym samym podjął się kontynuacji kształcenia na kierunku mechaniki pojazdowej na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych. W grudniu 1981 uczestniczył w strajku na tej uczelni.

    Po pięciu latach studiów, a więc w roku 1984 uzyskuje tytuł magistra inżyniera. On i jego rodzice tylko wiedzą, co było powodem podjęcia się prowadzenia tuż po ukończeniu studiów 17-hektarowego gospodarstwa rolnego we wsi Kamionka koło Pacyny, parę kilometrów od jego rodzinnej wioski. Wydaje się, że nie czuł się dobrze jako rolnik, bowiem sferę jego zainteresowań wypełniała technika komputerowa. Wieś zbyt mocno mu „pachniała” obornikiem, ciężką pracą przy inwentarzu w oborze i na roli. Efektem tego było między innymi otwarcie przewodu doktorskiego na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, a temat rozprawy doktorskiej brzmiał: „Wykorzystanie sieci neuronowych i algorytmów genetycznych do prognozowania trendów gospodarczych”. Nie znane są opinii publicznej powody, dla których owej rozprawy nie ukończył.  

    Mało kto wie, że Waldi był pionierem gospodarki rynkowej i komputeryzacji. Oto bowiem w roku 1984 zaczyna robić „karierę” biznesmena i jako działacz Związku Młodzieży Wiejskiej wraz z kolegami z Wojskowej Akademii Technicznej zakłada pierwszą spółkę nomenklaturową pod nazwą „Agrotechnika”. Wbrew jej nazwie, nie zajmuje się ona handlem dojarkami czy maszynami rolniczymi. Ciekawostką jest to, iż Wojskowa Akademia Techniczna była „oczkiem w głowie” Wojskowej Służby Informacyjnej. Fakt ten daje dużo do myślenia, zwłaszcza jeśli przyjrzymy się temu, czym się owa spółka zajmowała.

    Otóż spółka „Agrotechnika” importowała z Zachodu duże ilości komputerów, tzw. III generacji, których w latach ‘80 nie można było sprowadzać do Krajów Demokracji Ludowej w obawie przed ich wykorzystaniem przeciw wojsku i służbom specjalnym. Pawlak korzystał z kredytów Banku Światowego przeznaczonych na modernizację sektora rolniczego. Komputeryzował polskie wsie i nie tylko wsie. Powiązania personalne z ludźmi z „wojskówki” i służb specjalnych pozwoliły jemu eksportować komputery do… ZSRR. Jest sprawą oczywistą, iż w owych czasach transakcje ze Wschodem odbywały się tylko i wyłącznie za pośrednictwem służb specjalnych nie tylko polskich, ale także sowieckich.

   Jego początek kariery politycznej datuje się na rok 1985, kiedy to wstąpił w szeregi Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (ZSL), będącego „satelitą” PZPR-u. To z listy tej partii został posłem Sejmu kontraktowego. Po rozwiązaniu ZSL-u został członkiem PSL „Odrodzenie”. W każdych kolejnych wyborach do Sejmu w latach: 1991, 1993, 1997, 2001, 2005, 2007 i 2011 skutecznie ubiegał się o reelekcję. W roku 1991 został prezesem PSL-u. Funkcję tę pełnił przez 13 lat do roku 2012, wyłączając 8-letni okres w latach 1997-2005. Ponad 20 lat jest prezesem Związku Ochotniczych Straży Pożarnych. Od 1990 należy do połączonego Polskiego Stronnictwa Ludowego, a od 29 czerwca 1991 do 11 października 1997 pełnił funkcję prezesa Naczelnego Komitetu Wykonawczego tej partii.




Pierwszy Rząd Waldemara Pawlaka

    Data 5 czerwca 1992 znalazła swoje szczególne miejsce na kartach najnowszej historii Polski. Tego dnia, a w zasadzie nocą z 4 na 5 czerwca Waldemar Pawlak dostał propozycję, a po kilkunastu godzinach został desygnowany przez prezydenta Lecha Wałęsę i Sejm RP na urząd premiera. Już samo wejście do gry politycznej ludowców z Pawlakiem na czele odbyło się na zasadach, które sam Waldi określił jako „gangsterski chwyt”. To wtedy ludowcy dołączyli do układu okrągłostołowego. Miało to miejsce na sławnej „Nocnej zmianie”, kiedy to odwołano rząd Jana Olszewskiego. O tzw. „Nocnej zmianie” pisałem w artykule o premierze Janie Olszewskim. Wspomnę tylko, że unikalne zdjęcia tego filmu pokazały część narady u Wałęsy, w której uczestniczyli między innymi: Tadeusz Mazowiecki, Stefan Niesiołowski, Donald Tusk, Waldemar Pawlak, Jarosław Kaczyński i Leszek Moczulski. Ciekawostką jest to, iż Stefan Niesiołowski (ZChN) wielokrotnie protestował przeciwko przedstawieniu go w filmie jako przeciwnika rządu Jana Olszewskiego. Mimo, iż brał udział w rozmowach przed głosowaniem w sprawie wotum nieufności dla rządu Olszewskiego, już kilkanaście godzin później z trybuny sejmowej skrytykował decyzję o odwołaniu rządu.

    Na taśmie VHS były zapisane chwile, w których Tusk mówił kilka razy: „policzmy głosy”, a potem Wałęsa do Pawlaka: „Ma pan wolną rękę”. Nie budziło naszej wątpliwości, że Pawlak miał mieć „wolną rękę” do… oczyszczenia struktur władzy z ludzi zaangażowanych w proces lustracji na wszelkich szczeblach władzy i zajmujących się „czystką” z byłych komunistycznych towarzyszy, funkcjonariuszy i konfidentów Służb Specjalnych PRL-u. Tak oto dość niespodziewanie, zaledwie 32-letni Pawlak zostaje po raz pierwszy premierem. 

    Kto oglądał film Jacka Kurskiego „Nocna zmiana”, a był dość spostrzegawczy, to zauważył w końcowym fragmencie tego filmu najpierw sylwetkę Pawlaka w tzw. planie amerykańskim, a za chwilę przechodzącego w zbliżenie jego rąk. Dało się zauważyć przesuwające się po kartce jego palce. Drżały. Stres nie pozwolił zapanować nad nimi. Była to oznaka zdenerwowania, niepewności, a nawet strach, wszak brał udział – rzec by można – w zamachu stanu i miał stanąć na czele nowego rządu. A do tej funkcji nie był przygotowany, wszak jego dotychczasowe doświadczenie polityczne było w skali mikro, nie makro.

    Wcześniej ugrupowania polityczne, które w jakiś sposób utożsamiały się z dziedzictwem „Solidarności”, nigdy nie brały pod uwagę jakiejkolwiek współpracy z PSL-em, uznawanym za PRL-owskie ugrupowanie, wszak powstałe ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego – satelity PZPR-u. Ale głosy posłów z PSL-u były wówczas potrzebne do szybkiego odwołania rządu Olszewskiego pod pretekstem, iż rząd ten zagraża Polsce i demokracji. Tak utworzona w wielkim pośpiechu koalicja musiała przeważyć głosami w sejmie głosy Porozumienia Centrum, ZChN-u i mniejszych partii prawicowych razem wziętych.

    W czasie swego bardzo krótkiego urzędowania premier Pawlak urlopował, a w zasadzie posłał na zieloną trawkę kierownika Ministerstwa Obrony Narodowej – Romualda Szeremietiewa. Powodem dymisji był inny pogląd Szeremietiewa na temat reorganizacji Wojska Polskiego, który całkowicie wykluczał jakiekolwiek zależności Wojska Polskiego od Moskwy, a wiązał polską armię z Paktem Północnoatlantyckim NATO. Dotyczyło to także wykluczenia zaopatrzenia wojska w sprzęt i oręż u rosyjskich notabli komunistycznych. Romualda Szeremietiewa zastąpił Janusz Onyszkiewicz (vel Jojne Grynberg). Utracił także stanowisko pełniący obowiązki ministra spraw wewnętrznych – Antoni Macierewicz oraz pełniący obowiązki szefa Urzędu Rady Ministrów – Wojciech Włodarczyk. Kierownikiem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych został Andrzej Milczanowski, a ministrem-szefem Urzędu Rady Ministrów – Aleksander Łuczak.

    Waldemar Pawlak usiłował stworzyć rząd chrześcijańsko-ludowo-liberalny. Misja stworzenia rządu 10 lipca 1992 została ogłoszona jako kompletna „klapa”, a okres w którym Pawlak usiłował stworzyć Radę Ministrów przeszedł do historii jako tzw. 33 dni Pawlaka. Dzisiaj z perspektywy czasu, kiedy to po latach fakty ujrzały światło dzienne, – można być pewnym, iż Pawlak otrzymał nominację na premiera tylko „na chwilę”. Majstrujący przy Rzeczpospolitej cwaniaki z TW Bolkiem na czele i obalający rząd Olszewskiego dobrze wiedzieli, że młody i niedoświadczony Waldi nie będzie w stanie skutecznie w tamtej chwili rządzić Polską. Postawiono na Waldiego, ponieważ był wierny tym, którzy jego wizerunkiem i rękami, – nie umysłem, chcieli zabezpieczyć kontynuację swoich wpływów w rabunkowej gospodarce ustaleń pookrągłostołowych, a przede wszystkim utrwalenie wpływu agentury i służb specjalnych na losy Rzeczpospolitej.

    Pawlak miał ogromne ambicje. Jednak nie zrozumiał roli, jaką wyznaczyli mu ówcześni wielcy gracze, czyli: 
– sojusz Unii Demokratycznej z Kongresem Liberalno-Demokratycznym,
– Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe,
– Porozumienie Centrum,
– Konfederacja Polski Niepodległej.
 Do nich to bowiem należały główne decyzje w negocjacjach, a PSL potrzebne było tylko do natychmiastowego obalenia rządu Olszewskiego. Pawlak podejmując się tego zalecenia, zrobił „czystkę” w resortach: MSW, UOP-ie i URM-ie. I to było wszystko, co miał do wykonania. Na więcej jemu nie pozwolono. A poprzez utrudnienia i odmowy wielu kandydatów, którym Waldi proponował stanowiska w Radzie Ministrów – całkowicie uniemożliwiono jemu sformowanie rządu. Taki stan rzeczy nie był do zaakceptowania przez Pawlaka, bo naruszał jego wygórowane ambicje i aspiracje.

    W rezultacie, dnia 7 lipca 1992 Waldemar Pawlak podał się do dymisji, a (p)rezydent TW Bolek przyjął dymisję i złożył w Sejmie wniosek o powołanie na stanowisko premiera Hanny Suchockiej, która 3 dni później dostała nominację owego TW Bolka, a doprowadzając do koalicji ZChN z UW w dniu następnym sformowała Radę Ministrów. PSL nie był tym razem brany pod uwagę jako koalicjant, więc na ponad rok przeszedł do opozycji. Waldemar Pawlak ponownie premierem W 1993 roku SLD wygrał wybory do parlamentu. Ale brakowało postkomunistom głosów do tego, aby samodzielnie rządzić. Dla Pawlaka i PSL-u była to dość dobra okazja, aby „przykleić się” do zwycięskiej partii i zaistnieć jako koalicjant w rządzeniu Rzeczpospolitą.

Dla Waldiego nie miało znaczenia, że zabiega o sojusz koalicyjny z postkomunistami z SLD. Nie ważne z kim, ważne że mogą być „u żłobu”. Chcieli zasmakować przywilejów związanych z władzą i nie rozstawać się z rozlicznymi agencjami i spółkami, które przejęli od Skarbu Państwa i nimi zawiadywali. Charakteryzując zachowanie się Pawlaka w tamtych czasach, dobrym porównaniem będzie taka oto krótka scenka: przykleiło się łajno do burty statku. Po chwili krzyczy do kapitana: – Kapitanie!... Płyniemy! Cała naprzód!!!

  Towarzysze postkomuniści nie mieli innego wyjścia i skorzystali z propozycji Waldiego, który nie targował się towarzyszami o zawiadywanie resortami tzw. siłowymi. Dla niego i jego partyjnych kumpli liczyło się tylko jedno: kasa, a więc dostęp do kluczowych dla nich resortów rolnictwa i ochrony środowiska, a także związanych z nimi instytucji obracających ogromnymi pieniędzmi. Obsadzili więc „swoimi” takie instytucje jak: 
– Agencja Rynku Rolnego,
– Agencja Nieruchomości Rolnych,
– Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa,
– Państwowy Fundusz Ochrony Środowiska.

    Towarzysze z SLD zdawali sobie sprawę, że ówczesny prezydent Wałęsa nie podpisze nominacji na premiera rządu jakiegokolwiek desygnowanego przez nich towarzysza. Pozostał więc kandydatem… PSL-owski Waldemar Pawlak. I tak Waldi ponownie został premierem. Tym razem udało mu się stworzyć Radę Ministrów, co nie był trudne, ponieważ SLD-owscy towarzysze ochoczo garnęli się do „waaaadzy”, szczególnie do objęcia przywództwa tzw. resortom siłowym.

    Jak się można było spodziewać, rząd Pawlaka nie wytrwał do końca kadencji. Nieudolność jego rządzenia skutkowała tym, że jego rząd w marcu 1995 roku został odwołany na drodze konstruktywnego wotum nieufności. Wówczas to koalicja SLD-PSL wskazała na tow. Józefa Oleksego jako kandydata na premiera, który po niespełna roku, a więc pod koniec grudnia 1995 roku został oskarżony z trybuny sejmowej przez Andrzeja Milczanowskiego o współpracę z rezydentami KGB w Polsce: Ałganowem i Jakimiszynem. Oleksy – TW„Olin” podał się do dymisji.

    W latach 1996-1997 r., kiedy na czele koalicyjnego gabinetu SLD-PSL stał Włodzimierz Cimoszewicz, wybuchła jedna z największych afer gospodarczych III RP. Została zapamiętana pod nazwą „Trójkąt Buchacza”, a głównym jej „bohaterem” był Waldi od Pawlaków i jego kumple z PSL-u. Swą rękę przyłożyli też premierzy: Józef Oleksy i Włodzimierz Cimoszewicz I… o zgrozo! – afera ta do dziś nie została do końca wyjaśniona, a winnych nie postawiono w stan oskarżenia.




"Trójkąt Buchacza"

  Ujmując ogólnie ową aferę, można określić i sformułować ją tak: Jacek Buchacz – PSL-owski minister współpracy gospodarczej z zagranicą wnosił majątek państwowy do przedsięwzięć łączących własność prywatną z państwową. Ponadto dopuścił do sytuacji, w której trzy państwowe firmy: Polski Fundusz Gwarancyjny, Międzynarodowa Korporacja Gwarancyjna oraz Chemia Polska, obejmując nawzajem swoje akcje i kontrolując się wzajemnie, zostawiły Skarb Państwa z mniejszościowym pakietem akcji. Straty Skarbu Państwa NIK oszacował na kwotę około 545 mln zł.

    Ujawniono, iż ludowcy z PSL-u zbudowali zaplecze finansowe przy użyciu środków budżetowych, a jedną z czołowych postaci przekrętu był między innymi Piotr Bykowski, uważany za autora koncepcji „Trójkąta Buchacza”. Był on znanym poznańskim biznesmenem, oskarżonym między innymi o doprowadzenie do upadku Banku Staropolskiego. Był także doradcą… premiera Waldemara Pawlaka. Reperkusje owej afery były bardzo mierne. Bo oto 4 września 1996 roku Jacek Buchacz stracił stanowisko ministra, którego na wniosek premiera Włodzimierza Cimoszewicza zdymisjonował ówczesny prezydent Aleksander Pierwszy Kłamliwy. A co z pozostałymi aferzystami?... I co z odpowiedzialnością karną za „kręcenie tych lodów”? W tej przedmiotowej sprawie literatura, jak i media głównego ścieku… milczą.

    Jak doszło do zdemaskowania aferzystów? Otóż latach 1998-1999 na wniosek ówczesnego premiera Jerzego Buzka Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę w podmiotach utworzonych z inicjatywy ministra Buchacza i Lesława Podkańskiego. A były to: – Polski Fundusz Gwarancyjny S.A. (o wcześniejszej nazwie – Agencja Rozwoju Gospodarczego S.A.), – Międzynarodowa Korporacja Gwarancyjna Sp. z o.o. (o wcześniejszej nazwie Polska Korporacja Eksportowa Sp. z o.o.), – Chemia Polska Sp. z o.o.

    Okazało się wówczas, że w latach 1994-1995 najpierw Lesław Podkański (PSL), a następnie były minister ds. współpracy gospodarczej z zagranicą Jacek Buchacz (PSL)… wnieśli do trzech spółek majątek o łącznej wartości 545 mln zł (wycena z czasu wnoszenia majątku do spółek). Majątkiem były akcje następujących podmiotów i central handlu zagranicznego: 
– Animex S.A.,
– Agros Holding S.A.,
– Bank Rozwoju Eksportu S.A.,
– Elektrim S.A.,
– Universal S.A.,
– Unitra S.A.,
których wartość oszacowana przez NIK w roku 1999 wynosiła ponad 800 mln zł.

    Jak stwierdziła NIK, Polski Fundusz Gwarancyjny S.A. udzielał firmom eksportującym na Wschód poręczeń bez jakiejkolwiek analizy ich kondycji finansowej pod kątem ich zdolności kredytowej. Okazało się, że poręczono kredyty firmom mającym bardzo złą sytuację finansową, – rzec by można… bankrutom. Owe kredyty nigdy nie były spłacone. Wydawać by się mogło, iż zdemaskowanie aferzystów zatrzyma ten proceder. Nic bardziej błędnego. Kiedy rząd Cimoszewicza podjął decyzję o likwidacji wcześniej wymienionych trzech spółek (MKG, PFG, Chemia Polska), które stworzył Lesław Podkański i Jacek Buchacz w oparciu o majątek państwowy, – najpierw dokonał wymiany członków ich zarządów i rad nadzorczych.

    Zarówno premier Cimoszewicz, jak i towarzysze z SLD szybko się zorientowali, iż owe spółki są dorodnymi „krowami dojnymi”, wypasionymi za państwowe pieniądze, które teraz oni mogą „doić”. Więc po co je likwidować?

    Chociaż afera tzw. Trójkąta Buchacza weszła w czasokres rządów SLD-PSL przy odsunięciu „Karguli i Pawlaków” od czerpania korzyści z zagrabionego Skarbowi Państwa majątku w postaci akcji na rzecz wcześniej wymienionych trzech podmiotów, – czuję się w obowiązku kontynuować naświetlanie dalszego „kręcenia lodów” w tej aferze, ponieważ usłyszymy jeszcze o… Waldim z kamienną twarzą.

    Dopiero w roku 2002 zauważono, że „krowy dają coraz mniej mleka”, a ich „zasoby mleczne” nie rokują dobrze na przyszłość. Wizja życia bez „mleka” przeraziła towarzyszy z SLD. Trzeba było znaleźć jakieś wyjście, aby „krowy znowu były mleczne”. A co mogło poprawić ich stan „mleczności”? – Oczywiście pieniądze. Tylko skąd je wziąć? – A od czego jest Skarb Państwa? Historia więc zatoczyła koło.

    I tak oto Skarb Państwa reprezentowany przez ministra towarzysza Wiesława Kaczmarka z SLD zawarł „Porozumienie” z ówczesnym prezesem Chemii Polskiej S.A. – Ludwikiem Klinkoszem, w wyniku którego Skarb Państwa wykupił dodatkowy pakiet akcji tej spółki. Dzięki temu „krowa znowu stała się mleczną”, a Skarb Państwa odzyskał kontrolę nad spółkami z tzw. „Trójkąta Buchacza”. Ale jak to bywa w życiu, nie ma nic za darmo. Za tę „grzeczność” Ludwik Klinkosz – zgodnie z kolejnym punktem podpisanego „Porozumienia” – został prezesem Centrali Handlu Zagranicznego CIECH, która była pod całkowitą kontrolą Skarbu Państwa. Owo „Porozumienie” zawierało jeszcze jeden znaczący punkt. Mówił on o wchłonięciu majątku Chemii Polskiej S.A. przez CIECH. Do operacji tej jednak nigdy nie doszło, ponieważ okazało się, że zgłaszają się różne podmioty z roszczeniami z majątku spółek z tzw. „Trójkąta Buchacza”. Chodziło o roszczenia na podstawie rzekomo wystawianych weksli przez zarządy trzech spółek z czasów ich powstania, wiązanych z nazwiskiem Piotra Bykowskiego, – byłego doradcy Waldiego. Można domniemywać, iż owe weksle choć istnieją naprawdę, de facto opiewają na fikcyjne kwoty i nie mają odbicia w rzeczywistości. Jest to jeden ze sposobów „wydojenia spółek z resztek mleka przez nieuprawnionych dojarzy”.

    Jak dzisiaj wygląda sytuacja związana z „Trójkątem Buchacza”? Otóż dzisiaj istnieją i prowadzą działalność tylko dwie spółki: Chemia Polska i Międzynarodowa Korporacja Gwarancyjna. Natomiast Polski Fundusz Gwarancyjny został wchłonięty w 2004 roku przez Międzynarodową Korporację Gwarancyjną, aby uniknąć zaspokojenia roszczeń z weksli. Te dwie spółki znajdują się pod całkowitą kontrolą Skarbu Państwa. Jednak ich majątek jest zagrożony z tytułu niespłaconych weksli-fałszywek, między innymi na rzecz Krajowego Samorządowego Funduszu Pożyczkowego „Karbona” – Polska Grupa Spółdzielni Pożyczkowych – Spółdzielnia Osób Prawnych, którego założycielem i prezesem zarządu był… Waldemar Pawlak!

    Jakie stanowisko zajął polski wymiar sprawiedliwości? Otóż od roku 2004 toczy się postępowanie karne w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, a dotyczy między innymi podejrzenia sfałszowania weksli. Owe weksle mają obciążać spółki: Chemia Polska i Międzynarodowa Korporacja Gwarancyjna na rzecz pawlakowego Funduszu Pożyczkowego „Karbona” oraz kilku innych podmiotów.

    Kiedy w grudniu 2007 roku ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ćwiąkalski, jedną z jego pierwszych decyzji było… odsunięcie prokuratora prowadzącego śledztwo w sprawie „Trójkąta Buchacza”. Smaczku temu dodaje fakt, że Zbigniew Ćwiąkalski przed objęciem stanowiska ministra, jako adwokat był… pełnomocnikiem spółek, które dochodzą swoich roszczeń z weksli z rzekomego wystawienia ich przez spółki Skarbu Państwa.

    Kolejny raport NIK-u z roku 2008 mówi, iż majątek spółek z „Trójkąta Buchacza” – mimo odzyskania nad nim kontroli przez Skarb Państwa – nadal topnieje i jest szacowany na niewiele ponad 200 mln złotych. Zatem zapytuję retorycznie: – gdzie się podziała reszta majątku?




Waldemar Pawlak po roku 2000

    W latach 2001-2005 był prezesem zarządu Warszawskiej Giełdy Towarowej. Gdy jako dwukrotny były premier znalazł się na marginesie, rękę podał mu dobry znajomy Zbigniew Komorowski, który był potentatem zbożowym. Zrobił byłego szefa rządu prezesem podupadającej wówczas Warszawskiej Giełdy Towarowej. Waldi bał się tej funkcji, jak diabeł święconej wody. Było w niej zbyt dużo „rządzących”, a za mało… autentycznie pracujących. Chciał gwarancji, że giełdę da się wyprowadzić na prostą. Powiedział wówczas: „(…) były premier, który przegrał w partii i zbankrutował razem z giełdą, to byłby mój koniec”. Tak wspominał ówczesny członek Zarządu Warszawskiej Giełdy towarowej – Artur Żur. Jednak giełda nie zbankrutowała. Pawlak zaczął odbudowywać pozycję WGT na rynku. Ponieważ Pawlak interesował się nowymi technologiami w dziedzinie komputeryzacji, między innymi tzw. otwartym oprogramowaniem, wziął udział w uruchomieniu systemu transakcyjnego Warszawskiej Giełdy Towarowej. Jaki był tego skutek? Media milczały i nadal milczą.

    15 czerwca 2004 roku objął stanowisko przewodniczącego klubu parlamentarnego PSL, a na konferencji sprawozdawczo-wyborczej 29 stycznia 2005 został ponownie wybrany na prezesa partii. Tuż po przedterminowych wyborach w roku 2007 i zawiązaniu przez Platformę Obywatelską koalicji rządowej z PSL-em, – dnia 16 listopada 2007 roku Waldi objął urzędy ministra gospodarki i wiceprezesa Rady Ministrów w pierwszym rządzie Donaldinio Tuskoliniego.

    Na polecenie premiera 11 kwietnia 2010 został wiceprzewodniczącym Międzyresortowego Zespołu do spraw koordynacji działań podejmowanych w związku z zamachem Smoleńskiem. Zarówno zespół, jak i jego przewodniczący byli – rzec by można – taką „sztuką dla sztuki”, a pozornym ich działaniom nie było końca. Oczywiście za pieniądze podatników.

    Dziesięć dni później zadeklarował start w przedterminowych wyborach prezydenckich z ramienia PSL. W wyborach prezydenckich uzyskał 1,75% poparcia i nie liczył się w „wyścigu” do fotela prezydenckiego. 20 maja 2010 został powołany przez pełniącego obowiązki prezydenta RP – Bredzisława Komoruskiego w skład Rady Bezpieczeństwa Narodowego i był jej członkiem do 11 grudnia 2012 roku. Po ostatnich wyborach parlamentarnych w roku 2011 uzyskał w okręgu płockim 24 491 głosów, które gwarantowały Waldiemu immunitet poselski. Zachował zatem stanowiska wicepremiera i ministra gospodarki w drugim rządzie Tuskoliniego.

    17 listopada 2012 nadszedł czas kolejnego już XI kongresu PSL, na którym członkowie partii mieli wybrać swojego lidera. Pruszków, gdzie odbywał się kongres – nie był dla Waldiego szczęśliwy. W głosowaniu otrzymał 530 głosów, przegrywając z Januszem Piechocińskim, na którego zagłosowało 547 delegatów. Po tej porażce Waldi doszedł do wniosku, że nadszedł już najwyższy czas zrezygnowania z kontynuowania kariery politycznej, choć z tym zamiarem nosił się już od jakiegoś czasu. Zbyt dużo złego działo się wokół jego osoby i… nie pachniało maciejką. Dwa dni po tym kongresie podał się do dymisji, a 27 listopada dymisja została przyjęta.




Jak Waldi nabił Polaków w sowiecką gaz-rurę

    W latach 2005-2007, kiedy to Rzeczpospolitą zawiadywało Prawo i Sprawiedliwość wraz z niezbyt fortunnymi koalicjantami LPR i Samoobroną, nadrzędnym celem jaki stawiał sobie ówczesny rząd, był polski interes narodowy. Stąd też wdrożono projekt dywersyfikacji dostaw energii, nad którym czuwał Piotr Naimski w randze pełnomocnika ds. dywersyfikacji w Departamencie Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii. Ów projekt dotyczył posunięć mających na celu uniezależnienie się od dostaw ropy i gazu z Federacji Rosyjskiej jako jedynego dostawcy. W grę wchodziła budowa Gazoportu w Świnoujściu, pozwalającego w niedalekiej przyszłości sprowadzać gaz z Bliskiego Wschodu i Norwegii, a także pilne rozpoczęcie prac geologicznych w poszukiwaniu kolejnych pokładów gazu łupkowego na obszarze Polski i oszacowaniu wielkości tych złóż. Natomiast po wykonaniu tego etapu, gaz łupkowy miał zabezpieczyć około 20% zapotrzebowania rynku na paliwo gazowe.

    Kiedy 21 października 2007 roku wybory do parlamentu wygrała Platforma Obywatelska i za koalicjanta obrała PSL, dało się zauważyć, iż platformersko-pawlakowy rząd absolutnie nie jest zainteresowany uniezależnieniem się od dostaw ropy i gazu z rosyjskich pokładów. Stąd też zaprzestano kontynuacji realizacji projektu dywersyfikacji dostaw energii i… podziękowano Piotrowi Naimskiemu za pracę w Departamencie Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii. Decyzją ministra gospodarki Pawlaka, w marcu 2008 roku ów departament zlikwidowano, a zatrudnionym w nim pracowników posłano na… „zieloną trawkę”, wszak zbliżała się wiosna i o świeżą trawkę nie było trudno. Najpierw „przewietrzenie”, a potem „wywianie” tak ważnego ogniwa ze struktur sektora gospodarki było najlepszym dowodem na to, iż platformersom i „pawlakowemu plemieniu” ewidentnie zależało na podtrzymaniu uzależnienia dostaw nośników energii z Federacji Rosyjskiej. Już nawet nie kryli się ze swymi zamiarami, jakże niekorzystnymi dla polskiego interesu narodowego. Ogłosili bowiem chęć zacieśnienia współpracy z… rosyjskim Gazpromem i poparli tego dostawcę jako monopolistę na polskim rynku paliw!

    Trzeba tu przywołać z pamięci jakże ważny fakt, a mający miejsce 18 lutego 1995 roku z Waldemarem Pawlakiem w roli głównej. Otóż 18 lat temu nie kto inny, jak Waldi o kamiennej twarzy podpisał umowę z Rosją na bardzo niekorzystnych dla Polski warunkach. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, iż Pawlak nie był świadomy treści owej umowy. Ale po głębszej analizie nikt, kto ma pojęcie, na czym polega dbanie o interes narodowy i choć troszkę „otarł się” o podstawowe zasady ekonomii, nie powinien mieć wątpliwości, iż Waldi działał na szkodę Narodu Polskiego. Na mocy tej umowy, na wyraźny wniosek ówczesnego prezesa Gazpromu – Rema Wiachiriewa, do polskiej firmy EuRoPol-Gaz (bez zgody jej zarządu) włączono trzeciego akcjonariusza – Gas-Trading, którego udziałowcem był Bartimpex Aleksandra Gudzowatego. Wówczas też ustalono strukturę Gas-Trading, w którym 43% udziałów należy do firmy Polskie Górnictwo Naftowe i Gazowe (PGNiG), 36% do Bartimpex-u A. Gudzowatego i blisko 16% do Gazpromu-Export. Jak widać po wysokości udziałów, – PGNiG nie ma decydującego zdania w podejmowaniu decyzji. Tak było przed prawie dwudziestu laty. A jak było kilka lat temu i jak jest dzisiaj? Otóż 2 września 2009 roku będący wówczas premierem Władimir Putin powiedział, cyt.: „W swoim czasie wybudowaliśmy system gazociągów przez Polskę i w porozumieniach międzyrządowych napisane jest, że własność tego systemu musi być podzielona między polską a rosyjską firmą 50 do 50%, a tu nagle się okazało, że fizyczna osoba z polskiej strony ma 4%, chociaż praktycznie w 100 procentach Gazprom finansował cały ten projekt. Nie chcę tutaj nikogo winić i myślę, że po prostu trzeba spojrzeć na korupcyjność tej decyzji”.

We wrześniu 2009 roku Putin wyraził wolę, aby odtąd rurociąg jamalski należał do rosyjskiego Gazpromu i PGNiG, a spółka Gas-Trading zniknęła z akcjonariatu EuRoPol-Gaz, a więc ma zniknąć ta firma, która do tej pory zarządzała polskim odcinkiem tego rurociągu. Do tej pory struktura własności EuRoPol-Gaz wyglądała następująco: Gazprom – 48 %., PGNiG razem z Gaz-Trading – 52 %, co gwarantowało, że te dwie spółki posiadające w sumie większościowy pakiet akcji będą reprezentować polskie interesy. Dotychczas obowiązywał zapis, który stanowił: „Jeśli zarząd EuRoPol-Gaz nie będzie w stanie podjąć decyzji zwykłą większością głosów, o wyniku głosowania rozstrzyga prezes nominowany przez PGNiG”.

    Jest rzeczą zauważalną, iż w polityce zagranicznej Federacji Rosyjskiej ropa i gaz stanowią ekspansywną „kartę przetargową”. Zatem słowa Tuskoliniego, jakie wypowiedział we wrześniu 2009 roku na konferencji prasowej po spotkaniu z premierem Putinem, iż „gaz w relacjach polsko-rosyjskich nie może być i nie powinien być przedmiotem polityki, a wyłącznie dobrze pojętego wspólnego interesu” zasługują na miano… bajki z mchu i paproci. Natomiast co narzucił Putin? Według jego dyrektywy 50/50%, kluczowe decyzje mają odtąd zapadać na zasadzie jednomyślności. Przecież takie rozwiązanie praktycznie umożliwi Rosjanom forsowanie własnego stanowiska i podejmowanie końcowych decyzji. Z punktu widzenia polskiego interesu odbije się ono szczególnie szkodliwie w kwestii naliczenia i egzekwowania wysokości opłat za transport gazu przez Polskę oraz przepłacanie za 1 metr sześcienny tego paliwa.

    Zrozumiałe jest, że każdy kraj korzystający z tranzytu przez obce terytorium, chce ponosić jak najmniejsze opłaty z nim związane. Ale szczytem buty i bezczelności Putina i jego doradców było zakwestionowanie taryfy zatwierdzanej uprzednio przez Urząd Regulacji Energetyki. Smaczku dodaje fakt, iż w latach 2006-2009 Rosjanie nie uiszczali pełnej należności zgodnie z polską taryfą. Dług Gazpromu z tego tytułu urósł do 410 milionów USD, który po przeliczeniu na polską walutę wynosi ponad 1,2 miliarda PLN-ów!!!

    Jest rzeczą nader oczywistą, że wykluczenie firmy Gas-Trading (zawiadującą tranzytem gazu w Polsce) z akcjonariatu EuRoPol-Gaz-u nie leży w interesie Polski. Ale Waldi i Donaldinio uznali, że jedno zdanie rosyjskiego premiera ma moc wiążącą i trzeba się podporządkować woli tego KGB-owca. Zgodzili się na wszystkie warunki nowej umowy gazowej z Rosją. Gazprom, PGNiG i przejęty przez Rosjan EuRoPol-Gaz we wspólnym komunikacie z dnia 27 stycznia 2010 roku poinformował, że rząd Tuska skapitulował wobec wszystkich żądań Putina i przyjął bez najmniejszego szemrania narzucone przez Rosjan warunki. W komunikacie mówi się wyraźnie, cyt.: „(…) Zostały rozwiązane problemy przesyłu gazu należącego do ОАО Gazprom przez terytorium Rzeczpospolitej Polskiej i działalności spółki EuRoPol-Gaz S.A. Strony uważają za uregulowane rozbieżności odnośnie opłaty stawki tranzytowej za przesył gazu rosyjskiego przez terytorium Polski w latach 2006-2009”. Niestety, doszło do tego, że w lutym 2010 roku rząd Tuskoliniego zgodził się na podpisanie tej jakże niekorzystnej umowy. Ze strony polskiej podpisał ją minister gospodarki, wicepremier Waldemar Pawlak. W sumie wyszło na to, że… Waldi i Tuskolini dali Sowietom d**y i jeszcze na dodatek podarowali im 1,2 miliarda złotych. Podarowali pieniądze, które powinny zasilić nasz Skarb Państwa, nie zaś konto bankowe Gazprom-u i prywatne konto Putina. Ale jak dalej wykażę, nie były to wszystkie pieniądze, jakie zostały podarowane Rosjanom.

    Przyjęcie dyrektywy Putina przez Waldiego i Donaldinio w tym gazowym biznesie powinno być powodem do postawienia obydwu tych ancymonów przed Trybunałem Stanu, ale takim z prawdziwego zdarzenia. Polacy żyli w wielkiej nieświadomości odnośnie tej niefortunnej dla Polski umowy. Z racji samych nieprawidłowości, a nie boję się tu użyć określenia… zdrady stanu, jakiej się dopuścił Pawlak i Tusk, umowa ta była skrzętnie skrywana przed opinią publiczną. Ale w końcu czerwca 2010 roku ktoś miał w tym interes, aby ujawnić część tej tajemnicy. I tak, w kwestii kwoty należnej za tranzyt gazu, jaką Gazprom ma płacić Polsce, okazało się, że stawki są niższe nawet od tych, które FR płaci totalitarnej i reżimowej Białorusi! Umowa stanowi, że od marca 2010 roku za tranzyt 1 tysiąca metrów sześciennych gazu na odległość 100 km Gazprom zapłaci Polsce równowartość 1,74 USD, natomiast dla porównania – Białoruś otrzymuje 1,88 USD, a Ukraina aż 2,74 USD! Dalej umowa stanowi, że Polska daruje Rosjanom dług w wysokości 180 mln USD – tj. kwotę, jaką Gazprom był winien spółce EuRoPol-Gaz przez okres czterech lat niepłacenia prawidłowych stawek. Wcześniej naliczone z tego tytułu zadłużenie mówiło o kwocie 410 mln USD, nie zaś o 180 mln USD. Różnica wynosząca 230 mln USD w tym zadłużeniu wynikła z faktu, iż strona rosyjska nie respektowała stawek za tranzyt gazu określonych w taryfie zatwierdzonej przez polski Urząd Regulacji Energetyki. Bardzo istotną sprawą w przedmiotowej sprawie było zwołanie w Warszawie walnego zgromadzenia akcjonariuszy spółki EuRoPol-Gaz, do której należy tranzytowy gazociąg przez Polskę. Celem tego zebrania było zatwierdzenie bilansów spółki nie tylko za 2009 rok, ale także za lata 2006-2008, niezbędnych do podjęcia kroków zmierzających do umorzenia długu Rosjanom.

    Po niespełna dziewięciu miesiącach, Waldi popisał się kolejnym „wazeliniarstwem” wobec Sowietów, tym samym ponownie zadziałał na szkodę polskiego interesu narodowego, który coraz głośniej woła o pomstę do Nieba. Otóż w październiku 2010 roku podpisał porozumienie z wicepremierem Rosji – Igorem Sieczinem o dodatkowych dostawach rosyjskiego gazu do Polski, choć z energetycznego punktu widzenia, – absolutnie nie było potrzeby zwiększenia jego dostaw. Przypadek ten wyraźnie wskazuje, iż Waldi uległ lobbingowi na rzecz Federacji Rosyjskiej, bądź też… sam lobował, czego nie można wykluczyć. Jakie stanowisko zajął wówczas rząd Tuskoliniego? W swoim zwyczaju – jak każdą porażkę – przekuł w sukces i nagłośnił w maistreamach jako dowód świadczący o bardzo dobrych stosunkach z Kremlem. Jak one były i są dobre, niech zobrazuje poniższy przykład, z kim Waldi podpisał to porozumienie. Otóż, jak donosił portal Wikileaks – jest to ten sam Igor Sieczin, który polecił wstrzymać dostawy ropy naftowej z Rosji do rafinerii Mazeikiu Nafta, na Litwie w roku 2006. Był głównym wykonawcą polityki energetycznej Kremla. Sieczin wydał takie polecenie na początku lipca 2006 roku, a do awarii rurociągu Przyjaźń, którym rosyjska ropa była tłoczona do Możejek, doszło w końcu lipca. Ta nieczysta wówczas gra Kremla miała zmusić PKN Orlen do zrezygnowania z kupna Mazeikiu Nafta, – zanim Komisja Europejska zatwierdzi tę transakcję. Z dalszych materiałów Wikileaks wynika, że amerykańscy dyplomaci w 2006 roku nie wykluczali, że w ślad za wstrzymaniem dostaw ropy do Możejek rurociągiem Przyjaźń, rosyjski wicepremier Igor Sieczin będzie próbował zakazać rosyjskim koncernom dostarczanie surowca tankowcami przez porty Primorsk i Butyngę.

    Czuję się w obowiązku wobec Czytelników wskazać, na czym polegał ten „pawlakowy sukces”. Pawlak zawarł i podpisał tę umowę do roku 2022, ale nastąpiło to dopiero po bardzo burzliwej debacie w Sejmie, która odbyła się z inicjatywy i na wniosek PiS-u. Była ona konieczna, gdyż Donaldinio i Waldi forsowali wariant umowy, która miała obowiązywać aż do roku 2037!!! Artykuł 1. protokołu zobowiązywał Polskę do zakupu gazu już w 2011 roku łącznie w ilości 10,5 mld m3, a w latach 2012-2022 ma to być 11 mld m3 rocznie. Wcześniej wystarczało nam 7,4 mld. Skąd zatem wzięła się zawyżona ilość zakontraktowanego gazu? Według Kremla, ma obowiązywać opcja „bierz i płać”, a więc płać także wtedy, kiedy nie jesteś w stanie zużyć tego gazu. Poza tym, – jak zrelacjonował Zbigniew Kuźmiuk, ekonomista i poseł PiS-u – w kontrakcie zawarte są: formuła cenowa kupowanego gazu oparta na cenach ropy naftowej i ceny prawie 2-krotnie wyższe niż te, po jakich Rosja chciała ostatnio sprzedawać gaz Chinom i znacznie wyższe niż dla innych odbiorców w Europie Zachodniej. Ponadto zakazuje reeksportu przez Polskę gazu kupionego w Rosji. Ponadto nastąpiło oddanie władzy spółki EuRoPol-Gaz rosyjskiemu Gazprom-owi i doprowadzenie polskiej firmy na skraj bankructwa, bo ceny za przesył gazu do Niemiec są niższe niż te, które Gazprom płaci Białorusi i Ukrainie. Polska ma także darować Rosjanom kilkadziesiąt milionów dolarów kar, jakie powinni zapłacić spółce EuRoPol-Gaz.

    Jest bardzo podejrzane i zadziwiające, że Polska mająca ponoć bardzo dobre stosunki z Rosją - jak twierdzi MSZ i Tuskolini, - musiała dokonać tych wszystkich ustępstw, żeby kupić od Rosjan 2 miliardy metrów sześciennych rzekomo brakującego nam gazu, który to wcześniej dostarczała nam spółka rosyjsko-ukraińska RosUkrEnergo. Przestała nam ten gaz dostarczać tylko dlatego, że Rosjanie zdecydowali się tę spółkę rozwiązać a jej zobowiązania w dostawach oficjalnie przejąć, oczywiście naliczając sobie za gaz wyższą cenę. Zakup dodatkowych 2 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie przez okres 11. najbliższych lat wydaje się być dywersją na polskim przemyśle i finansach. A przecież za niespełna 3,5 roku ma być oddany do użytku Gazoport w Świnoujściu.

    Podobnie jak poprzednia umowa, tak i ten kontrakt został owiany tajemnicą. Wiemy tylko, że kupujemy przecież gaz nie na kredyt, ale za gotówkę, płacimy bez zbędnej zwłoki, ceny gazu są niezwykle korzystne dla sprzedającego czyli Gazpromu, a jeszcze żeby ten kontrakt realizować, musimy dokonać całego szeregu ustępstw na rzecz rosyjskiej firmy. Po prawie trzech latach od momentu podpisania tej umowy dowiadujemy się, że do tej pory po niefortunnej decyzji Pawlaka, rząd PO-PSL błaga Gazprom o obniżkę ceny kupowanego w Rosji gazu. Niestety, bezskutecznie, wszak nie można potraktować 10-procentowej obniżki jako sukces, choć mainstreamy odtrąbiły zwycięstwo PGNiG i Waldiego w negocjacjach z Sowietami. Chodziło o obniżkę rzędu 300 mln USD rocznie czyli po obecnym kursie dolara przynajmniej 1 mld zł rocznie, co mogłoby oznaczać obniżkę cen gazu zarówno dla przedsiębiorstw jak i gospodarstw domowych na poziomie 20-25%, nie zaś 10%. Doprawdy nie wiem, jak tłumaczyć nieustępliwość Rosjan wobec Polski. Jest ona zastanawiająca w sytuacji, kiedy Waldi i Tuskolini, jak i szef MSZ Radek Zdradek odmieniają dobre stosunki z Rosją przez wszystkie znane przypadki polskiej deklinacji.

    Jakże istotne jest i to, że kraje Europy Zachodniej uzyskały nie tylko upusty cenowe, ale także możliwość płacenia za 20-30% dostaw z Rosji po cenach kontraktów spotowych, które obecnie wynoszą zaledwie 50% cen gazu ustalanych w oparciu o ceny ropy naftowej. Tak więc dzięki niefrasobliwemu Pawlakowi, podpisany kontrakt gazowy z Rosją doprowadził do tego, że kupujemy sowiecki gaz po najwyższych cenach w Europie!!!

    Z jednej strony można domniemywać, że Waldi, który podpisał tak niekorzystną dla Polski umowę – jest po prostu skończonym idiotą. Ale z drugiej strony,… powiedzmy sobie szczerze, Pawlak chyba aż takim głupcem nie jest. Jako absolwent politechniki, posiada zapewne elementarną wiedzę. Przez ładnych parę lat jest parlamentarzystą, więc nabrał już sporego doświadczenia. Zatem jeśli nie głupota lub kiepski stan wiedzy, to kto lub co spowodowało, że Waldi podpisał tak niekorzystną dla Polski umowę? Szukając odpowiedzi na tak postawione pytanie, można – niestety – tylko dywagować. Póki co, jeszcze ten rodzaj retoryki nie jest w Polsce karalny, więc mogę sobie na niego pozwolić. Być może za jakiś czas prawda ujrzy światło dzienne. Idę o zakład, że któraś z ewentualności, które poniżej wymieniłem, znajdzie odzwierciedlenie Ale dzisiaj według mnie, najbardziej prawdopodobna była jedna z dwóch ewentualności. 
Pierwszą z nich mogła być po prostu… korupcja. Korupcja, w której w grę być może wchodziła kwota od 5 milionów USD w górę.
Natomiast drugą ewentualnością mógł być… pospolity szantaż. Ty podpiszesz ten kontrakt, a my… nie będziemy cię niepokoić „kwitami”, bądź… darujemy życie tobie i twoim bliskim. Kto może być tym „my”? Pozostawiam to w domysłach Czytelników. Tam, gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze liczone w miliardach dolarów, brutalność ludzka potrafi czasem przybrać najgorsze i wyrafinowane formy zezwierzęcenia.




Waldek od Pawlaków za polityczno-rządową burtą

    Dziś Waldemar Pawlak chce – jak deklaruje – zająć się uczciwą robotą i całkowicie poświęcić się pracy na rzecz straży pożarnej. Oznacza to, iż dotychczasowa jego praca… nie była uczciwą, do której w sposób pośredni się przyznał. Przykładów na to mamy aż nadto. Ale jak się wydaje, odejście Pawlaka z polityki jest podyktowane nie przegraną z Januszem Piechocińskim w przewodzeniu PSL-em, co media głównego ścieku uznały za powód. Dał się bowiem zauważyć – mimo kamiennej twarzy – lęk przed odpowiedzialnością za jego podejmowane decyzje, a uderzające w polską rację stanu i polski interes narodowy oraz wydatną pomoc PSL-owskiego ugrupowania koalicyjnego w kontynuowaniu bandyckiej i zdradzieckiej polityki Tuska wobec Narodu.

    Waldi zauważył, iż brnie w coraz większe „szambo”, z którego wydostanie się za jakiś czas „suchą nogą” może graniczyć z cudem. Uważa, że usunięciem się ze sceny politycznej ocali swą wolność i… nie stanie w przyszłości przed sądem. Takim niezawisłym i z prawdziwego zdarzenia. Tak, tak, panie Kargul,… tfuuu, chciałem rzec:… panie Pawlak! Jest wina,… musi być i kara. Tak stanowi prawo, które z taką ochotą i zaangażowaniem rządząca koalicja stosuje wobec przeciętnego Kowalskiego za dużo, dużo mniejsze przewinienia.




Wątek z życia prywatnego Pawlaka

    Jeśli ktoś dzisiaj kojarzy Waldiego ze wsią Pacyna i pracą na gospodarce rolnej, to ma nieaktualne informacje. Od ponad pięciu lat ten „bohater o kamiennej twarzy” zamieszkuje w okazałym i pięknym apartamentowcu w Żyrardowie pod Warszawą, tuż obok dworca kolejowego. Są to dwa połączone mieszkania o łącznej powierzchni 114 metrów kwadratowych. Co spowodowało, że Waldi wyemigrował do obcego dla niego miasta? Nie co, a… kto? – należałoby zapytać. Otóż przygnała go w te strony… elegancka blond kobieta. To 44-letnia Iwona Katarzyna Grzymała (na zdjeciu), rodem z Ciechanowa. To do niej formalnie należy to mieszkanie. Trzeba tu wspomnieć, iż Waldi ma za sobą kilka nieudanych związków małżeńskich, a z ex-żoną Elżbietą ma troje dzieci. Jeździ codziennie do Warszawy do pracy koleją. Jeździ sam. Twierdzi, że nie potrzebuje ochrony BOR-u. Nawet jego sąsiedzi w aparamentowcu nie wiedzieli, że były wicepremier jest ich sąsiadem. Cichutki, skromniutki, chodzący na paluszkach Waldi? Tak, bo "swoje" już zrobił. Teraz nie chce się nikomu rzucać w oczy, nie chce kontroli skarbowej i... procesów sądowych, bo... za dużo "ma za uszami". My to wiemy i on też. Oczywiście nie mam najmniejszego zamiaru powielać mniej lub bardziej prawdziwych informacji dotyczących prywatnego życia Pawlaka, wzorem kolorowych piśmideł dla ćwierćinteligentów. Poruszyłem ten wątek, albowiem blond kobieta – konkubina 54-letniego Waldiego odgrywa w jego życiu podwójną rolę: kochanki i… operatywnej bizneswoman, jakże jemu przydatnej w „kręceniu lodów” poza sferą świata polityki.

    Pani Iwonka to postać z dość licznego „towarzystwa Waldemara Pawlaka”, w którego skład wchodzą przede wszystkim sąsiedzi ze wsi, koledzy ze studiów i straży pożarnej. Pani Iwonka Grzymała nie znalazła się w życiu Waldiego przypadkiem. Od wielu lat bowiem zarabia w spółkach związanych z Pawlakiem. Przez 5 lat zasiadała w zarządach dwóch takich firm. Jeszcze o Iwonce będzie tu głośno. Trzeba nadmienić, że przed dziesięcioma laty Iwonka nie należała do majętnych osób. Kilka lat temu wraz z Pawlakiem gnieździła się w małym mieszkaniu w obskurnym bloku z wielkiej płyty w Żyrardowie. Ale dzięki pieniądzom zarabianym na styku prywatno-publicznym, mogli przenieść się do atrakcyjnego mieszkania. Zresztą Iwonka nie kupiła apartamentu od dewelopera, – jak większość z nas. Nabyła go od firmy, która kiedyś była własnością Pawlaka, a dziś jest zarządzana przez jego kolegę.




Strażackie „kręcenie lodów” z konkubiną w tle

    Wydawać by się mogło, że na ochotnikach strażakach…młodszych i starszych sikawkowych zarobić się nie da. Otóż… da się. Najlepiej wie to Waldi, który zapanował nad tą wielką organizacją. Związek strażaków ochotników liczy około 700 tysięcy członków skupionych w ponad 18 tysiącach oddziałów. Zarząd Główny, którego prezesem od lat jest Pawlak, kontroluje ogromny majątek. I nie są to prywatne fundusze, a… publiczne środki. Rocznie strażacy ochotnicy dostają 50-60 milionów złotych dotacji, między innymi z resortów spraw wewnętrznych czy obrony. Fundusze te są dla Waldiego łakomym kąskiem, w dodatku bardzo łatwe do „ugryzienia” i bez ponoszenia wielkiego ryzyka towarzyszącego zwykle przy wszelkiego rodzaju „mega-przekrętach”.

    W „strażackim kręceniu lodów” trudno posądzać Waldiego o czyste sumienie. Okazało się, że jako prezes strażaków ochotników pozwalał zarabiać firmie, w której przez pięć lat prezesowała jego blond-konkubina. Chodzi tu o spółkę Internetowy Instytut Informacji – w skrócie zwaną „3i”, która miała siedzibę w Płocku. Firma ta od lat generuje około 90% zysków ze zleceń Zarządu Głównego OSP. Zarabia głównie na obsłudze informatycznej strażackiego zarządu. Nie gardzi też świadczeniem usług portiersko-recepcyjnych na rzecz ZG OSP. Ciekawostką jest to, że Waldi był swego czasu udziałowcem spółki „3i”, a w rzeczywistości kontroluje ją do dziś. Sam Pawlak podkreślał, iż strażacki związek, którym dowodzi – zawsze dział i działa transparentnie. Że konkursy i przetargi na usługi są na porządku dziennym. Mówić można wiele, ale czy ma to jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości?

    Michał Majewski i Paweł Reszka – redaktorzy portalu dziennik.pl, których trudno posądzać o antagonistyczne nastawienie do rządzącej koalicji oraz Tuska i Pawlaka postanowili sprawdzić, jak w rzeczywistości wygląda ta… pawlakowa transparentność i w jaki sposób firma „3i” pani Iwonki… „załapuje się” na zlecenia pawlakowego związku sikawkowych. Po rozmowie z Jerzym Maciakiem – dyrektorem Zarządu Wykonawczego Związku OSP wszystko było jasne. Dyrektor Maciak naopowiadał dziennikarzom, iż: „Firma „3i” realizowała wiele ciekawych projektów, więc zaproponowała nam współpracę, a my skorzystaliśmy z jej usług”. Nie wspomniał ani słowem o konkursie czy przetargu. Po co jakieś tam konkursy czy przetargi! Przecież firma pani Iwonki musi nieźle zarobić, a nie użerać się z konkurencyjnymi firmami i „schodzić z ceny”, aby wygrać przetarg. Tak oto Waldi przestrzega ustawę o zamówieniach publicznych!




Spółka „3i”… lekiem na puste konto bankowe

    Ta niewielka spółka „3i” ma dość ciekawą historię związaną z Pawlakiem. Otóż Waldi zainteresował się tą firmą na początku lat dwutysięcznych. Zainspirowała go jej dość specyficzna działalność z punktu widzenia zawodowego, – jak powiedział. Ale nie powiedział, że owa spółka należała do… dzieci jego kolegów sikawkowych. „Potrzebowaliśmy pieniędzy na rozwój. A Pawlaka znałem, bo to kolega mojego ojca, który działa w straży", – tak tłumaczył 32-letni dziś mężczyzna, były prezes firmy „3i” – Tomasz Szkopek, który pochodzi z Dobrzykowa odległego 25 km od Pacyny, gdzie mieści się dom rodzinny Pawlaków. Waldi z ochotą zaangażował się w działalność spółki „3i”, wniósł pewien kapitał i stał się jej udziałowcem. W budynku Zarządu Głównego OSP w Warszawie przy ul. Oboźnej „załatwił” firmie „3i” pokój na siedzibę. W tym samym budynku, w którym miał swój sikawkowo-prezesowski gabinet. Wynajem był absurdalny z punktu widzenia prawa, bowiem Pawlak był jednocześnie najemcą biura (jako udziałowiec „3i”) i wynajmującym (jako szef sikawkowych). No, ale czego to nie robi się dla syna kolegi. Co „stolyca”, to „stolyca”. „Tera, bendom miastowe chłopy”! Tak więc Waldi mógł doglądać prywatnego interesu, nie wychodząc nawet z budynku.

    W roku 2003 spółką „3i” wstrząsnęło. Nie, nie z powodu jakiejś afery czy zagrożenia bankructwem. Władzę w spółce objęli:… konkubina Pawlaka – Iwona Katarzyna Grzymała oraz 23-letni wówczas Krzysztof Filiński. Kumpel Krzysiek jest obecnie szefem Agencji Rozwoju Mazowsza z politycznego nadania. Kto go tak wysoko awansował i kto go protegował? Ale oczywiście kumpel Waldi idzie w zaparte i nie pamięta, od kiedy zna Krzyśka. Ten z kolei przypomina sobie, że Waldiego miał przyjemność poznać podczas jednej z konferencji informatycznych. A to ciekawe, bo obaj są… sąsiadami ze wsi Pacyna, która liczy 220 mieszkańców i znają się jak łyse konie.

    Po przejęciu władzy przez panią Iwonkę i byłego sąsiada ze wsi, dotychczasowi wspólnicy pozbyli się firmy „3i”. Zabawili się w św. Mikołajów i… podarowali udziały w tej spółce… Fundacji Partnerstwo dla Rozwoju. Fundacja ta była związana z kolesiami z PSL. Pawlak dołączył do darczyńców, ale tylko pozornie, bowiem zaledwie po upływie trzech miesięcy został… prezydentem tej fundacji. I jak należy sądzić, nie pełnił tej funkcji charytatywnie. Co prawda, od roku 2006 prezydentem już nie jest, ale nie oznacza to, że stracił wpływ na organizację, mimo tego, iż przekazał prezydenturę innej osobie. Kogo tym razem szczodrze obdarował? Była to pani Marianna Jadwiga… Pawlak (na zdjęciu). Zbieżność nazwisk przypadkowa? Ależ skąd! Była to matka Waldiego. W ten oto sposób 71-letnia kobieta – rolnik z zawodu zarządza organizacją, która jest właścicielem firmy „3i” – spółki wyrosłej na sikawkowej kasie.  

    W roku 2001 blond Iwonce zamarzyła się… kariera polityczna. Skoro jej konkubent był „rasowym” politykiem, chciała jemu dorównać. Waldi zamieścił jej nazwisko na liście wyborczej do sejmu PSL-u. Ale w wyborach przepadła z kretesem. Dwa lata później objęła stanowisko prezesa spółki „3i”. Blond-konkubina Waldiego „dobra ciocia” dla jego kumpli weszła także do zarządu spółki Plocman, która stała na krawędzi bankructwa z odnotowaną w sprawozdaniu 150-tysięczną stratą za rok 2002. I tu ciekawy „zbieg okoliczności”: płocka firma Plocman należała do Wojciecha Nowsza, który był… kumplem Waldiego z czasów studiów.

    Pani prezes Iwona Grzymała w ciągu niespełna 10 miesięcy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a właściwie za wsparciem Waldiego "strozoka" doprowadziła do rewelacyjnego wyniku ekonomicznego w roku 2003. Księgowa firmy odnotowała przychody na poziomie miliona złotych i zysk prawie 90 tysięcy złotych, co przy dużych kosztach poniesionych za reklamę i promocje należy uznać za sukces. Na czym miało polegać owo wsparcie Waldiego? To proste i można się domyśleć. Ale fakty utwierdzają w przekonaniu, więc trzeba zostawić domysły, a wziąć pod uwagę tylko fakty. Otóż okazało się, że firma Plocman zaczęła robić interesy z… Zarządem Głównym Związku Ochotniczych Straży Pożarnych, który zlecił tej firmie opracowanie specjalnego oprogramowania i przeszkolenie ludzi. Dzięki tej współpracy Plocman nie tylko „stanął mocno na pęcinach”, ale przeżył spokojnie i w dostatku kilka lat bez obawy, że zbankrutuje. Sikawkowi od Pawlaków sypali do worka Plocmana pieniądze także w formie „grantów” w latach 2003, 2004 i 2007, a w roku 2005 podpisali z płocką firmą Plocman umowę na rozwój systemu komputerowego, jego wdrażanie, promocję i szkolenia. Zatem dzięki sikawkowym skorzystali bliscy i znajomi Pawlaka, kumpel ze studiów dostał dobre zlecenie, blond-konkubina pracę w zarządzie, a firma „3i” została udziałowcem Polcmana. 
No i wszyscy są zadowoleni dzięki Waldiemu i dzięki pieniądzom sikawkowych. Ale czy wszyscy rzeczywiście są zadowoleni? Co powie Naród na ten typowy nepotyzm, którego przykłady można by tu długo wymieniać??? A jeszcze do tego dodam, że żadne z prac na rzecz sikawkowych nie zostały zlecone na drodze przetargu, co oczywiście było naruszeniem obowiązującej ustawy o zamówieniach publicznych.

Ale nic to, wszak Pawlaka – jako byłego wicepremiera i ministra gospodarki ta ustawa przecież nie obowiązuje, bo i z jakiej racji?
Waldi łot Pawlaków to jezd gość! Jezd łun ważny i basta! A kto myśli inaczy, ten kiep…

 

       
______________________________ 
Artykuł napisany w oparciu o:
1) Były premier – prezesem Warszawskiej Giełdy Towarowej. wp.pl, 21.05.2001;
2) Czego boi się Waldemar Pawlak, dziennik.pl, 11 marca 2009;
3) Dudek A., Pierwsze lata III RP, ARCANA, Warszawa 2004;
4) Globalna wioska. pawlak.pl.:
5) Kuźmiuk Z. http://www.bibula.com/?p=44999
6) Najwyższy Czas, 4.06.2011, Nr 23;
7) Nasz Dziennik, 7.06.2013, Nr 131 (4670);
8) Pawlak W. gazeta.pl, 26.09.2001;
9) Pawlak szefem klubu PSL. wp.pl, 15.06.2004;
10) Prezydent.pl, 27.11.2012;
11) Rząd Waldemara Pawlaka odwołany. rp.pl, 2.03.1995;
12) Subotić M., Rzeczpospolita, 27-28.10.2007;
13) Serwis PKW – Wybory 2011;
14) Ścios A. Gazeta Polska nr 29/2010;
15) Trójkąt Buchacza, Rzeczpospolita, 23.08.2008;
16) waldemarpawlak.blog.onet.pl, 2.09.2006;
17) Władze i struktura – Instytut Zarządzania i Kadr. karbona.pl.;
18) Waldemar Pawlak znów u władzy. tvn24.pl, 30.10.2007;
19) http://www.naszdziennik.pl/wp/34964,partyjne-fru...
20) http://jazon.polacy.eu.org/553/waldemar-pawlak-c...
21) http://www.bankier.pl/wiadomosc/Sztukmistrz-z-Po...
22) http://pawelwieciech.salon24.pl/361320,kim-jest-...
23) http://www.aferyprawa.eu/index2.php?p=teksty/sho...
24) http://biznes.newsweek.pl/wikileaks--wicepremier...
25) Materiały własne

2 komentarze

avatar użytkownika Satyr1

1. Taki mały suplement

Przyznam się, że do tego atykułu z tego cyklu podchodziłem tak, jak... pies do jeża. Jakoś wyjątkowo jest mi "nie po drodze" z tym... starszym sikawkowym. Ale muszę zamieścić tu taki mały suplemencik do powyższego artykułu.

Już tak jest w nieuczciwym biznesie, że jeśli ma się kogoś wysoko postawionego w świecie polityki, to można… wymyślić zapotrzebowanie na jakąś usługę, która niekoniecznie jest potrzebna społeczeństwu, a nawet zbytkiem Tak było z Waldim, firmą Plocman i… Gminnych Centrach Reagowania w każdej gminie w Polsce. Ten sztuczny twór został powołany na potrzeby firmy Plocman tylko i wyłącznie dla zapełniania konta tej firmy państwowymi pieniędzmi.
Czyli… strozoki pod dowództwem pierwsygo sikawkowego Waldiego mieliby dbać o bezpieczeństwo w chwilach katastrof, wykorzystując komputery, oprogramowanie i systemy łączności właśnie z firmy Plocman, a wcześniej oczywiście szkoląc ludków w gminach. Na te zlecenia „załapała się” także firma „3i”. System ten był wdrażany pracowicie od 2003 r. Objął zaledwie… 100 gmin, a w dodatku… nie działa. Taka sztuka dla… sztuki.
Większość gmin podziękowała za ten system. Czyli jeśli sąsiad innej gminy mieć go nie będzie, to cały system jest do d**py. Jedna z pań sekretarz gminy na północnym Mazowszu wyjawiła, jaką będzie mieć korzyść gmina. A powiedziała tak, cyt.: „Jeśli przyjdzie kontrola, to będziemy przygotowani, bo z komputera można wydrukować instrukcje”. Do tego realnie sprowadza się rola „specjalistycznego oprogramowania” za grube nasze – jako podatników – pieniądze.
Ów system nie pomoże tej gminie w czasie klęski żywiołowej, na przykład do skoordynowania działań z sąsiadami. Bo sąsiedzi oprogramowania nie kupili.
Z kolei wójt gminy Iłów (gminy w pobliżu Pacyny, z której wywodzi się Waldi) stwierdził, cyt.: „Nie potrzebuję oprogramowania, żeby zapytać sąsiada, czy ma pożyczyć worki z piachem. Jak potrzebuję worków, to chwytam za telefon, a jak telefon nie działa, to mam radiostację.(…) Każda gmina ma swoją specyfikę i nie ma programu, który napisze uniwersalną instrukcję”.

Ręce opadają!

Pozdrawiam, Satyr 1  
 

avatar użytkownika Maryla

2. @Satyr1

Pan Waldek już sie nie boi, bo udało mu się wysiąść z okrętu na czas. Teraz boi się Piechociński, bo Rosjanie co i rusz przez swoje media przypominają o zobowiązaniach Pawlaka z czasów jego rządów. Wszystkie przekręty spółdzielni rolników pod prezesostwem Pana Waldka udało się zamieść pod dywan.

List do ministra gospodarki w sprawie podpisanej umowy gazowej z Rosją.


Kto sprzedał Polskę i na ile?


Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl